-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1191
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2023-11-02
2022-03
Fascynująca historia grupy artystów (Broll, Halor, Stuchlik, Urbanowicz, Waniek), których połączyła przyjaźń i chęć wykroczenia poza toporną rzeczywistość PRL. Mistyka, ezoteryka i buddyzm to były kierunki ich poszukiwań. W czasach kiedy wszystkiego trzeba było szukać mozolnie i na własną rękę artyści z grupy Oneiron robili kwerendy, sprowadzali i tłumaczyli książki dość podejrzane w kraju przesiąkniętym materializmem dialektycznym i faktycznym. Szukali ścieżek innych, szukali zapewne świata lepszego i głębszego niż ten za oknem. Mimo trochę zbyt krótkiego wprowadzenia (choć teksty wprowadzające są dwa), kronikarskiej formy i zbyt małej liczby dużych reprodukcji (liczyłem na album prezentujący wszystkie „Czarne karty”) książka warta jest lektury. Oneiron to osobna wyspa na mapie polskiej sztuki XX wieku, o tyle ciekawa że jej bliższym lub dalszym kręgu znajdowali się też artyści osobni jak Zdzisław Beksiński czy Zbigniew Makowski. Niestety dziś oglądając reprodukcje prac artystów samego Oneironu ich interesujące zaplecze intelektualne nie ratuje przed poczuciem zawodu, a nawet chyba je jeszcze pogłębia. Plastyczna manifestacja ich fascynacji, jeśli tak można to ująć, rozczarowała mnie bardzo. Waniek kiedyś w swoim najlepszym okresie tworzył przyzwoite warsztatowo enigmatyczne wizyjne pejzaże mocno inspirowane Friedrichem z dodatkiem ezoterycznych symboli i rekwizytów. Z czasem jednak porzucił ten szczegółowy realizm w oddawaniu rzeczywistości widzialnej i niewidzialnej popadając w irytujący dla mnie uproszczony symbolizm, który swoja umownością i wesołą kolorystyką nasuwa niemiłe skojarzenia z ilustracja prasową. Prac Urbanowicza znalazłem stosunkowo mało, ale oprócz kilku dość ciekawych psychodelicznych obrazów trafiłem na późne okropnie kiczowate, pstrokate bazarowe wręcz twory z prężącymi się gołymi babami upstrzone tajemnymi symbolami, wszystko w sam raz na okładkę tanich erotyków. Groza nie gnoza. O Stuchliku i Halorze trudno mi się wypowiedzieć, bo w sieci nie znalazłem praktycznie nic, ale ich działalność na tle wspomniane wcześniej dwójki liderów jest raczej uznawana za drugoplanową. Najlepiej chyba próbę czasu przeszły prace Broll, której twórczość w przeciwieństwie do Wańka i Urbanowicza osadzona była jednak w abstrakcji, a jej wycieczki w rejony fantastyczno-wizyjne bardziej sporadyczne. Broll zresztą doczekała się (niestety pośmiertnie) wystawy monograficznej i ładnie opracowanego katalogu za sprawa Fundacji Katarzyny Kozyry. I chyba jej wyciszone medytacyjne kompozycje to najlepsze co mi z Oneironu zostanie, nie licząc oczywiście „Czarnych kart” – wspaniałego dowcipnego i tajemniczego świadectwa duchowego zestrojenia piątki ludzi, którzy przez chwilę widzieli szansę na zerwanie zasłony rzeczywistości. No i jestem ciekaw eseistyki Wańka, bo w jego tekstach oprócz erudycji widać i styl, może więc zamiast malarza odkryję w nim dla siebie pisarza?
Fascynująca historia grupy artystów (Broll, Halor, Stuchlik, Urbanowicz, Waniek), których połączyła przyjaźń i chęć wykroczenia poza toporną rzeczywistość PRL. Mistyka, ezoteryka i buddyzm to były kierunki ich poszukiwań. W czasach kiedy wszystkiego trzeba było szukać mozolnie i na własną rękę artyści z grupy Oneiron robili kwerendy, sprowadzali i tłumaczyli książki dość...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-02
Zgłębiając temat kabotynów sztuki (Starowieyski) nie mogłem nie zwrócić się ku najpierwszemu z nich – Daliemu. Szczęściarz ten nie załapał się jeszcze na „Rastra”, co z pewnością pozwoliło mu oszukać większa ilość miłośników sztuki złej, powierzchownej i zwyczajnie głupiej, choć jako nie-Polak mógłby pewnie liczyć w "Rastrze" na jakieś punkty za pochodzenie. Tak czy siak artysta Salvador, miał medialny rozmach o jakim jego polskiemu pociotkowi Frankowi marzyć by nie przyszło w naszej betonowej ojczyźnie. Zostawmy jednak nieszczęsnych krytyków sztuki oraz życie samego Dalego ze wszystkimi jego ekstrawagancjami i spójrzmy na jego obrazy.
Dali był zawsze technicznym tradycjonalistą – a jego warsztat to wynik mozolnych studiów nad twórczością dawnych mistrzów, do dziś widać to tak wyraźnie, że wszystkie rozpływające się cycki i zegary nie są tego w stanie przysłonić. Inna sprawa że owe cycki i zegary to już też cześć kulturowego arsenału umieszczonego w dziale „surrealizm”. Kiedy więc zniknął szok, który budziły te prace w swoim czasie, a którego budzić dziś nie mogą co pozostaje? Freud i renesans - stateczna para wirująca bez gaci na parkiecie przeszłości. Gacie zresztą to chyba najbardziej znienawidzona przez surrealistów część garderoby. Mój ulubiony surrealista Paul Delvaux stracił kawał życia by odciąć pępowinę, a wizja kobiet bez gaci (oraz całej reszty) nie dawały mu spokoju po grób. Na szczęście dla nas i poezji. Poezja u Salvadora jest rzadsza, tak jak rzadsza jest z kolei u Paula tak mistrzowska technika. Sztuka to prawdziwa zagadka, 2+2 nigdy nie daje w niej 4. Nie będę jednak wystawiał żadnemu z nich ocen, żeby się nie ośmieszać. Popatrzmy więc tylko jeszcze raz jak idą w miłosnym tangu panna Freud (już wypluła fajkę i odkleiła wąsy) i dziarski renesans, piękna para, piękny taniec i piękne gacie, których nie ma. Więc są tym bardziej. Niewielu tak tańczy. Niewielu starzeje się tak brawurowo jak Dali. Popatrzmy, jeszcze raz, bo album ten piękny jest.
Zgłębiając temat kabotynów sztuki (Starowieyski) nie mogłem nie zwrócić się ku najpierwszemu z nich – Daliemu. Szczęściarz ten nie załapał się jeszcze na „Rastra”, co z pewnością pozwoliło mu oszukać większa ilość miłośników sztuki złej, powierzchownej i zwyczajnie głupiej, choć jako nie-Polak mógłby pewnie liczyć w "Rastrze" na jakieś punkty za pochodzenie. Tak czy siak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-02
Album wydany przy okazji wystawy o tym samym tytule, pokazujący kolekcję francuskiego marszanda Avila, to interesujące uzupełnienie obrazu F. Starowiejskiego o jego recepcję poza granicami naszego kraju. Charakterystyczny, natychmiast rozpoznawalny styl artysty mocno czerpiący z baroku był czymś zupełnie różnym i niewpisującym się w ówczesne zachodnie tendencje artystyczne, stąd Starowieyski był we Francji w tym samym stopniu sensacją i efemerydą. Dziś, chyba zbyt osobny by inspirować, jest pamiętanym jako zjawisko tyleż artystyczne co medialne. Warto jednak pamiętać, że był pierwszym polskim artystą, któremu poświecono indywidualną wystawę w nowojorskim MoMA (w 1986 roku). Po latach sztuka ta dalej zaskakuje bogactwem wyobraźni, ale przede wszystkim mistrzowskim rysunkiem.
Nie będę się tu rozwodził nad innymi talentami i pasjami Starowieyskiego (kaligrafia, kolekcjonerstwo), interesuje mnie głównie jako pewien polski prototyp artysty-aktora, który wszystko czego się tknął zmieniał w spektakl. Swego czasu był wyszydzany w środowiskach typu „Raster”, dla których stał się synonimem „artepolo” sztuki obciachu, prowincjonalnej, powierzchownej i głupiej (do tej szuflady wrzucono też - jakże zgrabnie - i Beksińskiego i Dudę-Gracza). Dziś można powiedzieć bez wahania, że powierzchowne i głupie osądy są cechą ponadnarodową pewnego gatunku krytyków sztuki. Co nadaje „Rastrowi” pewien światowy sznyt, którego Starowieyski, na szczęście, w tym sensie, nigdy nie miał. Zapatrzony w swoich XVII-wiecznych mistrzów ten uroczy kabotyn pozostawił po sobie dzieło osobliwie, osobne i kunsztowne.
Album wydany przy okazji wystawy o tym samym tytule, pokazujący kolekcję francuskiego marszanda Avila, to interesujące uzupełnienie obrazu F. Starowiejskiego o jego recepcję poza granicami naszego kraju. Charakterystyczny, natychmiast rozpoznawalny styl artysty mocno czerpiący z baroku był czymś zupełnie różnym i niewpisującym się w ówczesne zachodnie tendencje artystyczne,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021
2018
2017
2015
2015
2014
Piękne wydawnictwo. Pola Dwurnik potrafi malować i to bardzo dobrze malować, ale to nie moje malarstwo. Poziom egzaltacji zamieszczonych tekstów jest zbliżony do prezentowanego na reprodukowanych tu obrazach, więc jest w sumie spójnie.
Piękne wydawnictwo. Pola Dwurnik potrafi malować i to bardzo dobrze malować, ale to nie moje malarstwo. Poziom egzaltacji zamieszczonych tekstów jest zbliżony do prezentowanego na reprodukowanych tu obrazach, więc jest w sumie spójnie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011
2007
2007
2006
2006
2006
2006
2004
Książka bardzo nierówna, każdy rozdział to esej albo opowiadanie albo czasem coś pomiędzy, osnuty wokół jednego wybranego przez autora dziełach sztuki. Najgorzej właśnie wypadają chyba opowiadania, czasem naprawdę mocno od czapy względem tematu (np. "Katedra w piekle"). Sam styl też nie zachwyca, jak dla mnie wygląda to miejscami na pisarskie wprawki, choć zdarzają się też mocne i piękne fragmenty. Każdego, kto jest ciekawy Łysiakowych esejów o kulturze i sztuce zachęcałbym do lektury "Wysp zaczarowanych", "Francuskiej ścieżki", "Wysp bezludnych" lub jego ośmiotomowego opus magnum o malarstwie europejskim - "MBC".
Książka bardzo nierówna, każdy rozdział to esej albo opowiadanie albo czasem coś pomiędzy, osnuty wokół jednego wybranego przez autora dziełach sztuki. Najgorzej właśnie wypadają chyba opowiadania, czasem naprawdę mocno od czapy względem tematu (np. "Katedra w piekle"). Sam styl też nie zachwyca, jak dla mnie wygląda to miejscami na pisarskie wprawki, choć zdarzają się też...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2000
2000
Kieszonkowe koszmarium.
Waliszewska jest niepowtarzalna - jeśli ktoś ceni jej chore (i zarazem pełne malarskiej erudycji) wizje, to po prostu trzeba to mieć. Rzecz wydana jest w czerni i bieli, ale wybrane obrazy doskonale sprawdzają się w takim "zubożonym" wydaniu. To zupełnie pozbawiony komentarza artbook, który wciąga nas w potworne imaginarium Waliszewskiej, gdzie horror, groteska, perwersja i czarny humor chodzą sobie w kółeczko trzymając się za rączki.
Życzę wszystkim smacznego.
PS Album(ik) dedykowany jest Mitusi. Pani Aleksandro, takich rzeczy nie robi się kotu.
Kieszonkowe koszmarium.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toWaliszewska jest niepowtarzalna - jeśli ktoś ceni jej chore (i zarazem pełne malarskiej erudycji) wizje, to po prostu trzeba to mieć. Rzecz wydana jest w czerni i bieli, ale wybrane obrazy doskonale sprawdzają się w takim "zubożonym" wydaniu. To zupełnie pozbawiony komentarza artbook, który wciąga nas w potworne imaginarium Waliszewskiej, gdzie...