rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Przy poprzednich częściach, zwłaszcza drugiej, płakałam ze śmiechu, a samo przeczytanie pierwszych dwóch części zajęło mi maksymalnie 2 dni na sztukę.
Trzecią z kolei męczyłam przez 2 tygodnie.
Jest nudna, przewidywalna do bólu, naciągana i trochę żałosna...
To było złe.
Jako wierna fanka Bridget z lat jej świetności, odradzam trzeci "tom", bo to jak zjedzenie zimnej wątróbki po czekoladowym torcie.

Przy poprzednich częściach, zwłaszcza drugiej, płakałam ze śmiechu, a samo przeczytanie pierwszych dwóch części zajęło mi maksymalnie 2 dni na sztukę.
Trzecią z kolei męczyłam przez 2 tygodnie.
Jest nudna, przewidywalna do bólu, naciągana i trochę żałosna...
To było złe.
Jako wierna fanka Bridget z lat jej świetności, odradzam trzeci "tom", bo to jak zjedzenie zimnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Cudze chwalicie, swojego nie znacie"

Siedem miejsc, siedmioro zwykłych ludzi, siedem żyć.
Każda historia zaczyna się tak samo - narodzinami, a kończy zupełnie inaczej.
Opisane w różowych barwach pozostaje nudne, ale tu wszystko jest prawdziwe i często bezlitosne.
Życie, które nie tak sobie wyobrażamy, zdeptana wizja lepszych miejsc.
Rosnąca nadzieja, że mimo wszystko można coś osiągnąć.
Strach, że zaczynając ze wszystkim, kończysz z niczym.
Szczęście, gdy jest na odwrót.
Obowiązkowa pozycja dla każdego.
Książkę czyta się łatwo, język jest prosty, w moim przekonaniu dotrze do każdego, a po przerobieniu człowiek zaczyna się zastanawiać, czy naprawdę mamy tak źle?
Czy rzeczywiście gonić za nieosiągalnym, wyjechać i spełniać American Dream?
Czy Skandynawia podniesie nasz standard życia?
Czy jesteśmy naprawdę daleko za Trzecim Światem?
Odpowiedź jest właśnie w tej książce.

"Cudze chwalicie, swojego nie znacie"

Siedem miejsc, siedmioro zwykłych ludzi, siedem żyć.
Każda historia zaczyna się tak samo - narodzinami, a kończy zupełnie inaczej.
Opisane w różowych barwach pozostaje nudne, ale tu wszystko jest prawdziwe i często bezlitosne.
Życie, które nie tak sobie wyobrażamy, zdeptana wizja lepszych miejsc.
Rosnąca nadzieja, że mimo wszystko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Najbardziej nie lubię, gdy czytając książkę o rzekomo fikcyjnych bohaterach mam wrażenie, że czytam o prywatnym życiu autora/autorki.
Może nie kropka w kropkę, ale takie głupie szczegóły pokroju "jakiego lubię drinka i jaka jestem fajna, bo znam się na piłce nożnej (ale tylko dlatego, że Ronaldo wygląda dobrze w bokserkach)".
Jeśli dodamy do tego poziom książki jako bardzo, BARDZO płytki, to już nawet nie jest źle. Jest dramat.
Przeczytałam ją bardzo szybko, ale bynajmniej nie jednym tchem i z wypiekami na twarzy.
Chciałam się od niej jak najszybciej uwolnić, bo czegoś równie durnego, naiwnego i poniżej jakichkolwiek ambicji pisarskich dawno nie miałam w ręku.
Żałość i stracony czas.

Najbardziej nie lubię, gdy czytając książkę o rzekomo fikcyjnych bohaterach mam wrażenie, że czytam o prywatnym życiu autora/autorki.
Może nie kropka w kropkę, ale takie głupie szczegóły pokroju "jakiego lubię drinka i jaka jestem fajna, bo znam się na piłce nożnej (ale tylko dlatego, że Ronaldo wygląda dobrze w bokserkach)".
Jeśli dodamy do tego poziom książki jako bardzo,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Banalna, prosta, lekka, przyjemna, prawdziwa i przepiękna.
To wszystko, co mam na jej temat do powiedzenia, ponieważ po takiej sile uderzenia zwyczajności z nadzwyczajną mocą, zwyczajnie zabrakło mi słów.
Druga książka, nad którą się popłakałam.

Banalna, prosta, lekka, przyjemna, prawdziwa i przepiękna.
To wszystko, co mam na jej temat do powiedzenia, ponieważ po takiej sile uderzenia zwyczajności z nadzwyczajną mocą, zwyczajnie zabrakło mi słów.
Druga książka, nad którą się popłakałam.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z przykrością stwierdzam, że wszystko tu było nie tak.
Zwabiona spektakularną okładką i ciekawym opisem fabuły, czekałam na nią jak szalona. Jak tylko wyszła, wiedziałam, że muszę ją mieć. Dorwałam, czytałam i... to był błąd. Przede wszystkim opis wprowadził w błąd. Ja zrozumiałam, że będzie katastrofa lotnicza, rozpacz, poszukiwania i dochodzenie. Dostałam demony, egzorcyzmy i nie do końca realistyczne odstępstwa religijne. Wszystko to, co mnie przeraża i, o czym nie chcę nawet słuchać, bo wiem, że nie będę spała przez kolejny miesiąc.
Remigiusz Mróz ma lekkie pióro i potrafi zaintrygować czytelnika, ale mimo wszystko w tej powieści było coś odpychającego. Czytałam do końca, starałam się przebrnąć przez smoły, puszczające zwieracze i jakieś archanioły, czy cokolwiek to było. Wiem, że napisanie ksiązki wymaga czasu, cierpliwości i talentu, dlatego przez szacunek do autora brnęłam głębiej w to nieporozumienie, dotarłam do końca i naprawdę się załamałam.
Ta książka jest idealnym dowodem na to, że jeśli jesteś w czymś dobry, pozostań przy tym, rozwijaj to, a jeśli będziesz chciał zmienić kierunek, 10 razy się zastanów.
Stephen King jest mistrzem grozy, bo tworzy horrory. Ma do nich smykałkę. Nie do romansideł, czy obyczajówek, czy komedii.
Więc panie Remi, skoro dobrze idą prawnicze i kryminalne powieści, po co zabierać się za coś, co nawet nie sprawia przyjemności w pisaniu (a jest to bardzo odczuwalne)?
Cytując pierwsze dwa słowa z posłowia "Czarnej Madonny" – NIGDY WIĘCEJ.

Z przykrością stwierdzam, że wszystko tu było nie tak.
Zwabiona spektakularną okładką i ciekawym opisem fabuły, czekałam na nią jak szalona. Jak tylko wyszła, wiedziałam, że muszę ją mieć. Dorwałam, czytałam i... to był błąd. Przede wszystkim opis wprowadził w błąd. Ja zrozumiałam, że będzie katastrofa lotnicza, rozpacz, poszukiwania i dochodzenie. Dostałam demony,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mężczyzna nazywany jest silnym, dopóki nie spotka kobiety, która najpierw wzniesie go na wyżyny, a potem zrzuci z najwyższego szczytu z uśmiechem na ustach. Kobiety, jako płeć słabszą i delikatniejszą, na początku nie traktuje się poważnie, być może dlatego, wykorzystując pobłażliwość, tak wielu damom udało się dotrzeć zdecydowanie za blisko liczących się w środowisku, a nawet władczych mężczyzn.
Pozycja ta opisuje historie kilku kobiet, które w swej intrydze potrafiły przejść długą drogę od chłopki do wysoko postawionej szlachcianki. Są to historie, które z pewnością nie wszyscy znają. Osobiście dowiedziałam się kilku ciekawych faktów, np na temat prywatnego życia Adama Mickiewicza.
Książka nie jest monotonna, Autorka nie zatrzymuje się na długo przy jednej historii i nie zasypuje nas niepotrzebnymi szczegółami. Każda z części jest konkretna i ukazuje najważniejsze fakty.
Pozycję czyta się łatwo i przyjemnie, polecam każdemu, kto interesuje się historią, a już zwłaszcza tym jaki na nią wpływ miały kobiety, których urodzenie z pozoru nie wróżyło wielkiej kariery i rozgłosu.

Mężczyzna nazywany jest silnym, dopóki nie spotka kobiety, która najpierw wzniesie go na wyżyny, a potem zrzuci z najwyższego szczytu z uśmiechem na ustach. Kobiety, jako płeć słabszą i delikatniejszą, na początku nie traktuje się poważnie, być może dlatego, wykorzystując pobłażliwość, tak wielu damom udało się dotrzeć zdecydowanie za blisko liczących się w środowisku, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lekka, optymistyczna i przyjemna. W sam raz na jedno popołudnie, żeby poprawić sobie humor i uwierzyć w pozytywne zakończenia toksycznych sytuacji. Była ok

Lekka, optymistyczna i przyjemna. W sam raz na jedno popołudnie, żeby poprawić sobie humor i uwierzyć w pozytywne zakończenia toksycznych sytuacji. Była ok

Pokaż mimo to

Okładka książki Awaria małżeńska Natasza Socha, Magdalena Witkiewicz
Ocena 7,5
Awaria małżeńska Natasza Socha, Magd...

Na półkach:

jak dla mnie bomba.
Idealna na dla osób, które boją się rodziny, bo wbrew pozorom nastraja optymistycznie.
Nie taki dzieciak straszny, jakim go urodzimy.
Momentami wyłam ze śmiechu.

jak dla mnie bomba.
Idealna na dla osób, które boją się rodziny, bo wbrew pozorom nastraja optymistycznie.
Nie taki dzieciak straszny, jakim go urodzimy.
Momentami wyłam ze śmiechu.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsze wrażenie, jakie ogarnęło mnie po kilkunastu stronach książki to niepokój wewnętrzny z myślą przewodnią, że gdzieś kiedyś wpadłam na coś niebezpiecznie podobnego i zapowiadającego się równie słabo. Kilka następnych stron i... tak. 50 twarzy Greya. I tak bardzo się bałam, że to znowu ta sama porażka literacka, ale mówiłam sobie "Nie. Dotrwam do końca, może nie będzie tak źle."
I co? Było jeszcze gorzej. Perypetie zakochanej idiotki "O Boże, miliarder chce ze mną sypiać, jestem taka nieszczęśliwa" nie wciągają w ogóle. Nie ma tu niczego wyjątkowego, ot zwykła oklepana historia o dziewczynie z klasy niższej, która poznaje bogatego mężczyznę z nienagannymi manierami, który dla niej gotowy jest się zmienić.
Do tego dochodzą dwie przyjaciółki, tak nieudolnie skonstruowane przez autorkę, która, owszem, chciałaby, ale nie potrafi opisać najprostszej wersji ludzkiego charakteru. Widać, że się stara, ale również nie można przeoczyć tego, że chyba nie stosuje się do zasady 'mierz siły na zamiary'.
Ale czytam to, twardo, i kiedy myślę, że gorzej być nie może, pojawia się kolejny rozdział, a ja mam ochotę oderwać sobie głowę z rozpaczy, a potem ją zjeść.
Język książki jest prosty, zrozumiały dla każdej osoby.
Fabuła, tak jak napisałam wcześniej - oklepana do bólu.
Bohaterowie, poza tymi głównymi, na których autorka skupiła wszystkie swoje moce - żadni.
Prymitywne dialogi, prymitywny wątek, prymitywna całość, jedynie sceny łóżkowe są jako tako opisane.
Nic ambitnego. Mogę jedynie polecić to osobom, które lubią w jesienny wieczór przeczytać sobie dość kiepskie romansidło i zapomnieć o nim zaraz po przeczytaniu.
Ja niestety tego nie zapomnę, niesmak pozostanie na długo.

Pierwsze wrażenie, jakie ogarnęło mnie po kilkunastu stronach książki to niepokój wewnętrzny z myślą przewodnią, że gdzieś kiedyś wpadłam na coś niebezpiecznie podobnego i zapowiadającego się równie słabo. Kilka następnych stron i... tak. 50 twarzy Greya. I tak bardzo się bałam, że to znowu ta sama porażka literacka, ale mówiłam sobie "Nie. Dotrwam do końca, może nie będzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dlaczego sięgnęłam po tę książkę? Powód jest bardzo prosty, aczkolwiek może nie do końca wart pochwały. Mówi się „Nie oceniaj książki po okładce”, ale nie ma już powiedzenia, żeby nie oceniać jej po tytule. Mnie zwyczajnie ten tytuł zaintrygował, ponieważ… nie lubię kotów. Tak naprawdę książka ma niewiele z kotami wspólnego. Opisane są w niej historie sześciu, w różny sposób powiązanych ze sobą osób.

Wojtek – zachęcany przez żonę, ruszył w tango, jakie gra mu niemiecka korporacja. Jest stale w biegu. W tygodniu przebywa za granicą, ponieważ musi być na miejscu. Dotychczas w każdy weekend wracał do Polski, gdzie czeka na niego żona i syn. Żona, dla której zaczynając od zera (albo i nawet od minusa) zrobił karierę. Żona, której dał wszystko, co miał. Jego powroty do domu stają się jednak coraz rzadsze, być może za sprawą korporacyjnej „znajomości”.

Malina – żona Wojtka. Jest wykształcona i w pełni zdolna do pracy, jednak wybrała rolę Pani Domu. Ostatecznie Wojtek zarabia wystarczająco. Mali zajmuje się domem, a w przerwach pisze bloga. Albo na odwrót. Znudzona całym światem, po prostu egzystuje w swoim pozłacanym bunkrze i w ciszy obserwuje, co się dzieje dookoła.

Konrad – „przyjaciel rodziny”, człowiek „dobra rada” i „nie martw się - cokolwiek się stanie – będę przy tobie”. Wzorowy syn, pracownik roku, nienaganny wygląd, itd. Itd. Osoba, która wręcz na środku czoła ma przyklejony transparent z neonowym napisem „MOŻESZ MI ZAUFAĆ”. Osoba, która ma bardzo wiele do stracenia, mimowolnie i niemalże na każdym kroku naraża się na upadek. Chciałby być tym dobry, ale „natury nie oszukasz”.

Karolina – przyjaciółka Maliny. Pracuje w wydawnictwie, jednak nie jest osobą, która żyje chwilą i czerpie z życia wszystkie przyjemności. Znudzona wszystkim i wszystkimi, stale bez męża.

Daniel – brat Karoliny. Jest ambitny i pracowity, dąży po trupach do celu. Myśli o własnej karierze i nie waha się wykorzystać drugiej osoby do swoich celów, w czym pomaga mu również urok osobisty i zamiłowanie do niezobowiązującego seksu.

Dagmara – utalentowana młoda dziewczyna, która przyjechała do wielkiego miasta, żeby zrobić karierę. Uczciwa, jednak nie do końca rozsądna, przez co otrzymuje prawdziwą lekcję życia. Chce wydać książkę. Nie wie jednak, że wydawnictwa rządzą się własnymi prawami i czasem zwyczajnie trzeba powstrzymać wodze swojej wyobraźni i dostosować się do wymogów rynku.

Każda z tych osób ma trzydziestkę na karku, a na plecach bagaż doświadczeń związanych z dorosłym życiem i problemami współczesnego świata. Opowieść jest bardzo współczesna, dzięki czemu czytelnik może się utożsamiać z bohaterami, co jest wielkim plusem. Co bowiem przyciąga nas do książek, jeśli nie świadomość, że na chwilę możemy być w tamtym świecie? Czasem lepszym, czasem gorszym, a czasem, tak jak tutaj, nawet zaskakująco podobnym. Każdy z nas ma jakieś sekrety, tak samo jak bohaterowie „Nie lubię kotów”. Wszyscy się czegoś boimy i, chcąc nie chcąc, walczymy ze swoim strachem. Wojtek, Malina, Konrad, Karolina, Daniel i Dagmara to my. Każdy może tu znaleźć siebie i pewnie dlatego książka jest tak wciągająca. Osobiście nie mogłam się od niej oderwać, a momentami ciarki przechodziły po skórze na myśl, że „O Boże, czy to przypadkiem nie część mojego życia?”. Być może fakt, że Autorka książki jest dziennikarką sprawia, że tak doskonale zaobserwowała ludzkie cechy i przelała je w słowach na strony swojej książki.
Opisane jest tu codzienność: praca (czy może życie) w korporacji, integracyjne wyskoki, życie na krawędzi, gdy ma się wszystko, a zarazem nic istotnego, nieplanowana ciąża, odrzucenie, wykorzystywanie, strategia „po trupach do celu”, praca w call center, realia polskich wydawnictw, „friend zone”… Każdy znajdzie coś dla siebie.

Uważam, że po tę pozycję każdy powinien sięgnąć. Dlaczego? Żeby na moment się zatrzymać i przeczytać o tym, co go otacza. Są momenty, kiedy w ciągłym biegu tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy, co się dzieje dookoła nas. Kto jest naszym przyjacielem, a kto wykorzystuje naszą słabość. Kto daje nam wszystko, a kto powoli staje się obcy. Ta książka to okazja, by spojrzeć na nasze własne życie z boku. Daję jej maksymalną ocenę, ponieważ jest świetna w mocnym tego słowa znaczeniu. Polecam!

Dlaczego sięgnęłam po tę książkę? Powód jest bardzo prosty, aczkolwiek może nie do końca wart pochwały. Mówi się „Nie oceniaj książki po okładce”, ale nie ma już powiedzenia, żeby nie oceniać jej po tytule. Mnie zwyczajnie ten tytuł zaintrygował, ponieważ… nie lubię kotów. Tak naprawdę książka ma niewiele z kotami wspólnego. Opisane są w niej historie sześciu, w różny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na samym początku kilka słów o autorce.
Karin Slaughter, urodzona w stanie Georgia, amerykańska autorka powieści kryminalnych i thrillerów. Jej pierwsza powieść, „Zaślepienie”, wydana w 2001 roku została nominowana jako najlepszy debiut do Nagrody Sztyletu przyznawanej przez Stowarzyszenie Pisarzy Literatury Kryminalnej.
Co wyróżnia tę autorkę i jak to się dzieje, że każda kolejna powieść tej pani staje się bestsellerem? Przede wszystkim styl, w jakim je tworzy. W książkach Karin Slaughter nie ma cenzury. Każda zbrodnia czy jakakolwiek forma przemocy jest dokładnie opisana. Autorka nie boi się napisać wprost o tym, co zbrodniarz może zrobić swojej ofierze. Idealnie zarysowane tło sprawia, że w połączeniu z opisami morderstw/tortur i innych przestępstw doprowadza do gęsiej skórki w trakcie czytania. To nie są książki dla estetów i osób o delikatnych nerwach, jednak polecam twórczość tej pani wszystkim, którzy lubią dobry i konkretny kryminał.

Moje Śliczne.
19-letnia Julia wychodzi z domu, idzie na zabawę ze znajomymi i nigdy nie wraca. Prowadzone śledztwo niczego nie wykazało, natomiast sama tragedia doprowadziła do podziału w rodzinie. Ojciec Julii popełnia samobójstwo, a jej siostry, Claire i Lydia, wchodzą w zażarty konflikt.
Mija 20 lat.
Claire nie jest święta, jednak wyszła za mężczyznę, Paula, który sprawił, że jej świat dla osoby trzeciej wygląda jak z bajki. Dom, samochody, mnóstwo pieniędzy i świadomość, że o nic nie trzeba się martwić. Claire kocha i jest kochana, jednak szczęście nie trwa wiecznie. Gdy jej mąż pewnego wieczoru zostaje zamordowany, świat Claire rozpada się na kawałki. Nagle ona musi zająć się wszystkim, czym do tej pory zajmował się Paul. Popędzana przez policję, a nawet FBI, przez przypadek dociera do niepokojących materiałów, które przechowywał jej mąż. Materiałów, które poniekąd mogłyby dotyczyć jej zaginionej siostry.

Lydia ma szarą przeszłość. Narkotyki niemalże doprowadziły ją do ruiny, jednak jakoś udało jej się wyjść na prostą. Urodziła i wychowała córkę, a także ciężką pracą udało jej się osiągnąć życie na przyzwoitym poziomie. Ma partnera, który ją szanuje i córkę, którą kocha ponad wszystko. Gdy jej życie sprawia wrażenie ustabilizowanego, nagle dowiaduje się, że mąż jej siostry zostaje zamordowany, co sprawia jej ulgę. Chcąc uniknąć spotkań z rodziną, jakiś czas po pogrzebie jedzie zobaczyć grób Paula, by „odpowiednio” pożegnać mężczyznę. Przez przypadek spotyka tam Claire.
Nadal skłócone siostry postanawiają poprowadzić samodzielne śledztwo w związku z niepokojącymi filmami, które należały do zmarłego męża Claire.

Książka jest jedną z najlepszych pozycji napisanych przez Karin Slaughter. Akcja jest ostro zarysowana, wątki powiązane, a fabuła dobrze przemyślana. Pani Slaughter i tym razem nie zawiodła jeśli chodzi o opisy zbrodni, czy wyrafinowanych tortur. Naturalistyczny język autorki sprawia, że z jednej strony czytelnik jest zdegustowany tym, co jeden człowiek może zrobić drugiemu, ale z drugiej nie może się oderwać od opisu sytuacji i zachowania bohaterów. Gęsia skórka niezmiennie towarzyszy podczas czytania. Nie ma tu ani jednego nieprzemyślanego czy niepotrzebnego elementu, cała powieść jest pod każdym względem idealnie dopracowana. Polecam ją wszystkim osobom, którym mało jest wyrafinowanych szczegółów zbrodni opisywanych w powieściach kryminalnych, sensacyjnych, czy thrillerach. Jeśli o mnie chodzi, po przeczytaniu książki „Moje śliczne” jestem w pełni usatysfakcjonowana.

Na samym początku kilka słów o autorce.
Karin Slaughter, urodzona w stanie Georgia, amerykańska autorka powieści kryminalnych i thrillerów. Jej pierwsza powieść, „Zaślepienie”, wydana w 2001 roku została nominowana jako najlepszy debiut do Nagrody Sztyletu przyznawanej przez Stowarzyszenie Pisarzy Literatury Kryminalnej.
Co wyróżnia tę autorkę i jak to się dzieje, że każda...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedyna myśl pod koniec książki: „Don't you people ever die?!”
Całość rewelacyjna, mimo, że opisane są stosunkowo proste sprawy pokroju „położyła się na swoim łóżku z IKEI” czy „zjadła opakowanie Billy’s Pan Pizza”, ale mimo wszystko coś jest tutaj takiego, że nie można oderwać oczu od tekstu. Lisbeth w całym swoim jestestwie jest jedną wielką zagadką. Człowiekowi wydaje się, że to skrzywdzona, biedna, ale dobra dziewczyna, a potem nagle zaczyna mieć wątpliwości. Ogólnie nie zdziwiłabym się, gdyby ostatecznie wyszło, że należy do grupy czarnych charakterów.
Z minusów, pod koniec książki autor chyba za bardzo popłynął z tym survivor part. Moim zdaniem trochę go poniosło, bo chyba wyszło na to, że Lisbeth jest nieśmiertelna, jak i blond olbrzym.
Ale całościowo książka trzyma w napięciu do samego końca, są momenty, kiedy przechodziły mnie ciary, dochodzą coraz ciekawsi bohaterowie, jednym zdaniem GIVE ME MORE :D

Jedyna myśl pod koniec książki: „Don't you people ever die?!”
Całość rewelacyjna, mimo, że opisane są stosunkowo proste sprawy pokroju „położyła się na swoim łóżku z IKEI” czy „zjadła opakowanie Billy’s Pan Pizza”, ale mimo wszystko coś jest tutaj takiego, że nie można oderwać oczu od tekstu. Lisbeth w całym swoim jestestwie jest jedną wielką zagadką. Człowiekowi wydaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam nieodparte wrażenie, że książka została napisana na kolanie, podczas niedzielnego popołudnia spędzonego na siedzeniu w jakimś parku zabaw. Sam pomysł może nie był aż tak banalny, ale wykonanie dość słabe. Mimo, że to kryminał, gdzie mamy przedstawioną tragedię, momentami odczuwałam nadmiar „cukierków”. Słodziutkie mamusie w ciąży, słodziutkie różowe dzieci i słodziutka Nicole, która doprowadzała mnie do szału. Słodziutki mąż, który tak bardzo załamuje się tym, że żonę mu porwali, ale swoim dzieckiem już się nie zajmie, woli oddać pod opiekę ciężarnej koleżance. Ciężarna koleżanka zupełnie bez charakteru, tak samo jak jej mąż. Mąż porwanej też totalnie bezpłciowy. Tak naprawdę wszyscy bohaterowie są po prostu żadni i średnio interesujący.
Pomysł ciekawy, ale język banalny, wykonanie prymitywne, autorka się nie popisała. Odniosłam wrażenie, że spłodziła tę książkę tylko po to, żeby była. Bez polotu i finezji. Więc bez wysokiej noty.

Mam nieodparte wrażenie, że książka została napisana na kolanie, podczas niedzielnego popołudnia spędzonego na siedzeniu w jakimś parku zabaw. Sam pomysł może nie był aż tak banalny, ale wykonanie dość słabe. Mimo, że to kryminał, gdzie mamy przedstawioną tragedię, momentami odczuwałam nadmiar „cukierków”. Słodziutkie mamusie w ciąży, słodziutkie różowe dzieci i słodziutka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od kiedy nastąpił boom tysięcy kryminałów lepszych i gorszych, ciężko jest się wybić w tym gatunku. Tak na dobrą sprawę, większość tego typu książek jest bardzo podobna i sporo osób czyta je na "odmóżdżenie".
"Dziewczynę z tatuażem" obejrzałam kilka lat temu i pamiętam, że film mi się nie podobał. Bo był długi, nudny i średnio wciągający. A jakiś czas temu zabrałam się za tę książkę i omg. Jak dla mnie jest idealna. Ciekawe wątki, wciągająca akcja, niebanalna historia sprzed kilkudziesięciu lat, poruszone kwestie, nad którymi warto się zastanowić, no i oczywiście Lisbeth. Zazwyczaj nie cierpię kobiet opisywanych w książkach, ale postać Salander jest tak perfekcyjnie wykreowana, że trudno czytać o niej i nie odczuwać żadnych emocji. Jej zewnętrzny brak uczuć, a zaraz furia kotłująca się w środku to strzał w dziesiątkę, jeśli chodzi o ukazanie na pierwszy rzut oka chłodnego i bezstronniczego szpiega. Lisbeth jest idealną postacią do kryminału. Nawet jeśli kogoś nie zainteresowałaby sama historia, to myślę, że warto przeczytać tę książkę chociażby ze względu na pannę Salander. Sama w sobie jest maskotką tej pozycji :D polecam zdecydowanie

Od kiedy nastąpił boom tysięcy kryminałów lepszych i gorszych, ciężko jest się wybić w tym gatunku. Tak na dobrą sprawę, większość tego typu książek jest bardzo podobna i sporo osób czyta je na "odmóżdżenie".
"Dziewczynę z tatuażem" obejrzałam kilka lat temu i pamiętam, że film mi się nie podobał. Bo był długi, nudny i średnio wciągający. A jakiś czas temu zabrałam się za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

No lubię tę autorkę, lubię... Ale ta książka była tak przewidywalna, że aż zaczęłam wierzyć, że sama byłabym w stanie napisać coś, co sprzedałoby się na połowie globu. "Nic się nie wydarzyło, końca świata nie było", ale to była pierwsza część tej serii, więc wybaczam.
Jednak muszę zaznaczyć, że tekst: "Nie jej wina, że jest szpetna, ale mogłaby przynajmniej zostać w domu." zostanie ze mną już do końca życia :D

No lubię tę autorkę, lubię... Ale ta książka była tak przewidywalna, że aż zaczęłam wierzyć, że sama byłabym w stanie napisać coś, co sprzedałoby się na połowie globu. "Nic się nie wydarzyło, końca świata nie było", ale to była pierwsza część tej serii, więc wybaczam.
Jednak muszę zaznaczyć, że tekst: "Nie jej wina, że jest szpetna, ale mogłaby przynajmniej zostać w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"- No, moim zdaniem, według mnie... kilka niedociągnięć jest...
- Niedociągnięć?! A gdzie tu są jakieś dociągnięcia?!"
Killer-ów 2-óch

W ten sposób mogę skomentować tę pozycję. Oczywiście, dobry klimat, Wenecja, mafia, hakerzy, wojsko, lokalna policja i tak dalej... Ale to wszystko tak zagmatwane i niedokończone, w każdym momencie czegoś mi brakowało, brak napięcia, przy wyjaśnieniu pewnych spraw historia staje się tak banalna, że to aż boli i te nieudolne próby stworzenia wątków pseudo miłosnych, "wielka przyjaźń", której równie dobrze mogłoby nie być, bo i tak niczego nie wnosiła do fabuły. Policyjny skandal i pozew o molestowanie... no ok, ale po co? Tak naprawdę do niczego to nie doprowadziło. Główna bohaterka, która powinna być jedną z maskotek tej książki okazała się tak nijaka, że aż żadna. Wojujący feminizm? Jeśli to miało być jednym z wątków, to bardzo nie wyszło. Jedynym bohaterem, który wnosi trochę koloru do cyklu Carnivia jest Daniele, ale o ile w "Bluźnierstwie" dobrze się zapowiadał, w tej części autor najnormalniej w świecie go popsuł. Holly? Niech mi ktoś wyjaśni, w jakim celu ta postać w ogóle powstała. Bo po przeczytaniu 2 części nadal tego nie wiem.
Ta część była tak bardzo przeciętna, jak tylko mogła być. Podobało mi się połączenie terroru z sutanną, ale całokształt, moim zdaniem, był bardzo niedopieszczony. Czuję niedosyt.

"- No, moim zdaniem, według mnie... kilka niedociągnięć jest...
- Niedociągnięć?! A gdzie tu są jakieś dociągnięcia?!"
Killer-ów 2-óch

W ten sposób mogę skomentować tę pozycję. Oczywiście, dobry klimat, Wenecja, mafia, hakerzy, wojsko, lokalna policja i tak dalej... Ale to wszystko tak zagmatwane i niedokończone, w każdym momencie czegoś mi brakowało, brak napięcia, przy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pomysł z żoną - nieudolny.
Zamordowane dzieci - bardzo, BARDZO nieudany "kryminalny" wątek.
Całokształt - co to miało być?
Nie wiem, do czego zmierzał autor. Po co napisał tę książkę? Jakie miało być przesłanie? O co mu chodziło? Zabrałam się za nią, bo taka była osławiona, same ohy i ahy nad nią wisiały, a ja już dawno nie byłam tak zmęczona czytając cokolwiek. Książka jest nudna. Tak naprawdę nie wiedziałam nawet, czego się tam uczepić, żeby mnie zainteresowało. Pojawiają się kolejni bohaterowie, którzy nic nie wnoszą do fabuły, poza nudą. Niech mi ktoś wytłumaczy, na czym polega fenomen tej pozycji, ponieważ nie mam pojęcia, co kogokolwiek mogło ująć w tej książce.
Daję 3 gwiazdki, aczkolwiek to i tak wygórowana ocena.

Pomysł z żoną - nieudolny.
Zamordowane dzieci - bardzo, BARDZO nieudany "kryminalny" wątek.
Całokształt - co to miało być?
Nie wiem, do czego zmierzał autor. Po co napisał tę książkę? Jakie miało być przesłanie? O co mu chodziło? Zabrałam się za nią, bo taka była osławiona, same ohy i ahy nad nią wisiały, a ja już dawno nie byłam tak zmęczona czytając cokolwiek. Książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka w porządku, aczkolwiek usunęłabym kilka niepotrzebnych wątków, które najwyraźniej powstały na zasadzie "zapchajdziurę".
Pozycja na jesienne wieczory do zrelaksowania się i nieszczególnego wysilania mózgu.
Było ok.

Książka w porządku, aczkolwiek usunęłabym kilka niepotrzebnych wątków, które najwyraźniej powstały na zasadzie "zapchajdziurę".
Pozycja na jesienne wieczory do zrelaksowania się i nieszczególnego wysilania mózgu.
Było ok.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dla Rzymu nastały dziwne czasy. Kaligula objął władzę i stał się samozwańczym bogiem. Pieniądze sypią się na wszystkie strony jak piasek na wydmach i prawie nikt nie myśli o tym, że konsekwencje mogą być tragiczne.
Zabawa trwa w Circus Maximus, Żydzi i Grecy stosują wobec siebie swoje własne prawa, a Kaligula wedle humoru robi co mu się podoba ze wszystkimi poddanymi, wliczając w to swoje siostry, będące również jego kochankami. Nikt przy zdrowych zmysłach nie jest w stanie mu się sprzeciwić, więc Wespazjan może jedynie bezradnie obserwować poczynania Fałszywego Boga i modlić się, żeby ten nie miał kaprysu, aby go zabić.
Co kolejna część to lepsza. Tak jak przy pierwszej byłam zadowolona, ale nie w pełni usatysfakcjonowana, tak przy trzecim Wespazjanie zwariowałam. Wszyscy wiemy, że Kaligula był „lekko” szalony, ale to, jak przedstawił go autor w tej części jest mistrzostwem. Każda kolejna scena z boskim cezarem jest kolejną wisienką na przepysznym torcie, jaki w całości tworzy ta książka. Uczta dla wyobraźni, a jeśli ktoś ma ją przebogatą, dostanie gęsiej skórki z wrażenia. Taka moja opinia. Od początku do końca książka jest genialna. Daję maksymalną ocenę.

Dla Rzymu nastały dziwne czasy. Kaligula objął władzę i stał się samozwańczym bogiem. Pieniądze sypią się na wszystkie strony jak piasek na wydmach i prawie nikt nie myśli o tym, że konsekwencje mogą być tragiczne.
Zabawa trwa w Circus Maximus, Żydzi i Grecy stosują wobec siebie swoje własne prawa, a Kaligula wedle humoru robi co mu się podoba ze wszystkimi poddanymi,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

KILL THEM ALL!

Taki tytuł powinna mieć ta część "Królestwa Zmierzchu", a Tom Lloyd zapewne odwiedza George'a R. R. Martina na niedzielnym grillu.
Białoocy w akcji, magowie u granic wytrzymałości, oddział Duchów (sam w sobie jest zjawiskiem), ostateczne starcie wampirów, które na dodatek są rodzeństwem, zdrada, wojna, nieporadne love story na 10 planie i jak muchy padający kolejni bohaterowie, czyli to, co lubię najbardziej. W trakcie czytania ostatnich 70 stron polecam dodatkowo słuchanie utworu "Praying for help" Clintona Shortera, tworzy klimacik jak żadna inna ścieżka.
I pytam się, w czym ta powieść jest gorsza od Gry o Tron? Dlaczego nie została jeszcze zekranizowana? Dlaczego, DLACZEGO?

P.S. Odradzam czytanie epilogu w tej części. Zepsuł więcej niż mógłby naprawić.

KILL THEM ALL!

Taki tytuł powinna mieć ta część "Królestwa Zmierzchu", a Tom Lloyd zapewne odwiedza George'a R. R. Martina na niedzielnym grillu.
Białoocy w akcji, magowie u granic wytrzymałości, oddział Duchów (sam w sobie jest zjawiskiem), ostateczne starcie wampirów, które na dodatek są rodzeństwem, zdrada, wojna, nieporadne love story na 10 planie i jak muchy padający...

więcej Pokaż mimo to