Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Można powiedzieć, że jest to historia jakich wiele, jeden z wszechobecnych romansów, które wpadają w ręce jeszcze zanim zdążymy je wyciągnąć. Tak, jest to też typowa literatura kobieca - nie ma co ukrywać, że mało który facet byłby w stanie się w nią wciągnąć. Ma ona jednak w sobie coś niezwykłego. Być może dostrzegam to tylko dlatego, że jestem kobietą i jestem sentymentalna, ale stwierdzam to jako prawie-zagorzały przeciwnik romansów, więc coś w tym musi być. I nie jest to wcale utożsamianie się z główną bohaterką, choć pewnie każda z nas mogłaby dostrzec w niej cząstkę siebie.
Czytając "Na krawędzi nigdy" nie odczuwa się żadnej nachalności, która wbrew pozorom jest już prawie cechą ogólną jeśli chodzi o ten rodzaj książek. Nie chodzi o to że nie wiadomo czy w końcu zakochają się w sobie czy nie, ale o tym że ta miłość nie obnosi się ze swoją przewidywalnością, jest poniekąd niewinna sama w sobie. Pomijając inne wszelkie rzeczy, które jej towarzyszą, a zdecydowanie nie są niewinne. Cała historia opiera się na pojęciu bardzo bliskim większości osób, a mianowicie poszukiwaniu akceptacji samego siebie, poszukiwaniu odpowiedzi, spokoju i zrozumienia, a także podświadomemu poszukiwaniu miłości. W pewnym sensie pokazuje także, że być może w jakiś sposób faktycznie przeznaczenie jest obecne w naszym życiu. A my im dłużej czytamy, tym bardziej chcemy w to wierzyć.

Można powiedzieć, że jest to historia jakich wiele, jeden z wszechobecnych romansów, które wpadają w ręce jeszcze zanim zdążymy je wyciągnąć. Tak, jest to też typowa literatura kobieca - nie ma co ukrywać, że mało który facet byłby w stanie się w nią wciągnąć. Ma ona jednak w sobie coś niezwykłego. Być może dostrzegam to tylko dlatego, że jestem kobietą i jestem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś lepszego. Dostałam cofniętą w rozwoju Norę. Niby historia niezła i dobrze się czyta, ale niektóre momenty były mocno naciągane...
Mam wrażenie, że im bardziej autorka rozwija akcję i dodaje wątków, tym gorzej wychodzi w ogólnym rozrachunku całość, bo żaden z tych wątków nie reprezentuje zbyt wysokiego poziomu. Trochę smutne.

Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś lepszego. Dostałam cofniętą w rozwoju Norę. Niby historia niezła i dobrze się czyta, ale niektóre momenty były mocno naciągane...
Mam wrażenie, że im bardziej autorka rozwija akcję i dodaje wątków, tym gorzej wychodzi w ogólnym rozrachunku całość, bo żaden z tych wątków nie reprezentuje zbyt wysokiego poziomu. Trochę smutne.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Spóźnieni kochankowie" to książka niezwykła. Opowiada o dwojgu doświadczonych przez życie ludzi, których przeznaczenie czy też przypadek stawia na swojej drodze, aby na nowo odkryć dla nich życie. Nauczyć miłości. Nie jest to jedna z popularnych dzisiaj par nastolatków, tylko kobieta po siedemdziesiątce i dobiegający pięćdziesiątki mężczyzna; nie spodziewamy się po nich gorącego romansu, a w pewnym sensie dostajemy go. Nawet jeśli miejscami wydaje się trudny do zaakceptowania czy przełknięcia. Nie jest to jednak kwestia na tyle pierwszoplanowa, żeby przysłonić nam to, co w tej historii najważniejsze, a mianowicie uczucie rodzące się między dwojgiem zagubionych ludzi - młodą dziewczyną w ciele staruszki i niespełnionym malarzem. Oboje zostali w życiu czegoś pozbawieni, jednak z biegiem czasu traci się orientację, które bardziej. Dużo w tym bólu i strachu, ale jakby powiedziała Mirabelle, także dużo niewinności. Chłoniemy ją z każdego niepewnego posunięcia, każdej obawy. Poruszamy się wraz z bohaterami po świecie, w którym znaczenie ma każdy zmysł - smak, zapach, dotyk, wzrok, słuch. Wyobraźnia. Wewnętrzna siła człowieka, napędzająca jego działania. Jego pragnienia i nadzieje. Miłość i obecność drugiej osoby. Czasem tylko tyle potrzeba, żeby życie było piękne. Dzięki Mirabelle i Jaquesowi uczymy się odkrywać świat wokół siebie na nowo, uczymy się patrzeć głębiej i głębiej czuć. Doceniamy znaczenie prostych czynności i rytuałów, bezinteresowności i bliskości. Znaczenie marzeń. Tak mało, a zarazem tak wiele. Warto odkryć w sobie taki sentymentalizm.

"Spóźnieni kochankowie" to książka niezwykła. Opowiada o dwojgu doświadczonych przez życie ludzi, których przeznaczenie czy też przypadek stawia na swojej drodze, aby na nowo odkryć dla nich życie. Nauczyć miłości. Nie jest to jedna z popularnych dzisiaj par nastolatków, tylko kobieta po siedemdziesiątce i dobiegający pięćdziesiątki mężczyzna; nie spodziewamy się po nich...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Pokuta" to historia o miłości, która będąc jeszcze bardzo krucha, została poddana trudnej próbie. Nie miała czasu, żeby się rozwinąć, jednak miała czas, żeby trwać i nadawać sens życiu dwojga młodych ludzi. Oboje byli zdolni, inteligentni, z mniej lub bardziej konkretnymi aspiracjami na przyszłość. Oboje zagubieni w uczuciach, jednak w pewnym momencie całkiem pewni siebie i swoich uczuć, gotowi stawić im czoło. Gotowi dać sobie siebie, na przekór wszystkiemu i wszystkim. Niestety stanęła między nimi 13-letnia dziewczynka. Jej uczucia również odegrały w tej historii niemałą rolę, bo to właśnie one w połączeniu z zagubieniem i konsternacją, o jakie przyprawiło ją zachowanie dorosłych doprowadziło do tragedii, która zniszczyła życie Cecilii i Robbiego. Oboje z nich wyrzuciło w środek wojny, w której mniej lub bardziej dosłownie walczyli, by zachować i odzyskać życie, by odmienić los, by zapomnieć i wybaczyć, odnaleźć siebie samych i móc przechować w sobie miłość, by po wojnie nie zostały z niej zgliszcza. By się nie stłamsiła, a czas nie jej wymazał. Byli silni, silni wspomnieniami i swoimi słowami zawartymi w listach, bo nic więcej nie mieli. Tylko tak mogli trwać.
Tak mijały lata, a Briony dojrzała. Dojrzały w niej obrazy, które z czasem nabrały nowego sensu i odkryły przed nią samą jej błędy. Wywołały wyrzuty sumienia, które nie pozwalały normalnie funkcjonować. Mimo wielkich chęci, nie mogła jednak już nic naprawić. Tylko czas mógł dać jej ukojenie i właśnie on był jej pokutą.
Aby dać upust prawdzie musiała czekać bardzo długo. Mimo to, przed całe swoje życie był to jej główny cel i poświęciła się mu, bo uważała, że w ten sposób zapewni spokój duszom zakochanych. Ich obecność była przy niej nieustannie. Cała ta książka jest nią przepełniona. Ich czuwaniem. I oczekiwaniem na sprawiedliwość, która być może nigdy nie nadeszła.

"Pokuta" to historia o miłości, która będąc jeszcze bardzo krucha, została poddana trudnej próbie. Nie miała czasu, żeby się rozwinąć, jednak miała czas, żeby trwać i nadawać sens życiu dwojga młodych ludzi. Oboje byli zdolni, inteligentni, z mniej lub bardziej konkretnymi aspiracjami na przyszłość. Oboje zagubieni w uczuciach, jednak w pewnym momencie całkiem pewni siebie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Więzień nieba" doskonale podtrzymuje nastrój zbudowany w "Cieniu wiatru" i "Grze anioła". Historie z tych dwóch tomów tutaj łączą się i zaczynają biec jednym nurtem, wzbogacając się o nowe, nie mniej ciekawe szczegóły i wątki. Poznajemy tajemnice Fermina, a przynajmniej znaczną ich część, cofając się razem z nim i Danielem w zamierzchłą, choć wcale nie tak bardzo odległą przeszłość, od której wcale nie tak łatwo uciec. Upomina się ona o Fermina i choć nie przynosi to ze sobą zbyt drastycznych skutków dla niego samego, rozbija na małe kawałki lustro złudzeń Daniela. Jest to zarazem początek nowej, intrygującej historii, której rozwoju niecierpliwie oczekujemy. Bo wiemy, że Zafón z pewnością nam ją opowie.

W "Więźniu nieba" tak jak i we wcześniejszych książkach Carlos Ruiz Zafon zachwyca stylem, który z każdym kolejnym wydawanym przez niego tytułem zdaje się być jeszcze pełniejszy. Jego pióro to majstersztyk. W połączeniu z niesamowitą magią zawartą w opisywanych przez niego historiach jakąś dziwną siłą przenosi nas ze sobą do Barcelony tamtych czasów, oprowadza nas po jej ciemnych, mrocznych uliczkach i ukazuje piękno, które łapie nas w swoje szpony i nie chce wypuścić. Stajemy się więźniami tych historii aż do ostatniej strony, ostatniego słowa i ostatniej kropki. Zaciera się granica pomiędzy dwoma światami. I co w tym najwspanialsze, pragniemy, aby ta książkowa rzeczywistość trwała wokół nas jak najdłużej.
Zafón po raz kolejny okrasza swoją historię nutą romantyzmu, która zagęszcza atmosferę i pokazuje drugą naturę miasta. Barcelona, pod powłoką mglistego, obciążonego niejedną zbrodnią miasta pozostaje nadal na swój sposób niewinna i wypełniona kryjącą się w ciemnych zaułkach nadzieją, która przeżyła razem z ludźmi, kryjąć się na dnie ich serc. Nadzieja ta również składa się na atmosferę tej książki - nadzieja na lepsze jutro, na odmianę losu, na poznanie prawdy. Na sprawiedliwość. Na to, że wszystkie zbrodnie pewnego dnia wyjdą na jaw i nie pozostaną bezkarne. A Barcelona, nie chcąc być jedynie świadkiem tego procesu, pobudza rozwój wypadków od środka, żeby ludzkie drogi mogły się przeciąć. Później zdarzenia następują po sobie bardzo szybko. A ona nadal pozostaje niewzruszona. Ale jakby promienieje.
We wszystkim przebija obecność Davida, który jest równie nieśmiertelny jak Barcelona, może dlatego że to właśnie on jest jej tytułowym więźniem. To wokół niego tak naprawdę wszystko się kręci. Jest, ale jednak go nie ma, nie wiadomo na ile ta obecność jest rzeczywista, ale nie da się ukryć jej namacalności. Nie da się też powstrzymać przeczucia, że nastąpi taka chwila, kiedy i on powróci, żeby wbić klin między wątkami i uczynić zadość krzywdom. Z resztą nie on jeden.

Być może "Więzień nieba" jest tylko w połowie tak obszerny jak "Cień wiatru" i być może nie ma tej samej dziewiczej świeżości, jednak posiada wielki potencjał. Jest dojrzały. Bohaterowie również w jakimś stopniu dojrzeli i ulegli konsekwentnym przemianom. Zafón swym niezmiennym zwyczajem dopiął wszystko na ostatni guzik, bez cienia sztuczności. Nie potrafię mu nic zarzucić. Stworzył ze mnie samej więźnia swoich historii, który razem z Więźniem Nieba będzie poszukiwał w wiecznej Barcelonie sprawiedliwości i szczęścia, choć tylko jako świadek. Jednak nie mniej dociekliwie.

"Więzień nieba" doskonale podtrzymuje nastrój zbudowany w "Cieniu wiatru" i "Grze anioła". Historie z tych dwóch tomów tutaj łączą się i zaczynają biec jednym nurtem, wzbogacając się o nowe, nie mniej ciekawe szczegóły i wątki. Poznajemy tajemnice Fermina, a przynajmniej znaczną ich część, cofając się razem z nim i Danielem w zamierzchłą, choć wcale nie tak bardzo odległą...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To smutne, że tak dużo książek opiera się na tych samych schematach, które za każdym razem tak samo rozczarowują. Nic nie umniejsza wartości książki bardziej niż brak ciekawej fabuły. Przewidywalność gwarantuję nudę. A w tym przypadku było jeszcze trochę kiczu. Kiedyś, jakby w drugim życiu, miałam ochotę ją kupić. Dziś ogromnie się cieszę, że tego nie zrobiłam.

To smutne, że tak dużo książek opiera się na tych samych schematach, które za każdym razem tak samo rozczarowują. Nic nie umniejsza wartości książki bardziej niż brak ciekawej fabuły. Przewidywalność gwarantuję nudę. A w tym przypadku było jeszcze trochę kiczu. Kiedyś, jakby w drugim życiu, miałam ochotę ją kupić. Dziś ogromnie się cieszę, że tego nie zrobiłam.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Głęboko zapadła mi w serce i duszę. Stoi na honorowym miejscu na mojej półce i zawsze tam stała, czekając na swoją kolej i szacunek dla swojej treści. Mam sentyment do ludzi, którzy walczyli o Polskę poświęcając za nią swoje życie i nie chcąc niczego w zamian. W niej nie chodziło o to, żeby jak najpiękniejszymi słowami opisać zdarzenia tamtych lat, tylko aby w jak najprostszych słowach opisać piękno czynów i odwagi, która była wtedy rzeczą naturalną, choć nie u każdego taką samą, a na którą dzisiaj mało kto by się zdobył. Nie oszukujmy się, Polska Walcząca to byli patrioci, którzy tworzyli tak naprawdę niewidzialne państwo. Dziś jest ono rzeczywiste, ale brak Polaków, którzy bez wahania poszliby walczyć w jego obranie. Choć kto wie, może potrzeba trzeciej wojny żeby się o tym przekonać.

Głęboko zapadła mi w serce i duszę. Stoi na honorowym miejscu na mojej półce i zawsze tam stała, czekając na swoją kolej i szacunek dla swojej treści. Mam sentyment do ludzi, którzy walczyli o Polskę poświęcając za nią swoje życie i nie chcąc niczego w zamian. W niej nie chodziło o to, żeby jak najpiękniejszymi słowami opisać zdarzenia tamtych lat, tylko aby w jak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czytając tą książkę ma się nieodparte wrażenie, że jest to opowieść schizofrenika, który niezmiennie trwając w zwykłej rzeczywistości, dodaje do jej obrazu jeszcze kawałek swojej - zmyślonej. Jednak wczytując się w jego słowa zauważamy, że jego wizje nie są tak całkiem pozbawione sensu, a narrator nie jest schizofrenikiem, tylko człowiekiem, który milczał i udawał głuchoniemego przez wiele lat, co prawdopodobnie odbiło się w jakiś sposób na jego psychice, nawet jeśli pisząc, stara się nie dać tego po sobie poznać.
Ta książka to swego rodzaju paradoks - ci, którzy byli pod władzą i nadzorem Kombiantu, zerwali kajdany, a ten, który, zdawać by się mogło, był ponad nim i miał swoje stałe miejsce zupełnie poza takimi zależnościami - został stłamszony. Nie pokonany, nie do końca pokonany. Nie wygrał tego co chciał, pewnie w ogóle mało wygrał, ale reszta dzięki niemu coś zyskała - niektórzy urośli, inni zmaleli, ale została legenda, której nie opowie własnymi słowami, śmiejąc się w głos, ale inni zrobią to za niego.
W wielu momentach śmiałam się razem z bohaterami, czasem rozumiałam jak niektóre rzeczy mogą nie mieścić się w głowie i zdawałam sobie sprawę, że niektórzy naprawdę brali udział w takim cyrku i to była ich normalność, a oni wybierali ją z własnej woli i bronili jej prawdziwości. Musieli pokonać wszystkie słabości, żeby wznieść się nad kukułcze gniazdo i udało im się to. Jednak Kombinat się zemścił i zatrzymał motor ich odwagi, ale spełnił on już swoje zadanie i zmielił wszystko na wióry.
Książka rewelacyjna, bardzo polecam.

Czytając tą książkę ma się nieodparte wrażenie, że jest to opowieść schizofrenika, który niezmiennie trwając w zwykłej rzeczywistości, dodaje do jej obrazu jeszcze kawałek swojej - zmyślonej. Jednak wczytując się w jego słowa zauważamy, że jego wizje nie są tak całkiem pozbawione sensu, a narrator nie jest schizofrenikiem, tylko człowiekiem, który milczał i udawał...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja pierwsza ksiżżka tego autora, choć na liście pozycji do przeczytania wcale nie była pierwsza. Ale gdzieś, w jakiś sposób wpadła mi w ręce i teraz cieszę się z tego powodu.
Panuje w niej surrealistyczna, magiczno-mroczna atmosfera. Akcja nie dłuży się, ale bardzo wciąga. Czyta się ja bardzo szybko, kartka po kartce, coraz bardziej dając się ponieść historii Księcia Mgły, który jest tutaj postacią-kluczem, jak mówi tytuł. Wszystkie postaci są doskonale nakreślone, choć nie zagłębiamy się w ich charaktery zbyt głęboko,a le tutaj to wcale nie jest potrzebne, nie tego oczekujemy jako czytelnicy.
Bardzo mi się podobała. To zaledwie 200 stron odkryły przede mną treść, jaką niekiedy autorzy nie potrafią zmieścić w 500. Kocham takie historie i wierzę, że sięgając po kolejne pozycje w dorobku Carlosa-Ruiza Zafrona, będę się tylko utwierdzać w przekonaniu, że zasłużył na sławę, którą w ostatnich latach zdobył.

Moja pierwsza ksiżżka tego autora, choć na liście pozycji do przeczytania wcale nie była pierwsza. Ale gdzieś, w jakiś sposób wpadła mi w ręce i teraz cieszę się z tego powodu.
Panuje w niej surrealistyczna, magiczno-mroczna atmosfera. Akcja nie dłuży się, ale bardzo wciąga. Czyta się ja bardzo szybko, kartka po kartce, coraz bardziej dając się ponieść historii Księcia...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niezwykła historia, kolejna w dorobku Kinga, która zapisała się w moim sercu. Za pomocą Łowcy Snów znów przeniosłam się w inny świat, tak bliski, a jednocześnie taki daleki, gdzie nierzeczywistość jest rzeczywistością, a więzy łączące ludzi nabierają jeszcze większego znaczenia.
Najbardziej kocham w tym autorze to, że każda jego książka jest inna. Każda coś innego daje, pokazuje różne światy, różne historie, choć wszystkie są tak samo niecodzienne. Można przeczytać całą górę krwawych horrorów, ale jego książek nie pokona nigdy nikt. Bo to coś więcej niż tylko historie o dziwnych ludziach, raz bardziej krwawe, raz mniej. One wiążą niewidzialną nicią czytelnika z bohaterami, zarówno tymi, którzy pozostają z nim do końca, jak i z tymi, którzy po drodze go opuszczają. Nie potrafię tego w żaden sposób wytłumaczyć, ale od pierwszej strony czułam tą wieź i ona nie znikła aż do teraz. Ile razy nie pomyślę o tych wydarzeniach, tyle razy przypominam sobie tak rzeczywistego, że prawie nierealnego Dudditsa, Breavera czy Jonesy'ego. Oni ciągle są ze mną. I czuję się, jakbym i ja choć na chwilę zgubiła się wraz z nimi w łowcy snów i widziała linię. Linię, która wiedzie aż za horyzont i pojawia się zawsze, ilekroć tego zagubienia potrzeba.
Pomijając wszelkie szczegóły fabuły, ta książka zawsze będzie mi się ciepło kojarzyć. Może jako ulotne wspomnienie, ale za to bardzo silne. Tak silne jak przyjaźń, która połączyła Dudditsa, Beavera, Peta, Jonesy'ego i Henry'ego.

Niezwykła historia, kolejna w dorobku Kinga, która zapisała się w moim sercu. Za pomocą Łowcy Snów znów przeniosłam się w inny świat, tak bliski, a jednocześnie taki daleki, gdzie nierzeczywistość jest rzeczywistością, a więzy łączące ludzi nabierają jeszcze większego znaczenia.
Najbardziej kocham w tym autorze to, że każda jego książka jest inna. Każda coś innego daje,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niektóre historie nie wymagają przekonywania, nie wymagają wielu pytań, nie wymagają zastanawiania się, dlaczego ten królik miał troje uszu zamiast dwóch i tłumaczenia, że wszystko gdzieś ma swój sens. Niektóre historie płyną tak naturalnie, że można zaakceptować wszystko, o czym opowiadają. Spoglądając na okładkę drugiego tomu powieści 1Q84, będąc zaprzyjaźnionym już ze stylem Murakamiego od razu wiemy, że natrafiliśmy właśnie na taką historię. Kolejną cudownie nierealną książkę, która posiada głębszą wartość niż tyko paręset zapisanych drobnym drukiem stron i dziwną okładkę.
Drugi tom historii Murakamiego wprowadza nas głębiej w fabułę opowieści, jeszcze pewniej niż w pierwszej części prowadzi czytelnika za rękę i wprowadza w wir wydarzeń, aby z każdą stroną coraz bardziej pragnął dotrzeć do końca i rozwiać dręczące go wątpliwości. Czy Tengo odnajdzie Aomame? Czy wreszcie się spotkają? Ich wątki rozgrywają się równocześnie, a jednak ma się wrażenie, jakby były zawieszone w czasie, blisko siebie, ale na tyle daleko, żeby nie mogły się dogonić.
Wszystko to ma w sobie jakąś magię, jakąś trudną do zrozumienia aurę tajemniczości i mimo że wszystkie karty po kolei się odkrywają, ma się wrażenie, że pozostaje jakiś as w rękawie, którego nie jesteśmy w stanie zidentyfikować. Ten as to księżyc, ten drugi, zielony, który czuwa nad wszystkim, pilnuje i naprowadza, napędza wydarzenia. Nadaje podświadomego znaczenia postaciom i ich losom; stworzony przez Fukaeri, przelewa przez nią swoją cudowność. Ona też jest w centrum wydarzeń, wszystko kręci się wokół niej oraz jej ojca, jednak jego życie dobiega końca. Następuje cisza po burzy. Księżyc wychodzi zza chmur, a Tengo wychodzi z domu i błąka się po osiedlu, zasiada na zjeżdżalni na placu zabaw i wpatrując się w dwa księżyce, szuka w nich sensu. Sensu, który będzie potrafił zrozumieć. A obok niego jest Aomame. Łączy ich jedynie księżyc i jego mglista poświata, od której nie mogą oderwać wzroku. Bo kiedy to zrobią, jest już za późno.
Murakami po raz kolejny perfekcyjnie buduje postacie, ich psychikę, uczucia, pragnienia i osobowość. Każe nam błądzić w labiryntach, które tworzą się w głowach jego bohaterów i każe nam tym samym odnaleźć się w labiryntach, które tworzymy w nas samych, zmusza nas do zatrzymania się, do zostawienia na chwilę tej niezwalniającej karuzeli zwanej życiem. Zagłębiając się w jego książkach dostajemy bezcenny bilet na pociąg, który wiedzie w stronę niby skomplikowanych i dziwnych, a jakże prostych refleksji być może wiodących tylko do Miasta Kotów, gdzie czeka nas wyłącznie utracenie, ale na takie chwilowe utracenie czeka podświadomie każdy z nas, bo wie, że i tak na peronie będzie czekał pociąg, który zabierze nas w drogę powrotną. Że Miasto Kotów jest zaledwie piękną metaforą, odskocznią. Miejscem, w którym jesteśmy niewidoczni i możemy się zastanowić. Nad czym będziemy się tam zastanawiać? Każdy, kto przeczytał tą książkę, lub jakąkolwiek inną tego autora, sam napewno wie. Bo stał się kolejną mniej lub bardziej zagubioną duszą w Mieście Kotów, gdzie dla każdego znajdzie się miejsce i gdzie każdy zostaje choć na chwilę utracony.

Niektóre historie nie wymagają przekonywania, nie wymagają wielu pytań, nie wymagają zastanawiania się, dlaczego ten królik miał troje uszu zamiast dwóch i tłumaczenia, że wszystko gdzieś ma swój sens. Niektóre historie płyną tak naturalnie, że można zaakceptować wszystko, o czym opowiadają. Spoglądając na okładkę drugiego tomu powieści 1Q84, będąc zaprzyjaźnionym już ze...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trochę mnie rozczarowała. Nie spodziewałam się po niej wielkiej, genialnej fabuły, ale tak jak początek mnie wciągnął, koniec wydawał mi się.... nie wiem, trochę wymuszony? Miałam wrażenie jakby to wszystko rozeszło się po kościach, nie tak miało być... Nie lubię takich niedopiętych zakończeń, chciałam bliżej poznać ducha, chyba o to w tym wszystkim chodzi, żeby znaleźć sedno historii. Ale tym razem nie do końca było mi to dane. Szkoda. Ale to nie znaczy, że książka całkiem mi się nie podobała. Nie była taka zła - dobrze scharakteryzowani bohaterowie, choć też niepełni jako postacie, i Hundreds Hall, tworzący idealną scenografię. Atmosfera jaką stwarza prowadzi czytelnika w taki sposób, że chce poznać każde jego wnętrze, jakby to miało być jakieś niezapomniane doświadczenie, podróż, która pochłonęłaby nas bez reszty. Ja też chciałam się tam zgubić. Zgubić w historii, która nie została do końca opowiedziana. Czuję niedosyt.

Trochę mnie rozczarowała. Nie spodziewałam się po niej wielkiej, genialnej fabuły, ale tak jak początek mnie wciągnął, koniec wydawał mi się.... nie wiem, trochę wymuszony? Miałam wrażenie jakby to wszystko rozeszło się po kościach, nie tak miało być... Nie lubię takich niedopiętych zakończeń, chciałam bliżej poznać ducha, chyba o to w tym wszystkim chodzi, żeby znaleźć...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka pełna ciepła i mądrości, zajmująca określone miejsce w każdym sercu. Mały Książę i cała jego historia wkracza w nas świat niby nagle, ale utożsamiamy się z nią, każdy na swój sposób, i pozwalamy mu zamieszkać w naszym sercu, aby pilnował, żeby pomagało nam ono dokonywać właściwych wyborów, bo najlepiej widzi się tylko sercem oraz nie prowadziło nas tylko prostymi drogami, bo idąc prosto, nie zajdzie się za daleko...

Książka pełna ciepła i mądrości, zajmująca określone miejsce w każdym sercu. Mały Książę i cała jego historia wkracza w nas świat niby nagle, ale utożsamiamy się z nią, każdy na swój sposób, i pozwalamy mu zamieszkać w naszym sercu, aby pilnował, żeby pomagało nam ono dokonywać właściwych wyborów, bo najlepiej widzi się tylko sercem oraz nie prowadziło nas tylko prostymi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Konkretny kryminał, na jaki dawno czekałam. Fascynująca postać doktora Lectera mimo roli drugoplanowej ciągnie tu prawie cały wątek i najbardziej przyciąga, hipnotyzuje. Bez niego chyba żadne ze zdarzeń nie miałoby takiego charakteru, zawsze czuć go gdzieś w tle, mimo że nie bierze w tym udziału. Prowadzi psychiczne gierki z bohaterami, pociąga za sznurki trochę z tej, trochę z tamtej strony, czekając na efekty.
Wartka akcja, w miarę nie załamująca się, ciągłe nowe fakty, które sprawiają, że czeka się, jak to się ostatecznie rozegra. Może główna bohaterka, Clarice Strling, nie wzbudza jakiegoś podziwu, nie jest tak magnetyczna jak Lecter, ale w sumie jest przyjazna i nie przeszkadzała mi w akcji, nawet ją polubiłam. Nie było tam chyba bohatera, który wzbudzałby złe odczucia, wszyscy byli częścią tych puzzli, które składają się na całą książkę.
Thomas Harris przekonał mnie do siebie i Milczenie owiec to początek naszej wspólnej drogi, mam nadzieję. Czekam na więcej z jego strony.

Konkretny kryminał, na jaki dawno czekałam. Fascynująca postać doktora Lectera mimo roli drugoplanowej ciągnie tu prawie cały wątek i najbardziej przyciąga, hipnotyzuje. Bez niego chyba żadne ze zdarzeń nie miałoby takiego charakteru, zawsze czuć go gdzieś w tle, mimo że nie bierze w tym udziału. Prowadzi psychiczne gierki z bohaterami, pociąga za sznurki trochę z tej,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Może się wydawać, że gdy jest się chorym, ale ma się świadomość swojej choroby, wszystko jest w miarę w porządku. Szczególnie jeśli jest się chorym psychicznie, na zespół Aspergera, który, jak u Jacoba, przy przestrzeganiu odpowiednich diet i rutyn, pozwala funkcjonować w społeczeństwie. Jednak to tylko pozory, w które bardzo łatwo uwierzyć, kiedy nie zna się tego "od kuchni". Jacob to niesamowity chłopak, inteligentny i mądry, jednak jego "być lub nie być" określa choroba, bawiąc się w kotka i myszkę z nim i jego bliskimi. Obcowanie z zespołem Aspergera wcale nie jest zabawne, nie jest igraszką, nie jest sposobem na zabicie czasu. Asperger to choroba całej rodziny, robiąca z człowieka egoistę, choć zamykająca go w niezmiennych ramach i szablonach zachowań, których, jeśli się ich nie nauczy, po prostu nie ma. Trzeba się jej całkowicie podporządkować, bo ona nie zna słowa "zmiłuj", nie wybacza i nie robi wyjątków.
W książce opisana jest historia chłopaka, który swoją manią kryminalistyczną doprowadza się przed sąd. Jego pobudki zdają się być nie do pojęcia, nie do zaakceptowania, jeśli nie zna się dogłębnie ich przyczyny, ale nawet jeśli się je zna, to paradoksalnie ciężko je zaakceptować. Aż do ostatniej strony zastanawiamy się, jak to się wszystko rozegrało i ile w tym było z prawdziwej niepoczytalności, bo Jacob nie jest typowym bohaterem, który odkrywa się mniej więcej w połowie historii. On nie potrafi się odkryć. Robi to dopiero wtedy, gdy ktoś go do tego popchnie i nie daje po sobie poznać, że jest inaczej niż myślą wszyscy. Nie rozumie znaków, obca jest mu empatia, ale za to nie potrafi kłamać, choć przecież ukrywanie prawdy jest jakby kłamstwem. Jednak dla niego wszystko podpina się pod inne ramy, patrzy się na nie pod innym kątem i, co za tym idzie, widzi się zupełnie inne rzeczy, niż gdyby patrzeć zwyczajnie.
Największym szczęściem Jacoba jest jego rodzina oraz przypadkowy prawnik, który angażuje się w ich życie. Może też nawracający się ojciec. Oni są jego podporą i zdają się go rozumieć, a nawet jeśli nie, to jemu i tak wydaje się, że tak i to jest dla niego najbezpieczniejsze. Rutyna to jego rzeczywistość i oni są jego rutyną, będąc przy nim każdego dnia i zmieniając jego życie z minuty na minutę, pozornie pozostawiając je takim samym.
Jess również była jego rutyną, należała do jego życia, ale w pewnym momencie znikła i musieli to pokonać, wszyscy razem. I choć nie mówili tego sobie wprost, bo po prostu nie było takiej możliwości, nie było łatwo stworzyć nowej rutyny, nowego systemu. Robili to po kryjomu, nieświadomi.
Jacob był tak nieprzewidywalny, że nie można było przewidzieć jego poczynań, mimo iż w jego życiu rządziła rutyna. Praktycznie wszystko kręciło się wokół niego, on był głównym 'nakręcaczem' zdarzeń. I maleńkimi kroczkami odsłaniał coraz to nowy szczegół zagadki, aż połączył je wszystkie razem, ujawniając tajemnicę. Być może finał był bardziej zaskakujący niż na początku się wydawało, ale to dobrze. Razem z całą historią daje potężny wydźwięk, którego nie da się zagłuszyć. Jacob wygrywa, pokonuje samego siebie, jakby tylko o to w tym chodziło.

Może się wydawać, że gdy jest się chorym, ale ma się świadomość swojej choroby, wszystko jest w miarę w porządku. Szczególnie jeśli jest się chorym psychicznie, na zespół Aspergera, który, jak u Jacoba, przy przestrzeganiu odpowiednich diet i rutyn, pozwala funkcjonować w społeczeństwie. Jednak to tylko pozory, w które bardzo łatwo uwierzyć, kiedy nie zna się tego "od...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Szczerze mówiąc, to jedna z najnudniejszych lektur, jakie miałam okazję przeczytać.

Szczerze mówiąc, to jedna z najnudniejszych lektur, jakie miałam okazję przeczytać.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Spełniła moje oczekiwania bardziej niż się spodziewałam. Naprawdę. Bardzo mi się podobała. Po cichu miałam na to wielką nadzieję, ale przed zakupem czaiła się niepewność. Cieszę się, że się nie spełniła.
Lubię tę serię chyba przede wszystkim dlatego, że główna bohaterka jest całkiem w porządku i pod wieloma cechami charakteru przypomina mnie, co w sumie jest trochę dziwne, ale tak jest i tyle. Patch też jest świetny, muszę to przyznać. Nie wiem, dlaczego tak jest, wszystko tam mnie przyciąga, co ostatnio zdarza się tak rzadko, że prawie wcale. Ale w gruncie rzeczy nie o to chodzi. Chciałam przede wszystkim napisać, że podobała mi się droga, w którą podążyła w tej części fabuła. Bo była to droga, której w ogóle się nie spodziewałam, właściwie nie miałam zielonego pojęcia jak ta cała historia może się dalej potoczyć, dlatego było to miłe zaskoczenie. Bardzo dobrze rozegrana akcja i stan niepewności to plusy, które warto zauważyć. Była mniej przewidywalna niż pierwsza część, co też jest na plus. Ogólnie cały zarys historii się nie zmienił, co też mi się podobała, podobna atmosfera i wszystko. I niespodzianki. Wszystkie nowe fakty. To było ciekawe.
Myślę, ze jak się przeczytało pierwszą część, to wręcz trzeba przeczytać i tą, bo wydaje mi się, że jest nawet lepsza. Jeśli się nie przeczytało, to warto sięgnąć.

Spełniła moje oczekiwania bardziej niż się spodziewałam. Naprawdę. Bardzo mi się podobała. Po cichu miałam na to wielką nadzieję, ale przed zakupem czaiła się niepewność. Cieszę się, że się nie spełniła.
Lubię tę serię chyba przede wszystkim dlatego, że główna bohaterka jest całkiem w porządku i pod wieloma cechami charakteru przypomina mnie, co w sumie jest trochę dziwne,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

1Q84 to powieść, której przeczytanie odkładałam przez jakiś czas, nie mogąc zdecydować się na rozpoczęcie czytania. Chciałam się nad nią skupić, a nie przelecieć bez żadnego zastanowienia, bo wtedy nie przyniosłaby mi żadnej przyjemności. A przyjemność z czytania książek Murakamiego jest warta czekania.
W sklepie najpierw przyciągnęła mnie okładka i nazwisko mojego ulubionego pisarza. Jej wydanie było dla mnie niespodzianką, więc płacąc przy kasie po raz pierwszy od dawna czułam przyjemność z wydawania pieniędzy, bo jest to pierwsza jego książka, którą posiadam na swojej półce. Ta spontaniczna decyzja była trafniejsza, niż się spodziewałam.

Książka ta skupia w sobie bardzo wiele rzeczy przyciągających uwagę, zaczynając od okładki, a kończąc na fazach księżyca przy każdym z rozdziałów. Cała fabuła jest krok po kroku starannie przemyślana, z każdej strony przemawia do czytelnika precyzja stylu, nie przysłonięta przez zawiłą fabułę. Po raz kolejny autor zabiera nas w pachnącą surrealizmem podróż, która napotyka ciągłe zakręty.Rozpoczyna się ona nie na pierwszej stronie, lecz gdzieś w środku, tworzą ją wszystkie opowiadane przez autora historie, które płyną obok głównego wątku. Dobrze wiemy, że historie te kiedyś ze sobą się złączą, wszystkie drogi w końcu się spotkają, ale każdy kolejne rozdział oddala nas od tego wydarzenia, dodaje kolejne szczegóły, które tłumaczą nam, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Po przeczytaniu notatki na tylnej okładce można mieć wrażenie, że to kolejna dziwaczna historia współczesnego pisarza, przecież tyle ich teraz się pojawia, ale gdy się zacznie czytać, cała ta mgła wątpliwości znika, wszystko staje się z powrotem przejrzyste. Już wiadomo, że akurat w tym przypadku wątpliwości nigdy nie są uzasadnione, ich po prostu nie powinno być, bo to nie kolejna fantastyczna bajeczka dla dziewczynek z podstawówki.
Tengo i Aomame to mężczyzna i kobieta - dwie różniące się na pozór wszystkim postaci, które jednak mają bardzo dużo wspólnego. Oboje chcą mieć zawsze kontrolę nad wszystkim, nie lubią gwałtownych zmian i czasami czują się zagubieni, aż w końcu wszystko wokół nich zaczyna się nieznacznie zmieniać. Zanim to jednak zauważają, znajdują się już w samym środku środku niewidzialnej kuli, która kręci się z każdym dniem coraz szybciej, raz po raz zmieniając kierunki, a oni nie mogą się z niej wydostać. Próbują więc próbować opanować swój umysł i zrozumieć otaczającą ich rzeczywistość, która nagle zaczyna być mniej rzeczywista niż zwykle, dlatego rozsiewa swoim istnieniem mnóstwo wątpliwości. Nie sposób ich zrozumieć, a oni muszą to zrobić, a także odnaleźć się w atakujących ich wspomnieniach, które pojawiają się w najmniej spodziewanych momentach. Są bardzo blisko siebie, a jednocześnie bardzo daleko, gdzieś w którymś momencie ich drogi zaplątały się ze sobą, ale później się rozeszły. Każde z nich otacza aura tajemniczości, a oni prowadzą nas w kierunku, w którym niekoniecznie mielibyśmy ochotę iść. Idziemy jednak, bo przyciąga nas on jak magnes, ciągnie ze sobą wszystkie wydarzenia. Krok po kroku coraz lepiej wszystko rozumiemy i pozostaje nam tylko czekanie aż połączy się to naprawdę w jedną całość. Historia rozwija się bardzo wolno, ale czerpie się z tego jakąś niezrozumiałą przyjemność.

Najlepsze w tym wszystkim jest to, ze w całej tej historii, w której fantastyka walczy z realizmem, obydwa te światy zdają się ze sobą idealnie współgrać. To co ma być rzeczywiste jest niesamowicie rzeczywiste, a to co jest fantastyczne jest bez dwóch zdań fantastyczne. Te dwie cechy uzupełniają się nawzajem, jak para dobrych przyjaciół, więcej, u Murakamiego są parą dobrych przyjaciół, dlatego historie potrafią tak nas wciągnąć, a my tak się w nich zatracamy. Na dodatek z każdego wydarzania promieniują kolory, wszystko jest takie... prawdziwe. A czytelnik ma wrażenie, jakby we wszystkim uczestniczył. Nie sposób porównać tego uczucia do żadnego innego. Zdecydowanie polecam, choćby po to, żeby chociaż raz w życiu to poczuć.

1Q84 to powieść, której przeczytanie odkładałam przez jakiś czas, nie mogąc zdecydować się na rozpoczęcie czytania. Chciałam się nad nią skupić, a nie przelecieć bez żadnego zastanowienia, bo wtedy nie przyniosłaby mi żadnej przyjemności. A przyjemność z czytania książek Murakamiego jest warta czekania.
W sklepie najpierw przyciągnęła mnie okładka i nazwisko mojego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie powiem, że jestem jakoś strasznie zachwycona, pierwsza część mimo wszystko podobała mi się bardziej. Nie czekałam na ten tom z niecierpliwością, ale byłam ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń, a tak naprawdę chyba nic się nie wydarzyło. Nic szczególnego. Przynajmniej dla mnie. Luce wkurzała mnie totalnym brakiem zaufania do samej siebie i do kogokolwiek innego, a już szczególnie do tych, którym najbardziej na niej zależało. Dla mnie to jak takie szukanie dziury w całym zamiast jakaś konkretna próba zrozumienia. Niekoniecznie sytuacji, szczególnie jeśli nie zna się jej w całości, ale przynajmniej jakiegoś częściowego zaakceptowania faktów.
Standardowo, do moich ulubionych bohaterów należeli Arriane i Roland, Miles mnie wkurzał prawie w równym stopniu co Luce. Brakowało mi scen z przeszłości Luce, w ogóle obrazów przeszłości, tej ciemnej atmosfery pierwszej części, gdzie niepewność była na porządku dziennym. Shoreline wydawało mi się miejscem, gdzie nie powinno się dziać nic niepokojącego, brakowało tam nutki realizmu, którą w Sword & Cross jednak się wyczuwało, bo tamto miejsce nadawało odpowiedniego charakteru wszystkim wydarzeniom, a Shoreline według mnie nie.
Sięgnę po następną część z czystej ciekawości, bo jak zabrnęłam już tak daleko, to będę chciała zobaczyć, co się stanie dalej i mam nadzieję, że będzie lepsza niż ta, bo podróż po przeszłości wydaje mi się ciekawsza, ale nie mam pojęcia, jak autorka zdecyduje się napisać kolejną część, więc pozostaję w niepewności, ale nie wielkiej, bo aż tak mi nie zależy, żeby poznać prawdę. Straciłam cały swój pierwotny, choć nie jakiś ogromny, zapał, który zapalił się we mnie po przeczytaniu pierwszego tomu. Teraz się wypalił. Może kiedyś powstanie z popiołów, może...

Nie powiem, że jestem jakoś strasznie zachwycona, pierwsza część mimo wszystko podobała mi się bardziej. Nie czekałam na ten tom z niecierpliwością, ale byłam ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń, a tak naprawdę chyba nic się nie wydarzyło. Nic szczególnego. Przynajmniej dla mnie. Luce wkurzała mnie totalnym brakiem zaufania do samej siebie i do kogokolwiek innego, a już...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Kronika ptaka nakręcacza" to książka pełna zakrętów, pytań bez odpowiedzi i dziwnych zbiegów okoliczności. Autor bawi się z czytelnikiem w ciuciubabkę, jednocześnie w trakcie gry rozluźniając supeł wstążki zakrywającej oczy. Nic tam nie jest wymuszone, nic nie ma logicznych podstaw, ale jednocześnie przyjmujemy to na tacy, jakby to właśnie było dokładnie to, czego oczekiwaliśmy. Cała zabawa polega na tym, żeby cięgle tłuc się w tych ciemnościach, tajemniczej atmosferze, w poszukiwaniu najciemniejszych zakątków naszej świadomości. Żeby samemu znaleźć się na dnie wyschniętej studni, w której kryje się sedno całej tajemnicy, lecz żeby do niego dotrzeć, trzeba zapuścić tam korzenie swojej świadomości, nawiązać łączność z własnym wnętrzem, tak głęboko, jak sięgają granice naszej świadomości lub nieświadomości. Gubimy się tam, odnajdujemy i napotykamy rzeczy praktycznie bez związku, tak jak w książce - skupiamy się na tym, co powierzchowne, żeby dotrzeć do znalezienia drugiego dna. Musimy pokonać długą drogę, przerywaną wieloma godzinami oczekiwania, które z kolei wypełnione są niesamowitymi historiami, która zapierają dech w piersiach w równym stopniu co główny wątek. I zagłębiając się w tą grę coraz bardziej, mamy wrażenie, jakbyśmy gubili się w gęstej mgle, z której nie ma wyjścia i możemy tylko iść dalej i czekać na to, co się z niej wyłoni.
Ta książka składa się z wielu historii, ponieważ jej bohaterami są różni ludzie, a każdy z nich posiada swoją odrębną historię, która jakimś wątkiem splata się z inną i tak w kółko. Każdy z nich ma inne uczucia, inne przemyślenia i coś innego do ukrycia, co może wydostać się na światło dzienne tylko pod warunkiem, że znajdzie się odpowiednia osoba, której można to powierzyć. Dziwnym zbiegiem okoliczności ta osobą okazuje się Toru Okada; jest Ptakiem Nakręcaczem nakręcającym sprężynę świata, na którym żyją oni wszyscy oraz poszczególnych światów, na których żyje każde z osobna i tak naprawdę ma się wrażenie, że to, czy kolejne zdarzenia będą miały miejsce i jakie będą miały następstwa zależy tylko od tego, czy dobrze wykorzysta on wiedzę wynikającą z każdej z historii i opanuje swoje myśli do tego stopnia, że będzie mógł znaleźć światełko w ciemnym tunelu, w którym się znalazł, a które przybliża się z każdym kolejnym słowem i każdą kolejną myślą.
Nawet pod koniec ciemność nie znika, choć światło jest dużo wyraźniejsze, ale tak naprawdę ta historia nie mogłabym się jednoznacznie zakończyć. Bo kłębek refleksji, które zostały w niej uchwycone to tylko część drogi, którą pokonują bohaterowie, a ta droga biegnie jeszcze daleko wprzód, lecz dalej nie możemy podążyć już z naszymi bohaterami, resztę mroku muszą pokonać sami.

"Kronika ptaka nakręcacza" to książka pełna zakrętów, pytań bez odpowiedzi i dziwnych zbiegów okoliczności. Autor bawi się z czytelnikiem w ciuciubabkę, jednocześnie w trakcie gry rozluźniając supeł wstążki zakrywającej oczy. Nic tam nie jest wymuszone, nic nie ma logicznych podstaw, ale jednocześnie przyjmujemy to na tacy, jakby to właśnie było dokładnie to, czego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to