Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , ,

Zawiodłam się końcówką. O ile sprawozdawczy, telegraficzny wręcz epilog można uznać za rodzaj konwencji, o tyle rozwiązanie fabularnych problemów zostało ujęte zbyt pobieżnie, bez grama obecnej wcześniej psychologizacji bohaterów. Nie zakumałam zwrotu o 180 stopni postaci Willema, przewartościowań, jakie nastąpiły w uczuciach Roberta, ani zmiany frontu w przypadku Ewy. A przecież w "Ostrej" jest narrator wszechwiedzący, który wcześniej o tę psychologizację dbał, i to z całkiem niezłym skutkiem (postać jednookiego chłopaka to miód na moje serce).

Mogę sobie narzekać, ale doprawdy nie wiem, co musiałoby się stać, abym Krajewskiego przestała czytać. To jest silniejsze ode mnie. Uwielbiam jego eleganckie, czasem wręcz dostojne pióro (kurczę, ono nie znika nawet wtedy, gdy autor opisuje patoblokowisko zwane Harlemem), przemycanie słów takich jak "eksplorator" czy "pretorianin" oraz seksualne wtręty. Proces dotyczący artysty od erotycznego performance'u to majstersztyk! Co tu dużo mówić, kręci mnie to wszystko, ta niegrzeczność połączona z nobliwością, cielesny eksces w sąsiedztwie bogactwa słów, diabeł za skórą zestawiony z nienagannym wizerunkiem samego Krajewskiego.

A, zapomniałabym! W "Ostrej" autor zrezygnował z czasu zaprzeszłego, który stosuje w powieściach retro. Mimo że bardzo lubię ten zabieg narracyjny, tak rozumiem jego decyzję. Zakurzony plusquamperfectum zwyczajnie do współczesności nie pasuje. Ale uwaga: w "Ostrej" jest do niego zabawne odniesienie. Chcę wierzyć, że zamierzone. Tak, mimo błędów, jakie czasem popełnia, naprawdę ubóstwiam Krajewskiego. :)

Zawiodłam się końcówką. O ile sprawozdawczy, telegraficzny wręcz epilog można uznać za rodzaj konwencji, o tyle rozwiązanie fabularnych problemów zostało ujęte zbyt pobieżnie, bez grama obecnej wcześniej psychologizacji bohaterów. Nie zakumałam zwrotu o 180 stopni postaci Willema, przewartościowań, jakie nastąpiły w uczuciach Roberta, ani zmiany frontu w przypadku Ewy. A...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Mam postanowienie: przeczytam jeszcze jedną powieść Michała Śmielaka wydaną nakładem Skarpy Warszawskiej redagowaną przez Małgorzatę Starostę. Jeśli efekt okaże się równie słaby, to będę czytać tylko to, co autor wyda pod banderą Initium, bez Starosty na pokładzie. Bo mam nieodparte wrażenie, że pan Michał zatracił gdzieś świeżość i rys szlachetności cechujące moją ulubioną jego powieść, "Wnyki", że najwyraźniej naciskająca na terminy współpraca ze Skarpą mu nie służy, że Starosta nie ma serca do redagowania jego powieści.

Dopóki w "Ucichły ptaki..." wirowała groza, było nieźle, dreszczorobnie, by tak rzec, momentami miałam skojarzenia ze "Szczeliną" Jozefa Kariki (choć psuła to nieco prostacka narracja, osłabiające wrażenie zwroty do czytelnika, powtarzające się wtręty typu "o nie" — coś w ten deseń było w później wydanej "Osadzie", notabene również redagowanej przez Starostę, halo, gdzie wtedy byłaś, redaktorko?), krwawy thriller czytało się już z niejakim zmęczeniem (ileż można z tą chłopięcą, natrętnie zawijającą do odbiorcy narracją?), natomiast zakończenie okazało się tak tandetne i pospieszne, że poczułam niemal bolesną stratę czasu. Kurczę, ni przypiął, ni wypiął ta końcowa spowiedź, płaska, na siłę, przywodząca na myśl kiepski, naprawdę kiepski kryminał.

Redaktorska mogiła, pisarski wypadek przy pracy. Jestem na nie.

Mam postanowienie: przeczytam jeszcze jedną powieść Michała Śmielaka wydaną nakładem Skarpy Warszawskiej redagowaną przez Małgorzatę Starostę. Jeśli efekt okaże się równie słaby, to będę czytać tylko to, co autor wyda pod banderą Initium, bez Starosty na pokładzie. Bo mam nieodparte wrażenie, że pan Michał zatracił gdzieś świeżość i rys szlachetności cechujące moją ulubioną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Trzeba przyznać, że także wątki dotyczące życia osobistego bohaterów przedstawiła autorka nad wyraz sprawnie. Przez strony „Czarnego poniedziałku” przewija się wyraźny lejtmotyw – kryzys w związku. Szara codzienność, ciche dni, popłuczyny po dawnej fascynacji, rozmowy, które powinny się odbyć, ale które nie następują, bo przecież szkoda nerwów, bo lepszy jest spokój. Zamknięte drzwi do gabinetu. Wzdryganie się przed powrotem do domu wypełnionego ciężką ciszą. I ta myśl: a może by się tak rozwieść…? Problem zdrady oczywiście też się pojawi, Graca jednak nie idzie tu w banał, starannie ten stary jak świat grzech nadbudowując, czy to za sprawą zmysłowej opowieści, czy też dzięki intensywnym społecznym wydźwiękom.

Całość tekstu tutaj: https://www.zbrodniawbibliotece.pl/recenzja/czarny-poniedzialek.

Trzeba przyznać, że także wątki dotyczące życia osobistego bohaterów przedstawiła autorka nad wyraz sprawnie. Przez strony „Czarnego poniedziałku” przewija się wyraźny lejtmotyw – kryzys w związku. Szara codzienność, ciche dni, popłuczyny po dawnej fascynacji, rozmowy, które powinny się odbyć, ale które nie następują, bo przecież szkoda nerwów, bo lepszy jest spokój....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Nie wyobrażam sobie, by w z wymiaru obyczajowego wycisnąć w literaturze coś więcej. Ćwirlej nie zapomina o żadnym z planów, jednocześnie żadnego nie oszczędzając. Ludzkie przywary mieszają się międzywojenną dozą sprytu i obrotności, przydworcowe pijaństwo z często pozornym fasonem drogich miejsc, poznańska gwara z charakterystycznym dla przygranicznych mieszkańców wtrącaniem niemieckich słówek. No i z tym, co w książkach tego autora wprost ubóstwiam ­– z niezgrabnością, a momentami wręcz bełkotem niestarannej codziennej mowy, która sprawia wrażenie, jakby na etapie redakcji fragmenty z nią pominięto, jakby Ćwirlejowe pióro żyło własnym życiem. Coś pięknego!

Całość recenzji tutaj: https://www.zbrodniawbibliotece.pl/recenzja/ofiara-twoim-przeznaczeniem

Nie wyobrażam sobie, by w z wymiaru obyczajowego wycisnąć w literaturze coś więcej. Ćwirlej nie zapomina o żadnym z planów, jednocześnie żadnego nie oszczędzając. Ludzkie przywary mieszają się międzywojenną dozą sprytu i obrotności, przydworcowe pijaństwo z często pozornym fasonem drogich miejsc, poznańska gwara z charakterystycznym dla przygranicznych mieszkańców...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Piętno nieodwracalności, nienaprawialności jest obecne w powieści niemal namacalnie. Adam bardzo mocno przeżywa tragedię związaną z przyjacielem, a jeszcze mocniej – zderzenie z własnym zaniedbaniem tak cennej niegdyś relacji. Niesamowite jest to, ile w książce Szczygielskiego jest goryczy, smutku i bólu. Rozdzierającej żałości. Rozdziera tu praktycznie wszystko, nawet małomiasteczkowy aktor grający na co dzień dla niewdzięcznej publiczności, nawet wzgardzona przez Adama zapiekanka sąsiadki. Nie zabrakło też miejsca dla bólu w sensie dosłownym, fizycznym. Szczygielski, nie po raz pierwszy zresztą, jest bezlitosny dla ciał swoich postaci, od wstrząsającego prologu począwszy, a na oddychającym cichą zemstą epilogu skończywszy. Są w „Nieodwracalnie” sceny, które ciężko będzie wyrzucić z głowy. A które wyrzucić na pewno będzie się chciało.

Całość recenzji --> klik: https://www.zbrodniawbibliotece.pl/recenzja/nieodwracalne

Piętno nieodwracalności, nienaprawialności jest obecne w powieści niemal namacalnie. Adam bardzo mocno przeżywa tragedię związaną z przyjacielem, a jeszcze mocniej – zderzenie z własnym zaniedbaniem tak cennej niegdyś relacji. Niesamowite jest to, ile w książce Szczygielskiego jest goryczy, smutku i bólu. Rozdzierającej żałości. Rozdziera tu praktycznie wszystko, nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

I tu zaczyna się pierwszy z kilku dramatów zawartych w „Glebie” – dramat grupy obywatelskiej, której nikt nie potrzebuje, bo w żaden sposób nie przykłada się do rozwoju społeczeństwa, wręcz przeciwnie,­ z powodu której są same problemy. Śmielak postanowił ugryźć temat z różnych stron, głęboko. Prześledza więc problem alkoholowy, zarówno od strony jednostki, jak i całego obozowiska bezdomnych, zwraca uwagę na obojętność rodziny względem „straconych” bliskich, przygląda się osobliwej – a może jedynej i właściwej? – filozofii wolności, kontruje ze sobą kloszardzkie postawy, wreszcie – próbuje „uwolnić” jednego z bezdomnych, który pragnie powrócić na łono społeczeństwa. Nie zabrakło też odmiennych postaw stróżów prawa wobec kloszardów, a także swoistego wstydu z powodu faktu, że bezdomni w ogóle okolicy są. Przy czym pisząc o tym ostatnim, Śmielak nie oszczędza przede wszystkim tych, co się wstydzą, i przyrównuje proces „sprzątania” Stalówki z „kłopotliwego elementu” do farbowania trawy – wszak co znika z oczu, niekoniecznie znika naprawdę.

Całość recenzji tutaj: https://www.zbrodniawbibliotece.pl/recenzja/gleba-smielak.

I tu zaczyna się pierwszy z kilku dramatów zawartych w „Glebie” – dramat grupy obywatelskiej, której nikt nie potrzebuje, bo w żaden sposób nie przykłada się do rozwoju społeczeństwa, wręcz przeciwnie,­ z powodu której są same problemy. Śmielak postanowił ugryźć temat z różnych stron, głęboko. Prześledza więc problem alkoholowy, zarówno od strony jednostki, jak i całego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Może to dziwnie zabrzmi, zważywszy, że opisuję książkę autora, który śmierć i ohydę potrafi uwypuklić do granic przyzwoitości, ale "Błaganie o śmierć" to piękna rzecz. Gorzka, smutna, głęboka. Świetnie, że autor — jak zdradza w posłowiu — posłuchał redaktorki i pogłębił wątki rodzinne i osobiste Mocka. Ohydy takoż nie brakuje, a jakże! Jest brudno, duszno, mocno, choro, Chryste, co ja będę pisać, nurzałam się w tym z dziką rozkoszą. Eros i Tanatos tańczą ze w sobą w "Błaganiu o śmierć" tak dobrze, tak dobrze... I ta końcówka, taka gorzka, taka ludzka.

Jak dla mnie ścisła czołówka powieści Krajewskiego. Może nie prześciga mojej ukochanej, czyli "W otchłani mroku", ale poziom niemal identyczny.

Może to dziwnie zabrzmi, zważywszy, że opisuję książkę autora, który śmierć i ohydę potrafi uwypuklić do granic przyzwoitości, ale "Błaganie o śmierć" to piękna rzecz. Gorzka, smutna, głęboka. Świetnie, że autor — jak zdradza w posłowiu — posłuchał redaktorki i pogłębił wątki rodzinne i osobiste Mocka. Ohydy takoż nie brakuje, a jakże! Jest brudno, duszno, mocno, choro,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Mocna rzecz, emocjonalna i emocjonująca. Wiele trafnych, niewygodnych spostrzeżeń, drapiących umysł niczym sweter z szorstkiej wełny. (Nad)wrażliwa kobieca narracja, bardzo inteligentna. Plus kilka scen, które nie chcą opuścić mojej głowy, tak były mocne i plastycznie rozpisane. Myślę, że mógłby być z tego niezły monodram.

Mocna rzecz, emocjonalna i emocjonująca. Wiele trafnych, niewygodnych spostrzeżeń, drapiących umysł niczym sweter z szorstkiej wełny. (Nad)wrażliwa kobieca narracja, bardzo inteligentna. Plus kilka scen, które nie chcą opuścić mojej głowy, tak były mocne i plastycznie rozpisane. Myślę, że mógłby być z tego niezły monodram.

Pokaż mimo to

Okładka książki Ogon skorpiona Lincoln Child, Douglas Preston
Ocena 7,3
Ogon skorpiona Lincoln Child, Doug...

Na półkach: , , ,

Mimo że seria sygnowana jest przez wydawcę jako „przygody Nory Kelly” („Ogon Skorpiona” to druga część cyklu), to oprócz archeolożki na pierwszy plan wysuwa się Corrie Swanson. Obie kobiety, chociaż psychicznie są swoimi przeciwieństwami ­­– Nora rzadko poddaje się emocjom, z kolei Corrie jest w gorącej wodzie kąpana – wiele łączy: oddane są swoim zawodom oraz cechują je ambicja i dociekliwość, co z kolei tworzy między nimi swoiste porozumienie. Dlatego, mimo że w tym duecie nietrudno o sytuacje zapalne, obie panie są niezwykle skuteczne w pracy. I chociaż spotykają je w życiu zawodowym rozczarowania i nieprzyjemności ­– brak awansu dla Nory, nierówne traktowanie ze strony mężczyzn w przypadku Corrie – nie ustępują w swoich zamierzeniach, co przy współpracy działa wręcz wybitnie dobrze. Opis tej współpracy zdecydowanie góruje nad psychologią postaci, która jest rozrysowana w stopniu podstawowym, bez miękkości czy niuansów. Dlatego też duet autorów postarał się o przemycanie postaci Nory – osoby cywilnej – w pobliże spotkań i rozmów mundurowych i splatanie wątków tak, by jej uczestnictwo w nich nie raziło oczywistym łamaniem przepisów.

Całość tekstu tutaj: https://www.zbrodniawbibliotece.pl/recenzja/ogon-skorpiona.

Mimo że seria sygnowana jest przez wydawcę jako „przygody Nory Kelly” („Ogon Skorpiona” to druga część cyklu), to oprócz archeolożki na pierwszy plan wysuwa się Corrie Swanson. Obie kobiety, chociaż psychicznie są swoimi przeciwieństwami ­­– Nora rzadko poddaje się emocjom, z kolei Corrie jest w gorącej wodzie kąpana – wiele łączy: oddane są swoim zawodom oraz cechują je...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Pełna niuansów warstwa obyczajowa „Martwego klifu” pięknie zazębia się z tym, w czym Pasierski – oprócz kreślenia kobiecych sylwetek – odkąd pamiętam wydaje mi się najlepszy – z oddawaniem klimatu niewielkiej lokalnej społeczności, która powiązana jest z tradycją i historią danego regionu. Autor był na Wolinie, wychodził, by tak rzec, ścieżki swoich bohaterów i jak powiedział w przeprowadzonym dla „Zbrodni w Bibliotece” wywiadzie, starał się przekazać własne emocje związane z tym miejscem, wierząc, że pewien realizm scenerii jest pochodną tych emocji. Jego Nina po Wolinie spaceruje, robi przebieżki, buszuje po lesie, naraża się strażniczce parku narodowego, odwiedza nieczynny dworek, w którym mieścił się rzeczony dom dziecka… Staje też na samym skraju klifu, co jak powszechnie wiadomo, jest dość niebezpieczne… Zewsząd czuć zapach morza, ryb, zastałej wody w marinie. Myśli krążą coraz bardziej niespokojnie, morderca jest już prawie na wyciągnięcie ręki, tak blisko…

Całość tutaj: https://www.zbrodniawbibliotece.pl/recenzja/martwy-klif.

Pełna niuansów warstwa obyczajowa „Martwego klifu” pięknie zazębia się z tym, w czym Pasierski – oprócz kreślenia kobiecych sylwetek – odkąd pamiętam wydaje mi się najlepszy – z oddawaniem klimatu niewielkiej lokalnej społeczności, która powiązana jest z tradycją i historią danego regionu. Autor był na Wolinie, wychodził, by tak rzec, ścieżki swoich bohaterów i jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Porodzina” to powieść-przestrzał. Przestrzał przez rodzinne negatywne zachowania, toksyczność, problemy. Przez bezlitośnie łamiącą starannie zaplanowany obrazek patologię. Niby wszystko to, o czym pisze Fiedorczuk, gdzieś już było i zostało roztrząsane i omówione, ale rzadko można spotkać taką kumulację przynależących do określonej kategorii slajdów o smutnym lub wręcz mrocznym zabarwieniu w beletrystyce spod znaku tej raczej rozrywkowej. „Porodzina” przedstawia zarówno rozdzielone, porozwodowe rodzicielstwo, jak i kłopot z opieką nad upośledzonym dzieckiem, ostracyzm wynikający z nienormatywnego wychowywania potomstwa, jak i dramat żony i matki, której mężczyzna znajduje się w areszcie. A to wszystko na przestrzeni jednej, zaledwie 300-stronicowej książki. Godna uwagi kondensacja.

Całość recenzji tu: https://www.zbrodniawbibliotece.pl/recenzja/porodzina.

„Porodzina” to powieść-przestrzał. Przestrzał przez rodzinne negatywne zachowania, toksyczność, problemy. Przez bezlitośnie łamiącą starannie zaplanowany obrazek patologię. Niby wszystko to, o czym pisze Fiedorczuk, gdzieś już było i zostało roztrząsane i omówione, ale rzadko można spotkać taką kumulację przynależących do określonej kategorii slajdów o smutnym lub wręcz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Ćwirlej potrafi pisać o ludziach. Jego scenki rodzajowe z bohaterami tła, zwłaszcza rozmaitymi papudrakami i szuszfolami, to już właściwie klasyka. Podobnie jak śmiesznostki poczciwców idące ramię w ramię z okrucieństwem antagonistów. Oraz coraz odważniej rysowane jednostki kobiece, które przy okazji swoich neutralnych działań potrafią niemal całkowicie zdominować męskich bohaterów. Ponadto Ćwirlej, o czym już wspominałam przy okazji recenzji innych jego powieści, po mistrzowsku potrafi budować, plątać i łączyć rozrzucone intrygi, i to tak różne, że doprawdy trudno sobie wyobrazić, co mogą mieć ze sobą wspólnego. „Granica możliwości” to nie tylko wątki wypadku pod Opalenicą i zamachu na Grubińskiego, ale także porwanie dwóch policjantów, kasety z podglądackim porno czy quasi-terrorystyczna grupa Czarnych Beretów. A od Czarnych Beretów już tylko rzut beretem (!) od czerwonych i rozmaitych symbolicznych uśmieszków. Zresztą Ćwirlej na dobrą sprawę potrafi się zdrowo śmiać ze wszystkiego, nawet z terroryzmu, który rzekomo rozpanoszył się w Polsce po zmianie ustroju.

Całość recenzji tutaj: https://www.zbrodniawbibliotece.pl/recenzja/granica-mozliwosci.

Ćwirlej potrafi pisać o ludziach. Jego scenki rodzajowe z bohaterami tła, zwłaszcza rozmaitymi papudrakami i szuszfolami, to już właściwie klasyka. Podobnie jak śmiesznostki poczciwców idące ramię w ramię z okrucieństwem antagonistów. Oraz coraz odważniej rysowane jednostki kobiece, które przy okazji swoich neutralnych działań potrafią niemal całkowicie zdominować męskich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Łapińska nie boi się trudnych tematów, pływa w nich do tego stopnia, że warstwa kryminalna momentami wydaje się wręcz pretekstowa. Ale to jeszcze nie wszystko, jeśli chodzi tematy społeczne – a może już nawet historyczne? – zawarte w „Dzikich psach”. Autorka bowiem w powieściowy 2015 rok wybornie wplata najnowsze wydarzenia – wojnę w Ukrainie. Zresztą „wplata” to może za duże słowo, bardziej trafne wydaje się napisać, że mimowolnie, kasandrycznie o niej napomyka. Jedno zdanie wybrzmiewa tu mocniej niż tysiąc słów. Fatalistycznie. Złowieszczo. Nieubłaganie.

Całość recenzji tu: https://www.zbrodniawbibliotece.pl/recenzja/dzikie-psy.

Łapińska nie boi się trudnych tematów, pływa w nich do tego stopnia, że warstwa kryminalna momentami wydaje się wręcz pretekstowa. Ale to jeszcze nie wszystko, jeśli chodzi tematy społeczne – a może już nawet historyczne? – zawarte w „Dzikich psach”. Autorka bowiem w powieściowy 2015 rok wybornie wplata najnowsze wydarzenia – wojnę w Ukrainie. Zresztą „wplata” to może za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Moje pierwsze spotkanie z Marta Guzowska, bardzo poztywne. Tak, to prawda, że główny bohater, antropolog Mario Ybl, jest wysoce irytujący, tak irytujący, że ma się ochotę dać mu w mordę. Ale! Dla mnie graniczy z cudem to, skąd autorka wytrzasnęła dla niego tak potężna liczbę kwestii i zachowań, takich na ostrzu noża, przy jednoczesnym osobliwym podobieństwie tegoż do czarnokryminalnego detektywa.

Odnosząc się bezpośrednio do treści książki: nie, jako dziecko nie chciałam zostać archeolożką, chętkę poczułam później, po maturze (nie udało się, niestety — a może na szczęście?), więc wszelkie ciekawostki z dziedziny przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Rzecz się dzieje w Turcji, w prowincji Çanakkale (starożytna Troja), żar leje się z nieba, ponad 40 stopni Celsjusza to norma. Klimat autorka opisała malarsko, podobnie jak archeologiczną robotę. I proces rozkładu — a zarazem iście antropologiczny wykład, może nie do końca potrzebny w tak monumentalnym wymiarze, ale przecież każdy autor ma swoje dziwnostki. W każdym razie zadziałał tak, jak chyba miał zadziałać — objawami mdłości. Tak czy inaczej nie dziwię się, że w 2013 autorka dostała za tę powieść Kaliber.

Ale żeby nie przedłużać, niespodziewanie ciekawam dalszych przygód Ybla, "Głowa Niobe" niebawem pójdzie w ruch. A "Ofiarę Polikseny" oczywiście polecam. Zaciekawienie się utrzymywało. No i dużo uśmiechu miałam podczas. Miejcie i Wy.

Moje pierwsze spotkanie z Marta Guzowska, bardzo poztywne. Tak, to prawda, że główny bohater, antropolog Mario Ybl, jest wysoce irytujący, tak irytujący, że ma się ochotę dać mu w mordę. Ale! Dla mnie graniczy z cudem to, skąd autorka wytrzasnęła dla niego tak potężna liczbę kwestii i zachowań, takich na ostrzu noża, przy jednoczesnym osobliwym podobieństwie tegoż do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Mam lekki niedosyt, a to dlatego, że jest to jedyna powieść Krajewskiego, której nie znałam przed obejrzeniem serialu "Erynie", a który to serial rewelacyjnie uwypuklił postać chorego, zboczonego Tośka. W książce nie dość mocno on wybrzmiewa, a szkoda, bo potencjał ogromny.

Widzę jeszcze jeden mankament: słaba psychologia głównego złoczyńcy-gwałciciela. Co prawda dostajemy genezę wyjaśniającą, dlaczego stał się tym, kim jest, ale jest ona podana płasko, bez solidniejszego psychologicznego pogłębienia.

Natomiast całość, jak to u Krajewskiego, cudownie wynaturzona i estetycznie wyborna. Męczarnie Leokadii! Pomysł z kwiatami! Drugie spotkanie Popielskiego z Mockiem i scenka z wspólnym piciem i krawatami! Twist z Brzozowskim! Słowem, miód na moje czarne serce.

Mam lekki niedosyt, a to dlatego, że jest to jedyna powieść Krajewskiego, której nie znałam przed obejrzeniem serialu "Erynie", a który to serial rewelacyjnie uwypuklił postać chorego, zboczonego Tośka. W książce nie dość mocno on wybrzmiewa, a szkoda, bo potencjał ogromny.

Widzę jeszcze jeden mankament: słaba psychologia głównego złoczyńcy-gwałciciela. Co prawda dostajemy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Minier po raz kolejny nie zawodzi, cykl o Martinie Servazie to mój absolutny must read.

Mroczna, psychologiczna, chora lektura z mocnym wątkiem literackim. Plus frapujący, a także wzruszający powrót do przeszłości głównego bohatera.

Minier po raz kolejny nie zawodzi, cykl o Martinie Servazie to mój absolutny must read.

Mroczna, psychologiczna, chora lektura z mocnym wątkiem literackim. Plus frapujący, a także wzruszający powrót do przeszłości głównego bohatera.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Siedem opowiadań science fiction – z naciskiem na „science” – które łączy ze sobą postać tytułowego stalkera, posapokaliptyczna wizja świata zawładniętego przez istotę zwaną Zgnilcem, a także mniej lub bardziej zaawansowane relacje pomiędzy bohaterami. A bohaterowie ci są przeróżni, ale każdy dokładnie przemyślany i intensywnie przeżywający. Mistrzostwem jest dla mnie przedstawienie emocjonalności dziewczyny z zespołem Aspergera (to zafiksowanie się we własnej głowie, to ponadnormatywne odbieranie dźwięków!) oraz starszej kobiety chorej na Alzheimera (fenomenalne studium życia na granicy zapomnienia i zarazem moje ulubione opowiadanie). Czuć też, że Świerczek-Gryboś świetnie rozumie nastolatki, choć sama lat -naście ma już od ponad dekady za sobą. Slang co rusz uderza czytelnika w oczy, kłębią się nastoletnie namiętności, autorska empatia dla wczesnej młodości jest bardzo mocno zaznaczona. „Pamięta wół, jak cielęciem był”.

Warto zaznaczyć, że mimo intensywnej warstwy psychologicznej SF nie jest w opowiadaniach Świerczek-Gryboś li tylko sztafażem. Nacisk na „science” jest zdecydowanie większy niż na „fiction”, realia chociażby stacji kosmicznej są bardzo dokładnie odwzorowane. Wiem też z wiarygodnego źródła, że autorka ustrzegła się technicznych bzdur, o które w tym gatunku przecież niezwykle łatwo.

„Lew i stalker z grzywą” to książka-dyskusja. Ileż tu było rozmów okołolekturowych (losy Suri), sporów (młodzieżowy slang i konieczność jego stosowania) i wzruszeń [Babcia Flaszka i jej połamana, witrażowa (nie)pamięć]! Na koniec dodam, że tom opowiadań Świerczek-Gryboś jest nie tylko piękny w treści, ale też w sensie fizycznym. Perfekcyjnie odzwierciedlające treść ilustracje o mangowym charakterze i klimatyczna oprawa sprawiają, że książka ta jest przedmiotem, na którym doprawdy miło zawiesić oko.

Siedem opowiadań science fiction – z naciskiem na „science” – które łączy ze sobą postać tytułowego stalkera, posapokaliptyczna wizja świata zawładniętego przez istotę zwaną Zgnilcem, a także mniej lub bardziej zaawansowane relacje pomiędzy bohaterami. A bohaterowie ci są przeróżni, ale każdy dokładnie przemyślany i intensywnie przeżywający. Mistrzostwem jest dla mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niezłe to było! Mnóstwo tajemnic, przeszłość mocno determinująca teraźniejszość, cliffhangery pod koniec większości (krótkich) rozdziałów, lekki i sprawny język, no i cały śnieżny anturaż robią swoje. Do tego miejsce pobytu bohaterów - stare duże schronisko z mnóstwem pomieszczeń i zakamarków...

Drewno skrzypi, śnieg chrzęści pod stopami, a emocje między bohaterami buzują nie mniej niż dekadę wcześniej, kiedy wszystko się zaczęło. I jeszcze fabuła częściowo stylizowana na modłę "I nie było już nikogo" Agathy Christie, swoista gra w "Kto przetrwa?".

Świetna, klimatyczna rozrywka.

PS Autorka "Rozgrywki" jest byłą snowboardzistką, więc wszelkie sportowe informacje zawarte w powieści, której bohaterowie także są snowboardzistami, z pewnością nie są kulawe. Za to dodatkowy plus.

PS 2 Wydanie w twardej okładce jest przepiękne!

Niezłe to było! Mnóstwo tajemnic, przeszłość mocno determinująca teraźniejszość, cliffhangery pod koniec większości (krótkich) rozdziałów, lekki i sprawny język, no i cały śnieżny anturaż robią swoje. Do tego miejsce pobytu bohaterów - stare duże schronisko z mnóstwem pomieszczeń i zakamarków...

Drewno skrzypi, śnieg chrzęści pod stopami, a emocje między bohaterami buzują...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Powieść Vesper ma w sobie silny rys feministyczny, a także antyrasistowski, jednak problematyka ta jest zarysowana na tyle subtelnie, że nie mamy wrażenia tłuczenia nam do głowy jedynych słusznych prawd. Po pierwsze, wiele z tych prawd przewija się przez umysły kobiet nimi dotkniętych, które – na co dzień robiące dobre miny do złej gry – tylko dzięki narracji subiektywnej mogą dać upust własnemu niezadowoleniu. Po drugie, bardzo trafnym pomysłem okazała się nie do końca oczywista relacja Ruby z Blanke’em, oparta na skrytym podziwie, szacunku i niedopowiedzeniach wynikłych ze społecznej nierówności. Nie, nie ma to nic wspólnego z melodramatem. Raczej bliżej temu wątkowi do fabuł z gatunku buddy movies, który w tym przypadku jest mocno utrudniony z powodu płci i koloru skóry Ruby.

Całość na: https://www.zbrodniawbibliotece.pl/recenzja/bardzo-dlugie-popoludnie

Powieść Vesper ma w sobie silny rys feministyczny, a także antyrasistowski, jednak problematyka ta jest zarysowana na tyle subtelnie, że nie mamy wrażenia tłuczenia nam do głowy jedynych słusznych prawd. Po pierwsze, wiele z tych prawd przewija się przez umysły kobiet nimi dotkniętych, które – na co dzień robiące dobre miny do złej gry – tylko dzięki narracji subiektywnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Lektura „Czystego zła” jest niczym wstąpienie do piekła, ale takiego nieco umownego, bo mocno gotyckiego. Odpowiada za to siedziba tytułowego zła, pewien dom, w którym znajdują się miejsca rodem ze starego horroru. Przydaje to przeżartej nowoczesnością prozie Gardner – której nieobce są technologiczne nowinki i gadżety (postać nerda Keitha), a także najnowsza wiedza z dziedzin medycyny i antropologii sądowej – osobliwego mrocznego klimatu i nieco staroświeckiej grozy. Groza ta łagodzi pędzącą na łeb, na szyję akcję, której liczne zwroty niejednego czytelnika wystawią na przyjemne ryzyko nocy spędzonej na lekturze.

Całość tu: https://www.zbrodniawbibliotece.pl/recenzja/czyste-zlo.

Lektura „Czystego zła” jest niczym wstąpienie do piekła, ale takiego nieco umownego, bo mocno gotyckiego. Odpowiada za to siedziba tytułowego zła, pewien dom, w którym znajdują się miejsca rodem ze starego horroru. Przydaje to przeżartej nowoczesnością prozie Gardner – której nieobce są technologiczne nowinki i gadżety (postać nerda Keitha), a także najnowsza wiedza z...

więcej Pokaż mimo to