-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2024-01
Przebrnęłam przez tę pozycję jeszcze na pierwszym roku studiów i rzeczywiście, jeśli kogoś nie pociąga temat, ma pełne prawo poczuć się śmiertelnie znudzonym, szczególnie takimi zagadnieniami jak początki osadnictwa czy rozwój społeczeństw.
Zaletą książki Zabłockiej jest natomiast synchroniczność, z jaką omawia poszczególne epoki w dziejach państw Żyznego Półksiężyca, tym samym pozwalając stworzyć w miarę spójny i jednolity obraz Bliskiego Wschodu aż do czasów początków dominacji Achemenidów. No, a że miejscami język przyciężkawy...
Przebrnęłam przez tę pozycję jeszcze na pierwszym roku studiów i rzeczywiście, jeśli kogoś nie pociąga temat, ma pełne prawo poczuć się śmiertelnie znudzonym, szczególnie takimi zagadnieniami jak początki osadnictwa czy rozwój społeczeństw.
Zaletą książki Zabłockiej jest natomiast synchroniczność, z jaką omawia poszczególne epoki w dziejach państw Żyznego Półksiężyca, tym...
Ze wszystkich książeczek z serii "czarnych" mitologii ta urzekła mnie najbardziej: to nie tylko wykład kosmogonii i teogonii, ale też bezcenny zbiór hymnów i modlitw odczytanych z glinianych tabliczek, których poetycki kunszt i ponadczasowa aktualność poruszanych problemów - bezradność wobec przemijania, pokora wobec własnej niewiedzy - do dziś porusza i zaskakuje.
Przy okazji: po lekturze mitologii Mezopotamii Biblia nie wydaje się już taka oryginalna, a wobec poezji Dwurzecza izraelskie psalmy wypadają trochę blado jednak.
Ze wszystkich książeczek z serii "czarnych" mitologii ta urzekła mnie najbardziej: to nie tylko wykład kosmogonii i teogonii, ale też bezcenny zbiór hymnów i modlitw odczytanych z glinianych tabliczek, których poetycki kunszt i ponadczasowa aktualność poruszanych problemów - bezradność wobec przemijania, pokora wobec własnej niewiedzy - do dziś porusza i zaskakuje.
Przy...
2016-01
I jak oceniać? A przede wszystkim - co oceniać?
Babiloński epos znam ze znacznie lepszego, filologicznego tłumaczenia księdza Bromskiego, semiologa i specjalisty od języka akadyjskiego - przekład ten ukazał się zresztą jako reprint może 20 lat temu nakładem wydawnictwa Wacława Bagińskiego. Tłumaczenie Bromskiego ma sporo sensu, a do tego odznacza się charakterystycznym, surowym pięknem właściwym dla mezopotamskich tekstów.
Z ciekawości więc sięgnęłam i po przekład Langego - i przez całą lekturę towarzyszyło mi poczucie niesmaku na praktykę wydawniczą Armoryki, która raz po raz wypuszcza na rynek książki, które wręcz krzyczą o naukowe opracowanie, a nie otrzymują nic poza dyletanckimi przypisami, które zresztą więcej złego robią niż dobrego.
Przekład Antoniego Lange - bóg jeden wie, z jakiego dokonywany języka, bo o zaawansowaną znajomość akadyjskiego raczej go nie podejrzewam - nosi raczej ślady młodopolskiej estetyki, co całkowicie odbiera im urok archaicznych tekstów Dwurzecza. Oprócz samego Enuma Elisz (z mocno niekompletną tablicą VI, chociaż istnieją wersje pełniejsze) dostajemy jeszcze garść innych mitów, opracowanych tak, jak pozwalał na to i stan ówczesnej wiedzy mezopotamistycznej, jak i stan wiedzy tłumacza (i stan wiedzy redaktora naukowego Armoryki, o ile w ogóle ktoś taki istnieje).
Jako ciekawostka literacka są dopuszczalne, czemu nie, ale traktowanie tego tomiku jako źródła naukowego jest absolutnie niedopuszczalne. Wszystkim zainteresowanym serdecznie polecam odszukanie przekładu Enuma Elisz księdza Bromskiego ze względu na wartość estetyczną przede wszystkim, lub (dla mitów z drugiej części książeczki Armoryki) skorzystanie z którejś z licznych publikacji pań Łyczkowskiej i Szarzyńskiej o tekstach mezopotamskich dla poznania, czym mogą być.
Na Armorykę, w tym kontekście, trochę szkoda czasu.
I jak oceniać? A przede wszystkim - co oceniać?
Babiloński epos znam ze znacznie lepszego, filologicznego tłumaczenia księdza Bromskiego, semiologa i specjalisty od języka akadyjskiego - przekład ten ukazał się zresztą jako reprint może 20 lat temu nakładem wydawnictwa Wacława Bagińskiego. Tłumaczenie Bromskiego ma sporo sensu, a do tego odznacza się charakterystycznym,...
2014-07
Zacznijmy od truizmu: to jest specyficzna książka. Owszem, dlatego, że prezentuje wycinek literatury starej jak, no cóż, świat: trzeba pogodzić się nie tylko z tym, że niektóre teksty będą niekompletne, ale że będą również niejasne, odwołując się do doświadczeń zupełnie nieznanych współczesnemu czytelnikowi. Trzeba się też będzie pogodzić z tym, że jest to literatura w pewnym sensie prymitywna, której jedynym "literackim" ozdobnikiem są liczne powtórzenia i paralelizmy. Żeby docenić urok i swoiste surowe piękno przysłów, hymnów i dydaktycznych "opowiastek" z tego zbiorku najlepiej na chwilę zapomnieć o dokonaniach kunsztownej barokowej poezji...
Jeśli podróż w czasie z babilońskimi tekstami nie jest wystarczająco zachęcającą perspektywą, książeczka pani Łyczkowskiej może też nieźle posłużyć jako przyczynek do rozważań nad przekazywaniem pewnych idei - co bynajmniej nie świadczy o ich uniwersalności.
Kto uważnie przeczyta "babilońską literaturę mądrości" zauważy niechybnie podobieństwa między nimi a zbliżoną przecież geograficznie i kulturowo biblijną literaturą mądrościową. Jakby na to nie patrzeć, wszystkie przestrogi przed dawaniem fałszywego świadectwa czy przed kradzieżami brzmią aż podejrzanie znajomo.
Komu zatem wydaje się, że z Babilonem mamy wspólny tylko nierząd, a jeśli coś powstało przed naszą erą, to jest nieaktualne i obce, niech się przełamie i da szansę tej skromnej publikacji.
Zacznijmy od truizmu: to jest specyficzna książka. Owszem, dlatego, że prezentuje wycinek literatury starej jak, no cóż, świat: trzeba pogodzić się nie tylko z tym, że niektóre teksty będą niekompletne, ale że będą również niejasne, odwołując się do doświadczeń zupełnie nieznanych współczesnemu czytelnikowi. Trzeba się też będzie pogodzić z tym, że jest to literatura w...
więcej mniej Pokaż mimo to2007-02
Przekład Stillera jest zaskakujący, na pewno nie filologiczny, ale w pewien sposób doskonale oddający surowość i charakterystyczną konstrukcję tekstów mezopotamskich, z ich peryfrazami i powtórzeniami. Sama historia władcy Uruk to głęboka, stara mądrość, uniwersalna i ponadczasowa, wciąż aktualna. Dla mnie przejmująca.
Przekład Stillera jest zaskakujący, na pewno nie filologiczny, ale w pewien sposób doskonale oddający surowość i charakterystyczną konstrukcję tekstów mezopotamskich, z ich peryfrazami i powtórzeniami. Sama historia władcy Uruk to głęboka, stara mądrość, uniwersalna i ponadczasowa, wciąż aktualna. Dla mnie przejmująca.
Pokaż mimo to2021-05
Co zrobić, kiedy boli ząb? Kiedy dokucza gorączka? Jak poradzić sobie z nieodwzajemnioną miłością? Zjednać sobie przychylność losu? Biorąc pod uwagę, że na każde z tych pytań w ułamku sekundy Google daje tysiące odpowiedzi, można zaryzykować, że w najbardziej podstawowych, najważniejszych, najbliższych problemach nie różnimy się za bardzo od mieszkańców Mezopotamii sprzed blisko trzech tysięcy lat.
To chyba największa zaleta tej maleńkiej książeczki: w tajemniczych, często niezrozumiałych, odwołujących się do symboli zgoła obcych naszej kulturze widać prawdziwych ludzi, z realnymi problemami, z pragnieniami, lękami i troskami.
Autorka traktuje zresztą zaklęcia i wezwania do nadprzyrodzonych sił władających ludzkim losem jest zresztą tylko pretekstem do tego, żeby uchylić rąbka tajemnicy otaczającej starożytną Mezopotamię i przywołać jej mieszkańców w ich codzienności.
Co zrobić, kiedy boli ząb? Kiedy dokucza gorączka? Jak poradzić sobie z nieodwzajemnioną miłością? Zjednać sobie przychylność losu? Biorąc pod uwagę, że na każde z tych pytań w ułamku sekundy Google daje tysiące odpowiedzi, można zaryzykować, że w najbardziej podstawowych, najważniejszych, najbliższych problemach nie różnimy się za bardzo od mieszkańców Mezopotamii sprzed...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06
Książka ta chodziła za mną już od czasów studenckich, ale zawsze coś stawało mi na przeszkodzie - na przykład parszywy druk, rozpadająca się klejona okładka albo brak sensownych mapek. Przełamałam się wreszcie i powiem Wam, że mało która przedmowa do opracowania historycznego zaczyna się tak jak ta: od "przeczytałem tę książkę jednym tchem".
Ja też przeczytałam ją jednym tchem. Przeczytałam ją jak fascynującą, chwytającą za serce, zdumiewającą powieść, niekiedy z elementami zagadki i suspensu (jakiego miasta to ruina? gdzie znajduje się inne, tak ważne cztery tysiące lat temu? co się działo w tej luce, którą zostawia nagła przerwa w glinianej tabliczce?), a niekiedy z fragmentami niemal filozoficznymi - nie da się nie myśleć o przemijaniu, o nietrwałości tego, co uważamy za trwałe i nieprzemijające, kiedy czyta się o wielkich imperiach, których ślady na tysiąc lat pokrył piasek pustyni.
Dlaczego warto sięgnąć po tę książkę? Bo Roux ilustruje tę z trudem rekonstruowaną historię imperiów i podbojów prywatną korespondencją, codziennymi notatkami, podręcznikami szkolnymi. Tym wszystkim, co przypomina, że historia to nie daty i konflikty, tylko ludzkie losy, maleńkie i liczne jak ziarenka pustynnego piasku.
Książka ta chodziła za mną już od czasów studenckich, ale zawsze coś stawało mi na przeszkodzie - na przykład parszywy druk, rozpadająca się klejona okładka albo brak sensownych mapek. Przełamałam się wreszcie i powiem Wam, że mało która przedmowa do opracowania historycznego zaczyna się tak jak ta: od "przeczytałem tę książkę jednym tchem".
Ja też przeczytałam ją jednym...
2021-10
Zbiór otwierają bardzo stare i stosunkowo proste hymny do świątyń, składające się głównie z apostrof, jak litanie, wzbogacone opisowymi epitetami, w których już widać zaczątki sumeryjskiej wrażliwości - fajnie jest zobaczyć, jak ten wątek ewoluował w starobabilońskim hymnie do świątyni w Kesz.
W zbiorze znajdują się również pieśni do Enlila, Nanny, Nininsinanny, Baby i Ninurty - zwykle przypominają trochę litanie, opisują cechy i zakres działania, chwalą siłę i moc sprawczą bóstwa.
Największe wrażenie robią jednak pieśni samopochwalne Inanny i króla Szlugi z Ur, długie i opisowe, oraz pieśni towarzyszące rytuałowi zaślubin króla z boginią.
Zbiór otwierają bardzo stare i stosunkowo proste hymny do świątyń, składające się głównie z apostrof, jak litanie, wzbogacone opisowymi epitetami, w których już widać zaczątki sumeryjskiej wrażliwości - fajnie jest zobaczyć, jak ten wątek ewoluował w starobabilońskim hymnie do świątyni w Kesz.
W zbiorze znajdują się również pieśni do Enlila, Nanny, Nininsinanny, Baby i...
2021-11
Naprawdę chciałabym napisać, że pomiędzy tekstami babilońskimi i asyryjskimi a zbiorem tekstów sumeryjskich widzę wyraźne różnice w praktyce poetyckiej lub tematyce, ale - chociaż zauważalne - zebrane w tym zbiorku utwory dają satysfakcję czytelniczą na mniej więcej tym samym poziomie.
Jak zwykle mamy tu sporo hymnów modlitewnych, w których przeplatają się poetyckie inwokacje i bardziej fabularne części opowiadające mit, mamy obowiązkowe zaklęcia i kontrzaklęcia, jest trochę magii "leczniczej".
Mam też wrażenie, że niektóre z tłumaczeń spotkałam już w zbiorkach poświęconych magii i zaklęciom oraz w "literaturze mądrościowej".
Dla pasjonatów, jak wpadnie w rękę.
Naprawdę chciałabym napisać, że pomiędzy tekstami babilońskimi i asyryjskimi a zbiorem tekstów sumeryjskich widzę wyraźne różnice w praktyce poetyckiej lub tematyce, ale - chociaż zauważalne - zebrane w tym zbiorku utwory dają satysfakcję czytelniczą na mniej więcej tym samym poziomie.
Jak zwykle mamy tu sporo hymnów modlitewnych, w których przeplatają się poetyckie...
Językowo - przekład jak przekład, ze wszystkimi poprawkami na nieczytelność uszkodzonych fragmentów tabliczek, na egzotykę obyczajów odległych w czasie i przestrzeni, wreszcie na specyficzną estetykę mezopotamskich eposów.
Edytorsko istny koszmarek, szczególnie przez niechlujne przypisy. Książka sprawia takie wrażenie, jakby w wydawnictwie nie było ani korektora, ani redaktora, a do druku poszła wersja prosto z pliku .doc autora.
Największy problem mam z komentarzem do samego eposu, który zajmuje drugie tyle miejsca i w wielu wypadkach literalnie nic nie wnosi do rozumienia materiału. Najczęściej są to nudne streszczenia tego, co czytelnik już zdążył przeczytać w kolejnych tablicach, upstrzone nie wiadomo po co powiązaniami z tekstami biblijnymi - wiadomo, że kiedy sięgasz po epos z Dwurzecza najbardziej interesuje cię hebrajski Stary Testament, nie?
Żeby to jeszcze było ładnie napisane i ładnie poprowadzone...
Jedyny plus: można sobie porównać i ocenić, do jakiego stopnia Robert Stiller w swoim "spolszczeniu" (tfu!) eposu o Gilgameszu popłynął w stronę grafomaństwa.
Językowo - przekład jak przekład, ze wszystkimi poprawkami na nieczytelność uszkodzonych fragmentów tabliczek, na egzotykę obyczajów odległych w czasie i przestrzeni, wreszcie na specyficzną estetykę mezopotamskich eposów.
więcej Pokaż mimo toEdytorsko istny koszmarek, szczególnie przez niechlujne przypisy. Książka sprawia takie wrażenie, jakby w wydawnictwie nie było ani korektora, ani...