-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik249
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2012-12-28
2012-08-04
Trylogię o wilkołakach autorstwa Maggie Stiefvater można uznać za fenomen. Wielokrotnie nagradzana, zachwalana przez wielu zachwyconych nią czytelników. Chodzą nawet pogłoski, że ma powstać ekranizacja. A wydawać by się mogło, że do tej tematyki nie da się już wnieść niczego nowego, więc wokół czego tyle szumu?
Grace jest zafascynowana wilkami odkąd jako dziecko została przez nie pogryziona, a jeden z nich ją uratował. Uważa, że są wyjątkowe. W dodatku od tamtego wypadku każdej zimy ze skraju lasu obok jej domu obserwuje ją pewien wilk o złotożółtych oczach, by potem znikać na całe lato. Zaczyna się między nimi rodzić dziwna więź. Ona przyzwyczaja się do jego obecności do tego stopnia, że nie wyobraża sobie zimy bez „swojego” wilka, a gdy go nie widzi, tęskni za nim. Pewnego dnia szkolny kolega Grace zostaje zagryziony i ku rozpaczy Grace zostaje urządzone polowanie na wilki w okolicznych lasach, jednak ten dzień na zawsze zmieni jej życie, kiedy przed drzwiami swojego domu znajdzie rannego chłopaka o złotożółtych oczach, o imieniu Sam.
Wilkołakami opisanymi przez Maggie Stiefvater rządzi zimno. To ono sprawia, że stają się wilkami, a jego odejście pozwala im z powrotem znaleźć się w ludzkiej skórze. Jest to zupełnie nowe podejście do tego tematu, gdyż te wilkołaki w żaden sposób nie mogą same decydować o swoich przemianach, co najwyżej mogą próbować jak najdłużej bronić przed chłodem. Właśnie to stara się robić Sam gdy wreszcie udaje mu się spotkać z Grace jako człowiek. Mimo, iż nigdy wcześniej ze sobą nie rozmawiali, są sobie bliscy jakby znali się od wielu lat. Co w pewnym sensie jest prawdą.
Zaczynając czytać już po kilku stronach poczułam powiew chłodu. Pomyślałam, że ta książka byłaby idealna do czytania jesienią lub zimą, gdy za oknem szaro i mroźno, bo naprawdę idealnie oddaje ten klimat i przez moment wydało mi się absurdalne czytać tę książkę latem, a już zwłaszcza na plaży. Jednak niezwykle łatwo i szybko można wczuć się w atmosferę miasteczka Mercy Falls i nie trwało długo, żebym przestała zwracać uwagę na letnią pogodę i dała się ponieść zimie i tej fascynującej historii jaką jest „Drżenie”, które zgodnie z tytułem naprawdę potrafi wywołać drżenie ;)
Bardzo polubiłam głównych bohaterów, czyli Sama i Grace. Ich związek był dojrzały, a relacje od początku szczere. Spodobało mi się to, że gdy się spotkali, nie próbowali się od siebie oddalić, nie bronili się przed uczuciem, żeby dopiero później robić swego rodzaju ‘podchody’ by wreszcie być razem, jak to często bywa. Naprawdę dało się odczuć wiążące ich emocje, a to, że nie chcieli się rozstawać i walczyli o to by jak najdłużej być razem, by spędzać ze sobą możliwie każdą z pozostałych im chwil było absolutnie zrozumiałe. Sam i Grace byli wyraziści ale jednocześnie zwyczajni, tak, że łatwo można było się z nimi utożsamiać. W dodatku byli sobie tak bliscy chociaż bardzo się od siebie różnili. Ciekawe były również postaci drugoplanowe. Rodzice Grace zbyt zajęci sobą, by zwrócić uwagę na to co dzieje się w życiu ich córki. Oliwia i Rachel - przyjaciółki Grace, każda zupełnie inna ale jednocześnie równie bliska Grace. Nie można zapomnieć także o sforze. Dzięki opowiadaniom Sama naprawdę można było ją bliżej poznać, mimo iż kilku z jej członków w ogóle nie brało udziału w akcji.
Nie wiem co jeszcze mogłabym napisać o tej książce, ale na pewno byłyby to same pozytywy. Styl autorki zachwycił mnie, podobnie jak historia przez nią opowiedziana. A jeżeli miałabym opisać tę opowieść jednym słowem, użyłabym słowa: czarująca, bo taka właśnie ona jest. Roztacza wokół czytelnika swój czar, wciągając go w zimne lasy Mercy Falls i dając odczuć czający się gdzieś za rogiem mróz, potrafiący zniszczyć wszystko co ważne dla głównych bohaterów.
Ja dałam się porwać tej historii i zachęcam byście zrobili to samo. Tymczasem nie mogę doczekać się kiedy przeczytam jej ciąg dalszy czyli „Niepokój”.
Źródło: http://sekrety-ksiazek.blogspot.com
Trylogię o wilkołakach autorstwa Maggie Stiefvater można uznać za fenomen. Wielokrotnie nagradzana, zachwalana przez wielu zachwyconych nią czytelników. Chodzą nawet pogłoski, że ma powstać ekranizacja. A wydawać by się mogło, że do tej tematyki nie da się już wnieść niczego nowego, więc wokół czego tyle szumu?
Grace jest zafascynowana wilkami odkąd jako dziecko została...
Ja bardzo polubiłam Cedrika, szkoda tylko, że pojawił się tylko w jednej części. Choć to może dlatego okazał się ciekawą postacią? Cała książka jak i wszystkie części jest świetna. Nie sposób się przy niej nudzić.
Ja bardzo polubiłam Cedrika, szkoda tylko, że pojawił się tylko w jednej części. Choć to może dlatego okazał się ciekawą postacią? Cała książka jak i wszystkie części jest świetna. Nie sposób się przy niej nudzić.
Pokaż mimo toDla mnie wszystko w całej serii było idealne. Dla mnie to jest i będzie na zawsze kultowa seria. Mnie zakończenie się bardzo podobało. Nie wiem jakie mogłoby być lepsze.
Dla mnie wszystko w całej serii było idealne. Dla mnie to jest i będzie na zawsze kultowa seria. Mnie zakończenie się bardzo podobało. Nie wiem jakie mogłoby być lepsze.
Pokaż mimo toNie ma chyba osoby, która w naszych czasach nie słyszałaby o Harrym Potterze. Jak dla mnie kultowa książka!
Nie ma chyba osoby, która w naszych czasach nie słyszałaby o Harrym Potterze. Jak dla mnie kultowa książka!
Pokaż mimo to2007-01-01
2009-01-01
Spotkałam się z tą książką w czasie gdy wszędzie na około pisało o niej "bestseller", czytałam o niej opinie - z tego co pamiętam to chyba wszystkie były pozytywne. Postanowiłam przeczytać. Nie powiem sam opis treści tej książki również mnie zainteresował. Kupiłam i zagłębiłam się w lekturze. I powiem jedno: nie mylili się w tych opiniach.
Czytałam tę książkę latem zeszłego roku. Bardzo ciekawy pomysł. Postać głównej bohaterki jest wyrazista, ma swoje spojrzenie na świat. Nie ulega schematom. Np. po śmierci ojca, którą strasznie przeżyła, właśnie ona córka, a nie matka tak jak to powinno być wzięła się za utrzymanie rodziny. Gdyby nie ona jej rodzina nie przetrwałaby. Sama zmagała się z problemami. Po za tym każda z postaci ma prawdziwy charakter. Jeżeli chodzi o sprawę samych Igrzysk Głodowych to czytając tak przeżywałam całą historię, że aż złościłam na ten cały Kapitol jak oni mogą robić coś takiego tylko potwierdzenia swojego stanowiska. A im bliżej było końca tym bardziej się niecierpliwiłam i mówiłam do siebie: No jak to!? Przecież to się nie może tak skończyć!
A wszystko to prowadzi do zaskakującego finału, ale nie powiem jakiego, żeby nie psuć przyjemności z czytania. Ten kto czytał wie jakie uczucia towarzyszą tej książce.
[http://sekrety-ksiazek.blogspot.com]
Spotkałam się z tą książką w czasie gdy wszędzie na około pisało o niej "bestseller", czytałam o niej opinie - z tego co pamiętam to chyba wszystkie były pozytywne. Postanowiłam przeczytać. Nie powiem sam opis treści tej książki również mnie zainteresował. Kupiłam i zagłębiłam się w lekturze. I powiem jedno: nie mylili się w tych opiniach.
Czytałam tę książkę latem...
2011-07-05
Bohaterowie powieści Johna Marsdena wybierają się na biwak w góry, mają zamiar dobrze się bawić i przeżyć przygody, które długo będą wspominać. Nie spodziewają się jednak, że powrotu do normalnego życia nie będzie, a odtąd przez cały czas będą musieli walczyć o przetrwanie…
Na samym początku poznajemy Ellie, która oznajmia, że została wyznaczona do spisania tego co ich spotkało. Swoją opowieść zaczyna od przybliżenia grupy swoich przyjaciół, która razem z nią wybrała się do Piekła. Do miejsca, o którym krążą legendy, owianym aurą tajemniczości dzięki mieszkającemu tam przez wiele lat pustelnikowi – mordercy.
Wszystko układało się dobrze. Jednak złe przeczucia nachodzą ich w momencie gdy nocą nad ich głowami przelatuje nieoświetlona grupa samolotów. Mimo to starają się o tym nie myśleć i miło spędzać ostatnie chwile w swoim towarzystwie, póki nie nadchodzi czas powrotu do domów. Do, jak się potem okazuje, opustoszałych domów…
„Jutro” to międzynarodowy bestseller i nic w tym dziwnego, bo ta książka z całą pewnością na takie miano zasługuje. Autor miał genialny pomysł i udało mu się go w pełni zrealizować. Akcja trzyma w napięciu od początku do końca. Czytelnik czytając o losach ośmiorga przyjaciół, może zatracić się w ich rzeczywistości, razem z nimi przeżywać przygody i trzymać kciuki żeby wszystko im się udało. Postacie są bardzo dobrze wykreowane, o każdej z nich dowiadujemy się czegoś więcej i w moim przypadku nie trwało długo zanim się do nich mocno przywiązałam. Żadna z tych osób nie była mi obojętna. Niektórzy chwilami mnie irytowali, drudzy rozbawiali, a inni po prostu budzili moją sympatię. Spodobało mi się także to, że pan John Marsden wprowadził do swojej opowieści wątek (a właściwie wątki) miłosny, ale nigdy nie wychodził on na pierwszy plan i to też zasługuje na pochwałę.
Im dłużej czytałam, tym bardziej nie potrafiłam się od tej książki oderwać, gdyż zdawałam sobie sprawę z tego, że w następnym rozdziale może czekać kolejne niesamowite wydarzenie, które kompletnie mnie zaskoczy.
Chociaż określana jako młodzieżowa, jest to książka dla każdego. Dowodem na to może być fakt, iż zanim ja zdążyłam zabrać się za nią, przeczytał ją mój tata i bardzo mu się spodobała.
Żeby was jeszcze bardziej zachęcić dodam tylko, że zakończenie zupełnie wytrąciło mnie z równowagi. Gdy skończyłam czytać poczułam smutek i byłam nawet trochę przybita świadomością, że na mojej półce jeszcze nie ma drugiej części. Poza tym jestem bardzo ciekawa tego co autor zaserwuje nam, czytelnikom w pozostałych częściach. A wszystkich części jest aż siedem więc niezmiernie się cieszę z tego, iż będę miała jeszcze tyle okazji do spotkania się z Ellie, Lee, Homerem, Fi, Corrie, Kevinem, Robyn i Chrisem.
Szczerze polecam!
Bohaterowie powieści Johna Marsdena wybierają się na biwak w góry, mają zamiar dobrze się bawić i przeżyć przygody, które długo będą wspominać. Nie spodziewają się jednak, że powrotu do normalnego życia nie będzie, a odtąd przez cały czas będą musieli walczyć o przetrwanie…
Na samym początku poznajemy Ellie, która oznajmia, że została wyznaczona do spisania tego co ich...
2012-02-21
Czy zastanawialiście się kiedyś jakby to było być zamkniętym przez dłuższy czas w jednym pomieszczeniu? Każdy z nas przyzwyczajony jest do przestrzeni, możliwości wyjścia w każdej chwili na dwór by zaczerpnąć powietrza, by spotkać innych ludzi. Nikt z nas tego nie docenia, ponieważ mamy to na co dzień, nie musimy o to walczyć ale też nikt nie chce nam tego odebrać.
Zupełnie inaczej sprawa ma się w przypadku bohaterów książki „Kwiaty na poddaszu”. Po utracie kochającego ojca i męża rodzina Dollangangerów nie może dalej mieszkać w swoim domu, który jest obciążony hipotecznie dlatego matka decyduje się zabrać czwórkę dzieci do swojego rodzinnego domu, gdzie mają wieść dostatnie życie. Wszystko komplikuje się w momencie, gdy oznajmia dzieciom, że najpierw musi odzyskać względy swego ojca zanim mu ich przedstawi, gdyż przed laty została wydziedziczona za poślubienie swojego wujka. Właśnie dlatego wraz z babcią pod osłoną nocy prowadzi ich do pokoju z łazienką w nieużywanej części ogromnej posiadłości. Przyrzeka, że zostaną tam bardzo krótko, jednak mimo jej obietnic mijają kolejne dni, potem tygodnie, miesiące… a oni nadal pozostają w zamknięciu. Odcięci od świata, starsi z rodzeństwa dwunastoletnia Cathy i czternastoletni Chris próbują zrozumieć to co ich spotkało, ufają swojej mamie i wiedzą, że ona robi to dla ich dobra, chociaż z czasem budzi się w nich coraz więcej wątpliwości. Muszą także opiekować się Cory’m i Carrie – pięcioletnimi bliźniętami, które nie rozumieją dlaczego nie mogą pójść do mamy ani wyjść pobawić się na dwór, a jedynym miejscem gdzie mogą pobiegać jest przeogromne ponure poddasze, którego w dodatku się boją. Jednak problemy, z którymi będą borykać się na początku okażą się niczym w porównaniu z tym co spotka ich później.
Historia czworga rodzeństwa poruszyła mnie do głębi. Nie pamiętam kiedy ostatnio jakaś powieść wstrząsnęła mną do tego stopnia i wywołała tyle rozmaitych uczuć i myśli. Wciągnęła mnie niemalże od pierwszej strony, sprawiła, że nie mogłam się od niej oderwać i czytałam dopóki nie skończyłam. Czytając nie byłam w stanie przewidzieć tego co może przydarzyć się bohaterom. Ich życie toczyło się w pokoju i na poddaszu, przez co jeszcze trudniej można było sobie chociażby wyobrazić co się z nimi dalej stanie. Większość rzeczy, która ich spotkała była dla mnie zupełnym zaskoczeniem, a gdy zdawało mi się, że wiem co zaraz nastąpi, zdarzenia przybierały kompletnie inny obrót.
Autorka porusza wiele bardzo trudnych tematów, takich jak m.in. kazirodztwo i fanatyzm religijny. Mówi o nich w śmiały, zdecydowany sposób, który może budzić kontrowersje. Widać, że się ich nie boi. Całą budzącą grozę historię poznajemy z punktu widzenia Cathy, która dzieli się z nami cierpieniem swoim i swojego rodzeństwa, a także wątpliwościami, których z biegiem czasu tylko przybywa. Poznajemy jej uczucia i obawy, marzenia i nadzieje. Virginia C. Andrews świetnie wykreowała bohaterów swojej książki, wszystkich bez wyjątku. Każdy z nich ma swój odrębny, wyróżniający się charakter i w inny sposób zwraca naszą uwagę. Najbardziej jest to widoczne oczywiście w przypadku czwórki rodzeństwa: Cathy, początkującej baletnicy; Chrisa, przyszłego lekarza; małego Cory’ego, uzdolnionego muzyka i wiecznie rozgadanej Carrie, którzy obarczeni ponurą rzeczywistością, pozbawieni normalnego dzieciństwa próbują sobie radzić, ale cierpienie i problemy, jakie ich dotykają przytłoczyłyby niejednego dorosłego. Ani przez moment nie wątpimy w ich rzeczywistość, wierzymy w ich uczucia i przeżywamy wszystko razem z nimi.
Virginia C. Andrews napisała tę powieść w 1979 roku, w Polsce została ona wydana w 1993 i pewnie gdyby wydawnictwo Świat Książki nie zdecydowało się wydać jej wznowienia, bardzo prawdopodobne, że nigdy bym się na nią nie natknęła, a co dopiero przeczytała, dlatego pragnę z całego serca temu wydawnictwu za to podziękować! Już teraz wiem, że gdy upłynie jakiś czas wrócę do „Kwiatów na poddaszu” i Dollangangerów by ponownie to wszystko razem z nimi przeżyć. Tymczasem z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy ich szokującej historii opisany w książce „Płatki na wietrze”.
A jeżeli jeszcze nie przekonałam was do lektury „Kwiatów na poddaszu”, dodam, że gdy tylko książka do mnie dotarła, porwała mi ją sprzed nosa mama, która od razu poczuła do niej przyciąganie i nie oddała dopóki nie skończyła. Długo nie musiałam czekać, ponieważ przeczytała ją w ekspresowym tempie. Teraz gdy ja już jestem po lekturze, zamierza zabrać się za nią także mój tata, ponieważ chce osobiście przekonać się co takiego w tej historii tkwi, że do tego stopnia nami zawładnęła.
Według mnie „Kwiatki na poddaszu” w pełni zasługują na miano światowego bestsellera.
Czy zastanawialiście się kiedyś jakby to było być zamkniętym przez dłuższy czas w jednym pomieszczeniu? Każdy z nas przyzwyczajony jest do przestrzeni, możliwości wyjścia w każdej chwili na dwór by zaczerpnąć powietrza, by spotkać innych ludzi. Nikt z nas tego nie docenia, ponieważ mamy to na co dzień, nie musimy o to walczyć ale też nikt nie chce nam tego odebrać....
więcej mniej Pokaż mimo to
Jak nie trudno się domyślić jest to smutna opowieść, lecz jest w niej kilka takich momentów, w których można się śmiać przez łzy. Cała historia opowiedziana jest w dość specyficzny sposób. Czytając poznajemy szczegóły z życia bohaterki ale widzimy też poruszający obraz jej rodziny, przyjaciół, którzy po jej odejściu zmieniają się. Jedni na gorsze, drudzy na lepsze. Każdy z nich przeżywa tą tragedię na swój sposób. A wszystko postrzegamy z punktu widzenia Susie. Razem z nią obserwujemy jej siostrę która dociera do etapów życia, których ona sama nie poznała; rodziców, którzy nie potrafią uporać się z problemami i zaczynają się od siebie oddalać, a także brata, który jest na tyle mały, że nie rozumie co się wokół niego dzieje.
Podsumowując jest to historia smutna lecz zarazem tak bardzo magiczna i ciepła. Zdecydowanie cudowna melancholijna opowieść wzbudzająca olbrzymie emocje. Często wracam do niej myślami. Naprawdę warto ją przeczytać.
Jak nie trudno się domyślić jest to smutna opowieść, lecz jest w niej kilka takich momentów, w których można się śmiać przez łzy. Cała historia opowiedziana jest w dość specyficzny sposób. Czytając poznajemy szczegóły z życia bohaterki ale widzimy też poruszający obraz jej rodziny, przyjaciół, którzy po jej odejściu zmieniają się. Jedni na gorsze, drudzy na lepsze. Każdy z...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-06-26
Główną bohaterką książki jest Ronnie, 17-letnia buntowniczka z Nowego Jorku, która razem ze swoim młodszym bratem jest skazana na spędzenie wakacji u ojca, którego znienawidziła po tym jak zostawił jej rodzinę. Jest przygotowana na najgorsze lato w jej życiu, lecz okazuje się, że życie jest pełne niespodzianek i niczego nie można przewidzieć. Chociażby tego,że pozna przystojnego ochotnika z oceanarium, dziwnego chłopaka, który uwielbia zabawiać się z ogniem oraz dziewczynę, którą na początku polubi. Nie mogła przewidzieć również tego, że spotka prawdziwą miłość oraz, że niespodziewanie zrozumie ojca, z którym nie rozmawiała od 3 lat, ani tego, że to jedno lato zupełnie odmieni jej dotychczasowe życie.
Ta książka jest rewelacyjna! Postacie są świetnie zarysowane, każda jest inna. Na początku nie wiedziałam co sądzić o Ronnie, lecz z upływem stron coraz bardziej ją lubiłam, chociaż czasami denerwowały mnie jej zachowania. Mimo to właśnie spodobała mi się, bo nie była idealna jak dużo innych bohaterek książek. Buntowała się przeciw światu, lecz mimo to zachowała w sobie dobroć i wrażliwość. Popełniała wiele błędów. Bardzo polubiłam też Willa i Jonah, który strasznie mnie w niektórych momentach rozśmieszał. Marcus strasznie mnie denerwował swoim zachowaniem co zrozumiałe, bo to postać negatywna. Steve czyli ojciec Ronnie był dla mnie na początku zagadką, lecz czytając stopniowo zaczynałam go rozumieć. Nie chciałabym zdradzać co bardzo mną wstrząsnęło, bonie chciałabym zdradzać zakończenia i psuć wam przyjemności z czytania. Lecz mogę powiedzieć tyle, że długo będę pamiętać o tej książce i na pewno jeszcze do niej wrócę. Gdy ją czytałam z biegiem czasu coraz bardziej mnie zaskakiwała i wciągała. Cieszyłam się chwilami szczęścia razem z Ronnie i Willem, a smuciłam gdy nadchodziły dla nich trudne dni. Nie wyobrażałam sobie, żeby oni mogli nie być razem. Cieszyłam się też gdy czytałam o tym, że ojciec Ronnie jest szczęśliwy, bo od początku uważałam go za dobrego człowieka, lecz zastanawiała mnie jego tak wielka wyrozumiałość dla wyskoków Ronnie, która potem się wyjaśniła.
Co do zakończenia, to do ostatniej strony bałam się, że przebiegnie ono nie po mojej myśli. Lecz nagle okazało się, że lepszego zakończenia nie mogłabym sobie wymarzyć! Aż chciałoby dowiedzieć co z tymi bohaterami było dalej.
[http://sekrety-ksiazek.blogspot.com]
Główną bohaterką książki jest Ronnie, 17-letnia buntowniczka z Nowego Jorku, która razem ze swoim młodszym bratem jest skazana na spędzenie wakacji u ojca, którego znienawidziła po tym jak zostawił jej rodzinę. Jest przygotowana na najgorsze lato w jej życiu, lecz okazuje się, że życie jest pełne niespodzianek i niczego nie można przewidzieć. Chociażby tego,że pozna...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-05-20
Mało kto kiedykolwiek nie słyszał o Nicholasie Sparksie. Jego książki nieustannie zjednują sobie nowe rzesze wielbicieli, podobnie jak filmy, które powstają na ich podstawie. A wszystko zaczęło się właśnie od „Pamiętnika”, jego debiutanckiej i zarazem chyba najsłynniejszej powieści.
„Pamiętnik” był trzecią książką Sparksa jaką przeczytałam. A nie ukrywam, że od początku mojej przygody z jego twórczością jestem pod jej wrażeniem i w planach mam przeczytanie wszystkich książek napisanych przez tego oto pana.
Dzięki tytułowemu pamiętnikowi poznajemy historię miłości dwojga ludzi czytaną po latach przez starszego mężczyznę, pewnej chorej na alheimera kobiecie. Czytając książkę, razem z Noah’em powracamy do najszczęśliwszych chwil jego życia, do jego młodości kiedy to poznał dziewczynę o imieniu Allie, która odmieniła go na zawsze.
Trudno w zaledwie kilku zdaniach ująć o czym jest ta książka. Opowiada ona o radości i smutku. O życiu. O miłości, tej jedynej i najwspanialszej, o której się marzy. Ta historia wręcz składa się z emocji. I w tej jakby się zdawało prostocie tkwi całe jej piękno. Nicholas Sparks ma dar do przekazywania emocji. Bohaterowie jego książek są niesamowicie autentyczni. I to chyba sprawia, że opowiadane przez niego historie tak silnie się przeżywa. Nicholas Sparks ma to do siebie, że potrafi nawet najbardziej zwyczajne wydarzenia opisać tak, że stają się one wyjątkowe. Jednak to nie ma być recenzja ogólnej twórczości Sparksa, a „Pamiętnika”, ale czy można coś więcej powiedzieć na temat tej książki, co już kiedyś nie zostało powiedziane? Chyba żadne słowa nie są w stanie oddać piękna tej historii, ją po prostu trzeba poznać. Wyjątkowa historia opowiedziana w wyjątkowy sposób. Sprawia, że mamy ochotę zastanowić się nad swoim życiem, marzyć… i zwyczajnie żyć, przeżyć swoje życie jak najlepiej. Wprawia w melancholię i nie daje o sobie zapomnieć.
Całość - sekrety-ksiazek.blogspot.com
Mało kto kiedykolwiek nie słyszał o Nicholasie Sparksie. Jego książki nieustannie zjednują sobie nowe rzesze wielbicieli, podobnie jak filmy, które powstają na ich podstawie. A wszystko zaczęło się właśnie od „Pamiętnika”, jego debiutanckiej i zarazem chyba najsłynniejszej powieści.
„Pamiętnik” był trzecią książką Sparksa jaką przeczytałam. A nie ukrywam, że od początku...
2013-01-08
Gdy skończyłam czytać tą książkę, pierwszym co mi przyszło na myśl było: Wow!! Wstrząsnęła mną do tego stopnia, że nie było mnie stać na żaden bardziej rozwinięty komentarz. Z drugiej strony nadal uważam, że to jedno przeciągłe łaaaał! najlepiej wyraża moje odczucia na temat „Pandemonium”.
Latem ubiegłego roku przeczytałam pierwszą część tej serii - „Delirium” (recenzja). Bardzo spodobała mi się historia stworzona przez Lauren Oliver, jednak nie zawładnęła mną tak jak tego oczekiwałam i kilka rzeczy miałam jej do zarzucenia. Wszystko jednak w pewnym sensie wynagrodziło mi zakończenie, które było zarówno najgorszą, jak i najlepszą rzeczą z tej książki. Z jednej strony miałam ochotę udusić autorkę, natomiast z drugiej, nie miałam już jakichkolwiek wątpliwości, czy czytać kolejną część. I bardzo dobrze! Bo chyba nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie sięgnęła po „Pandemonium”!
UWAGA! W dalszej części recenzji pojawią się informacje dotyczące zakończenia poprzedniej części, dlatego osobom, które jeszcze jej nie czytały i nie chcą psuć sobie przyjemności z czytania, proponuję ją ominąć. ;)
Po tragicznej w skutkach ucieczce Leny i Aleksa z Portland, dziewczyna znajduje schronienie u grupy Odmieńców, chroniących się w azylu ukrytym w Głuszy. Spotyka się tam ze zrozumieniem, stopniowo udaje jej się zdobyć kilka przyjaźni i cały czas próbuje przyzwyczaić się do swojego nowego życia, z dala od wszelkich wygód, z dala od rodziny. Nie potrafi jednak zapomnieć o Aleksie… o chłopaku, który wprowadził zamęt w jej życie, stał się przyczyną jej przemiany… o miłości, dla której zdecydowała się uciec. Lena w krótkim czasie musi na nowo nauczyć się radzić sobie z otaczającą ją rzeczywistością, która tak diametralnie różni się od tej, którą znała przez całe swoje życie.
Miłość. Gdy tylko wpuścisz do swojego serca to słowo, gdy tylko pozwolisz mu zapuścić korzenie, rozprzestrzeni się jak grzyb we wszystkich zakamarkach twojej duszy - a wraz z nim pytania, drżące, pączkujące lęki, które sprawią, że nigdy nie zaznasz spokoju.
Czytając „Delirium” miałam w stosunku do Leny mieszane uczucia. Wówczas denerwowała mnie jej uległość, ale gdy patrzę na to teraz, dostrzegam, że dzięki temu tak bardzo zauważalna stała się jej przemiana wewnętrzna, która rozpoczęła się już wtedy, a dopełniła w „Pandemonium”. W tej części Lena sama o sobie mówiła, że stała się zupełnie inną osobą. Z zastraszonej, skromnej, cichej i pokornej obywatelki przekształciła się w silną i twardą wojowniczkę o wolność, jakkolwiek patetycznie by to nie zabrzmiało, tak właśnie było. Dopiero teraz w pełni doceniłam historię stworzoną przez Lauren Oliver. Historię, która jest bardzo dobrze przemyślana i zaplanowana. W niektórych seriach jest tak, że każda kolejna część różni się praktycznie tylko tym co spotyka głównych bohaterów. Tutaj zmieniło się wszystko, nawet rozdziały są inaczej skonstruowane. Książka została podzielona na następujące po sobie rozdziały „Wtedy” i „Teraz”. Jest to o tyle ciekawy zabieg, że dodatkowo buduje napięcie i zaostrza ciekawość czytelnika. Czytając, poznajemy naraz dwie historie: "Wtedy" opowiada o pierwszych chwilach Leny w Głuszy, natomiast „Teraz” o jej działalności w ruchu oporu.
„Pandemonium” to także zupełnie nowi bohaterowie. Mamy tu na przykład Raven, młodą stanowczą przywódczynię grupy mieszkańców Głuszy, do której trafia Lena; twardziela Tacka a także Juliana, szefa młodzieżówki AWD (Ameryka Wolna od Delirii). To właśnie z tym ostatnim splotą się losy głównej bohaterki.
I znowu wraca kwestia zakończenia „Delirium”. Dla mnie było ono prawdziwym szokiem, zwłaszcza, że Aleksa bardzo polubiłam. Myślę, że nikt nie spodziewał się takiego finału (brawa dla tego, kto jednak się domyślił). Zupełnie nie pasowało mi do konwencji tego rodzaju książek. Do tej pory pamiętam jak myślałam: „Co? To nie może być prawda! Ja w to nie wierzę!” I wiecie co? Nie uwierzyłam. Po prostu nie przyjęłam tego do wiadomości, nawet gdy zaczęłam już czytać „Pandemonium”. Hmm… nie wiem co mogę napisać na temat zakończenia tej książki, bo najchętniej opowiedziałabym Wam dokładnie ze szczegółami wszystko to, co wydarzyło się w drugiej połowie, a zatem żeby Was przed tym uchronić, nie powiem nic. ;) Nie zdradzę, czy mi się podobało, czy nie. Czy mnie zaskoczyło, czy nie. Chętnie pogadam o tym z kimś, kto ma już tę książkę za sobą, ale wszystkim innym powiem tylko, że nie mogę doczekać się kolejnej części, czyli „Requiem”. Niestety trochę trzeba będzie na nią poczekać, bo jej premiera w USA zapowiedziana jest dopiero na 5 marca 2013. A ja nie wiem jak wytrzymam do tego czasu…!
Gwoli ścisłości dodam tylko, że bardzo mnie cieszy fakt, że wydawnictwo zdecydowało się odrobinę zwiększyć czcionkę.
Czy potrzebne jest jeszcze jakieś podsumowanie? Myślę, że wyraziłam się całkiem jasno. A jeśli nie to: polecam, polecam i jeszcze raz polecam! :)
Gdy skończyłam czytać tą książkę, pierwszym co mi przyszło na myśl było: Wow!! Wstrząsnęła mną do tego stopnia, że nie było mnie stać na żaden bardziej rozwinięty komentarz. Z drugiej strony nadal uważam, że to jedno przeciągłe łaaaał! najlepiej wyraża moje odczucia na temat „Pandemonium”.
Latem ubiegłego roku przeczytałam pierwszą część tej serii - „Delirium” (recenzja)....
2010-06-06
Zwróciłam uwagę na tą książkę, przeglądając zapowiedzi wydawnicze w Internecie, dzięki jej okładce. Przeczytałam opis i stwierdziłam, że muszę przeczytać. Tak więc parę dni po jej premierze, miałam ją u siebie na półce.
Jak dla mnie książka genialna. Świetni bohaterowie, trzymająca w napięciu akcja. Poza tym świetny klimat i ciągła tajemniczość. Całość jest niesamowicie wciągająca. Ciągle zastanawiałam się co stanie się na końcu i z niecierpliwością czekałam na 16 urodziny Leny. Czy uda jej się stać istotą światła? Czy jednak zostanie istotą ciemności? Ciągle pojawiały się też kolejne ciekawe wątki, np. Ethan i Genevieve z przeszłości, Riley (choć postać dość irytująca, podobały mi się fragmenty z nią), albo zagadka kim są wujek Macon i jego pies? Bardzo polubiłam wszystkich bohaterów. Każdy z nich jest inny i charakterystyczny. Narratorem jest chłopak – Ethan, a z tego co wiem ostatnio w książkach fantasy, młodzieżowych raczej były nim dziewczyny, więc jest to z pewnością przyjemna odmiana. Kolejną rzeczą, która tą książkę wyróżnia jest to, że nie ma w niej wampirów, których wszędzie pełno, a z tego co wiem niektórzy mają już ich dość, chociaż ja do nich nie należę.
Z niecierpliwością czekam na drugi tom pt. "Beautiful Darkness". Liczę na to, że będzie równie dobry jak pierwszy a nawet lepszy.
Zwróciłam uwagę na tą książkę, przeglądając zapowiedzi wydawnicze w Internecie, dzięki jej okładce. Przeczytałam opis i stwierdziłam, że muszę przeczytać. Tak więc parę dni po jej premierze, miałam ją u siebie na półce.
Jak dla mnie książka genialna. Świetni bohaterowie, trzymająca w napięciu akcja. Poza tym świetny klimat i ciągła tajemniczość. Całość jest niesamowicie...
Ta książka wywarła na mnie ogromne wrażenie. Chociaż opis zaciekawił mnie na tyle, że zdecydowałam się ją przeczytać, nie sądziłam, że trafi ona na listę moich ulubionych, a tak właśnie się stało.
Podobał mi się sposób w jaki została napisana. Czyta się bardzo przyjemnie i szybko, chociaż na początku Przeżywałam wszystko razem z jej bohaterami, polubiłam ich. Na przykład Step, który na początku jest agresywny i mówiąc delikatnie: wulgarny, pod wpływem znajomości z Babi zmienia się niemal nie do poznania. Z kolei Babi, dzięki niemu zaczyna żyć pełnią życia, odrywa się od swojego uprzywilejowanego, aczkolwiek monotonnego życia.
Cała opowieść jest taka słodko-gorzka. Niektóre momenty były bardzo zabawne, inne smutne, lecz całość moim zdaniem była świetnie skonstruowana, bez zbędnych przeciągnięć w żadną tych stron.
To pierwsza książka jaką przeczytałam tego autora, ale z pewnością na niej nie poprzestanę.
Gdy skończyłam to niemal nie mogłam się powstrzymać by zacząć od nowa, ale powstrzymał mnie fakt iż jest druga część.
Ta książka wywarła na mnie ogromne wrażenie. Chociaż opis zaciekawił mnie na tyle, że zdecydowałam się ją przeczytać, nie sądziłam, że trafi ona na listę moich ulubionych, a tak właśnie się stało.
Podobał mi się sposób w jaki została napisana. Czyta się bardzo przyjemnie i szybko, chociaż na początku Przeżywałam wszystko razem z jej bohaterami, polubiłam ich. Na przykład...
2010-01-01
Długo nie mogłam zabrać się za pisanie tej recenzji. Chciałam to zrobić najlepiej jak tylko potrafię, lecz nie miałam pojęcia jak zacząć. Zresztą nadal nie wiem. „Cyrk nocy” jest bowiem jedną z najbardziej wyjątkowych książek, jakie w swoim życiu miałam okazję przeczytać i choć od dobrych kilku dni zastanawiam się nad tą recenzją, nadal nie wiem jak mogłabym oddać wartość tego dzieła. A warto od razu zaznaczyć, że należą mu się wszelkie słowa uznania...
Zaczynając czytać, nikt nie pyta czy masz ochotę zajrzeć do tego magicznego cyrkowego świata. On sam Cię przyzywa, przyciąga hipnotyzuje i ani się obejrzysz spacerujesz po ścieżkach tego czarno-białego cyrku, pełnego magii i niewytłumaczonych zjawisk. Miejsca, które zdaje się być oderwane od reszty świata, żyć własnym życiem. Cyrk pojawia się i znika nie wiadomo kiedy i skąd, a w jego progi można udać się tylko po zmroku. To tam toczy się niecodzienna rozgrywka, z której istnienia początkowo nie zdają sobie sprawy nawet jej uczestnicy. Le Cirque des Reves jest jedyny w swoim rodzaju, a wizyta w nim może odmienić Cię na zawsze.
Jeżeli ktoś czytał już „Cyrk nocy”, wie jak trudno jest oddać swoje wrażenia po przeczytaniu tej książki. Trafia w najczulsze miejsce i nie daje o sobie zapomnieć. Nie mogę wyjść z podziwu dla wyobraźni Erin Morgenstern. Jej debiutancka powieść wręcz mami czytelnika swą doskonałością, do tego stopnia, że gdy coś okaże się dla niego niejasne, będzie bardziej skłonny zwalić to na karb swojej ignorancji i niewiedzy, niż zarzucić błąd pisarce. Autorka zadbała o to, by atmosfera tajemnicy i magii nie opuszczała czytelnika do samego końca. Stworzyła zarazem niesamowitą i przedziwną historię, w której mieszają się wszelkiego rodzaju doznania. Wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach, a Ty czujesz się tak jakbyś razem z uroczymi Gizmo i Szkrabem zajadał się myszami z czekolady. Innym razem oglądasz występ iluzjonistki Celii, by zaraz potem towarzyszyć Marco, w tworzeniu nowych niesamowitych atrakcji, a gdy noc dobiega końca pragniesz, by jak najszybciej nastał zmierzch. Czytając, zostajesz wciągnięty w ten niesamowity świat, w którym nic nie jest takie jakim się wydaje. Zło może być dobrem, dobro złem, a wszystko jest równie piękne. Nie wiadomo, po której stronie leży granica między rzeczywistością a magią, nie wiadomo czy taka granica w ogóle istnieje…
Pisząc, o „Cyrku nocy” nie można nie wspomnieć, o kunszcie pisarskim pani Erin Morgenstern. Akcja powieści toczy się w XIX wieku, a czytając można odnieść wrażenie jak gdyby, cała książka przybyła do nas właśnie z tamtego okresu. Jak gdyby była już od dawna klasykiem literatury. Aż chciałoby się zapytać dlaczego tak mądrej i wspaniałej lektury nie omawia się w szkołach. Niesamowite jest także to, że „Cyrk nocy” choć jest powieścią zawiłą, wręcz wielowątkową, koniec końców zamyka się w tak spójną całość, jak mało, które opowieści. A dobiegając w napięciu do ostatnich stron, pojmując na nowo wiele rzeczy ma się ochotę zacząć od początku, by zwrócić uwagę na niuanse, których wcześniej się nie dostrzegło.
Wszystkich Was i każdego z osobna zachęcam do sięgnięcia po „Cyrk nocy”. Każdy na pewno wyniesie z tej lektury coś innego, każdy inaczej ją zinterpretuje. Jedno jest pewne, okładka choć przepiękna, opis choć zachęcający… nic nie jest w stanie w pełni oddać klimatu Le Cirque des Reves. Myślicie sobie pewnie teraz, o czym jest ta książka, co w niej takiego znajdziecie. Wiecie, że będzie pojedynek. Owszem, jednak z pewnością nie taki jakiego się spodziewacie. Miłość? Można pomyśleć: to już przecież było. O nie. Miłość, z którą się tu spotkacie będzie jedyna w swoim rodzaju.
A więc, czy jesteście gotowi przeżyć przygodę? Jeśli tak, udajcie się zatem w progi Le Cirque des Reves i pozwólcie się na każdym kroku zaskakiwać. Ja sama jestem pewna, że w przyszłości ponownie zagłębię się w tę historię i w głębi duszy już cieszę się, na myśl o ponownym spotkaniu z bohaterami, którzy choć tajemniczy, stali mi się tak bliscy.
Długo nie mogłam zabrać się za pisanie tej recenzji. Chciałam to zrobić najlepiej jak tylko potrafię, lecz nie miałam pojęcia jak zacząć. Zresztą nadal nie wiem. „Cyrk nocy” jest bowiem jedną z najbardziej wyjątkowych książek, jakie w swoim życiu miałam okazję przeczytać i choć od dobrych kilku dni zastanawiam się nad tą recenzją, nadal nie wiem jak mogłabym oddać wartość...
więcej Pokaż mimo to