rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , , ,

Twórczość pani Niny miałam przyjemność poznać poprzez serię "Ostatnia spowiedź", która urzekła mnie stylem, w jaki została napisana, i niesamowicie wzruszającą historią. Po kilku latach w końcu w swoje ręce dostałam kolejne dzieło tej autorki, tym razem w bardziej… dojrzalszym klimacie oraz w pięknej oprawie wizualnej. Czy powieść "LOVE Line" dotrzymało poziomem "Ostatniej spowiedzi"?

Główna bohaterka, Bethany McCallum jest dziennikarką popularnego magazynu dla kobiet, która otrzymuje zlecenie napisania artykułu mającego na celu zdradzenie, jak naprawdę działają zawodowi podrywacze i że nie zawsze funkcjonują oni zgodnie z zasadami. Dzięki temu poznała Matthew Hansena – mężczyznę, który swój sukces zawdzięcza znanej audycji radiowej LOVE Line doradzającej kobietom w sprawach sercowych i relacjach damsko-męskich. Beth chciała jedynie zdobyć od niego informacje, lecz nie spodziewała się, że oprócz informacji zdobędzie też coś więcej…
(...)
Powieść ta urzekła mnie głównie pod względem stylu, w jakim została napisana. Bogactwo słów, dokładność opisów, naturalność dialogów, lekkość – idealny zestaw, aby rozkochać w sobie czytelnika. Już przy "Ostatniej spowiedzi" chwaliłam niesamowity warsztat autorski, którego pani Ninie niejedna osoba mogłaby pozazdrościć, i tutaj również nie zawiodła. To jest bardzo istotny element wyróżniający jej książki. Gdyby ktoś poprosił mnie o pozycję napisaną w nietuzinkowy sposób, która wciągnie odbiorcę w swój świat bez reszty, bez zastanowienia poleciłabym właśnie "LOVE Line".
Bohaterowie z biegiem trwania historii zostali poddani różnym analizom, ich otoczenie również. Odbierałam wrażenie, że wszystko było rozkładane na czynniki pierwsze, dokładnie opisywane, wręcz skanowane przez czujny wzrok autorki. Czy to zaliczyłam do plusów, jak poprzednie wymienione przeze mnie aspekty, które zawiera książka? No nie do końca. Mówi się, że „co za dużo, to niezdrowo”. Zauważyłam, że wiele pisarzy ma problem ze znalezieniem złotego środka, tutaj sytuacja wyglądała bardzo podobnie. Pani Nina ciut przesadziła z ilością opisów, których było w tej pozycji aż nazbyt dużo. Akcja momentami traciła swój dynamizm i nudziła. Przez pierwszą połowę ledwo przebrnęłam, bo miałam wrażenie, że już nic ciekawego się nie wydarzy, że to jest wszystko, co autorka chce nam, czytelnikom, w tej książce przekazać. Za bardzo uwaga skupiała się na tych wątkach bardziej psychologicznych, niż na rozwoju i tempie fabuły. Oprócz tego czytanie utrudniła masa tak zwanych „zapychaczy”, czyli zbędnych dodatków w postaci zwyczajnych czynności wykonywanych przez bohaterów. Gdyby tak większość z nich usunąć, przebrnięcie przez całość byłoby znacznie łatwiejsze, przyjemniejsze i przede wszystkim – nie byłoby męczące.
"LOVE Line" to książka z pewnością niezwykła wśród innych z tego samego gatunku, czy to autorów zagranicznych czy polskich. Hipnotyzująca, wciągająca w przedstawiony nam świat, pełna wzlotów i upadków głównych bohaterów oraz opowiadająca o miłości wbrew wszelkim przeciwnościom losu. Po zwalającej z nóg końcówce zdecydowanie sięgnę po drugi tom, który, swoją drogą, wychodzi już niedługo.

Twórczość pani Niny miałam przyjemność poznać poprzez serię "Ostatnia spowiedź", która urzekła mnie stylem, w jaki została napisana, i niesamowicie wzruszającą historią. Po kilku latach w końcu w swoje ręce dostałam kolejne dzieło tej autorki, tym razem w bardziej… dojrzalszym klimacie oraz w pięknej oprawie wizualnej. Czy powieść "LOVE Line" dotrzymało poziomem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

"Przebudzenie Morfeusza" zaczęłam czytać z ogromnym entuzjazmem. Zresztą jak każdą książkę Kasi. Uwielbiam patrzeć jak rozwija swoją umiejętność pisarską, a jej kariera nabiera rozpędu. Wydaje coraz więcej z coraz większym rozmachem. I jak większa część tejże pozycji mi się podobała, tak końcówka sprawiła, iż trzecią część Mafijnej miłości uważam za najgorszą ze wszystkich powieści autorki.
(...)
Książka trzymała w napięciu niemal przez cały czas. Doczekałam się zwrotów akcji, i gorących, namiętnych momentów (choć w dalszym ciągu mówię stanowcze nie dla związku Adama i Cassandry). Przy niej nie da się nudzić!
Na plus zaliczyłam również duże ograniczenie scen erotycznych. Naprawdę duże. Oczywiście, to nie oznacza, że nie ma ich tam w ogóle, bo są, ale nareszcie w odpowiedniej ilości. Nie odstrasza to od książki, wręcz przeciwnie, na pewno na tym nie traci, tylko zyskuje.
No i ten nieszczęsny finał... Pogubiłam się, a autorka chyba wraz ze mną. Zadawałam sobie pytanie: "co tu się, do cholery, wyprawia?". Te trzy zakończenia, które razem pojawiły się na końcu, można by rozwinąć na kolejne książki. Te fragmenty nie miały między sobą żadnej spójności, tutaj logiczna całość się urwała. Byłam skołowana, a jednocześnie czułam niedosyt, bo... co dalej? Jak to się w końcu skończyło? No cóż. Chyba się nie dowiem.
Podsumowując, "Przebudzenie Morfeusza" to świetne zakończenie serii z niekoniecznie udanym finałem. Mimo ograniczenia erotyki, książka wciąż miała w sobie tę namiętność, napięcie, emocje (dużą dawkę emocji) i wciągającą akcję, co w poprzednich dwóch częściach. Kasia Haner znów nie zawiodła, wręcz przeciwnie, zachwyciła i zabrała w swój własny, mroczny świat Morfeusza.

Link do pełnej recenzji: http://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/12/recenzja-w-finale-miao-zaponac-nawet.html

"Przebudzenie Morfeusza" zaczęłam czytać z ogromnym entuzjazmem. Zresztą jak każdą książkę Kasi. Uwielbiam patrzeć jak rozwija swoją umiejętność pisarską, a jej kariera nabiera rozpędu. Wydaje coraz więcej z coraz większym rozmachem. I jak większa część tejże pozycji mi się podobała, tak końcówka sprawiła, iż trzecią część Mafijnej miłości uważam za najgorszą ze wszystkich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

"Ladies Man" opowiada o losach pobocznych bohaterów z serii "Manwhore", którą pokochałam całym sercem. Z niecierpliwością czekałam na historię Giny i Tahoe, a co za tym idzie, aby dowiedzieć się, co dalej działo się w życiu Malcolma i Rachel. W końcu trafiła w moje ręce. Czy spełniła moje oczekiwania?
Recenzja raczej długa nie będzie, bo ile można rozwodzić się nad książką, w której się bezceremonialnie zakochałam? Katy Evans jak zwykle mnie nie zawiodła. Urzekła mnie świetnymi opisami, romantycznymi scenami i wciągającą fabułą. Po raz kolejny wywołała na moim ciele gęsią skórkę oraz spowodowała, że moje serce zabiło szybciej.
Te niecałe czterysta stron pochłonęłam za jednym zamachem. Zostały napisane lekkim stylem, dzięki czemu przyjemnie się je czytało. Katy Evans zbudowała fantastyczne opisy, które nie męczyły, a przede wszystkim nie nudziły. Śledziłam je niemal z zapartym tchem w oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń, łaknąc więcej i więcej. Nie zaliczyłabym raczej "Ladies Man" do erotyku czy romansu, a do new adult, co było całkiem miłą, pozytywną odmianą.
(...)
Miałam jednak niedosyt po przeczytaniu książki. Odniosłam wrażenie, że przeczytałam jej wielki skrót. Jestem pewna, że autorkę stać na więcej. Tutaj przeskakiwała z wydarzenia na wydarzenie, nie zagłębiając się w nie zbytnio, czas akcji płynął szybko, czasami nie nadążałam co, gdzie i jak. Opisy i rozmowy były krótkie i bardzo ogólne, czego po Katy Evans się nie spodziewałam, bo zazwyczaj robiła odwrotnie, jakby nagle wcisnęła hamulec podczas pisania.
Podsumowując, "Ladies Man" to kolejna świetna książka spod pióra Katy Evans, którą pokochałam całym sercem. Historia o Ginie i Tahoe pozwoliła mi poznać ich nieco lepiej i od innej perspektywy. Mimo tego jednego, wielkiego braku, książka podobała mi się niemniej niż "Manwhore". Idealnie się uzupełniają i razem zajmują specjalne miejsce na mojej bibliotecznej półce. ;)

"Ladies Man" opowiada o losach pobocznych bohaterów z serii "Manwhore", którą pokochałam całym sercem. Z niecierpliwością czekałam na historię Giny i Tahoe, a co za tym idzie, aby dowiedzieć się, co dalej działo się w życiu Malcolma i Rachel. W końcu trafiła w moje ręce. Czy spełniła moje oczekiwania?
Recenzja raczej długa nie będzie, bo ile można rozwodzić się nad...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Zaczynając przygodę z tą pozycją, liczyłam na parę zmian. Między innymi na jakąkolwiek metamorfozę bohaterów. Adam jaki był, taki pozostał - denerwujący, bezwzględny i dupkowaty. Od początku do końca miałam nadzieję, że jednak wydarzy się coś, co go przełamie. Niestety, z każdą kolejną stroną utwierdzałam się w przekonaniu, iż tak się nie stanie. Cassandra również pozostała bez zmian - nadal tak samo dziecinna, płaczliwa, głupiutka i napalona na Adama. ;) Obydwoje denerwowali mnie niemiłosiernie. Schodzili się, rozstawali... ale co dalej?
(...)
To, o czym napisałam powyżej nie zmieniło jednak faktu, że "Koszmar Morfeusza" z całej serii podobał mi się najbardziej. Jeśli miałabym porównywać "Na szczycie" z "Mafijną miłością" pod względem stylu pisania ta druga jest bez porównania lepsza. Kasia zrobiła ogromne postępy. Dużo pracuje nad doskonaleniem własnej umiejętności i dzięki temu widać efekty. A to się naprawdę ceni. Z coraz większą przyjemnością czytam każdą następną pozycję autorki.
(...)
"Koszmar Morfeusza" czytało się przyjemnie i szybko. Fabuła została dobrze przemyślana. Ku mojemu zaskoczeniu (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu), nie zauważyłam zbędnych zapychaczy. Wszystko miało swój sens i było ubrane w logiczną całość. Dialogi sprawiały wrażenie naturalnych, a opisy wiarygodnych i ciekawych.
Podsumowując, "Koszmar Morfeusza" nie zawodzi (no, w dużej mierze), wręcz przeciwnie. Jest to rollercoaster emocji pełny wzlotów i upadków bohaterów, dramatów, tragedii i romansów, wszystkiego po trochu. Mimo kilku mankamentów, to naprawdę dobra pozycja zapowiadająca fantastyczny finał tejże historii w "Przebudzeniu Morfeusza".
Komu więc mogę ją polecić? Na pewno czytelniczkom Kasi Haner, jak i osobom lubiącym klimaty dark romance. Odradzam natomiast czytania jej tym, którzy poznali już twórczość autorki i nie przypadła im ona do gustu. Jak powiedziała blogerka z bloga "Lustro Rzeczywistości", z którą całkowicie się zgadzam, po co czytać coś, co i tak potem skrytykujemy? Po co brać do ręki powieść, jak wiemy, że nam się nie spodoba? Lepiej odpuścić, by wziąć pozycję w naszym guście, niż potem specjalnie wyżywać się na książce czy autorce w swojej recenzji. ;)

Link do pełnej recenzji: http://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/10/recenzja-koszmar-morfeusza-kn-haner.html

Zaczynając przygodę z tą pozycją, liczyłam na parę zmian. Między innymi na jakąkolwiek metamorfozę bohaterów. Adam jaki był, taki pozostał - denerwujący, bezwzględny i dupkowaty. Od początku do końca miałam nadzieję, że jednak wydarzy się coś, co go przełamie. Niestety, z każdą kolejną stroną utwierdzałam się w przekonaniu, iż tak się nie stanie. Cassandra również pozostała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Może zacznę od tego, że ani trochę nie polubiłam głównych bohaterów. Cassandra to głupiutka panienka, która nie potrafi swojego pożądania utrzymać na wodzy, a Adam to dupek do potęgi entej, który nie myśli głową, a... tym, co ma na dole. :) Duet idealny, czyż nie? Miałam ochotę rozszarpać ich oboje.
(...)
Mimo mojej sympatii do autorki oraz pozytywnego nastawienia do tej książki, muszę powiedzieć, iż troszkę się zawiodłam. Jestem absolutną zwolenniczką romansów. Uwielbiam obserwować narastające uczucia między bohaterami i ich historię. Co do miłosnej przygody Cassandry i Adama już nie tak bardzo mi się to uśmiechało. Dlaczego? Bo to wcale nie była miłość. Czytałam różne recenzje "Snów Morfeusza" i widzę, że nie tylko ja to zauważyłam. Miłość nie może opierać się na dominacji, brutalności oraz gwałcie. To, co połączyło tych dwoje, okazało się jedynie pożądaniem. Jak wspominałam o tym przy mojej opinii "Na Szczycie", co za dużo, to nie zdrowo. Granica ponownie została przekroczona. Tym bardziej, że sceny łóżkowe znajdowało się co kilka stron, w dodatku były przepełnione przekleństwami i okrucieństwem. Te momenty zamiast powodować ciepło na sercu, wzbudzały niesmak. Oczywiście jest wiele osób, którym to nie przeszkadza, a nawet powiedziałabym, że im się to podoba, nie oceniam. Lecz ja jestem przeciwniczką takich toksycznych relacji (inaczej tego się nazwać nie da), na tym nie da się zbudować miłości opartej na bezpieczeństwie i zaufaniu.
Co muszę zdecydowanie pochwalić? Zauważyłam poprawę stylu, jakim posługuje się autorka. W "Snach Morfeusza" jest znacznie mniej błędów, opisy są bogatsze, a język bardziej nabrał kolorów, że tak to ujmę. Kasia się rozwija i to widać. Za to ogromny plus dla autorki oraz książki.
Reasumując, "Sny Morfeusza" to brutalny erotyk dla czytelników o mocnych nerwach. Ciągłe zwroty akcji i niebezpieczeństwa nadają powieści charakteru. Zdecydowanie nie jest to zwykły, szablonowy romans, jakich teraz pełno. Mimo niektórych sprzeczności, nie żałuję, że przeczytałam tę książkę i wciąż kibicuję Kasi w jej pisarskiej karierze, a także z niecierpliwością czekam na jej kolejne utwory.

Link do całej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/09/recenzja-sny-morfeusza-k-n-haner.html#more

Może zacznę od tego, że ani trochę nie polubiłam głównych bohaterów. Cassandra to głupiutka panienka, która nie potrafi swojego pożądania utrzymać na wodzy, a Adam to dupek do potęgi entej, który nie myśli głową, a... tym, co ma na dole. :) Duet idealny, czyż nie? Miałam ochotę rozszarpać ich oboje.
(...)
Mimo mojej sympatii do autorki oraz pozytywnego nastawienia do tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Ponoć początki powinny mieć to w sobie, żeby zachęcić czytelnika do brnięcia dalej w historię bohaterów. Powinny zmuszać odbiorcę do powiedzenia: "tak, chcę cię przeczytać, chcę więcej!". Zabierając się za wersję wattpadową (jakiś czas temu, nim wiedziałam, że będę czytać ją w papierowej), ciężko było mi przebrnąć przez sam prolog. Wyłączyłam. Ale książce z tak dobrymi opiniami trzeba dać drugą szansę. Niestety, znów się zawiodłam, przez co nie byłam zbyt optymistycznie nastawiona do całości. Ciągłe przeskoki czasowe oraz nierozwinięte ważne kwestie, które mogłyby zostać dopowiedziane, a w istocie zostałt całkowicie ukrócone, to coś, co dobrze nie zapowiada książki. Tym razem jednak udało mi się przebrnąć przez początek. Dałam radę. Czy żałuję? Absolutnie nie.
(...)
Już po kilku następnych rozdziałach przekonałam się, że dobrze zrobiłam, nie rezygnując na samym początku. Nie wiem, czy autorka po prologu zmieniła taktykę pisania tej książki, ale wciągnęłam się całkowicie. Pozwoliłam sobie stanąć obok Livii i obserwować jej zmagania w zespole,radzenie sobie z celebrytą, któremu woda sodowa uderzyła do głowy, zmieniające się uczucia oraz rosnącą miłość. Książka wyzwalała we mnie różne emocje, przez co nie dało się nudzić. Śmiałam się (czasami aż do płaczu), wzruszałam i krzyczałam, mając ochotę wskoczyć do historii, żeby mocno potrząsnąć bohaterami. Podobało mi się również to, że mogłam poznać świat show-biznesu od tej drugiej strony, podobnie jak w uwielbianej przeze mnie Ostatniej Spowiedzi. Książka ukazuje również tę ścieżkę miłości, która nie zawsze bywa kolorowa i usłana różami - jest brutalna, nieszczęśliwa i zdradliwa (dosłownie). Nie zmylcie się, DSL nie jest ckliwym romansidłem, ani nudną historyjką dla nastolatek.
(...)
"Dance&Sing&Love. Miłosny układ" to świetny debiut polskiej autorki z pewnością zasługujący na laury. Historia pełna zwrotów akcji, wzlotów, upadków i namiętności. Przede wszystkim to rollercoaster emocji, który nie pozwoli ci odłożyć lektury na później. Wciągnie cię do reszty, a potem pozostawi po sobie niedosyt i ból oczekiwania na kolejny tom oraz dalszy rozwój wydarzeń. Polecam ją fanom young/new adult, romansów i obyczajówek. To książka, obok której nie można przejść obojętnie.

Link do pełnej recenzji:
http://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/09/recenzja-dance-miosny-ukad-layla-wheldon.html

Ponoć początki powinny mieć to w sobie, żeby zachęcić czytelnika do brnięcia dalej w historię bohaterów. Powinny zmuszać odbiorcę do powiedzenia: "tak, chcę cię przeczytać, chcę więcej!". Zabierając się za wersję wattpadową (jakiś czas temu, nim wiedziałam, że będę czytać ją w papierowej), ciężko było mi przebrnąć przez sam prolog. Wyłączyłam. Ale książce z tak dobrymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Do tej książki mam ogromny sentyment. Była pierwszym erotykiem, z jakim przyszło mi się zmierzyć, i oczywiście nie ostatnim. W dodatku wciągnęła mnie bez reszty tak, że przez następny cały miesiąc miałam potężnego kaca książkowego, którego w żaden sposób nie dałam rady wyleczyć. Dopóki nie przeczytałam "Na Szczycie" po raz kolejny. :')
Przede wszystkim Kasia świetnie buduje napięcie. Wywiera na czytelniku ogromne emocje, przenosi mnie magicznie do świata bohaterów, sprawia, że czuję się, jakbym stała obok Rebeki, albo się w nią wcieliła. To było tak cholernie prawdziwe i rzeczywiste. Powiem Wam, że niewiele jest takich książek, które w taki sposób wpływają na odbiorcę. Za to ogromnie szanuję autorkę.
(...)
Autorka ma to w sobie, że pisze dość dosadnie i ze szczegółami. To, że bohaterka ma okres i spełnia potrzebę fizjologiczną są rzeczami całkowicie normalnymi w naszym życiu (miesiączka, jeśli chodzi o płeć piękną), a niewiele autorów podejmuje się opisywania tego w swoich książkach. Mówią: "a po co o tym pisać? Przecież wiadomo, to naturalne i nie ma potrzeby, by o czymś takim wspominać". Natomiast Kasia się odważyła. Pokazuje to otwarcie. W końcu bohaterki książkowe też mają okres! I nie boi się tego. Ale jaki jest minus? W niektórych momentach był już przesyt. Robiło się niesmacznie, przez co zaczynałam się krzywić. Co za dużo, to niezdrowo.
(...)
Tak czy inaczej, "Na Szczycie" na stałe wryło mi się w pamięć. Pozostawiło na mnie swe piętno, które nie pozwala o sobie zapomnieć. Jestem święcie przekonana, że jeszcze nie raz wrócę do tej pozycji z taką samą radością, z jaką czytałam ją za pierwszym i drugim razem. Mogę użyć wielu przymiotników opisujących "Na Szczycie", ale żaden nie byłby wystarczający. Całkowicie zgadzam się ze stwierdzeniem, że to totalny, elektryzujący i momentami dramatyczny rollercoaster emocji powodujący gwałtowny skok ciśnienia i przyprawiający o szybsze bicie serca.

Link do całej recenzji: https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/08/recenzja-na-szczycie-kn-haner.html

Do tej książki mam ogromny sentyment. Była pierwszym erotykiem, z jakim przyszło mi się zmierzyć, i oczywiście nie ostatnim. W dodatku wciągnęła mnie bez reszty tak, że przez następny cały miesiąc miałam potężnego kaca książkowego, którego w żaden sposób nie dałam rady wyleczyć. Dopóki nie przeczytałam "Na Szczycie" po raz kolejny. :')
Przede wszystkim Kasia świetnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po „Ugly Love” sięgnęłam, kiedy przeczytałam „Hopeless”, więc miałam już w miarę wyrobioną opinię o autorce. Tak naprawdę, nie wiedziałam jednak, czego się spodziewać, długo wahałam się przed zakupem tej pozycji.
W końcu się zdecydowałam. I nie żałuję ani trochę.
Książka oczarowała mnie wszystkim. Fabułą, która pomimo tego, że porusza naprawdę ciężki temat, była przyjemna w odbiorze. Potrafiłam bez problemu utożsamić się z bohaterami. Pomimo tego, że mam zaledwie piętnaście lat, dopiero teraz zaczynam uświadamiać sobie, jak bardzo życie potrafi dać w kość.
(...)
Naprawdę polubiłam panią Hoover, zwłaszcza jej styl, oraz to, że jej książki to rollercoaster emocji.
Bez wahania mogę polecić „Ugly Love” osobom dojrzalszym i takim, które nie mają nic przeciwko kontrowersyjnym tematom, ponieważ jednak główny wątek opiera się na seksie bez zobowiązań. Lepiej, żeby młodsza młodzież wstrzymała się z czytaniem jakiś czas, ponieważ to nie jest prosta historyjka miłosna, pomimo tego, że z pozoru na taką wygląda.

Link do całej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/08/recenzja-ugly-love-colleen-hoover.html#more

Po „Ugly Love” sięgnęłam, kiedy przeczytałam „Hopeless”, więc miałam już w miarę wyrobioną opinię o autorce. Tak naprawdę, nie wiedziałam jednak, czego się spodziewać, długo wahałam się przed zakupem tej pozycji.
W końcu się zdecydowałam. I nie żałuję ani trochę.
Książka oczarowała mnie wszystkim. Fabułą, która pomimo tego, że porusza naprawdę ciężki temat, była przyjemna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Debiut Anny Bellon ogłoszony został wielką sensacją Wattpada. Wszyscy czytający i publikujący na tym portalu chociażby słyszeli o "Uratuj mnie", a że ja jestem jedną z nich, postanowiłam z zapoznaniem się z opowiadaniem poczekać do ukazania się wersji papierowej, która miała swoją premierę już jakiś czas temu. Czy książka faktycznie zasługuje na laury?

Powieść ta jest dobrą książką dla young adult. Ania świetnie odnajduje się w tym gatunku, co dało się zauważyć podczas czytania. Ma wszystko, czego tak naprawdę można oczekiwać od młodzieżowej obyczajówki. W dodatku autorka ma bardzo lekki styl pisania, dzięki czemu książkę czytało mi się błyskawicznie. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu.

Świat przedstawiony w "Uratuj mnie" był niezwykle rzeczywisty i prawdziwy, dzięki czemu mogłam śledzić losy bohaterów tak, jakbym stała tuż obok nich, a to w książkach uwielbiam najbardziej. Spójność i płynność fabuły to również ogromne zalety tejże pozycji.

Niestety, są pewne minusy, o których muszę powiedzieć. Przede wszystkim dialogi. Nie mówię tu o całokształcie, ale w pewnych momentach rozmowy między bohaterami wydawały się po prostu sztuczne. Reakcje danej postaci sprawiały wrażenie nieadekwatnej do wypowiedzi innej. Niektóre dialogi pojawiały się znikąd i wtedy w ogóle nie wiedziałam, o co chodzi. Zadawałam sobie pytanie: „czy jakiś fragment przypadkiem nie został tutaj wycięty?”. Wiem, że autorka wprowadzała pewne modyfikacje w tekście, dodawała sceny, uzupełniała i usuwała, ale niekiedy w pewnych miejscach coś mi nie zgrzytało.

"Uratuj mnie" Anny Bellon to dobry debiut literacki idealnie wpasowujący się w klimaty young adult. Jest to polska mieszanka wybuchowa Colleen Hoover, Jennifer L. Armentrout oraz Kirsty Moseley. Wzruszająca, wciągająca i elektryzująca. Mimo kilku rażących wad, książka zasłużyła na miano bestsellera.

Link do pełnej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/08/recenzja-uratuj-mnie-anna-bellon.html

Debiut Anny Bellon ogłoszony został wielką sensacją Wattpada. Wszyscy czytający i publikujący na tym portalu chociażby słyszeli o "Uratuj mnie", a że ja jestem jedną z nich, postanowiłam z zapoznaniem się z opowiadaniem poczekać do ukazania się wersji papierowej, która miała swoją premierę już jakiś czas temu. Czy książka faktycznie zasługuje na laury?

Powieść ta jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Seria jak najbardziej zasługuje na brawa, a autorka na niskie pokłony. Czegoś takiego nikt nie może się spodziewać przed rozpoczęciem przygody z tą serią. Ja się nie spodziewałam, choć słyszałam pochlebne opinie już wcześniej. Pierwsza połowa pierwszego tomu zapowiadała przyjemną obyczajówkę, ale to, co działo się potem... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Czy pozytywnie?
(...)
"Ostatnia Spowiedź" to wciągający, powalający, poruszający i nieprzewidywalny rollercoaster emocji. Bohaterowie oraz świat przedstawiony w fabule jest tak rzeczywisty, że nie sposób się w nim całkowicie nie zatracić. To, co, i jak, stworzyła pani Nina Reichter uważam za wzorzec bardzo dobrej książki z gatunku literatury kobiecej. Nie ma możliwości nie zakochać się w tej historii i genialnym piórze autorki.
Jestem pod wielkim wrażeniem i gratuluję pani Ninie pomysłu oraz pięknego wykonania. Może być Pani z siebie dumna.

Link do całej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/07/recenzja-ostatnia-spowiedz-nina-reichter.html

Seria jak najbardziej zasługuje na brawa, a autorka na niskie pokłony. Czegoś takiego nikt nie może się spodziewać przed rozpoczęciem przygody z tą serią. Ja się nie spodziewałam, choć słyszałam pochlebne opinie już wcześniej. Pierwsza połowa pierwszego tomu zapowiadała przyjemną obyczajówkę, ale to, co działo się potem... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Czy pozytywnie?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Seria jak najbardziej zasługuje na brawa, a autorka na niskie pokłony. Czegoś takiego nikt nie może się spodziewać przed rozpoczęciem przygody z tą serią. Ja się nie spodziewałam, choć słyszałam pochlebne opinie już wcześniej. Pierwsza połowa pierwszego tomu zapowiadała przyjemną obyczajówkę, ale to, co działo się potem... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Czy pozytywnie?
(...)
"Ostatnia Spowiedź" to wciągający, powalający, poruszający i nieprzewidywalny rollercoaster emocji. Bohaterowie oraz świat przedstawiony w fabule jest tak rzeczywisty, że nie sposób się w nim całkowicie nie zatracić. To, co, i jak, stworzyła pani Nina Reichter uważam za wzorzec bardzo dobrej książki z gatunku literatury kobiecej. Nie ma możliwości nie zakochać się w tej historii i genialnym piórze autorki.
Jestem pod wielkim wrażeniem i gratuluję pani Ninie pomysłu oraz pięknego wykonania. Może być Pani z siebie dumna.

Link do całej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/07/recenzja-ostatnia-spowiedz-nina-reichter.html

Seria jak najbardziej zasługuje na brawa, a autorka na niskie pokłony. Czegoś takiego nikt nie może się spodziewać przed rozpoczęciem przygody z tą serią. Ja się nie spodziewałam, choć słyszałam pochlebne opinie już wcześniej. Pierwsza połowa pierwszego tomu zapowiadała przyjemną obyczajówkę, ale to, co działo się potem... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Czy pozytywnie?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Seria jak najbardziej zasługuje na brawa, a autorka na niskie pokłony. Czegoś takiego nikt nie może się spodziewać przed rozpoczęciem przygody z tą serią. Ja się nie spodziewałam, choć słyszałam pochlebne opinie już wcześniej. Pierwsza połowa pierwszego tomu zapowiadała przyjemną obyczajówkę, ale to, co działo się potem... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Czy pozytywnie?
(...)
"Ostatnia Spowiedź" to wciągający, powalający, poruszający i nieprzewidywalny rollercoaster emocji. Bohaterowie oraz świat przedstawiony w fabule jest tak rzeczywisty, że nie sposób się w nim całkowicie nie zatracić. To, co, i jak, stworzyła pani Nina Reichter uważam za wzorzec bardzo dobrej książki z gatunku literatury kobiecej. Nie ma możliwości nie zakochać się w tej historii i genialnym piórze autorki.
Jestem pod wielkim wrażeniem i gratuluję pani Ninie pomysłu oraz pięknego wykonania. Może być Pani z siebie dumna.

Link do całej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/07/recenzja-ostatnia-spowiedz-nina-reichter.html

Seria jak najbardziej zasługuje na brawa, a autorka na niskie pokłony. Czegoś takiego nikt nie może się spodziewać przed rozpoczęciem przygody z tą serią. Ja się nie spodziewałam, choć słyszałam pochlebne opinie już wcześniej. Pierwsza połowa pierwszego tomu zapowiadała przyjemną obyczajówkę, ale to, co działo się potem... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Czy pozytywnie?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Książka, po którą sięgnęłam bardzo spontanicznie. Wprawdzie słyszałam o niej dużo wcześniej, ale zdecydowałam się ją przeczytać dopiero, kiedy została mi polecona. Czy żałuję?
Jedna z najciekawszych książek, które trafiły w moje ręce. Zachwycająca, wciągająca i pełna emocji. Z początku czytałam ją jedynie jako przyjemną, oryginalną lekturę, jednak im bliżej końca, tym bardziej pochłaniała mnie historia Violet. W końcu nie byłam w stanie przerwać i tylko przewracałam się z boku na bok, żeby było mi wygodniej.
(...)
Pomysł, z resztą bardzo dobry, został zrealizowany świetnie. Książka jest pełna wątków, które uwielbiam, takich jak: arystokracja, podział społeczeństwa, czy świat inny od tego, który znamy.
Jedynym minusem, który przynajmniej mnie znacznie utrudniał czytanie, jest fakt, że w książce aż roi się od błędów przy tłumaczeniu. Rozumiem jedną literówkę na czterysta stron, jednak tutaj było tego od groma. Niemniej, jakoś to przebolałam.
Naprawdę warto przeczytać tę książkę, jeśli lubi się tego typu tematykę, ponieważ łatwo się ją czyta, czerpiąc z tego przyjemność, a to przecież jest najważniejsze.

SeeTheShadows

Link do pełnej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/07/recenzja-klejnot-amy-ewing.html

Książka, po którą sięgnęłam bardzo spontanicznie. Wprawdzie słyszałam o niej dużo wcześniej, ale zdecydowałam się ją przeczytać dopiero, kiedy została mi polecona. Czy żałuję?
Jedna z najciekawszych książek, które trafiły w moje ręce. Zachwycająca, wciągająca i pełna emocji. Z początku czytałam ją jedynie jako przyjemną, oryginalną lekturę, jednak im bliżej końca, tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Sam pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, jednak wykonanie nie jest już fenomenem. Fabuła jest niesamowicie nudna, w większości bardzo przewidywalna i ciągnie się jak flaki z olejem. O ile prolog wydał mi się zachęcający, to od pierwszego rozdziału męczyłam każdy akapit, chcąc jak najszybciej skończyć czytać "Nerve" i zabrać się za coś, co dostarczy mi chociaż krzty wrażeń. W tym wypadku jedyne co czułam, to wszechstronne znużenie i wzrastająca irytacja.
(...)
Na plus mogę ocenić jedynie to, jak autorka pokazała mentalność współczesnego człowieka, który jak mu się poszczęści, pragnie więcej i więcej, ryzykując stratę tego, co już ma.

SeeTheShadows

Link do całej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/06/recenzja-nerve-jeanne-ryan.html

Sam pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, jednak wykonanie nie jest już fenomenem. Fabuła jest niesamowicie nudna, w większości bardzo przewidywalna i ciągnie się jak flaki z olejem. O ile prolog wydał mi się zachęcający, to od pierwszego rozdziału męczyłam każdy akapit, chcąc jak najszybciej skończyć czytać "Nerve" i zabrać się za coś, co dostarczy mi chociaż krzty...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Zacznę od tego, że Victoria Aveyard stworzyła typową dystopię. Nic nowego, wykraczającego poza schemat, nie wlała w swoją historię. Ruchy bohaterów były przewidywalne, akcja szła wolno, bez żadnego tempa, powodując, że z każdą kolejną stroną fabuła stawała się coraz bardziej nużąca. Gdzie jest ten element zaskoczenia? Gdzie to obiecane wow, gdzie emocje? Prawda jest taka, że moje serce nie zabiło z wrażenia ani razu podczas czytania. Z tego, co się dowiedziałam, „Czerwona Królowa” jest debiutem autorki, więc to jeszcze byłam w stanie wybaczyć, bo sama piszę i wiem, jak trudno budować napięcie w książce.

Wątek miłosny... Okej, uwielbiam romanse, miłości w książkach, jestem duszą romantyczki. Ale, obserwując ciąg (bo nie powiem rozwój) relacji Maven-Mare, Cal-Mare, Kilorn-Mare, krzywiłam się z niesmakiem i dodatkowo kręciłam głową z politowaniem podczas czytania. Nie dość, że ten czworokąt jest pchany na siłę, bo oczywiście w głównej bohaterce, jak w typowych dystopiach bywa, muszą się podkochiwać wszystkie osobniki płci przeciwnej, to jeszcze koniecznością jest, by ona miała dylemat, którego woli i którego kocha bardziej. Niczego banalniejszego i dziecinniejszego autorka do tej książki nie mogła wymyślić. Gdyby to jeszcze pasowało do fabuły, czy chociaż znikomej akcji...
(...)
Bardzo duży nacisk autorka położyła na opisach i ich dokładności. Niektórzy uznaliby to za minus, ponieważ zamiast skupić się na rozwoju akcji oraz dopięciu historii, Victoria Aveyard postanowiła dopieścić monologi. Z jednej strony jest to błędem, bo fabuła jest niedopracowana, na czym cierpi, ale z drugiej strony autorka ma fenomenalny styl pisania wyróżniający się na tle innych. Dzięki temu, że go w pełni wykorzystała, nadała swojej książce charakteru i uroku. Wykreowała i opisała świat fantastycznie. Cały ten brud toczącej się wojny, państwo spowite mrokiem, rzeź, litry zmarnowanej ludzkiej krwi Czerwonych, walka o przeżycie... coś niesamowitego. Ten pozytyw stawia książkę w nieco lepszym świetle, dzięki czemu ma ona czym się bronić.

Chciałabym na koniec pochwalić jeszcze oprawę wizualną książki. Mimo niewielu elementów znajdujących się na niej, jest przepiękna. Oddaje charakter i tajemniczość historii zawartej w dość opasłym tomie, co przyciąga wzrok oraz ciekawość odbiorcy.

Szczerze, nie wiem, jak mogłabym podsumować recenzję. Do tej pory jestem wściekła po przeczytaniu lektury, ale mimo wielu minusów, znalazłam też ogromne dwa plusy (bo okładki jako tako nie liczę) na jej obronę.

Komu mogę polecić „Czerwoną Królową”? Na pewno nastolatkom, którzy nie doszukują się wad książki i nie są bardzo wymagającymi czytelnikami, a jedynie co, lubią przy czytaniu zagłębić się w lekturę reprezentującą dany gatunek. Jeżeli natomiast jesteś osobą preferującą ambitniejsze książki lub nie możesz się zdecydować, czy przeczytać tę czy jakąś inną dystopię, na Twoim miejscu odpuściłabym sobie na razie „Czerwoną Królową”. Nie ma tego wielkiego wow, którego się spodziewałam, nie znalazłam tego czegoś, na co tak czekałam podczas czytania powieści. Na księgarskiej półce oznaczonej „książki dla nastolatków” czy „fantastyka” znajdziecie mnóstwo lepszych pozycji od tej.

Link do całej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/06/recenzja-czerwona-krolowa-victoria.html#more

Zacznę od tego, że Victoria Aveyard stworzyła typową dystopię. Nic nowego, wykraczającego poza schemat, nie wlała w swoją historię. Ruchy bohaterów były przewidywalne, akcja szła wolno, bez żadnego tempa, powodując, że z każdą kolejną stroną fabuła stawała się coraz bardziej nużąca. Gdzie jest ten element zaskoczenia? Gdzie to obiecane wow, gdzie emocje? Prawda jest taka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Ta książka zainteresowała mnie już, kiedy za pierwszym razem zobaczyłam jej zapowiedź na fanpage'u wydawnictwa. Osobiście uwielbiam historie z wątkiem przyszłości w tle, opis zachęcił mnie jeszcze bardziej, więc jeden egzemplarz miałam w swoich rękach już w dniu premiery.
(...)
Osobiście uważam, że "Tysiąc pięter" to jedna z najlepszych pozycji młodzieżowych, jakie do tej pory przeczytałam. Autorka miała świetny pomysł, który moim zdaniem, jako książka, okazał się hitem.

SeeTheShadows

Link do całej recenzji: https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/06/tysiac-pieter-katharine-mcgee.html#more

Ta książka zainteresowała mnie już, kiedy za pierwszym razem zobaczyłam jej zapowiedź na fanpage'u wydawnictwa. Osobiście uwielbiam historie z wątkiem przyszłości w tle, opis zachęcił mnie jeszcze bardziej, więc jeden egzemplarz miałam w swoich rękach już w dniu premiery.
(...)
Osobiście uważam, że "Tysiąc pięter" to jedna z najlepszych pozycji młodzieżowych, jakie do tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka skierowana do młodzieży, powiedziałabym nawet do nastolatków dopiero wchodzących w wiek dojrzewania, została napisana przez dorosłą już kobietę, Lauren Barnholdt. Czytając tę pozycję, odnosiłam jednak wrażenie, że autorka jest osobą mającą maksymalnie dwadzieścia lat. Zdecydowanie więcej spodziewałam się po tej książce i jestem nią bardzo rozczarowana.
(...)
"Nie mogę powiedzieć ci prawdy" nie jest niczym wyjątkowym. Nie jest pozycją, którą mogłabym rozpamiętywać czy rozmyślać nad nią godzinami, nie wspominając już o kacu książkowym. Polecam ją osobom, które potrzebują czegoś lekkiego, przy czym nie muszą zbyt dużo myśleć i chcą odpocząć od codziennej rutyny i obowiązków.

alexaandra_claire

Cała recenzja: https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/06/nie-moge-powiedziec-ci-prawdy-lauren.html#more

Książka skierowana do młodzieży, powiedziałabym nawet do nastolatków dopiero wchodzących w wiek dojrzewania, została napisana przez dorosłą już kobietę, Lauren Barnholdt. Czytając tę pozycję, odnosiłam jednak wrażenie, że autorka jest osobą mającą maksymalnie dwadzieścia lat. Zdecydowanie więcej spodziewałam się po tej książce i jestem nią bardzo rozczarowana.
(...)
...

więcej Pokaż mimo to