-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać312
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Biblioteczka
2019-11-27
2019-05-29
2019-05-27
2019-05-26
2019-05-22
2019-05-14
2019-04-16
Prosty, przejrzysty i bardzo przyjemny wykład podstaw ekonomii poparty licznymi przykładami. Napisany na podstawie dzieła jednego z najwybitniejszych umysłów jakie wydała Francja, czyli Fryderyka Bastiata. Hazlitt we wspaniałym stylu rozprawia się z pokaźną ilością interwencjonistycznych mitów. Jednak w innych opiniach powiedziano o książce wystarczająco wiele dobrego, ja mam zamiar zająć się obroną autora, przed opiniami negatywnymi.
Pewni ignoranci zarzucają Hazlittowi pogardę do ludzi inaczej myślących, oraz tych reprezentujących inne szkoły myśl ekonomicznej.
Co do pierwszego zarzutu, to pewnie ktoś zarzuci mi że nazwałem ludzi myślących inaczej ignorantami, przez co traktuję ich z pogardą. Otóż nie, prawdziwa pogarda wyraża się inaczej, co niestety wiem ze swojej uczelni. Zdecydowanie większa pogarda wyraża się w zdaniu: "tych ludzi nie można traktować poważnie" niż: "to zupełni idioci", ponieważ można słuchać idioty nie stając się samemu idiotą, można polemizować z jego argumentami. Jak natomiast postępować z człowiekiem niepoważnym? Otóż nie można z takim człowiekiem rozmawiać, samemu uważając się za poważnego.
Niech potencjalny krytyk pomyśli jak traktujemy ludzi myślących że Ziemia jest płaska? Albo tych co twierdzą że ma ona tylko pięć tysięcy lat? A jednak, nawet im, przedstawiamy dowody na błędy w ich rozumowaniach. Jeśli zaś chodzi o austriaków, po prostu mówi się z lekkim uśmiechem: "państwo musi mieć znaczący udział w gospodarce i nikt poważny tego obecnie [zwróćcie uwagę na tak zwany argument czasu] nie kwestionuje".
Niestety wielu z łuskami na oczach myli powagę i kulturę wypowiedzi, ze skostniałym sceptycyzmem, będącym pełnym dogmatów surowszych niż w wielu religiach.
Co do zarzutów, że zwolennicy szkoły austriackiej przypominają sektę religijną, to brakuje mi słów. Równie dobrze można by nazwać ateizm religią, czy też łysinę, fryzurą.
Natomiast prawie każdy ekonomista opowiadający się za państwową edukacją, będzie robił z uczelni świątynię, a państwo będzie w niej bożkiem.
Zaś wolność jest czym zupełnie innym od różnych sposobów regulacji. Jest tylko jedna, jedna jedyna, tak jak można być czystym tylko na jeden jedyny sposób, ale można być brudnym na nieskończenie wiele. Austriacy nie mówią: "wasze barwy są brudem, nasze są piękną farbą" jak poszczególne szczepy interwencjonistów między sobą, lecz mówią: "żadnych sztucznych barw".
Jeśli chodzi o drugi zarzut, to na końcu książki Hazlitt poleca Miltona Friedmana, który jest ze szkoły Chicagowskiej, a nie austriackiej.
Wyjątkowo rażą też wrzaski tych upominających się o odpowiedź na argumenty "ekonomi środowiska", "ekonomi behawioralnej" i tej która przyniosła najwięcej zła: "ekonomi instytucjonalnej". Te trzy szczepy wyrosły na skutek tego że interwencjoniści i socjaliści zrozumieli, że po takich jak Mises, Hayek, Hazlitt, Bastiat, Rothbard, są na przegranej pozycji. O ile grają fair. Więc zagrali nie fair. Aby "zdezaktualizować" wszystkie poprzednie prace niewygodnych dla siebie ekonomistów, stworzyli chimery (trzy już wymieniłem). Wykorzystali wszystkie pozostałe siły i udało im się. Zmienili język, wymyślili instytucje i wiele innych nowych określeń, na te same rzeczy. Dodatkowo, aby uniknąć zarzutu, że zmienili wszystko nie zmieniając niczego, postanowili zignorować autonomię nauk; zmieszali ekonomię z psychologią, politologią, socjologią i co tam jeszcze. To by się im nie udałoby przed przejęciem władzy nad uniwersytetami. W ten sposób "zresetowali zegar". To co dawni ekonomiści uznali by za wykroczenie poza kompetencje swojej nauki, oni uznali za oczywistość, oraz powód do uznania starszych ekonomistów za ograniczonych. Na wszystkie argumenty trzeba odpowiedzieć ponownie, i to w ich języku, bo inaczej jesteś "niepoważny".
Prawdą jest oczywiście, że również i te chimery coś odkryły, oraz że czasem mają rację, lecz biorą to głównie dzięki przedstawieniu tego samego inaczej. Ale wszystkie te szkoły urodziły się po to aby zniszczyć starą szkołę od środka, a każda z nich ma przynajmniej za jednego rodzica socjalistę. Stwarzają one dość dużo pozorów kontynuacji, aby sugerować więź, a jednak wystarczająco mało aby samemu nie pójść na dno kiedy osiągną swój cel.
No i jest jeszcze zwykła ludzka ignorancja i arogancja, bo jeśli autor nie odpowiedział na MOJE pytania, to cała książka jest nieaktualna. Prawda?
Ludzie, opamiętajcie się. Jeszcze nie jest za późno.
Prosty, przejrzysty i bardzo przyjemny wykład podstaw ekonomii poparty licznymi przykładami. Napisany na podstawie dzieła jednego z najwybitniejszych umysłów jakie wydała Francja, czyli Fryderyka Bastiata. Hazlitt we wspaniałym stylu rozprawia się z pokaźną ilością interwencjonistycznych mitów. Jednak w innych opiniach powiedziano o książce wystarczająco wiele dobrego, ja...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-08
Autor jest raczej ekonomistą niż psychologiem, ale szkołę którą reprezentuje (austriacką) nie bez powodu nazywa się psychologiczną, więc jego informacje, rzeczywiście mają zastosowania w życiu codziennym. Ponadto posiada on rzeczywiste kompetencje i rozległe doświadczenie, o czym świadczy bardzo przystępnie napisana minibiografia.
Książka jest podobna do dzisiejszych, tak zwanych „rozwojowych”, lecz choć posiada podobieństwa, brak tu narośli przesadnego optymizmu, natomiast jest kilka ciekawych faktów historycznych, choć bibliografia jest skromna (choć, może to wina tego, że zanim nastała era internetu, trudniej było o dokładniejsze dokumentowanie informacji niż dzisiaj).
Wyrobienie w sobie silnej woli wymaga czasu i wytężonej pracy, która z pewnością przyniesie nam konieczność znaczących wyrzeczeń. Dlatego Hazlitt wielokrotnie zadaje pytanie, czy znamy cenę i czy jesteśmy gotowi ją zapłacić.
Cieszy mnogość odniesień do innych dziedzin nauki, ponadto ciekawa analiza konsekwencji podejścia propagowanego przez pewnych psychoanalityków. Trafne cytaty filozofów i psychologów, oraz rozważania filozoficzne samego autora są jak najbardziej na miejscu, gdyż zawsze dotyczą tematu woli czy też dyscypliny. Wyjątkowo trafne i świetnie sformułowane spostrzeżenie, że popęd seksualny jest tak naprawdę potrzebą nabytą, a nie wrodzoną.
A na koniec, bardzo ciekawa koncepcja krzywych zmęczenia i zainteresowana, wzorowanych na krzywych podaży i popytu.
Ogólnie rzecz biorąc, każdy kto podejdzie do tej pozycji na poważnie, na pewno znajdzie coś dla siebie, a jego poglądy na to co zdrowe, zostaną utwierdzone (często zdarza się że porzucamy rozsądne praktyki, tylko dlatego, że pewni ludzie którzy je propagują, dodają do tego oczywiste bzdury, dlatego tak ważne jest by książka traktująca o praktycznych metodach była od nich wolna). Zaś przez poważne podejście do tematu rozumiem robienie notatek, warto.
Polecam!
PS: Autor co prawda pisze że wolna wola nie istnieje, tak jak można wyczytać w innych recenzjach. Ale uważam to za bardzo niefortunne ujęcie sprawy. Twierdzę, że to zbytnie uproszczenie tematu, powodujące nieporozumienia. Lepiej by było, gdyby Hazlitt sprecyzował, że raczej ma na myśli inną definicję, a nie coś tak poważnego jak negację centralnego pojęcia. Piszę to bo recenzje informujące o tej kwestii mnie zniechęciły i opóźniły zakup, nad czym ubolewam.
Autor jest raczej ekonomistą niż psychologiem, ale szkołę którą reprezentuje (austriacką) nie bez powodu nazywa się psychologiczną, więc jego informacje, rzeczywiście mają zastosowania w życiu codziennym. Ponadto posiada on rzeczywiste kompetencje i rozległe doświadczenie, o czym świadczy bardzo przystępnie napisana minibiografia.
Książka jest podobna do dzisiejszych, tak...
2019-03-28
Chociaż na ostatniej stronie jest wyraźna reklama kursu jasnowidzenia, astrologii, numerologii, tarota i całej reszty... powiedzmy: "praktyk", kojarzonych i częstokroć wymienianych z tak zwanym "rozwojem osobistym", przez ludzi starających oczernić tych którzy się nim zajmują, zarówno twórców tych treści, jak i ich odbiorców (czasem bardzo słusznie).
Jednak nie warto oceniać książki po okładce, to że została wypromowana przez takie czy inne wydawnictwo nie ma większego znaczenia. Ważne jest to, że książka jest dobra.
Znajduje się w niej nieco motywowania, ale gdybym miał sam to zrobić, nie zrobiłbym tego inaczej, błędem jest przesycenie, a nie sama obecność zachęt.
Jest tu podanych sporo badań, które zasługują na to aby został podany przypis, ponadto brakuje podania źródeł i bibliografii. Jednak po krótkich poszukiwaniach doszedłem do wniosku że podane badania rzeczywiście miały miejsce, zatem autor nas nie okłamuje. Więc, choć książka nie wygląda na poważną pozycję traktującą o psychologii, to jednak nią jest.
Tym co najbardziej oddziela ją od stereotypowego „kołczingu”, jest to że autor nie daje nam nadziei na wielkie osiągnięcia w krótkim czasie bardzo małym kosztem. Siła woli może się wyczerpać, motywacja jest oparta na emocjach i z całą pewnością minie (prawdopodobnie bardzo szybko), a wytworzenie nowych lepszych nawyków i pozbycie się starych, może zabrać mnóstwo czasu (podane są badania że w najlepszym wypadku to 19 dni, a w najgorszym ponad 200). Aby coś osiągnąć konieczne jest wyrzeczenie się przyjemności teraz, aby mieć je w większej ilości i natężeniu.
Ponadto parę ciekawostek historycznych, nienaganna forma, przyjemny styl. Innymi słowy krótka, szybka, lekkostrawna i pożyteczna dawka wiedzy.
Polecam.
Chociaż na ostatniej stronie jest wyraźna reklama kursu jasnowidzenia, astrologii, numerologii, tarota i całej reszty... powiedzmy: "praktyk", kojarzonych i częstokroć wymienianych z tak zwanym "rozwojem osobistym", przez ludzi starających oczernić tych którzy się nim zajmują, zarówno twórców tych treści, jak i ich odbiorców (czasem bardzo słusznie).
Jednak nie warto...
2019-02-17
2019-02-04
[Na początek, chciałbym zaznaczyć, że czytałem najkrótsze wydanie, w którym wstęp i objaśnienia stanowiły około pięćdziesięciu procent całości. Wiem że istnieją inne, gdzie dodatki od współczesnych są o wiele dłuższe]
„Uczta”. Zapis rozmowy kilku mężczyzn przy kolacji. Książka przyjemna i pouczająca, prowadzona w luźnym stylu. Niewymagająca od słuchacza wiele. Nie zgadzam się ze wszystkim co powiedziano, ale i tak bawiłem się świetnie.
Ponadto mogłem przeczytać wyraźnie, że homoseksualizm nie był wcale tak „ceniony” jak jego dzisiejsi piewcy próbują nam wmówić (nawet tłumacz w objaśnieniach mówi nam że pederastia „budziła odrazę i w starożytności”, ale o nim potem). Sokrates wyraźnie wskazuje, że przebywa głównie w towarzystwie mężczyzn, ze względu na ich umysły, a nie ciała. Zaś kiedy Alkibiades przysuwa się do niego i spędza z nim noc w jednym łożu, Sokrates nie reaguje zupełnie, tak że Alkibiades czuł się „jakby spędził noc z ojcem, lub starszym bratem”. Innymi słowy Sokrates homoseksualistą nie był (warto nadmienić również, że miał trzech synów).
W ogólnym rozrachunku widać że Sokrates, oraz w ogóle ludzie żyjący w starożytności wcale się od nas tak nie różnili. Różnią się od nas tak jak ludzie z innej kultury od innych ludzi, a nie jak ludzie i zwierzęta.
Jednak mam zupełnie inne odczucia po przeczytaniu wstępu i objaśnień tłumacza. Były tak dziwaczne, tak niedorzeczne, że aż pobieżnie przeczytałem wszystko ponownie, aby się upewnić czy dotyczą one tej samej treści.
Nie mam pojęcia jak można coś tak prostego, tak lekkiego, zinterpretować w tak dziwaczny sposób. Rozmowy podczas uczty są prowadzone w luźnej atmosferze, czasami ktoś podniesie głos, aby potem roześmiać się życzliwie. Gdyż to właśnie się czuje czytając te dialogi – wzajemną życzliwość.
A jednak, tłumacz pisze że jeden z uczestników jest na granicy rozpaczy, kiedy ja miałem wrażenie że się śmieje. Tłumacz pisze, że Sokrates chciał dominować na wszystkimi ze swojego otoczenia, oraz że uważał się za lepszego od każdego. Podczas gdy jego słowa świadczą o niebywałej skromności i sympatii do współuczestników biesiady.
Czytając te komentarze, czułem się jakbym słuchał psychologa mówiącego, że matka bawiąca się ze swoim dzieckiem na placu zabaw nie jest radosna, lecz zrozpaczona. A jej popychanie dziecka na huśtawce, oraz temu podobne asystowanie, jest wyrazem jej frustracji, oraz ciągiem nieudanych prób zabójstwa, gdyż to oczywiste że chce je zabić, bo musi ponosić koszty utrzymania.
Drugi raz stykam się z Platonem i po raz kolejny komentarz jest jak łyżka soli dodana do wyśmienitej herbaty.
Mam już dosyć, dość już dawałem drugich szans. I wam potencjalni czytelnicy, radzę pominąć te sterty nonsensu, gdyż o ile w Obronie Sokratesa, można było się dowiedzieć kilku ciekawych faktów z życia głównego bohatera, oraz znaleźć kilka przydatnych informacji, co prawda nadzwyczaj źle podanych. To „Uczta” została oszpecona o wiele wydatniej. Tłumacza można postawić w jednym szeregu, z tymi, którzy uznali że Jezus głosił komunizm, a nazwanie tego nieporozumieniem, to o wiele więcej niż niedopowiedzenie.
[Na początek, chciałbym zaznaczyć, że czytałem najkrótsze wydanie, w którym wstęp i objaśnienia stanowiły około pięćdziesięciu procent całości. Wiem że istnieją inne, gdzie dodatki od współczesnych są o wiele dłuższe]
„Uczta”. Zapis rozmowy kilku mężczyzn przy kolacji. Książka przyjemna i pouczająca, prowadzona w luźnym stylu. Niewymagająca od słuchacza wiele. Nie zgadzam...
2019-01-27
2017-05-27
2018-09-18
2018-09-15
Nie zaprzeczę że całość brzmi jak broszura propagandowa, jak sugerują niektóre opinie. Obawiam się jednak że niektórzy czytelnicy, za mało myśleli nad tym, czym jest propaganda. Niestety, powszechną dziś praktyką wrzucanie osób i rzeczy, do - tak zwanego - jednego worka.
Po rozpruciu naszego "worka", możemy dojść do wniosku ze książka Thomasa E. Woodsa Jr. jest propagandą. Ale jeśli już przeszywamy do niej tę łatkę, należny poczynić pewne rozróżnienie. Stawianie tej pozycji w jednym rzędzie z kłamliwymi paszkwilami Trzeciej Rzeszy lub ZSRR, jest wręcz karygodne.
Propagandę należy potępiać przede wszystkim dlatego ze jest fałszywa, a nie dlatego że coś propaguje bez dodatku krytyki. Książka pana Woodsa nie jest polemiką z przeciwnikami Kościoła, lecz jedynie pouczeniem katolików co do dokonań Kościoła. Po przeczytaniu należy zadać pytanie, "jak brzmiałoby pytanie, na które ta książka jest odpowiedzią?".
W omawianym przypadku, jeśli dojdziemy do wniosku, że pytanie brzmiało "co zrobił Kościół Katolicki dla cywilizacji zachodniej?", zrozumiemy że nie można autorowi zarzucić nierzetelności. Gdyby pytanie brzmiało "jak kształtowała się cywilizacja zachodnia, oraz jaką rolę odegrał w tym procesie Kościół Katolicki?", powinniśmy oczekiwać szerszego spojrzenia. Jednak przy krytyce literatury, należy brać zazwyczaj stronę autora. Jeśli zaś chodzi o jego intencje, podejrzewam że gdyby chciał opracować odpowiedź na drugie pytanie, musiałby napisać opasłą encyklopedię, a nie lekkostrawną dla umysłu książkę, która z łatwością mieści się w plecaku. Ponadto gdyby potraktował temat dogłębnie, nie przyciągnąłby oczekiwanej ilości czytelników, a przecież książkę kierował do zwykłego Kowalskiego, dla którego temat jest już dość zawiły, a nie zapalonego bibliofila czy krytyka.
Co do samej treści: zachowanie dziedzictwa antyku, zorganizowanie i formalizacja nauki, utworzenie uniwersytetów, prawo międzynarodowe, sformułowanie teorii oczekiwań na trzysta lub nawet pięćset lat przed ekonomistami nowożytnymi, postęp w rolnictwie, te i kilka innych rzeczy można tu znaleźć. Ale Josip Bošković i jego wkład w rozwój fizyki atomowej został niemal całkowicie pominięty. Ale naprawdę wielkim nieobecnym jest Georges Lemaître, który jest twórcą teorii Pierwotnego Atomu (Znanej nam jako Wielki Wybuch). Jego teoria została początkowo odrzucona przez Einsteina, ale dwa lata potem na skutek obserwacji Hubble'a spowodowała zmianę jego zdania. Pominięcie Lemaîtrea to wręcz nieporozumienie, którego nie jestem w stanie pojąć.
Ostatecznie jednak autor zasłużył na pochwałę, za dobrze udokumentowaną a pracę, podana w formie przystępnej dla laika. Nie jest to jednak książka dla ludzi z uprzedzeniami, gdyż jak już pisałem, jest wolna od jakiejkolwiek polemiki.
Nie zaprzeczę że całość brzmi jak broszura propagandowa, jak sugerują niektóre opinie. Obawiam się jednak że niektórzy czytelnicy, za mało myśleli nad tym, czym jest propaganda. Niestety, powszechną dziś praktyką wrzucanie osób i rzeczy, do - tak zwanego - jednego worka.
Po rozpruciu naszego "worka", możemy dojść do wniosku ze książka Thomasa E. Woodsa Jr. jest propagandą....
2018-07-28
Większość materiału nie imponuje, a niektóre rozdziały są w całości stratą czasu (zwłaszcza te z poza kręgu cywilizacji judeochrześcijańskiej). Jednakowoż znajdują się takie które bawią, oraz kilka takich które na prawdę warto pamiętać. Ja znalazłem takich 59. Co prawda, stanowi niewielki procent całości, ale to wystarczy aby uznać książkę za wartą przeczytania.
Parę procent jakości w skali całości może się wydawać czymś nie wartym kupna, ale pomyślą tak pewnie tylko osoby nie znają wartości anegdot, niejednokrotnie znajomość kilku bardzo mi pomogła, widocznie ożywiając rozmowę, no i oczywiście robiąc pozytywne pierwsze wrażenia (które można zrobić w przypadku każdej osoby tylko raz, więc warto zrobić to dobrze).
Świetny relaks umysłowy, który może przyczynić się do znacznego polepszenia naszego wizerunku w oczach innych. W sam raz kiedy ma się ochotę na coś lżejszego, niż opasłe traktaty filozoficzne lub encyklopedie.
Polecam.
Większość materiału nie imponuje, a niektóre rozdziały są w całości stratą czasu (zwłaszcza te z poza kręgu cywilizacji judeochrześcijańskiej). Jednakowoż znajdują się takie które bawią, oraz kilka takich które na prawdę warto pamiętać. Ja znalazłem takich 59. Co prawda, stanowi niewielki procent całości, ale to wystarczy aby uznać książkę za wartą przeczytania.
Parę...
2018-05-18
Autor podjął się o wiele trudniejszego zadania niż poprzednio, kiedy w powieści "Władca Świata" ukazał Zło (nie przypadkiem z wielkiej litery), które stanowi zagrożenie dla ludzkości i prowadzi ją w linii prostej ku zagładzie. Ukazanie przerażającego obrazu bólu i rozpaczy, oraz ludzi dopuszczających się okrucieństwa, pozwala nam snuć domysły na temat innych form tegoż okrucieństwa. Kiedy czytamy o grupach ludzi zdziczałych, dopuszczających się rozbojów i morderstw w nadzwyczaj bestialski sposób, wnioskujemy że dopuszczają się również gwałtów, choćbyśmy nie czytali o wprost. Kiedy widzimy kogoś nadzwyczaj zepsutego, raczej nie kłócimy się odnośnie tego czy dopuszcza się również innych pomniejszych i pospolitych aktów zła, nie potrzebujemy ultra-dokładnej analizy każdego aspektu życia złoczyńcy aby go potępić.
Jednak kiedy autor próbuje pokazać wizję Dobra, sprawa się komplikuje po tysiąckroć (albo więcej). Jeżeli ukazywana nam postać przedstawia najszlachetniejsze cechy charakteru, które pragniemy kształtować u samych siebie, oraz dokonuje wyraźnych aktów cnoty i heroizmu. Zapewne uznamy że jest taka osoba godna naśladowania. Tyle że jeśli chodzi o drobiazgi takie jak stosunek do zwierząt, dyscyplina w wypełnianiu obowiązków domowych, sposoby spędzania czasu wolnego, wypoczynek po pracy, możemy w większości przypadków tylko snuć domysły.
Przedstawienie wartości, oraz ludzi reprezentujących te wartości, jest o wiele łatwiejsze w przypadku ukazywania Zła niż Dobra. Sfera rzeczy których nie należy robić, jest o wiele szersza niż sfera rzeczy które należy robić. Ukazanie zaś całego świata, rzeczywistości mającej reprezentować sobą Dobro jest wręcz niewykonalne dla człowieka. Chyba że zastosuje on pewien manewr który ocali całość wywodu przed nie kończącym się kwestionowaniem aspektów ukazanej wizji. Ponadto, manewr ten pozwala na uniknięcie przypisywania sobie niesamowitej wiedzy i autorytetu. Manewrem tym w książce "Świt nowej ziemi" jest prolog i epilog.
O zasadności jego użycia wiedział również C.S. Lewis kiedy pisał książkę "Podział Ostateczny".
Co do zaś treści samej książki, to trudno się utożsamiać z głównym bohaterem, pomimo że w wyniku utraty pamięci świat w którym się znajduje jest mu tak samo obcy jak czytelnikowi. Kolejną przeszkodą, za którą nie możemy winić autora, jest niezgodność jego wizji przyszłości z tym jak ją widzieliśmy jako przeszłość (książka została napisana ponad sto lat temu).
Opisy są wystarczające a czasem nawet męczące, lecz nie o nie chodzi. Rozterki głównego bohatera są na całe szczęście nadal aktualne, a odpowiedzi na pytania jakie stawia, w większości satysfakcjonujące.
Całość czyta się szybko, choć miejscami trzeba przystanąć. Ostatni rozdział zamyka sprawę bardzo sprawnie, gdyż tuż przed nim odniosłem wrażenie że akcja jest niedostateczne rozwinięta. A epilog działa jak środek ułatwiający trawienie po obfitym i ciężkim posiłki. Pozostawiając nas ubogaconych o kolejne wartościowe doświadczenie.
Gorąco polecam.
Autor podjął się o wiele trudniejszego zadania niż poprzednio, kiedy w powieści "Władca Świata" ukazał Zło (nie przypadkiem z wielkiej litery), które stanowi zagrożenie dla ludzkości i prowadzi ją w linii prostej ku zagładzie. Ukazanie przerażającego obrazu bólu i rozpaczy, oraz ludzi dopuszczających się okrucieństwa, pozwala nam snuć domysły na temat innych form tegoż...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-04-21
Słyszałem że zarzuca się tej książce, że jest bardzo "drewniana". No cóż, jeśli chodzi o tych którzy tak twierdzą, to trudno mi nie przyznać im racji. Jednak twierdzę, że książek które się czyta, bynajmniej nie wybiera się na ślepo, a raczej, nie powinno się tego robić, o ile nie zmuszają nas do tego okoliczności. Dlatego, do przeczytania tej pozycji podszedłem z nieco bardziej praktycznymi oczekiwaniami, niż dostarczenie wzniosłych wrażeń estetycznych. Już sam autor zaznacza, że do napisania powieści zainspirowała go książka „Socjalizm” Ludwiga von Misesa, po której opisie trudno się spodziewać czegokolwiek co można określić jako wzniosłe, pociągające, intrygujące i tym podobne, jeśli mówimy o powszechnych oczekiwaniach co do tego typu produktów wyobraźni.
Wiedza o tym, że autor jest ekonomistom, jest tutaj absolutnie niezbędna, gdyż inaczej możemy skończyć jak dzikus patrzący na przedmioty codziennego użytku w krajach Europejskich, widzący w nich mechanizmy tak dla niego niezrozumiałe, że uznaje je za magiczne. Podobne wrażenia będzie mieć również małe dziecko, ale przed fałszywymi przekonaniami o działaniu sił nadprzyrodzonych, będzie je chronić pokora wypływająca ze świadomości własnej niewiedzy. Bez takiej pokory, lektura tej książki dla osoby nie obeznanej z ekonomią, będzie jak zwiedzanie galerii, której ścian zapisane są piękną poezję, tyle że w języku którego nie rozumie.
Jako że sam z ekonomią jestem zaznajomiony na tyle by ją rozpoznawać, kiedy ją widzę, a jednocześnie na tyle by w wielu miejscach być zaskoczony nową wiedzą i czerpać radość z jej odkrycia, uważam się za wzorowego czytelnika tej książki. Ci którzy zaznajomieni są z ekonomią lepiej niż ja, mogą ją uznać za nudną, a ci którzy gorzej, za niezrozumiałą (i nudną). Jednakże ci drudzy mają jeszcze szansę docenić zdolność autora w zakresie przekazywania znanej im treści, więc im odradzam w mniejszym stopniu, niż drugiej grupie.
Hazlitt izoluje tylko te aspekty rzeczywistości, które uznaje za stosowne, dlatego powinniśmy wybaczyć mu pewne braki u głównego bohatera – Petera (i pozostałych z resztą też). Uproszczenia są nieuniknione. Ale myślę, że osoba która sama ma w sobie co nie co z twórcy, jest w stanie zrekompensować sobie pewne braki i usunąć niedopowiedzenia przy pomocy własnej wyobraźni. Zwłaszcza, jeśli jest ona wspomagana materiałem źródłowym, czyli socjalizmem, tym razem bez cudzysłowu, bo mam na myśli historię, która wskazała wielokrotnie, do czego prowadzi socjalizm i komunizm w rzeczywistości. Kilka przykładów z ZSRR, takich jak przybierające na wadze żyrandole, w fabryce gdzie płacono za nie w zależności od wagi, czy też fabryka która otrzymała nie mniej niż siedemdziesiąt różnych oficjalnych instrukcji od dziewięciu komitetów, czterech rad ekonomicznych i dwóch narodowych komitetów planowania – wszystkich upoważnionych do wydawania poleceń odnośnie produkcji w owej fabryce. Albo plany dla pewnej huty w obejmują 91 tomów zawierających 70 tysięcy stron, precyzujących dokładnie rozmieszczenie każdego gwoździa, lampy, czy umywalki. A to tylko kilka zdań ze wstępu.
Myślę że sednem opowieści jest reakcja zdrowego pod względem moralnym i umysłowym człowieka (choć główny bohater jest dodatkowo geniuszem), na życie w komunizmie. Z czasem następuje zmiana, czyli część druga, w której zadawane są pytania, i część trzecia w której bohaterowie odkrywają odpowiedzi. Sama część trzecia stanowi około 30% objętości książki, jednak w moich liczących 33 strony notatkach, zajmuje prawie 50%, czyli ostatnie 16 stron. W miarę postępu historii (która coraz mniej przypomina historię, a coraz bardziej traktat ekonomiczny) książka męczy, lecz o ile rozumie się jej język, zmęczenie to zapewnia satysfakcję. Wiśnią na torcie jest również dobrze napisane zakończenie, choć pozostaje otwarte, to jednak zamyka opowieść w hermetyczną i satysfakcjonującą całość. W której możemy się dopatrzyć wielu odniesień co do tego, kto chce zniszczyć wolności, i jakie są przyczyny tego, że systemy chcące objąć człowieka w całości jego życia gospodarczego, jak i prywatnego, nie działają.
Jednak mimo genezy i celu książki, kilka scen naprawdę poruszyło moje serce, zwłaszcza opis pola nieużytków z dziko rosnącymi słonecznikami, kwiatostan każdego z nich został pozbawiony nasion przez głodujących. A wspomniane zaskoczenie, stanowiło niewielki, choć znaczący wstrząs. Nie jest to powieść doskonała, ale moja wiedza ekonomiczna i może nie tylko ona, sprawiła, że mimo wszystko uważam ją za lepszą niż „Rok 1984” Orwella. Patrząc na jej strukturę, widzę odniesienia do prawdy (sytuacja w ZSRR) i rozwinięcie, wiele razy. U Orwella jest podobnie, lecz czasem dodatek od wyobraźni, jest zdecydowanie przerośnięty. Ponadto tam, główny bohater nienawidzi zła, ale prawnie nie kocha dobra. Peter z kolei, jest zdolny do tego by go pragnąć, i nawet wyrazić kilka uczuć, pomimo brzemienia władzy nadal pragnie zostać pianistą i się ożenić. Choć wydaje się być niekompletnym człowiekiem, nie mam wątpliwości, że rzeczywiście jest człowiekiem. Podczas gdy Orwellowski Winston, budzi we mnie podobne uczucia, co u C.S. Lewisa, który twierdził, że jest on zdecydowanie mniej ludzki, niż zwierzęta w innym, moim zdaniem niedocenionym, dziele Orwella „Folwark Zwierzęcy”.
Dlatego mam szczerą nadzieję, że „Cofnięcie Czasu” zastąpi kiedyś wizję Orwella, które można przeczytać, wzruszyć się, a następnie iść prosto drogą w stronę stworzenia piekła jakie przedstawił, myśląc: "ja taki nie jestem, jestem dobrym człowiekiem, to ludzie zawiedli a nie system, gdyby władza była w rękach kogoś takiego jak ja, wszyscy byliby szczęśliwi". Książka Hazlitta jest inna, zawiera sobie większą część prawdy. Prawdy, którą należy czasem się karmić, a nie jedynie ją zgłębiać do wyczerpania sił, w co sam czasami daję się wciągnąć.
Serdecznie polecam. zwłaszcza zaznajomionym z dziełami ekonomistów reprezentujących austriacką szkołę ekonomii.
Słyszałem że zarzuca się tej książce, że jest bardzo "drewniana". No cóż, jeśli chodzi o tych którzy tak twierdzą, to trudno mi nie przyznać im racji. Jednak twierdzę, że książek które się czyta, bynajmniej nie wybiera się na ślepo, a raczej, nie powinno się tego robić, o ile nie zmuszają nas do tego okoliczności. Dlatego, do przeczytania tej pozycji podszedłem z nieco...
więcej Pokaż mimo to