Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Zimno, przeraźliwie zimno. Cztery osoby nadzorujące obiekt – Instytut Północny. Zamknięci, odcięci od świata. Ze względu na tajemniczy wirus nie mogą opuścić budynku. Helikopter przylatuje raz w tygodniu i otrzymują teczkę z zadaniami do wykonania. Zadania wykonywane przez nadzorców pracujących w Instytucie wydają się być absurdalne, czy jednak rzeczywiście takie są? A może my na co dzień nie mamy czasu, żeby nad wieloma rzeczami się zastanawiać? Badanie, czy krzesła są wygodne do siedzenia, płaskości podłogi za pomocą piłeczek golfowych, uszkodzeń w panelach i czy mają wpływ na wypadki, mechanizmów rolet, czy działają prawidłowo. Wszechobecny śnieg przeraża swoim bezmiarem i „to coś”, co wystaje z białego puchu i jest bliżej nieokreślone a budzi niepokój wśród załogi. Czy Cline, Gibbs i ich Szef oraz tajemniczy lokator Instytutu Gilroy rozwiążą tajemnicę rzeczy ukrytej w śniegu? Jaki jest cel ich pracy?

Powieść „To coś w śniegu” wciąga, fascynuje a z każdą przewróconą stroną wzbudza coraz więcej dysonansów. Świetne ćwiczenia z uważności i ćwiczące cierpliwość – chcę dowiedzieć się o co chodzi i nie mogę tego uchwycić… Odczuwam ciągły dyskomfort a jednocześnie moja ciekawość cały czas jest pobudzana i rozbudzana. Jest mi zimno i przeraża mnie śnieg, spod którego nie widać nawet horyzontu… „Choć śnieg nie jest najbardziej bezlitosnym żołdakiem zimna, pod wieloma względami jest najcenniejszy. Przyjemnie jest patrzeć jak zimą pokrywa szarą śmierć traw prostą, mieniącą się bielą. Przeszkadza nam, zachęcając do opuszczenia bezpiecznego ciepła pomieszczeń, by go usunąć. Wyciąga dzieci z domów, by się w nim bawiły, narażając je na najróżniejsze zakusy zimna. Na jego widok dreszczyk emocji przechodzi nawet tych, którzy czują przed nim strach. Na dowód tego wystarczy się zastanowić jak opisują go prognozy: w centymetrach. Chcemy wiedzieć, ile się go nagromadzi. Implikuje to rodzaj daru; śnieg, chcemy tego, czy nie, jest nam dany. Wszystko to przesłania jednak faktyczne działanie śniegu: że nam zasłania, zakrywa, zabiera”. „Fakt, ze zimno niewspółmiernie mocno atakuje męskość, jest nie tylko kwestią biologii, lecz symbolem ostatecznego celu zimna, jakim jest pełna kastracja duszy”.

Zachwycam się powieścią „To coś w śniegu”. Nielogicznie logiczna, absurdalnie rzeczywista z głębią przemyśleń na temat pracy i jej celu, ludzkich zachowań w sytuacji zagrożenia i zamknięcia, wpływie wydarzeń z dzieciństwa na nasze dorosłe życie, refleksjach o zasadności nazywania, badania i sprawdzania wszystkiego, co nas otacza. Konfrontacja z tym, czego nazwać nie umiemy jest trudna. „Chęć negacji często rodzi się ze strachu. Nasila się wtedy, gdy to, czemu próbujemy zaprzeczyć, staje się coraz trudniejsze do zakwestionowania. A chęć negacji w połączeniu z wycieńczeniem może zrodzić coś jeszcze: niebezpieczny poziom arogancji. Zaprzeczenie temu, co oczywiste, przestaje być mechanizmem obronnym i staje się potrzebą tak głęboką, że może skłaniać do robienia rzeczy, o których wie się, że są potencjalnie niebezpieczne”.

Polecam, czytajcie.

Za egzemplarz dziękuję Klubowi Recenzentami nakanapie.pl.

Zimno, przeraźliwie zimno. Cztery osoby nadzorujące obiekt – Instytut Północny. Zamknięci, odcięci od świata. Ze względu na tajemniczy wirus nie mogą opuścić budynku. Helikopter przylatuje raz w tygodniu i otrzymują teczkę z zadaniami do wykonania. Zadania wykonywane przez nadzorców pracujących w Instytucie wydają się być absurdalne, czy jednak rzeczywiście takie są? A może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Deven dowiaduje się, że jej siostra Kennedy popełniła samobójstwo. Na okazaniu ciała przez policję Deven jednak jej nie rozpoznaje… Wszystkie kolejne odkrywane przez służby fakty wskazują jednak, iż zmarła to zaginiona Kennedy, a może Amber, Vanessa czy… ? Deven nie może w to uwierzyć i zdezorientowana szuka prawdy na własną rękę. Odkrywając kolejne fakty z życia swojej siostry Deven traci orientację, czy ją w ogóle zna:
„Kim ona jest?
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że niczego nie zauważyłam – powiedziała bardziej do siebie niż do Paula. - Przecież wiem, że moja siostra lubi robić zakupy i wydawać pieniądze. Wiem, ze robi operacje plastyczne, chodzi do drogiego fryzjera i tak dalej. Ale złodziejstwo, Paul? Kurde, czy ona w ogóle kiedyś miała prawdziwą pracę?”.
Jaka jest historia Kennedy? Dlaczego zaginęła (czy rzeczywiście zaginęła?), jaki sekret ukrywa i czy Deven udźwignie prawdę?

Briana Cole w thrillerze „Jej wszystkie życia” poprowadziła narrację dwutorowo – w trzeciej osobie o bieżących wydarzeniach i toku prowadzonego śledztwa przez policję i Deven oraz w pierwszej w formie pamiętnika prowadzonego przez Kennedy. Ta koncepcja nadawała dynamizmu całej powieści i podnosiła dramatyzm kolejno odkrywanych faktów przez czytelnika. Bardzo podobała mi się uknuta przez Autorkę intryga i sposób prowadzenia całej fabuły. Sprawnie dodawała kolejne nitki historii, łączyła je, myliła tropy a wyjaśnienie sprawy i zakończenie bardzo mnie zaskoczyło.

Dwie siostry, Deven i Kennedy, jedna matka, dwóch ojców. Skomplikowane rodzinne relacje. Straty, których doświadczamy w całym swoim życiu i trudne momenty żałoby, przez które musimy przejść: „gdzieś przeczytałam, ze żałoba to miłość, która która nie ma się gdzie podziać (...)”. Relacja siostrzana zaraz po relacji z rodzicami jest najważniejsza a jednocześnie najtrudniejsza w naszym życiu. Wypracowanie zdrowych relacji w dorosłości jest kolejnym krokiem w naszym psychologicznym rozwoju. Wyznaczenie granic, pilnowanie ich, troska i miłość siostrzana dają nam silne oparcie, bezpieczeństwo, poczucie więzi i przynależności. Za jej kształt są jednakże odpowiedzialni rodzice i sposób wychowywania. Podobały mi argumenty Autorki udowodnienia tezy, że dorastanie w dysfunkcyjnej rodzinie zawsze będzie pociągało za sobą skutki psychologiczne, które bardzo trudno będzie naprawić w swoim dorosłym życiu (aczkolwiek nie jest to niemożliwe) a zbudowanie swojej własnej ścieżki życia bez odpowiednio ukształtowanych przez rodziców zasobów w nas, wymaga bardzo dużo pracy własnej. Mimo wszystkich naszych urazów warto mieć świadomość, że „prawda bywa paskudna, ale przynajmniej jest prawdziwa” i zawsze jest lepsza od niewiedzy.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Skarpa Warszawska (#reklama).

Deven dowiaduje się, że jej siostra Kennedy popełniła samobójstwo. Na okazaniu ciała przez policję Deven jednak jej nie rozpoznaje… Wszystkie kolejne odkrywane przez służby fakty wskazują jednak, iż zmarła to zaginiona Kennedy, a może Amber, Vanessa czy… ? Deven nie może w to uwierzyć i zdezorientowana szuka prawdy na własną rękę. Odkrywając kolejne fakty z życia swojej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uważność jest niezwykle trudną do opanowania umiejętnością w życiu. Nauczenie się jej daje jednak spokój duszy, umysłu i podnosi komfort naszego codziennego funkcjonowania. Uważność to świadome bycie Tu i Teraz. Zdecydowanie najlepszy trening umysłu. Ja uczyłam się uważności sama, metodą prób i błędów i dziś zdecydowanie dzięki uważności mam większy komfort i jakość mojego własnego życia. Dziś dostrzegam latającego motyla i zatrzymuję się, by go podziwiać, zachwycać się, nie myśląc wtedy o niczym. Jestem uważna na całkiem błahe sprawy jak rosa na trawie, płatek śniegu, kropla deszczu, na siebie i drugiego człowieka. Zapraszam Was na recenzję książki „Uważność. Trening mindfulness na co dzień”

Uważność „to sztuka zwracania uwagi – to wiedza, na co w danej chwili kierujemy uwagę, i umiejętność wyboru, gdzie ją skierować dalej” jak pisze w przedmowie Ian Gawler. Książka „Uważność. Trening mindfulness na co dzień” zakwalifikowana jest jako poradnik, jednak według mnie jest to książka popularnonaukowa. Autorami są: dr Stephen McKenzie – „doświadczony badacz i nauczyciel akademicki, pracuje w Katedrze Psychologii Uniwersytetu Deakin, gdzie zajmuje się zagadnieniem uważności jako narzędzia terapeutycznego” i dr Craig Hassed – „międzynarodowej sławy ekspert w zakresie uważności, jest założycielem i prezesem Australijskiego Towarzystwa Nauczycieli Medytacji” czyli dwaj wiodący eksperci w dziedzinie uważności, nauczyciele, badacze i praktycy. Craig i Stephen opowiadają o praktyce uważności z własnego doświadczenia a do tego obaj badali to zagadnienie przez lata i go nauczali” i dla mnie te fakty podnoszą wartość i ważność tej pozycji.

Książka podzielona jest na 4 części:
część 1. Czym jest uważność,
część 2. Uważność a stany chorobowe i przedchorobowe
część 3. Uważność a rozwój osobisty
część 4. Uważność a rozwój duchowy.

„Uważność. Trening mindfulness na co dzień” było dla mnie niezwykle przyjemną lekturą. Naukowcy w bardzo przystępny sposób wytłumaczyli czym jest uważność, jak się jej nauczyć i jak ją ćwiczyć. Omówili teoretyczne zagadnienia i pokazali praktyczne zastosowania uważności w zakresie zdrowia psychicznego, neurobiologii, terapii klinicznej, wydajności (np. w sporcie) i duchowości. Ponadto pokazali w jaki sposób trening uważności może być pomocny w leczeniu lęku, depresji a nawet uzależnień a także chorób nowotworowych. Sposób myślenia, uważności na sygnały wysyłane przez nasz organizm (np. ból), codziennego naszego funkcjonowania z troską przede wszystkim o siebie jest niezwykle ważny, a świadome życie i przeżywanie poprawia komfort naszej egzystencji. Bardzo podobała mi się pokazana przez autorów koncepcja szczęścia, którą i ja przyjęłam: „naprawdę istotnym przyczynkiem do szczęścia jest poczucie samorealizacji. Oznacza to, że budzisz się rano i czujesz, że oto żyjesz zgodnie ze swoimi głębokimi wartościami i przekonaniami- - własnym scenariuszem – i odgrywasz rolę, do jakiej się urodziłeś, nie czujesz od razu po przebudzeniu, że właściwie znów chciałbyś już znowu pójść spać. Ma to coś wspólnego z sensem, kierunkiem i celem życia”.

Książka „Uważność. Trening mindfulness na co dzień” jest napisana w nurcie empiryzmu, co stanowi jej nieocenioną wartość. Autorzy dodatkowo uzmysławiają nam, jak ważne dla funkcjonowania całego naszego organizmu i dla naszego codziennego funkcjonowania jest stosowanie, ćwiczenie i rozwijanie uważności. Zatrzymanie się w codziennej gonitwie, usłyszenie swojego wewnętrznego głosu, wyciszenie, niemyślenie o niczym, uważność na sygnały wysyłane nam przez nasz organizm jest trudne, ale warto to robić dla siebie… i jednocześnie dla swoich bliskich. Polecam, czytajcie. Warto być uważnym.

Bardzo dziękuję za egzemplarz książki Klubowi Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Uważność jest niezwykle trudną do opanowania umiejętnością w życiu. Nauczenie się jej daje jednak spokój duszy, umysłu i podnosi komfort naszego codziennego funkcjonowania. Uważność to świadome bycie Tu i Teraz. Zdecydowanie najlepszy trening umysłu. Ja uczyłam się uważności sama, metodą prób i błędów i dziś zdecydowanie dzięki uważności mam większy komfort i jakość mojego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść sensacyjną Marka Kozubala „Milusha” z każda przewracaną stroną wzbudzała moją coraz większą ciekawość. Iran, Irak to tak odległe tereny, że trudno śledzić wszystkie doniesienia z tych krajów na bieżąco. Niemniej jednak sposób przedstawienia całej historii Pana Marka przypadł mi do gustu. Jeszcze bardziej zainteresował mnie temat oficerów wywiadu i agentów i ich codziennej pracy. Niebezpieczeństwo, presja czasu pod którą pracują i zadania, które mają wykonać budziły mój podziw, przerażenie i zarazem ulgę, że żyję w Polsce, w miarę bezpiecznym kraju.

Marek Kozubal sprawnie poprowadził całą fabułę – od porwania polskiego geologa w Iraku, bojówkę, handlarza bronią Antoni Cydejko, polowania na oficera polskiego wywiadu – Milushę, korupcję, ciągłe manipulacje, sprawy wagi państwowej i międzynarodowej, bezpieczeństwo narodowe. Niespodziewane zwroty akcji i odpowiednio dobrane tempo potęgowały poczucie zagrożenia i nieprzewidywalności. Zabrakło mi czegoś w kreacji głównej bohaterki „Milushy”. Nie do końca potrafiłam zrozumieć pobudki, które nią kierowały.

Powieść sensacyjna „Milusha” porusza zagadnienie poczucia bezpieczeństwa. Potrzeba bezpieczeństwa jest jednym z podstawowych pragnień człowieka. Jest drugim filarem w piramidzie potrzeb wg Maslowa, zaraz po potrzebach fizjologicznych takich jak jedzenie, sen, woda, tlen, potrzeby seksualne, brak napięcia. Każdy z nas bezwzględnie w dorosłym życiu powinien zbudować sobie swoje własne wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa dla zachowania homeostazy swojego organizmu. Ciągłe napięcie, stres, brak bezpieczeństwa odbije się na naszym zdrowiu psychofizycznym wcześniej czy później. I każdy z nas chce życ w bezpiecznym kraju. Dodatkowo wojna, prowadzone działania zbrojne prowadzą do występowania PTSD (zespół stresu pourazowego). Słysząc w telewizji, radio informacje o różnego rodzaju zagrożeniach jesteśmy przepełniani lękiem, z drugiej zaś strony mamy nadzieję, że nie będziemy w epicentrum takich wydarzeń.

Lektura powieści sensacyjnej „Milusha” Marka Kozubala pozwoli nam docenić wszystko to, czego nie jesteśmy świadomi, wolność i bezpieczeństwo.

Serdecznie polecam. Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Skarpa Warszawska.

Powieść sensacyjną Marka Kozubala „Milusha” z każda przewracaną stroną wzbudzała moją coraz większą ciekawość. Iran, Irak to tak odległe tereny, że trudno śledzić wszystkie doniesienia z tych krajów na bieżąco. Niemniej jednak sposób przedstawienia całej historii Pana Marka przypadł mi do gustu. Jeszcze bardziej zainteresował mnie temat oficerów wywiadu i agentów i ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Eva i Simon, małżeństwo, których trzy córki są już samodzielne. Z każdym dniem coraz starsi, coraz częściej milczą: „Mówił coraz mniej i coraz rzadziej. Z czasem zaczął też rozmawiać oszczędniej na inne tematy – ze mną, z innymi ludźmi.
Aż w końcu nie mówił już nic poza codziennymi frazesami. Dzień dobry. Cześć".

"Teraz, gdy mnie do siebie nie dopuszcza, tęsknię za tym, żeby zaczął coś opowiadać, cokolwiek, wysłuchałabym wszystkiego".

"Gdy zapada to milczenie, zostajemy sami, choć jesteśmy we dwoje”.

Rodzina. Miłość. Radości i troski. Tajemnice przeszłości, które u kresu życia zaczynają coraz brutalniej o sobie przypominać.

Znów cisza. Milczenie.

„Są takie dni, że niemal zapominam o jego milczeniu. Odczuwam je wtedy tylko jako tymczasową ciszę, jestem pewna, że wkrótce znów zaczniemy ze sobą rozmawiać. On się do mnie odezwie, a ja mu odpowiem. Jak ja za tym tęsknię”.

„Człowiekiem, z którym byłam najbliżej, nie licząc moich dzieci, jest Simon. Brakuje mi jego głosu, za tym najbardziej tęsknię”.

Odczuwam niemal fizyczny ból. Być blisko drugiej osoby, którą się kocha… a zarazem tak daleko… Bez słów nie ma życia, cisza zabija… związek, relacje, rodzinę, a w końcu i duszę…

Chiński filozof, twórca taoizmu powiedział: „Cisza jest źródłem mocy”. Czy na pewno?

Cisza zawiera w sobie więcej niż słowa.

Cisza trudna do zniesienia, przerażająca.
Cisza błogosławiona.

Cisza, która przenika Twoją duszę. Daje spokój, wytchnienie a jednocześnie ciąży jak brzemię.

Cisza rodzinnej tajemnicy. Jeśli nie jest coś wypowiedziane, nazwane, to tego nie ma, nie było. Przeszłość zamknięta w najgłębszych zakamarkach umysłu. Wspomnienia, których wydaje się, że nie było. W ciszy zamknięty jest ból nie do zniesienia.

Wpadłam w otchłań „Dni w historii ciszy” Merethe Lindstrom do utraty tchu, nie chciałam się wydostać. Pierwszoosobowa narracja potęguje wymowę ciszy. Książka, która uwodzi słowem, stylem a treść wywołuje dreszcze. Przejmująco piękna i jednocześnie przerażająca powieść o relacjach w rodzinie, traumie pokoleniowej, której macki sięgają dalej niż mogłoby się nam wydawać. O przeszłości, której nie sposób zapomnieć i przed nią uciec a która nas kształtuje. O starości, która staje się niewygodna dla rodziny: „dodał, że starość nie jest łatwa, że to trudne dla nas wszystkich”. Dająca nadzieję: „nigdy nie jest za późno na rozmowę z ludźmi, którzy są nam bliscy” i „dostrzeganie dobra w każdym człowieku”

Powieść wyróżniona prestiżową Nagrodą Literacką Rady Nordyckiej, którą bezwzględnie warto przeczytać. Usłysz ciszę Simona, polecam serdecznie.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu ArtRage.

Eva i Simon, małżeństwo, których trzy córki są już samodzielne. Z każdym dniem coraz starsi, coraz częściej milczą: „Mówił coraz mniej i coraz rzadziej. Z czasem zaczął też rozmawiać oszczędniej na inne tematy – ze mną, z innymi ludźmi.
Aż w końcu nie mówił już nic poza codziennymi frazesami. Dzień dobry. Cześć".

"Teraz, gdy mnie do siebie nie dopuszcza, tęsknię za tym,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść Magdy Knedler „Medea z wyspy wisielców” oczarowała mnie pomysłem, jego wykonaniem, utkaną ze słów niezwykły sposób. Historia piękna, emocjonująca, przepełniona dobrocią, nadzieją i jednocześnie dramatyczna, przerażająca, bulwersująca. Mistrzowskie wykorzystanie mitu o Medei z Kolchidy dla pokazania brutalności otaczającego nas świata, pokazania życia kobiet, które pozbawione wszystkich społecznych praw były własnością ojca, a później męża. Kobiet, których codzienne życie sprowadzało się do usługiwania mężczyznom, zaspokajania ich potrzeb, dbania o niego i dzieci. A było to tak całkiem niedawno, przed I Wojną Światową. Do tego czasu, kobiety nie były nawet ludźmi…

Historia Mady głównej bohaterki rozdarła moje serce. Andreas, Georg, później Johan to przykłady mężczyzn, których żadna kobieta nie chciałaby spotkać w życiu na swojej drodze. Szacunek należy się każdemu a jednocześnie trudno go wymagać od osób, które nawet siebie nie szanują… A pieniądze, status społeczny, społeczne uznanie i poczucie przynależności do grupy, są ważniejsze niż drugi człowiek, jego godność i miłość… Bezwzględność, obdarcie Mady z poczucia bezpieczeństwa, zaufania i odebranie wszystkiego, co w życiu najważniejsze przeraziło mnie aż do utraty tchu… Czy można być aż tak złym człowiekiem? Jednoznacznie nie potępiając mężczyzn, muszę wspomnieć, że to również kobieta kobiecie zgotowała taki los i to zezłościło mnie najbardziej… Dziś mamy XXI wiek i jakby niewiele się zmieniło, a atawistyczne poglądy, odruchy i zachowania są wciąż wśród nas…

Czytając powieść „Medea z wysypy wisielców” Magdaleny Knedler, przeżywałam ją całą sobą, feeria emocji momentami była dla mnie nie do uniesienia. Raz za razem opowiadana historia fascynowała mnie, wciągała coraz mocniej i budziła mój zachwyt coraz bardziej. Spomiędzy słów, między wierszami wyłaniały się i inne zagadnienia: przemoc, władza i własność, walka sufrażystek o wolność dla kobiet i prawa wyborcze dla nich, godność i poszanowanie praw kobiet, istota człowieczeństwa, zbrodnia, wina i kara oraz meandry skomplikowanej ludzkiej psychiki. Chciałam ocenić jednoznacznie bohaterów, ich zachowania, a Magda Knedler przypomniała mi jak ważny jest kontekst każdej historii:

„Przecież wiesz jak bardzo fascynuje mnie zakończenie. Wciąż nie mogę się zdecydować, kto jest winny (…) Jazon uważa, że Medea – powiedział Johan. A Medea, że Jazon. Nie zawsze winny zbrodni jest ten, kto trzyma narzędzie, czasem tak naprawdę winne są okoliczności, sytuacja, ludzie wokół, którzy do tego doprowadzili”…

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zwierciadło.

Powieść Magdy Knedler „Medea z wyspy wisielców” oczarowała mnie pomysłem, jego wykonaniem, utkaną ze słów niezwykły sposób. Historia piękna, emocjonująca, przepełniona dobrocią, nadzieją i jednocześnie dramatyczna, przerażająca, bulwersująca. Mistrzowskie wykorzystanie mitu o Medei z Kolchidy dla pokazania brutalności otaczającego nas świata, pokazania życia kobiet, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kilka miesięcy temu czytałam książkę Brama do nieba” francuskiego pisarza Erica Emmanuela Schmitta. Byłam oczarowana, przenikniona ciepłem, mądrością całej historii a samego autora przyjęłam jako swojego nauczyciela w mojej życiowej drodze. Dzisiejsza premiera jego książki ”Sen o Jerozolimie” było dla mnie kolejnym niezwykłym życiowym doświadczeniem.

Eric Emmanuel Schmitt uwiódł i oczarował mnie swoim samorzecznictwem. Człowiek wykształcony, oświecony, ateista pokazał swoją drogę ku… nawróceniu. Sam siebie obdarł ze wszystkich szat i pokazał mi swoją duszę, swoje rozterki odnośnie wiary. Jego przemyślenia, zadawane pytania wywarły na mnie ogromne wrażenie, a w głowie kołatały mi się frazy:
„wiedza przeszkadza wierzyć”, „jak to się stało, że się nawrócił?”, „czego w życiu człowieka brakuje, że poszukuje?”.

Przemyślenia Eric’a Emmauel’a Schmitt’a mnie zachwyciły i stały się powodem dla mnie, do zadawania sobie samej pytań:
„Być chrześcijaninem znaczy zaakceptować tajemnicę. Opowieści ewangeliczne mówią o niej, ale jej nie wyjaśniają, przedstawiają części składowe jako gołe fakty: pochodzący z Galilei Jezus, Syn Boży, pokrzepiał słowem, wzbudzając coraz większe podejrzenia, a następnie został stracony w Jerozolimie, gdzie zmartwychwstał. Od naszego mózgu zależy, czy to przyjmiemy! Od serca, czy się z tym zgodzimy! Tajemnica nie tkwi w tym, co nieznane, lecz w tym, co niezrozumiałe”.
„Historia ludzkości sprowadza się do napięcia pomiędzy dwoma elementami architektonicznymi: murem i mostem.
Pełnią przedziwne funkcje. Mur oddziela, most łączy. Pierwszy zabrania, drugi pozwala. Pierwszy wyraża nieufność, drugi zaufanie.
Oczywiście oba są potrzebne. Ale wolę mosty od murów”.
„W wierze i odmowie wiary wyraża się ludzka wolność”.
Nawrócenie samego Autora:
„Coś we mnie wstąpiło, wdarło się. Zostałem zaatakowany. Szloch cichnie. Oddech się uspokaja. Dreszcze ustają. I wtem, aż skaczę z radości”.
„Czy istnieje noc bez snów?

Doskonały spokój, jaki odczuwam rano, sprawia, że dochodzę do takiego wniosku. Mam wrażenie jakby mnie odkurzono, umyto, opłukano, uwolniono od strapień…
Zamiast przez ciemność przeszedłem przez intensywne, oczyszczające światło”.

„Sen o Jerozolimie” był dla mnie niezwykłym doświadczeniem towarzyszenia człowiekowi w drodze w głąb niego samego. Eric Emmanuel Schmitt w swojej podróży przez Betlejem, Nazaret, Jezioro Tyberiadzkie i górę Tabor, aż do Jerozolimy udowadnia, że odbycie podróży w świat pozwala odkryć nasze własne odpowiedzi płynące z wnętrza każdego z nas… I trzeba fizycznie przejść drogę, by dojść do własnej istoty wiary.

Przeżyjcie tę historię, gorąco Was zachęcam.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Pani Bognie Piechockiej z PRart Media i Wydawnictwu Znak Literanova.

Kilka miesięcy temu czytałam książkę Brama do nieba” francuskiego pisarza Erica Emmanuela Schmitta. Byłam oczarowana, przenikniona ciepłem, mądrością całej historii a samego autora przyjęłam jako swojego nauczyciela w mojej życiowej drodze. Dzisiejsza premiera jego książki ”Sen o Jerozolimie” było dla mnie kolejnym niezwykłym życiowym doświadczeniem.

Eric Emmanuel Schmitt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jaskinia. Jedna, druga, kolejna. Zwłoki kobiety brutalnie okaleczonej. Zwłoki kolejnej kobiety. Zwłoki mężczyzny. Pojawiające się numery na jaskiniach wprowadzają dezorientację wśród policjantów: Bogusława Leśniaka i Borysa Szyka. Carmen Rodriguez, profilerka kryminalistyczna również nie rozumie pojawiających się nowych tropów w śledztwie. Każda z nitek śledztwa prowadzi w inną stronę… Czy uda się rozwiązać śledztwo i wytypować sprawcę okrutnych zabójstw? Co za demon nęka przestępcę? I przed czym ucieka Carmen?

Bezapelacyjnie bardzo lubię kryminały Pani Katarzyny Wolwowicz, od pierwszej wydanej książki wyczekuję każdej następnej spod jej pióra. Język, styl, prowadzenie akcji przez meandry ludzkiej psychiki, odkrywanie demonów rządzących przestępcami jak również i śledczymi jest za każdym razem równie pasjonujące. W thrillerze „Jaskinie umarłych” Katarzyna Wolwowicz pokazuje złożoność ludzkiej psychiki. W każdym z nas jest dobro i zło, ale to my decydujemy, która strona naszej psychiki będzie nadrzędna. Wpływ rodziców na wychowanie swoich dzieci i krzywdy wyrządzone czasem zupełnie nieświadomie wywierają ogromny wpływ na nasz rozwój i dorosłość.
Rodzice, którzy powinni zapewnić bezpieczeństwo, troskę i miłość swoim dzieciom stają się w ich późniejszym życiu największymi demonami, przed którymi trudno uciec, nawet jeśli nie żyją. Autorka odważnie nakreśliła postać jednego z bohaterów (nie będę odbierać Wam tej przyjemności i nie zdradzę którego), który mimo swojej wiedzy i wybranej ścieżki zawodowej, z własnymi demonami nie umiał sobie poradzić…

Katarzyna Wolwowicz ma głowę pełną pomysłów a ich realizacja za każdym razem wychodzi wyśmienicie. Każdy thriller i kryminał są prawdziwą ucztą dla wszystkich zmysłów. Prowadzone śledztwo kryminalne prowadzi nas również w głąb ludzkiej psychiki i jej złożoności.

Bardzo podobała mi się gra słów: Bogusław Leśniak, Borys Szyk, jednoznacznie mi się kojarzą :) Brawo Pani Kasiu :) Carmen Rodriguez troszkę mnie irytowała i nadal nie do końca znajduję odpowiedź dlaczego...

„Jaskinie umarłych” to debiut kryminalny Pani Katarzyny Wolwowicz w Wydawnictwie Skarpa Warszawska.

Dziękuję Wydawnictwu Skarpa Warszawska za egzemplarz do recenzji.

Polecam serdecznie, czytajcie!

Jaskinia. Jedna, druga, kolejna. Zwłoki kobiety brutalnie okaleczonej. Zwłoki kolejnej kobiety. Zwłoki mężczyzny. Pojawiające się numery na jaskiniach wprowadzają dezorientację wśród policjantów: Bogusława Leśniaka i Borysa Szyka. Carmen Rodriguez, profilerka kryminalistyczna również nie rozumie pojawiających się nowych tropów w śledztwie. Każda z nitek śledztwa prowadzi w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Od pierwszych chwil życia komunikujemy się z otoczeniem. Najpierw poprzez płacz, później gaworzenie aż do wypowiadania pierwszych słów. Paradoksem jest, że uczymy się mówić wiele lat, a komunikować… wcale. Komunikacja jest podstawą tworzenia i utrzymywania dobrych relacji. Doktor psychiatrii i neurologii David D. Burns stworzył doskonały podręcznik komunikacji „Radość życia razem. Jak naprawić burzliwe relacje”. W Polsce wydana przez Wydawnictwo Zysk i S-ka.

Według David’a D. Burns’a: „dobra komunikacja wymaga trzech rzeczy. Po pierwsze, musicie mieć możliwość wyrażania uczuć otwarcie i bezpośrednio. Po drugie, musicie nauczyć się słuchać partnera bez przyjmowania postawy defensywnej. Po trzecie, musicie traktować partnera z szacunkiem, nawet jeśli czujecie gniew lub frustrację”. „Dobra komunikacja składa się z trzech składników: umiejętnego słuchania (empatii), efektywnej ekspresji (asertywności) i szacunku (respektu). W zapamiętaniu ich pomoże ci akronim: EAR: E = empatia, A = asertywność, R = respekt (szacunek)”.

Poradnik „Radość życia razem. Jak naprawić burzliwe relacje” Dawid’a D. Burns’a podzielona jest na kilka części:
* część pierwsza. Dlaczego nie potrafimy ze sobą żyć,
* część druga. Diagnoza relacji,
* część trzecia. Jak nawiązać pełną miłości relację z ludźmi, na których ci zależy,
* część czwarta. Co zrobić, żeby Pięć Tajników zadziałało w twoim przypadku,
* część piąta. Częste pułapki i jak ich unikać,
* część szósta. Techniki zaawansowane.

Autor w bardzo przystępny i przyjemny w odbiorze sposób opisuje techniki komunikacji, których nauczenie się i wprowadzenie do naszego życia zdecydowanie ułatwi nam komunikację w każdego rodzaju relacjach:
* jednominutowe ćwiczenie,
* dziennik relacji,
* pięć tajników efektywnej komunikacji,
* technika eksternalizacji (najpotężniejsza technika komunikacji, która pozwala na zmianę negatywnych wzorców na pozytywne).
* RSAT – Test Satysfakcji z Relacji i jak pisze Autor: „jest to wręcz najbardziej precyzyjny instrument oceny satysfakcji w relacji, jaki kiedykolwiek opracowano”.

David D. Burns zwraca uwagę, że: „relacja raczej nie poprawi się od myślenia życzeniowego albo od czekania, aż zmieni się partner. Los twoich relacji zależy od ciebie”. Jednocześnie: „pewne relacje są tak dysfunkcyjne, że warto byłoby poszukać pomocy terapeuty. Terapeuta może dać ci potrzebne wsparcie i pomóc zdecydować, czy większy sens ma próba naprawienia burzliwego związku czy jego zakończenie”. Osobiście mam przekonanie, że każda toksyczna relacja jest warta tylko jej zakończenia, aby uchronić siebie od szkody na swoim zdrowiu psychicznym.
Każda satysfakcjonująca, dobra i poprawna relacja zależy od nas samych. Jeśli chcemy zmienić naszą relację z kimś: „konieczne jest, byś w pełni skupił się na zmianie samego siebie. Wymaga to odwagi i może być bolesne, ale daje szansę na niezwykłe rezultaty”.

„Radość życia razem. Jak naprawić burzliwe relacje” to niezwykle rzetelny poradnik komunikacji stworzony przez naukowca, lekarza psychiatrę i neurologa, co podnosi jego wartość. David D. Burns przytacza przykłady relacji i komunikacji ze swojego zawodowego życia i poddaje je analizie, co zdecydowanie ułatwia czytelnikowi zrozumienie w jaki sposób skutecznie i poprawnie się komunikować.

W mojej opinii książka powinna być podręcznikiem komunikacji w każdym domu i każdej szkole średniej na godzinach wychowawczych.

Bardzo polecam wszystkim najbardziej wartościowy poradnik o komunikacji „Radość życia razem. Jak naprawić burzliwe relacje” doktora David’a D. Burns’a.

Od pierwszych chwil życia komunikujemy się z otoczeniem. Najpierw poprzez płacz, później gaworzenie aż do wypowiadania pierwszych słów. Paradoksem jest, że uczymy się mówić wiele lat, a komunikować… wcale. Komunikacja jest podstawą tworzenia i utrzymywania dobrych relacji. Doktor psychiatrii i neurologii David D. Burns stworzył doskonały podręcznik komunikacji „Radość życia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na każdą kolejną premierę komedii kryminalnej Iwony Banach czekam z niecierpliwością i jest moją ulubioną pisarką! „Upiór w moherze” urzekł mnie od razu okładką w przesłodzonym różowym kolorze, którego osobiście nie cierpię :) A intuicja mi podpowiadała, że lektura będzie odlotowa.

Pisarki Marta, Gośka i Grażyna próbują znaleźć ciekawy pomysł na promocję swoich książek, trafiają do Tęczowa, na zaproszenie nieznajomego. Pomysł okazuje się być druzgocący a jednocześnie genialny:
„- To proste – burknął. - Wy mnie zabijecie. Ja dostanę kupę rozgłosu, wy też. Sprzedamy całe pieprzone nakłady jak nic! Pójdzie bajerancka fama. Będzie wilk syty i trzy owce całe, choć wszyscy trochę potarmoszeni – powiedział po chwili pewnym tonem”.
Jednocześnie w bibliotece wiejskiej pojawia się bohater jednej z książek, który bardzo pragnie mieć rozpisaną przez autora scenę seksu obawia się o życie swojego autora.
Co wspólnego mają ze sobą te dwie sprawy? I kim jest upiór w moherze? Zanurzcie się w tę historię i przeżyjcie prawdziwą przygodę z pisarkami :)

„Upiór w moherze” to doskonała tragikomiczna opowieść o pisarskim świecie i mechanizmach nim rządzących. Iwona Banach z precyzją snajperskiego oka wychwytuje wszystkie społeczne ułomności. Wciąż zaskakuje mnie nowymi pomysłami i spostrzeżeniami. Tym razem na tapet wzięła relacje międzyludzkie, szczególnie małżeństwo, wydawniczo-pisarski i czytelniczy świat. Świetne dialogi, wirtuozeria słowem, wartka akcja i moc celnych spostrzeżeń:

* małżeństwo:
„Piotrek, jak mama przykazała, chciał mieć żonę, a właściwie żonę modelową. Typową tradwife.
(…) Miała nie pracować, nie uczyć się, bo to naprawdę bez sensu, nie widzieć świata poza mężem i dziećmi”.

* mężczyźni:
„Lubił być chwalony.
Był tym rodzajem faceta, który widząc jak znajomi z gratulacjami poklepują ciążowy brzuszek jego własnej żony, ma pretensje, ze nikt go nie poklepuje po przyrodzeniu i nie krzyczy: „Dobra robota””.

* biblioteka:
„W bibliotekach nie obowiązuje zasada „klient nasz pan”, panuje przekonanie, że owszem, czytelnik ma często rację ale to dotyczy tylko książek, a nie szeroko rozumianej bibliotecznej obsługi, bo i tak każdy bibliotekarz zawsze stara się być grzeczny, choć ugrzeczniony być nie musi”.

* pisarze:
„Wszelkie „królewskie” awantury obserwowały z zadowoleniem, bo niektóre pisarki same sobie robiły krzywdę, ośmieszając się nawzajem, często napuszczając jedne na drugie hordy czytelników, ale przynajmniej coś się działo”.
„Poza tym nie wyróżniał się niczym, może trochę talentem, choć jego książki były nierówne”.
„- Nie, pomysł nie jest durny, tylko ty jesteś debilką! - odparował autor. - Przecież mnie nie zabijecie! Nie naprawdę! To tylko zwykły przekręt, happening czy jakoś tak… (…) Zrobimy tak: ja zniknę. Rozleje się trochę krwi, znajdzie się jakiś ładny nóż. Wy się tą krwią wymażecie. Ktoś wezwie policję. Będzie takie branie, że ho, ho!. Moje książki pójdą na topki natychmiast, wasze zresztą też. Wywiady będą się sypać jak z rękawa, wasze nazwiska zdobędą rozgłos na świecie”.

„Ludziom się wydaje, że pisanie książek to miłe, domowe, nawet „herbatkowe” zajęcie, a to jest walka gorsza niż potyczki z dzikimi dinozaurami” (więcej nie zdradzę, bo ten akapit jest prześwietny;)).

Lektura komedii kryminalnej Iwony Banach „Upiór w moherze” zachwyciła mnie słowem, sarkazmem, ironią i celnymi spostrzeżeniami przemycanymi w stylu Iwony pomiędzy wierszami. Rzeczywistość obdarta z wszelkich zasłon. Jest i strasznie, wstrętnie i śmiesznie. Uwaga: śmiech przez łzy gwarantowany i oczywiście niekontrolowane wybuchy śmiechu!

Tytuł książki Iwony Banach „Upiór w moherze” skojarzył mi się z „Upiorem opery” Gaston’a Leroux’a z 1909 roku. Znajduję kilka podobieństw, ale o tym przekonajcie się sami.

Serdecznie, serdecznie polecam. Iwonko, gratuluję pomysłu i wykonania.

Dziękuję Wydawnictwu Dragon za egzemplarz do recenzji.

Na każdą kolejną premierę komedii kryminalnej Iwony Banach czekam z niecierpliwością i jest moją ulubioną pisarką! „Upiór w moherze” urzekł mnie od razu okładką w przesłodzonym różowym kolorze, którego osobiście nie cierpię :) A intuicja mi podpowiadała, że lektura będzie odlotowa.

Pisarki Marta, Gośka i Grażyna próbują znaleźć ciekawy pomysł na promocję swoich książek,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rok 1944. Trudny czas II Wojny Światowej. Strach, niepewność, konspiracja, zbieranie informacji. Zło, które czai się za rogiem ale i w drugim człowiekowi. Komu ufać? Walka za Ojczyznę, ideały, wartości, własne życie. Robert Michniewicz w powieści „Dolina szpiegów” na tle II Wojny Światowej pokazuje, że nawet w tak trudnym czasie najważniejszy jest drugi człowiek, relacje między ludźmi i miłość.

Główni bohaterowie, szpiedzy: Carl von Wedel i John Thomson zestawieni w opozycji, jednocześnie tak różni i tak podobni: „Człowiek, nawet jeśli ma cel obiektywnie pozytywny, to zawsze będąc szpiegiem, dopuszcza się zdrady: ojczyzny, narodu, przyjaciół, również tych, których kocha” oraz „obaj zdradzili swoje ojczyzny. Mieli inne motywacje: Carl chciał pracować na rzecz tych dobrych, a na szkodę złych. John współpracował ze złymi przeciwko dobrym. Carl zrobił to z pobudek idealistycznych, zwalczając ideologię groźną dla pokoju i demokracji. John chciał zarobić dużą kasę i poczuć się kimś ważnym. Nieistotne za jaką cenę i komu”. Carl: „wiedział, że musi liczyć tylko na siebie”, John, który nie miał tyle szczęścia, co Carl: „Carlowi coś się udało – wrócił do swoich i żył”.

„Dolina szpiegów” wciąga i fascynuje z każdą przewróconą stroną coraz bardziej. Bardzo podobały mi się opisy funkcjonowania i działalności służb wywiadowczych, transportu broni, ludzi, łączności, informowania i wymiany informacji, sytuacji politycznej i zbrojnej państw, działaności Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej nasycone szczegółami i niemiecką precyzją. Mimo ogromu nieznanej mi wiedzy czytałam z wielkim zainteresowaniem. Emocjonująca podróż po Europie: Wielkiej Brytanii, Niemczech i Polsce.

Robert Michniewicz w „Dolinie szpiegów” zwraca uwagę na cały ludzki kontekst działań zbrojnych. Pokazuje wszystkie psychologiczne mechanizmy rządzące człowiekiem w sytuacjach granicznych. Manipulacja informacjami i emocjami, wszechobecny, momentami sztucznie nawet wytwarzany strach, dzięki któremu łatwiej sterować rzeczywistością. Niepewność. I na tym tle historia miłości Carl’a von Wedl’a i Lotty, która pokonując wszystkie przeciwności losu przepełniła mnie wiarą w ludzi i w miłość, nawet w najtrudniejszych czasach: „dookoła szaleje wojna, ale nam pomimo tego udało się spotkać, pokochać i nawet zaręczyć”. Na wojnie najważniejsze to przeżyć, ale czy tylko to się liczy?

Robert Michniewicz w „Dolinie szpiegów” wodzi czytelnika na pokuszenie i z każdą stroną rozbudza coraz większą ciekawość. Główny bohater Carl von Wedel skradnie serce nie tylko Lotty… Serdecznie polecam! Czytajcie!

Za możliwość przeczytania książki przed premierą i umieszczenia mojego polecenia na okładce książki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca i Pani Bognie Piechockiej z PRart Media.

Rok 1944. Trudny czas II Wojny Światowej. Strach, niepewność, konspiracja, zbieranie informacji. Zło, które czai się za rogiem ale i w drugim człowiekowi. Komu ufać? Walka za Ojczyznę, ideały, wartości, własne życie. Robert Michniewicz w powieści „Dolina szpiegów” na tle II Wojny Światowej pokazuje, że nawet w tak trudnym czasie najważniejszy jest drugi człowiek, relacje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Autorka Jeniffer Freed rozpoczyna dedykacją, która mnie rozczuliła: „Dedykuje tę książkę Rendy, której miłość sprawiła, że wszystkie żywioły zaczęły śpiewać”. A pierwsze zdanie: „ta książka ma na celu pomóc ci żyć pełnią życia” i potwierdzam, po rzetelnym przeczytaniu tej książki, wykonaniu wszystkich ćwiczeń jest to bardzo możliwe. Autorka ostrzega, że: „moja książka jest dla ludzi świadomych tego, że odpowiedzi kryją się gdzieś wewnątrz nich samych, a jedyna mapa, która wskaże im drogę do skarbu, jest wyjątkowa i przeznaczona wyłącznie dla nich”.

„Mapa duszy” odwołuje się do dziedziny nauki astropsychologii, czyli astrologii psychologicznej, która: „jest (…) inspirującym, oddziałującym na wyobraźnię badaniem twoich duchowych możliwości, z poszanowaniem twoich osobistych wyborów oraz tego, ze to ty jesteś odpowiedzialny za swoje życie. Odkrywa ona przed tobą szczegóły twojego prawdziwego „ja”, mobilizując cię w ten sposób do sterowania własnym życiem w kierunku, który przyniesie ci najwięcej satysfakcji i korzyści”. Jeniffer Freed oprowadza nas po czterech żywiołach: ogniu, ziemi, powietrza i wody i udowadnia ich wpływ na nasze codzienne funkcjonowanie.

Jeniffer Freed w książce mapa duszy oprowadza nas po dwunastu domach astrologicznych:
domena pierwsza: Pierwsze wrażenie,
domena druga: Twoje podstawowe wartości,
domena trzecia: Jak mówisz i jak słuchasz,
domena czwarta: Dom wewnątrz i na zewnątrz,
domena piąta: Miłość i tworzenie,
domena szósta: nawyki zdrowotne,
domena siódma: Mapa wsparcia,
domena ósma: Intymność i seks,
domena dziewiąta: Magia wiary,
domena dziesiąta: Dziedzictwo i reputacja,
domena jedenasta: Święta ekipa,
domena dwunasta: Duchy i pokusy.

„Mapa duszy” to swoisty przewodnik terapeutyczny do samodzielnej pracy dla osób obudzonych do świadomego życia, świadomych siebie ale i tych, którzy na tę ścieżkę dopiero wkraczają. Układ teoria-przykład-ćwiczenia jest bardzo pomocny w odkrywaniu siebie, swoich moich i słabych stron.

Moje osobiste wrażenia z książki „Mapa duszy” to przede wszystkich zachwyt nad merytoryczną jej zawartością. Jestem całkowicie usatysfakcjonowana. Czytając i pracując z takimi książkami widzę swoje własne postępy, kim i jaka byłam kilka lat temu, a co dziś stanowi o moim „ja”. Jak długą, ciężką, dramatyczną drogę przeszłam do osiągnięcia szczęścia w byciu ze sobą samą szczęśliwą, nauczeniu się zdrowego egoizmu a przede wszystkim pokochanie siebie samej moją własną miłością. Dzięki Jeniffer Freed dowiedziałam się w jaki sposób wzmacniać pozytywne cechy a w jaki zmniejszać negatywne cechy mojego znaku zodiaku. Zaspokoiła moją ciekawość odnośnie znaku zodiaku i wpływu mojego na moje życie. Autorka opiera się na wiedzy z zakresu psychologii, astrologii i neuronauki, co dodatkowo podnosi wartość tego poradnika.

Zachęcam Was do odbycia fascynującej podróży w głab siebie. Będzie ciekawie i fascynująco :)

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Feeria.

Autorka Jeniffer Freed rozpoczyna dedykacją, która mnie rozczuliła: „Dedykuje tę książkę Rendy, której miłość sprawiła, że wszystkie żywioły zaczęły śpiewać”. A pierwsze zdanie: „ta książka ma na celu pomóc ci żyć pełnią życia” i potwierdzam, po rzetelnym przeczytaniu tej książki, wykonaniu wszystkich ćwiczeń jest to bardzo możliwe. Autorka ostrzega, że: „moja książka jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Strata. To słowo boli. Unikamy go, nie chcemy czuć ani przeżywać żadnej straty, czyż nie mam racji? Jednocześnie doświadczenie utraty czegoś lub kogoś w naszym życiu jest momentem przejścia, do naszej własnej zmiany. Życie to ciągły ruch, zmiana i straty na wielu polach.

Autorka Judith Viorst w swojej książce „To, co musimy utracić” dzieli się swoją wiedzą, obserwacjami i doświadczeniem o psychice ludzkiej od momentu jego przyjścia na świat, po kolejne etapy naszego życia i w niezwykle empatyczny, spokojny i rzetelny sposób przez najsmutniejsze doświadczenia naszej egzystencji, przez wszystkie nasze straty. Każdy żal, smutek, niezgoda zostaje ukojony wiedzą i wskazówkami, w jaki sposób możemy sobie radzić z emocjami, których doświadczamy z tego powodu. Uświadomienie sobie swoich wszystkich strat, konfrontacja z nimi a później i ich akceptacja dadzą wewnętrzny spokój i harmonię każdemu z nas. „Badania pokazują, że straty, których doświadczamy we wczesnym dzieciństwie, czynią nas wrażliwymi na każdą stratę, której doświadczamy w późniejszym życiu”.
Judith Viorst mówi: „Straty stanowią część życia – są powszechne, nieuniknione, nieubłagane. Są konieczne, gdyż tracąc coś, rezygnując z czegoś i zostawiając coś za sobą, wzrastamy. Moja książka mówi o nierozerwalnym związku tego, co tracimy, z tym, co zyskujemy. Mówi o tym, co musimy porzucić, by wzrastać”. Jest to jednocześnie smutne i radosne. Każdy medal ma dwie strony medalu. Doświadczenie negatywne może być jednocześnie pozytywne i odwrotnie.

Książka „To, co musimy utracić” jest podzielona na cztery części:
„• doświadczenie straty, jakie pociąga za sobą opuszczenie ciała matki, koniec bycia jej cząstką i stopniowe stawanie się oddzielnym „ja”:
„poznając własne potrzeby i przypisując sobie doświadczane uczucia jako własne, zaczynamy powoli przyswajać sobie poczucie samoistnienia (…). Zaczynamy stwarzać i odkrywać własne „ja””,
• doświadczenie straty, gdy stajemy w obliczu ograniczeń naszej władzy oraz możliwości i musimy ustąpić przed tym, co zakazane i co niemożliwe,
• strata związana z rezygnacją z marzeń o idealnych związkach między ludźmi i zastąpieniem ich ludzką rzeczywistością więzi niedoskonałych,
• doświadczenie strat w drugiej połowie życia – a jest ich tak wiele – nasze ostateczne doświadczenie straty, czyli odejście z tego świata, i zgoda na to, by wszystko mogło odejść”.

Judith Viorst w rozdziale „Lekcje miłości” przeprowadziła mnie przez definicję zdrowej miłości do siebie samego i do innych ludzi. Przytacza słowa Erich’a Fromm’a z jego książeczki „O sztuce miłości”:
„Miłość dziecięca trzyma się zasady: <<Kocham, ponieważ jestem kochany>>. Natomiast miłość dojrzała twierdzi: <<Jestem kochany, ponieważ kocham>>. Niedojrzała miłość mówi: <<kocham cię, ponieważ cię potrzebuję>>. Dojrzała miłość powiada: <<Potrzebuję cię, ponieważ cię kocham>>”.

Całe nasze życie coś tracimy: ludzi, zwierzęta, miłość, przyjaźń, pieniądze i wiele wiele innych zasobów. Straty są tylko częścią naszego życia, stacjami, na których chwilowo się zatrzymujemy. A jak mówi Daljlama: „Ból może cię zmienić, ale to nie oznacza od razu złej zmiany. Weź ten ból i zamień go w mądrość”.

Bardzo wartościowa książka, polecam, czytajcie.

Strata. To słowo boli. Unikamy go, nie chcemy czuć ani przeżywać żadnej straty, czyż nie mam racji? Jednocześnie doświadczenie utraty czegoś lub kogoś w naszym życiu jest momentem przejścia, do naszej własnej zmiany. Życie to ciągły ruch, zmiana i straty na wielu polach.

Autorka Judith Viorst w swojej książce „To, co musimy utracić” dzieli się swoją wiedzą, obserwacjami i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W podtytule książki „Moc przebudzenia” czytamy: „Jak żyjemy tak odchodzimy”. Moja intuicja podpowiadała mi, że będzie to rewelacyjna lektura. Jak sama autorka Pema Chödrön mówi: „Jestem przekonana, że największa szansa na rozwój osobisty pojawia się wtedy, gdy umysł i serce w większym stopniu wypełnione są ciekawością niż zwątpieniem (…). Jeśli nauczymy się nawigować ciągły strumień przemian w obecnym życiu, będziemy przygotowani na śmierć i wszystko, co może po niej nastąpić, bez względu na światopogląd, jaki wyznajemy.

Lęk przed śmiercią jest psychologicznie naturalnym mechanizmem obronnym przed jego utratą. Przeraża każdego człowieka, wwierca się w naszą świadomość i podświadomość. Jednocześnie im bardziej uświadomimy sobie o skończoności naszego cielesnego życia, tym mniejszy będzie ten lęk.: „uświadomienie sobie ulotnej natury wszystkiego i świeżości każdej chwili jest równoznaczne z uświadomieniem sobie, że zawsze znajdujemy się w stanie przejściowym, w stanie „pomiędzy”, który nazywamy bardo”. Nauczenie się obecności, uważności, świadomości przeżywania życia pozwoli nam na nabranie pewności i siły, by móc przeżywać smutek i trudy codziennego życia.

Bardzo podobał mi się poradnik „Moc przebudzenia” z jego mocą przesłania i zachęcania do własnych refleksji. Obudzenie się do świadomego życia napełnia nas spokojem, wszechogarniającą harmonią istnienia własnego i współistnienia z innymi. Medytacje i ćwiczenia oddechowe pomogą nam wprowadzać zmiany w toku naszego myślenia, od katastroficznego aż do pozytywnego. „Ćwiczenie umysłu w rozpoznawaniu otwartej świadomości wymaga długotrwałej pracy z głęboko zakorzenionymi nawykami”. Tylko otwartość umysłu i akceptacja zmiany, poznanie swoich własnych emocji i nazwanie ich spowoduje, że doświadczymy „mocy przebudzenia” do życia. Wtedy będziemy żyć w taki sposób, w jaki będziemy chcieli i będziemy kreować własną rzeczywistość wolną od lęku.

Poradnik „Moc przebudzenia” jest podróżą w głąb siebie pod okiem specjalisty ale to każdy z nas tę drogę pokonuje w samotności. „Wybór należy do nas – albo dalej żyjemy w ten sam sposób, zagubieni w naszych myślach, prowadzeni przez nasze emocje, albo budzimy się i doświadczamy wszystkiego na nowo, jakby po raz pierwszy”.

Zachęcam i polecam, czytajcie!

Dziękuję Wydawnictwu Zwierciadło za egzemplarz do recenzji.

W podtytule książki „Moc przebudzenia” czytamy: „Jak żyjemy tak odchodzimy”. Moja intuicja podpowiadała mi, że będzie to rewelacyjna lektura. Jak sama autorka Pema Chödrön mówi: „Jestem przekonana, że największa szansa na rozwój osobisty pojawia się wtedy, gdy umysł i serce w większym stopniu wypełnione są ciekawością niż zwątpieniem (…). Jeśli nauczymy się nawigować ciągły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Za zasłoną milczenia” to fenomenalne studium (!) o złożoności ludzkiej natury i psychiki. Żaneta Pawlik widzi i czuje więcej i jest obdarzona niezwykłym darem umiejętności pokazania bez oceniania zawiłych ścieżek ludzkich losów: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą”. Odsłania przed czytelnikiem zasłony milczenia, z którymi ciężko nam się zmierzyć. Wykorzystując w narracji samorzecznictwo Klary i Doroty prowokuje w czytelniku dysonanse, zmusza do własnych konfrontacji z życiem, ludźmi, losem.

Wolność. Nadrzędna wartość dla każdego człowieka, czy na pewno? „(…) wolność potrafi przerazić. Rygor, monotonia, powtarzalność, jasne zasady wyznaczały granice, w obrębie których Dorota poruszała się w zakładzie karnym. Człowiek często tęskni za tym, czego nie ma, a kiedy już to osiąga, wyczekiwanie i nadzieję zastępuje rozczarowanie”. Wolność to branie odpowiedzialności za własne życie i zdrowie, czy każdy umie tak żyć i ją docenić? Czy z zderzeniu z więzieniami, w których przebywamy jak w kokonach bezpieczeństwa jest nam w ogóle potrzebna?

Więzienie czyli zakład karny, w którym Dorota przebywa po dokonanym przestępstwie. Dla Klary więzieniem jest zakon. Dla Joanny więzieniem jest małe miasteczko, w którym jej mąż zdecydował się mieszkać i prowadzić pensjonat a jej niekoniecznie to odpowiadało:
„- Małe miasteczka mają swój urok – wtrąciła Weronika.
- Tak, można docenić ten klimat i spokój na wakacjach, ale dla ludzi z miasta po dłuższym czasie stają się więzieniem”.
Więzienie tajemnicy rodzinnej, którą Dorota chce zabrać ze sobą do grobu i ma nadzieję, że Ryszard, brat jej męża to uszanuje. Więzienie tajemnicy rodzinnego domu Doroty i Weroniki, w którym życie odbywało się w rytm alkoholizmu ich matki.
Więzienie destrukcyjnego, toksycznego związku, którego zakończenie jest dramatyczne w skutki. Własne więzienie, w którym zamykamy się na własne życzenie podejmując takie a nie inne życiowe decyzje. Więzienie traumy pokoleniowej – dobrze, że Karol wyciągnął odpowiednie wnioski po krótkim pobycie na komisariacie. Więzienie własnych marzeń, których spełnienie nie daje satysfakcji.
Graniczne sytuacje, w których odpowiednio zadane pytanie, zmienia życie:
„ -Jak mogę ci pomóc? - zapytała.
W ten sposób uświadomiła mi, że odpowiedzi powinnam szukać w sobie. Nikt nie wykona tej pracy za mnie”. Każdy z nas osobno ma w sobie decyzyjność i sterowność wobec własnego życia: „Dziesięć lat szukałam drogi do siebie, błądziłam przekonana, że ofiarowując życie Bogu, powierzając się Bożej opatrzności, mogę odetchnąć. Teraz wiem, że wybierając zgromadzenie, popełniłam błąd, ale Andrzej, próbując wydostać mnie z niego za wszelką cenę, również się mylił.
To my bierzemy odpowiedzialność za sposób, w jaki pokierujemy własnym życiem. Doświadczony rodzic, wierny przyjaciel, mądry nauczyciel i wreszcie Bóg są dla nas jedynie drogowskazami”.

Nigdy nie uciekniemy od samych siebie i dręczących nas demonów a : „Patet etiam difficilius usque evadere ipsum silentium. Jeszcze trudniej jest uciec od samej ciszy”.

Lektura powieści Żanety Pawlik rozdzierała moje serce, powodowała niekontrolowane wybuchy płaczu nad moim własnym losem i moją przeszłością. Nadzieja, która wybrzmiewa w otwartym zakończeniu napełnia otuchą i wiarą we własne możliwości. Kto ma podobne doświadczenia jak bohaterki ten wie, że piekło na Ziemi istnieje i sami sobie je tworzymy, zamykamy się w nich i trwamy jak w więzieniu i żyjemy „za zasłoną milczenia” a jednocześnie dzisiaj wierzę i doświadczam tego, że Niebo na Ziemi jest możliwe do zbudowania a Klara i Dorota to pokazały i wreszcie: „(…) nie uciekać, ale też nie łapać się kurczowo myśli, że może być jak dawniej. Czasu nie cofniesz. Można odbudować od nowa, mądrze, dojrzalej”. Pamiętaj o swojej przeszłości, każdym doświadczeniu, ale idź dalej… i to Ty twórz ścieżkę własnego życia!

Żaneta Pawlik doskonale pokazała mechanizmy rządzące ludzką psychiką w chorobie alkoholowej i we współuzależnieniu, złożoność ludzkiej psychiki, relacji jakie budujemy w rodzinach, z innymi ludźmi i jaki wpływ mają one na nasze życie. Trauma pokoleniowa, której odkrycie i zrozumienie jest niezwykle ważne dla własnego uzdrowienia się.

Gratuluję Autorce Żanecie Pawlik, coraz wyżej podniesiona poprzeczka zachwyca mnie wykonaniem. Dziękuję za tę historię. Mój świat się przewartościował. Zmusiłaś mnie do zweryfikowania moich poglądów. Chylę Ci się nisko z wdzięcznością. Chapeau bas!

Dziękuję Wydawnictwu Zysk i Ska za egzemplarz do recenzji.

„Za zasłoną milczenia” to fenomenalne studium (!) o złożoności ludzkiej natury i psychiki. Żaneta Pawlik widzi i czuje więcej i jest obdarzona niezwykłym darem umiejętności pokazania bez oceniania zawiłych ścieżek ludzkich losów: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą”. Odsłania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kocham koty. Ich magia, urok osobisty, niezależność ale i ogromna potrzeba miłości i bliskości niezmiernie mnie fascynują. Zrecenzowanie książki „Rysowanie w 10 krokach. Koty” było dla mnie nie lada wyzwaniem, ponieważ… nie umiem rysować! Jednocześnie nie boję się wyzwań i bardzo ucieszył mnie fakt, iż Wydawnictwo Publicat obdarowało mnie tą książką.

Autorka Justine Lecouffe bardzo przystępnym językiem, krok po kroku przekazywała kolejne instrukcje w jaki sposób wykonać poszczególny rysunku kotów. Książka podzielona jest na kilka części: kot z profilu en face, z boku, stojący, siedzący, leżący, bawiący się. Autorka przekazała instrukcję w jaki sposób najbardziej efektywnie korzystać z podręcznika.

Spróbowałam, zgodnie z instrukcjami Autorki rysowałam kota en face. Wyszłam ze swojej strefy komfortu, bo rysować nie umiem, nigdy nie ćwiczyłam a jednak zajęcie mi się spodobało. I to bardzo :) Rysowanie wymagało uwagi, skupienia, zdecydowania i odwagi w ruchach dłoni. Czytając tę książkę i oglądając kolejne rysunki wykonane przez Autorkę są bardzo zachęcające do dalszych ćwiczeń.

Czas spędzony z tą książką był dla mnie niezwykle twórczy. Posługiwanie się ołówkiem to również mój powrót do wspomnień z czasów studiów, gdzie twardość ołówka na zajęciach z rysunku technicznego miała znaczenie. H, B, HB. Przeprowadzane przeze mnie testy ołówków były również odkrywcze i dały mi dużo radości.

Bardzo się cieszę, że powstają książki, które w praktyczny sposób i za pomocą obrazków przekazują wiedzę. Dla wszystkich, którzy interesują się rysowaniem jest to fenomenalna pozycja.
Książka „Rysowanie w 10 krokach. Koty” Justine Lecouffe sprawiła mi ogromną radość. Z każdym kolejnym pociągnięciem ołówka i pojawiającymi się kreskami na kartkach moja odwaga rosła. Podoba mi się narysowany przeze mnie kot. Nieidealny, krzywy, trochę może dziwny. Ale czy to ważne? Absolutnie nie.

Świetna zabawa, polecam.

Bardzo dziękuję wydawnictwu Publicat za egzemplarz do recenzji oraz za fantastyczny notatnik dołączony do przesyłki, w którym mogłam trenować rysowanie.

Kocham koty. Ich magia, urok osobisty, niezależność ale i ogromna potrzeba miłości i bliskości niezmiernie mnie fascynują. Zrecenzowanie książki „Rysowanie w 10 krokach. Koty” było dla mnie nie lada wyzwaniem, ponieważ… nie umiem rysować! Jednocześnie nie boję się wyzwań i bardzo ucieszył mnie fakt, iż Wydawnictwo Publicat obdarowało mnie tą książką.

Autorka Justine...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

I oto jest, druga część „Geriatrycznego biura śledczego”, podtytuł: „Zajazd pod Szalonym Mnichem”. Och, moi ulubieni szaleni emeryci: Ada, Edziu, Mundek, Hubert i Purchawa znowu w akcji i to jakiej, brawurowej! Przyjaciółka Ady, Olga dzwoni do niej o pomoc w odnalezieniu zabójcy jej córki. Emeryci udają się do Zajazdu pod Szalonym Mnichem, by przeprowadzić swoje śledztwo. Czy i tym razem uda im się rozwiązać zagadkę?

„Geriatryczne biuro śledcze. Zajazd pod Szalonym Mnichem” jest rewelacyjną komedią kryminalną. Miejscowość Mnichowola, Zajazd, Szalony Mnich, alienista, cisza, spokój, medytacje, terapia dla par, odnowa duchowa i trup… Czego chcieć więcej? Iwona Banach jak zwykle oczarowała mnie celnością spostrzeżeń, ironią, sarkazmem i radością! Czytanie książek spod jej pióra to czysta, bezapelacyjna przyjemność dla mnie. Ogrom życiowych prawd, o których czasem nawet boimy się pomyśleć… Przykłady? Proszę bardzo, bez liku:

„Mnóstwo takich jest. Jedni kochają dla pieniędzy, inni dla sławy, ale nie, Purchawa kochała Edzia dlatego, że to było dla niej idealne wyjście. Edzio był starszy i nie rokował, a to dawało jej wszelkie szanse na wielką niespełnioną miłość.”

„I dlatego wielcy i bogaci, albo tylko bogaci, podrasowują sobie życiorysy, żeby pokazać, że cierpienie było ich udziałem. Wielkie cierpienie. Że hejt, bieda, a czasem tez wredni rodzice byli ich udziałem, a mimo to wszystko im pięknie wyszło”.

„Nikt nie chce być w skórze męża, który właśnie się dowiedział, że ona tylko udawała orgazmy, a on ma małego, a przecież to pryszcz. Istnieją jeszcze zdrady. Jedna babka to potem usiłowała męża Sokratesem zatłuc”.

„Są tacy, którzy na starość szydełkują albo remontują stare samochody, są tacy, co poświęcają się czytaniu książek albo kontrolowaniu moralności sąsiadów, a są tacy którym odbija.”

I na koniec: okładka rewelacyjna – Pani Agnieszko Kielak brawo! Częściowo słuchałam audiobook, który czyta Pani Katarzyna Hołyńska i jestem bardzo usatysfakcjonowana świetną interpretacją lektorki.

Powieść „Geriatryczne biuro śledcze. Zajazd pod Szalonym Mnichem” ma otwarte zakończenie i w skrytości mojego serca liczę na dalszy ciąg przygód szalonych emerytów. Jeśli dożyję starości, to chcę, żeby mi „odbiło” ;)

Polecam, czytajcie!

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Skarpa Warszawska (#reklama)

I oto jest, druga część „Geriatrycznego biura śledczego”, podtytuł: „Zajazd pod Szalonym Mnichem”. Och, moi ulubieni szaleni emeryci: Ada, Edziu, Mundek, Hubert i Purchawa znowu w akcji i to jakiej, brawurowej! Przyjaciółka Ady, Olga dzwoni do niej o pomoc w odnalezieniu zabójcy jej córki. Emeryci udają się do Zajazdu pod Szalonym Mnichem, by przeprowadzić swoje śledztwo....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeznaczenie, ułożone, zapisane karty naszego życia w momencie naszego urodzenia. Wierzyć czy nie wierzyć? Ja wierzę, że jakaś energia steruje naszym losem i to, co gdzieś zapisane przed tym nie uciekniemy. Ewelina Klimko w swojej debiutanckiej książce „Czerwony pamiętnik” opowiedziała historię o „przeznaczeniu, które wypełnia się przez pokolenia” o miłości pięknej, trwałej, zapisanej w gwiazdach... i zrobiła to doskonale i brawurowo! Wybitna literacka uczta! Autorka ułożyła literki w słowa, słowa w zdania w niezwykle melodyjną i przepiękną historię .

Wojna. Walka o przeżycie, zdrowie, majątek, najbliższych. Na tle wojny miłość. Wielka, romantyczna, bezinteresowna. Dwoje ludzi połączonych jednością dusz. Rozdzielonych przez dramatyczne wydarzenia. Serce krwawi. Wygrywa rozsądek. I rok 2010, kiedy Emilia czyta opowieść swojej zmarłej Babci Michaliny. „Czerwony pamiętnik” opowiada więcej niż Emilia wiedziała o swojej ukochanej Babci. Dokąd zaprowadzi Emilię nowo zdobyta wiedza?

Od pierwszych słów powieść Eweliny Klimko skradł moje serce i duszę. Całą sobą przeżywałam tę historię. Przeplatanie czasów współczesnych i życia Emilii z retrospekcjami z życia jej Babci, Michaliny nadawało ponadczasowego i uniwersalnego wymiaru tej historii. Konsekwencją wojny zawsze będą ogromne straty w ludziach, relacjach i na wielu polach, a skutki będą ciągnęły się latami: „wybuchła wojna, a wraz z nią zmieniło się wszystko – świat i ludzie. Te wartości, które miały znaczenie, teraz wydawały się nieistotne. Te, których nie zauważano, jak poczucie bezpieczeństwa, stały się nadrzędne i najtrudniejsze do zaspokojenia”. Posiadanie celu nawet w tak trudnym okresie może nas uratować: „-Tak, ma pan rację, trzeba mieć w życiu cel i do niego dążyć” i „-pamiętaj, czasami ten cel może znaleźć nas. Miej oczy szeroko otwarte”. W tym wszystkim „musisz pamiętać, że „oczy i uszy możesz oszukać, umysłu nie. Trzeba doświadczać wszystkiego w całości, odbierać rzeczywistość wszystkimi zmysłami, intuicja czasami ma ogromne znaczenie”.

Emilia korzystając z rad Babci w dorosłym życiu robi to, co lubi. Wykształciła się i oprócz galerii sztuki jest właścicielką również agencji nieruchomości, dzięki której ma stabilne życie (a tego chciała dla niej Babcia). Los nie oszczędza Emilii. Śmierć Babci, nieuczciwość partnerów biznesowych nie tylko nie złamie głównej bohaterki, ale da jej siłę o walkę o to, co w życiu najważniejsze: uczciwość wobec samej siebie. A odkrywając tajemnice Babci zapisane w „Czerwonym pamiętniku” i poznając ją na nowo wraz ze wszystkimi jej sekretami znajduje również miłość... która jest dopełnieniem historii Michaliny. Fortuna rodzinna zatacza koło. To, co nie wypełni się w jednym pokoleniu, wypełni się w kolejnym. Emilia zaufała swojej intuicji i tak jak Cyganka przepowiedziała jej Babci: „ jarzębina spotkała się z piórem przy studni”.

Gratuluję Autorce Ewelinie Klimko bardzo, bardzo udanego debiutu. Powieść „Czerwony pamiętnik” był dla mnie bardzo osobistą podróżą w przeszłość mojej rodziny. Niemieckich korzeni się nie wyprę a i Babcię miałam tak wspaniałą jak Emilia. Miłość mojej Babci i mojego Dziadka zawsze była dla mnie wzorem i jak Emilia dostąpiłam tego zaszczytu... A mojej Babci jestem wdzięczna za ogrom wiedzy życiowej, którą dopiero jako dorosła kobieta dopiero doceniam.

Bardzo dziękuję Pani Ewelino za tę sentymentalną i bardzo nostalgiczną podróż do mojej przeszłości. Jestem poruszona, oczarowana, wzruszona historią „Czerwonego pamiętnika”. Czekam bardzo niecierpliwie na kolejne Pani powieści!

Bardzo dziękuję Wydawnictwu Dragon za okazane zaufanie i egzemplarz do recenzji.

Przeznaczenie, ułożone, zapisane karty naszego życia w momencie naszego urodzenia. Wierzyć czy nie wierzyć? Ja wierzę, że jakaś energia steruje naszym losem i to, co gdzieś zapisane przed tym nie uciekniemy. Ewelina Klimko w swojej debiutanckiej książce „Czerwony pamiętnik” opowiedziała historię o „przeznaczeniu, które wypełnia się przez pokolenia” o miłości pięknej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść "Sroka" mimo, iż zaliczona do gatunku kryminał, sensacja thriller w mojej ocenie jest bardziej powieścią obyczajowa ze świetną warstwą psychologiczną. Poznajemy bohaterów Kate, Marisse i Jake'a, którzy są w osobliwym trójkącie i wszyscy mieszkają razem. Kate i Jake są parą (choć nie małżeństwem) a Marrisa ich surogatką. Wspólne mieszkanie okazuje się być zadaniem trudniejszym niż przewidywali a dodatkowo choroba Marissy zmusiła ich do podjęcia trudnej decyzji o jej zamieszkaniu u Annabelle i Chrissa - rodziców Jake'a. Co zmusiło Kate i Chrissa do podjęcia takiej trudnej decyzji i na co choruje Marissa przekonajcie się sami. Zapewniam Was, że historia jest warta poznania.

Elizabeth Day stworzyła niesamowita, pełna napięcia i budzącą z każdą stroną coraz większe zaciekawienie, historię. Trudne rodzinne sprawy obdarte ze wszystkich zasłon milczenia. Każdy z bohaterów nakreślony mocną kreską realności. Matka Jake’a, Annabelle zaborcza, apodyktyczna, doskonała manipulatorka. On, syn, narcyz, ślepo w nią zapatrzony. Ojciec, Chris, całkowicie podporządkowany żonie, zdecydowanie ofiara. Toksyczna relacja rodzic-dziecko. O rodzicach źle nie możemy mówić... Nawet będąc dorosłymi, czyż nie? Jake skonfrontowany z brutalnymi faktami nie umie początkowo sobie z tym poradzić, co w pierwszym okresie skutkuje zerwaniem kontaktu z rodzicami. Co dalej... Sam że sobą musi się zmierzyć... Kate i jej walka z bezpłodnością tak bolesna, trudna i pełna łez... Wszystkie emocje ściskały moje serce... Autorka doskonale przedstawiła wszystkie aspekty, z którymi mierzą się kobiety podobne do niej.
Marissa przykład kobiety, która doświadczając trudnego dzieciństwa, dodatkowo mierzy się z chorobą psychiczną. Jej historia jest dowodem na to, że niektórych zranień z dzieciństwa nie sposób przerobić, a brak rodzicielskiej miłości ma na psychikę dziecka bardzo destrukcyjny wpływ.

Bardzo podobała mi się książka "Sroka" z tematami, które poruszyła w niej Elizabeth Day. Stworzyła autentyczna historię o rodzinnych relacjach, często bardzo trudnych a jednocześnie pokazała siłę miłości partnerów, którzy ufając sobie, nie zostaną złamani przez inne osoby i ich akceptacja: „oczywiście, że w chwilach radości musi być kropla goryczy”.
Podobała mi się również wykorzystana przez Elizabeth Day symbolika tytułowej „Sroki”. Sroka wspólnie ze swoim partnerem buduje gniazda, które dzięki pracy zespołowej są niezwykle trwałe i mocne. Sroka jest również symbolem dualizmu: jest biało czarna, jako symbol ciemności i światła, negatywu i pozytywu. „Sroka. Biało-czarna, z tęczowym połyskiem na ciemnych piórach”. „Na szczycie muru zobaczyła srokę i automatycznie podniosła rękę, żeby ją pozdrowić, jak uczyła ja matka, mistrzyni w odpędzaniu złych duchów i pecha. Wtedy pojawiła się kolejna sroka i jeszcze jedna, i następna, aż w końcu cztery ptaki siedziały rzędem na szczycie muru. Ich pióra lśniły bielą i czernią. (…) Kate nigdy nie widziała, żeby aż cztery sroki siedziały obok siebie jak na paradzie. Pozdrowiła pozostałe trzy. Jak szła ta wyliczanka? Jedna na smutek, dwie na radość (…) trzy to dziewczynka, a cztery chłopak (...)”.

Polecam, czytajcie.

Książkę przeczytałam w ramach booktour organizowanego przez Martynę z @kryminalnatalerzu

Powieść "Sroka" mimo, iż zaliczona do gatunku kryminał, sensacja thriller w mojej ocenie jest bardziej powieścią obyczajowa ze świetną warstwą psychologiczną. Poznajemy bohaterów Kate, Marisse i Jake'a, którzy są w osobliwym trójkącie i wszyscy mieszkają razem. Kate i Jake są parą (choć nie małżeństwem) a Marrisa ich surogatką. Wspólne mieszkanie okazuje się być zadaniem...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Poezja miłosna Bolesław Leśmian, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Leopold Staff, William Butler Yeats
Ocena 8,7
Poezja miłosna Bolesław Leśmian,&n...

Na półkach:

Słowa przenikające duszę zamknięte w najkrótszych formach. W wierszach. Myśli o miłości.

Poruszenie najczulszych strun w duszy. Wzruszenie. Radość. Szczęście. Czytanie z przeżywaniem. Poezja i miłość. Duet idealny. I przypomniała mi się moja młodość, nastoletnie czasy, kiedy zaczytywałam się w poezji. Czytając ten tom poezji złapałam się myśli, że najdroższa jest bezinteresowna miłość i życzę jej każdemu :)

Miłość szczęśliwa, nieszczęśliwa. Miłość na chwilę i na całe życie. Ból cierpienia i wszechogarniająca radość ze szczęścia. Poetki i poeci próbują uchwycić miłość, a czy jest ona do uchwycenia, zrozumienia? Czy tylko się ją czuje? Czym jest? Każdy ma jej własną definicję:

„Żeby coś się zdarzyło
Żeby mogło się zdarzyć
I zjawiła się miłość
Trzeba marzyć” („Trzeba marzyć”, Jonasz Kofta).

„Chociaż raz
warto umrzeć z miłości.
Chociaż raz” („Umrzeć z miłości” Agnieszka Osiecka).

A idealny partner, to może taki według definicji Marii Pawlikowskiej Jasnorzewskiej?

„Kto chce, bym go kochała, nie może być nigdy ponury
i musi potrafić mnie unieść wysoko do góry (…)” („Kto chce, bym go kochała” Maria Pawlikowska Jasnorzewska)

I nieśmiertelna Wisława Szymborska, której definicje miłości uwielbiam:

„(...) Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie” (Miłość od pierwszego wejrzenia)

oraz:

„Miłość szczęśliwa. Czy to jest normalne,
czy to poważne, czy to pożyteczne -
co świat ma z dwojga ludzi, którzy nie widzą świata?
(…)
Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwej
twierdzą, że nigdzie nie ma miłości szczęśliwej.
Z tą wiarą lżej im będzie i żyć, i umierać”. (Miłość szczęśliwa)

Miłość uskrzydla, dodaje wigoru i energii życiowej. Dojrzała miłość to patrzenie w tym samych kierunku dwoma parami oczu. To dwa oddzielne okręgi dwóch kompletnych osób ze wspólną przestrzenią życiową. Miłość to gest, spojrzenie, rozmowa - jak pięknie opisał Kazimierz Przerwa-Tetmajer:

„Mów do mnie jeszcze... Za taką rozmową
tęskniłem lata... Każde twoje słowo
Słodkie w mem sercu wywołuje dreszcze -
Mów do mnie jeszcze...” (***)

Wspólne czytanie poezji to magiczna chwila zbliżająca dwoje ludzi. Miłość była jest i będzie najlepszym lekarstwem :) Kochajmy się i kochajcie się!

Serdecznie polecam do przeżycia miłości oczami poetek i poetów. Może znajdziecie odpowiedzi, których szukacie...

Dziękuję Wydawnictwu Znak za piękną nagrodę w konkursie organizowanym na Facebook'u.

Słowa przenikające duszę zamknięte w najkrótszych formach. W wierszach. Myśli o miłości.

Poruszenie najczulszych strun w duszy. Wzruszenie. Radość. Szczęście. Czytanie z przeżywaniem. Poezja i miłość. Duet idealny. I przypomniała mi się moja młodość, nastoletnie czasy, kiedy zaczytywałam się w poezji. Czytając ten tom poezji złapałam się myśli, że najdroższa jest...

więcej Pokaż mimo to