-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać263
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-24
2024-04-22
Uważność jest niezwykle trudną do opanowania umiejętnością w życiu. Nauczenie się jej daje jednak spokój duszy, umysłu i podnosi komfort naszego codziennego funkcjonowania. Uważność to świadome bycie Tu i Teraz. Zdecydowanie najlepszy trening umysłu. Ja uczyłam się uważności sama, metodą prób i błędów i dziś zdecydowanie dzięki uważności mam większy komfort i jakość mojego własnego życia. Dziś dostrzegam latającego motyla i zatrzymuję się, by go podziwiać, zachwycać się, nie myśląc wtedy o niczym. Jestem uważna na całkiem błahe sprawy jak rosa na trawie, płatek śniegu, kropla deszczu, na siebie i drugiego człowieka. Zapraszam Was na recenzję książki „Uważność. Trening mindfulness na co dzień”
Uważność „to sztuka zwracania uwagi – to wiedza, na co w danej chwili kierujemy uwagę, i umiejętność wyboru, gdzie ją skierować dalej” jak pisze w przedmowie Ian Gawler. Książka „Uważność. Trening mindfulness na co dzień” zakwalifikowana jest jako poradnik, jednak według mnie jest to książka popularnonaukowa. Autorami są: dr Stephen McKenzie – „doświadczony badacz i nauczyciel akademicki, pracuje w Katedrze Psychologii Uniwersytetu Deakin, gdzie zajmuje się zagadnieniem uważności jako narzędzia terapeutycznego” i dr Craig Hassed – „międzynarodowej sławy ekspert w zakresie uważności, jest założycielem i prezesem Australijskiego Towarzystwa Nauczycieli Medytacji” czyli dwaj wiodący eksperci w dziedzinie uważności, nauczyciele, badacze i praktycy. Craig i Stephen opowiadają o praktyce uważności z własnego doświadczenia a do tego obaj badali to zagadnienie przez lata i go nauczali” i dla mnie te fakty podnoszą wartość i ważność tej pozycji.
Książka podzielona jest na 4 części:
część 1. Czym jest uważność,
część 2. Uważność a stany chorobowe i przedchorobowe
część 3. Uważność a rozwój osobisty
część 4. Uważność a rozwój duchowy.
„Uważność. Trening mindfulness na co dzień” było dla mnie niezwykle przyjemną lekturą. Naukowcy w bardzo przystępny sposób wytłumaczyli czym jest uważność, jak się jej nauczyć i jak ją ćwiczyć. Omówili teoretyczne zagadnienia i pokazali praktyczne zastosowania uważności w zakresie zdrowia psychicznego, neurobiologii, terapii klinicznej, wydajności (np. w sporcie) i duchowości. Ponadto pokazali w jaki sposób trening uważności może być pomocny w leczeniu lęku, depresji a nawet uzależnień a także chorób nowotworowych. Sposób myślenia, uważności na sygnały wysyłane przez nasz organizm (np. ból), codziennego naszego funkcjonowania z troską przede wszystkim o siebie jest niezwykle ważny, a świadome życie i przeżywanie poprawia komfort naszej egzystencji. Bardzo podobała mi się pokazana przez autorów koncepcja szczęścia, którą i ja przyjęłam: „naprawdę istotnym przyczynkiem do szczęścia jest poczucie samorealizacji. Oznacza to, że budzisz się rano i czujesz, że oto żyjesz zgodnie ze swoimi głębokimi wartościami i przekonaniami- - własnym scenariuszem – i odgrywasz rolę, do jakiej się urodziłeś, nie czujesz od razu po przebudzeniu, że właściwie znów chciałbyś już znowu pójść spać. Ma to coś wspólnego z sensem, kierunkiem i celem życia”.
Książka „Uważność. Trening mindfulness na co dzień” jest napisana w nurcie empiryzmu, co stanowi jej nieocenioną wartość. Autorzy dodatkowo uzmysławiają nam, jak ważne dla funkcjonowania całego naszego organizmu i dla naszego codziennego funkcjonowania jest stosowanie, ćwiczenie i rozwijanie uważności. Zatrzymanie się w codziennej gonitwie, usłyszenie swojego wewnętrznego głosu, wyciszenie, niemyślenie o niczym, uważność na sygnały wysyłane nam przez nasz organizm jest trudne, ale warto to robić dla siebie… i jednocześnie dla swoich bliskich. Polecam, czytajcie. Warto być uważnym.
Bardzo dziękuję za egzemplarz książki Klubowi Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Uważność jest niezwykle trudną do opanowania umiejętnością w życiu. Nauczenie się jej daje jednak spokój duszy, umysłu i podnosi komfort naszego codziennego funkcjonowania. Uważność to świadome bycie Tu i Teraz. Zdecydowanie najlepszy trening umysłu. Ja uczyłam się uważności sama, metodą prób i błędów i dziś zdecydowanie dzięki uważności mam większy komfort i jakość mojego...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-19
Eva i Simon, małżeństwo, których trzy córki są już samodzielne. Z każdym dniem coraz starsi, coraz częściej milczą: „Mówił coraz mniej i coraz rzadziej. Z czasem zaczął też rozmawiać oszczędniej na inne tematy – ze mną, z innymi ludźmi.
Aż w końcu nie mówił już nic poza codziennymi frazesami. Dzień dobry. Cześć".
"Teraz, gdy mnie do siebie nie dopuszcza, tęsknię za tym, żeby zaczął coś opowiadać, cokolwiek, wysłuchałabym wszystkiego".
"Gdy zapada to milczenie, zostajemy sami, choć jesteśmy we dwoje”.
Rodzina. Miłość. Radości i troski. Tajemnice przeszłości, które u kresu życia zaczynają coraz brutalniej o sobie przypominać.
Znów cisza. Milczenie.
„Są takie dni, że niemal zapominam o jego milczeniu. Odczuwam je wtedy tylko jako tymczasową ciszę, jestem pewna, że wkrótce znów zaczniemy ze sobą rozmawiać. On się do mnie odezwie, a ja mu odpowiem. Jak ja za tym tęsknię”.
„Człowiekiem, z którym byłam najbliżej, nie licząc moich dzieci, jest Simon. Brakuje mi jego głosu, za tym najbardziej tęsknię”.
Odczuwam niemal fizyczny ból. Być blisko drugiej osoby, którą się kocha… a zarazem tak daleko… Bez słów nie ma życia, cisza zabija… związek, relacje, rodzinę, a w końcu i duszę…
Chiński filozof, twórca taoizmu powiedział: „Cisza jest źródłem mocy”. Czy na pewno?
Cisza zawiera w sobie więcej niż słowa.
Cisza trudna do zniesienia, przerażająca.
Cisza błogosławiona.
Cisza, która przenika Twoją duszę. Daje spokój, wytchnienie a jednocześnie ciąży jak brzemię.
Cisza rodzinnej tajemnicy. Jeśli nie jest coś wypowiedziane, nazwane, to tego nie ma, nie było. Przeszłość zamknięta w najgłębszych zakamarkach umysłu. Wspomnienia, których wydaje się, że nie było. W ciszy zamknięty jest ból nie do zniesienia.
Wpadłam w otchłań „Dni w historii ciszy” Merethe Lindstrom do utraty tchu, nie chciałam się wydostać. Pierwszoosobowa narracja potęguje wymowę ciszy. Książka, która uwodzi słowem, stylem a treść wywołuje dreszcze. Przejmująco piękna i jednocześnie przerażająca powieść o relacjach w rodzinie, traumie pokoleniowej, której macki sięgają dalej niż mogłoby się nam wydawać. O przeszłości, której nie sposób zapomnieć i przed nią uciec a która nas kształtuje. O starości, która staje się niewygodna dla rodziny: „dodał, że starość nie jest łatwa, że to trudne dla nas wszystkich”. Dająca nadzieję: „nigdy nie jest za późno na rozmowę z ludźmi, którzy są nam bliscy” i „dostrzeganie dobra w każdym człowieku”
Powieść wyróżniona prestiżową Nagrodą Literacką Rady Nordyckiej, którą bezwzględnie warto przeczytać. Usłysz ciszę Simona, polecam serdecznie.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu ArtRage.
Eva i Simon, małżeństwo, których trzy córki są już samodzielne. Z każdym dniem coraz starsi, coraz częściej milczą: „Mówił coraz mniej i coraz rzadziej. Z czasem zaczął też rozmawiać oszczędniej na inne tematy – ze mną, z innymi ludźmi.
Aż w końcu nie mówił już nic poza codziennymi frazesami. Dzień dobry. Cześć".
"Teraz, gdy mnie do siebie nie dopuszcza, tęsknię za tym,...
2024-04-16
Powieść sensacyjną Marka Kozubala „Milusha” z każda przewracaną stroną wzbudzała moją coraz większą ciekawość. Iran, Irak to tak odległe tereny, że trudno śledzić wszystkie doniesienia z tych krajów na bieżąco. Niemniej jednak sposób przedstawienia całej historii Pana Marka przypadł mi do gustu. Jeszcze bardziej zainteresował mnie temat oficerów wywiadu i agentów i ich codziennej pracy. Niebezpieczeństwo, presja czasu pod którą pracują i zadania, które mają wykonać budziły mój podziw, przerażenie i zarazem ulgę, że żyję w Polsce, w miarę bezpiecznym kraju.
Marek Kozubal sprawnie poprowadził całą fabułę – od porwania polskiego geologa w Iraku, bojówkę, handlarza bronią Antoni Cydejko, polowania na oficera polskiego wywiadu – Milushę, korupcję, ciągłe manipulacje, sprawy wagi państwowej i międzynarodowej, bezpieczeństwo narodowe. Niespodziewane zwroty akcji i odpowiednio dobrane tempo potęgowały poczucie zagrożenia i nieprzewidywalności. Zabrakło mi czegoś w kreacji głównej bohaterki „Milushy”. Nie do końca potrafiłam zrozumieć pobudki, które nią kierowały.
Powieść sensacyjna „Milusha” porusza zagadnienie poczucia bezpieczeństwa. Potrzeba bezpieczeństwa jest jednym z podstawowych pragnień człowieka. Jest drugim filarem w piramidzie potrzeb wg Maslowa, zaraz po potrzebach fizjologicznych takich jak jedzenie, sen, woda, tlen, potrzeby seksualne, brak napięcia. Każdy z nas bezwzględnie w dorosłym życiu powinien zbudować sobie swoje własne wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa dla zachowania homeostazy swojego organizmu. Ciągłe napięcie, stres, brak bezpieczeństwa odbije się na naszym zdrowiu psychofizycznym wcześniej czy później. I każdy z nas chce życ w bezpiecznym kraju. Dodatkowo wojna, prowadzone działania zbrojne prowadzą do występowania PTSD (zespół stresu pourazowego). Słysząc w telewizji, radio informacje o różnego rodzaju zagrożeniach jesteśmy przepełniani lękiem, z drugiej zaś strony mamy nadzieję, że nie będziemy w epicentrum takich wydarzeń.
Lektura powieści sensacyjnej „Milusha” Marka Kozubala pozwoli nam docenić wszystko to, czego nie jesteśmy świadomi, wolność i bezpieczeństwo.
Serdecznie polecam. Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Skarpa Warszawska.
Powieść sensacyjną Marka Kozubala „Milusha” z każda przewracaną stroną wzbudzała moją coraz większą ciekawość. Iran, Irak to tak odległe tereny, że trudno śledzić wszystkie doniesienia z tych krajów na bieżąco. Niemniej jednak sposób przedstawienia całej historii Pana Marka przypadł mi do gustu. Jeszcze bardziej zainteresował mnie temat oficerów wywiadu i agentów i ich...
więcej mniej Pokaż mimo to
Powieść Magdy Knedler „Medea z wyspy wisielców” oczarowała mnie pomysłem, jego wykonaniem, utkaną ze słów niezwykły sposób. Historia piękna, emocjonująca, przepełniona dobrocią, nadzieją i jednocześnie dramatyczna, przerażająca, bulwersująca. Mistrzowskie wykorzystanie mitu o Medei z Kolchidy dla pokazania brutalności otaczającego nas świata, pokazania życia kobiet, które pozbawione wszystkich społecznych praw były własnością ojca, a później męża. Kobiet, których codzienne życie sprowadzało się do usługiwania mężczyznom, zaspokajania ich potrzeb, dbania o niego i dzieci. A było to tak całkiem niedawno, przed I Wojną Światową. Do tego czasu, kobiety nie były nawet ludźmi…
Historia Mady głównej bohaterki rozdarła moje serce. Andreas, Georg, później Johan to przykłady mężczyzn, których żadna kobieta nie chciałaby spotkać w życiu na swojej drodze. Szacunek należy się każdemu a jednocześnie trudno go wymagać od osób, które nawet siebie nie szanują… A pieniądze, status społeczny, społeczne uznanie i poczucie przynależności do grupy, są ważniejsze niż drugi człowiek, jego godność i miłość… Bezwzględność, obdarcie Mady z poczucia bezpieczeństwa, zaufania i odebranie wszystkiego, co w życiu najważniejsze przeraziło mnie aż do utraty tchu… Czy można być aż tak złym człowiekiem? Jednoznacznie nie potępiając mężczyzn, muszę wspomnieć, że to również kobieta kobiecie zgotowała taki los i to zezłościło mnie najbardziej… Dziś mamy XXI wiek i jakby niewiele się zmieniło, a atawistyczne poglądy, odruchy i zachowania są wciąż wśród nas…
Czytając powieść „Medea z wysypy wisielców” Magdaleny Knedler, przeżywałam ją całą sobą, feeria emocji momentami była dla mnie nie do uniesienia. Raz za razem opowiadana historia fascynowała mnie, wciągała coraz mocniej i budziła mój zachwyt coraz bardziej. Spomiędzy słów, między wierszami wyłaniały się i inne zagadnienia: przemoc, władza i własność, walka sufrażystek o wolność dla kobiet i prawa wyborcze dla nich, godność i poszanowanie praw kobiet, istota człowieczeństwa, zbrodnia, wina i kara oraz meandry skomplikowanej ludzkiej psychiki. Chciałam ocenić jednoznacznie bohaterów, ich zachowania, a Magda Knedler przypomniała mi jak ważny jest kontekst każdej historii:
„Przecież wiesz jak bardzo fascynuje mnie zakończenie. Wciąż nie mogę się zdecydować, kto jest winny (…) Jazon uważa, że Medea – powiedział Johan. A Medea, że Jazon. Nie zawsze winny zbrodni jest ten, kto trzyma narzędzie, czasem tak naprawdę winne są okoliczności, sytuacja, ludzie wokół, którzy do tego doprowadzili”…
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zwierciadło.
Powieść Magdy Knedler „Medea z wyspy wisielców” oczarowała mnie pomysłem, jego wykonaniem, utkaną ze słów niezwykły sposób. Historia piękna, emocjonująca, przepełniona dobrocią, nadzieją i jednocześnie dramatyczna, przerażająca, bulwersująca. Mistrzowskie wykorzystanie mitu o Medei z Kolchidy dla pokazania brutalności otaczającego nas świata, pokazania życia kobiet, które...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kilka miesięcy temu czytałam książkę Brama do nieba” francuskiego pisarza Erica Emmanuela Schmitta. Byłam oczarowana, przenikniona ciepłem, mądrością całej historii a samego autora przyjęłam jako swojego nauczyciela w mojej życiowej drodze. Dzisiejsza premiera jego książki ”Sen o Jerozolimie” było dla mnie kolejnym niezwykłym życiowym doświadczeniem.
Eric Emmanuel Schmitt uwiódł i oczarował mnie swoim samorzecznictwem. Człowiek wykształcony, oświecony, ateista pokazał swoją drogę ku… nawróceniu. Sam siebie obdarł ze wszystkich szat i pokazał mi swoją duszę, swoje rozterki odnośnie wiary. Jego przemyślenia, zadawane pytania wywarły na mnie ogromne wrażenie, a w głowie kołatały mi się frazy:
„wiedza przeszkadza wierzyć”, „jak to się stało, że się nawrócił?”, „czego w życiu człowieka brakuje, że poszukuje?”.
Przemyślenia Eric’a Emmauel’a Schmitt’a mnie zachwyciły i stały się powodem dla mnie, do zadawania sobie samej pytań:
„Być chrześcijaninem znaczy zaakceptować tajemnicę. Opowieści ewangeliczne mówią o niej, ale jej nie wyjaśniają, przedstawiają części składowe jako gołe fakty: pochodzący z Galilei Jezus, Syn Boży, pokrzepiał słowem, wzbudzając coraz większe podejrzenia, a następnie został stracony w Jerozolimie, gdzie zmartwychwstał. Od naszego mózgu zależy, czy to przyjmiemy! Od serca, czy się z tym zgodzimy! Tajemnica nie tkwi w tym, co nieznane, lecz w tym, co niezrozumiałe”.
„Historia ludzkości sprowadza się do napięcia pomiędzy dwoma elementami architektonicznymi: murem i mostem.
Pełnią przedziwne funkcje. Mur oddziela, most łączy. Pierwszy zabrania, drugi pozwala. Pierwszy wyraża nieufność, drugi zaufanie.
Oczywiście oba są potrzebne. Ale wolę mosty od murów”.
„W wierze i odmowie wiary wyraża się ludzka wolność”.
Nawrócenie samego Autora:
„Coś we mnie wstąpiło, wdarło się. Zostałem zaatakowany. Szloch cichnie. Oddech się uspokaja. Dreszcze ustają. I wtem, aż skaczę z radości”.
„Czy istnieje noc bez snów?
Doskonały spokój, jaki odczuwam rano, sprawia, że dochodzę do takiego wniosku. Mam wrażenie jakby mnie odkurzono, umyto, opłukano, uwolniono od strapień…
Zamiast przez ciemność przeszedłem przez intensywne, oczyszczające światło”.
„Sen o Jerozolimie” był dla mnie niezwykłym doświadczeniem towarzyszenia człowiekowi w drodze w głąb niego samego. Eric Emmanuel Schmitt w swojej podróży przez Betlejem, Nazaret, Jezioro Tyberiadzkie i górę Tabor, aż do Jerozolimy udowadnia, że odbycie podróży w świat pozwala odkryć nasze własne odpowiedzi płynące z wnętrza każdego z nas… I trzeba fizycznie przejść drogę, by dojść do własnej istoty wiary.
Przeżyjcie tę historię, gorąco Was zachęcam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Pani Bognie Piechockiej z PRart Media i Wydawnictwu Znak Literanova.
Kilka miesięcy temu czytałam książkę Brama do nieba” francuskiego pisarza Erica Emmanuela Schmitta. Byłam oczarowana, przenikniona ciepłem, mądrością całej historii a samego autora przyjęłam jako swojego nauczyciela w mojej życiowej drodze. Dzisiejsza premiera jego książki ”Sen o Jerozolimie” było dla mnie kolejnym niezwykłym życiowym doświadczeniem.
Eric Emmanuel Schmitt...
2024-04-06
Jaskinia. Jedna, druga, kolejna. Zwłoki kobiety brutalnie okaleczonej. Zwłoki kolejnej kobiety. Zwłoki mężczyzny. Pojawiające się numery na jaskiniach wprowadzają dezorientację wśród policjantów: Bogusława Leśniaka i Borysa Szyka. Carmen Rodriguez, profilerka kryminalistyczna również nie rozumie pojawiających się nowych tropów w śledztwie. Każda z nitek śledztwa prowadzi w inną stronę… Czy uda się rozwiązać śledztwo i wytypować sprawcę okrutnych zabójstw? Co za demon nęka przestępcę? I przed czym ucieka Carmen?
Bezapelacyjnie bardzo lubię kryminały Pani Katarzyny Wolwowicz, od pierwszej wydanej książki wyczekuję każdej następnej spod jej pióra. Język, styl, prowadzenie akcji przez meandry ludzkiej psychiki, odkrywanie demonów rządzących przestępcami jak również i śledczymi jest za każdym razem równie pasjonujące. W thrillerze „Jaskinie umarłych” Katarzyna Wolwowicz pokazuje złożoność ludzkiej psychiki. W każdym z nas jest dobro i zło, ale to my decydujemy, która strona naszej psychiki będzie nadrzędna. Wpływ rodziców na wychowanie swoich dzieci i krzywdy wyrządzone czasem zupełnie nieświadomie wywierają ogromny wpływ na nasz rozwój i dorosłość.
Rodzice, którzy powinni zapewnić bezpieczeństwo, troskę i miłość swoim dzieciom stają się w ich późniejszym życiu największymi demonami, przed którymi trudno uciec, nawet jeśli nie żyją. Autorka odważnie nakreśliła postać jednego z bohaterów (nie będę odbierać Wam tej przyjemności i nie zdradzę którego), który mimo swojej wiedzy i wybranej ścieżki zawodowej, z własnymi demonami nie umiał sobie poradzić…
Katarzyna Wolwowicz ma głowę pełną pomysłów a ich realizacja za każdym razem wychodzi wyśmienicie. Każdy thriller i kryminał są prawdziwą ucztą dla wszystkich zmysłów. Prowadzone śledztwo kryminalne prowadzi nas również w głąb ludzkiej psychiki i jej złożoności.
Bardzo podobała mi się gra słów: Bogusław Leśniak, Borys Szyk, jednoznacznie mi się kojarzą :) Brawo Pani Kasiu :) Carmen Rodriguez troszkę mnie irytowała i nadal nie do końca znajduję odpowiedź dlaczego...
„Jaskinie umarłych” to debiut kryminalny Pani Katarzyny Wolwowicz w Wydawnictwie Skarpa Warszawska.
Dziękuję Wydawnictwu Skarpa Warszawska za egzemplarz do recenzji.
Polecam serdecznie, czytajcie!
Jaskinia. Jedna, druga, kolejna. Zwłoki kobiety brutalnie okaleczonej. Zwłoki kolejnej kobiety. Zwłoki mężczyzny. Pojawiające się numery na jaskiniach wprowadzają dezorientację wśród policjantów: Bogusława Leśniaka i Borysa Szyka. Carmen Rodriguez, profilerka kryminalistyczna również nie rozumie pojawiających się nowych tropów w śledztwie. Każda z nitek śledztwa prowadzi w...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-03
Od pierwszych chwil życia komunikujemy się z otoczeniem. Najpierw poprzez płacz, później gaworzenie aż do wypowiadania pierwszych słów. Paradoksem jest, że uczymy się mówić wiele lat, a komunikować… wcale. Komunikacja jest podstawą tworzenia i utrzymywania dobrych relacji. Doktor psychiatrii i neurologii David D. Burns stworzył doskonały podręcznik komunikacji „Radość życia razem. Jak naprawić burzliwe relacje”. W Polsce wydana przez Wydawnictwo Zysk i S-ka.
Według David’a D. Burns’a: „dobra komunikacja wymaga trzech rzeczy. Po pierwsze, musicie mieć możliwość wyrażania uczuć otwarcie i bezpośrednio. Po drugie, musicie nauczyć się słuchać partnera bez przyjmowania postawy defensywnej. Po trzecie, musicie traktować partnera z szacunkiem, nawet jeśli czujecie gniew lub frustrację”. „Dobra komunikacja składa się z trzech składników: umiejętnego słuchania (empatii), efektywnej ekspresji (asertywności) i szacunku (respektu). W zapamiętaniu ich pomoże ci akronim: EAR: E = empatia, A = asertywność, R = respekt (szacunek)”.
Poradnik „Radość życia razem. Jak naprawić burzliwe relacje” Dawid’a D. Burns’a podzielona jest na kilka części:
* część pierwsza. Dlaczego nie potrafimy ze sobą żyć,
* część druga. Diagnoza relacji,
* część trzecia. Jak nawiązać pełną miłości relację z ludźmi, na których ci zależy,
* część czwarta. Co zrobić, żeby Pięć Tajników zadziałało w twoim przypadku,
* część piąta. Częste pułapki i jak ich unikać,
* część szósta. Techniki zaawansowane.
Autor w bardzo przystępny i przyjemny w odbiorze sposób opisuje techniki komunikacji, których nauczenie się i wprowadzenie do naszego życia zdecydowanie ułatwi nam komunikację w każdego rodzaju relacjach:
* jednominutowe ćwiczenie,
* dziennik relacji,
* pięć tajników efektywnej komunikacji,
* technika eksternalizacji (najpotężniejsza technika komunikacji, która pozwala na zmianę negatywnych wzorców na pozytywne).
* RSAT – Test Satysfakcji z Relacji i jak pisze Autor: „jest to wręcz najbardziej precyzyjny instrument oceny satysfakcji w relacji, jaki kiedykolwiek opracowano”.
David D. Burns zwraca uwagę, że: „relacja raczej nie poprawi się od myślenia życzeniowego albo od czekania, aż zmieni się partner. Los twoich relacji zależy od ciebie”. Jednocześnie: „pewne relacje są tak dysfunkcyjne, że warto byłoby poszukać pomocy terapeuty. Terapeuta może dać ci potrzebne wsparcie i pomóc zdecydować, czy większy sens ma próba naprawienia burzliwego związku czy jego zakończenie”. Osobiście mam przekonanie, że każda toksyczna relacja jest warta tylko jej zakończenia, aby uchronić siebie od szkody na swoim zdrowiu psychicznym.
Każda satysfakcjonująca, dobra i poprawna relacja zależy od nas samych. Jeśli chcemy zmienić naszą relację z kimś: „konieczne jest, byś w pełni skupił się na zmianie samego siebie. Wymaga to odwagi i może być bolesne, ale daje szansę na niezwykłe rezultaty”.
„Radość życia razem. Jak naprawić burzliwe relacje” to niezwykle rzetelny poradnik komunikacji stworzony przez naukowca, lekarza psychiatrę i neurologa, co podnosi jego wartość. David D. Burns przytacza przykłady relacji i komunikacji ze swojego zawodowego życia i poddaje je analizie, co zdecydowanie ułatwia czytelnikowi zrozumienie w jaki sposób skutecznie i poprawnie się komunikować.
W mojej opinii książka powinna być podręcznikiem komunikacji w każdym domu i każdej szkole średniej na godzinach wychowawczych.
Bardzo polecam wszystkim najbardziej wartościowy poradnik o komunikacji „Radość życia razem. Jak naprawić burzliwe relacje” doktora David’a D. Burns’a.
Od pierwszych chwil życia komunikujemy się z otoczeniem. Najpierw poprzez płacz, później gaworzenie aż do wypowiadania pierwszych słów. Paradoksem jest, że uczymy się mówić wiele lat, a komunikować… wcale. Komunikacja jest podstawą tworzenia i utrzymywania dobrych relacji. Doktor psychiatrii i neurologii David D. Burns stworzył doskonały podręcznik komunikacji „Radość życia...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-03
Na każdą kolejną premierę komedii kryminalnej Iwony Banach czekam z niecierpliwością i jest moją ulubioną pisarką! „Upiór w moherze” urzekł mnie od razu okładką w przesłodzonym różowym kolorze, którego osobiście nie cierpię :) A intuicja mi podpowiadała, że lektura będzie odlotowa.
Pisarki Marta, Gośka i Grażyna próbują znaleźć ciekawy pomysł na promocję swoich książek, trafiają do Tęczowa, na zaproszenie nieznajomego. Pomysł okazuje się być druzgocący a jednocześnie genialny:
„- To proste – burknął. - Wy mnie zabijecie. Ja dostanę kupę rozgłosu, wy też. Sprzedamy całe pieprzone nakłady jak nic! Pójdzie bajerancka fama. Będzie wilk syty i trzy owce całe, choć wszyscy trochę potarmoszeni – powiedział po chwili pewnym tonem”.
Jednocześnie w bibliotece wiejskiej pojawia się bohater jednej z książek, który bardzo pragnie mieć rozpisaną przez autora scenę seksu obawia się o życie swojego autora.
Co wspólnego mają ze sobą te dwie sprawy? I kim jest upiór w moherze? Zanurzcie się w tę historię i przeżyjcie prawdziwą przygodę z pisarkami :)
„Upiór w moherze” to doskonała tragikomiczna opowieść o pisarskim świecie i mechanizmach nim rządzących. Iwona Banach z precyzją snajperskiego oka wychwytuje wszystkie społeczne ułomności. Wciąż zaskakuje mnie nowymi pomysłami i spostrzeżeniami. Tym razem na tapet wzięła relacje międzyludzkie, szczególnie małżeństwo, wydawniczo-pisarski i czytelniczy świat. Świetne dialogi, wirtuozeria słowem, wartka akcja i moc celnych spostrzeżeń:
* małżeństwo:
„Piotrek, jak mama przykazała, chciał mieć żonę, a właściwie żonę modelową. Typową tradwife.
(…) Miała nie pracować, nie uczyć się, bo to naprawdę bez sensu, nie widzieć świata poza mężem i dziećmi”.
* mężczyźni:
„Lubił być chwalony.
Był tym rodzajem faceta, który widząc jak znajomi z gratulacjami poklepują ciążowy brzuszek jego własnej żony, ma pretensje, ze nikt go nie poklepuje po przyrodzeniu i nie krzyczy: „Dobra robota””.
* biblioteka:
„W bibliotekach nie obowiązuje zasada „klient nasz pan”, panuje przekonanie, że owszem, czytelnik ma często rację ale to dotyczy tylko książek, a nie szeroko rozumianej bibliotecznej obsługi, bo i tak każdy bibliotekarz zawsze stara się być grzeczny, choć ugrzeczniony być nie musi”.
* pisarze:
„Wszelkie „królewskie” awantury obserwowały z zadowoleniem, bo niektóre pisarki same sobie robiły krzywdę, ośmieszając się nawzajem, często napuszczając jedne na drugie hordy czytelników, ale przynajmniej coś się działo”.
„Poza tym nie wyróżniał się niczym, może trochę talentem, choć jego książki były nierówne”.
„- Nie, pomysł nie jest durny, tylko ty jesteś debilką! - odparował autor. - Przecież mnie nie zabijecie! Nie naprawdę! To tylko zwykły przekręt, happening czy jakoś tak… (…) Zrobimy tak: ja zniknę. Rozleje się trochę krwi, znajdzie się jakiś ładny nóż. Wy się tą krwią wymażecie. Ktoś wezwie policję. Będzie takie branie, że ho, ho!. Moje książki pójdą na topki natychmiast, wasze zresztą też. Wywiady będą się sypać jak z rękawa, wasze nazwiska zdobędą rozgłos na świecie”.
„Ludziom się wydaje, że pisanie książek to miłe, domowe, nawet „herbatkowe” zajęcie, a to jest walka gorsza niż potyczki z dzikimi dinozaurami” (więcej nie zdradzę, bo ten akapit jest prześwietny;)).
Lektura komedii kryminalnej Iwony Banach „Upiór w moherze” zachwyciła mnie słowem, sarkazmem, ironią i celnymi spostrzeżeniami przemycanymi w stylu Iwony pomiędzy wierszami. Rzeczywistość obdarta z wszelkich zasłon. Jest i strasznie, wstrętnie i śmiesznie. Uwaga: śmiech przez łzy gwarantowany i oczywiście niekontrolowane wybuchy śmiechu!
Tytuł książki Iwony Banach „Upiór w moherze” skojarzył mi się z „Upiorem opery” Gaston’a Leroux’a z 1909 roku. Znajduję kilka podobieństw, ale o tym przekonajcie się sami.
Serdecznie, serdecznie polecam. Iwonko, gratuluję pomysłu i wykonania.
Dziękuję Wydawnictwu Dragon za egzemplarz do recenzji.
Na każdą kolejną premierę komedii kryminalnej Iwony Banach czekam z niecierpliwością i jest moją ulubioną pisarką! „Upiór w moherze” urzekł mnie od razu okładką w przesłodzonym różowym kolorze, którego osobiście nie cierpię :) A intuicja mi podpowiadała, że lektura będzie odlotowa.
Pisarki Marta, Gośka i Grażyna próbują znaleźć ciekawy pomysł na promocję swoich książek,...
Rok 1944. Trudny czas II Wojny Światowej. Strach, niepewność, konspiracja, zbieranie informacji. Zło, które czai się za rogiem ale i w drugim człowiekowi. Komu ufać? Walka za Ojczyznę, ideały, wartości, własne życie. Robert Michniewicz w powieści „Dolina szpiegów” na tle II Wojny Światowej pokazuje, że nawet w tak trudnym czasie najważniejszy jest drugi człowiek, relacje między ludźmi i miłość.
Główni bohaterowie, szpiedzy: Carl von Wedel i John Thomson zestawieni w opozycji, jednocześnie tak różni i tak podobni: „Człowiek, nawet jeśli ma cel obiektywnie pozytywny, to zawsze będąc szpiegiem, dopuszcza się zdrady: ojczyzny, narodu, przyjaciół, również tych, których kocha” oraz „obaj zdradzili swoje ojczyzny. Mieli inne motywacje: Carl chciał pracować na rzecz tych dobrych, a na szkodę złych. John współpracował ze złymi przeciwko dobrym. Carl zrobił to z pobudek idealistycznych, zwalczając ideologię groźną dla pokoju i demokracji. John chciał zarobić dużą kasę i poczuć się kimś ważnym. Nieistotne za jaką cenę i komu”. Carl: „wiedział, że musi liczyć tylko na siebie”, John, który nie miał tyle szczęścia, co Carl: „Carlowi coś się udało – wrócił do swoich i żył”.
„Dolina szpiegów” wciąga i fascynuje z każdą przewróconą stroną coraz bardziej. Bardzo podobały mi się opisy funkcjonowania i działalności służb wywiadowczych, transportu broni, ludzi, łączności, informowania i wymiany informacji, sytuacji politycznej i zbrojnej państw, działaności Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej nasycone szczegółami i niemiecką precyzją. Mimo ogromu nieznanej mi wiedzy czytałam z wielkim zainteresowaniem. Emocjonująca podróż po Europie: Wielkiej Brytanii, Niemczech i Polsce.
Robert Michniewicz w „Dolinie szpiegów” zwraca uwagę na cały ludzki kontekst działań zbrojnych. Pokazuje wszystkie psychologiczne mechanizmy rządzące człowiekiem w sytuacjach granicznych. Manipulacja informacjami i emocjami, wszechobecny, momentami sztucznie nawet wytwarzany strach, dzięki któremu łatwiej sterować rzeczywistością. Niepewność. I na tym tle historia miłości Carl’a von Wedl’a i Lotty, która pokonując wszystkie przeciwności losu przepełniła mnie wiarą w ludzi i w miłość, nawet w najtrudniejszych czasach: „dookoła szaleje wojna, ale nam pomimo tego udało się spotkać, pokochać i nawet zaręczyć”. Na wojnie najważniejsze to przeżyć, ale czy tylko to się liczy?
Robert Michniewicz w „Dolinie szpiegów” wodzi czytelnika na pokuszenie i z każdą stroną rozbudza coraz większą ciekawość. Główny bohater Carl von Wedel skradnie serce nie tylko Lotty… Serdecznie polecam! Czytajcie!
Za możliwość przeczytania książki przed premierą i umieszczenia mojego polecenia na okładce książki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca i Pani Bognie Piechockiej z PRart Media.
Rok 1944. Trudny czas II Wojny Światowej. Strach, niepewność, konspiracja, zbieranie informacji. Zło, które czai się za rogiem ale i w drugim człowiekowi. Komu ufać? Walka za Ojczyznę, ideały, wartości, własne życie. Robert Michniewicz w powieści „Dolina szpiegów” na tle II Wojny Światowej pokazuje, że nawet w tak trudnym czasie najważniejszy jest drugi człowiek, relacje...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-24
Autorka Jeniffer Freed rozpoczyna dedykacją, która mnie rozczuliła: „Dedykuje tę książkę Rendy, której miłość sprawiła, że wszystkie żywioły zaczęły śpiewać”. A pierwsze zdanie: „ta książka ma na celu pomóc ci żyć pełnią życia” i potwierdzam, po rzetelnym przeczytaniu tej książki, wykonaniu wszystkich ćwiczeń jest to bardzo możliwe. Autorka ostrzega, że: „moja książka jest dla ludzi świadomych tego, że odpowiedzi kryją się gdzieś wewnątrz nich samych, a jedyna mapa, która wskaże im drogę do skarbu, jest wyjątkowa i przeznaczona wyłącznie dla nich”.
„Mapa duszy” odwołuje się do dziedziny nauki astropsychologii, czyli astrologii psychologicznej, która: „jest (…) inspirującym, oddziałującym na wyobraźnię badaniem twoich duchowych możliwości, z poszanowaniem twoich osobistych wyborów oraz tego, ze to ty jesteś odpowiedzialny za swoje życie. Odkrywa ona przed tobą szczegóły twojego prawdziwego „ja”, mobilizując cię w ten sposób do sterowania własnym życiem w kierunku, który przyniesie ci najwięcej satysfakcji i korzyści”. Jeniffer Freed oprowadza nas po czterech żywiołach: ogniu, ziemi, powietrza i wody i udowadnia ich wpływ na nasze codzienne funkcjonowanie.
Jeniffer Freed w książce mapa duszy oprowadza nas po dwunastu domach astrologicznych:
domena pierwsza: Pierwsze wrażenie,
domena druga: Twoje podstawowe wartości,
domena trzecia: Jak mówisz i jak słuchasz,
domena czwarta: Dom wewnątrz i na zewnątrz,
domena piąta: Miłość i tworzenie,
domena szósta: nawyki zdrowotne,
domena siódma: Mapa wsparcia,
domena ósma: Intymność i seks,
domena dziewiąta: Magia wiary,
domena dziesiąta: Dziedzictwo i reputacja,
domena jedenasta: Święta ekipa,
domena dwunasta: Duchy i pokusy.
„Mapa duszy” to swoisty przewodnik terapeutyczny do samodzielnej pracy dla osób obudzonych do świadomego życia, świadomych siebie ale i tych, którzy na tę ścieżkę dopiero wkraczają. Układ teoria-przykład-ćwiczenia jest bardzo pomocny w odkrywaniu siebie, swoich moich i słabych stron.
Moje osobiste wrażenia z książki „Mapa duszy” to przede wszystkich zachwyt nad merytoryczną jej zawartością. Jestem całkowicie usatysfakcjonowana. Czytając i pracując z takimi książkami widzę swoje własne postępy, kim i jaka byłam kilka lat temu, a co dziś stanowi o moim „ja”. Jak długą, ciężką, dramatyczną drogę przeszłam do osiągnięcia szczęścia w byciu ze sobą samą szczęśliwą, nauczeniu się zdrowego egoizmu a przede wszystkim pokochanie siebie samej moją własną miłością. Dzięki Jeniffer Freed dowiedziałam się w jaki sposób wzmacniać pozytywne cechy a w jaki zmniejszać negatywne cechy mojego znaku zodiaku. Zaspokoiła moją ciekawość odnośnie znaku zodiaku i wpływu mojego na moje życie. Autorka opiera się na wiedzy z zakresu psychologii, astrologii i neuronauki, co dodatkowo podnosi wartość tego poradnika.
Zachęcam Was do odbycia fascynującej podróży w głab siebie. Będzie ciekawie i fascynująco :)
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Feeria.
Autorka Jeniffer Freed rozpoczyna dedykacją, która mnie rozczuliła: „Dedykuje tę książkę Rendy, której miłość sprawiła, że wszystkie żywioły zaczęły śpiewać”. A pierwsze zdanie: „ta książka ma na celu pomóc ci żyć pełnią życia” i potwierdzam, po rzetelnym przeczytaniu tej książki, wykonaniu wszystkich ćwiczeń jest to bardzo możliwe. Autorka ostrzega, że: „moja książka jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-22
Strata. To słowo boli. Unikamy go, nie chcemy czuć ani przeżywać żadnej straty, czyż nie mam racji? Jednocześnie doświadczenie utraty czegoś lub kogoś w naszym życiu jest momentem przejścia, do naszej własnej zmiany. Życie to ciągły ruch, zmiana i straty na wielu polach.
Autorka Judith Viorst w swojej książce „To, co musimy utracić” dzieli się swoją wiedzą, obserwacjami i doświadczeniem o psychice ludzkiej od momentu jego przyjścia na świat, po kolejne etapy naszego życia i w niezwykle empatyczny, spokojny i rzetelny sposób przez najsmutniejsze doświadczenia naszej egzystencji, przez wszystkie nasze straty. Każdy żal, smutek, niezgoda zostaje ukojony wiedzą i wskazówkami, w jaki sposób możemy sobie radzić z emocjami, których doświadczamy z tego powodu. Uświadomienie sobie swoich wszystkich strat, konfrontacja z nimi a później i ich akceptacja dadzą wewnętrzny spokój i harmonię każdemu z nas. „Badania pokazują, że straty, których doświadczamy we wczesnym dzieciństwie, czynią nas wrażliwymi na każdą stratę, której doświadczamy w późniejszym życiu”.
Judith Viorst mówi: „Straty stanowią część życia – są powszechne, nieuniknione, nieubłagane. Są konieczne, gdyż tracąc coś, rezygnując z czegoś i zostawiając coś za sobą, wzrastamy. Moja książka mówi o nierozerwalnym związku tego, co tracimy, z tym, co zyskujemy. Mówi o tym, co musimy porzucić, by wzrastać”. Jest to jednocześnie smutne i radosne. Każdy medal ma dwie strony medalu. Doświadczenie negatywne może być jednocześnie pozytywne i odwrotnie.
Książka „To, co musimy utracić” jest podzielona na cztery części:
„• doświadczenie straty, jakie pociąga za sobą opuszczenie ciała matki, koniec bycia jej cząstką i stopniowe stawanie się oddzielnym „ja”:
„poznając własne potrzeby i przypisując sobie doświadczane uczucia jako własne, zaczynamy powoli przyswajać sobie poczucie samoistnienia (…). Zaczynamy stwarzać i odkrywać własne „ja””,
• doświadczenie straty, gdy stajemy w obliczu ograniczeń naszej władzy oraz możliwości i musimy ustąpić przed tym, co zakazane i co niemożliwe,
• strata związana z rezygnacją z marzeń o idealnych związkach między ludźmi i zastąpieniem ich ludzką rzeczywistością więzi niedoskonałych,
• doświadczenie strat w drugiej połowie życia – a jest ich tak wiele – nasze ostateczne doświadczenie straty, czyli odejście z tego świata, i zgoda na to, by wszystko mogło odejść”.
Judith Viorst w rozdziale „Lekcje miłości” przeprowadziła mnie przez definicję zdrowej miłości do siebie samego i do innych ludzi. Przytacza słowa Erich’a Fromm’a z jego książeczki „O sztuce miłości”:
„Miłość dziecięca trzyma się zasady: <<Kocham, ponieważ jestem kochany>>. Natomiast miłość dojrzała twierdzi: <<Jestem kochany, ponieważ kocham>>. Niedojrzała miłość mówi: <<kocham cię, ponieważ cię potrzebuję>>. Dojrzała miłość powiada: <<Potrzebuję cię, ponieważ cię kocham>>”.
Całe nasze życie coś tracimy: ludzi, zwierzęta, miłość, przyjaźń, pieniądze i wiele wiele innych zasobów. Straty są tylko częścią naszego życia, stacjami, na których chwilowo się zatrzymujemy. A jak mówi Daljlama: „Ból może cię zmienić, ale to nie oznacza od razu złej zmiany. Weź ten ból i zamień go w mądrość”.
Bardzo wartościowa książka, polecam, czytajcie.
Strata. To słowo boli. Unikamy go, nie chcemy czuć ani przeżywać żadnej straty, czyż nie mam racji? Jednocześnie doświadczenie utraty czegoś lub kogoś w naszym życiu jest momentem przejścia, do naszej własnej zmiany. Życie to ciągły ruch, zmiana i straty na wielu polach.
Autorka Judith Viorst w swojej książce „To, co musimy utracić” dzieli się swoją wiedzą, obserwacjami i...
Deven dowiaduje się, że jej siostra Kennedy popełniła samobójstwo. Na okazaniu ciała przez policję Deven jednak jej nie rozpoznaje… Wszystkie kolejne odkrywane przez służby fakty wskazują jednak, iż zmarła to zaginiona Kennedy, a może Amber, Vanessa czy… ? Deven nie może w to uwierzyć i zdezorientowana szuka prawdy na własną rękę. Odkrywając kolejne fakty z życia swojej siostry Deven traci orientację, czy ją w ogóle zna:
„Kim ona jest?
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że niczego nie zauważyłam – powiedziała bardziej do siebie niż do Paula. - Przecież wiem, że moja siostra lubi robić zakupy i wydawać pieniądze. Wiem, ze robi operacje plastyczne, chodzi do drogiego fryzjera i tak dalej. Ale złodziejstwo, Paul? Kurde, czy ona w ogóle kiedyś miała prawdziwą pracę?”.
Jaka jest historia Kennedy? Dlaczego zaginęła (czy rzeczywiście zaginęła?), jaki sekret ukrywa i czy Deven udźwignie prawdę?
Briana Cole w thrillerze „Jej wszystkie życia” poprowadziła narrację dwutorowo – w trzeciej osobie o bieżących wydarzeniach i toku prowadzonego śledztwa przez policję i Deven oraz w pierwszej w formie pamiętnika prowadzonego przez Kennedy. Ta koncepcja nadawała dynamizmu całej powieści i podnosiła dramatyzm kolejno odkrywanych faktów przez czytelnika. Bardzo podobała mi się uknuta przez Autorkę intryga i sposób prowadzenia całej fabuły. Sprawnie dodawała kolejne nitki historii, łączyła je, myliła tropy a wyjaśnienie sprawy i zakończenie bardzo mnie zaskoczyło.
Dwie siostry, Deven i Kennedy, jedna matka, dwóch ojców. Skomplikowane rodzinne relacje. Straty, których doświadczamy w całym swoim życiu i trudne momenty żałoby, przez które musimy przejść: „gdzieś przeczytałam, ze żałoba to miłość, która która nie ma się gdzie podziać (...)”. Relacja siostrzana zaraz po relacji z rodzicami jest najważniejsza a jednocześnie najtrudniejsza w naszym życiu. Wypracowanie zdrowych relacji w dorosłości jest kolejnym krokiem w naszym psychologicznym rozwoju. Wyznaczenie granic, pilnowanie ich, troska i miłość siostrzana dają nam silne oparcie, bezpieczeństwo, poczucie więzi i przynależności. Za jej kształt są jednakże odpowiedzialni rodzice i sposób wychowywania. Podobały mi argumenty Autorki udowodnienia tezy, że dorastanie w dysfunkcyjnej rodzinie zawsze będzie pociągało za sobą skutki psychologiczne, które bardzo trudno będzie naprawić w swoim dorosłym życiu (aczkolwiek nie jest to niemożliwe) a zbudowanie swojej własnej ścieżki życia bez odpowiednio ukształtowanych przez rodziców zasobów w nas, wymaga bardzo dużo pracy własnej. Mimo wszystkich naszych urazów warto mieć świadomość, że „prawda bywa paskudna, ale przynajmniej jest prawdziwa” i zawsze jest lepsza od niewiedzy.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Skarpa Warszawska (#reklama).
Deven dowiaduje się, że jej siostra Kennedy popełniła samobójstwo. Na okazaniu ciała przez policję Deven jednak jej nie rozpoznaje… Wszystkie kolejne odkrywane przez służby fakty wskazują jednak, iż zmarła to zaginiona Kennedy, a może Amber, Vanessa czy… ? Deven nie może w to uwierzyć i zdezorientowana szuka prawdy na własną rękę. Odkrywając kolejne fakty z życia swojej...
więcej Pokaż mimo to