-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać342
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
2024-05-05
2016-12-31
2024-03-17
2024-01-30
2024-01-30
2024-01-20
2024-01-16
2024-01-12
Autorka bardzo ładnie poprowadziła relację romantyczną pomiędzy głównymi bohaterami, a motyw tajemniczego korespondenta jest jednym z moich ulubionych w książkach w ogóle. Po przeczytaniu czuję się jakaś taka rozbita- to głównie opowieść romantyczna z delikatnie zarysowanym tłem wojny z perspektywy przeciętnego człowieka i towarzyszącej mu codzienności, ale to wszystko jest napisane w punkt i z zachowaniem dobrego tempa. Poniekąd kojarzy mi się z ukochanymi "Listami do utraconej"- trochę ze względu na motyw z pisaniem listów, a trochę ze względu na emocje jakich dostarczyły mi obie książki. 8/10 z serduszkiem i chęcią poznania drugiego tomu.
Autorka bardzo ładnie poprowadziła relację romantyczną pomiędzy głównymi bohaterami, a motyw tajemniczego korespondenta jest jednym z moich ulubionych w książkach w ogóle. Po przeczytaniu czuję się jakaś taka rozbita- to głównie opowieść romantyczna z delikatnie zarysowanym tłem wojny z perspektywy przeciętnego człowieka i towarzyszącej mu codzienności, ale to wszystko jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-29
Spośród 3 przeczytanych przeze mnie książek Eleny Armas, nadal na miejscu pierwszym stoi The Spanish Love Deception. Tej tutaj przyznaję drugie miejsce na podium, nadal dobrze się bawiłam czytając, ale myślę że pojedyncza perspektywa z której opowiadana jest historia bardziej do mnie przemawia. Tak czy siak z niecierpliwością czekam na nową książkę autorki.
Spośród 3 przeczytanych przeze mnie książek Eleny Armas, nadal na miejscu pierwszym stoi The Spanish Love Deception. Tej tutaj przyznaję drugie miejsce na podium, nadal dobrze się bawiłam czytając, ale myślę że pojedyncza perspektywa z której opowiadana jest historia bardziej do mnie przemawia. Tak czy siak z niecierpliwością czekam na nową książkę autorki.
Pokaż mimo to2023-12-22
2023-10-27
2023-11-12
2023-08-21
2023-08-10
2023-06-26
2023-04-08
2023-03-04
2018-02-28
Listy do utraconej" pojawiły się na polskim rynku wydawniczym i nie zaczepiły mnie mówiąc "hej Ty! Na pewno chcesz przeczytać tak wspaniałą książkę!". Wiem, że wiele osób bardzo sobie zachwalało powieść Pani Kemmerer, ja jednak nie czułam się do niej przekonana. Nie do końca wiedziałam o czym opowiada, nie interesowało mnie jakie emocje wywołuje w czytelniku i w sumie przeszłam obok niej bardzo, ale to bardzo obojętnie. Do czasu aż natknęłam się na jedną recenzję (niestety nie pamiętam czyją), która ujęła mnie swoją prostotą i uczuciami w niej zawartymi. Autorka tak ładnie mówiła o tym tytule, widać było że nie siliła się na wyszukane słownictwo, a mimo że pisała chaotycznie, to prosto z serca. I to mnie ujęło. Na tyle, że chciałam natychmiast zmienić ten stan rzeczy i przeczytać polecaną powieść. Minęło parę dni zanim sfinalizowałam zamówienie i zanim ono do mnie dotarło, do tego czasu minął jednak najgorszy okres, w którym oddałabym za nią jedną nerkę.
Kilka miesięcy temu Juliet straciła matkę, która była korespondentką wojenną. Od tego czasu dziewczyna często przychodzi na cmentarz i zostawia na jej grobie listy. To była taka ich mała tradycja- nie mogąc być ze sobą tak często jak to możliwe, pisały do siebie słowa i wysyłały pocztą. Teraz jednak nastolatka nie umie sobie pogodzić ze stratą, aż pewnego dnia ktoś odpisuje na jej list, a konkretnie dopisuje do niego dwa słowa. Jest to Declan, który właśnie na cmentarzu odbywa swoje prace społeczne. Swego czasu chłopaka również coś złamało, coś co sprawiło że zmieniło się całe jego życie, skutkiem czego jest właśnie obowiązkowa praca na cmentarzu. Oboje nie mają pojęcia kto kryje się po drugiej stronie kartki, jednak czy lepiej jest znać kogoś czy żyć wyobrażeniami na jego temat?
Nie ma w tej książce rzeczy, która by mi się nie podobała. Naprawdę nie ma. Bardzo dawno nie spotkałam się z tak mądrą i przejmującą powieścią dla młodzieży i jestem pewna, że znalazłam właśnie perełkę wśród gatunku. Jeśli mielibyście przeczytać tylko jedną książkę w tym miesiącu, to niech to będą "Listy do utraconej". Zobaczycie jak autorka cudownie relacjonuje nam historię, jak splata ze sobą losy Juliet i Declana, w jaki piękny sposób pisze o radzeniu sobie ze stratą, a to wszystko na powierzchni niecałych czterystu stron. Ta opowieść nie zawiera w sobie scen erotycznych, nie jest ckliwa, ani przedramatyzowana, a jej głównym filarem wcale nie jest wątek romantyczny między dwójką nastolatków, a rodząca się między nimi nić porozumienia. Ta książka przypomina mi moje ulubione tytuły, które czytałam parę lat wstecz, a jednocześnie wiem że się od nich różni, tak samo jak różni się mój gust i moje podejście do nich.
Juliet i Declan to postacie bardzo realistyczne, mają problemy z którymi radzą sobie najlepiej jak mogą, ale czasem nawet to nie wystarcza. Na przestrzeni stron widzimy jak zmienia się (głównie) podejście Juliet do Declana (będę nadużywać tych imion, ponieważ są piękne!), która na początku uważa go za gbura, który chciałby każdego skrzywdzić. Sam Declan jest przyzwyczajony do takich spojrzeń i zachowań, chociaż jest tak daleki od robienia krzywdy innym, jak tylko być może. Cała historia ma dwóch narratorów i to bardzo mi się podoba! Wiem co czuje Declan, co czuje Juliet, jak patrzą na siebie wzajemnie i jak ich relacja ewoluuje do przyjaźni. Opowieści z tajemniczymi korespondentami jest dość sporo, chociażby "P.S. I like you", "Tak wygląda szczęście"czy "Lato koloru wiśni"- każdą z nich uwielbiam, co może świadczyć też o tym, że po prostu motyw pisania listów lubię bardziej niż podejrzewałam. Jeśli chodzi o moje prywatne polecenia, to "Listy do utraconej" przypominają mi lekko "Idealną chemię" i "Pułapkę uczuć". W zasadzie to łączy je tylko miejsce akcji, którym jest szkoła średnia i moje wrażenia po przeczytaniu każdej z nich. Ale podskórnie czuję, że jeśli komuś spodobała się któraś z tych dwóch, to i "Listy do utraconej" zapisze do grona ulubieńców.
Powieść Brigid Kemmerer zaczęłam czytać wieczorem z zamiarem poznania najwyżej kilku rozdziałów, ale położyłam się spać o drugiej w nocy. Bardzo ciężko było mi się oderwać, choćby po to by zaparzyć sobie nowy kubek herbaty, co już samo w sobie jest wystarczającą rekomendacją. Brakowało mi takiego wieczoru, takiego zarwania nocy dla powieści, tego uczucia rozpakowania paczki i zabrania się za książkę od razu, a nie po odstawieniu na półkę i czytaniu pół roku później. Podobało mi się uczucie ciepła i nadziei jakie daje ta lektura, jednocześnie będąc jednak opowieścią o radzeniu sobie z bólem i ze stratą. Polecam z całego serduszka i z niecierpliwością wyczekuję kolejnego tomu, tym razem o Revie, która mam nadzieję zostanie wydana.
Listy do utraconej" pojawiły się na polskim rynku wydawniczym i nie zaczepiły mnie mówiąc "hej Ty! Na pewno chcesz przeczytać tak wspaniałą książkę!". Wiem, że wiele osób bardzo sobie zachwalało powieść Pani Kemmerer, ja jednak nie czułam się do niej przekonana. Nie do końca wiedziałam o czym opowiada, nie interesowało mnie jakie emocje wywołuje w czytelniku i w sumie...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07-02
Nigdy nie wyrosłam i prawdopodobnie nigdy nie wyrosnę z miłości do luźnych miłosnych historii. Lato to wręcz idealny czas na ich poznawanie- siedzicie sobie na huśtawce, popijacie jakiś dobry koktajl, wokół Was ćwierkają ptaki, a nad Wami świeci słońce. Do tego w rękach trzymacie jedną z takich właśnie przyjemnych opowieści, które umilą Wam popołudnie lub dwa. Niejednokrotnie wybuchacie śmiechem, ale nic nie możecie na to poradzić- książka ma w sobie wiele zabawnych dialogów między bohaterami i wiele komicznych sytuacji. Jak na przykład główna, ta od której wszystko się zaczęło.
Życie Gii można opisać trzema słowami "Wszystko w porządku". Rodzina idealna jak z reklamy telewizyjnej, przyjaciółki dorównujące jej samej popularnością oraz przystojny chłopak. Chłopak, który zrywa z nią na parkingu, parę chwil przed wejściem na bal maturalny. Przykre prawda? Na domiar złego przyjaciółki nigdy nie poznały Bradleya i nie do końca wierzą w jego istnienie. Jak Gia ma teraz wejść na salę i pokazać wszystkim, że u niej "wszystko w porządku"? To jasne. Zagaduje przypadkowego chłopaka i błaga go by został jej zastępczym partnerem na jeden wieczór. Plan jest idealny- nikt nie zna jej eks, więc Pan Tajemniczy z łatwością może odegrać jego rolę, nie narażając się na krępujące wpadki. Do czasu kiedy Gia zda sobie sprawę, że jej życie nie jest tak ułożone, jak kiedykolwiek myślała, a nieznajomy z parkingu usilnie nie chce opuścić jej głowy. Co robić?
Kasie West to autorka, o której poznaniu marzyłam od dawna. Co prawda sądziłam, że na pierwszy ogień pójdzie inna jej książka, ale "Chłopakiem na zastępstwo" nie jestem ani trochę rozczarowana. Co więcej- tytuł ten rozkochał mnie w sobie i wyczulił na moje własne problemy, skutkiem czego jestem pewna, że będę do niego wracać.
Pozwólcie, że w mojej opinii nie będę używała imienia głównego bohatera, czyli Pana Tajemniczego. Chcę żebyście mieli taką samą frajdę jak ja przy odkrywaniu jego godności ;)
Kiedy poznajemy Gię nie da się nie zauważyć, że jest to osoba niezwykle powierzchowna i płytka. Chwilami było to dość irytujące, gdyż miałam wrażenie, że uosabia ona to wszystko, czego ja chciałabym unikać. Popularność, stanowisko przewodniczącej szkoły, przyjaciółki które na mój gust niewiele mają wspólnego z pojęciem przyjaźni oraz udzielanie się w mediach społecznościowych.
"Może powinnam zapytać na Twitterze, jakie mam jeść lody?"
Powyższy cytat idealnie ilustruje problem głównej bohaterki, ale myślę, że nie tylko jej. Myślę, że wielu z nas jest uzależnionych od opinii innych ludzi, za bardzo jak na mój gust. Tak jakby sprawą ogółu był wybór smaku lodów, które i tak MY będziemy jeść. Ale Gia przechodzi metamorfozę i to głównie za sprawą nowych przyjaźni i Tajemniczego Pana, który jej w tym pomaga. Strasznie się cieszę z tego powodu, ponieważ z każdym kolejnym rozdziałem lubiłam ją coraz bardziej. To typ bohaterki, która dużo ma do poprawienia, ale dzielnie brnie przed siebie, a jeśli czegoś nie wie, to po drodze się uczy. Popełnia błędy, ale szczerze ich żałuje i wie jak postąpić kolejnym razem.
Pan Tajemniczy to bohater idealny. Troszkę nerdowski i odstający od reszty, ale przyjazny, z poczuciem humoru i w okularach. Mam słabość do facetów w okularach :P Podoba mi się ile jest w stanie poświęcić w imię lojalności, choć często nie wychodzi mu to na dobre. Mój typ chłopaka perfekcyjnego. To chyba dlatego tak dobrze się mi o nim czytało i z pewnością będę go długo pamiętać :)
Momentami miałam wrażenie, że niektóre wątki są podobne do "Idealnej chemii" Simone Elkeles. Może ktoś z czytających jeszcze to zauważył? Idealna rodzina, bohaterka u której zawsze jest "wszystko w porządku" oraz chłopak który pomaga jej stać się sobą. Jednakże kocham obie te książki i ani myślę oceniać w skali "Która podobała mi się bardziej?". Oczywiście między książkami jest też wiele, wiele różnic, ale jeśli szukacie czegoś lekko podobnego do książki Pani Elkeles to "Chłopak na zastępstwo" jest dla Was.
Zakończenie jak dla mnie jest otwarte, zabrakło mi rozwinięcia co najmniej dwóch wątków. Nie jestem pewna czy to był zabieg specjalny, wysondowanie gruntu pod kolejną część, czy po prostu autorka chciała, żeby czytelnik sam dopowiedział swoje własne zakończenie. Mi nawet pasuje, bo i tak już po swojemu dopisałam własny ciąg zdarzeń :)
Powieść Kasie West może i jest pełna schematów. Może i nie jest to nic ambitnego. Ale jest bardzo ciepłą, zabawną, romantyczną i idealną na upalne dni książką. Z mojej strony serdecznie Wam ją polecam i czekam na coraz to nowsze jej twory, w szczególności "The distance between us" oraz "Pivot Point" ^^
Nigdy nie wyrosłam i prawdopodobnie nigdy nie wyrosnę z miłości do luźnych miłosnych historii. Lato to wręcz idealny czas na ich poznawanie- siedzicie sobie na huśtawce, popijacie jakiś dobry koktajl, wokół Was ćwierkają ptaki, a nad Wami świeci słońce. Do tego w rękach trzymacie jedną z takich właśnie przyjemnych opowieści, które umilą Wam popołudnie lub dwa....
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-02
Kasie West zdążyła podbić moje serce w ciągu kilku pierwszych minut, jakie upłynęły mi podczas czytania jej najwcześniejszej książki. I choć od tego czasu minęło sporo miesięcy, ta pozycja dalej się utrzymuje, a nawet wzmacnia. Po trzech przeczytanych tytułach jestem w stanie stwierdzić, że Kasie West to autorka, która idealnie sprawdzi się zarówno u młodszych jak i u starszych czytelników. Jestem pewna, że gdybym czytała jej książki jako młodsza wersja siebie, powiedzmy 13-14 lat- byłabym tak samo zachwycona jak teraz.
Tym razem spotykamy się z Lily, dziewczyną która ma w sercu muzykę, a w życiu rozgardiasz. Mieszkając w trójką rodzeństwa oraz szalonymi rodzicami nie ma mowy o nudzie. Pewnego dnia na nudnej lekcji chemii zapisuje wers piosenki ulubionego, acz niszowego zespołu i następnego dnia ze zdziwieniem stwierdza, że ktoś dopisał kolejny. Fan? W tej zwyczajnej szkole znajduje się jeszcze jeden miłośnik takiej muzyki? Ławkowa korespondencja trwa nadal, cały czas rozrastając się o coraz bardziej prywatne szczegóły z życia osobistego. I im dłużej Lily pisze z nieznajomym, tym bardziej przekonuje się, że naprawdę go lubi i chciałaby się z im spotkać. Ale wie też, że w listach jest bardziej odważną wersją siebie i trudno będzie o taką samą postawę, gdzie dojdzie do spotkania twarzą w twarz.
Lekcja chemii została początkiem wielu książkowych i filmowych romansów- weźmy na przykład "Idealną chemię", pierwszy tytuł który wpadł mi do głowy. Piękna książka, do której wracałam już dwukrotnie i jeszcze wrócę, swój początek też ma na tym najwidoczniej nudnym przedmiocie. Nie wiem dlaczego autorów fascynuje akurat ta dziedzina nauki, a nie na przykład biologia, ale wiem że zrodziła wiele uczuć. I oby tak dalej!
Książki Kasie West w zasadzie są do siebie podobne, ale różnią się wątkiem przewodnim. "Chłopak na zastępstwo" połączył w sobie miłość do teatru i sztuki. "Chłopak z sąsiedztwa" to pasja do piłki nożnej i sportów jak tako. "P.S. I like you" to zamiłowanie do muzyki. Jeśli spośród nich miałabym wybrać moje zainteresowanie, to bez dwóch zdań podzieliłabym je z Lily. Muzyka jest bardzo ważnym elementem mojego życia i uwielbiam słuchać ludzi, których nie słuchają wszyscy dookoła. Chociaż gust mój i Lily diametralnie się od siebie różni, poczułam w niej bratnią duszę. Czasem bywa ciężko- jak się słucha tego co niszowe, to i porozmawiać nie bardzo jest z kim, więc taki ławkowy korespondent bardzo by mi się przydał ;)
Na początku zastanawiałam się, dlaczego Wydawnictwo nie przetłumaczyło tytułu i zostawiło ten zagraniczny. Przecież bardzo łatwo można by go spolszczyć. Nie mam na to pytanie odpowiedzi, ale już się do niego przyzwyczaiłam i w sumie nawet mi pasuje. Tym bardziej, że w książce, pod koniec pokazuje się to zdanie-swoją drogą bardzo urocza scena, do której wracałam kilkukrotnie :)
O stylu autorki pisałam już wielokrotnie, ale będę to powtarzać aż do znudzenia- te książki się połyka. Są napisane lekko i przyjemnie, ale w żadnym wypadku nie są naiwne czy infantylne. Podoba mi się też to, że Kasie nie przesadza- pisze o zwykłych ludziach, o perypetiach nastolatek, o ich życiu codziennym. I jasne jest to, że głównym wątkiem jest ten miłosny- książka skupia się na poszukiwaniu szczęścia, na budowaniu relacji i potem związku. Ale nie jest to postępowanie znaczące tyle co "nie mam chłopaka, jestem beznadziejna". Lily, Charlie oraz Gia- one są dowartościowane i w sumie nie potrzebują chłopaka. Ale kiedy już takiego poznają- wiedzą, że swój czas chciałyby poświęcić także i dla niego.
Przeczytałam tę książkę w ciągu kilku godzin i zarwałam dla niej noc. A robię to naprawdę rzadko, ponieważ sen jest dla mnie najważniejszy. Sam fakt, że poświęciłam na tę książkę czas po północy, świadczy o tym jak bardzo mi się podobała i jak bardzo nie mogłam się od niej oderwać. Kasie West już tak ma, że porywa mnie na kilka godzin i przykuwa do swoich książek, a potem zwraca mnie rodzinie z nalepką "Nie rozmawiam, ciągle żyję w innym świecie". Zabawne dialogi, mądre przesłanie i dobra zabawa- tego doświadczycie sięgając po książki tej amerykańskiej autorki.
Kasie West zdążyła podbić moje serce w ciągu kilku pierwszych minut, jakie upłynęły mi podczas czytania jej najwcześniejszej książki. I choć od tego czasu minęło sporo miesięcy, ta pozycja dalej się utrzymuje, a nawet wzmacnia. Po trzech przeczytanych tytułach jestem w stanie stwierdzić, że Kasie West to autorka, która idealnie sprawdzi się zarówno u młodszych jak i u...
więcej Pokaż mimo to