-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać385
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
Spotkałam się z wieloma negatywnymi opiniami na temat "Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz" i po lekturze książki mogę śmiało nie zgodzić się z tymi recenzjami.
Przede wszystkim jest to autobiografia człowieka, który rozśmieszał widzów na całym świecie, a tak naprawdę zmagał się z problemami, które odbierały mu radość życia. Książka jest bardzo smutna. Matthew Perry nigdy nie poczuł się wystarczający, nigdy nie spełnił też swoich prawdziwych marzeń, które kiełkowały i dorastały w nim przez całe życie. To opowieść o człowieku, który teoretycznie miał wszystko, ale okazało się, że nie miał tak naprawdę nic. Cieszę się jednak, że na swojej drodze spotykał ludzi przychylnych sobie, którzy byli z nim w najtrudniejszych momentach i potrafili wesprzeć - to bardzo ważne i Perry na pewno to doceniał.
Wreszcie - jest to przerażająca opowieść o uzależnieniu. Uzależnianiu i lękach, które zjadały Perry'ego od środka. Momentami historia jest chaotyczna, ale być może dzięki temu również prawdziwa aż do bólu. Przeplatana specyficznym humorem autora. Na pewno warta przeczytania - nie tylko dla fanów Przyjaciół czy samego aktora, ale jako źródło informacji o nałogach, przedstawionych z tej "praktycznej" strony.
Spotkałam się z wieloma negatywnymi opiniami na temat "Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz" i po lekturze książki mogę śmiało nie zgodzić się z tymi recenzjami.
Przede wszystkim jest to autobiografia człowieka, który rozśmieszał widzów na całym świecie, a tak naprawdę zmagał się z problemami, które odbierały mu radość życia. Książka jest bardzo smutna....
Niewątpliwie "Milczenie owiec" to klasyk klasyków, ale (być może dlatego, że jestem przedstawicielką innego pokolenia) uważam, że jest zdecydowanie przeceniana i jest dużo więcej lepszych pozycji w gatunku od tej.
Książka jest dobra, przede wszystkim wciąga. Autor ma lekkie pióro. Historia wydaje mi się nieco naciągana, od początku miałam takie odczucia. Po pierwsze - dlaczego nowicjuszce przekazuje się tak odpowiedzialne zadania, jak wyciąganie informacji od groźnego seryjnego mordercy...? Pomijam fakt stopnia nieprawdopodobieństwa historii, gdyby przymknąć na to oko, pewnie moja ocena byłaby wyższa. Ale ja oka nie przymykam - jestem krytyczna w swojej ocenie.
Mogę też przyczepić się do wykreowanego słowami świata - dla mnie opisy miejsc, zdarzeń, scenerii były momentami nieczytelne, nie działały na wyobraźnię. Opisy zbrodni, scen przestępstw - bardziej obrzydliwe, niż przerażające. Więc czy według mnie powieść jest thrillerem... może mieści się w definicji, ale na pewno nie dobija do thrillera psychologicznego. Jakkolwiek to zabrzmi - nie oddziaływała na moją psychikę w żaden sposób. Chociaż... może to i lepiej.
Krótko mówiąc, spodziewałam się czegoś lepszego.
Niewątpliwie "Milczenie owiec" to klasyk klasyków, ale (być może dlatego, że jestem przedstawicielką innego pokolenia) uważam, że jest zdecydowanie przeceniana i jest dużo więcej lepszych pozycji w gatunku od tej.
Książka jest dobra, przede wszystkim wciąga. Autor ma lekkie pióro. Historia wydaje mi się nieco naciągana, od początku miałam takie odczucia. Po pierwsze -...
Z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę wszystkim tym, którzy interesują się tematyką seryjnych morderców w aspekcie psychologiczno-behawioralnym. Jest to solidna dawka wiedzy i ciekawostek, zaserwowana przez byłego agenta FBI, który miał ogromny wpływ na rozwój profilowania do celów ścigania przestępców. Tezy i opinie stawiane przez Resslera poparte są jego dużym doświadczeniem oraz - co stanowi wartość dodaną - rozmowami z niektórymi seryjnymi mordercami.
Niekiedy szokujące fakty związane ze zbrodniami, przeplatane są historiami odnośnie przebiegu kariery byłego agenta, ale bez zbędnych informacji. Autor serwuje nam bardzo dużo konkretów, dzięki czemu książka jest bardzo spójna.
Z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę wszystkim tym, którzy interesują się tematyką seryjnych morderców w aspekcie psychologiczno-behawioralnym. Jest to solidna dawka wiedzy i ciekawostek, zaserwowana przez byłego agenta FBI, który miał ogromny wpływ na rozwój profilowania do celów ścigania przestępców. Tezy i opinie stawiane przez Resslera poparte są jego dużym...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Kruchy lód" oceniam na mocne 6, więcej niestety nie mogę dać. Jest to niewymagająca książka, którą można przeczytać w chłodniejsze deszczowe wieczory.
Tym razem autor zabiera czytelników i swoich bohaterów do Afryki i jest to na pewno duża zaleta tej powieści. Bochus świetnie zbudował klimat miejsca. Marek Smuga, zmagający się z wewnętrznymi demonami, musi tym razem rozwiązać zagadkę zaginięcia siostry swojej partnerki. Bohaterowie, z Markiem Smugą na czele, zdecydowanie ubarwiają akcję, co jest na duży plus. Poza tym nasz prywatny detektyw znacznie różni się od innych bohaterów Bochusa, dzięki czemu nie powiela schematów zachowań - to też zaleta.
Tak jak wspomniałam, lektura jest niewymagająca, czasami mało realna, trochę oderwana od rzeczywistości, zdarzają się nieścisłości, ale książka wyraźnie ma nam dostarczać rozrywki, a nie sztywno trzymać na ziemi. Jeśli taki był zamysł autora, to fajnie, bo udało się go zrealizować. Niestety rozwiązanie sprawy - końcówka dla mnie rozczarowująca. Liczyłam na coś ciekawszego niż kolejny sado-maso psychopata.
Dla mnie powieść dobra, ale spodziewałam się czegoś lepszego.
"Kruchy lód" oceniam na mocne 6, więcej niestety nie mogę dać. Jest to niewymagająca książka, którą można przeczytać w chłodniejsze deszczowe wieczory.
Tym razem autor zabiera czytelników i swoich bohaterów do Afryki i jest to na pewno duża zaleta tej powieści. Bochus świetnie zbudował klimat miejsca. Marek Smuga, zmagający się z wewnętrznymi demonami, musi tym razem...
"Wirtuoz" tak jak cała seria z Adamem Bergiem jest bardzo nierówny. Dobre momenty przeplatają się z tymi słabszymi, dlatego ciężko mi tę pozycję ocenić. Waham się pomiędzy dobra a bardzo dobra, bo jest nieco lepsza od dobrej, ale za słaba na bardzo dobrą.
Tym razem polski Indiana Jones z bochusowską mokrą koszulą przywierającą do pleców musi zmierzyć się z poszukiwaniami legendarnego fortepianu Chopina i portretów namalowanych przez Ambrożego Mieroszewskiego. I właściwie można powiedzieć, że jest to bardzo ciekawa historia, a międzynarodowe tło powieści to dodatkowy smaczek. Niby tak, ale ja osobiście nie przepadam za zmianą otoczenia w książkach, wolę kiedy akcja osiada w jednym konkretnym miejscu, ewentualnie w dwóch, co wynika z faktu, że po prostu nie przepadam za powieściami (ani filmami) przygodowymi, a seria z Bergiem niewątpliwie należy do przygodówek z kryminalnym zacięciem.
Pamiętam, że w pierwszej części przygód z Adamem byłam zachwycona tym, że przypomina on swojego dziadka - Christiana Abella z serii retro. Rzeczywiście podtrzymuję, że jest dość podobny, ale na pewno bardziej arogancki i irytujący - momentami absurdalne było dla mnie to, że machał ludziom przed nosem legitymacją prasową co najmniej tak, jakby to była odznaka policyjna... Mam też trochę wrażenie, że w Wirtuozie reszta postaci (no może z wyjątkiem Miłki) jest jakaś taka mdła bez wyrazu - bohaterowie do zapomnienia. Szczerze to skończyłam czytać książkę wczoraj, a większości postaci nie potrafiłabym wskazać.
Śmierć Miłki kompletnie bezsensowna dla fabuły powieści. Wplątanie covida również. Mam nadzieję, że autor nie uśmiercił jedynej barwnej postaci kobiecej (choć niemniej irytującej niż sam Adam), bo ma plan na kolejną książkę, w której Adam przez pół części bardzo cierpiałby po stracie. Nie chciałabym tego czytać, choć pewnie i tak z pewnym ociąganiem sięgnęłabym po taką pozycję - jednak już trochę z automatu na "nie".
Ktoś tu wspominał, że za dużo polityki. Faktycznie Bochus wplótł tu dość sporo tego typu wątków (chociażby protesty kobiet), ale ogólnie oś powieści jakby nie patrzeć opiera się na polityce. Skarby, których Berg poszukiwał były trochę wplątane w nić politycznych uwarunkowań i zależności, wobec czego nie odbieram wątków politycznych negatywnie. Taki był zamysł.
Końcówka, gdy Adam na jachcie opowiada burmistrzowi jak wyglądała historia zrabowania skarbów, przekazania ich i modus operandi samego czarnego charakteru nużąca, niestety. Tak jak cała książka dała się czytać sprawnie i nawet wciągała, tak koniec sprawiał, że traciłam koncentrację. Na dobicie wspomniana śmierć Miłki...
Moja recenzja jest tak samo nierówna jak sama powieść i seria z Bergiem. Wirtuoz niby fajny, ale bez iskierki.
"Wirtuoz" tak jak cała seria z Adamem Bergiem jest bardzo nierówny. Dobre momenty przeplatają się z tymi słabszymi, dlatego ciężko mi tę pozycję ocenić. Waham się pomiędzy dobra a bardzo dobra, bo jest nieco lepsza od dobrej, ale za słaba na bardzo dobrą.
Tym razem polski Indiana Jones z bochusowską mokrą koszulą przywierającą do pleców musi zmierzyć się z poszukiwaniami...
Po "Boskim znaku" Krzysztofa Bochusa długo nie mogłam otrząsnąć się z rozczarowania. Uznałam wtedy, że seria współczesna nie jest po prostu dla mnie i z większą chęcią sięgam po retro z moim ulubieńcem radcą Abellem.
Zdecydowałam jednak, że dam "Klątwie Lucyfera" szansę i bardzo się z tego cieszę. Kryminał ma fajny klimat, który trochę kojarzy mi się z serią retro. Autor doskonale oddaje atmosferę miejsca, w którym dzieje się akcja, świetnie je buduje, tworzy ciekawe postacie i wciąga w tajemnicę. Znowu nachodzi myśl, że nic nie jest czarno-białe i nawet w tak hermetycznym środowisku jak klasztor, znajdują się mroczne zakamarki - zupełnie jak w ludzkiej psychice - które w pewnych okolicznościach wychodzą na światło dzienne.
Bochus tworzy na troszkę powtarzalnych schematach, akurat w serii współczesnej jest to mniej widoczne. Ale za to mamy słynne bochusowskie mokre koszule przywierające do ciała/pleców i nadawanie głównym bohaterom cech superbohaterów. Adam jest w tym bardzo podobny do swojego dziadka. Momentami znów - do czego mogę się przyczepić - robi się mało realnie, tak jakby Berg zamieniał się w Agenta 007, a jest tylko (a może i aż?) dziennikarzem. Nie kłuje to tak mocno w oczy, w ogólnym rozrachunku czyta się dobrze.
Mogę powiedzieć, że jest to warty przeczytania thriller przygodowy.
Po "Boskim znaku" Krzysztofa Bochusa długo nie mogłam otrząsnąć się z rozczarowania. Uznałam wtedy, że seria współczesna nie jest po prostu dla mnie i z większą chęcią sięgam po retro z moim ulubieńcem radcą Abellem.
Zdecydowałam jednak, że dam "Klątwie Lucyfera" szansę i bardzo się z tego cieszę. Kryminał ma fajny klimat, który trochę kojarzy mi się z serią retro. Autor...
"Gwiazdy widzą wszystko" to kolejna książka, która miała potencjał. Niestety po przeczytaniu mogę stwierdzić, że zdecydowanie zmarnowany.
Na wstępie ogromny minus, który znacznie zaburzał mi odbiór historii, a mianowicie - język i styl pisania autorki. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że sama nie napisałabym lepiej żadnej książki, ale ze względu na to, że jestem świadoma swojej ułomności w zakresie tworzenia treści pisanych, to ich po prostu nie tworzę. Język w "Gwiazdy widzą wszystko" jest ubogi, infantylny i ilość wykrzykników przy wypowiedziach bohaterów sprawia, że każdy kto tak ciągle krzyczy również odbierany jest przeze mnie jako zdziecinniały. Zwłaszcza główna bohaterka.
Intryga mogła być ciekawa. Kto z nas nie byłby przerażony trafiając do zupełnie obcego miejsca, gdzie nadana mu została kompletnie inna tożsamość. Muszę napisać i oddać to autorce, że w niektórych momentach bardzo trafnie i realnie oddała emocje bohaterki, która zmagała się z właśnie takim problemem. No ale poza tym jednym wyjątkiem reszta była bardzo nierzeczywista, mało co mi się tutaj kleiło.
Straciłam czas na przeczytanie tej książki i piszę tę opinię, żeby inni nie musieli go tracić.
"Gwiazdy widzą wszystko" to kolejna książka, która miała potencjał. Niestety po przeczytaniu mogę stwierdzić, że zdecydowanie zmarnowany.
Na wstępie ogromny minus, który znacznie zaburzał mi odbiór historii, a mianowicie - język i styl pisania autorki. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że sama nie napisałabym lepiej żadnej książki, ale ze względu na to, że jestem świadoma...
Sierżanta Bagietę "poznałam" dzięki mojemu mężowi, który jakiś czas oglądał jego kanał na Youtube. Do przeczytania książki właściwie skłoniła mnie tylko i wyłącznie ciekawość oraz chęć "zapchania" sobie wolnego czasu.
"Otwierać! Policja!" to bardzo krótka lektura, która jednak w dosyć ciekawy sposób (głównie przez język i lekkie piór) przedstawia w niej głównie powody, dla których odszedł z policji, opowiada kilka ciekawych anegdot i w przystępny sposób wplata drobne "wskazówki" czy też elementy, przy których warto na chwilę się zatrzymać.
Pewnie niektórzy, którzy sięgnęli po tę książkę stwierdzą, że co tam Bagieta wie o policji, tak krótko w niej pracował, ja jednak widzę, że on po prostu wydał książkę na fali swojej popularności - i nie ma w tym nic złego. Okazuje się jednak, że nie jest to taki typowy zapychacz, bo tak jak wspomniałam wyżej, poruszane są tutaj zagadnienia do własnych przemyśleń. I za to duży plus.
Sierżanta Bagietę "poznałam" dzięki mojemu mężowi, który jakiś czas oglądał jego kanał na Youtube. Do przeczytania książki właściwie skłoniła mnie tylko i wyłącznie ciekawość oraz chęć "zapchania" sobie wolnego czasu.
"Otwierać! Policja!" to bardzo krótka lektura, która jednak w dosyć ciekawy sposób (głównie przez język i lekkie piór) przedstawia w niej głównie powody, dla...
Szczerze mówiąc nie miałam świadomości, że "Dom bez wspomnień", to druga część cyklu. Warto zatem zaznaczyć, że nawet bez przeczytania pierwszej części, bez problemu połapiemy się w tej drugiej.
Zacznę od tego, że fabuła jest bardzo ciekawa, myślę, że głównie z uwagi na możliwość poznania kulis hipnozy. Zagadka kryminalna jest bardzo nieoczywista, historia lawiruje trochę na granicy rzeczywistości i fikcji, co mi bardzo odpowiadało. Momentami było bardzo mrocznie, czasem nawet smutno - pod sam koniec książki.
Główny bohater wydaje się być tak samo zagubiony jak jego nieletni pacjenci. Myślę, że dzięki temu jest bardziej prawdziwy.
Dużą zaletą według mnie jest osadzenie akcji we Włoszech - jestem zafascynowana tym miejscem. Muszę jednak przyznać, że momentami fabuła niepotrzebnie się rozciągała przez co potrafiła delikatnie znużyć. Nie jest to książka wybitna, styl, w jakim została napisana też raczej nie należy do szczególnie wyróżniających się, ale na jesienne wieczory "Dom bez wspomnień" jak znalazł.
Zakończenie otwarte pozwala domyślać się, że będzie kolejna część. Jeśli się pojawi, to z chęcią po nią sięgnę.
Szczerze mówiąc nie miałam świadomości, że "Dom bez wspomnień", to druga część cyklu. Warto zatem zaznaczyć, że nawet bez przeczytania pierwszej części, bez problemu połapiemy się w tej drugiej.
Zacznę od tego, że fabuła jest bardzo ciekawa, myślę, że głównie z uwagi na możliwość poznania kulis hipnozy. Zagadka kryminalna jest bardzo nieoczywista, historia lawiruje trochę...
Książki Clair Douglas są mi raczej znane. Autorkę na pewno kojarzę z nazwiska i okładek jej książek. Dziewczyny które zaginęły jawiło mi się jako ciekawy kryminał - tak przynajmniej wywnioskowałam z opisu. Niestety trochę się pomyliłam.
Powieść ma ciekawe tło - mgliste, angielskie miasteczko, nieprzychylni mieszkańcy, dosyć hermetyczne środowisko, w które wkracza charyzmatyczna dziennikarka tworząca podcast o zaginięciu sprzed 20 lat. Zaczyna się fajnie. Każda z postaci, które przewijają się w książce jest fajnie skonstruowana - jest charakterystyczna i zapada w pamięć, dokładając takiej iskierki niepewności do całej historii.
A co do historii - w mojej ocenie w pewnym momencie z intrygującego kryminału robi się z tego trochę opera mydlana z brakiem pomysłu na zakończenie. Jedne z ostatnich scen, które doprowadzają do finału i rozwiązania zagadki naprawdę odbiegają jakością od całkiem niezłych początków i rozwinięcia historii. A szkoda. Uważam, że można to było zrobić lepiej i autorkę na pewno było na to stać.
Książki Clair Douglas są mi raczej znane. Autorkę na pewno kojarzę z nazwiska i okładek jej książek. Dziewczyny które zaginęły jawiło mi się jako ciekawy kryminał - tak przynajmniej wywnioskowałam z opisu. Niestety trochę się pomyliłam.
Powieść ma ciekawe tło - mgliste, angielskie miasteczko, nieprzychylni mieszkańcy, dosyć hermetyczne środowisko, w które wkracza...
Z pewnością nie da się odmówić autorce lekkiego pióra. Książkę czytało się bardzo przyjemnie. Bohaterowie są wyraziści i przemyślani. Nie ma tu miejsca na gesty czy słowa, które są bez znaczenia. Myślę, że to będzie dobra propozycja na nieco chłodniejsze letnie wieczory.
Historia niestety jest dość przewidywalna, choć w mojej ocenie zakończenie można uznać za dość otwarte i niejednoznaczne - w sumie za to plus.
Początek bardzo intrygujący i liczyłam na większe rozwinięcie wątku procesu poszukiwań mordercy żony głównego bohatera. I mimo że początkowo niemalże można stracić dech czytając i próbując nadążyć za szybkim tempem akcji, tak później wszystko spowalnia. Lawirujemy pomiędzy osobistymi rozterkami bohaterów troszkę za długo.
"Aktoreczka" to z pewnością opowieść o samotności, bardzo bolesnej. Podobało mi się, że główna bohaterka, Lauren, była wyjątkowo związana z córką głównego bohatera. Obie wyalienowane, ale z różnych powodów, zawarły nić porozumienia, z czego wywiązała się bardzo ciepła relacja pełna zrozumienia. Swoją drogą postać Lauren mocno inspirowana postacią Marilyn Monroe. Podobało mi się, że postać Konrada trochę dojrzewa i nabiera empatii, rozwija się wraz z rozwojem akcji w książce.
Zabrakło mi tutaj jednak klimatu Stanów Zjednoczonych lat 50, złotej ery Hollywood. Właściwie gdyby nie to, że co jakiś czas było wspomniane, w jakich latach dzieje się akcja książki, można by było pomyśleć, że wszystko dzieje się we współczesności.
Z pewnością nie da się odmówić autorce lekkiego pióra. Książkę czytało się bardzo przyjemnie. Bohaterowie są wyraziści i przemyślani. Nie ma tu miejsca na gesty czy słowa, które są bez znaczenia. Myślę, że to będzie dobra propozycja na nieco chłodniejsze letnie wieczory.
Historia niestety jest dość przewidywalna, choć w mojej ocenie zakończenie można uznać za dość otwarte i...
To było moje pierwsze spotkanie z Kingiem i wygląda na to, że ostatnie. Lektura "Później" nie zachęca mnie do sięgnięcia po kolejną pozycję autora, a przeczytanie tej konkretnej pozycji najlepiej odłożyć na... później.
Zacznę od plusów - bardzo szybko się czytało, do połknięcia w dwa wieczory. To tyle.
Nie rozumiem, dlaczego "Później" określane jest mianem horroru. Nie jestem fanką tego gatunku, ale niektóre thrillery czy kryminały mają więcej grozy. Głównym wątkiem tutaj jest chłopiec, później nastolatek, który ma nadprzyrodzoną zdolność rozmawiania ze zmarłymi. Ok, to on jest głównym bohaterem. Tylko że ja nie widzę głównego wątku. Żadnej podstawy, wśród której krąży akcja, jest tylko bohater-medium. Wszystkie wydarzenia, które opisane są w książce niby ciekawe, ale nie porywają. Zaczynają się i kończą, ot tak. Bez większych emocji.
No i bez większych emocji można przejść przez całą lekturę. Myślę, że sięgając w końcu po Stephena Kinga spodziewałam się czegoś lepszego.
To było moje pierwsze spotkanie z Kingiem i wygląda na to, że ostatnie. Lektura "Później" nie zachęca mnie do sięgnięcia po kolejną pozycję autora, a przeczytanie tej konkretnej pozycji najlepiej odłożyć na... później.
Zacznę od plusów - bardzo szybko się czytało, do połknięcia w dwa wieczory. To tyle.
Nie rozumiem, dlaczego "Później" określane jest mianem horroru. Nie...
"Lekarka nazistów", jak zdążyłam dowiedzieć się już po rozpoczęciu czytania książki, to debiut Anny Rybakiewicz. Niestety w mojej ocenie, niezbyt udany.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy już na początku, aż za prosty język - nie jestem fanką rozbudowanych opisów, ale momentami było po prostu płytko. To samo tyczy się bohaterów - ich motywacji czy charakteru. Właściwie żadnej z postaci nie poznajemy zbyt dobrze, uważam, że nie da się nawiązać z nimi żadnej więzi, z pewnością nie zapadają w pamięć. Są płascy. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, więc tym bardziej wydaje mi się, że tych emocji powinno być nieco więcej. Główna bohaterka jest infantylna, bardzo chaotyczna, wręcz niezrównoważona i nie chodzi tu o to, że zmaga się z szalejącą wojną, utratą kogoś bliskiego, ogromem emocji, rozczarowań, widmem śmierci. W mojej ocenie tu poszło coś nie tak na etapie kreacji jej postaci. Alicja jest niewyraźna i bardzo irytująca, antypatyczna. Ma być światłą panią doktor, a zachowuje się jak nastolatka z burzą hormonów, których nie może ogarnąć. Zauważalny jest też powtarzalny schemat niebezpiecznego przystojniaka - tego nawet nie skomentuję...
Sama historia też jest płytka, nierealna, kompletnie fikcyjna i niewymagająca. Jakby tak spróbować nie odnosić akcji z książki do realiów II wojny światowej przy jednoczesnym przymknięciu jednego oka, może byłoby znośnie, ale przez większość czasu jednak nie jest.
Powieść pełna absurdów, wątek miłosny dziwny, również bez wyrazu. Pełen sprzeczności. Wszystko smętne. W drugiej połowie książki coś tam się ruszyło, by nareszcie się skończyć. Pozycja do zapomnienia.
Na plus to, że szybko się czyta, więc prostota języka jest tutaj trochę minusem, trochę plusem. I coś do przemyślenia - abstrahując do absurdalnej historii miłości - refleksja nad tym, jak wojna przewartościowuje całe życie, jak zmieniają się warunki i ludzie próbują się do nich dostosować, jak ciężko jest czasem być wiernym zasadom moralnym i że punkt widzenia, nasze postępowanie, zależy w dużej mierze od sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Można się nad tym zastanowić.
"Lekarka nazistów", jak zdążyłam dowiedzieć się już po rozpoczęciu czytania książki, to debiut Anny Rybakiewicz. Niestety w mojej ocenie, niezbyt udany.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy już na początku, aż za prosty język - nie jestem fanką rozbudowanych opisów, ale momentami było po prostu płytko. To samo tyczy się bohaterów - ich motywacji czy charakteru. Właściwie...
Nie minę się z prawdą, jeśli napiszę, że Dolina Gniewu to perfekcyjne zakończenie serii z radcą Abellem i wachmistrzem Kukulką. Tym razem spotykamy naszych bohaterów w nieco innych już okolicznościach, co nie znaczy, że są to warunki sprzyjające do wykonania ostatniej, trudnej misji. Historia jest bardzo ciekawa, oryginalna. Obraz zmasakrowanego Gdańska porusza. Opisy przejmujące, czasami nawet na tyle przytłaczające, że aż duszące. Niesamowite jak autor oddał klimat tamtego okresu. Uważam też, że znów trafnie pokazał ludzkie oblicza i przewrotność losu. Mamy tu niezwykle dobrze oddane tło historyczne, ciekawe wątki - powiedziałabym bardziej sensacyjne, niż kryminalne, ulubionych bohaterów w najwyższej formie i fabułę, która nie pozwala oderwać się od lektury. Uważam, że Dolina Gniewu reprezentuje najwyższy poziom kryminału i sensacji.
Nie minę się z prawdą, jeśli napiszę, że Dolina Gniewu to perfekcyjne zakończenie serii z radcą Abellem i wachmistrzem Kukulką. Tym razem spotykamy naszych bohaterów w nieco innych już okolicznościach, co nie znaczy, że są to warunki sprzyjające do wykonania ostatniej, trudnej misji. Historia jest bardzo ciekawa, oryginalna. Obraz zmasakrowanego Gdańska porusza. Opisy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zachęcona "Bestią z Buchenwaldu" tego samego autora stwierdziłam, że "Mengele. Anioł Śmierci z Auschwitz" będzie stała na takim samym wysokim poziomie. Niestety się zawiodłam.
Nie mam nic przeciwko fabularyzowania takich opowieści, ponieważ myślę, że ten zabieg sprawia, że jeszcze bardziej wchodzimy w ten straszny świat i postać. Mam jednak poczucie, że za dużo tu jest filozofii, za mało faktów. Oczywiście dobrze jest poznać historię tego, jak Josef stał się Aniołem Śmierci, jednak jeśli ktoś nastawiał się na to, że otrzyma informacje o tragicznych i druzgocących eksperymentach Mengele, to może się zawieść.
Do tego nagle autor postanawia zaserwować nam fragment opowieści, rezygnując z narracji pierwszoosobowej, by znów do niej wrócić i szybko skończyć książkę. Nie do końca jest to dla mnie zrozumiałe, więc pozycja jest dla mnie po prostu przeciętna.
Zachęcona "Bestią z Buchenwaldu" tego samego autora stwierdziłam, że "Mengele. Anioł Śmierci z Auschwitz" będzie stała na takim samym wysokim poziomie. Niestety się zawiodłam.
Nie mam nic przeciwko fabularyzowania takich opowieści, ponieważ myślę, że ten zabieg sprawia, że jeszcze bardziej wchodzimy w ten straszny świat i postać. Mam jednak poczucie, że za dużo tu jest...
Muszę przyznać, że "Kredziarz" to książka na naprawdę wysokim poziomie, który jest utrzymany od pierwszej do ostatniej strony. Autorka stworzyła niepowtarzalny klimat, który trochę niepokoi, ale jednak jeszcze bardziej ciekawi i to w taki sposób, że nie możemy oderwać się od lektury.
Wiem, że niektórym czytelnikom może nie odpowiadać forma podania - to jest powrót do wspomnień bohatera z lat dziecięcych. Ale dzięki takiej formie, w mojej ocenie, wszystko puzzle układanki wskakują na swoje miejsce. Autorka doskonale myli tropy, za chwilę uchyla rąbka tajemnicy, by znów nas trochę przyhamować. Ja świetnie się bawiłam czytając tę książkę. Bardzo cieszę się z tego, że Tudor sięgnęła po coś ciekawszego, niż oklepany schemat zbrodnia - heroiczny bohater lub bohater z problemami (najczęściej oczywiście policjant) próbuje rozwiązać zagadkę. Tutaj mamy coś wyjątkowego, każda postać w książkę ma swój wyraźny charakter, a tocząca historia jest bardzo spójna.
Uważam też, że zakończenie i rozwiązanie wątków jest bardzo nieoczywiste. Za to też ogromny plus. Ogólnie to zakończenie trochę wybija z kapci, polecam dojść do końca, bo wraca przyjemny dreszczyk na plecy ;)
Muszę przyznać, że "Kredziarz" to książka na naprawdę wysokim poziomie, który jest utrzymany od pierwszej do ostatniej strony. Autorka stworzyła niepowtarzalny klimat, który trochę niepokoi, ale jednak jeszcze bardziej ciekawi i to w taki sposób, że nie możemy oderwać się od lektury.
Wiem, że niektórym czytelnikom może nie odpowiadać forma podania - to jest powrót do...
"Bestia z Buchenwaldu" to zdecydowanie książka przerażająca. Przez sposób, w jaki została napisana, bardzo mocno trafia do świadomości i uzmysławia, jaką tragedią była II wojna światowa i jak okrutni byli SS-mani. Myślę, że opis tej pozycji jest bardzo trafny - "PRAWDA BYWA BARDZIEJ PRZERAŻAJĄCA OD NAJWYMYŚLNIEJSZEJ FIKCJI".
Wszystko, co zostało tutaj opisane jest po prostu przerażające i zapiera dech w piersiach. Ciężko uwierzyć, że takie zło naprawdę się działo i ciężka jest też świadomość, że ludzie są zdolni, by robić takie rzeczy. Mimo tego, że świat idzie do przodu, rozwijamy się jako społeczeństwo, kształcimy, to jednak smutny jest wniosek, że w obliczu takiego kryzysu jak wojna, te złe pierwiastki, jakieś chore, antyludzkie instynkty będą budzić się tak samo, jak wtedy.
Kara dla Ilse Koch była zbyt niska, ale właściwie, to sama nie wiem, jaka byłaby odpowiednia wobec takiego okrucieństwa.
"Bestia z Buchenwaldu" to zdecydowanie książka przerażająca. Przez sposób, w jaki została napisana, bardzo mocno trafia do świadomości i uzmysławia, jaką tragedią była II wojna światowa i jak okrutni byli SS-mani. Myślę, że opis tej pozycji jest bardzo trafny - "PRAWDA BYWA BARDZIEJ PRZERAŻAJĄCA OD NAJWYMYŚLNIEJSZEJ FIKCJI".
Wszystko, co zostało tutaj opisane jest po...
Z ogromnym bólem serca muszę stwierdzić, że Boski znak jest dotychczas najsłabszą powieścią Bochusa, jaką czytałam. Na wstępie pragnę zaznaczyć, że jest mi bardzo przykro, że w recenzji Listy Lucyfera napisałam, że Adam Berg jest bardzo podobny z charakteru do swojego dziadka Christiana Abella. Jest mi przykro, bo po przeczytaniu Boskiego znaku już tak nie uważam... Właściwie to jestem w stanie zrozumieć Maziarza, który do Berga nie pała szczególną sympatią...
Ja nie lubię książek ani filmów, przygodowych, akcji, sensacyjnych, więc nikogo nie powinno zdziwić, że Boski znak również nie przypadł mi do gustu. Nie rozumiem, dlaczego książka znalazła się w kategorii kryminał, thriller. Ja nie miałam poczucia, że czytam powieść z któregoś z tych gatunków, bardziej odnosiłam wrażenie, że mam do czynienia z historią Indiany Jonesa pomieszanego z Jamesem Bondem. Niestety, w Boskim znaku absurd goni absurd. Adam Berg jest niezniszczalny, a sytuacje, gdy z jednych kłopotów popada w drugie są wręcz śmieszne. Ile może przeżyć i znieść jeden człowiek, wychodząc z każdego wypadku bez większego szwanku... Huragan, następujące po sobie porwania, podtopienia, a Adam dalej idzie w zaparte, ogląda sobie drobne blizny na czole, a mokra koszula przywiera mu do ciała (zwrot z uporem maniaka powtarzany przez autora) - w skrócie superman. Bardzo irytująca postać, płaska, bez pazura, tracąca cechy człowieka, przez co ciężko mi się było do niego jako czytelniczce zbliżyć.
Sama "intryga" taka sobie. Nie sprawiało mi przyjemności gdybanie i podążanie za drobnymi wskazówkami. Nie czułam się wodzona za nos, brakowało mi ciekawych zwrotów akcji, chociażby namiastki jakiejś tajemnicy. Nic mnie nie zaintrygowało, ani nie zainteresowało. Tak samo jak przedłużające się historyczne opisy. Doceniam wiedzę i reaserch w tym zakresie, ale to nie dla mnie.
Jedyną bohaterką w książce, która wydała mi się ludzka i dosyć ciekawa to Miłka. Ma jakikolwiek charakter i pazur, coś ciekawego w sobie skrywa, nie poznaliśmy jej jeszcze w całości i mamy okazję fragment po fragmencie odkrywać jej historię. Co prawda mało jej w całej książce, ale przynajmniej dzięki temu jest jakiś plusik.
I muszę zwrócić uwagę na bardzo nienaturalne dialogi. Wszystkie rozmowy były sztywne i wszyscy mówili do siebie w taki sam sposób. Każdy żegnał się ze sobą, mówiąc "bywaj"...
Oceniam tę pozycję na przeciętną, były momenty, że no nawet coś tam się działo, ale to za mało, żebym poczuła się zachęcona do przeczytania kolejnej części. W tej chwili mam poczucie, że byłaby to strata czasu, zwłaszcza, że mamy ogrom ciekawych pozycji na rynku, które rzeczywiście są kryminałami i thrillerami.
Z ogromnym bólem serca muszę stwierdzić, że Boski znak jest dotychczas najsłabszą powieścią Bochusa, jaką czytałam. Na wstępie pragnę zaznaczyć, że jest mi bardzo przykro, że w recenzji Listy Lucyfera napisałam, że Adam Berg jest bardzo podobny z charakteru do swojego dziadka Christiana Abella. Jest mi przykro, bo po przeczytaniu Boskiego znaku już tak nie uważam......
więcej mniej Pokaż mimo to
Prawdopodobnie gdyby nie moja siostra, po "Sumienie" Nienackiego nigdy bym nie sięgnęła, choć poruszana w książce tematyka jest mi dość bliska.
Kara śmierci zawsze będzie wzbudzać ogromne emocje i zawsze będzie przedmiotem dyskusji - jestem tego pewna. "Sumienie" opowiada o pisarzu sztuk teatralnych, który pełni rolę ławnika. Jest członkiem składu orzekającego w sprawie morderstwa dwóch starszych kobiet. Okazuje się, że sprawa ta będzie przekleństwem głównego bohatera, którym zaczną targać poważne wątpliwości co do słuszności wyroku.
Uważam, że książka w bardzo dobry sposób obrazuje trudności wiążące się z orzekaniem o czyjejś winie. Uświadamiamy sobie tutaj, że wszyscy uczestniczący w procesie, inaczej widzą daną sprawę - mają inne przemyślenia co do domniemanego sprawcy, ofiary czy też inną wrażliwość. Myślę, że niektórym bardzo łatwo ocenić głównego bohatera jako osobę niedojrzałą z dziwnymi wydumanymi rozterkami, która nie wie czego chce. Ja jednak uważam, że dzięki jego rozterkom łatwiej można się z tą postacią utożsamić, a bohater książki staje się w odczuciu bardziej ludzki.
Książka oddaje ducha czasów, w których została napisana, zdecydowanie. Mimo bardzo prostego, przystępnego języka jest niewątpliwie warta uwagi. Historia wciąga, a "Sumienie" czyta się bardzo szybko - książka jest krótka, ale daje do myślenia.
Warto się dłużej nad nią zatrzymać, a jeśli kończy się ją czytać bez refleksji, polecam przeczytać jeszcze raz.
Prawdopodobnie gdyby nie moja siostra, po "Sumienie" Nienackiego nigdy bym nie sięgnęła, choć poruszana w książce tematyka jest mi dość bliska.
więcej Pokaż mimo toKara śmierci zawsze będzie wzbudzać ogromne emocje i zawsze będzie przedmiotem dyskusji - jestem tego pewna. "Sumienie" opowiada o pisarzu sztuk teatralnych, który pełni rolę ławnika. Jest członkiem składu orzekającego w sprawie...