-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik264
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2023
2023
2003
2016-07-16
2015-07
Dome czy Dom? Jeszcze masz wybór.
Kiedy sięgałam po książkę „Tylko przy mnie bądź” Joanny Sykat, trochę bałam się tej lektury. Powieść z elementami science-fiction? Czy to rzeczywiście coś dla mnie? Jednak już w trakcie czytania musiałam przyznać, że obawy były zupełnie niepotrzebne. Teraz mogę zadeklarować: biorę w ciemno wszystko co napisze Joanna Sykat, nieważne czy sklasyfikowane jako zbiór miniatur, literatura kobieca, romans, science-fiction, powieść psychologiczna. Bo każda z nich będzie tak samo „sykatowa”, wymykająca się ze sztywnych ram klasyfikowania książki pod względem gatunku.
Bohaterami książki „Tylko przy mnie bądź” są Marta i Wiktor. Kiedyś oboje zdecydowali poświęcić swoje życie dla kariery i ich drogi rozeszły się. Zamienili egzystowanie w normalnym, znanym nam świecie, pełnym barw, zapachów i dźwięków na życie w sterylnie czystym, skomputeryzowanym Dome. Jak można przeczytać w słowniczku umieszczonym z tyłu książki jest to „kopuła, państwo w państwie, gigantyczna forma”.
Marta i Wiktor podpisali kontrakty godząc się z następstwami swoich decyzji. Marta próbuje oszukiwać system, walcząc o każdą namiastkę znanej jej z dawnych czasów. Pewnego dnia spotyka Wiktora, który jest już całkowicie zdominowany przez prawa rządzące Dome… Zażywa coraz więcej tabletek, dzięki którym nic nie czuje. Je gotowe „dawki” jedzenia tylko po to, by zaspokoić głód. „Odhacza” kolejne „taski”… Poświęca na to cały swój czas.
Kiedy czytałam o gotowych „dawkach” jedzenia czy też o całkowitym podporządkowaniu się pracodawcy, o braku czasu dla rodziny, a w zasadzie całkowitej z niej rezygnacji, coś do mnie dotarło. Choć Joanna Sykat stworzyła książkę z elementami science-fiction, to jednak pisze ona o tym, co dzieje się tu i teraz, niekoniecznie w odległej przyszłości. Czy nie jemy coraz więcej fast foodów lub gotowych dań przeznaczonych do odgrzania w mikrofalówce, popijając je kawą instant? Celebrowanie wspólnych posiłków, tych domowych, przygotowanych pieczołowicie przy pomocy rodziny, odchodzi w przeszłość. Czymże jest w końcu zapiekanka z marketu przy potrawach znanych nam z dzieciństwa, jak nie właśnie taką „dawką”, w sam raz po to, by przestać być głodnym i znów zająć się pracą… Czy nie bierzemy dodatkowych „fuch” po godzinach bądź wciąż chodzimy ze służbowym telefonem przy uchu, bo chcemy zarobić więcej lub zyskać w oczach szefa pokazując, że jesteśmy na każde zawołanie? Wszystko szybciej, nie na jutro, na dziś, bo zbliża się deadline.
Dalszy ciąg: http://czytelnicze-zacisze.blogspot.com/2015/09/joanna-sykat-tylko-przy-mnie-badz.html
Dome czy Dom? Jeszcze masz wybór.
Kiedy sięgałam po książkę „Tylko przy mnie bądź” Joanny Sykat, trochę bałam się tej lektury. Powieść z elementami science-fiction? Czy to rzeczywiście coś dla mnie? Jednak już w trakcie czytania musiałam przyznać, że obawy były zupełnie niepotrzebne. Teraz mogę zadeklarować: biorę w ciemno wszystko co napisze Joanna Sykat, nieważne czy...
2015-06-19
2015-06-19
2015-06-21
2015-02
Dziecko jest źródłem nadziei. Mówi ono rodzicom o celu ich życia, reprezentuje owoc ich miłości. Pozwala również myśleć o przyszłości.
Jan Paweł II, Castel Gandolfo 1979 [1]
Kiedy Anna Ignatowska, wówczas mama czwórki dzieci: Wiktorii, Antoniego, Zuzanny i Franciszka, zaczęła pisać swój internetowy dziennik, nawet w najśmielszych marzeniach nie spodziewała się, że za kilka lat trafi on do czytelników w formie tradycyjnej książki. W tym czasie w życiu jej rodziny zmieniło się wiele. Przede wszystkim pojawiły się najmłodsze pociechy, skrajne wcześniaczki, Maja i Misia.
dalszy ciąg recenzji: http://czytelnicze-zacisze.blogspot.com/2015/06/anna-ignatowska-dziennik-pokadowy-czyli.html
Dziecko jest źródłem nadziei. Mówi ono rodzicom o celu ich życia, reprezentuje owoc ich miłości. Pozwala również myśleć o przyszłości.
Jan Paweł II, Castel Gandolfo 1979 [1]
Kiedy Anna Ignatowska, wówczas mama czwórki dzieci: Wiktorii, Antoniego, Zuzanny i Franciszka, zaczęła pisać swój internetowy dziennik, nawet w najśmielszych marzeniach nie spodziewała się, że za kilka...
2013-10
Trzymam w dłoni małą, niepozorną książeczkę, niewiele większą od dziecięcego modlitewnika, który, pokryty kurzem, leży gdzieś w moim domu rodzinnym. W przeciwieństwie do wspomnianego wyżej, jest ona dość cienka. Tak naprawdę ma raptem kilkadziesiąt stron. Nazwa oficyny, której nakładem się ukazała, nie mogła być trafniejsza. Opublikowało ją bowiem wydawnictwo Miniatura.
„Biedronki są ważne” to literacki debiut znanej mi z książek „Wszystko dla Ciebie” i „Jesteś tylko mój” Joanny Sykat, który wydany został pod nazwiskiem Zakrzewska. Na tle okładki w ceglastym kolorze wyróżnia się umieszczony tam fragment obrazu Henri’ego Rousseau pt. „Nieprzyjemna niespodzianka”. Przestawia on nagą kobietę, stojącą o zachodzie słońca pod rozłożystym drzewem i atakowaną przez zwierzęcą bestię. Obrazy tego francuskiego malarza naiwnego znajdują się również na kartach publikacji. Moim zdaniem wybór tych ilustracji to wspaniały pomysł, który dodatkowo podnosi wartość artystyczną tej książki.
To małe objętościowo, a zdecydowanie wielkie pod względem wartości literackiej dzieło składa się z dwudziestu dwóch miniatur prozatorskich. Autorka pochyla się w nich nad różnymi przejawami życia. Są tu emocje kobiety noszącej pod sercem nowe życie, miłość matki do dziecka, zachwyt dwojga kochanków, odkrywanie kobiecości, pożądanie, seks, ale też choroba psychiczna i fizyczna, przemoc, samotność, cierpienie, przemijanie, śmierć. Bohaterami miniatur są nie tylko ludzie, ale także i zwierzęta: pies, kot, tytułowe biedronki czy ślimak. Każdą z nich uważam za małe arcydzieło, będące na pograniczu prozy i poezji.
Joanna Zakrzewska-Sykat pokazuje, że w wielu sprawach jesteśmy podobni do zwierząt i nie ma w tym niczego uwłaczającego. Ludzki instynkt macierzyński porównywany jest do instynktu kotki pragnącej opiekować się potomstwem. Pożądanie nie jest obce i człowiekowi, i psu. I w końcu śmierć, dotykająca tak samo ślimaka rozpłaszczonego na betonie, jak i leżącego w łóżku staruszka.
To nie wszystko, autorka pokazuje też, że warto zatrzymać się nad chwilą drobnym wycinkiem rzeczywistości. Zupełnie jak ten kot z miniatury „Idioto, pod twą obronę”:
„Kot był drobny, biały. Siedział na parapecie i zza szyby przyglądał się światu. Widział idących szybko ludzi, przebiegające psy. Słyszał stukot obcasów i warkot samochodów – okienny wycinek rzeczywistości szalał pośpiechem.
Ludzie nie widzieli kota. Interesowały ich tylko wskazówki zegarków i fragmenty chodnika, nieupstrzone grzejącymi się w słońcu psimi odchodami”[1].
Lub jak Michałek z tej samej miniatury, który, w przeciwieństwie do innych ludzi, codziennie tego kota dostrzega.
Na uwagę zasługuje też język, który jest poetycki, ale wcale nie wydumany. Autorka nie boi się używać określeń potocznych czy wulgaryzmów. Każdy z nich ma jednak tu uzasadnione miejsce, w końcu i w codziennym życiu nie wszystko jest piękne i dobre. Nie stosuje ich zatem po to, by szokować, a raczej po to, by ukazać czytelnikowi życie takie, jakim jest.
Chciałabym kiedyś umieć pisać tak poetycko, a jednocześnie tak prawdziwie, bez niepotrzebnego nadęcia, ale też i bez zbytniego upraszczania. A tak właśnie pisze Joanna Zakrzewska-Sykat. Nic zatem dziwnego, że lubię od czasu do czasu sięgać po ten zbiór miniatur, by przeczytać jedną czy dwie z nich. Zupełnie tak samo postępuję z ulubionymi tomami poezji.
Jestem pewna, że spod pióra autorki wyjdzie jeszcze wiele wartościowych dzieł. Na razie do przeczytania została mi najnowsza książka pisarki, również wydana przez oficynę Miniatury, pt. „Macierzynki”.
Przypis:
Joanna Zakrzewska, Biedronki są ważne, s. 45.
Trzymam w dłoni małą, niepozorną książeczkę, niewiele większą od dziecięcego modlitewnika, który, pokryty kurzem, leży gdzieś w moim domu rodzinnym. W przeciwieństwie do wspomnianego wyżej, jest ona dość cienka. Tak naprawdę ma raptem kilkadziesiąt stron. Nazwa oficyny, której nakładem się ukazała, nie mogła być trafniejsza. Opublikowało ją bowiem wydawnictwo...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-11-21
„W jakiś paradoksalny sposób jesteśmy z Renatą do siebie podobne. Obie nie umiałyśmy postawić twardych warunków, podjąć decyzji. Tyle że ona nie potrafiła jej podjąć pomimo braku uczucia, a ja właśnie tym uczuciem miałam związane ręce” [1].
Kiedy tylko dowiedziałam się, że Joanna Sykat wyda wkrótce kolejną książkę, wiedziałam, że na pewno ją przeczytam. Nic dziwnego, w końcu jej poprzednia powieść pt. „Wszystko dla Ciebie” poruszyła moje najczulsze struny, a niejednokrotnie doprowadziła nawet do łez. Bardzo się ucieszyłam, że Autorka poleciła mnie, dzięki czemu jako jedna z nielicznych osób mogłam przeczytać książkę jeszcze przed jej premierą, która to początkowo była zapowiedziana na 26 listopada, ostatnio jednak została przesunięta na 10 grudnia.
Tym razem nie zwiodła mnie już kolorowa i bajkowa okładka. Byłam pewna, że Joanna Sykat ponownie zaserwuje czytelnikowi ciekawą, ale trudną historię, która będzie pretekstem do podzielenia się z nim swoimi przemyśleniami na temat związków, miłości, zdrady czy macierzyństwa. I oczywiście się nie zawiodłam!
Książka opowiada o dwóch kobietach, Nataszy i Renacie, które związały się z tym samym mężczyzną, Krzysztofem. A w zasadzie to one same o sobie opowiadają, ponieważ Joanna Sykat zastosowała narrację pierwszoosobową zarówno z perspektywy żony, jak i kochanki. Wszystko zaczyna się od tego, że na spotkaniu autorskim Nataszy, która w swojej najnowszej książce opisała swój związek z żonatym Krzysztofem, pojawia się Renata. Przynosi pisarce stary żółty zeszyt, w którym spisała całą historię z własnego punktu widzenia. Bo, jak się szybko okazało, prawie od początku wiedziała o podwójnym życiu swojego męża. I tak powoli poznajemy obecną sytuację Nataszy, jej wspomnienia oraz zapiski Renaty.
Powieść ta po raz kolejny pokazuje nam, że prawie nic nie jest w życiu czarne i białe. Z jednej strony mamy tu względnie udane małżeństwo z rozsądku, z drugiej - gorące zakazane uczucie. Mamy też ukazaną próbę utrzymania małżeństwa dla dobra dziecka i... samotne macierzyństwo. Czy można powiedzieć, że któraś z tych dwóch kobiet stoi na lepszej pozycji? Na to pytanie musimy poszukać odpowiedzi sami podczas lektury. W miarę czytania książki nasz stosunek do Nataszy, Renaty i oczywiście Krzysztofa będzie się zmieniał. Nie chcę zbyt wiele zdradzać, ale muszę napisać, że zakończenie jest naprawdę zaskakujące i wcale nie w stylu „i żyli długo i szczęśliwie”. Jak to w życiu, które jest sztuką dokonywania wyborów. Bo w końcu zarówno żona, jak i kochanka, muszą tych wyborów dokonać.
Nieco więcej miejsca chciałabym poświęcić pewnemu dość drobnemu wątkowi, który jednak bardzo mnie poruszył. Nie będę zdradzać, o którą postać chodzi, wspomnę tylko, że mam na myśli wizytę Nataszy na cmentarzu i spacer pomiędzy grobami małych dzieci. Teraz mamy akurat listopad, większość z nas ma za sobą wizyty na grobach najbliższych, ja też. Na cmentarzu w mojej rodzinnej wsi jest jeden grobek, całkiem świeży zresztą, obok którego nigdy nie mogę przejść spokojnie. A tak naprawdę to każdy z nich kryje w sobie historię nieopisanej tragedii rodziców, którzy musieli zmierzyć się ze śmiercią dziecka. Wcześniej może aż tak emocjonalnie do tego nie podchodziłam, wszystko zmieniło się od chwili, w której sama zostałam matką zdrowej i ślicznej dziewczynki.
Wróćmy jednak do powieści. Kreacja bohaterów książki „Jesteś tylko mój” stoi na naprawdę wysokim poziomie, a powieść dopracowana jest w najdrobniejszym szczególe. Zarówno obie kobiety, jak i dzielący (czy łączący?) je mężczyzna to postaci z krwi i kości. Ukazując ich złożoną, trudną historię, Autorka - podobnie jak w przypadku poprzedniej powieści - uczy nas, że w życiu bardzo często nie da się postawić grubej kreski i podzielić wszystkiego na to, co dobre i to, co złe.
Z niecierpliwością czekam na papierową wersję książki, a w przyszłości oczywiście na kolejną powieść Joanny Sykat. A nim to się stanie, na pewno zapoznam się z pierwszym dziełem Autorki, zbiorem miniatur prozatorskich pt. „Biedronki są ważne”.
Przypisy:
1. Joanna Sykat, Jesteś tylko mój, s. 59
„W jakiś paradoksalny sposób jesteśmy z Renatą do siebie podobne. Obie nie umiałyśmy postawić twardych warunków, podjąć decyzji. Tyle że ona nie potrafiła jej podjąć pomimo braku uczucia, a ja właśnie tym uczuciem miałam związane ręce” [1].
Kiedy tylko dowiedziałam się, że Joanna Sykat wyda wkrótce kolejną książkę, wiedziałam, że na pewno ją przeczytam. Nic dziwnego, w...
Jestem Kubą swojego życia [1].
Po Euro 2016 jego nazwisko jest odmieniane przez wszystkie przypadki. W przeprowadzonym przez Przegląd sportowy plebiscycie to właśnie on został uznany za najlepszego polskiego piłkarza minionej imprezy. Ja również przychylam się do tej opinii. Jakub Błaszczykowski jest wybitnym piłkarzem, ale jakim człowiekiem? Tego chciałam dowiedzieć się z książki, którą napisał wspólnie z Małgorzatą Domagalik.
MD Jesteś panem swego życia?
KB Górnolotnie to brzmi, ale na pewno staram się wyciągać z życia maksymalnie tyle, ile mogę. A czy jestem panem? Jestem Kubą swojego życia [2].
Na tylnej okładce publikacji można przeczytać - Człowiek, mężczyzna, piłkarz – historia ludzka. I taka jest właśnie ta książka. Nie jest ona bowiem o piłkarzu - zresztą Małgorzata Domagalik to nie dziennikarka sportowa, a raczej mistrzyni wywiadu psychologicznego, co daje się odczuć podczas czytania - ale przede wszystkim o człowieku. Ta niesamowita pod wieloma względami pozycja opowiada o życiu Błaszczykowskiego, począwszy od wczesnego dzieciństwa, kiedy to, wspierany przez swoją ukochaną mamę, odkrył miłość do piłki nożnej, a skończywszy na pierwszych miesiącach 2015 r. Małgorzata Domagalik przeprowadza wiele rozmów z samym Błaszczykowskim, a także jego rodziną, przyjaciółmi, trenerami, kolegami z boiska. Daje się odczuć, że przez ten czas autorka bardzo zżyła się z Kubą, a jego rodzina ją zaakceptowała [...]
Dalszy ciąg: https://czytelnicze-zacisze.blogspot.com/2016/07/jakub-baszczykowski-magorzata-domagalik.html
Jestem Kubą swojego życia [1].
więcej Pokaż mimo toPo Euro 2016 jego nazwisko jest odmieniane przez wszystkie przypadki. W przeprowadzonym przez Przegląd sportowy plebiscycie to właśnie on został uznany za najlepszego polskiego piłkarza minionej imprezy. Ja również przychylam się do tej opinii. Jakub Błaszczykowski jest wybitnym piłkarzem, ale jakim człowiekiem? Tego chciałam dowiedzieć się z...