rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

To moje pierwsze zetknięcie z twórczością Jakuba Żulczyka i z pewnością nie ostatnie. "Ślepnąc od świateł" to pozycja zdecydowanie godna polecenia, choć myślę, że nie każdy będzie w stanie ją przeczytać. To trudna i bardzo dołująca książka, do tego nasycona wulgarnością, przemocą i brutalnością, jeszcze do tej pory nie spotkałam się z powieścią o tak mrocznym klimacie. Jednocześnie jest tak mądra, odzwierciedlająca moje własne odczucia i poglądy na niektóre sprawy, skłaniająca do wielu głębokich refleksji... Do czego zmierza nasz świat? W tej książce wizja świata, bo choć akcja dzieje się w Warszawie, to uważam, iż można traktować ją uniwersalnie, jest bardzo zła; autor przedstawia nam negatywną perspektywę współczesnej rzeczywistości, w której nie ma miejsca na przyjaźń, prawdziwą miłość, zrozumienie, empatię, bezinteresowność. Ludzie są podli, wulgarni, mściwi; narkotyki, którymi handluje główny bohater, Jacek, to dla nich sposób na zapomnienie o codzienności, oderwanie się od otaczającej ich rzeczywistości. Autor dobitnie ukazuje czytelnikowi, że człowiek mający sławę, urodę, pieniądze nie jest człowiekiem szczęśliwym. W alkoholu, przypadkowym seksie, dragach szuka ratunku, zapomnienia... Dodatkowo na przykładzie głównego bohatera, Jacka widać wyraźnie, jak łatwo w jednym momencie stracić kontrolę nad swoim z pozoru idealnie poukładanym życiem. Wystarczy chwila, by przestać czuć się bezpiecznym, by przyjaciele stali się wrogami, by stracić czyjeś zaufanie i zaufanie do kogoś. Jakub Żulczyk nie dostrzega w wykreowanym w swojej powieści świecie nic pozytywnego, a zakończenie nie daje czytelnikowi nadziei na lepsze.
"Ślepnąc od świateł" to powieść niezwykle dynamiczna. Jakub Żulczyk użył w niej czasu teraźniejszego oraz ogromnej ilości czasowników, które napędzają akcję. Nie ma tutaj niepotrzebnych i rozwleczonych opisów, nie ma zbędbych słów, jest za to dużo symboliki, często trudnej do zrozumienia. Może odstraszać ilość wulgaryzmów, myślę jednak, iż służą one pełniejszemu wprowadzeniu czytelnika w okrutny świat mafii, dilerów. W moim przypadku to zdało egzamin, wyobraźnia działała na pełnych obrotach, poczułam ten klimat. Warto zatem zagłębić się w tę pozycję i ją przemyśleć, polecam!

To moje pierwsze zetknięcie z twórczością Jakuba Żulczyka i z pewnością nie ostatnie. "Ślepnąc od świateł" to pozycja zdecydowanie godna polecenia, choć myślę, że nie każdy będzie w stanie ją przeczytać. To trudna i bardzo dołująca książka, do tego nasycona wulgarnością, przemocą i brutalnością, jeszcze do tej pory nie spotkałam się z powieścią o tak mrocznym klimacie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To już trzecia książka Miłoszewskiego, jaką przeczytałam i mimo że nie zachwyciła mnie tak, jak dwie poprzednie, to nie zmienia to faktu, iż bardzo ją polecam. Na pewno należy docenić autora za pomysł na tę powieść i styl, jakim jest napisana. Czyta się dość szybko i przyjemnie, jeśli dodać do tego humor Miłoszewskiego, to wychodzi nam coś naprawdę dobrego, nad czym warto się pochylić, czemu warto poświęcić czas i uwagę. Osobiście, zaintrygowała mnie alternatywna, przedstawiona w powieści wizja powojennej Polski, głównie Warszawy. Podziwiam autora za kreatywność i realizację tego pomysłu, ponieważ sądzę, iż właśnie owa wizja jest bardzo mocnym plusem omawianej książki. Oprócz tego sama fabuła skłania do wielu refleksji. Często mówimy, że gdybyśmy mogli cofnąć się w czasie do pewnego momentu, to zmienilibyśmy to i owo, podjęlibyśmy inną decyzję, zrobilibyśmy coś inaczej. Po przeczytaniu "Jak zawsze" zaczęłam się intensywnie zastanawiać... Czy, gdybym dostała taką szansę, na pewno cokolwiek bym zmieniła?

To już trzecia książka Miłoszewskiego, jaką przeczytałam i mimo że nie zachwyciła mnie tak, jak dwie poprzednie, to nie zmienia to faktu, iż bardzo ją polecam. Na pewno należy docenić autora za pomysł na tę powieść i styl, jakim jest napisana. Czyta się dość szybko i przyjemnie, jeśli dodać do tego humor Miłoszewskiego, to wychodzi nam coś naprawdę dobrego, nad czym warto...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zabieram się do tej recenzji już po raz trzeci. A to dlatego, że chyba nie ma odpowiednich słów do określenia książki, która jest jej przedmiotem. To nie pierwszy raz, kiedy zapoznawałam się z literaturą o tematyce Zagłady Żydów, to nie pierwszy raz, kiedy czytałam o obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu ani nie pierwszy raz, kiedy czytałam o eksperymentach Josefa Mengelego, ale chyba jeszcze nigdy nie byłam tak wstrząśnięta. Mimo że powieść "Mischling czyli kundel" najprawdopodobniej należy do fikcji literackiej, to i tak mam świadomość, iż tego typu historia wcale nie mija się z prawdą, takie historie, takie dramaty ludzkie się działy, one miały miejsce i chyba ta świadomość wstrząsa czytelnikiem najbardziej. Bo nie można sobie powiedzieć, jak choćby w przypadku horrorów: uff, na szczęście to nieprawda, to tylko pomysł pisarza, nic takiego się nie wydarzyło...
Zaryzykuję stwierdzenie, że "Mischling czyli kundel" to książka taka jak jej okładka: przerażająca, ale zarazem fascynująca, intrygująca, nie dająca o sobie zapomnieć. Nie jest "samoczytająca się", osobiście muszę powiedzieć, że czytałam ją długo, lecz nie wynika to z tego, że była nudna, przeciwnie, myślę, iż to poruszana w niej tematyka sprawiła, że chwilami brnęłam przez nią jak przez zaspy.

"Mischling czyli kundel" to historia żydowskich bliźniaczek, Perły i Stusi, które wraz z mamą i dziadkiem trafiają do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Z racji tego, że są bliźniaczkami, stają się częścią Zoo Josefa Mengelego i zostają poddawane jego okropnym eksperymentom. Mimo tragicznej sytuacji, w jakiej się znajdują, dziewczynki starają się tworzyć pozory normalnego życia: grają w gry wymyślane jeszcze w domu przez dziadka, troszczą się o siebie, nawiązują znajomości z innymi dziećmi z obozu. Pewnego dnia, podczas koncertu zorganizowanego przez Anioła Śmierci, jedna z sióstr, Perła, znika, a Stusia pogrąża się w rozpaczy. Od tej chwili osamotniona dziewczynka pragnie zemsty na człowieku, który zniszczył cały jej świat, jej rodzinę, dzieciństwo.
To niezwykle wzruszająca historia ogromnej miłości pomiędzy dwiema siostrami, to historia dzieci, które w jednej chwili utraciły beztroski czas dzieciństwa i były zmuszone dorosnąć i zmierzyć się ze złem ówczesnej rzeczywistości. To historia o rozdzieleniu i samotności w wielkim świecie, który uległ niesamowitej metamorfozie. Ale to także historia o tym, że do samego końca warto mieć nadzieję na poprawę losu, o tym, że są obok nas ludzie, którzy nas zrozumieją i pomogą nam w ciężkiej sytuacji.

Oprócz poruszającej historii, opisywana pozycja ma jeszcze jeden ogromny walor. Mianowicie, chciałabym zwrócić uwagę na to, jak świetnie jest napisana. Chylę czoła przed autorką. Osobiście byłam pozytywnie zaskoczona tym, że pani Affinity Konar potrafiła dopasować dany rozdział do usposobienia danej bliźniaczki. Rozdziały opisywane są naprzemiennie z perspektywy Stusi i Perły, w nagłówku za każdym razem pojawia się odpowiednie imię, dzięki temu czytelnik nie gubi się w tym, o którą dziewczynkę chodzi. Jednak obie siostry bardzo różnią się od siebie pod względem charakteru i fakt ten pozostaje dokładnie przez autorkę uwzględniony w każdym poszczególnym rozdziale. Perła to dziewczynka racjonalnie podchodząca do rzeczywistości, a więc opisywane przez nią fragmenty to trzeźwe spojrzenie na świat (do pewnego zasadniczego momentu), natomiast Stusia odznacza się kreatywnością w myśleniu i wybujałą wyobraźnią, co wyraźnie uwidacznia się we fragmentach z jej perspektywy. Na mnie zabieg ten zrobił niesamowite wrażenie, poza tym uważam, że świadczy o pewności siebie i kunszcie autorki.

Nie pozostaje zatem nic innego, jak polecić tę niezwykłą książkę, ponieważ skłania do wielu przemyśleń i refleksji. Nie należy do łatwej literatury i zapewne nie każdy będzie w stanie ją przeczytać, mimo to myślę, że od czasu do czasu warto sięgać po takie pozycje. Warto znać takie historie. Polecam!

Zabieram się do tej recenzji już po raz trzeci. A to dlatego, że chyba nie ma odpowiednich słów do określenia książki, która jest jej przedmiotem. To nie pierwszy raz, kiedy zapoznawałam się z literaturą o tematyce Zagłady Żydów, to nie pierwszy raz, kiedy czytałam o obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu ani nie pierwszy raz, kiedy czytałam o eksperymentach Josefa Mengelego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ktoś, kto interesuje się historią, zwłaszcza dziejami dynastii królewskich, a należę do takich osób, naprawdę polubi tę książkę. Mnie ona bardzo zainteresowała i przyjemnie się ją czytało.
Polecam ją głównie dlatego, że można w niej znaleźć mnóstwo informacji i ciekawostek, które zapadają w pamięć, a których człowiek na lekcjach historii w szkole najczęściej się nie dowie i wreszcie których znajomość może zmienić dotychczasowe postrzeganie wizerunku danego króla, faktów czy zdarzeń. Wspomnę o tym, co mnie zaskoczyło w kontekście wcześniejszej wiedzy na dany temat. Przede wszystkim zwróciłam uwagę na historię Augusta III Sasa. Ze szkoły zwykle wynosi się negatywny obraz rządów tego władcy i jego ojca poprzednika, jednak tak naprawdę nie wiemy, dlaczego, co było przyczyną tego, że ich panowanie określa się jako jedne z najgorszych w dziejach naszego kraju. A książka poniekąd daje nam swego rodzaju zarys przyczyn: August II Mocny był alkoholikiem, utracjuszem, miał kochanek i dzieci co niemiara, żonę doprowadzał do obłędu, sprawy państwa często w ogóle go nie interesowały; okazuje się, że jego postępowanie rzutowało na osobowość syna, późniejszego Augusta III, który co prawda nie "odziedziczył" nałogów i przywar ojca, ale był osobą słabą i zamkniętą w sobie, nie za bardzo nadawał się do rządzenia państwem, pojawia się również teoria o obecności u niego syndromu DDA (Dorosłe Dziecko Alkoholika), z którym dopiero podczas czytania zetknęłam się osobiście po raz pierwszy.
Kolejną rzeczą godną zainteresowania jest historia miłości Jana III Sobieskiego i Marysieńki. Uczniowie znają te osobistości głównie ze słynnych listów, o których zwykle mowa na lekcjach historii i przez które można sobie wyrobić, jak to było choćby w moim przypadku, zbyt wyidealizowany pogląd ich uczucia. Książka trochę go rozwiewa i ukazuje nieco ciemnych stron tego związku, co na pewno warto wiedzieć.
Książka oczywiście nie jest pozbawiona wad. Zdarzają się w niej przydługie i chyba niepotrzebne fragmenty, poza tym zauważyłam kilka pomyłek i nieścisłości, lecz mimo wszystko naprawdę dobrze się czyta, potrafi zainteresować czytelnika, nawet wciągnąć, dlatego serdecznie polecam!

Ktoś, kto interesuje się historią, zwłaszcza dziejami dynastii królewskich, a należę do takich osób, naprawdę polubi tę książkę. Mnie ona bardzo zainteresowała i przyjemnie się ją czytało.
Polecam ją głównie dlatego, że można w niej znaleźć mnóstwo informacji i ciekawostek, które zapadają w pamięć, a których człowiek na lekcjach historii w szkole najczęściej się nie dowie i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początku tej recenzji od razu zaznaczę, że nie należę do tej grupy osób, które z zapałem krytykują twórczość Katarzyny Michalak, ponieważ nie zagłębiłam się jeszcze na tyle w jej dorobek literacki, aby móc wydać konstruktywną opinię, mogę wypowiedzieć się jedynie na temat dosłownie kilku jej powieści, a "Gwiazdka z nieba" jest jedną z nich. Jak widać, oceniłam ją nisko i zaraz udowodnię, z jakiego powodu, a jest o czym mówić...

Przede wszystkim trudno tak naprawdę powiedzieć, o czym ta książka jest. Mamy tutaj przedstawione losy głównie trójki bohaterów, na pierwszy plan wysuwa się z nich zaś Nataniel Domoradzki, który na skutek ciężkich życiowych przeżyć i śmierci ukochanej mamy musi wyprowadzić się z dotychczasowego miejsca zamieszkania, po czym jedzie przed siebie, bo nie ma dachu nad głową. Ląduje na Mazurach, we wsi Senna, zauważa tam po drodze piękną, opuszczoną i zaniedbaną chatkę i marzy o jej kupnie, co przy jego sytuacji finansowej jest niemożliwe. Wtedy spotyka Martę Kraszewską, czterdziestokilkuletnią kobietę, mieszkającą nieopodal i otrzymuje od niej pomoc. Pojawia się tu również Mateusz, przyjaciel Marty i on również stara się sprawić, by życie Nataniela stało się lepsze. Ostatecznie chłopakowi udaje się nabyć domek, zaprzyjaźnia się z Martą i Mateuszem, zaczyna wieść w miarę spokojne życie.
Nie ma sensu streszczać całej fabuły, bo nie od tego jest ta recenzja. Chciałam tylko przy tym krótkim zarysie zwrócić uwagę na to, iż jest ona mało dynamiczna, a poza tym zorientowałam się, że powiela fabuły innych książek pani Michalak, choćby "Roku w Poziomce", którą miałam okazję przeczytać i w której również jest marzenie o domku, urokliwa wioska, zwierzątka itd. itp...
Powiem szczerze, trochę mi to już zgrzyta w zębach...

Aby trochę przełamać negatywną stronę "Gwiazdki z nieba", wysuwającą się z dotychczasowego wywodu, wspomnę o niewątpliwych, może trochę subiektywnych, jej zaletach i o tym, co mnie w niej urzekło.
Przede wszystkim "Gwiazdka z nieba" zalicza się w dużym stopniu do książek, które ja nazywam samoczytającymi się, bo rzeczywiście ledwo człowiek siądzie, a już ma za sobą 120 stron. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby fabuła choć trochę czytelnika wciągnęła i zainteresowała, a tutaj, przynajmniej w moim wypadku, tak nie było. Kolejną zaletą są opisy przyrody; mnie się one podobały i pozwoliły wyobrazić sobie urok mazurskich krajobrazów, których nigdy na oczy osobiście nie widziałam (mam nadzieję, że nie dałam się nabrać...). Piękna jest również okładka książki; miłośników zimy, śniegu, Bożonarodzeniowego klimatu na pewno przyciągnęła. Szkoda że sama fabuła niewiele ma ze świętami i zimą wspólnego, no ale to jest tutaj raczej najmniejszym problemem.
No i wreszcie to, co najbardziej mnie w tej historii zainteresowało! Może to śmieszne, ale chodzi o Trusię, pieska oślepionego przez okrutnych właścicieli i porzuconego na pastwę losu w lesie, który z początku nieufny, stopniowo odzyskuje zaufanie do ludzi. Ta biedna psinka trochę w moim odczuciu ratuje całą książkę.

Niestety, powieść ma wady, nieco już tutaj przeze mnie zarysowane, a które sprawiają, że dałam jej taką, a nie inną ocenę. Zacznę od tego, na co pewnie większość czytelników nie zwróciła uwagi, bo może jest to nieistotne i nie rzuca się od razu w oczy, ale mnie się jakoś tak mocno rzuciło, że nie mogę o tym nie wspomnieć, prawdopodobnie dlatego, że jestem ze wsi, nie wiem... Bo o stereotyp wsi tutaj chodzi. Tylko przyjezdni są w Sennej (bo tak się wioska nazywa) okrzesani i kulturalni, natomiast wieśniak to wieśniak: zawistny i tylko patrzy, jak by tu sąsiadowi, a zwłaszcza nowemu dokuczyć, faceci są agresywni, biją żony lub narzeczone, siedzą przed sklepem z piwem w ręku i nie potrafią się porządnie wysłowić; owszem, istnieje coś takiego jak gwara wiejska, ale kwestia "poznaj kamratów" ubawiła mnie po pachy, bo tak to może pan Zagłoba i jego przyjaciele w XVIIw. mówili; chyba że na Mazurach się tak mówi, to pardon... Tak jak wspomniałam, w przypadku stereotypu wsi to moja subiektywna opinia, można się z tym nie zgadzać.
Kolejna rzecz to sami bohaterowie. Nataniel jest tak samo beznadziejny, jak jego imię, cały czas mnie irytował, nie mniej Marta, Iwona czy Siergiej Sodarow, jedynie Mateusza jakoś da się przełknąć. Poza tym cała ta historia jest tak oderwana od rzeczywistości, że chwilami aż boli. Podam tylko jeden przykład, resztę niech czytelnik sam osądzi: Nataniel pewnego dnia powraca z przejażdżki na koniu po lesie i zastaje na schodkach swojego domu zupełnie obcą dziewczynę, która w ciągu dosłownie momentu tak go oczarowuje, że kilkanaście minut później już kochają się w jeziorze. Bez komentarza...
To, co jeszcze najbardziej mi się nie podobało, to ciągłe mieszanie perspektyw kilku bohaterów w jednym rozdziale. Czasem gubiłam się, o czyje przemyślenia w danym momencie chodzi. W "Gwiazdce z nieba" mamy narrację trzecioosobową, wydarzenia z perspektywy kilku bohaterów zamiast jednego są nawet uatrakcyjnieniem, ale jeśli autor poświęca danemu bohaterowi jeden rozdział, a kolejny już jest z perspektywy innego; tutaj zaś jest miszmasz, początek rozdziału należy do Nataniela, ale za chwilę mamy opis myśli Marty, potem znów zmiana.
Trzy gwiazdki daję za obecność zwierzątek, trochę za postać Mateusza, a także za to, że książkę szybko się czyta. Zachodzę w głowę, dlaczego coś tu, kolokwialnie mówiąc, "nie pykło". Być może za duży pośpiech w pisaniu, niedopracowanie... "Nie oddam dzieci" bardzo mi się podobało, tutaj miałam chwilami wrażenie, iż "Gwiazdki z nieba" nie pisała ta sama autorka. Mimo wszystko zachęcam do przeczytania, bo może komuś się spodoba, jeśli gustuje w literaturze obyczajowej.

Na początku tej recenzji od razu zaznaczę, że nie należę do tej grupy osób, które z zapałem krytykują twórczość Katarzyny Michalak, ponieważ nie zagłębiłam się jeszcze na tyle w jej dorobek literacki, aby móc wydać konstruktywną opinię, mogę wypowiedzieć się jedynie na temat dosłownie kilku jej powieści, a "Gwiazdka z nieba" jest jedną z nich. Jak widać, oceniłam ją nisko i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jestem fanką fantastyki, nie sięgam zbyt często po tego typu książki, "Wiedźmina" spróbowałam z czystej ciekawości, aczkolwiek to już V tom, a ciekawość nie słabnie, wręcz przeciwnie! Z przyjemnością przenoszę się wraz z powieścią w tamten fantastyczny i niezwykły świat i wraz z bohaterami przeżywam ich przygody, rozterki, zmartwienia, radości. Niekiedy ciężko mi "połapać się" w tym, kto jest kim, ponieważ mamy tu do czynienia z ogromną liczbą postaci, miejsc, zdarzeń, czytanie wymaga więc nie lada skupienia i pamięci. Nie byłabym sobą, gdybym nie utrudniała sobie przy tym sytuacji, bo zwykle z powodu chwilowego braku poszczególnych części w bibliotece pomiędzy tomami czytałam zgoła odmienne książki, dlatego kiedy powracałam do "Wiedźmina", to miewałam trudności z przypomnieniem sobie niektórych wątków i postaci. Przestrzegam przed tym! "Chrzest ognia" dorównuje poziomem wcześniejszym częściom, mamy tutaj zapewnione emocje i wrażenia, a przede wszystkim ten charakterystyczny dla prozy pana Andrzeja Sapkowskiego humor, który osobiście uwielbiam :) Sama postać Jaskra, poety i przyjaciela tytułowego Wiedźmina, emanuje humorem, ciepłem i wywołuje u czytelnika tyle pozytywnych emocji, że nawet tylko dla niego warto zagłębić się w ten oraz pozostałe tomy. Zachęcam absolutnie wszystkich do zapoznania się z "Wiedźminem", bo każdy, nie tylko wielbiciel fantastyki, znajdzie tutaj coś dla siebie, doświadczyłam tego na własnej skórze. Polecam i jednocześnie biorę się za kolejną część, "Wieżę Jaskółki". Jestem pewna, że i tym razem nie będę zawiedziona :)

Nie jestem fanką fantastyki, nie sięgam zbyt często po tego typu książki, "Wiedźmina" spróbowałam z czystej ciekawości, aczkolwiek to już V tom, a ciekawość nie słabnie, wręcz przeciwnie! Z przyjemnością przenoszę się wraz z powieścią w tamten fantastyczny i niezwykły świat i wraz z bohaterami przeżywam ich przygody, rozterki, zmartwienia, radości. Niekiedy ciężko mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To jedna z najdziwniejszych książek, jakie miałam okazję w swoim życiu czytać. Jednak dziwna nie oznacza zła, ponieważ autorka musiała mieć nie lada wyobraźnię, by stworzyć taką historię i za to na pewno należy ją docenić. Czego tutaj nie ma! Nie mnie oceniać, czy dobrym pomysłem było umieszczanie w tej powieści aż tylu tematów i wątków, faktem jest jednak, że z początku się tym przeraziłam; ciągłe nawiązania do jakiejś siostry, która, notabene, w pierwszej chwili wydawała mi się niespełna rozumu, jakiegoś ojca, to znów jakiś prorok Jan Kołek, koty i kociary, perły księżnej Daisy i całe mnóstwo innych rzeczy, z pozoru zupełnie ze sobą niepowiązanych. Po pierwszych kilkudziesięciu stronach miałam zamiar rzucić tę książkę, ale jako że nie mam w zwyczaju tego robić, postanowiłam jednak wytrwać do końca i ostatecznie tego nie żałuję. Takie dawkowanie informacji, głównie dotyczących tajemniczej, rodzinnej historii, z którą główna bohaterka, Alicja Tabor, musi się zmierzyć, okazało się ostatecznie dobrym zabiegiem, ponieważ coraz bardziej zachęcało do czytania i zgłębiania fabuły. Najbardziej zainteresowała mnie sprawa porwań małych dzieci, która rozwiązała się w dość nieoczekiwany i niespodziewany sposób. Przez to głównie wypożyczyłam "Ciemno, prawie noc", pomyślawszy, że jest to kryminał, ale po przeczytaniu stwierdzam, iż trudno przypisać tę książkę do jednego gatunku, tak naprawdę wszystkiego jest tu "po trochu", nawet fantastyki, bo jak inaczej wytłumaczyć obecność tych dziwnych kociar albo Dawida?
Pozostaje tylko nie tyle polecić tę powieść, co zachęcić do sięgnięcia po nią, spróbowania jej i wyrobienia swojej własnej opinii na jej temat. Osobiście, niejako podsumowując wcześniejszy wywód, nie uważam "Ciemno, prawie noc" za złą książkę, ponieważ mimo wszystko zawiera ciekawe wątki, jest napisana prostym i ładnym językiem (nie licząc "Bluzgów, które czyta się wręcz okropnie), nie mogę jednak powiedzieć, iż mnie zachwyciła, bo bym skłamała. Pozwoliła zaspokoić ciekawość, więc teraz z czystym sumieniem mogę czekać na film na jej podstawie.

To jedna z najdziwniejszych książek, jakie miałam okazję w swoim życiu czytać. Jednak dziwna nie oznacza zła, ponieważ autorka musiała mieć nie lada wyobraźnię, by stworzyć taką historię i za to na pewno należy ją docenić. Czego tutaj nie ma! Nie mnie oceniać, czy dobrym pomysłem było umieszczanie w tej powieści aż tylu tematów i wątków, faktem jest jednak, że z początku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To niezaprzeczalne arcydzieło w kanonie polskiej literatury! Kiedy skończyłam czytać "Noce i dnie", nasunęło mi się od razu na myśl słynne powiedzenie: cudze chwalicie, swego nie znacie...; zachwycamy się bowiem wieloma powstałymi w tym samym czasie co ta powieściami, choćby "Przeminęło z wiatrem", a często nie dostrzegamy, że z taką książką jak "Noce i dnie" nie mamy się czego powstydzić! Nie znajduję odpowiednich słów do określenia uczuć i emocji, jakie wywołała ona we mnie, dlatego nie wiem, czy ta recenzja nie będzie jedynie natłokiem bezsensownych i niepasujących do siebie wyrazów i myśli (choć postaram się, by tak nie było), aczkolwiek nie mogę sobie odpuścić napisania jej.
Zacznę od tego, że do "Nocy i dni" robiłam dwa podejścia. Pierwsze miało miejsce kilka lat tremu, mogłam mieć wtedy 14 lat i w przeciwieństwie do większości czytających koleżanek, które w owym czasie zachwycały się choćby "Zmierzchem", ja wprost zaczytywałam się w literaturze z XIX i XXw. z Marią Rodziewiczówną na czele. Podczas jednych z odwiedzin w pobliskiej bibliotece wpadło mi do ręki stare jak świat wydanie powieści Marii Dąbrowskiej i postanowiłam je wypożyczyć "na spróbowanie", znałam już przecież historię Barbary i Bogumiła ze wspaniałego filmu i serialu, które często "leciały" w telewizji. Niestety, książka mnie wówczas rozczarowała, przeczytałam może z 80-90 stron i oddałam ją z powrotem; niezmiernie mnie nudziła (do tego stopnia, że przy niej drzemałam) dodatkowo denerwował mnie niedomiar dialogów. Dziś już wiem, że wtedy jeszcze do tej powieści nie dojrzałam, dopiero wczoraj, zamknąwszy ostatni tom, zrozumiałam, iż nie jest to banalny romans, prosta historia o miłości. To dzieło zakrawające o nazwanie go kolejną epopeją narodową. W następnej części mojej recenzji (o ile można to tak nazwać) postaram się wyjaśnić, dlaczego tak uważam oraz wymienić elementy, które najbardziej mnie w tej książce urzekły.
Wyjątkowi bohaterowie to z pewnością jeden z głównych atutów "Nocy i dni". Należy wśród nich wymienić tych, od których się wszystko zaczyna, wokół których wszystko się kręci, a więc Barbarę i Bogumiła. Barbara to kobieta pełna sprzeczności, bo jej postać denerwuje czytelnika chyba od początku do końca, ale jednocześnie nie da się jej nie lubić, ma bowiem swój urok, a niektóre z jej wypowiedzi czy zachowań niezmiernie śmieszą, a nawet zaryzykowałabym stwierdzenie, że przeszły do języka potocznego. Charakterystyczne w Barbarze jest ponadto takie przechodzenie ze skrajności w skrajność; to, co w jednej chwili jest dla niej źródłem radości i zadowolenia, za moment staje się powodem do udręk i zmartwień, przykładem może być kupno pianina czy placów w Oczkowie. Bogumił natomiast to mężczyzna wręcz idealny. Urzeka niewątpliwie jego miłość do Barbary, ciągłe starania, aby tak naprawdę ona odwzajemniła to wielkie uczucie. Niejednokrotnie podziwiałam to, iż Bogumił potrafił wytrzymać częste pretensje ze strony małżonki, jej zmienne nastroje i humory wręcz bez słowa skargi. Spotkałam się z opiniami mówiącymi, iż w ten sposób Bogumił okazał się słabym człowiekiem, ponieważ wielokrotnie podporządkowywał się żonie, mimo że nie zawsze się z nią zgadzał. Ja osobiście nie uważam go jednak za "słabego", przeciwnie, ta ogromna i bezwarunkowa miłość do Barbary czyniła go potężnym i mocnym. Ubolewałam tylko nad jednym, mianowicie nad tym, iż w pewnym momencie Dąbrowska uczyniła z niego przeciętnego mężczyznę, który nie potrafi stawić czoła pokusie i posuwa się do zdrady. Aczkolwiek nawet ten fakt nie był w stanie zniechęcić mnie do tego bohatera i nie zepchnął go z piedestału. Pozostaje tylko kwestia do rozstrzygnięcia: kto w tym małżeństwie był bardziej nieszczęśliwy. Ów problem szczególnie mnie zajmuje, ale chyba nie będę w stanie go rozwiązać. Wydaje mi się, że większość czytelników opowiada się po stronie Barbary, ponieważ to ona całe życie tęskniła za jednym mężczyzną, ja jednak myślę, że Bogumił także był nieszczęśliwy, bo on z kolei musiał niemal codziennie mierzyć się ze świadomością, iż żona nie odwzajemnia jego uczucia. Nie było to jednak tragiczne małżeństwo, stworzyli bowiem szczęśliwy dom dla swoich dzieci i sami przeżywali wiele radosnych chwil, podczas których zdawało się, że faktycznie oboje bardzo się kochają. No cóż, mimo wszystko muszę na koniec tych rozważań stwierdzić, że po prostu uwielbiałam ich razem, dlatego śmierć Bogumiła wywołała u mnie smutek, z jakim do końca dnia nie mogłam się uporać.
Moim fenomenem wśród wielu nietuzinkowych postaci był Daniel Ostrzeński. Gdy tylko pojawiał się na kartach, powodował, iż wybuchałam niepohamowanym śmiechem :) Zdecydowanie, obok Bogumiła, mój ulubiony bohater. Niezwykle inteligentny i wykształcony człowiek, a przy tym niejednokrotnie tak dziecinny i dziwny w swoim zachowaniu! Jego ciągła zazdrość o Michasię, zaborcza miłość, którą ją obdarzał, nieustanna o nią troska, m. in. wówczas gdy, jak zwykle, nie wracała o umówionej wcześniej porze do domu, a on dzielił się z innymi swoimi obawami, co też mogło ją zatrzymać czy co mogło się jej stać. Zadziwia jego stosunek do starszych synów, wręcz niechęć do nich, a także jego reakcja na chorobę i śmierć jednego z nich - nawet przy takich tragicznych okolicznościach martwił się tylko o żonę. Wreszcie stosunek do Bodzia, najmłodszej latorośli, jak sam mówi "zesłanego mu przez Boga"; Daniel czynił z niego, można powiedzieć "małego dorosłego", człowieka trochę na swoje podobieństwo, który ostatecznie i tak się od niego odsuwa i podąża swoją drogą.
Oprócz mnogości różnych charakterów zachwyca także mnogość poruszanych przez Dąbrowską problemów w tej powieści. Oprócz miłosnych znaleźć można tu również problemy natury moralnej, filozoficznej, politycznej, społecznej, a wszystko to na tle historii naszego kraju, akcja rozgrywa się bowiem po powstaniu styczniowym, które niezwykle często jest wspominane, a kończy wraz z wybuchem I wojny światowej, kiedy to osamotniona Barbara ucieka z opanowanego przez Niemców Kalińca. To tylko jeden z powodów, dla których uważam "Noce i dnie" za swego rodzaju epopeję narodową. Dodatkowym czynnikiem przemawiającym na korzyść tego stwierdzenia jest ukazanie wielu warstw polskiego społeczeństwa na tle ważnych wydarzeń; są tu bowiem przedstawiciele inteligencji (m. in. Daniel Ostrzeński), burżuazji (myślę, że można tu zaliczyć rejentostwo Holszańskich czy choćby Ludwika Ceglarskiego), a także tej najniższej, czyli chłopi serbinowscy.
Niezwykle intryguje mnie zakończenie książki. Tak naprawdę niczego ono nie wyjaśnia, czytelnik może zastanawiać się, tak jak w moim przypadku się to nadal dzieje, co stało się z poszczególnymi bohaterami; czy Barbara odnalazła w końcu dzieci, co stało się z Agnieszką, Emilką i Tomaszkiem, dokąd zawędrowali Ostrzeńscy? Te i wiele innych pytań ciągle kłębią mi się w głowie, powieść nie daje o sobie zapomnieć do tego stopnia, że mimo iż zaczęłam już zupełnie inną książkę, to gdzieś w podświadomości ciągle pozostają ulubione fragmenty, bohaterowie. Ogromnie zżyłam się z "Nocami i dniami" i pewnie przez najbliższy czas będę nimi "żyła" :D To niesamowite, że to tylko jedna powieść, a jednocześnie jest źródłem tylu tematów, niewyczerpywanym źródłem. Właśnie przez to teraz, kiedy pasuje już zmierzać ku końcowi tych wypocin, pojawiają się ciągle w mojej głowie kolejne kwestie, które można by godzinami tu opisywać i rozstrzygać, nad którymi można by bez końca dyskutować. I niewykluczone, że jeszcze kiedyś edytuję ten wpis i zastanowię się nad poruszeniem czegoś nowego, o czym teraz zapomniałam. Na koniec chciałabym tylko wyrazić nadzieję, że to dzieło nigdy nie umrze i zawsze ktoś będzie do niego wracał, zwłaszcza młodzież. Z całego serducha polecam!

To niezaprzeczalne arcydzieło w kanonie polskiej literatury! Kiedy skończyłam czytać "Noce i dnie", nasunęło mi się od razu na myśl słynne powiedzenie: cudze chwalicie, swego nie znacie...; zachwycamy się bowiem wieloma powstałymi w tym samym czasie co ta powieściami, choćby "Przeminęło z wiatrem", a często nie dostrzegamy, że z taką książką jak "Noce i dnie" nie mamy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nieczęsto zdarza mi się czytać książki z wątkami kryminalnymi, ta jednak była fantastyczna i zdecydowanie ją polecam! Pełna napięcia, humoru, zwrotów akcji, malowniczych opisów Sandomierza, w którym dzieje się akcja powieści (od teraz będzie mi się kojarzył nie tylko z Ojcem Mateuszem ;)) Historia bardzo ciekawa, podziwiam Zygmunta Miłoszewskiego za pomysł, wyobraźnię i realizację, nie było zapewne łatwą sztuką napisać tego rodzaju powieść, złączyć wszystko w logiczną całość, a jednak zrobił to genialnie i za to go szanuję. Szczególne wrażenie zrobiły na mnie szczególiki, wymagające od autora ogromnej wiedzy, sama znajomość kultury żydowskiej, zwłaszcza historii z ubojem rytualnym czy symbolika obrazów, które Szacki oglądał w kościele, a nawet fragmenty ksiąg biblijnych, idealnie dopasowane do sytuacji - to wszystko zasługuje na wielkie oklaski, wręcz owacje na stojąco! Nie omieszkam wrócić do jego twórczości, bo czytanie tej książki było dla mnie zdecydowanie dobrym spożytkowaniem czasu, zarówno zaśmiewałam się do rozpuku z niektórych wypowiedzi Szackiego, w którym się wręcz zakochałam, jak i przerażałam opisami morderstw. I wszystko byłoby dobrze, gdybym nie popełniła fatalnego błędu, przed którym przestrzegam wszystkich! Mianowicie zaczęłam, zupełnie przypadkiem od obejrzenia filmu, notabene genialnego i jednego z lepszych, jakie widziałam, w reżyserii Borysa Lankosza i właśnie obejrzenie skłoniło mnie do przeczytania książki, choć przeważnie staram się robić na odwrót. Gorzej być nie mogło, bo przez to, że widziałam film, wiedziałam dokładnie, kto na końcu okaże się mordercą, więc nie czułam aż tyle napięcia, ile bym mogła czuć, gdybym nie znała całej fabuły :D Dlatego przestrzegam! I książkę zdecydowanie polecam, a film naturalnie po jej przeczytaniu!

Nieczęsto zdarza mi się czytać książki z wątkami kryminalnymi, ta jednak była fantastyczna i zdecydowanie ją polecam! Pełna napięcia, humoru, zwrotów akcji, malowniczych opisów Sandomierza, w którym dzieje się akcja powieści (od teraz będzie mi się kojarzył nie tylko z Ojcem Mateuszem ;)) Historia bardzo ciekawa, podziwiam Zygmunta Miłoszewskiego za pomysł, wyobraźnię i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Oceniam oczko niżej niż poprzednie dwie części, ponieważ ta nie zachwyciła mnie aż tak bardzo. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się kompletnie takiego obrotu spraw, jaki w życiu Wiktorii, matki tytułowej Matyldy, zafunduje czytelnikowi autorka i bardzo trudno było mi się z tym pogodzić. Oprócz tego muszę wspomnieć, że momentami, jeśli nie przez większość powieści, bardzo irytowała mnie postać Matyldy.
Mimo to książkę oceniam dość wysoko, odpowiada mi pomysłowość Lucyny Olejniczak, jej styl pisania i zdolność wymyślania ciekawych wątków i historii, mam nadzieję, że kolejna i ostatnia już część sagi o kobietach z ulicy Grodzkiej również nie zawiedzie :)

Oceniam oczko niżej niż poprzednie dwie części, ponieważ ta nie zachwyciła mnie aż tak bardzo. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się kompletnie takiego obrotu spraw, jaki w życiu Wiktorii, matki tytułowej Matyldy, zafunduje czytelnikowi autorka i bardzo trudno było mi się z tym pogodzić. Oprócz tego muszę wspomnieć, że momentami, jeśli nie przez większość powieści, bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdecydowanie moja ulubiona część z tej sagi :) Nieczęsto zdarza mi się aż tak dopingować miłość jakiejkolwiek pary, a tutaj aż skręcałam się w oczekiwaniu na dalsze losy Wiktorii i Filipa. Walcząc o ukochanego, Wiktoria udaje się do zupełnie nieznanego Paryża, gdzie czeka ją mnóstwo przygód, nowych znajomości, nie obędzie się również niestety bez trosk i zmartwień, a największym wrogiem okazuje się bezlitosny czas, który coraz bardziej oddala od dwojga młodych ludzi możliwość bycia razem.
Jak poprzednio, tak i teraz niezwykle wciągająca książka i wzruszająca historia, a końcówka zupełnie niespodziewana i wręcz zmusza do sięgnięcia po kolejną część. Zdecydowanie polecam!

Zdecydowanie moja ulubiona część z tej sagi :) Nieczęsto zdarza mi się aż tak dopingować miłość jakiejkolwiek pary, a tutaj aż skręcałam się w oczekiwaniu na dalsze losy Wiktorii i Filipa. Walcząc o ukochanego, Wiktoria udaje się do zupełnie nieznanego Paryża, gdzie czeka ją mnóstwo przygód, nowych znajomości, nie obędzie się również niestety bez trosk i zmartwień, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To książka, od której nie sposób się oderwać, która przyciąga jak magnes i nie daje o sobie zapomnieć. Rewelacja! Zacznę od pięknej okładki, to dzięki niej ta powieść trafiła w moje ręce i po przeczytaniu absolutnie nie żałuję, że ją kupiłam; przedstawia fragment ulicy, zwykłej brukowanej ulicy z kilkoma budynkami, ale myślę, że każdy wielbiciel starych fotografii odnajdzie tutaj widok miły oku :) Nie można nie wspomnieć o samej historii, wydaje mi się, że oddanej z dużym realizmem, umiejscowionej w pięknym Krakowie na przełomie XIX i XX wieku. Wówczas właśnie rozgrywają się losy Wiktorii, córki tytułowej Hanki i właściciela apteki na ulicy Grodzkiej, Franciszka Bernata, praktycznie od samego urodzenia skazanej na bardzo ciężkie życie i okrutny los; zawdzięcza to nie biedzie, jakby się mogło mylnie wydawać, lecz klątwie rzuconej przez matkę. Dziewczynka zmaga się z odrzuceniem przez ojca, który nie może zaakceptować, iż nie jest ona chłopcem, synem, jakiego od dawna bardzo pragnął. Mimo to Wiktoria na swój sposób kocha tatę i stara się mu imponować swoją wiedzą, umiejętnościami, życiową postawą. Bohaterka ta z miejsca stała się moją ulubioną i bardzo ubolewałam nad tym, że jakiekolwiek szczęście, które ją spotkało, zaraz zostało obrócone w niwecz.
To, co jeszcze podobało mi się w tej powieści, to dość wiernie oddany klimat tamtych czasów, kiedy seksualność była tematem tabu, edukacja kobiet - nie do pomyślenia, a pocałunek ukradkiem skradziony ukochanej osobie niezwykłym szczęściem i wręcz zaszczytem. Czytając, chwilami nie mogłam uwierzyć, że na przestrzeni lat tak wiele rzeczy diametralnie się zmieniło, i to niekoniecznie na lepsze. Niewiarygodne, jakiej metamorfozie uległo pojęcie miłości i samego zakochania się! Między innymi dla takiego porównania warto sięgnąć po tego rodzaju literaturę. Serdecznie polecam!

To książka, od której nie sposób się oderwać, która przyciąga jak magnes i nie daje o sobie zapomnieć. Rewelacja! Zacznę od pięknej okładki, to dzięki niej ta powieść trafiła w moje ręce i po przeczytaniu absolutnie nie żałuję, że ją kupiłam; przedstawia fragment ulicy, zwykłej brukowanej ulicy z kilkoma budynkami, ale myślę, że każdy wielbiciel starych fotografii odnajdzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z przyjemnością sięgnęłam po tę książkę, jak tylko dojrzałam ją na bibliotecznej półce. Zwłaszcza spodobała mi się wówczas okładka przedstawiająca moją ulubioną bohaterkę, za którą pokochałam twórczość Lucy Maud Montgomery. Ten zbiór kilkunastu opowiadań z powodzeniem wprowadza czytelnika w klimat świąt Bożego Narodzenia i magię Wyspy Księcia Edwarda :) Nie zabrakło tutaj przypomnienia dwóch fragmentów książek "Ania z Zielonego Wzgórza" i "Ania z Szumiących Topoli", zawiera także inne, całkiem nowe historie. Zdecydowanie polecam :)

Z przyjemnością sięgnęłam po tę książkę, jak tylko dojrzałam ją na bibliotecznej półce. Zwłaszcza spodobała mi się wówczas okładka przedstawiająca moją ulubioną bohaterkę, za którą pokochałam twórczość Lucy Maud Montgomery. Ten zbiór kilkunastu opowiadań z powodzeniem wprowadza czytelnika w klimat świąt Bożego Narodzenia i magię Wyspy Księcia Edwarda :) Nie zabrakło tutaj...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po cyklu o Ani Shirley ta powieść jest moją ulubioną spośród wszystkich pozostałych Lucy Maud Montgomery. Z początku smutna i trochę przygnębiająca, wszak w życiu głównej bohaterki Valancy (ja czytałam wersję, w której jej imię to Joanna) raczej nie ma chwil radosnych, jej życie to jedno wielkie pasmo udręk, wszystko za sprawą rodziny, najbliższych osób! To przerażające, kiedy nawet od nich nie można otrzymać wsparcia, kiedy na nich nie można polegać. Od razu nasuwa się na myśl słynne powiedzenie: z rodziną wychodzi się najlepiej na zdjęciu; wydaje mi się, że w przypadku tej historii powiedzenie jak najbardziej zasadne...
I oto tragiczna wiadomość: śmiertelna choroba, określony czas życia, jaki Valancy pozostał. Cios. A jednak dla Valancy to jakby furtka do tego, by uwolnić się od dotychczasowego życia i rozpocząć coś nowego. Od tej pory faktycznie wszystko się zmienia. Pojawia się nawet miłość, choć oczywiście nie obywa się bez zawirowań i przeszkód, ale nie takich nie do pokonania. No i zakończenie, u Montgomery zawsze pozytywne, tak i tutaj, choć pewnie trochę zaskakujące :)
Uwielbiam tę książkę, czytałam ją kilkakrotnie, nigdy się nie nudzi, przeciwnie, za każdym razem pozwala odkryć coś nowego i zetknąć się z pewnymi prawdami życiowymi: wydaje mi się, że najważniejszą jest to, że warto walczyć o marzenia i że nie ma w życiu takiego ciosu, który może ostatecznie człowieka pogrążyć, nie ma przeszkody, której nie byłby w stanie pokonać, nie ma ciężaru, pod którym mógłby się złamać. Ta powieść właśnie w ten sposób do mnie przemawia. Polecam! :)

Po cyklu o Ani Shirley ta powieść jest moją ulubioną spośród wszystkich pozostałych Lucy Maud Montgomery. Z początku smutna i trochę przygnębiająca, wszak w życiu głównej bohaterki Valancy (ja czytałam wersję, w której jej imię to Joanna) raczej nie ma chwil radosnych, jej życie to jedno wielkie pasmo udręk, wszystko za sprawą rodziny, najbliższych osób! To przerażające,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Myślę, że ta książka zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych w dorobku twórczym Lucy Maud Montgomery. Nie jest to opowieść o kolejnej dziewczynce o wybujałej i bogatej wyobraźni. Opowiada o dwóch rodzinach, grupie dorosłych ludzi, których łączy ze sobą tytułowy dzban. Mimo że odmienna, to bardzo spodobała mi się ta powieść, jest intrygująca i wciągająca, napisana lekkim i przyjemnym językiem, zawiera pewne przesłania i mądrości życiowe, co zresztą jest już chyba domeną Lucy Maud Montgomery. Po "Dzban ciotki Becky" może sięgnąć zarówno dziecko, jak i dorosły. Mam wrażenie, iż taka literatura nigdy się nie starzeje i przychodzi taki moment w życiu, przeważnie w tym wypadku dziewcząt, kiedy sięga się po twórczość Montgomery i nieprzerwanie się nią zachwyca. Ponadczasowa autorka, z przyjemnością w wolnych chwilach do niej wracam :)

Myślę, że ta książka zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych w dorobku twórczym Lucy Maud Montgomery. Nie jest to opowieść o kolejnej dziewczynce o wybujałej i bogatej wyobraźni. Opowiada o dwóch rodzinach, grupie dorosłych ludzi, których łączy ze sobą tytułowy dzban. Mimo że odmienna, to bardzo spodobała mi się ta powieść, jest intrygująca i wciągająca, napisana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna magiczna, mądra i bogata w pewne prawdy życiowe książka niezawodnej Lucy Maud Montgomery. Niezwykle zabawna i wciągająca, osobiście miałam wrażenie, czytając, jakbym była wśród bohaterów powieści i spędzała z nimi czas, bawiła się, słuchała ciekawych opowieści Sary :) Zdecydowanie zasługuje na wysoką ocenę, polecam! :)

Kolejna magiczna, mądra i bogata w pewne prawdy życiowe książka niezawodnej Lucy Maud Montgomery. Niezwykle zabawna i wciągająca, osobiście miałam wrażenie, czytając, jakbym była wśród bohaterów powieści i spędzała z nimi czas, bawiła się, słuchała ciekawych opowieści Sary :) Zdecydowanie zasługuje na wysoką ocenę, polecam! :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Może przygody Pat to nie jest moja ulubiona seria w dorobku twórczym Lucy Maud Montgomery, ale oceniam ją wysoko, bo to urocza książka i osobiście kojarzy mi się z błogim dzieciństwem, okresem wakacji i dobrym humorem. Życie Pat to chwile zarówno wzruszające, jak i pełne radości i często bardzo zabawne, niejednokrotnie śmiałam się z jej wypowiedzi czy przygód :) Osoby kochające "Anię z Zielonego Wzgórza" i samą Montgomery na pewno polubią i tę książkę :)

Może przygody Pat to nie jest moja ulubiona seria w dorobku twórczym Lucy Maud Montgomery, ale oceniam ją wysoko, bo to urocza książka i osobiście kojarzy mi się z błogim dzieciństwem, okresem wakacji i dobrym humorem. Życie Pat to chwile zarówno wzruszające, jak i pełne radości i często bardzo zabawne, niejednokrotnie śmiałam się z jej wypowiedzi czy przygód :) Osoby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To była druga książka Janelle Taylor, jaką przeczytałam, ale po świetnej pt: "Nie mogę przestać cię kochać", "Wszystko dla miłości" było ogromnym rozczarowaniem, przynajmniej dla mnie. Nie mogłam wprost uwierzyć, że obie powieści zostały napisane przez tę samą osobę. 4 gwiazdki tylko dlatego, że temat przewodni dość zaskakujący, miłość pomiędzy dwojgiem ludzi, z których to kobieta jest wyraźnie starsza, zdaje się, że o ok. 10 lat od mężczyzny. Można powiedzieć, że obala pewien stereotyp, nie tylko różnica wieku, ale także to, że to przeważnie w związku mężczyzna jest starszy; tutaj jest inaczej i to może zaskakiwać, sama spotykam się jeszcze często ze zgorszeniem ludzi, kiedy dowiadują się, iż to właśnie pani jest starsza, a co dopiero o 10 czy 15 lat! Plus za samą historię, ale poza tym nic mnie nie zachwyciło, a ukochany głównej bohaterki, Quentin wręcz irytował. No i sceny miłosne niestety chwilami już do obrzydzenia; nie mam nic przeciwko w umieszczaniu ich w treści książek, ale w tym przypadku odczułam to jako "lekką" przesadę...

To była druga książka Janelle Taylor, jaką przeczytałam, ale po świetnej pt: "Nie mogę przestać cię kochać", "Wszystko dla miłości" było ogromnym rozczarowaniem, przynajmniej dla mnie. Nie mogłam wprost uwierzyć, że obie powieści zostały napisane przez tę samą osobę. 4 gwiazdki tylko dlatego, że temat przewodni dość zaskakujący, miłość pomiędzy dwojgiem ludzi, z których to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szczerze mówiąc, sięgnęłam po tę książkę po obejrzeniu serialu "Wspaniałe stulecie". Chciałam zweryfikować prawdziwość fabuły serialu z faktami historycznymi, ale przede wszystkim sama dotrzeć do ciekawych informacji. Na pewno warto przeczytać, by poszerzyć wiedzę o historii imperium osmańskiego, dużo ciekawostek, czyta się szybko, zdecydowanie polecam :)

Szczerze mówiąc, sięgnęłam po tę książkę po obejrzeniu serialu "Wspaniałe stulecie". Chciałam zweryfikować prawdziwość fabuły serialu z faktami historycznymi, ale przede wszystkim sama dotrzeć do ciekawych informacji. Na pewno warto przeczytać, by poszerzyć wiedzę o historii imperium osmańskiego, dużo ciekawostek, czyta się szybko, zdecydowanie polecam :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka to moje pierwsze i w sumie przypadkowe spotkanie z Kingiem. I to była miłość od pierwszego wejrzenia :) Zasługuje na najwyższą ocenę, bo to nie tylko znakomity i trzymający w napięciu horror, to także pełen portret psychologiczny postaci Jacka Torrance'a, głównego bohatera tejże książki. Miałam przyjemność obejrzeć film z genialną kreacją aktorską Jacka Nicholsona, ale tam nie do końca został ukazany, przynajmniej w moim mniemaniu, proces obezwładniania Jacka przez Panoramę. A książka ukazuje to w idealny sposób. Ale w końcu to geniusz King, po przeczytaniu kilku jego książek mogę w pełni tak go określić.
Czytając, zapominałam o całym świecie. Zżyłam się w tymi bohaterami, pokochałam Jacka, dlatego bardzo przeżyłam jego tragiczny koniec, nie mogłam pogodzić się z tym, co się z nim stało. Wzruszała mnie i rozczulała jego relacja z synem, jego silna więź z nim, to, jak ten chłopiec do niego lgnął i jak go kochał, mimo że kiedyś ojciec wyrządził mu krzywdę. Przez całą książkę miałam wrażenie, że siedzę w głowie każdego z bohaterów, bo ich myśli, uczucia były tak genialnie opisane przez Kinga, że nie ma słów, by jakkolwiek to określić. Gość ma po prostu ogromny talent pisarski, nie tylko do tworzenia pełnych grozy historii, ale przede wszystkim potrafi to znakomicie ubrać w słowa, stworzyć wizerunki bohaterów i tak opisać ich charaktery oraz usposobienie i myśli, że wszystko składa się w świetną i klarowną całość, wszystko do siebie pasuje i gra. Dodatkowo podoba mi się tutaj zabieg umieszczania niektórych informacji w nawiasach, można to nazwać pewnymi wtrąceniami, które z pozoru mogą wydawać się zupełnie bez sensu, ale jednak po jakimś czasie okazują się przydatne, tutaj szczególnie utkwiło mi w głowie: "Chodź i zażyj swoje lekarstwo" - bardzo mnie to przerażało.
Polecam każdemu tę książkę i inne pozycje Kinga, rewelacyjna literatura :)

Ta książka to moje pierwsze i w sumie przypadkowe spotkanie z Kingiem. I to była miłość od pierwszego wejrzenia :) Zasługuje na najwyższą ocenę, bo to nie tylko znakomity i trzymający w napięciu horror, to także pełen portret psychologiczny postaci Jacka Torrance'a, głównego bohatera tejże książki. Miałam przyjemność obejrzeć film z genialną kreacją aktorską Jacka...

więcej Pokaż mimo to