rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Księga stylu Coco Chanel. Jak stać się elegancką kobietą z klasą Karen Karbo, Chesley McLaren
Ocena 5,7
Księga stylu C... Karen Karbo, Chesle...

Na półkach: ,

Jako kobieta zawdzięczam Coco Chanel dużo, wystarczy wymienić jedwabie, perły i krwistoczerwoną szminkę. Zawdzięczam jej spodnie, żakiety, bluzki z kołnierzykiem, tweedy, a nawet krawaty. Jednak to nie jest tak, że zgadzam się ze wszystkim: serce mi krwawi, że to właśnie moja ulubiona projektantka wprowadziła sztuczną biżuterię (od biżuterii szklanej jest tylko niewielki krok do biżuterii plastikowej), ostentacyjne łańcuszki do torebek czy dżersej. Cokolwiek jest wykonane z dzianiny, dla mnie nie może sobie rościć pretensji do elegancji. Ciekawa jest Coco jako człowiek, jak po ułańsku, z fantazją, z gestem traktuje różne sprawy. Szczerze wątpię, żebyśmy się jednak polubiły. Jej krawcowe były warte każdych pieniędzy, przede wszystkim za cierpliwość wobec swojej szefowej. Ja bym jej nie miała.

Jako kobieta zawdzięczam Coco Chanel dużo, wystarczy wymienić jedwabie, perły i krwistoczerwoną szminkę. Zawdzięczam jej spodnie, żakiety, bluzki z kołnierzykiem, tweedy, a nawet krawaty. Jednak to nie jest tak, że zgadzam się ze wszystkim: serce mi krwawi, że to właśnie moja ulubiona projektantka wprowadziła sztuczną biżuterię (od biżuterii szklanej jest tylko niewielki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie pamiętam, co do której z książek miałam tak ambiwalentne odczucia, jak do tej właśnie. Aż mnie to zasmuca. Bo nie mogę przejść obojętnie wobec doskonałego budowania napięcia przez autora, dawkowania szczegółu (dla kogoś, kto czyta thrillery po to, by z konsekwentnie udostępnianych przez pisarza informacji drogą dedukcji dojść do rozwiązania zagadki przed końcem książki, każdy detal okazuje się ważny, zwłaszcza że autor jest w nich spójny), wyjaśniania rozpoczętych wątków, a nawet tak znakomitego opisywania percepcji kogoś, kto jest uzależniony od alkoholu (jak dla mnie - ku przestrodze - wielka wartość tej książki), to również nie mogę przejść obojętnie wobec faktu, że pozycja nie okazała się być thrillerem, a horrorem. A przy horrorach nie trzeba się starać, by dopiąć całość: nadprzyrodzona siła może wszak wszystko. Szkoda, szkoda, szkoda. Czytałam niemalże wszystkie książki Sagera i zawsze cudowne w nich było właśnie to, że uważny czytelnik, który stawał z autorem w szranki, miał szansę z nim wygrać, łącząc kropki: rozwiązanie zawsze mieściło się w kategorii "Ludzie ludziom zgotowali ten los", a nie duchy ludziom... A przecież - tymi samymi postaciami - dało się to zrobić prawilnie. Tak, autor tym razem mnie zaskoczył. Przykre, że spadkiem formy i pójściem na łatwiznę. Za tę magię obniżam ogólną ocenę aż o dwie gwiazdki.

Nie pamiętam, co do której z książek miałam tak ambiwalentne odczucia, jak do tej właśnie. Aż mnie to zasmuca. Bo nie mogę przejść obojętnie wobec doskonałego budowania napięcia przez autora, dawkowania szczegółu (dla kogoś, kto czyta thrillery po to, by z konsekwentnie udostępnianych przez pisarza informacji drogą dedukcji dojść do rozwiązania zagadki przed końcem książki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem zdegustowana pisaniem książek bez zarysowanej - mam wrażenie - wcześniej koncepcji, pojawianiem się osób i zdarzeń na szybko, żeby móc potem jakoś butem domknąć całość, aby wydawała się być spójna. Trzeci tom właśnie służy do wprowadzania wątków, które by umożliwiały zamianę w mordercę kogoś innego, niż ten planowany pierwotnie. Innymi słowy, mnie się wydaje, że dla samego autora w pierwszym tomie kto inny był typowany do roli złoczyńcy, by w toku pisania zmienić go ostatecznie na daną osobę, a w ten sposób namówić czytelników na kolejny (nieplanowany wcześniej) tom (zło!). I choć ów morderca jest ostatecznie do przewidzenia, to stopień komplikowania fabuły przeradza się w nastawienie w mojej ocenie na pisanie właśnie na ilość, bo o jakości naprawdę trudno jest tu mówić... Banalność - skądinąd - sympatycznych postaci (posterunkowa Nowak), sposób, w jaki się do siebie one zwracają, stanowczo zbyt duża dosłowność opisów tortur przywodzą na myśl książki Remigiusza Mroza i nie jest to - bynajmniej - komplement pod adresem autora. Gwiazdek daję jednak tak dużo, ponieważ jedyny wkład tej książki, to konsekwentna poprawność (bodajże za wyjątkiem jednego miejsca w trylogii), z jaką jest odmieniane nazwisko Deryło, za co dziękuję autorowi lub jego korektorom.

Jestem zdegustowana pisaniem książek bez zarysowanej - mam wrażenie - wcześniej koncepcji, pojawianiem się osób i zdarzeń na szybko, żeby móc potem jakoś butem domknąć całość, aby wydawała się być spójna. Trzeci tom właśnie służy do wprowadzania wątków, które by umożliwiały zamianę w mordercę kogoś innego, niż ten planowany pierwotnie. Innymi słowy, mnie się wydaje, że dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie szafuję wysokimi notami, a jednak tej pozycji dałam siódemkę. W mojej ocenie ta książka jest niedoszacowana.

Nie szafuję wysokimi notami, a jednak tej pozycji dałam siódemkę. W mojej ocenie ta książka jest niedoszacowana.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Z całej książki najbardziej zapadło mi w pamięć wyjaśnienie nazwy miejscowości, w której rozgrywa się akcja.

Z całej książki najbardziej zapadło mi w pamięć wyjaśnienie nazwy miejscowości, w której rozgrywa się akcja.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bawiłam się przednio. Boję się, że najlepszą książkę autorki mam już za sobą.

Bawiłam się przednio. Boję się, że najlepszą książkę autorki mam już za sobą.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeciętna książka nieprzeciętna.

Przeciętna książka nieprzeciętna.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Choć sama fabuła jest utrzymana w raczej zabawnym tonie, to mnie jednak nie śmieszy owa niesamowita łatwość, z jaką autorka/główna postać odmawia swoim interlokutorom bycia w pełni władz umysłowych, z lubością nazywając ich kretynami (opcjonalnie używając synonimów tego słowa). Jest to przynajmniej zniesmaczające.

Choć sama fabuła jest utrzymana w raczej zabawnym tonie, to mnie jednak nie śmieszy owa niesamowita łatwość, z jaką autorka/główna postać odmawia swoim interlokutorom bycia w pełni władz umysłowych, z lubością nazywając ich kretynami (opcjonalnie używając synonimów tego słowa). Jest to przynajmniej zniesmaczające.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałam, bo chciałam zakończyć już tę serię. Chciałam, to mam. Dostałam książkę, która chyba była pisana na jakieś polityczne zamówienie. Inaczej nie mogę sobie wyobrazić, jak bardzo trzeba zamykać oczy na otaczającą rzeczywistość i jak ją życzeniowo zaklinać, żeby o uchodźcach pisać tak naiwnie, jak zrobiła to Läckberg. Zaznaczyłam, że opinia jest spoilerem, więc bezkarnie się popastwię. Śmieszyło mnie, kiedy czytałam o tym, jak arabski mężczyzna boi się gniewu swojej żony, która gotowa jest nawet pogonić Mellberga. Autorka konsekwentnie przez całą książkę unika wprawdzie deklaracji co do wyznania, jakiego są goście z Syrii, ale nawet gdyby byli chrześcijanami (w co wątpię), to zachowanie Aminy było tak odrealnione, że aż śmieszne. Zgłaszane wątpliwości co do wieku przybywających imigrantów jest zbywane szalenie mocną argumentacją sprowadzającą się do słów: "Ależ Nils...", a serce rośnie, kiedy się czyta o tych pełnych rodzinach znajdujących schronienie w Szwecji. Samotnych młodych mężczyzn jest niezwykle mało, a jeśli są, to są nimi nastolatkowie w wieku przedmałżeńskim. W "Czarownicy" są prawie szarmanccy w stosunku do Szwedek. Czytelniku, nie daj się zwieść zadnym tropom kierowanym w stronę ośrodka dla uchodźców: tam bowiem mieszkają same doskonale wykształcone niewinne lilije i bohaterowie oddający życie za autochtonów. Terrorystami okazują się bowiem sami Szwedzi. Wszystko jest tak odwrócone znaczeniami, jak posiłek na Blakulli. A wisienką na torcie jest scena, w której rzeczony Arab zgadza się, żeby jego dzieci były pod opieką Pauli i jej... żony. No łzy wzruszenia tak zalały mi oczy, że miałam trudności, by czytać rzecz dalej.

Przeczytałam, bo chciałam zakończyć już tę serię. Chciałam, to mam. Dostałam książkę, która chyba była pisana na jakieś polityczne zamówienie. Inaczej nie mogę sobie wyobrazić, jak bardzo trzeba zamykać oczy na otaczającą rzeczywistość i jak ją życzeniowo zaklinać, żeby o uchodźcach pisać tak naiwnie, jak zrobiła to Läckberg. Zaznaczyłam, że opinia jest spoilerem, więc...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

To jedna z tych książek, którymi można się ubrudzić; takich, które zostawiają po sobie nie tylko niesmak, ale i mentalny dół. Co z tego, że Tajlandia walczy z pedofilią, skoro jej siłą napędową są właśnie dzieci sprzedające na ulicy gumę do żucia? Nawet najbardziej wynaturzona dewiacja, jaka dopiero mogłaby przyjść komuś do głowy, za ciężkie pieniądze jest tam już od dawna zaspokajana.

Opisana w książce intryga jest dosyć misterna, jednakowoż jej walor intelektualny stopniowo jest zastępowany aspektem siłowym. Rzekłabym wręcz, że niczym nieuzasadnioną brutalnością. Mam wrażenie, że autor chciał szokować - im bardziej krwawo, tym lepiej. Zaś w co najmniej jednej kwestii nagiął rzeczywistość. A ja nie tego szukam w kryminałach. Jeśli "Czerwone gardło" będzie podobne, pożegnam się z Harrym Holem. Nie potrzebuję postaci, które przeholewują.

To jedna z tych książek, którymi można się ubrudzić; takich, które zostawiają po sobie nie tylko niesmak, ale i mentalny dół. Co z tego, że Tajlandia walczy z pedofilią, skoro jej siłą napędową są właśnie dzieci sprzedające na ulicy gumę do żucia? Nawet najbardziej wynaturzona dewiacja, jaka dopiero mogłaby przyjść komuś do głowy, za ciężkie pieniądze jest tam już od dawna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejny pokiereszowany tyleż przez życie, co przez siebie samego bohater. Nieskomplikowana, dosyć przewidywalna akcja, pouczające wstawki o historii Australii. Ekspansja białego człowieka pewnie w równym stopniu imponująca co dla niego haniebna i go degradująca, bardzo dobrze skonstruowane postacie Aborygenów (Andrew Kensington rules!) i ich mądre plemienne opowieści. Chyba najlepiej prowadzone śledztwo pod wpływem alkoholu i LSD z jakim miałam do czynienia. I kłamstwo na okładce, że nasz Brudny Harry za wyeliminowanie psychopatycznego mordercy zapłaci wysoką cenę. Naprawdę? Nie no, bo są tacy, co zapłacili wyższą, żeby nie powiedzieć, że najwyższą cenę - cenę swojego życia. On to sobie tylko wytatuował różę.

Kolejny pokiereszowany tyleż przez życie, co przez siebie samego bohater. Nieskomplikowana, dosyć przewidywalna akcja, pouczające wstawki o historii Australii. Ekspansja białego człowieka pewnie w równym stopniu imponująca co dla niego haniebna i go degradująca, bardzo dobrze skonstruowane postacie Aborygenów (Andrew Kensington rules!) i ich mądre plemienne opowieści. Chyba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Lisbeth Salander to kobieta, która nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet". Drodzy Państwo, polubiłam kogoś, kogo bym normalnie nie polubiła. Ale ja po prostu mam ogromną słabość do ludzi prawych i nie mogę inaczej. Howgh!

"Lisbeth Salander to kobieta, która nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet". Drodzy Państwo, polubiłam kogoś, kogo bym normalnie nie polubiła. Ale ja po prostu mam ogromną słabość do ludzi prawych i nie mogę inaczej. Howgh!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznę nietypowo: więcej niż kilka lat temu byłam w Teatrze Polskim w Szczecinie na "Czarownicach z Salem". To najlepszy spektakl - jak do tej pory (a proszę mi wierzyć, że lubię teatr) - który widziałam. Aktorstwo było tak znakomite, tak naturalne i nieprzerysowane, że zwyczajnie zapomniałam, że siedzę na widowni. Stałam się po prostu częścią akcji, która działa się na scenie. Byłabym skłonna myśleć po latach, że coś sobie dodałam, że to jakaś moja egzaltacja itp. Ale z Larssonem przytrafiło mi się to ponownie. Obiektywnie miałam przed sobą zaledwie oświetlony skąpo tekst zamieszczony w otwartej książce czytanej nocą w łóżku. Subiektywnie... faktycznie widziałam sekwencję czarno-białych fotografii pochodu w małym miasteczku i zmieniający się wyraz twarzy młodziutkiej Harriet Vanger patrzącej na coś, na kogoś po drugiej stronie ulicy, co było poza kadrem. Doniosłość tego odkrycia sprawiła, że miałam najprawdziwszą gęsią skórkę. Panie Larsson, szacunek.

Zacznę nietypowo: więcej niż kilka lat temu byłam w Teatrze Polskim w Szczecinie na "Czarownicach z Salem". To najlepszy spektakl - jak do tej pory (a proszę mi wierzyć, że lubię teatr) - który widziałam. Aktorstwo było tak znakomite, tak naturalne i nieprzerysowane, że zwyczajnie zapomniałam, że siedzę na widowni. Stałam się po prostu częścią akcji, która działa się na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Ale nędza, ale nędza, kto w tę nędzę nas dziś wpędza, co za łobuz, co za jędza, kto w tę nędzę wpędza nas?" - pamiętam fragment śpiewanej w swoim czasie piosenki. Może to niskie, co teraz napiszę, ale mam wrażenie że jakość pisania Katarzyny Puzyńskiej staje się odwrotnie proporcjonalna do ilości tatuaży, którymi się ozdabia. A szkoda, bo wiązałam z nią ogromne nadzieje. Ktoś może zapytać, czemu zatem się tak katuję, czytając jej kolejne książki? Otóż jestem niewolnicą rozpoczętych serii. Zżywam się z bohaterami, zwyczajnie ciekawi mnie, co u nich. Być może jednak właśnie doszłam do takiego momentu, że nie po drodze już mi będzie z ekipą z Lipowa, że stanie się z nimi tak, jak z ludźmi w realnym świecie, z którymi nadszedł czas podążyć różnymi drogami: że o tym, co u nich, będę dowiadywać się już nie od nich bezpośrednio, a z drugiej ręki... Autorka w posłowiu zapowiedziała kolejny tom. A ja autentycznie nie wiem, czy ona mi grozi, czy mi obiecuje. Dziś jestem skłonna złożyć deklarację, że gdy on się pojawi, zamiast powieści przeczytam jakiś zamieszczony w sieci spojler. Przynajmniej zdania takie jak o Emilii, która łaskawie może wytrzymać jeden dzień w tygodniu bez seksu z (damskim bokserem) Pawłem Kamińskim nie będą mi wyjadać komórek mózgowych. Pani Katarzyno, co Pani zrobiła z tyloma fajnymi bohaterami?

"Ale nędza, ale nędza, kto w tę nędzę nas dziś wpędza, co za łobuz, co za jędza, kto w tę nędzę wpędza nas?" - pamiętam fragment śpiewanej w swoim czasie piosenki. Może to niskie, co teraz napiszę, ale mam wrażenie że jakość pisania Katarzyny Puzyńskiej staje się odwrotnie proporcjonalna do ilości tatuaży, którymi się ozdabia. A szkoda, bo wiązałam z nią ogromne nadzieje....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co by tu jeszcze... Co by tu jeszcze spieprzyć? Wyobraźcie sobie Państwo, że Patrik Hedström, mając zaginioną nastolatkę do znalezienia, delektuje się cudowną ciszą komisariatu (WTF?), poziom dewiacji przedstawionych w lekturze jest tak szeroki, a zarazem wielopiętrowy, że pozostawia ogromny niesmak, Erika zaś staje się mistrzynią podrzucania dzieci do przedszkola, do teściowej, do siostry etc., ewentualnie włączania im ich ukochanej "Bolibompy" i zostawiania ich przed telewizorem samych, bez żadnej kontroli serwowanych im tam treści. Pewnie to nie ma znaczenia, bo podają im tam dokładnie to, co sama Läckberg ma w głowie.

W Erice najbardziej przeszkadzają mi tajemnice, jakie robi przed Patrikiem, które w konsekwencji podważają jego autorytet i de facto wydłużają śledztwo. Przechwytywanie jego służbowych materiałów, umawianie się z jego kolegami z pracy za jego plecami (naturalnie w dobrej wierze), jakieś nielegalne wypady, by przesłuchać kogoś zanim zrobi to policja... Dziewczyno, siądź z mężem wieczorem, dokładnie powiedz mu, czego się dzisiaj dowiedziałaś, gdzie byłaś, do czego doszłaś, co cię zaniepokoiło, gdzie planujesz wybrać się jutro (jak komuś sprzedasz dzieci, a zapewne to zrobisz) i poproś go, by precyzyjnie zdał ci relację z tego, co osiągnął w swoim śledztwie, mimo że tak naprawdę nie może tego robić. Nic to, strzel focha, zakomunikuj mu, że w przeciwnym wypadku będziesz kontynuować partyzantkę (o ile znajdziesz jelenia do opieki nad własnymi dziećmi, a znając ciebie, to go znajdziesz), twój mąż na pewno zmięknie. Przekonaj go, by dla dobra tego śledztwa i tych zaginionych dziewczynek jednak skorzystał z twojego niekwestionowanego geniuszu. To będzie miało działanie proekologiczne: papier, na którym jest wydawana książka opisująca twoje detektywistyczne dokonania, będzie można zredukować o jedną trzecią. A w ogóle to weź kredyt i zmień pracę: rzuć pisanie i wstąp do policji. Zrób to, zanim policja wstąpi do ciebie.

Co by tu jeszcze... Co by tu jeszcze spieprzyć? Wyobraźcie sobie Państwo, że Patrik Hedström, mając zaginioną nastolatkę do znalezienia, delektuje się cudowną ciszą komisariatu (WTF?), poziom dewiacji przedstawionych w lekturze jest tak szeroki, a zarazem wielopiętrowy, że pozostawia ogromny niesmak, Erika zaś staje się mistrzynią podrzucania dzieci do przedszkola, do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dzięki tej książce dowiedziałam się, że dawniej istniały rodziny, w których za opłatą umieszczało się dzieci z nieprawego łoża lub poczęte w wyniku gwałtu. Te z młodziutkich samotnych matek, które zdecydowały się zostawić maluszka przy sobie, nader często musiały go utrzymywać dzięki świadczeniu mężczyznom usług seksualnych: odium posiadania nieślubnego potomka było w ówczesnej Szwecji tak duże, a kobieta traktowana z taką pogardą, że bywało, że nikt nie chciał dać jej normalnej pracy, naturalnie w ramach kary za złe prowadzenie się. Dlatego część z nich decydowała się na ten dramatyczny krok, by zapewnić swojemu dziecku jaką taką przyszłość. Jedna z takich rodzin, owszem, przyjmowała dzieci i pieniądze za nie, a potem wysyłała je na tamten świat. Innymi słowy fabrykowała aniołki.

Co do książki, to za wyjątkiem Gösty większość stałych bohaterów sagi mnie drażni, zaś Anna wręcz rozczarowuje. Wydarzenia z 1974 r. są niespójne (oględziny pokoju po przyjeździe policji w tatach 70., a to, co faktycznie się w nim wydarzyło), zaś te współczesne - nieco przewidywalne. Pomału ta seria zaczyna mi ciążyć: w każdym tomie ktoś cierpi po stracie dziecka, w każdym też tomie zło wydarza się innymi. Dzieci Eriki i Patrika nawet nie mają kataru.

Dzięki tej książce dowiedziałam się, że dawniej istniały rodziny, w których za opłatą umieszczało się dzieci z nieprawego łoża lub poczęte w wyniku gwałtu. Te z młodziutkich samotnych matek, które zdecydowały się zostawić maluszka przy sobie, nader często musiały go utrzymywać dzięki świadczeniu mężczyznom usług seksualnych: odium posiadania nieślubnego potomka było w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ale grafomaństwo!

Ale grafomaństwo!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie, nie będę komentować tego, jaką Erika Falk jest cudowną żoną, matką, siostrą czy synową, jak niemalże za machnięciem czarodziejskiej różdżki kładzie trójkę dzieci spać i gotuje Patrikowi kolację, by pobyć z nim sam na sam, wróciwszy wcześniej z kilkugodzinnego wypadu do biblioteki. Pranie i prasowanie zrobiło się samo. Magia! To temat szyty tak grubymi nićmi, że piszanie o tym byłoby uwłaczające intelektualnie dla mnie i ewentualnego Czytelnika tej opinii. Mistrzyni organizacji i wyłączania dzieci pilotem. Zostawiam to.

Bardziej niż inne rzeczy poruszyła mnie za to postać Emily i jej gorzkie życie, na które sobie nie zasłużyła, a które stało się jej udziałem. Zaszczuta, pokorna i wierna. Jak kopany pies.

Już dawno doszłam do wniosku, że feminizm to mrzonka. Że taka jest natura, że kobieta winna mieć zaplecze w mężczyźnie, który by ją chronił (by ona obdarowywała go swoim ciepłem, mądrością i słodyczą). Jeśli ona nie ma tej prawdziwej ochrony, która jest gwarantem bezpieczeństwa, karłowacieje: albo się maskulinizuje, gdy zostaje bez mężczyzny, albo przerażona schodzi mu z drogi.

Emily na każdym kroku była pozbawiona wsparcia męża. Wszak on nie chciał ciepła, mądrości i słodyczy. W każdym razie nie od niej...

Nie, nie będę komentować tego, jaką Erika Falk jest cudowną żoną, matką, siostrą czy synową, jak niemalże za machnięciem czarodziejskiej różdżki kładzie trójkę dzieci spać i gotuje Patrikowi kolację, by pobyć z nim sam na sam, wróciwszy wcześniej z kilkugodzinnego wypadu do biblioteki. Pranie i prasowanie zrobiło się samo. Magia! To temat szyty tak grubymi nićmi, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Och, jak ta Camilla Läckberg nierówno pisze! Nie dalej jak parę minut temu dałam wyraz swojej frustracji poprzednim tomem sagi o Fjällbace, pisząc o tym, czemu jestem wobec niego na nie, by teraz nosić autorkę na rękach za pozycję, w której odnalazłam wiarygodne postacie, wartką akcję i paniczny strach przed zemstą, która może dosięgnąć po latach. A ona już tu jest, już wychodzi z wanny. Aha, notę obniżam za nachalną homopropagandę ze strony pisarki.

Och, jak ta Camilla Läckberg nierówno pisze! Nie dalej jak parę minut temu dałam wyraz swojej frustracji poprzednim tomem sagi o Fjällbace, pisząc o tym, czemu jestem wobec niego na nie, by teraz nosić autorkę na rękach za pozycję, w której odnalazłam wiarygodne postacie, wartką akcję i paniczny strach przed zemstą, która może dosięgnąć po latach. A ona już tu jest, już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Naprawdę bardzo bym chciała "kupić" zaserwowane w lekturze wyjaśnienie, czemu matka Eriki i Anny była tak oschłą w stosunku do nich rodzicielką, że dziewczyny dorastały z poczuciu bycia niekochanymi. Bardzo bym chciała. Niestety, nie mogę. Wytłumaczenie jest tak z psychologicznego punktu naciągane, że - uważam - lepiej byłoby autorce zostawić ten wątek w sferze niedopowiedzeń. Interesujące są za to odniesienia do Szwecji z czasów II wojny światowej. Czy ich opis może być inny od obrazu, jaki się wyłonił, gdy Läckberg zbierała materiał do książki wśród swojej rodziny czy tych, którzy z autopsji znali tamte lata? Raczej nie. Cóż, zazdroszczę Szwedom tej sielanki.

Naprawdę bardzo bym chciała "kupić" zaserwowane w lekturze wyjaśnienie, czemu matka Eriki i Anny była tak oschłą w stosunku do nich rodzicielką, że dziewczyny dorastały z poczuciu bycia niekochanymi. Bardzo bym chciała. Niestety, nie mogę. Wytłumaczenie jest tak z psychologicznego punktu naciągane, że - uważam - lepiej byłoby autorce zostawić ten wątek w sferze...

więcej Pokaż mimo to