-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel1
-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński7
Biblioteczka
2019-03-31
2019-12-17
2023-06-12
2022-09-17
2019-11-16
2019-03-09
„Nie gódź się” nie jest moim pierwszym spotkaniem z Patti Smith. Już wcześniej, przy różnych okazjach, mogłam poznać jej twórczość artystyczną, muzyczną, poetycką. W poznawaniu jej życia nie ograniczałam się tylko do pisanych bezpośrednio przez nią książek autobiograficznych ani tym bardziej do Wikipedii i innych szczątkowych internetowych artykułów. (Zresztą Patti Smith jest jedną z tych artystek, które w Polsce dużej popularności nie zdobyły i polskie strony piszą o niej niewiele, jeśli już). Otóż Patti Smith często pojawiała się przy okazji czytania, słuchania, oglądania, poznawania kontrkultury lat sześćdziesiątych, chociaż jej aktywność twórcza przypada na lata siedemdziesiąte i dalsze. Dlaczego zatem pojawia się w erze hippisów, wielkiej rewolucji tak często? Po pierwsze była wśród tego obecna, jako świadek i uczestnik. Mając dwadzieścia lat przeprowadziła się do Nowego Jorku i poruszała się w ówczesnym życiu kulturalnym i wywrotowym. Razem ze znanym i kontrowersyjnym fotografem Robertem Mapplethorpe - swoim kochankiem i przyjacielem (ich wspólną historię pięknie i z wielkim uczuciem opisała w „Poniedziałkowych dzieciach”) zamieszkała w słynnym Hotelu Chelsea. Miejscu, do którego od dziesiątków lat przybywali artyści (często czynsz za pokoje z powodu braku pieniędzy opłacali swoimi pracami). Smith poznała tam Boba Dylana, Jimiego Hendrixa, Janis Joplin, Leonarda Cohena i wielu innych mistrzów. Smith dorastała w duchu kontrkultury, przejęła jej wartości. Stąd, gdy jej wielcy zaczęli odchodzić, ona wyszła z ukrycia. Przejęła pałeczkę i nie pozwoliła przepaść temu, co było dla niej najważniejsze. Wciąż tworzy i występuje. Nazywana babcią punk rocka jest jedną z niewielu, którzy wiedzą czym były tamte lata, i którzy potrafią to oddać równie mocno jak kiedyś. Jej misją było utrwalenie tego i przekazywanie dalej.
W „Nie gódź się” nie spotkałam się również pierwszy raz z tłumaczem, warto podkreślić, że z tłumaczym poezji, piosenek. W tych przypadkach dużo bardziej zwraca się uwagę na translatorską pracę. Filip Łobodziński zaś przekłada w sposób wielce interesujący. Wcześniej zapoznałam się z tym panem w „Dusznym kraju”, zbiorze piosenek Boba Dylana. Wtedy, choć doceniałam w pełni wkład i trud włożony w rozpowszechnienie twórczości noblisty, miałam pewne zastrzeżenia co do zgodności z tekstem. Odchylenia były duże. Oczywiście Łobodziński tłumaczył się tym, że chciał spolszczyć teksty, aby dostarczyć polskiemu czytelnikowi podobnych emocji, jakie odczuć może czytelnik amerykański. Poza tym nadrzędną zasadą Łobodzińskiego jest to, żeby móc zaśpiewać piosenkę po polsku do oryginalnej muzyki. Sztuka to trudna, ale panu Filipowi się udaje. Jak u Dylana, tak i u Patti Smith, czułam rytm tych tekstów. Fantastyczna robota. „Nie gódź się” nadal nie przekonało mnie w pełni do Łobodzińskiego. Porównując tę książkę i „Duszny kraj” można rozpoznać cechy wspólne stylu. I nie jest to spowodowane pokrewieństwem tematów i dusz tych poetów. Niemniej na pana Łobodzińskiego narzekać nie wolno, zasługuje na same pochwały i jestem mu bardzo wdzięczna, że jako jedyny pozwolił nam się w końcu (po z górą pięćdziesięciu latach) z nimi zapoznać.
Wszystkie uwagi i smaczki dotyczące Patti Smith i Filipa Łobodzińskiego wylałam, należy więc powiedzieć coś o samych utworach, a wiele ciekawe rzeczy można w nich zauważyć. Zacznę od stałości poglądów. Smith przez całe życie jest wierna zaszczepionym w młodości ideałom, co u osób tamtego pokolenia nie jest częste. Przyszło lato 67, odeszło, zostawiło ślad i na tym by się skończyło. Dzieci kwiaty wróciły do szkół i pracy. Młodość charakteryzuje się buntem i wiarą w idee. Z wiekiem to odchodzi, zapał do wielkich zmian gaśnie. To powtarzało się i powtarza od wieków. Ewolucje, zrywy, formacje zawsze równie nieskuteczne, zawsze upadające i zawsze dyktowane młodocianym zapałem. Smith, o dziwo, nie zrezygnowała. Nadal wierzy w to, w co wierzyła kilkadziesiąt lat temu i to jest absolutnie wyjątkowe i niesamowite.
W opozycji do tego można zarzucić, że Smith nie jest poetką dynamiczną i rozwijającą się w różnych kierunkach, jak choćby wspomniany wyżej Bob Dylan. Urozmaicająca dynamika jest mile widziana, ale Patti ze stabilnością do twarzy. Mamy poczucie, że rozmawiamy z osobą, która wie czego chce, na czym jej zależy i nie zmieni łatwo zdania. Nie na przekór, czy z uporu, ale przez świadome i rozsądne stworzenie swojego światopoglądu i wypróbowanie go już wcześniej. Doskonale widać to na przykładzie przedstawiania śmierci i radzenia sobie z nią. To nie jest Kochanowski i jego wielkie załamanie zakończone ciszą. Patti cierpi w spokojnym smutku, a w późniejszych piosenkach stwierdza równie spokojnie, że wszystkich nas czeka to samo. Jej głębokie przeżywanie, bo przeżywa głęboko i mocno, nie charakteryzuje się gwałtownością. Pisząc o tragedii czy radości, zachowuje zdrowy umiar. Starożytni byliby z niej dumni. Patti Smith jest bardzo dojrzałą artystką i to warto w jej poezji docenić.
Stałość poglądów to stałość poruszanych tematów. Bo chociaż mówi o wielu rzeczach, często przewijają się te same zagadnienia. Dużo o ochronie środowiska, o zniewoleniu przez konsumpcjonizm, o sztuce, byciu sobą. Również elementy pacyfistyczne można napotkać, wielki sprzeciw dla wojny i przemocy. Dużo utworów wyrasta z jej osobistych doświadczeń.
Patti Smith warto poznać. Poczytać, posłuchać. Pozwala ona poczuć przeszłą już kontrkulturę, która gdzieś jest nadal obecna, a nawet nie wiemy, ile jej zawdzięczamy. Osoby takie jak Smith są jej ostatnimi dziećmi. Niech więc przekazują świadectwo, żeby ten czas nie odszedł w niepamięć.
C.P.
„Nie gódź się” nie jest moim pierwszym spotkaniem z Patti Smith. Już wcześniej, przy różnych okazjach, mogłam poznać jej twórczość artystyczną, muzyczną, poetycką. W poznawaniu jej życia nie ograniczałam się tylko do pisanych bezpośrednio przez nią książek autobiograficznych ani tym bardziej do Wikipedii i innych szczątkowych internetowych artykułów. (Zresztą Patti Smith...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-01
Gustaw Flaubert był dziewiętnastowiecznym pisarzem francuskim, uważanym za jednego z największych mistrzów literatury. Pisać zaczął już w wieku ośmiu lat i nigdy nie chciał porzucić tej drogi. Otrzymany po ojcu spadek (aż pół miliona franków) pozwolił mu oddać się całkowicie temu zajęciu. Debiutował utworami o treści erotycznej, a jego pierwszym dojrzałym dziełem była właśnie „Pani Bovary”, swego czasu umieszczona razem z „Salambo” w indeksie ksiąg zakazanych. Znał wielu mistrzów swojej epoki, w tym Wiktora Hugo, Emila Zolę, Charlesa Baudelaire’a, Teofila Gautiera i Iwana Turgieniewa. Słynął z wielkiego przywiązania do pracy twórczej, traktował ją jako codzienny obowiązek i narzucał sobie wysokie wymagania odnośnie precyzji i dyscypliny słowa. Nigdy się nie ożenił, choć przeżył kilka romansów. Jeden z nich - z bardzo wtedy znaną Louise Colet - przybrał formę trwałego dziesięcioletniego związku, który ponoć zakończył sam autor, żeby nie rozpraszać się przy tworzeniu „Pani Bovary”. Pisanie tej powieści było dla Flauberta wielkim wyzwaniem. Pracował nad nią pięć lat w swojej samotni i według opowieści przerwy robił tylko na posiłki i sen. Roland Barthes w "Lekturach" pisze, że bywało, iż Flaubert spędzał całe dni, cyzelując jedno zdanie. Często wątpił i rozpaczał. Wysiłek opłacił się, bo teraz „Pani Bovary” jest uważana za jedno ze sztandarowych dzieł literatury. Była to jedna z ulubionych książek Prousta, Joyce’a, Nabokova, Faulknera.
Emma Rouault, córa wieśniaka wychodzi za mąż za zakochanego w niej do szaleństwa wiejskiego doktora Karola Bovary, po czym przeprowadzają się do Yonville (Małe miasteczko, gdzie każdy zna każdego. Nic się w nim nie działo. Wielką sensacją był zjazd rolniczy i wychwalenie chłopstwa). Emma wychowana na romansach, szybko nudzi się tym życiem, a rosnące pragnienie luksusu i romantycznych uniesień sprowadza tragedie.
Emma jest elementem najciekawszym w całej powieści, najbardziej rozbudowanym, skupiającym wokół siebie całą akcję. Okoliczności łagodzących dla jest późniejszych niemoralnych postępków można szukać w dorastaniu bez matki. Jako panienka wychowywała się w klasztornej szkole, gdzie miała koleżanki z wyższych sfer, umiała rysować, haftować, grać na pianinie. Zachwycała się romansami sir Waltera Scott, marzyła o wielkiej miłości, wzruszeniach. Stworzyła własną wizję idealnego życia i sama czuła się lepsza, uduchowiona. Dlatego nudny, realistyczny mąż nie spełniał jej oczekiwań. Karol był bardzo, bardzo szczęśliwy mając ją przy sobie, a ona mając go u swoich stóp, mimo szczerych chęci, nie mogła go pokochać. I tu dochodzimy do wyjątkowo ciekawego momentu historii. Emma żyje na wsi, w znienawidzonym miejscu, z niechcianym mężem, z wielką monotonią i powoli popada w apatię, czytając pisma kobiece odrywa się od rzeczywistości. Zachowanie Emmy zaczęło mieć wszystkie znamiona depresji. Zniechęcenie, porzucenie muzyki, zaprzestanie dbania o dom i siebie, szybkie męczenie się przy czytaniu, opryskliwość i niechęć do ludzi. Nawet narodziny córki nie zmieniły stanu jej ducha. Jeden z doktorów faktycznie stwierdził u niej chorobę nerwową, ale Emma w nikim nie znalazła zrozumienia. Nikt nie pojął, co przeżywa w sobie, jak brakuje jej czegoś wyjątkowego. To kolejna okoliczność łagodząca. Emma znalazła się na skraju, poczyniła więc skrajne kroki do uratowania siebie. Bez pomocy i wsparcia wybrała złe rozwiązanie, ale nie powinno się winić samotnej, chorej dziewczyny o wejście na złą drogę, do czego pociągnęła ją inna zdeprawowana osoba, wykorzystując jej naiwność i pragnienia. Jeden uczynek pociągnął za sobą drugi i tak jak Makbet Emma przekonała się, że nie ma odwrotu ze ścieżki zbrodni. W jej losach najbardziej uderza mnie ostrzeżenie, do czego prowadzą wysokie wymagania wobec życia i innych, a przecież jest to bardzo widoczne współcześnie. Marzenia są aż tak niebezpieczne? Emma jest postacią początków kapitalizmu, kiedy pieniądz zaczął świadczyć o wartości człowieka i pani Bovary wpadła w tę pułapkę wartości. Wiele jej problemów wynikało z materialnych marzeń. Ona żyła w początkach kapitalizmu, my żyjemy w jego rozkwicie, więc o ile nam łatwiej jest wpaść w zastawione konsumpcyjne sidła. Flaubert przenikliwie, wyrozumiale, bez oceniania oddaje jej cierpienia, a jednak czasami można wyczuć w tonie narratora nutkę ironii - „Chciała jednocześnie umrzeć i mieszkać w Paryżu”.
Opowiadając o tej powieści można poruszyć jeszcze wiele problemów. Warto przeanalizować inne postaci powieści (aptekarza Homaisa, postawy rodziców, losy biednej Berty, winy Rudolfa i Leona) i warto też poświęcić się analizie formy, zachwytom osiągniętej precyzji słowa, doskonałemu realistycznemu obrazowi. Mnie jednak obok Emmy Bovary równie mocno fascynuje Karol Bovary. Postać, która może wzbudzać antypatię i pogardę, ale wśród żywionych w jego kierunku uczuć powinna dominować litość. Mężczyzna nieporadny i uzależniony, najpierw od wpływu matki, później żony. Nie ma w nim stanowczości, nie ma woli niczego, nawet w swoim zawodzie jest niedouczony. Bez polotu, bez talentu, bez marzeń i pragnień; mężczyzna przyziemny. A jednak kontrastuje z Emmą pod względem zadowolenia z życia, bo on odczuwa je w pełni. Jest niemożliwie szczęśliwy, gdy wstaje, pracuje, je, patrzy na żonę i kładzie się wieczorem spać. Nic więcej mu nie potrzeba. Człowiek bardzo prosty, a jednak to on odczuwa pełnię miłości. Jego uczucie do Emmy jest idealne. Spełnia każdą jej zachciankę, oddaje pełnomocnictwo i ani przez chwilę nic nie podejrzewa. Robi dla niej wszystko, nie może bez niej żyć. Emma wiedziała, że Karol wybaczyłby jej całe popełnione zło, ale wolała postąpić jak postąpiła. W Karolu jest wielki smutek po poznaniu prawdy, ma złamane serce, jednak nie kieruje złości na Emmę. Ktoś powie, że był naiwny. Ktoś inny powie, że on ją po prostu kochał, a miłość wybacza wszystko.
„Pani Bovary to ja”. Wielu może powtórzyć to słynne zdanie, będące wyrazem znudzenia i zniechęcenia do doczesnego życia.
C.P.
Gustaw Flaubert był dziewiętnastowiecznym pisarzem francuskim, uważanym za jednego z największych mistrzów literatury. Pisać zaczął już w wieku ośmiu lat i nigdy nie chciał porzucić tej drogi. Otrzymany po ojcu spadek (aż pół miliona franków) pozwolił mu oddać się całkowicie temu zajęciu. Debiutował utworami o treści erotycznej, a jego pierwszym dojrzałym dziełem była...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-19
2019-12-29
2019-07-29
2020-02-29
2019-01-14
2019-12-18
2019-12-11
2019-12-09
2019-12-08
2019-12-07
2019-12-05
2019-12-04
2019-11-25
Z krótkiej notki biograficznej o Baldwinie warto zapamiętać, że był klasykiem „czarnej prozy”, w swojej twórczości zajmował się konfliktami rasowymi i - obok mojej ukochanej Carson McCullers - był jednym z pionierów literackiego obrazu rewolucji seksualnej.
Główny bohater ma problemu z określeniem orientacji i własnej tożsamości. Okłamuje sam siebie, nie dopuszcza prawdy. Spokojne życie zakłóca wewnętrzna obcość. Z Ameryki do Paryża ucieka w poszukiwaniu c z e g o ś. Może pod tym kryć się zrozumienie siebie. Bardziej oczywista jest ucieczka od ojca, od sztucznej relacji.
W Paryżu szybko znajduje szczęcie. Poznaje Hellę, ładną i inteligentną. Pozorne zadowolenie psuje wewnętrzny i niezidentyfikowany niepokój. Bohaterowie czują barierę, której pochodzenia nie potrafią określić. Dziewczyna wyjeżdża do Hiszpanii przemyśleć ich relację. Jest to więc druga podróż w poszukiwaniu siebie w dość krótkim czasie. Zmiana otoczenia - w przypadkach tkwienia przyczyny wewnątrz postaci - rzadko sprzyja rozwiązaniu problemów, szczególnie długotrwałym.
Kolejne miesiące są kluczowe. To czas, w którym wyraźnie objawia się wciąż wypierana prawda o sobie. Wobec kolejnych zdarzeń młodzieńcza przygoda (wspólna noc z przyjacielem) nabiera nowego znaczenia. Współcześnie zachęcano by bohatera do zaakceptowania swojej części homoseksualnej. Jak wtedy wyglądałoby jego życie? Z Giovannim łączyła go miłość, jakiej nie doznał nigdy wcześniej i jakiej już zapewne nie doświadczy nigdy. Te uczucia nie są wyeksponowane. Można się zawahać i stwierdzić, że mieszka z nim, bo sam nie ma pieniędzy. Można zwątpić przy jego oschłym i obcym tonie, ale czytając nabiera się niewzruszonego przekonania o zwykłym, szczerym uczuciu. Dystans mógł wynikać ze wspomnianego już wcześniej strachu przed przyznaniem się przed samym sobą. Bohater mówi ostro i z wyrzutem: „Jak wyobrażasz sobie życie dwóch mężczyzn”. Tego otoczenie nie akceptuje, to budzi powszechną pogardę. Bohatera w głębi duszy brzydzi smród miłości, mimo wszystkich swoich postępków chce uważać się za „czystego”. Stąpa ostrożnie, bez zaangażowania, nie zbliża się zbytnio. Źródło tego postępowania pochodzi z wpajanych przed innych przekonań. Gdyby ktoś powiedziałby mu, że to jest normalne, nie zmagałby się z konfliktem wewnętrznym. Ponadto odstraszał go przykład innych, podobnych sobie. Brzydził go Jacques, żebrający o chociaż pięciominutową rozkosz w ciemności, błagający pieniędzmi o miłość. Usłyszawszy od niego, że są tacy sami, przeraził się. Bo tych słowach urosło tylko pragnienie wyparcia. Szereg sytuacji odstrasza go coraz bardziej. Widząc pogardliwy wzrok marynarza boi się, czy t o nie jest widoczne. Musi się z Giovannim ukrywać, wystawiać na plotki. Dodatkowo jego ojciec oczekiwał po nim ślubu. Bohaterowi łatwiej uznać romans za przelotną fascynację, niż pokonać wszystkie przeszkody, z wieloma pokornie się pogodzić, dla utrzymania związku.
Przybywa Hella, która przemyślała dogłębnie sprawę i postanawia wziąć ślub. Bohater zaś bez słowa opuszcza Giovanniego. Początkowo znajduje siłę do wymuszonego zachwytu narzeczoną, ale później obrzydzenie rośnie niekontrolowanie. Miękkość, bielizna. Stosunki z nią stają się męką. Szuka w niej i innej przelotnej dziewczynie potwierdzenia męskości i go nie znajduje. Hella uważa, że kobietą można być tylko przy mężczyźnie, czy to prawda? Ona sama jednak opuszcza narzeczonego, po zobaczeniu go z marynarzem. Odważnie stwierdza, że kobieta nie może zapomnieć, iż nie musi zgadzać się na cierpienie. Hella kochała rozsądnie. Była gotowa oddać siebie, ale poznając prawdę znalazła dość determinacji do odejścia.
Akcja powieści zaczyna zmierzać w smutnym kierunku. Dochodzi do morderstwa członka starego i znamienitego rodu. W obliczu tej okoliczności na bok odchodzą jego stosunki z młodymi mężczyznami i otaczająca go za życia z tego powodu pogarda. Gazety podkreślają wielkość jego pochodzenia, ludzie buntują się przeciwko szykanowanej i odrzuconej mniejszości. Wobec tej fali nienawiści oskarżony Giovanni nie ma szans. Wyrok wysłany niebieską kopertą. Ustanowiony na młodego Włocha, który nie mógł dłużej wytrzymać poniżania i wstrętu.
Jak dokładnie wygląda jego historia? Przystojny, lubiany barman z tragiczną przeszłością. Żył w maleńkiej wiosce z kochaną przez siebie dziewczyną. Czuł się szczęśliwy do czasu, kiedy ich dziecko urodziło się martwe. Wstrząśnięty ucieka do Paryża i dopiero tu zaczyna zadawać się z mężczyznami, dlaczego? Dopiero tu odkrywa swój homoseksualizm? Nie chce wracać do normalnego życia? Tu jego predyspozycje mogły się rozwinąć? Pragnął własnego upadku? Giovanni lękał się samotności. Błagał bohatera do zostania przy nim. Po jego odejściu nie miał już nic. Najbardziej godna współczucia postać.
Powieść kończy rzucenie skrawków wyroku na wiatr, który zwraca je z powrotem. Tak jak bohater pragnący zacząć życie na nowo, nie zazna spokoju od wspomnień. Przeszłość i wszytko, co wyparte będą wracać.
„ ‚Ja’, którego szukałem, jest dokładnie takie samo jak to, od którego próbowałem tak długo uciekać.”
C.P.
Z krótkiej notki biograficznej o Baldwinie warto zapamiętać, że był klasykiem „czarnej prozy”, w swojej twórczości zajmował się konfliktami rasowymi i - obok mojej ukochanej Carson McCullers - był jednym z pionierów literackiego obrazu rewolucji seksualnej.
więcej Pokaż mimo toGłówny bohater ma problemu z określeniem orientacji i własnej tożsamości. Okłamuje sam siebie, nie dopuszcza prawdy....