-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik252
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-03-30
2024-03-02
2024-02-13
2024-02-06
2023-12-20
2023-10-15
2023-09-26
2023-09-22
2023-09-16
2023-09-07
Roman Chojnacki „Gołąb cukrowy”
Będąc dumnym posiadaczem i czytelnikiem własnego księgozbioru, trudno jest się zdecydować na debiut mało znanego autora. Jednak, gdy dowiedziałem się, że znany mi osobiście, z naszych ogrodniczych spotkań, Roman Chojnacki napisał swą pierwszą powieść, natychmiast ruszyłem do księgarni, by uzupełnić swą bibliotekę. Kolejka woluminów do przeczytania w niej, jest dość długa, z wolnym czasem wiadomo, jak u każdego, a znanych i jeszcze nieprzeczytanych (tytułów i autorów) dużo, wielu kusi. Jednak naszego lokalnego pisarza, tylko w prozie debiutującego, bo w poezji ma już dorobek, postanowiłem na warsztat czytelniczy wrzucić natychmiast. Zawsze jest to obarczone pewnym ryzykiem rozczarowania lub jeszcze gorzej, nudy. Takie moje uprzedzenia. Moja poprzeczka do jakości literatury, z każdym rokiem zawieszona jest wyżej. Z dużym zainteresowaniem, ale i początkowym niepokojem rzuciłem się w wir czytelniczy. Przeczytałem powieść Romana Chojnackiego z bardzo dużą przyjemnością, to bardzo ciekawa lektura, o dość mrocznych czasach PRL-u, końca lat 60-tych ubiegłego wieku. „Gołąb cukrowy” to powieść dla mnie interesująca ze względu na postać głównego bohatera, nastolatka, który dojrzewa, dorasta, w tamtych czasach, które szczęśliwie odeszły do historii. Dzięki tej powieści można przenieść się w retrospektywie do młodych lat i tamtych scenariuszy życia, dialogów, a nawet osobistych doznań. Młodzieniec to jednak dość nietypowy, z bogatym życiem damsko-męskich relacji, miłości fizycznej nastolatków. A może jednak nie? Ten wycinek życia jest dość często podkreślany, chyba jednak nie wszyscy tak bogate życie erotyczne prowadzili. Mamy tu też wątek służb bezpieczeństwa, tajnej policji politycznej. Dzieje się dość sporo, jak na prowincję PRL-u. Książka jest bardzo ciekawa, przypominająca, tamte czasy, a młodszym pokoleniom, które miały szczęście w nich nie uczestniczyć, może byś ciekawą lekcją historii, jak i uświadamiającą, że problemy nastolatków w każdej epoce wyglądają podobnie. Autor nie ocenia, jest neutralny, chociaż mógłby, ma swoje doświadczenia osobiste z tamtych czasów. Książka jest bardzo autentyczna, czuć z niej zapach tamtej atmosfery, dla mnie zbyt jednak koloryzuje tamte duszne czasy. Polecam każdemu przeczytać „Gołębia cukrowego”, bo to dobra literatura, pomimo, że debiutancka. Moje wątpliwości i niepokój przed sięgnięciem i posmakowaniem tego dobrego dania literackiego okazały się malkontenctwem. Starsi mogą w retrospektywie wrócić do młodzieńczych lat, a młodzi mogą mieć ciekawą historię nastolatka, niewiele różniącą się od ich przeżyć, choć pewnie tamte pokolenia nie aż tak były przewrażliwione i wydelikacone konsumpcją.
Autorowi dziękuję za tą ciekawą książkę, pomimo, że nie do końca z tym łagodnym spojrzeniem na tamte lata się zgadzam. Panie Romanie proszę o więcej i życzę sukcesów literackich i ogrodniczych.
© by Andrzej Kujawa 25 IX 2023
Roman Chojnacki „Gołąb cukrowy”
Będąc dumnym posiadaczem i czytelnikiem własnego księgozbioru, trudno jest się zdecydować na debiut mało znanego autora. Jednak, gdy dowiedziałem się, że znany mi osobiście, z naszych ogrodniczych spotkań, Roman Chojnacki napisał swą pierwszą powieść, natychmiast ruszyłem do księgarni, by uzupełnić swą bibliotekę. Kolejka woluminów do...
2023-08-27
2023-08-21
2023-08-06
2023-06-30
2023-06-10
2023-06-01
Na wakacjach w Chorwacji czuć wspaniałe lato, klimat wypoczynku i beztroski, nie sposób odwrócić wzroku od szmaragdowego koloru Adriatyku, aż chce się tam skoczyć i zaznać kąpieli. Przyjemna temperatura, jedzenie podane do stołu, słońce i miły powiew zefirku znad morza to dla wielu gości tego kraju jedyne wspomnienie, dla innych obiekt westchnień i marzeń o wymarzonym urlopie. Tak rzeczywiście można słusznie postrzegać ten kraj. Pewnie i ja tak postrzegł bym ten piękny kraj, ale niestety przed moim pobytem w byłej Jugosławii przeczytałem lekturę nieprawomyślną, prawdę niechlubną, oczywiście nie dotyczy to współczesnej Chorwacji, a byłej komunistycznej Jugosławii. Zanim wyjadę w jakieś miejsce staram się o kraju poczytać, poznać coś więcej. Dla mnie istnieje też historia i pamięć o pewnych wydarzeniach i czasach, które słusznie odeszły w niebyt. Po raz pierwszy reportaż „Naga wyspa. Gułag Tity” Božidara Jezernika przeczytałem wiele lat temu, właśnie przed wyjazdem w region bałkański. Odłożyłem na półkę do ponownego czytania. Czy może lepiej nie czytać? Pytanie to retoryczne. Świadomość daje nam przewagę i szersze spojrzenie. Książka ta jest jak kubeł zimnej wody, otwiera oczy, aż trudno w takie historie uwierzyć, ale obozy koncentracyjne nie skończyły się w cywilizowanej Europie wraz z zakończeniem drugiej wojny światowej. Ostatni więzień opuścił Nagą Wyspę w 1988 roku. Komunistyczny dyktator Jugosławii Josif Broz Tito urządził jeszcze bardziej okrutny obóz dla swych oponentów i to głównie dla takich, którzy po jednej stronie z nim walczyli podczas wojny, wyznawali te same poglądy. Zresztą jakie to ma znaczenie po której stronie stali, kim byli. Książka opisuje dzień codzienny obozowego życia, tortury, psychiczne znęcanie się, głód, pragnienie, poniżenie więźniów. Przy czym tak jest to wymyślnie skonstruowane by syn bił ojca, a sąsiad poniżał sąsiada, bo tylko taka jest szansa na przetrwanie. Zadaniem obozu koncentracyjnego „Naga Wyspa” nie była fizyczna eliminacja, ale reedukacja. Lektura to dla osób o silnej psychice, ciekawych mrocznej strony historii, pokazująca prawdziwą twarz socjalizmu i komunizmu. Czym to się różni? Prawda ujawniona przez Jezernika może być zbyt trudna dla przewrażliwionych, wydelikaconych konsumpcją, których nie brakuje. Jednak prawdę warto poznać, aby kiedyś się nie powtórzyła, a naprawiaczy życia nie brakuje. Autor przytacza na dowód mnóstwo nazwisk świadków. Uwiarygadnia to bardzo opisywane zdarzenia. Najbardziej poraziły mnie relacje byłych więźniów obozów niemieckich w Auschwitz, Ravensbruck, Buchenwaldzie, Dachau, którzy po wyzwoleniu i powrocie zostali uwięzieni na Nagiej Wyspie, jako kominternowcy. To porażające co mówią! Może lepiej nie czytać, bo co wakacje sobie psuć. Tak było ze mną, wchodziłem schłodzić się do Adriatyku, a ciągle tą wyspę sobie przypominałem, widziałem ją choć na horyzoncie tylko błękit morza. Ciekawe jest to, że jak mówiła pani przewodnik do dzisiaj w wielu chorwackich domach portret Josifa Broz Tito wisi na ścianie jako przykład i wspomnienie.
Na wakacjach w Chorwacji czuć wspaniałe lato, klimat wypoczynku i beztroski, nie sposób odwrócić wzroku od szmaragdowego koloru Adriatyku, aż chce się tam skoczyć i zaznać kąpieli. Przyjemna temperatura, jedzenie podane do stołu, słońce i miły powiew zefirku znad morza to dla wielu gości tego kraju jedyne wspomnienie, dla innych obiekt westchnień i marzeń o wymarzonym...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-28
2023-04-03
2023-03-17
„Księgi Jakubowe” Olga Tokarczuk – proza z kotarami.
Wśród lektur omijanych ze względu na swą objętość, fizyczną wagę i potencjalną czasochłonność; zalegała na półce, ale i intrygowała powieść „Księgi Jakubowe” naszej noblistki, która znacząco przyczyniła się do jej sukcesów. Z literaturą Tokarczuk już miałem okazję się zapoznać. Jak do tej pory się nie zawiodłem. Jednak ciekawość historii i tamtych czasów zadecydowała. „Księgi Jakubowe” to powieść niezwykła, przenosząca nas w XVIII wiek do ówczesnej Rzeczpospolitej, tuż przed rozbiorami, które doprowadziły do zniknięcia kraju i państwowości. Jednak nie to jest treścią powieści. Autorka wkracza w życie Jakuba Franka, postać mistyczną, samozwańczego proroka, żydowskiego kupca, innowiercy, człowieka wielu religii. Akcja dzieje się głównie pośród żydowskiej społeczności, ale i pokazuje dworskie życie polskiej szlachty. Mistyk Jakub Frank to postać autentyczna i niezwykła w swym życiorysie, przechodzi wiele przemian religijnych. Czasami trudno się zorientować, co wyznaje. Religie to jeden z filarów tej powieści. Najbardziej interesujące jest tło społeczne, drugi plan, który pokazuje nam życie obywateli Rzeczpospolitej. Poza tym autorka ma jakiś plan wobec czytelnika, jakieś przesłanie, próbę odciągnięcia uwagi od głównej akcji. To bardzo intrygujące, jakby coś ukrytego było i mamy to sobie sami dopowiedzieć. Czytając tą bardzo ciekawą książkę mam takie wrażenie, że coś jeszcze się znajduje za kotarą tekstu, samodzielnie trzeba do tego dojść, nie jest to łatwe i jednoznaczne, można się pomylić, a można coś odkryć, co nie napisane. Proza Olgi Tokarczuk to literatura wyższej półki, nie dla każdego, raczej dedykowana wyrobionemu i wymagającemu czytelnikowi. Natychmiast tworzy się domysł, że jakiś nudny gniot to wydumany. Absolutnie nie, gdyż te ponad dziewięćset stron „Ksiąg…” czyta się bardzo lekko i z wielką przyjemnością czytelniczą. Bardzo trudno jest opowiedzieć o tej prozie, dla każdego może coś innego oznaczać. To cenna wartość, gdy książka pozostawia ślad w pamięci, uczy historii, pokazuje skomplikowane międzyludzkie relacje. Wydanie opatrzone jest bardzo ciekawą grafiką i pięknymi ilustracjami z epoki, dodaje to wartości woluminu. To już czwarta powieść Tokarczuk, o której mogę powiedzieć: wartościowa i intrygująca, choć niełatwa.
„Księgi Jakubowe” Olga Tokarczuk – proza z kotarami.
Wśród lektur omijanych ze względu na swą objętość, fizyczną wagę i potencjalną czasochłonność; zalegała na półce, ale i intrygowała powieść „Księgi Jakubowe” naszej noblistki, która znacząco przyczyniła się do jej sukcesów. Z literaturą Tokarczuk już miałem okazję się zapoznać. Jak do tej pory się nie zawiodłem....
Analizując ten reportaż, nie sposób oddzielić tej bardzo ciekawej książki od sylwetki autora, człowieka wielu zainteresowań i profesji. Angielski dżentelmen Bernard Newman to nie tylko pisarz, ale żołnierz, szpieg, podróżnik, człowiek instytucja o wysokim poczuciu etyki. Napisał ponad 150 książek! To autentyczny sympatyk Polski i ludzi tu mieszkających. W jego tryptyku reporterskim: „Rowerem przez Polskę…” wyraźnie to można przeczytać, nie tylko w tekście, ale i między wierszami odnaleźć. To nie kurtuazja, ale prawdziwa sympatia, solidaryzm, a nawet zbratanie się z problemami przeciętnych ludzi. Polskę odwiedzał trzykrotnie, a ostatni raz w 1958 roku. Każda z tych podróży rowerowych zaowocowała reportażem, głównie skierowanym do swoich rodaków w Wielkiej Brytanii. Czuł potrzebę przybliżenia i pokazania Anglikom nieznanego kraju w centralnej Europie. Oczywiście, że w Polsce epoki słusznie minionej, jego reportaż: „Rowerem przez Polskę Ludową” nie miał szans na publikację, obowiązywała cenzura. Ostatni z tryptyku uważam, za najbardziej wciągający i odkrywający nowe fakty przed czytelnikiem. Pierwsza część książki jest raczej historią ostatnich dwustu lat naszej ojczyzny. Polska jest dla Newmana wzorem walki o niepodległość, a ich obywatele przykładem moralności wysokich lotów, dyskretnie też krytykuje. Osobiście dowiedziałem się wielu nowych nieznanych mi faktów z najnowszej historii Polski, zarówno międzywojennej, jak i powojennego panowania „mentalu zużytej onucy” jaka zagościła w naszym kraju na prawie 50 lat. Bernard Newman to inteligent wyższych lotów, odróżniający się erudycją, jego rozmowy z ludźmi napotkanymi na trasie swojej podróży rowerem, dostarcza nam jeszcze dzisiaj nowej wiedzy o tamtych latach. Autor wyraźnie nam sprzyja, sympatyzuje, trochę współczuje utraty niepodległości i dostania się pod sowiecki protektorat. Nie jest hipokrytom i widzi w tym też uległość Churchilla wobec Koby w Jałcie. Jego obserwacje i rozmowy ze zwykłymi obywatelami są wyjątkowe. Obnażają zamordyzm władzy, pokazują do jakiej degrengolady moralnej doprowadza życie w komunizmie, opisuje powszechny upadek zasad, gdzie każdy oszukuje, kradnie, kombinuje by przetrwać. Reportaż i podróż rowerem przez Polskę roku 1958 jest bardzo ciekawym zapisem, wartym przeczytania, ze względu na to, że pisze to osoba z zewnątrz, obiektywnie i trochę z perspektywy dżentelmena z wolnego kraju jest to jeszcze ciekawsze, potrafi dostrzec też nasze osiągnięcia, które niewątpliwie Polacy dokonali po ruinie drugiej wojny światowej. Dostrzega piękno zabytków, ducha wolności, piękno zwykłych ludzi, ludowe zwyczaje, wierność tradycji. Reportaż powstał ponad 60 lat temu, a teraz ukazał się w Polsce. To wyjątkowa pozycja czytelnicza dla każdego, zarówno dla tych co wówczas mieli okazję na sobie przećwiczyć „uroki” tamtego systemu, ale szczególnie młodzieży polecam to przeczytać, by wiedzieć więcej, być mądrzejszym, nie dać sobie mącić.
Dla pełnej informacji trzeba powiedzieć, ze autor w niektórych faktach się pomylił (liczby, daty), może nie sprawdził źródeł, ale doskonale jest to ukazane i poprawione w przypisach końcowych redakcji. Osobiście jako kolarzowi przygodowemu brakuje mi tu trochę tego roweru, choćby takiego, jak to miało miejsce w pierwszej Bernarda podróży przez Polskę – czytelnicy pamiętają. Polecam każdemu tą wartościową opowieść, odkurzoną i przypomnianą historię.
Analizując ten reportaż, nie sposób oddzielić tej bardzo ciekawej książki od sylwetki autora, człowieka wielu zainteresowań i profesji. Angielski dżentelmen Bernard Newman to nie tylko pisarz, ale żołnierz, szpieg, podróżnik, człowiek instytucja o wysokim poczuciu etyki. Napisał ponad 150 książek! To autentyczny sympatyk Polski i ludzi tu mieszkających. W jego tryptyku...
więcej Pokaż mimo to