-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać304
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2017-12-30
2017-12-31
King w starym stylu, cały czas miałem wrażenie, że to opowiadanie wygrzebane z dna szuflady dawno zapomnianego biurka.
King w starym stylu, cały czas miałem wrażenie, że to opowiadanie wygrzebane z dna szuflady dawno zapomnianego biurka.
Pokaż mimo to2017-10-14
Znam wcześniejsze powieści Roberta Harrisa - "Vaterland" i "Ghostwriter", które w swoim czasie czytałem z dużą satysfakcją. Oceny użytkowników LC oraz zainteresowanie Romana Polańskiego ekranizacją powieści obiecywały wiele, tymczasem ja z trudem dobrnąłem do końca. W całym tym śledztwie jest tyle emocji, ile dałoby się wycisnąć z historii nauczyciela próbującego ustalić, czy i ewentualnie jak uczeń ściągał na sprawdzianie. A przecież mamy tu wielką politykę, kręgi władzy i finansjery, wojskową wierchuszkę, antysemityzm, skandal obyczajowy, zaangażowanie ludzi kultury, nieuczciwy proces i... nic, zero emocji. O ile poruszają mnie wszelakiego rodzaju historie ludzi walczących o sprawiedliwość, niesłusznie oskarżanych czy prześladowanych, tu nie byłem w stanie wykrzesać z siebie odrobiny sympatii dla bohaterów - ani oficera, ani domniemanego szpiega, ani tracącej pozycję społeczną kochanki, ani skazanego za udzielenie poparcia Emila Zoli.
Znam wcześniejsze powieści Roberta Harrisa - "Vaterland" i "Ghostwriter", które w swoim czasie czytałem z dużą satysfakcją. Oceny użytkowników LC oraz zainteresowanie Romana Polańskiego ekranizacją powieści obiecywały wiele, tymczasem ja z trudem dobrnąłem do końca. W całym tym śledztwie jest tyle emocji, ile dałoby się wycisnąć z historii nauczyciela próbującego ustalić,...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-09-20
Kolejna, choćby po prozie Jan Balabána czy wydanych również przez Starą Szkołę "Świnkach morskich", powieść nijak nie współgrająca z obrazem Czechów jaki możemy mieć po opowieściach o Szwejku czy obejrzeniu kilku poczciwych komedii.
Zawiedzeni, albo i zszokowani, mogą być ci, którzy liczyli na pogodne wspomnienia z młodości przypadającej na przełom tysiącleci. Nie można też smakować literackiego kunsztu autora - używany tu język jest równie brutalny jak brutalna jest rzeczywistość małomiasteczkowych przemian po roku 1989, język w całości podporządkowany jest zamysłowi narracyjnemu autora.
Zawiedzeni mogą być też czechofile - brak tu odniesień do postaci czeskiej kultury czy polityki opisywanego okresu, o rozpadzie Czechosłowacji nie ma ani słowa, samo miasteczko - czy choćby region - pozostaje nieidentyfikowane. Gdyby nie ksywka "Ziemniak" jednego z bohaterów, która chyba nie przyjęłaby się na naszym blokowisku czy w dawnym PGR, historia mogłaby się rozgrywać równie dobrze w Polsce.
Co do historii właśnie... poza opisywaniem grupy przyjaciół różnymi kolorami, którego to zabiegu - szczerze przyznaję - nie rozgryzłem, historia jest najsłabszym punktem tej niegrubej książki. Jak na dzieciaka urodzonego w roku katastrofy w Czarnobylu bohater zbyt szybko przechodzi z fascynacji The Beatles do fascynacji Nirvaną, a po drodze jeszcze plącze się Bruce Lee (a w powieści to już lata 90-te!), tak jakby urodził się dziesięć lat wcześniej i hibernował przez jedną dekadę.
Kolejna, choćby po prozie Jan Balabána czy wydanych również przez Starą Szkołę "Świnkach morskich", powieść nijak nie współgrająca z obrazem Czechów jaki możemy mieć po opowieściach o Szwejku czy obejrzeniu kilku poczciwych komedii.
Zawiedzeni, albo i zszokowani, mogą być ci, którzy liczyli na pogodne wspomnienia z młodości przypadającej na przełom tysiącleci. Nie można...
Ucieszyło mnie zbiorcze wydanie felietonów pana Rusinka, gdyż nie miałem przyjemności czytywać ich regularnie w "Gazecie Wyborczej". Felietony podzielone są na tematyczne podzbiory, ale erudycja Autora sprawia, że każdy z nich wykracza poza takie przyporządkowanie. Zbiór pełen jest anegdot, nie brakuje mojej ulubionej o pracownicy banku speszonej tym, że poprzez nawiązanie połączenia telefonicznego przerwała panu Rusinkowi intymną czynność deklinowania się. Bawią też te, w których Autor jako ojciec konfrontowany jest z żywym językiem, jakim posługują się jego córka i jej rówieśnicy.
Ucieszyło mnie zbiorcze wydanie felietonów pana Rusinka, gdyż nie miałem przyjemności czytywać ich regularnie w "Gazecie Wyborczej". Felietony podzielone są na tematyczne podzbiory, ale erudycja Autora sprawia, że każdy z nich wykracza poza takie przyporządkowanie. Zbiór pełen jest anegdot, nie brakuje mojej ulubionej o pracownicy banku speszonej tym, że poprzez nawiązanie...
więcej Pokaż mimo to