-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
Chyba czytałam inną książkę niż większość osób tutaj, ale spoko, chętnie wyjaśnię, co moim zdaniem było z nią nie tak.
Po pierwsze: przemoc seksualna pokazana tak, jakby nic takiego się nie stało. Okej, na początku Kira może jeszcze miała jakieś resztki traumy, ale to, co się działo pod koniec książki, to jakiś kosmos. Gwałty, przemoc, po których nie zostaje ani ślad na psychice bohaterki, bo autorka bardzo szybko robi przeskoki czasowe i w zasadzie to nie wiadomo, czy przeżycia pozostawiły na Kirze jakikolwiek ślad. No ale po co to opisywać? Lepiej skupić się na opisach całkowicie nieuzasadnionej przemocy seksualnej (serio nie wiem, po co ten wątek się w takim razie w książce pojawił, skoro właściwie niczemu nie służył).
Po drugie: przemocowe zachowanie głównego bohatera. To gość, który rzuca niesmacznymi żartami, zachowuje się jak pięciolatek, by następnie w skandaliczny sposób wykorzystać pijaną kobietę i jeszcze jej wmawiać, że to będzie dla niej dobre. Ja się dziwię, że Kira w ogóle mu zaufała. Ten facet od początku robił podstępem wszystko, żeby ją do siebie przywiązać, a potem miał pretensje i obrażał się niczym mały dzieciak, że dziewczyna zachowuje się tak, a nie inaczej.
Po trzecie: fabuła w tej książce leci na łeb, na szyję. Na 50 stronie miałam uwierzyć, że główni bohaterowie są w związku i się kochają? Bo autorka tak napisała? To uczucie w żaden sposób nie zostało pokazane. Po prostu, w jednej chwili Kira wkurza się na AJ-a, a w następnej spędza z nim jeden miły wieczór i nagle po nocy, której nie pamięta, jest wielka miłość. To nie jest budowanie związku, to jest instant love.
Po czwarte: autorka chyba sama po drodze zapominała o pewnych wątkach, które wrzuciła do książki. Matka AJ-a pojawia się raz z jakąś totalnie obcą kobietą, by potem zniknąć w niebycie, jakby jej nigdy nie było. W jakim celu pojawiła się w ogóle ta scena, skoro nie wiązała się z niczym, nie prowadziła do niczego i właściwie nawet nie można jej nazwać osobnym wątkiem?
Po piąte wreszcie: autorka zrobiła z głównej bohaterki jakąś dającą sobą sterować idiotkę. Rzekomo twarda, pewna siebie i inteligentna Kira na ślepo wchodzi w propozycję AJ-a, w żaden sposób nie sprawdzając wcześniej tego faceta, jego firmy, nie negocjując z nim, nie robiąc kompletnie nic. Cały motyw przejścia do nowej firmy (?) jest absurdalny i nie wierzę, że doświadczona bizneswoman postąpiłaby w tak nieprzemyślany sposób. Pominę już fakt, że według autorki najwyraźniej pewna siebie kobieta = suka, przez co AJ koniecznie musiał zmienić Kirę. No rzeczywiście, co ona by biedna bez tego faceta zrobiła.
Niestety w tej książce nie podobało mi się praktycznie nic i wręcz trudno mi uwierzyć, jak można w tak beztroski i pozbawiony empatii sposób poruszać tak trudne wątki. Jedynym plusem tej pozycji był fakt, że autorka miała na napisanie jej zapewne jakieś dwa tygodnie, dlatego jest tak krótka. Szkoda, że równocześnie wygląda jak napisana na kolanie.
Chyba czytałam inną książkę niż większość osób tutaj, ale spoko, chętnie wyjaśnię, co moim zdaniem było z nią nie tak.
Po pierwsze: przemoc seksualna pokazana tak, jakby nic takiego się nie stało. Okej, na początku Kira może jeszcze miała jakieś resztki traumy, ale to, co się działo pod koniec książki, to jakiś kosmos. Gwałty, przemoc, po których nie zostaje ani ślad na...
Bohaterka płaci dwa euro za taksówkę na Beauvais z Paryża (jakieś 100 km), idzie na odprawę dziesięć minut przed odlotem samolotu, a potem pyta w kabinie o wolne miejsca. (Nie wspominając już o tym, że z Beauvais nie doleci się bezpośrednio do Nowego Jorku, trzeba z Charlesa de Gaulle'a, ale to już ofc wyższa szkoła jazdy, żeby to stwierdzić). To jakiś żart? Może autorka powinna zrobić choć minimalny research, zanim zabrała się za pisanie?
EDIT: Wiem już, że autorka nie robiła żadnego researchu, bo w ogóle tego tekstu nie napisała. Obrzydliwy plagiat fanfiction publikowanego na Blogspocie gdzieś w 2013 roku.
Bohaterka płaci dwa euro za taksówkę na Beauvais z Paryża (jakieś 100 km), idzie na odprawę dziesięć minut przed odlotem samolotu, a potem pyta w kabinie o wolne miejsca. (Nie wspominając już o tym, że z Beauvais nie doleci się bezpośrednio do Nowego Jorku, trzeba z Charlesa de Gaulle'a, ale to już ofc wyższa szkoła jazdy, żeby to stwierdzić). To jakiś żart? Może autorka...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-01
Dla mnie mocno średnie, a część opowiadań trochę do siebie podobna. Niemalże we wszystkich mamy albo starych znajomych, którzy się ze sobą schodzą, albo hate-love, tyle co przeczytałam całość i już nie wiem, czy potrafię cokolwiek napisać o każdym z opowiadań z osobna, tak wszystko mi się zbiło w całość. Na plus wyróżnia się zdecydowanie Paulina Świst i jej "BIESz/iCZADY", podobali mi się tam bohaterowie i ich relacja, chociaż denerwowała mnie zmiana perspektywy co stronę. Fajne było też opowiadanie Anny Szafrańskiej "Uwiedzeni smakiem" - na plus, że nawet w tak krótkim tekście autorka potrafiła ciekawie rozwinąć charaktery bohaterów i w miarę fabułę. Reszta średnia, najmniej podobały mi się "Ki" Anny Suchockiej (nudne, a wyczyny stylistyczne, żeby ukryć płeć jednego z bohaterów - nadaremnie, przynajmniej w moim przypadku - co najmniej karkołomne) i pełna absurdów "Zabójcza pomyłka" ze zwyczajnie głupią główną bohaterką. Można przeczytać, to taki literacki fastfood - dzisiaj wpadło do głowy, a jutro z niej wypadnie.
Dla mnie mocno średnie, a część opowiadań trochę do siebie podobna. Niemalże we wszystkich mamy albo starych znajomych, którzy się ze sobą schodzą, albo hate-love, tyle co przeczytałam całość i już nie wiem, czy potrafię cokolwiek napisać o każdym z opowiadań z osobna, tak wszystko mi się zbiło w całość. Na plus wyróżnia się zdecydowanie Paulina Świst i jej...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-01
Przyjemne, sympatyczne, ale niewiele poza tym. Pomysł był fajny i moim zdaniem można było z niego wyciągnąć dużo więcej, a tymczasem wątek "kryminalny" był słaby, a romans - chociaż postaci głównych bohaterów generalnie mi się podobały - strasznie się ciągnął i mało w nim było dynamiki. Część scen jakaś taka oderwana i do niczego nieprowadząca, podobnie jak niektórzy bohaterowie poboczni. Generalnie czytało się miło, ale jutro nie będę z niej nic pamiętać. Ach! No i świąt mało jak na książkę ze świąteczną okładką...
Przyjemne, sympatyczne, ale niewiele poza tym. Pomysł był fajny i moim zdaniem można było z niego wyciągnąć dużo więcej, a tymczasem wątek "kryminalny" był słaby, a romans - chociaż postaci głównych bohaterów generalnie mi się podobały - strasznie się ciągnął i mało w nim było dynamiki. Część scen jakaś taka oderwana i do niczego nieprowadząca, podobnie jak niektórzy...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-09-09
Uwielbiam! Gorąca, seksowna, zabawna, z bohaterami totalnie nieidealnymi, których mimo to nie da się nie pokochać, a w dodatku z wątkiem niejako edukacyjnym - Melissa nie tylko bawi, ale i uczy... i nie napiszę nic więcej, bo to byłby ogromny spoiler ;) Moja obecnie ulubiona polska autorka romansów z niebanalnymi bohaterami i toną chemii między nimi. Polecam bardzo!
Uwielbiam! Gorąca, seksowna, zabawna, z bohaterami totalnie nieidealnymi, których mimo to nie da się nie pokochać, a w dodatku z wątkiem niejako edukacyjnym - Melissa nie tylko bawi, ale i uczy... i nie napiszę nic więcej, bo to byłby ogromny spoiler ;) Moja obecnie ulubiona polska autorka romansów z niebanalnymi bohaterami i toną chemii między nimi. Polecam bardzo!
Pokaż mimo toWłaściwie nie wiem, o czym była ta książka. Tytuł sugeruje, że o niani, ale główną bohaterkę w roli niani widzimy RAZ przez cały tekst, a przez większość czasu mała Grace w ogóle nie zaprząta jej myśli. Autorka ma zdumiewającą skłonność do porzucania wątków i bagatelizowania ich, jakby miały znaczenie tylko w momencie, w którym były dla niej wygodne - jak na przykład rzekomo poważna choroba matki, która przechodzi jej w dzień po wyjściu ze szpitala, bo trzeba lecieć tysiąc kilometrów do przyjaciółki. Bohaterowie beztrosko spędzają razem weekend, nawet nie zająknąwszy się na temat tego, z kim w tym czasie została córka bohatera. A co najgorsze, Keith, główna bohaterka, to po prostu obrzydliwa postać. Pomijając już to, jak traktuje małą (przychodzi do niej, ta się cieszy, ale zaraz wychodzi, bo pokłóciła się z jej ojcem, a że mała może być zawiedziona albo smutna? A nieważne, nawet jednej myśli jej nie poświęciła) to to, co robi pod koniec książki, woła o pomstę do nieba. Błędów logicznych jest tu co niemiara, autorka chyba nawet nie pofatygowała się, żeby zajrzeć choćby do google maps, skoro centrum Nowego Jorku to dla niej "rynek", gdzie "było wszystko - od pamiątek, przez jedzenie do ubrań" (to cytaty z książki). Autorka nie ma pojęcia, jak działa ciąża, nie wie też, jak wygląda proces odprawy na lotnisku, i nie rozumiem, jakim cudem redakcja jej tego nie wytknęła. Ale ta sama redakcja zostawiła w książce kwiatki w rodzaju "ubrać sukienkę" czy "wtapiać palce w czyjeś włosy", więc w sumie czego się spodziewać? Timeline w tej książce szaleje. Na wszystko to jednak można by przymknąć oko, gdyby relacja między głównymi bohaterami była opisana porządnie i była między nimi chemia - ale tu nawet tego brakuje. Nic dziwnego, skoro wszystko jest opisane po łebkach. Kiepski tekst, który powinien był pozostać na Wattpadzie.
Właściwie nie wiem, o czym była ta książka. Tytuł sugeruje, że o niani, ale główną bohaterkę w roli niani widzimy RAZ przez cały tekst, a przez większość czasu mała Grace w ogóle nie zaprząta jej myśli. Autorka ma zdumiewającą skłonność do porzucania wątków i bagatelizowania ich, jakby miały znaczenie tylko w momencie, w którym były dla niej wygodne - jak na przykład...
więcej mniej Pokaż mimo to
Phoebe i Luke zaczynają naukę na studiach. Z widzenia znają się ze szkoły, Phoebe nawet się w nim kochała, ale poza tym ich ścieżki wcześniej się nie przecięły. Aż do pierwszej imprezy na studiach, gdzie obydwoje poznają nowych znajomych, ale także i siebie.
"Ten pierwszy rok" to zasadniczo powieść... trochę o niczym. To znaczy, to dosyć typowa młodzieżówka. Po tym, co napisałam w poprzednim akapicie, można by sądzić, że to głównie romans, ale w równym stopniu to też powieść obyczajowa o odnajdywaniu się w nowym środowisku, akceptacji; o przyjaźni, miłości i wkraczaniu w dorosłe życie. Czasami jest w niej trochę wzruszająco, a czasami zabawnie (akcja z prezerwatywą mnie absolutnie zabiła, a czytałam ją akurat w zatłoczonej komunikacji miejskiej... Kto czytał, ten zapewne wie, o czym mowa). Generalnie jednak brakowało mi trochę w tej książce jakiegoś motywu przewodniego, czegoś, do czego cała historia by dążyła. Chyba dlatego w pierwszym akapicie opisałam relację Phoebe i Luke'a, bo to właśnie ich związek wysuwał się na koniec na pierwszy plan.
Generalnie czytało się to fajnie, powieść była zabawna i nieźle napisana, i nawet kibicowałam głównej bohaterce, chociaż czasami zachowywała się jak ostatnia idiotka. Przyjemnie czytało się o relacjach, które nie były tak łatwe, jak w większości romansów, o zbliżeniach, które nie idą jak z płatka i czasami są trochę krępujące, i problemach, które z nich wynikają. Równie fajne było to, że nie wszyscy byli tu idealni, a zwłaszcza bohaterowie drugoplanowi naprawdę błyszczeli (swoją drogą, Phoebe i Josh to OTP). Niestety nie byłam jednak w stanie strawić postaci głównego bohatera, Luke'a, i to nie zmieniło się aż do końca książki. Luke to taka postać, która przez swoją bierność, konformizm i chowanie głowy w piasek rani innych i wychodzi na totalnego dupka. Po prostu nie mogłam o nim czytać, zwłaszcza że przez całe mnóstwo akapitów użalał się nad sobą i biadolił, jakie to ma kiepskie życie. Wiesz co, chłopie? CRY ME A RIVER. Całkowicie sobie na to zasłużyłeś!
Przynajmniej końcówka zrobiła mi dobrze i spełniła moje oczekiwania.
Może jestem już trochę za stara na takie książki, ale ta nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Dobrze się ją czytało i niektóre akcje będę pamiętać długo, ale ogólnie bez szału.
A Luke niech spada na drzewo.
Phoebe i Luke zaczynają naukę na studiach. Z widzenia znają się ze szkoły, Phoebe nawet się w nim kochała, ale poza tym ich ścieżki wcześniej się nie przecięły. Aż do pierwszej imprezy na studiach, gdzie obydwoje poznają nowych znajomych, ale także i siebie.
"Ten pierwszy rok" to zasadniczo powieść... trochę o niczym. To znaczy, to dosyć typowa młodzieżówka. Po tym, co...
Danny Moon przeprowadza się do wujostwa do Warszawy, gdy jego rodzice, jeżdżący po całej kuli ziemskiej archeolodzy, mają dość wyszukiwania dla niego kolejnych guwernantek. Danny będzie musiał zmierzyć się z systemem polskiego szkolnictwa i męczącymi kuzynkami, przede wszystkim jednak... z bandą duchów.
Które wplączą go w nie lada kabałę.
Mam zasadniczy problem z tą książką. Momentami była nawet zabawna i dobrze się ją czytało. Teoretycznie powinna mi się więc podobać. Nie wiem jednak, na ile zadziałało tutaj skierowanie jej do młodszego czytelnika - ostatecznie główni bohaterowie mają raptem po kilkanaście lat - a na ile moje ogólne czepialstwo, jeśli chodzi o książki, ale po prostu ta powieść nie pozostawiła po sobie zbyt wiele dobrych wspomnień.
Zacznijmy od całej kwestii duchów: jak? Dlaczego? W jaki sposób? Autorka nie odpowiada na żadne z tych pytań, kierując się tradycyjnym "Po co logika, piszę fantasy". Jeśli czekacie na wyjaśnienia, dlaczego akurat Danny i jego kuzynka widzą duchy i dlaczego akurat po jego przyjeździe do Warszawy; dlaczego ich przeciwnik planuje wykorzystać akurat duchy i do czego właściwie były mu potrzebne; jak dokładnie działały jego maszyny i wynalazki; dlaczego potrafił dotykać duchów i sprawiać, by przedmioty były dla nich materialne; nie czytajcie tej książki, bo srogo się rozczarujecie. Powieść nie odpowiada na żadne z nich. Każe czytelnikowi zgodzić się na wszystko, co pisze autorka, choćby to kompletnie nie miało sensu, a ja niestety nie mam tego w zwyczaju.
Podobnie nie mogę pogodzić się z końcowymi scenami, w których - uwaga, SPOILER - główni bohaterowie walą do swoich adwersarzy z broni. Takiej prawdziwej broni palnej. Totalnie widzę, jak dwójka jedenastolatków bierze udział w strzelaninie i z zimną krwią zabija, nawet jeśli nie-ludzi. Po prostu totalnie. Ja nie wiem, czy autorka już zapomniała, jak to jest, mieć te kilkanaście lat, ale ten motyw był tak absurdalny i tak oderwany od rzeczywistości, że aż zastanawiałam się, czy na pewno czytam dobrą książkę.
Generalnie motywacja bohaterów tu mocno kuleje. Ich psychika nie jest opisana zbyt głęboko, co niestety widać, gdy przychodzi do uwiarygodnienia ich postępowania - totalnie tego nie kupowałam, że ratowali świat, bo... co? Bo tak wypadało? Bo akurat oni mogli? No błagam, tak nie myślą dzieci w ich wieku. W dodatku jak na książkę dla młodszej młodzieży, nie płynie z niej absolutnie żadne przesłanie, powieść do niczego nie dąży, niczego nie udowadnia. Danny w żaden sposób się nie zmienia, zachowane zostaje status quo i w dodatku pod koniec wraca do swoich rodziców i guwernantek. Stanowczo nie tego oczekuję po tego rodzaju prozie.
Dodajmy do tego jeszcze fakt, że ta książka jest okropnie przegadana, i mamy komplet. Autorka potrafiła przez kilka akapitów opisywać oczywiste sceny, wyjaśnienia, wplatać kompletnie nieistotne wątki (śniadanie Danny'ego i późniejsze ukrycie miksera) po to tylko, żeby robiły za Element Komiczny. Mocno średni, dodajmy.
Ogólnie rzecz biorąc, ta książka nie jest bardzo zła, czytało się ją dobrze. Ale niestety, jak się nad nią głębiej pomyśli, to w zasadzie przestaje trzymać się kupy i nie wiadomo, po co ją napisano. Autorce można to wybaczyć, bo jest młoda i to jej debiut. Ale wydawcy? Powinni się byli bardziej postarać.
Za książkę do recenzji dziękuję portalowi https://czytampierwszy.pl/.
Danny Moon przeprowadza się do wujostwa do Warszawy, gdy jego rodzice, jeżdżący po całej kuli ziemskiej archeolodzy, mają dość wyszukiwania dla niego kolejnych guwernantek. Danny będzie musiał zmierzyć się z systemem polskiego szkolnictwa i męczącymi kuzynkami, przede wszystkim jednak... z bandą duchów.
Które wplączą go w nie lada kabałę.
Mam zasadniczy problem z tą...
Dawno nie czytałam tak irytującej książki, w której bohaterowie byliby tak niekonsekwentni i zmieniali zdanie co pięć stron. Jakiś milion razy kłócą się o pierdoły i zaraz do siebie wracają,
jakby mieli amnezję i nie pamiętali, co wydarzyło się pięć stron wcześniej, a za teksty, które Jameson rzucał do Emily, ode mnie dawno dostałby w twarz. W dodatku jest tam zdecydowanie za dużo błędów. Szkoda czasu.
Dawno nie czytałam tak irytującej książki, w której bohaterowie byliby tak niekonsekwentni i zmieniali zdanie co pięć stron. Jakiś milion razy kłócą się o pierdoły i zaraz do siebie wracają,
więcej Pokaż mimo tojakby mieli amnezję i nie pamiętali, co wydarzyło się pięć stron wcześniej, a za teksty, które Jameson rzucał do Emily, ode mnie dawno dostałby w twarz. W dodatku jest tam zdecydowanie...