-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński26
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać402
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2020-11-01
2020-08-01
2020-06-23
Wciągająca książka - jedna z tych, w których można z przyjemnością zatopić się na kilka godzin, przenieść się w świat zupełnie nie taki jak za oknem.
Akcja rozgrywa się w postapokaliptyczej rzeczywistości, w której przetrwali tylko ci, którzy w porę ukryli się przed promieniowaniem w moskiewskim metrze. Wydawałoby się, że to strasznie mała powierzchnia jak na ostoję cywilizacji, a z drugiej strony metro to kontynent w miniaturze. Każda stacja przypomina trochę kolejny piekielny krąg. Mroczny, zapleśniały, zaszczurzony. Za czym tu płakać? Dla niektórych to za ich małą ojczyzną, którą, jaka by nie była, kochają z dobrodziejstwem inwentarza.
Podróż Artema przez stacje metra ukazuje, jak różnie ludzie funkcjonują w rzeczywistości, niejednokrotnie absurdalnie, w nastawieniu przeciwko sobie, a jednocześnie każdemu chodzi z grubsza o to samo. To filozofowanie poprzez fabułę książki było w gruncie rzeczy trafne i z tego powodu dobrze spajało wątki.
Postać głównego bohatera mnie osobiście przypadła do gustu za sprawą tego, że miał duże ambicje, zawsze dążył do poszerzania swoich granic, a i tak co chwilę spotykał na drodze osoby starające się to wszystko zdeprecjonować. Często mając świadomość iż ktoś postrzega go jako takiego "co ty w ogóle wiesz o życiu" musiał gryźć się w język i uprzejmie wysłuchać jak ktoś plecie kompletne bzdury.
Za to mniej podobała mi się końcówka, miałam wrażenie jakby nie była od początku planowana w ten sposób od pierwszych kart książki. Jakby podstawą było stworzenie uniwersum, a rozwiązanie zostało do niego dopisane. Było niespodziewane, to się zgadza, ale trochę ciężko się go spodziewać, jeśli fabuła szczególnie do niego nie prowadzi.
Chętnie przeczytam kolejne tomy.
Wciągająca książka - jedna z tych, w których można z przyjemnością zatopić się na kilka godzin, przenieść się w świat zupełnie nie taki jak za oknem.
Akcja rozgrywa się w postapokaliptyczej rzeczywistości, w której przetrwali tylko ci, którzy w porę ukryli się przed promieniowaniem w moskiewskim metrze. Wydawałoby się, że to strasznie mała powierzchnia jak na ostoję...
2020-12-30
2020-08-31
2020-11-01
"Powięź bez tajemnic" sprawia wrażenie ciężkiego podręcznika do XIV klasy na medycynie, trochę jak "Historia Hogwartu" jako lekka lektura na święta ;-) ale nic bardziej mylnego. Jest to raczej wypełniona po brzegi ciekawostkami opowieść o holistycznym podejściu do ogranizmu człowieka. Sięgnęłam po tę lekturę, gdyż chciałam choć troszkę zrozumieć, jaka magia kryje się za tym, co robią fizjoterapeuci. Jak to jest, że fizjoterapeuta masuje mi przez 2 minuty dłoń i dzięki temu mniej mnie boli kolano.
Książka ta z jednej strony nie oszczędza na wiedzy naukowej, dość wspomnieć, że do każdego rozdziału mamy bibliografię na dwie strony. Jednak przede wszystkim ta wiedza została przystępnie przedstawiona - dużo porównań, przykładów, historyjek z życia, ilustracji itd.
Dowiedziałam się, że sprowadzenie powięzi do roli "worka na mięśnie" to ignoranckie spłycenie tematu. Dowiedziałam się skąd wzięła się ta ignorancja, przez historię Kościoła a skończywszy na przeprowadzaniu sekcji zwłok na medycynie. Przeczytałam, nad czym obecnie pracują naukowcy, by to nadrobić. Dowiedziałam się, skąd powstała koncepcja, że niby używamy tylko 10% mózgu, oraz do czego służy pozostałe 90%. Przekonałam się, że z językiem przyklejonym do podniebienia można nagle stać się o wiele silniejszym. Dowiedziałam się o co konkretnie chodzi z koncepcją taśm anatomicznych Myersa. Dowiedziałam się jakie objawy daje zaniedbana powięź. Książkę odebrałam bardzo pozytywnie, i tylko wydaje się trudna, tak naprawdę to zbiór ciekawostek na weekend.
"Powięź bez tajemnic" sprawia wrażenie ciężkiego podręcznika do XIV klasy na medycynie, trochę jak "Historia Hogwartu" jako lekka lektura na święta ;-) ale nic bardziej mylnego. Jest to raczej wypełniona po brzegi ciekawostkami opowieść o holistycznym podejściu do ogranizmu człowieka. Sięgnęłam po tę lekturę, gdyż chciałam choć troszkę zrozumieć, jaka magia kryje się za...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-25
2020-10-02
Mocna powieść, jak wszyscy to stwierdzają. Po przeczytaniu nie wiedziałam, co o niej myśleć. Dwa poprzednie tomy "Metra" krążyły wokół ciemnych stron ludzkiej egzystencji i nie inaczej było tutaj. Jednak tym razem autor wziął na tapet tematy polityczne i jakkolwiek zostało to trafnie ujęte, konstatacje o życiu nie były już tak uniwersalne. Widać, że to opisy Rosji, kraju od wieków rządzonego silną ręką, co rzuca się potem na utarte schematy myślenia u przeciętnego obywatela. Dlaczego by się miały zmienić w metrze? Walka z tym, to jak walka z żywiołem.
Mocna powieść, jak wszyscy to stwierdzają. Po przeczytaniu nie wiedziałam, co o niej myśleć. Dwa poprzednie tomy "Metra" krążyły wokół ciemnych stron ludzkiej egzystencji i nie inaczej było tutaj. Jednak tym razem autor wziął na tapet tematy polityczne i jakkolwiek zostało to trafnie ujęte, konstatacje o życiu nie były już tak uniwersalne. Widać, że to opisy Rosji, kraju od...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-09-25
Nie spodziewałam się, ale ta książka całkowicie odmieniła mój sposób patrzenia na fitness i siłownię. Taka niepozorna książeczka.
Podobnie jak wiele innych osób, robiłam sobie ćwiczenia na siłowni, dużo ćwiczeń złożonych, nieraz potem rozciąganie i rolowanie. A jogę postrzegałam jako takie ćwiczenia rozciągające połączone z jakąś indyjską ezoteryką. W książce poznałam Mirandę Esmonde-White - byłą baletnicę, obecnie lat 71, która w wyniku sportowego doświadczenia oraz zgłębiania anatomii, fizjologii i kinezjologii, stworzyła metodę treningową na przekór swoim czasom. Czasom, gdy fitness to był aerobik i ćwiczenia na maszynach. W książce parę razy pojawia się takie zdanie: "sportowcy często decydują się na współpracę ze mną na zasadzie ostatniej deski ratunku".
Podobały mi się obrazowe, dobitne i przede wszystkim dokładne opisy, jak to jest, że ludzie z wiekiem stają się słabi i schorowani. Rola powięzi, budowa stawów, fizjologia itd. Wszystko pokrywa się z tym, co współcześnie promuje branża fitness. Ale zostawmy to, bo to już wiemy. O co chodzi z tymi treningami Mirandy?
Główne założenie, to ćwiczenia eksentryczne jako ważna jednostka treningowa. Początkowa reakcja - jak to? Jakiś stretching?... Nie "jakiś", tylko dynamiczny, czyli:
1) Całkowicie naturalne ruchy - to nie jest zastyganie pod jakimś wybranym kątem na 5 minut. Na podobnej zasadzie opiera się trening funkcjonalny.
2) Ćwiczenia w pełnym zakresie ruchu, co zapewnia mobilność stawów. Podobne rzeczy proponuje Kelly Starrett w "Bądź sprawny jak lampart".
3) Ćwiczenia pobudzają wszystkie mięśnie do pracy. Nie chodzi tu o wybitnie ciężką pracę, lecz o danie znaku mięśniom: jesteście potrzebne, nie zanikajcie!
4) Rozluźniają zbyt skurczone mięśnie. To dotyczy nas wszystkich, np. ramiona skierowane do wewnątrz na skutek długotrwałego siedzenia. Mięśnie piersiowe stają się przykurczone od przebywania w tej pozycji, wydłużając je można mieć z powrotem prostą sylwetkę. Tego typu kwestie dotyczą całego układu mięśniowego.
5) Wydłużają mięśnie, przez co stają się silniejsze. Większa dźwignia, większy udźwig.
6) Chronią przed zużyciem stawów, rozruszając powięź i zwalniając miejsce dla mazi stawowej.
7) Trenują równowagę. Jakiż to zaniedbywany temat! Niby zwiększa się świadomość, że warto wprowadzać elementy braku stabilności do ćwiczeń - ćwiczymy na bosu czy piłkach do ćwiczeń. Potem ktoś poleci stanąć na jednej nodze i okazuje się, że trzeba było zacząć od prostszych rzeczy. Brak powodów do utraty równowagi, to brak praktykowania utrzymania równowagi. Brak praktyki przechodzi w utratę zdolności, coraz częstsze trzymanie się czegoś, siadanie żeby zawiązać buty. Łatwe do zignorowania symptomy.
8) Ćwiczenia ekscentryczne są bezpieczne. Naturalne i nieforsowne. To brak ruchu jest nienaturalny.
Poza ćwiczeniami eksentrycznymi, w programie Mirandy znajdziemy elementy pilatesu - ćwiczenia wzmacniające z wykorzystaniem wagi własnego ciała. Czemu nie ciężary? Bo tu nie chodzi o pudło na zawodach kulturystycznych, tylko o zgrabną, sprawną sylwetkę, z powodzeniem opierającą się siłom starści - atrofii mięśni i zmniejszeniu gęstości kości. Dla tego efektu ważniejsze jest codzienne używanie każdego mięśnia, niż skupianie się na np. bicepsie.
W trakcie lektury tej książki wykonywałam od razu proponowane ćwiczenia. Są fantastyczne, szczególnie do robienia w przerwach w pracy. To są ćwiczenia w trakcie których wykonuję ruch przeciwny do siedzenia. Nie są męczące, więc nie czuję dyskomfortu, najczęściej nie trzeba nawet dotykać podłogi. Nie męczą, a mimo to czuję się wspaniale.
Wiedząc to, co uświadomiła mi ta książka, w połączeniu z najnowszymi rewelacjami, które usłyszłam od fizjoterapeuty, uznałam dynamiczne rozciąganie za równie istotną jednostkę treningową, co trening siłowy czy bieganie. Teraz chodzę 2x w tygodniu na zajęcia, czego nigdy wcześniej nie robiłam. A tylko wzięłam tę niepozorną książkę z półki mojej mamy, bo podobały mi się opisy fizjologii starzenia :-)
Nie spodziewałam się, ale ta książka całkowicie odmieniła mój sposób patrzenia na fitness i siłownię. Taka niepozorna książeczka.
Podobnie jak wiele innych osób, robiłam sobie ćwiczenia na siłowni, dużo ćwiczeń złożonych, nieraz potem rozciąganie i rolowanie. A jogę postrzegałam jako takie ćwiczenia rozciągające połączone z jakąś indyjską ezoteryką. W książce poznałam...
2020-08-21
2020-08-28
2020-07-21
Na początku, oczywiście: gdzie jest główny bohater z pierwszego tomu?
Ale to na szczęście po chwili przechodzi - przynajmniej mi... przecież to nie jest druga część "Małej Syrenki" wydana na DVD, stworzona po to, by trochę dłużej ponapawać się historią z poprzedniej części, ale nie wnosząca nic nowego. O nie, to jest pełnoprawny drugi tom! Ma swoją własną historię, gryzie to uniwersum od swojej strony.
I moim zdaniem robi to lepiej, niż w pierwszym tomie. Opowieść jest zgrabna, płynnie dąży do rozwiązania na końcu.
Podobała mi się kreacja bohaterów - Homera, Saszy i muzyka. Każdy z nich trochę irytujący, a z drugiej strony pełen osobliwego uroku. Początkowo spodziewałam się, że ekipa będzie składać się z samych przebojowych, nieustraszonych ludzi z bliznami i tatuażami; oj to by było takie typowe, takie pasujące do obślizgłych warunków metra. Pozytywne zaskoczenie!
Z pewnością sięgnę po kolejną część.
Na początku, oczywiście: gdzie jest główny bohater z pierwszego tomu?
Ale to na szczęście po chwili przechodzi - przynajmniej mi... przecież to nie jest druga część "Małej Syrenki" wydana na DVD, stworzona po to, by trochę dłużej ponapawać się historią z poprzedniej części, ale nie wnosząca nic nowego. O nie, to jest pełnoprawny drugi tom! Ma swoją własną historię, gryzie...
2020-05
2020-06
Wydawałoby się, że ta książka jest dla sportowców. Tak naprawdę jest dla każdego, kto nie chce chodzić ciągle przygarbiony, czy jęczeć, że od najmniejszego wysiłku chrupie mu w stawach, czuje ból i w ogóle jedną nogą już jest w grobie.
Już rozumiem fenomen tej książki. Autor usystematyzował skomplikowaną wiedzę w sposób zrozumiały dla każdego, wręcz banalny. Dodatkowo nie trzeba czytać całości (choć warto). Cokolwiek cię boli, możesz otworzyć tę książkę, zobaczyć co i jak trzeba pomasować i pozbędziesz się bólu bez pomocy fizjoterapeuty. Jednak lektura całości uświadamia, jak wiele można zyskać wyprzedzając ten ból o kilka kroków.
Ból to efekt skumulowanych zaniedbań. Co więcej, niektóre bóle są "ukryte". Są miejsca w ciele człowieka, gdzie jak mocniej naciśniesz, powoduje to ból nie do wytrzymania. To się bierze z wad postawy. Teraz praktycznie każdy je ma. Ty pewnie też. Zresztą, jak ich nie mieć? Jeśli od najmłodszych lat kilka godzin siedzimy na twardej ławce, "nie wierć się", potem przerwa i "nie biegaj po korytarzu". W tym czasie od wielogodzinnego przebywania w jednej pozycji poniekąd zastygamy w tej pozycji...
Zdawałoby się, że wrogiem siedzącego trybu życia jest aktywny tryb życia. Nie do końca. Jeśli cierpisz już na wady postawy (a im bardziej skostniałeś w szkole i w pracy, tym masz większe) a zaczniesz nagle uprawiać sport - wtedy w złej pozycji narażasz organizm na wysokie obciążenia. Stąd m.in. obiegowa opinia, że bieganie to kontuzjogenny sport. Tak naprawdę typowe kontuzje (kolano biegacza) biorą się z wad postawy (tzw. kaczy kuper).
I tak właśnie zatoczyliśmy koło, od szczegółu (ból w konkretnej części ciała), do ogółu (wady postawy). Jak wspomniałam, można czytać tę książkę na wyrywki - część IV jest właśnie tak skonstruowana: boli cię coś, to masz wypisane strony z opisami technik na leczenie danego bólu. Jednak tak jak jest to czytanie książki od końca, tak samo jest to podejście problemu od "dupy strony". Polecam przeczytać od początku do końca. Od ogółu do szczegółu. Od części I do części IV.
To całkiem fajna przygoda. Czytając część I naprawiłam postawę ciała. Aż dziw bierze, jakie to było łatwe! Początkowo wydawało się, że jest jakoś inaczej, że trzeba o tym myśleć, a prawda jest taka, że organizm właśnie w tej pozycji pragnie przebywać i szybko zacznie być wdzięczny za próby przywracania normalności.
Część II - wzorce ruchowe w praktyce. W pewnym sensie katalog ćwiczeń funkcjonalnych. Nigdzie nie znajdziesz lepszego opisu jak je poprawnie wykonać.
Część III - mobilizacje. Tu warto mieć sprzęt*. Jeszcze w trakcie czytania przykładałam sobie rollery w opisywane miejsca i ponaprawiałam co nie co czytając :-)
Część IV - to są gotowe programy, jeśli np. wykryłeś, że masz problem z jakimś wzorcem ruchowym, czy też że coś cię boli. Dorzucasz sobie 15 minut pracy nad mobilności przed treningiem i dzieje się magia.
Uważam zakup tej książki za jedną z najlepszych inwestycji w życiu. Dzięki niej mogę pomagać sobie jak i innym osobom. Dla lepszego autorytetu dodam, że tę książkę podaje się jako materiał wykładowy na szkoleniach dla trenerów personalnych w akredytowanych akademiach fitness.
Ponadto dzięki tej książce zaczęłam dostrzegać, że NIC tak nie poprawia wyglądu, nic tak nie odmładza wizualnie, jak prawidłowa postawa ciała. Zwykle proces myślenia doradza inaczej. Ileż to mężczyzn idzie na siłownię zrobić bicka, a nadal się garbi. Ileż to kobiet inwestuje w zabiegi czy paznokcie, a chodzi jak przykurczona staruszka. Nie tędy droga, zacznijmy od podstaw.
* polecam kupić: zestaw rollerów (wałek, piłka i duoball - polecam z firmy 4fizjo, ok. 50 zł) i gumy do ćwiczeń: power band (taka długa guma) i floss band (guma do obwiązywania stawów) (polecam HMS)
Wydawałoby się, że ta książka jest dla sportowców. Tak naprawdę jest dla każdego, kto nie chce chodzić ciągle przygarbiony, czy jęczeć, że od najmniejszego wysiłku chrupie mu w stawach, czuje ból i w ogóle jedną nogą już jest w grobie.
Już rozumiem fenomen tej książki. Autor usystematyzował skomplikowaną wiedzę w sposób zrozumiały dla każdego, wręcz banalny. Dodatkowo nie...
2020-06-09
2020-05
2020-04-23
Zawsze jak komuś mówię, że czytam książkę naszej nowej noblistki, dostaję pytanie: czy jak to czytasz masz wrażenie, że obcujesz z noblowskim dziełem? Pod tym względem muszę przyznać kilka rzeczy. "Bieguni" to książka niepodobna do żadnej mi znanej, ani formą, ani tematyką - daje powiew nowości. Autorka pięknie operuje językiem polskim, daje nam możliwość oderwania się od zbioru tysiąca najczęściej używanych słów, jednocześnie ani trochę nie zadręczając pretensjonalnym przekazem. Niektóre zdania czyta się tak przyjemnie, że w sumie mogłyby być o niczym - sama forma! A zaraz obok wpleciony jakiś kolokwializm, ale bez epatowania.
Powieść początkowo sprawia wrażenie chaotycznej, jednak z upływem stron daje się dostrzec, że ten chaos to krążenie po omacku wokół trudnych do uchwycenia myśli i tematów. Te zaś dotyczą naszej obecnej rzeczywistości, jak gdyby ktoś na kliszy uchwycił pęd świata, ten czas w dziejach ludzkości, kiedy ludzie zaczęli podróżować po całym świecie. Tak jak się spodziewałam, końcówka książki spina te różne porozrzucane wątki w bardziej wyrazisty kształt.
Jak wspomniałam, forma jest dość oryginalna. Ja bym to ujęła jako takie "morskie opowieści", przeplatane ze spostrzeżeniami rodem z temysli.pl. Czasem to jest coś w rodzaju krótkiego przemyślenia podczas podróży, innym razem krótkie opowiadanie. Raz w pierwszej osobie, raz narrator wszechwiedzący w trzeciej osobie. Raz na 1/3 strony, raz na kilkanaście stron. Dobrze mi to się czytało wieczorem w łóżku, bo tekst był tak fragmentaryczny, że te "rozdzialiki" były jak opowiastki na dobranoc. Jedno co mnie trochę irytowało, to sposób pisania wstępów - nie lubię zbyt częstych zabiegów z podmiotem domyślnym, ciągle mam się domyślać jakie postaci biorą udział. Poza tym super.
Zawsze jak komuś mówię, że czytam książkę naszej nowej noblistki, dostaję pytanie: czy jak to czytasz masz wrażenie, że obcujesz z noblowskim dziełem? Pod tym względem muszę przyznać kilka rzeczy. "Bieguni" to książka niepodobna do żadnej mi znanej, ani formą, ani tematyką - daje powiew nowości. Autorka pięknie operuje językiem polskim, daje nam możliwość oderwania się od...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04-17
Zostało mi niecałe 100 stron Olgi Tokarczuk, ale tak jakoś chwyciłam Harry'ego Pottera z półki, zaczęłam czytać, potem pomyślałam, że poczytam od początku, i w międzyczasie przeczytało mi się prawie 700 stron... Teraz gdy rzeczywistość jest taka, że nic tylko od niej uciec, taka książka jak Harry Potter smakuje jeszcze lepiej niż zwykle. Przecież mugole nic nie kumają!
Zostało mi niecałe 100 stron Olgi Tokarczuk, ale tak jakoś chwyciłam Harry'ego Pottera z półki, zaczęłam czytać, potem pomyślałam, że poczytam od początku, i w międzyczasie przeczytało mi się prawie 700 stron... Teraz gdy rzeczywistość jest taka, że nic tylko od niej uciec, taka książka jak Harry Potter smakuje jeszcze lepiej niż zwykle. Przecież mugole nic nie kumają!
Pokaż mimo to2020-01
2020-02-21
Interesuję się fitnessem, ale jeśli chodzi o trening funkcjonalny - mam wrażenie, że dla każdego oznacza to trochę coś innego. Dla jednych to przebywanie w "strefie funkcjonalnej" gdzie leży sprzęt typu kettlebells. Dla innych to po prostu synonim CrossFitu, czyli wymyślonego i opatentowanego przez kogoś programu treningowego. Dla Chodakowskiej to jest jak podnosi z maty jednocześnie rękę i nogę.
Tylko o co w tym wszystkim chodzi? Które ćwiczenia są dobre a które złe? Co cechuje dobrze ułożony program? Jak obliczyć objętość programu opartego o własny ciężar ciała? Książka "Nowoczesny trening funkcjonalny" rozwiewa WSZELKIE wątpliwości. W rzetelny i co ważne, przystępny, zrozumiały sposób, tłumaczy gdzie w tym wszystkim tkwi sens, a także dokładnie wykłada nad którymi obszarami i w jaki sposób należy pracować.
Wraz z książką otrzymujemy dostęp do filmów z ćwiczeniami, choć same ilustracje też są bardzo czytelne - dzięki nakładaniu "klatka po klatce" faz ćwiczenia na jeden obraz wszystko świetnie widać bez marnowania miejsca.
Mnie ta książka w 100% usatysfakcjonowała. Wcześniej trafiałam na inne, pokazujące "jak" trenować. Natomiast ta wyjaśnia "dlaczego".
Interesuję się fitnessem, ale jeśli chodzi o trening funkcjonalny - mam wrażenie, że dla każdego oznacza to trochę coś innego. Dla jednych to przebywanie w "strefie funkcjonalnej" gdzie leży sprzęt typu kettlebells. Dla innych to po prostu synonim CrossFitu, czyli wymyślonego i opatentowanego przez kogoś programu treningowego. Dla Chodakowskiej to jest jak podnosi z maty...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zabieramy się za budowę domu i oczywiście chciałam zacząć od doedukowania się, z czym to się je. Trafiłam na blog pana Sławka, po wielu godzinach spędzonych na lekturze zamówiłam książkę. Trochę nie byłam pewna - książka dość droga (55 zł za nieco ponad 200 stron dużą czcionką), a blog sam w sobie zawiera mnóstwo informacji, myślałam, że pewnie jak to bywa książka to zlepek artykułów z bloga. No i częściowo tak jest, jednak książka została przygotowana w sposób umyślnie pozbawiony wywodów o drobnostkach. Jak to mówią, samo mięsko. Żadne zdanie w tym poradniku nie pojawiło się bez przyczyny, zero zapychaczy. Za to każde z nich to dla nas potencjalne setki, jak nie tysiące złotych zaoszcządzonych pieniędzy (!). Jeśli chociaż jedna porada jest tą, z której skorzystasz, to cena za tę książkę robi się symboliczna.
Poradnik przeprowadza nas krok po kroku przez proces budowy domu, jednocześnie na każdym etapie przekazuje cenne doświadczenie - nie tylko osobiste autora, lecz także skonsolidowane z historiami wielu innych inwestorów z przestrzeni działalności bloga. Autor nie jest sponsorowany przez żadną markę, nie znajdziemy więc odniesień o wyższości jednego rozwiązania nad drugim. Kolejną zaletę stanowi szczerość autora. Zwykle jak ktoś wybuduje dom, to puszy się, że w zasadzie wszystko zrobił po kosztach, że miał najtańszy projekt a przerobił na maksymalne indywidualny itp. W tej książce zostało dobrze wyjaśnione, ile w takich stwierdzeniach może być prawdy i co mogło nie być wcale takie super.
Jeśli chodzi o poziom konkretyzacji zawartych porad, myślę, że jest w sam raz. Jest trochę jak taki iPhone, w którym specjalnie zaprojektowano mniej przycisków, żeby się go łatwiej używało. Autor skupia się na tym, co jest potrzebne osobie stawiającej swoje pierwsze kroki jako inwestor - i robi to naprawdę dobrze. Po szczegółowe listy wad i zalet danego typu ogrzewania lepiej sięgnąć po inne pozycje. Ta natomiast wskaże, na jakim etapie warto się tym zainteresować, czego nie przegapić i jak nie dać sobie wcisnąć kitu.
Zabieramy się za budowę domu i oczywiście chciałam zacząć od doedukowania się, z czym to się je. Trafiłam na blog pana Sławka, po wielu godzinach spędzonych na lekturze zamówiłam książkę. Trochę nie byłam pewna - książka dość droga (55 zł za nieco ponad 200 stron dużą czcionką), a blog sam w sobie zawiera mnóstwo informacji, myślałam, że pewnie jak to bywa książka to zlepek...
więcej Pokaż mimo to