-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus7
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
-
ArtykułyPyrkon przygotował ogrom atrakcji dla fanów literatury! Co dzieje się w Strefie Literackiej?LubimyCzytać1
Biblioteczka
2013-09-01
2013-12-03
Myśląc o sprawach natury duchowej często podnoszona jest kwestia wiary i poświęcenia się Bogu. Najtrudniej przyznać rację, że jest się słabym i niedostatecznie wytrwałym w pielęgnowaniu w miłości do bliźniego. W całym wszechświecie jesteśmy tak niepozorni.
Bohater powieści Andrzej mógłby właśnie tak pomyśleć, gdy otrzymał list, w którym jego przyjaciel z dawnych lat zawiadamia go, że poszukuje bezcennego przedmiotu należącego do Boga.
Nie ma dostatecznie dużo sił na to i prosi przyjaciela o pomoc. Andrzej razem ze swoją znajomą Wandą podejmują się prawie niemożliwe zadania. Kto by przypuszczał, że tysiące lat od opisanych wydarzeń uda się im dowieść istnienia tego niezwykłego przedmiotu?
Poszukiwanie mitycznego artefaktu, którym był zabawką samego Boga może każdego nawrócić i utwierdzić w przekonaniach. Jednak zastanawiam się czy właśnie to było impulsem do napisania tej książki.
Te przemyślenia natchnęły mnie książka pod tytułem Zabawka Boga. Na początku po przeczytaniu opinii o niej wydawało się, że jest dobrze zaplanowaną powieścią z tłem historycznym.
W trakcie zgłębiania jej fabuły moim oczom ukazał się jak żywy obraz realiów, w których przyszło żyć matce Jezusa Miriam i ulubionemu uczniowi Jeszui Janowi.
Powieść jest opatrzona w piękne fotografie i rysunki, za których to sprawą możemy bardziej wczuć się w rolę tajemniczego podróżnika zwanego Rajmundem, na którego barkach leży odpowiedzialność za największy skarb ludzkości.
Sposób, w jaki tą rzeczywistość opisał Tadeusz Biedzki pozwoliła mi na przeniesienie się o kilka tysięcy lat.
Przecierałem oczy ze zdziwienia, jak bardzo wciągnęła mnie treść. Strona po stronie coraz bardziej chłonąłem opowieści Jefraima, który wszedł w posiadanie drewnianej zabawki. Ta z kolei została wystrugana przez św. Józefa dla małego Jezusa.
O jakim przedmiocie mowa o tym dowiecie się sięgając po książkę. Zapewniam Was, że nie pożałujecie tej decyzji i z każdą chwilą będziecie coraz bardziej oczarowani opowieścią.
Książka opatrzona wieloma przypisami skłaniała mnie do wielu refleksji na temat tego jak do tej pory postrzegałem wydarzenia historyczne, które był tłem przemian społecznych i kulturowych w społeczności Żydów tuż po zmartwychwstaniu Jezusa.
Mamy między innymi także wgląd w przebieg wydarzeń, gdy na Królestwo Jerozolimskie najeżdża sułtan Salladyn. Ostatecznie podporządkowuje on sobie święte miejsce wyznawcom islamu.
Nic nie dają kolejne krucjaty podejmowane przez króla Francji Filipa II Augusta, cesarza Fryderyka I Barbarossę i Ryszarda Lwie Serce.
Autor daje nam do rąk książkę, która łączy w sobie trzy odległe okresy pierwsze wieki naszej ery, następnie ok 1187 r. i czasy nam współczesne. Mimo to akcja jest wartka i nie traci swojej dynamiki.
Krew od wiek wieków przelewają zarówno muzułmanie jak i chrześcijanie, a końca konfliktu nie widać. To w pewien sposób wciąż dzieli wiele narodowości.
Podsumowując książka ta dla wielu może wydawać się zbyt oczywistą próbą okraszenia sławą dzielnych chrześcijan walczących z krwiożerczymi muzułmanami. Po przeczytaniu tej powieści oceniam ją, jako dobrze przedstawioną opowieść o początkach chrześcijaństwa.
Z pewnością jest to niezwykła książka, do której to przeczytania bardzo zachęcam. Mało jest publikacji, które razem z rysunkami i zdjęciami oddają klimat miejsc, które znamy tylko z kart historii. Jednak po przeczytaniu powieści Tadeusza Biedzkiego mam wrażenie, że byłem, widziałem i czułem to samo, co autor.
Mam wrażenie, że losy bohaterów są mi tak bliskie, że wręcz połączyła mnie z nimi nieprzerwaną nić, która jednoczy już ponad miliard wyznawców.
W drodze było wiele wyrzeczeń, bólu i łez, ale mimo to nie ulękli się i podążali śmiało przed siebie. To dla mnie jest istotą przekazu tej powieści, że jeśli jest się dostatecznie wytrwały osiągnie się nawet to, co jest nierealne.
Skarb odnaleziono, ale nie ujrzało światła dziennego. Czasami to, co ukryte ma większą siłę przekazu niż to, co ujawnia się światu.
Opublikowane także:
http://illumien.blogspot.com/2013/12/zabawka-boga-tadeusz-biedzki.html
https://www.facebook.com/ZapachKsiazek?ref=hl
Myśląc o sprawach natury duchowej często podnoszona jest kwestia wiary i poświęcenia się Bogu. Najtrudniej przyznać rację, że jest się słabym i niedostatecznie wytrwałym w pielęgnowaniu w miłości do bliźniego. W całym wszechświecie jesteśmy tak niepozorni.
Bohater powieści Andrzej mógłby właśnie tak pomyśleć, gdy otrzymał list, w którym jego przyjaciel z dawnych lat...
2017-01-24
2014-05-09
Ludzie od wieków dążyli do poznania prawdy o tym skąd się wywodzimy i kim jesteśmy. Nie ustajemy w poszukiwaniach, ponieważ stale odczuwamy głód wiedzy.
Dążymy do prawdy o tym, co miało miejsce w przeszłości, dlatego archeolodzy odkopują stare kości dinozaurów.
Socjolodzy wyjaśniają jak żyli nasi przodkowie, a historie, które nas otaczają stają się po części naszymi przeżyciami.
W momencie, gdy wziąłem do ręki nową książkę Pana Liseckiego pod tytułem Tajemnica Marii Magdaleny poczułem gęsią skórę. Nie wiedziałem, czego się spodziewać.
Zastanawiałem się, co mam o tym myślec. Nawet niewierzący doskonale zdają sobie sprawę z roli, jaką odegrała towarzyszka Jezusa.
Bazując na przekładzie starożytnej Biblii możemy przypuszczać, że była ona bardzo pilną uczennicą i ewidentnie bez niej w dziejach ludzkiej myśli chrześcijaństwo wiele by straciło.
Nie można pominąć tego, że kobiety za życia Jezusa niewiele miały do powiedzenia, bo ich rola sprowadzała się do usługiwania mężczyznom.
Na zmianę tej sytuacji miał wpływ pojawienie się religii chrześcijaństwa, za której to sprawą wszyscy ludzie stali się sobie równi.
Mimo entuzjazmu, jaki towarzyszył mi podczas czytania książki z każda chwilą budził mój niesmak sposób, w jaki autor przekazuje wiedzę. Nie wątpię, że Pan Lisiecki poświęcił wiele czasu na zbadanie źródeł.
Jednak w momencie, gdy robiło się ciekawie i przeczytałem fragment historii nieznanych wydarzeń z życia Marii Magdaleny.
Autor skutecznie wtrącał niepotrzebne anegdoty, który zniechęcały mnie do dalszej lektury.
Moim zdaniem zabieg ten nie służył przybliżeniu się do poznania tajemnicy Marii Magdaleny, ale był swego rodzaju tabulą rasa, na której autor mógł umieścić swoje dygresje.
Zgodzę się, że w obecnych czasach żyjemy w coraz bardziej niegościnnym środowisku.
Otacza nas mgła, która oblepia niczym pajęcza się. Szukamy odpowiedzi na pytania, które bywają kłopotliwe.
Ważne jest jednak także to by zastanawiać się nad doborem odpowiedniej książki. Wybór podejmujemy pod względem okładki, autora czy samego tytułu.
Bywa nie raz nie dwa podyktowany samą szatą graficzną, która nie ma przełożenia na treść tak istotną w książkach poruszających epizody historyczne.
Zanany temat to z jednej strony duży potencjał, który służy do ubrania go w odpowiednie zdania. Jednak trzeba liczyć się z tym, że już wiele na ten temat usłyszeliśmy bądź przeczytaliśmy. Jeśli dobrze nie opowie się historii staje się ona kolejną z wielu. Takie odebrałem wrażenie czytając tą powieść.
Interesuje mnie ta tematyka ze względu na odległe czasy, o których mało wiemy.
Poszukiwanie źródeł jest w tym wypadku wskazane, ale ich nadmiar przytłacza i sprawia, że nie skupiamy się na tym co naprawdę nas interesuje.
Brak odpowiedniej argumentacji wpływa na odbiór treści i jej ocenę. Niestety w moim wypadku, ale nie jestem zadowolony.
Autor nie przekonał mnie swoimi tezami, a zbyt wiele uwag odnoszących się do cytatów z Biblii moim zdaniem nie pozwoliło na to by lepiej zrozumieć, jakie były losy Marii Magdaleny.
Byłby lepszy odbiór treści w momencie, gdyby nie było tak wiele wtrąceń, które w sumie burzyły tok narracji. Nie wiem, czemu miał służyć ten zabieg, ale trudność sprawiało zapamiętanie wszystkich rozpoczętych epizodów.
Moim zdaniem książka jest skierowana do czytelnika, który poświeci jej dużo uwagi i będzie posiadał duża wiedzę na temat czasów Jezusa Chrystusa. Z pewnością zadanie w zrozumieniu tez autora ułatwi zapoznanie się z jego poprzednią powieścią.
Opublikowane także na:
http://illumien.blogspot.com/2014/05/tajemnica-marii-magdaleny-pawe-lisiecki.html
Ludzie od wieków dążyli do poznania prawdy o tym skąd się wywodzimy i kim jesteśmy. Nie ustajemy w poszukiwaniach, ponieważ stale odczuwamy głód wiedzy.
Dążymy do prawdy o tym, co miało miejsce w przeszłości, dlatego archeolodzy odkopują stare kości dinozaurów.
Socjolodzy wyjaśniają jak żyli nasi przodkowie, a historie, które nas otaczają stają się po części naszymi...
2013-09-25
Mam dla Was dzisiaj kuszącą propozycję na jesienne wieczory. Książka pod tytułem Ostatnia Wielkanoc Imperatora, wbrew swojej nazwie mało nadmienia o losach cara i tego, w jaki sposób obchodził święta.
Autor bardziej skupił się nad przedstawieniu ciekawej fabuły podszytej zagadką jajek Fabergé.
Trzeba przyznać, że książka napisana jest w sposób przystępny.
Czas spędzony na czytaniu to przyjemność, a przy tym można dowiedzieć się nowych faktów na temat mało znanej historii uprowadzenia, uwięzienia i zgładzenia rodu Romanowów.
Naszym przewodnikiem jest niejaki Grinberg Wasilij Jakowlewicz alias Smolin. Zaradny, cwany bezwzględny i kuty na cztery nogi osobnik, który uważa samego siebie za antykwariusza. Jego postać przypomina bardziej typa spod ciemnej gwiazdy.
„Smolin, luminarz intelektu, geniusz intuicji i antykwariusz z powołania” (1) str. 303
Towarzyszy piękna dziennikarka Inga, która nie ma zbyt wiele do powiedzenia w kwestii znalezisk. Jej rolą jest być uroczą i trzepotać rzęskami.
Razem z bohaterami powieści będziemy przedzierać się przez gęstwinę trujących pnączy syberyjskiej tajgi, narażać się na spotkanie z niedźwiedziem lub z uzbrojonymi tubylcami.
Nie powstrzyma to jednak Smolina przed osiągnięciem celu, którym myśl o wzbogaceniu się. Kto nie zastanawiałby się jak wyglądałoby jego życie mając w sejfie kilkadziesiąt kilogramów złota?
Dla Smolina alternatywa jest całkiem realna odkąd podczas „rutynowej” wyprawy po ciekawe znaleziska zostaje mimochodem wplątany w historię „złotej karawany”.
Podczas tej eskapady NKWD transportowało sześćdziesiąt kilkadziesiąt kilogramów złota, które z niewiadomych przyczyn nigdy nie zostało dostarczone do celu.
Od tego wydarzenia życie doświadcza Smolina napadem rabunkowym, pościgiem i dwukrotną próbą morderstwa.
Smolin należy do ludzi układnych jednak nie zawaha się prze zastosowaniem podstępu, pięści i groźby. To twardy zawodnik, któremu lepiej nie nastąpić na odcisk. W jego branży nie ma dużej konkurencji. Wasilij szuka sobie wyzwań.
Za pewne pomyślicie, że to kolejny domorosły Indiana Jones, który wyrusza w swoją dziewiczą podróż. Otóż moi mili nie macie racji.
Zapamiętajcie sobie, że Aleksandr Buszkow to pisarz, który nie raz jeszcze was zaskoczy. Zaciekawił mnie swoją powieścią przede wszystkim, dlatego, że ujął w niej komiczne dialogi. Minusem jest to, że jak ma mój gust użyto zbyt dużo zdrobnień.
Chwilami traciłem wątek i nie nadążałem za tokiem myślenia Smolina. Nie dziwi mnie to, bo styl języka użytego w powieści jest stricte młodzieżowy.
Te drobne uchybienia są niczym wobec fascynującej i mrożącej krew w żyłach przygody, która was oczaruje.
Powieść tą polecam w szczególności młodym czytelnikom, którym nie będzie przeszkadzać zbyt mało detali opisujących skarby, jakie odkrywa Smolin.
Mnie szczególnie zainteresował opis pięknie zdobionych jajek Fabergé, które Buszkow bardzo dokładnie opisał.
„Wewnątrz znajdował się żółty wielbłąd jednogarbny z siedzącym na nim jeźdźcem Turban, biały emaliowy burnus, nawet rysy twarzy- wszystko było wykonane z uderzającą doskonałością” (2)
Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy postaci głównego bohatera Smolina, który jest symbolem człowieka naszych czasów.
Jego postawa charakteryzuje się tym, że ma nawyki człowieka pracującego w korporacji z tą różnicą, że zajmuje się poszukaniem artefaktów.
Płaci on ogromną cenę za swoje sukcesy. Jest osamotniony i może liczyć tylko na siebie. W momencie, gdy zwietrzy intratny interes jest zdeterminowany i głodny sukcesu.
Biznes to priorytetem w świecie zatomizowanych jednostek, który rządzi się swoimi prawami. Najważniejszy jest efekt potem dopiero można pomyśleć o konsekwencjach.
Książka zasługuje w sposób szczególny na uwagę, gdyż sprawia, że mamy ochotę na nowo poszukać w zakurzonych szafach bezcennych skarbów, które są spadkiem po naszym utraconym dzieciństwie.
Za sprawą autora jesteśmy w stanie przenieść do odległych zakątków Rosji i wczuć się w rolę zdobywcy.
Celem nie jest sam przedmiot, ale fakt szukania artefaktów otoczonym nimbem tajemnicy. Buszkow świetnie buduje napięcie i wzbudza w nas łaknienie do zgłębiania enigmatycznych losów jajek Fabergé.
Zjednuje sobie opinie czytelników tym, że jego język nie jest skomplikowany, akcja jest dynamiczna i dobrze pomyślana. Powieść polecam w szczególności dla młodszego czytelnika, który dopiero polubił literaturę.
Autor zadbał także o oprawę historyczną, która w postaci przypisów wiele wnosi do poznania kultury wschodnich sąsiadów.
Jest to idealna powieść, która wprowadzi was w tą tematykę. Nie pozostaje mi nic innego, jak z czystym sumieniem polecić tą książkę, która rozgrzeje was, podczas, gdy za oknem będzie jesienna plucha.
(1) Tamże. str. 303
(2) Tamże, str. 315
Opublikowane na:
http://illumien.blogspot.com/2013/09/ostatnia-wielkanoc-imperatora.html
https://www.facebook.com/ZapachKsiazek?ref=hl
Mam dla Was dzisiaj kuszącą propozycję na jesienne wieczory. Książka pod tytułem Ostatnia Wielkanoc Imperatora, wbrew swojej nazwie mało nadmienia o losach cara i tego, w jaki sposób obchodził święta.
Autor bardziej skupił się nad przedstawieniu ciekawej fabuły podszytej zagadką jajek Fabergé.
Trzeba przyznać, że książka napisana jest w sposób przystępny.
Czas spędzony...
2013-12-19
Zgłębiając tajniki ludzkiej psychiki stale poszukujemy odpowiedzi na skomplikowane pytania. Autor tej książki na podstawie, którego powstał audiobook udowodni Wam, że zalążek wiedzy nosimy w sobie. Brzmi to zbyt banalnie.
Zapewne wielu z was było na rozmowie rekrutacyjnej i mieliście za pewne wrażenie, że nie poszła ona po waszej myśli. Jak życie byłoby prostsze, gdybym wiedział, jak się zaprezentować na tego typu spotkaniu.
Okazuje się, że najlepiej w takiej sytuacji na początku pokazać swoje słabsze strony i nic nie ukrywać natomiast te lepsze strony pozostawić, jako punkt kulminacyjny naszego wystąpienia.
Nie należy także być za skromnym i strać się jak najczęściej komplementować zarówno rekrut era, jak i samą firmę, którą reprezentuje.
Ludziom wydaje się, że prezencja potrafią ugłaskać nawet najbardziej wygórowane oczekiwania pracodawcy. Potencjalni pracownicy nie dostrzegają lub nie chcą zauważyć, że równie ważne jest to, co myślą sami o sobie.
Dla przykładu wykorzystując metodę burzy mózgów istnieje fałszywe przekonanie, że większa grupa ludzi może zdziałać o wiele więcej.
Według badań przytaczanych przez Richarda Wiesmana w towarzystwie innych przejawiamy lenistwo społeczne. Na podstawie wyników z Tajlandii, Chin i Japonii udowodniono, że lepsze wyniki osiągamy w pojedynkę niż działając wspólnie.
Samodzielnie nie dochodzi do rozmywania się odpowiedzialności społecznej na poszczególne jednostki.
Co ciekawe nie patrzymy jeden na drugiego, ale staramy się osiągnąć jak najlepsze noty by tym większą przypisano nam zasługę.
Jesteśmy społeczeństwem, które ogniskuje w sobie cechy wyselekcjonowane i aprobowane. Natomiast to, że mamy wady staramy się zamaskować tłumaczeniem o niedociągnięciach.
Można zrozumieć skąd takie duże zainteresowanie książkami autorów, którzy „odczarowują prawdę” o naszym sposobie na ukrycie wad.
Wiele osób chciałoby nie tyle poznać samych siebie, ale to jak nie ujawniać się ze swoimi słabościami. To jest oczywiście zrozumiałe i badania, jakie przeprowadził Wiesman wskazują na to jak niewiele wiemy o procesach, jakie w nas zachodzą.
W jednym z przeprowadzonych badań dzieci, które przed badaniem otrzymały medale za pracę były mniej skłonne do wytężonej pracy niż te, które otrzymały zapewnienie o nagrodzie, którą dostaną po skończonym zadaniu.
Sama obietnica nagrody motywuje w nasze pokłady sił, które wykorzystujemy w sprawniejszym wykonaniu zadania, które mamy wykonać
Z drugiej strony jesteśmy osobnikami, które po wykonaniu zadania szybko zapominają o szczegółach.
W teście naukowym przeprowadzonym na przykładzie zaobserwowanego zachowania kelnerów.
W momencie, gdy klient nie opłacił rachunku mógł dowiedzieć się od kelnera o szczegółach zamówienia. Po zapłaceniu za posiłek wyżej wspomniany kelner nie był w stanie przypomnieć sobie o tym, co klient jadł na obiad.
Ten mechanizm związany jest z psychicznym niepokojem, jaki nie daje nam spokoju póki zadanie nie zostanie ukończone. Po jego wykonaniu odzyskujemy spokój wewnętrzny i zapominamy o sprawie.
Wiesman przeprowadził także dość nietypowe badanie, w którym posłużył się portfelem. Zakupił kilkadziesiąt sztuk i do każdego oprócz imitacji kart płatniczych włożył zdjęcia dzieci, starszych osób i zwierząt.
Jak sądzicie, które zdjęcia ujęły za serca potencjalnego osobnika do tego by oddał znaleziony portfel? Nadmienię, że była w nim wyeksponowana informacja o danych, za pośrednictwem, których można było przesłać zgubę.
Okazało się, że największą liczbę oddanych portfeli miało zdjęcie dzieci, a najmniej osób starszych. Budzi to moje zdziwienie, że sam fakt umieszczenia podobizn dziatek topi serca nawet najtwardszych.
Podsumowując uważam, że ten, audiobook wnosi wiele ciekawych i istotnych spostrzeżeń, które mogą odmienić nasze własne spojrzenia na nas samych.
Kierując się wskazówkami możemy dotrzeć do rozwikłania wielu nietypowych zachowań, które w sobie nawet nie dostrzegaliśmy.
Polecam tego audiobooka szczególnie pod choinkę nie wyobrażam sobie bardziej zaskoczonej miny osoby obdarowanej i jej pierwsze pytanie, ale co oznacza 59 sekund.
Sam się nad tym zastanawiałem, a po przesłuchaniu książki zrozumiałem także to, dlaczego autor tak nazwał swoją książkę. Prawda o tytule miło Was zaskoczy.
Opublikowane także na:
http://illumien.blogspot.com/2013/12/59-sekund-pomysl-chwile-zmien-wiele.html
Zgłębiając tajniki ludzkiej psychiki stale poszukujemy odpowiedzi na skomplikowane pytania. Autor tej książki na podstawie, którego powstał audiobook udowodni Wam, że zalążek wiedzy nosimy w sobie. Brzmi to zbyt banalnie.
Zapewne wielu z was było na rozmowie rekrutacyjnej i mieliście za pewne wrażenie, że nie poszła ona po waszej myśli. Jak życie byłoby prostsze, gdybym...
2014-01-29
W ostatnim czasie dostrzegam, że pojawia się wiele nowych tytułów odwołujących się do społeczeństwa chińskiego lub japońskiego. Trudno wybrać odpowiednią pozycję, ponieważ przede wszystkim dobre powieści nie są powszechnie znane.
W tym miejscu nadmienię, że Trzydzieści sześć strategii starożytnych Chin, jak najbardziej zasługują na waszą uwagę.
Jednym z powodów dla których możecie się zainteresować nią to przywołanie nazwiska dobrze Wam znanego Sun Tzu. Ten sam autor, który stworzył książkę Sztukę Wojny.
W powieści Trzydzieści sześć strategii starożytnych Chin znajdziemy wybrane fragmenty autorstwa Sun Tzu, które są nie lada gratką dla znawców Dalekiego Wschodu.
Chińczycy znani są z pomysłowości, która z czasem przyniosła im światowy rozgłos. Ich pragmatyczne podejście do życia skutkowało wymyślaniem rozmaitych udogodnień dla własnej przyjemności.
Znani są także z przemyślanych podstępów i wyprowadzania w pole przeciwnika. To nie kto inny jak Sun Tzu swoją książką „Sztuka Wojny” rozgrzał dyskusję o metodach w skutecznym przełamaniu oporu oponenta.
„W porządku oczekuj nieuporządkowanych. W spokoju oczekuj tych niosących zgiełk. Oto droga kontroli umysłu Sun Tzu”(1)
Jego sposobami na podejście konkurenta interesowali się między innymi szefowie korporacji, którzy zastosowali te rady w strategiach negocjacyjnym między innymi przy podejmowaniu wątku fuzji firm.
Oprócz podchodzenia do obozu wroga. Dowiemy się także ciekawych historii ludowych, o których nigdy wcześniej nie słyszeliście.
W jednej z lis stawić czoła tygrysowi i wygrał tą potyczkę. Jak ? Otóż lisim sprytem oszukał władcę dżungli. Spotykając tygrysa powiedział mu by ten szedł za lisem.
Zwierzęta widząc to uciekały w popłochu. Tygrys przyznał się do porażki i odszedł w stronę leśnej głuszy.
By rozeznać się w tych taktykach podążymy śladami starożytnych chińskich generałów i doradców cesarzy. To za ich sprawą wiele księstw osiągało sukces lub upadało.
Nie zabraknie także epizodu, w którym to poznamy japońską strategię stosowaną przez samurajów w konfrontacji z szogunem.
W twardej okładce z czerwoną wstążka-zakładką odnajdziecie piękne rysunki przedstawiające między innymi pagodę.
„Pagoda w buddyjskiej architekturze sakralnej na Dalekim Wschodzie (Chiny, Japonia Korea, Nepal) rodzaj wielokondygnacyjnej wieży, służącej do przechowywania relikwii.Jako materiału do budowy w dawnych Chinach używano drewna, a nawet brązu, żelaza czy porcelany.„(2)
Na końcu książki także odnajdziemy chronologiczny zapis, od kiedy do kiedy panowały poszczególne dynastie w Chinach i Japonii.
To pozwoli się rozeznać w dynamicznych i zmiennych kolejach losu nieuporządkowanego ładu.
Za sprawą tej publikacji możemy tworzyć na końcu książki notatki na
specjalnie do tego przeznaczonych stronach.
Czytając tą powieść miałem wrażenie uczestniczenia w tych bitwa i przyglądania się im jako świadek, którego przekaz wyjaśni bezcelowość stosowania przemocy.
Fakt ta pozycja odzwierciedla układ sił, dyplomację i sztukę manipulowania oraz podstępu,. Nie raz nie dwa spada czyjaś głowa bądź przegrany zmuszony jest do popełnienia seppuku.
Nie zmienia się jednak sytuacja, że po podbiciu terytoriów przychodzi silniejszy konkurent, który detronizuje ówczesnego zdobywcę. Rzadko w takiej sytuacji okazując łaskę.
Czy wobec tego przemocą odpowiadając na przemoc jest jakakolwiek szansa na zakończenie bratobójczych walk?
Mam zamiar przedstawić Wam książkę opartą na tak błyskotliwych spostrzeżeniach.
Wiedza ta wiele wniesie do sposobu w jakim musicie pokonać się Wasze obawy. Lęki, które karmimy nasze wątpliwości nie skłaniają nas do działania, wręcz przeciwnie.
Konkurent doprowadza on do tego by uśpić czujność swojego oponenta, chwila nieuwagi, a potem przypuszcza atak. Tą właśnie sposobność wykorzystuje czujny wróg.
Te i inne uwagi są ujęte w tej książce uzmysławiają nam, że mamy w rękach podręcznik stratega.
Bazując na ich doświadczeniach możemy każde potencjalna porażkę przekuć w zwycięstwo. Wszystko tak naprawdę zależy od okoliczności, które umiejętnie wykorzystane mogą stać się bronią obusieczną w naszych rękach
Są książki, które od pierwszych stron pobudzają w nas żyłkę niestrudzonego i walecznego wojownika. Do tego typu pozycji z pewnością zalicza się ta powieść .
(1) Tamże, str. 59
(2) http://pl.wikipedia.org/wiki/Pagoda
Opublikowane także:
http://illumien.blogspot.com/2014/02/trzydziesci-szesc-strategii.html
Recenzja powstała z uprzejmości wydawnictwa One Press
W ostatnim czasie dostrzegam, że pojawia się wiele nowych tytułów odwołujących się do społeczeństwa chińskiego lub japońskiego. Trudno wybrać odpowiednią pozycję, ponieważ przede wszystkim dobre powieści nie są powszechnie znane.
W tym miejscu nadmienię, że Trzydzieści sześć strategii starożytnych Chin, jak najbardziej zasługują na waszą uwagę.
Jednym z powodów dla...
2014-05-15
Obracając się w towarzystwie pasjonatów literatury nie raz jestem pytany. Czy moim zdaniem warto sięgnąć po powieść polskiego autora?
Trudno mi odpowiadać na tak zadane pytanie, bo moje ostatnie doświadczenia z prozą rodzimych autorów nie była zbyt obiecująca do czasu, gdy na mojej bloggowej skrzynce nie znalazłem intrygującej propozycji.
Za sprawę Pani Marii umożliwiono mi przeczytanie e-booka Pana Mirosława Tomaszewskiego pod tytułem Marynarka.
Nie miałem do tej pory okazji przeczytać równie dobrej i zarazem intrygującej powieści, której tło historyczne utkane w kanwie wydarzenia Grudnia 70.
Moglibyście pomyśleć, ze to kolejna powieść o nudnej i niestrawnej historii polskich robotników o przegraną sprawę. Nic bardziej mylnego.
Za sprawą barwnej postaci, jaka na potrzeby powieści wykreował autor mamy do czynienia z dobrze skonstruowana fabuła.
Od samego początku gburowaty i zadufany w sobie Adam ujmuje nas, ponieważ swoim zachowaniem przypomina każdego z nas.
Nie jest grzecznym i miłym chłopczykiem, ale nabuzowanym i nieokiełznanym testosteronem, który tylko czekana sposobność by eksplodować.
Adam, jako ekslider zespołu punkrockowego Amnezja robi wiele by nie pamięta 17 grudnia 1970 roku. Wtedy to zastrzelono jego ojca. Jedyne wspomnienie, jakie po nim pozostało to wytarta i niemodna marynarka.
W nieoczekiwany sposób zostaje wmieszany w brudna grę Karola Jarczewskiego.
Ten były plutonowy okazuje się dawnym PRL-owskim żołnierzem, którego wydelegowano do stłumienia demonstracji robotników ze stoczni gdańskiej.
W pochodzie robotników znalazł się ojciec Adama.
Od momentu, gdy zabito go ta tragedia dotknęła nie tylko samego Adama i jego rodzinę. Karol próbuje naprawić to, że zniszczył Adamowi dzieciństwo.
By tego było mało sprawę komplikuje zięć Karola Witek, który szuka haka na swojego teścia. Chce pozbawić go firmy i sprawić mu ból.
Mówią, że gdy ktoś szuka to znajdzie i tak właśnie stało się z Karolem.
Witek poznał mroczną tajemnicę, która nie miała ujrzeć światła dziennego.
By przechylić szale goryczy po kłótni ze swoją córką Magdą traci także nienarodzonego potomka. Karola to przytłoczyło do tego stopnia, ze nie jest w stanie egzystować i zajmować się firmą.
W tym momencie na scenę wkracza dziennikarka Nina i zmienia układ sił. Czy jednak ma siłę przebicia i poradzi sobie ze swoją przeszłością Adama, z którą będzie musiała się skonfrontować?
W odkryciu, dlaczego zginął ojciec Adama pomaga mu. I to właśnie przez jej książkę o Grudniu 70 całe zamieszanie, które wstrząśnie trójmiejskim establishmentem.
Zapewniam Was, że nie mieliście w rękach tak dobrej powieści, która wzbudzi w was wzruszenie, po niej długo jeszcze będziecie myśleli, dlaczego losy Adama i Niny potoczyły się tak, a autor nie mógł wymyśleć innego zakończenia.
Dla mnie ta powieść to świetny przykład na dalekowzroczność Pana Mirosława, który na trwale zapisał się u mnie, jako pisarz, do którego będę wracał.
Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z twórczością Tomaszewskiego to nic straconego o ile przeczytacie jego powieści Marynarka.
Adam to tak nietuzinkowa postać, że na samo wspomnienie o niej przywołuję na twarzy uśmiech. Nie każda postać wzbudza we mnie takie pozytywne emocje.
Opublikowane także na:
http://illumien.blogspot.com/2014/05/marynarka-mirosaw-tomaszewski.html
https://www.facebook.com/ZapachKsiazek?ref=hl
Obracając się w towarzystwie pasjonatów literatury nie raz jestem pytany. Czy moim zdaniem warto sięgnąć po powieść polskiego autora?
Trudno mi odpowiadać na tak zadane pytanie, bo moje ostatnie doświadczenia z prozą rodzimych autorów nie była zbyt obiecująca do czasu, gdy na mojej bloggowej skrzynce nie znalazłem intrygującej propozycji.
Za sprawę Pani Marii...
2014-05-07
Jesteśmy narodem, który wręcz panicznie obawia się obcej interwencji na nasze terytorium. Mamy jednak podstawy by odczuwać lęk. Udowodniły to kolejno rozbiory i II Wojna Światowa.
Zastanawiające jest to, że lepiej niż nas samych opisuje były ambasador Izraela w Polsce Szewach Weiss. Uchodzi on za wielkiego piewcę polskiej mowy i kultury.
Gdzie się nie znajduje rozsąwia nasz naród na arenie międzynarodowej? Nota bene szkoda, że nie mamy więcej takich przyjaciół zmieniliby stereotypowy wizerunek Polaka.
Weiss nie wybiela naszych uczynków wręcz przeciwnie ustawia nas na tle wielkiego reflektora i oświetla nasze najskrytsze słabości.
To fakt, że w polskim patriotycznym i dumnym narodzie oprócz bohaterów ratujących Żydów tak zwanych Sprawiedliwych wśród Narodów świata.
W swojej zaciętości nie mamy sobie równych. Nosimy zapiekła i ostygłą wrogość, która tylko czeka by znaleźć ujście.
Ambasador opowiada o tym jak żyło mu się w Borysławiu. Chwilach, gdy zanim Hitler owładnięty dyktatorskimi zapędami podpalił pod Europą stosy z niewinnymi.
W swojej treści książka jest oszczędna pod względem makabrycznych szczegółów, do których jesteśmy przyzwyczajeni.
Cieszy mnie to, że Pan Weiss skupił się na pięknym języku polskim, który podczas wywiadu można do wartkiego górskiego potoku.
Przeglądając się w nim widzimy odbicie naszych twarzy, których n ie. jesteśmy w stanie odgadnąć dopiero, gdy inny człowiek przejrzy się w nas samych dostrzegamy wartość ludzkie istnienia.
Szewach Weiss poprzez retrospekcję analizuje ludzi i uwypukla to, co stano o ich wyjątkowości. Nie jest człowiekiem, który będzie oszczędny w słowach, jeśli chodzi o ocenę swojego postaw swoich izraelskich przyjaciół i oponentów.
Jego punkt widzenia jest dość klarowny zbyt długo, jako dziecko ukrywał się w piwnicy by teraz, jako dorosły człowiek nadal chować się po kątach obawie przed wyrażeniem swojej opinii.
Zbyt wielu ludzi przed nim narażając swoje życie powiedziało złu nie, choć zapłacili za to najwyższą cenę ich poświęcenie uratowało bardzo wiele istnień.
Przejmujący jest zwłaszcza myśl, która przytacza dyplomata, gdy ludzi poddawano kremacji pod wpływem bardzo dużej temperatury.
Rurami ciepło doprowadzano do mało pokoiku, w którym to żołnierz brał ciepła kąpiel.
O dziwo mniej wstrząsająca była relacja z procesu Eichmanna. Zastanowiło mnie to, ponieważ było to jedno z ważniejszych wydarzeń w XX wieku.
Zabrakło mi emocji, których autor nie był w stanie oddać. Możliwe, że czas robi swoje i zaciera ślady zła.
Jedno z pewnością jest pewne, że Auschwitz-Birkenau, a nie jak chcą inni Oświęcim-Brzezinka to niemieckie obozy koncentracyjne na terenie Polski, nie zaś polskie obozy zagłady.
Myląc te pojęcia przyczyniamy się do tego, że powodujemy chichot losu, który bawi się nieszczęściem wielu milionów ludzi, którzy już nigdy nie ujrzą swoich bliskich.
W mojej ocenie książka w postaci luźnego wywiadu wydobywa o, wiele lepsze i bardziej przejmujące
Przesłanie człowieka, który nie tylko przeżył II Wojnę Światową i piekło Szoah.
Szewach Weiss niczym człowiek ze stali uzmysławia mi, że istota ludzka może przeżyć najgorszy koszmar, a potem jeszcze być w stanie opowiedzieć to przyszłym pokoleniom by mogły wyciągnąć z tego lekcję na przyszłość.
Rozczula mnie, gdy ten niepozorny ciepły i dobrotliwy Przyjaciel Polaków wspomina papieża Jana Pawła II słowami Nasz papież.
Takich ludzi jak Pan Weiss nie spotyka się w swoich życiu wielu, ale faktem jest, ze jedna rozmowa może człowieka odmienić na dobre.
Polecam książkę, bo porusza w naszej polskiej duszy tęsknotę za prostotą.
Opublikowane także na:
http://illumien.blogspot.com/2014/05/takie-buty-z-cholewami-anna.html
https://www.facebook.com/ZapachKsiazek?ref=hl
Jesteśmy narodem, który wręcz panicznie obawia się obcej interwencji na nasze terytorium. Mamy jednak podstawy by odczuwać lęk. Udowodniły to kolejno rozbiory i II Wojna Światowa.
Zastanawiające jest to, że lepiej niż nas samych opisuje były ambasador Izraela w Polsce Szewach Weiss. Uchodzi on za wielkiego piewcę polskiej mowy i kultury.
Gdzie się nie znajduje rozsąwia...
2014-02-04
Książki jak powszechnie wiadomo są po by dać nam powód do poruszenia naszą słabo naoliwioną wyobraźnią. Przełożenie trybików tak by skłoniły one nas do działania nie jest łatwym zadaniem.
Dzieci motywują swoich rodziców do przeorientowana swojego świata. Dla nich niejednokrotnie to, co dorosłym wydaje się sufitem jest podłogą i na odwrót. Trudno porozumieć się w najprostszej kwestii nie mówiąc już od próbach rozmowy o Stwórcy.
Monika Kilian i Dominik Blum nie mają takich zmartwień i w dyskusjach ze swoimi czterema pociechami udowadniają, że można, a nawet trzeba w dzieciach zakorzeniać wiarę.
Ona sama z siebie jest jak ziarnko, które rzucone na nieurodzajną ziemie zniknie. Porzucone wśród ciernistych krzewów nie wyrośnie.
Po wielu porażkach odnajdzie właściwe miejsce, ale i ono wymaga starannej pielęgnacji by nie utracić tego, co najcenniejsze.
W książce autorzy dołożyli starań by oprócz samych odwołań do Biblii nie zabrakło adekwatnych i przejmujących wierszy, których czytanie pobudza do refleksji.
Jednak dopiero czytanie między wierszami rozbudza w nas myślenie, co autor chciał nam przekazać. Nie jest to łatwe, bo życie tworzy dla nas różne scenariusze.
W takiej oto konwencji Blum stoi przed swoją sąsiadką dowiaduje się od niej, że jej córka spotyka się z chłopakiem, który nie dość, że jej grozi to jeszcze ją bije.
Sąsiadka pyta się autora, co ma zrobić, jak zareagować. Zastanawia mnie, czemu Pan DominIk nie daje jednoznacznej odpowiedzi, która zdradzi jego stanowisko.
W swoje książce rozważa wiele pobocznych wątków, które nie są remedium na dylematy tej zrozpaczonej kobiety.
Bardziej do mnie przemawia podejście Pani Moniki, która radami rozjaśnia wiele nieścisłości, z którymi przychodzą do niej jej dzieci.
Jest ona w stanie pocieszyć i zrozumieć wątpliwości, którymi męczą się jej dzieci. Nie jest przyjemnie wahać się, bo to prędzej czy później odbija się na zdrowiu psychicznym.
Ludzie mówią sobie wiele przykrych słów, które najdotkliwiej ranią dzieci. Nie mają one skóry nosorożca i nie umieją się bronić przed takimi atakami.
„ Lepszy nóż niż słowo.
Nóż może być tępy.
Nóż często trafia
obok serca.
Słowo nigdy.
Hilde Domin„ (1)
Mam świadomość, że bycie rodzicem nie jest proste i mało skomplikowane. Wiele czeka na Was pułapek zastawionych przez ludzką zawiść.
Ta książka uświadamia mi, że bez wsparcia rodziny i wewnętrznej siły, jaką jest wiara nie osiągnęlibyśmy wiele. Każde zmaganie się z wiatrem jest próbą udowodnienia sobie i światu, że poradzę sobie lepiej , gdy nikt mi nie pomaga.
Nie jesteśmy jednak stworzeni być żyć samotnie. Tym bardziej nie podołamy zadaniu wychowania dzieci bez ugruntowania w nich mądrości, która ich w życiu pokieruje na właściwe tory.
Dodam jeszcze, że każdy rozdział ilustrują świetne rysunki, które są dopełnieniem treści. Chwilami uśmiechałem się, bo postacie były zbyt przerysowane. To sprawiało, że odczytywałem treść wkomponowaną w ilustracjach.
Tak dobre obrazy są dziełem Pan Jokina Michelena. Jego czujne oko wyławiało spostrzeżenia autorów i umiejętnie oddało je w treści książki.
Ta pozycja jest dla rodziców świadomych, że pewnych trudnych sprawy nie da się powiedzieć wprost. Czasem trzeba poczekać, aż Twoje dziecko wspomni o niepokojącej go sytuacji. Jest to idealny moment by pociecha dowiedziała się, co zrobilibyście na ich miejscu.
Bez rozmowy nie będzie w młodym człowieku przekonania, że ma w nas oparcie.
Tamże, str. 40
Recenzja powstała dzięki uprzejmości wydawnictwa WAM
opublikowane także na:
http://illumien.blogspot.com/2014/02/pod-skrzydami-nieba-dominik-blum-monika.html
Książki jak powszechnie wiadomo są po by dać nam powód do poruszenia naszą słabo naoliwioną wyobraźnią. Przełożenie trybików tak by skłoniły one nas do działania nie jest łatwym zadaniem.
Dzieci motywują swoich rodziców do przeorientowana swojego świata. Dla nich niejednokrotnie to, co dorosłym wydaje się sufitem jest podłogą i na odwrót. Trudno porozumieć się w...
2013-11-19
W swojej szarej codzienności jesteśmy złaknieni przygód bohaterów, o których czytamy w powieściach. Zauroczeni opisanymi krainami, oczarowani bohaterskimi czynami zdaje się, że zapominamy o tym, że za spektakularnymi opowieściami kryje się równie mroczna prawda o człowieku.
Na wspomnienie jego imienia ludziom trzęsły się kolana, wielu dzielnych wojowników robiło w portki. Nikt nie chciał stanąć jemu na odcisk, bo oznaczało to dla śmiałka pewny wyrok śmieci.
Szarrukin wielki wódz Akadów, bo o nim mowa wsławił się podbojami, które chociaż zapomniane wzbudziły mój niemy podziw dla jego talentu do pokierowania stworzonym przez siebie wielkim imperium. Mowa o czasach na przełomie XXIV-XXIII w. p.n.e., na obecnym terytorium Iraku.
Wtedy ludzie byli tylko marionetkami w rękach bogiń i bogów. Im składali krwawe ofiary ze zwierząt, a nierzadko poświęcali samych siebie.
Była to okrutna epoka, w której wyroki bogów był nieodwołalne, a ten, kto straci ich błogosławieństwo jest potępiony po kres eonów.
W takich okolicznościach poznajemy Szarrukina Wybrańca boginki wojny i miłości Inanny.
Istota z niej była przebiegła i szybko owinęła sobie wokół palca pospolitego ogrodnika.
Po przeszło pięćdziesięciu latach zmagań na polach bitwy jego imię było na ustach wszystkich, a wrogowie wymawiali je z trwogą.
Nie osiągnąłby tego, gdyby Inanna nie postanowiła mu w tym dopomóc. Zrobiła to nie z miłości, ale z czysto pragmatycznego pobudek. Chciała być Królową Nieba i Ziemi, Panią Pięćdziesięciu imion. Z jej rozkazu miały być posłuszne boskie Annunaki.
Plan zrealizowała bardzo szybko, ponieważ Szarrukin nie mógł oprzeć się jej powabnym wdziękom, kształtnym piersiom i alabastrowym udom. O Innanie mówili Pani rozłożone uda. Wieść o jej umiejętnościach w alkowie wyprzedziła jej legendę.
Jednakże bycie wybrańcem bogini jest także obarczone świadomością, że wobec jej nieśmiertelności życie ludzkie to tylko ułamek sekundy niczym zmrużenie oka.
Bogini znudzona ludzką przywarą, jaką jest przemijalność po śmieci Szarrukina oplotła swoimi udami synów króla Akadu. Jej kolejnymi podbojami byli Rimusz i Manisztusu.
To, w jaki sposób Pan Krzysztof opisał zdolność Inanny do uginania twardych męskich karków zakrawa na podziw.
Umiejętne podchody i manipulowanie ego obu królewskich potomków doprowadziło ostatecznie do upadku bogatej i słynnej stoli Agade. Legła w gruzach potęga militarna, a rozległe imperium zaczęło rozpadać się na mniejsze królestwa.
Ostatnie chwile Akadu opisuje zrozpaczony potomek Szarrukina Naramsin, któremu przyszło przyznać się do porażki i patrzeć jak stolicę niszczą hordy wrogich plemion. Na jego oczach potęga królestwa rozpada się i nawet bogini Inanna nie kwapi się by spieszyć z pomocą.
W chwili, gdy dacie się porwać tej opowieści autor nie pozwoli wam zmrużyć oka. Jego opowieść ma w sobie zaklęty czar, który z każdą chwilą poświęconą na lekturę coraz bardziej pobudza wyobraźnie.
Zapewniam was, że nie znudzi was mnogość postaci, których wymienianie zajęłoby sporo czasu. Warto, choć wspomnieć o Enlilu, Panu Rozkazu, Panu pięćdziesiąt imion, a także o Marduku strażniku świętego kręgu w mieście Babilon.
Sama książka ma sporo odniesień do Starego testamentu skrzętnie ukryte między słowami. Czytając uważnie odnajdzie bez trudu wspomnienie słów, które mnie osobiście przypomina przypowieści o wieży Babel
„Zniszczyli wysoką wieżę, którą próbowałeś wznieść wraz z ludźmi. Pomieszali im nawet języki, aby już nigdy więcej nie mogli zjednoczyć swych wysiłków we wspólnym, tak wielkim celu” (1)
Od chwili, gdy najstarsze przebłyski myśl ludzkiej zostały uwieczniona w postaci rysunków w jaskiniach australijskich. Jest w naszej cywilizacji potrzeba upamiętnienia historii naszych przodków.
Powieść Sargon Wybrańcy Inanny, prócz fenomenalnej okładki, która przykuwa wzrok. Pozwala zgłębić historię jest tym bardziej fascynująca, gdyż opisana z pasją przez prawdziwego znawcę tematu.
Spędziłem miłe chwile, a sama fabuła mnie urzekła i żałuję tylko, że opowieść dobiegła końca. Warto sięgnąć po tą książkę. Idealny prezent gwiazdkowy.
Z pewnością, gdyż każdy znajdzie w niej odpowiedni fragment, który go olśni.
Książka zrecenzowana z uprzejmości Instytutu Wydawniczego ERICA
(1) Tamże, str. 260
Opublikowane także na:
http://illumien.blogspot.com/2013/11/sargon-wybrancy-inanny-krzysztof.html
https://www.facebook.com/ZapachKsiazek?ref=hl
W swojej szarej codzienności jesteśmy złaknieni przygód bohaterów, o których czytamy w powieściach. Zauroczeni opisanymi krainami, oczarowani bohaterskimi czynami zdaje się, że zapominamy o tym, że za spektakularnymi opowieściami kryje się równie mroczna prawda o człowieku.
Na wspomnienie jego imienia ludziom trzęsły się kolana, wielu dzielnych wojowników robiło w portki....
2013-03-07
W ostatniej dekadzie wydrukowano sporo książek na temat metod terrorystycznych wzbudzających w ludziach lęk. Jest to pewien trend w literaturze, który jest fenomenem w społeczeństwie. Krzysztof Liedel i Andrzej Mroczek podążając tym tropem przybliżają nam tematy, od których włosy jeży się na karku.
W książce „Terror w Polsce” znajdziecie wyjaśnienie spraw kryminalnych, które zelektryzowały całą Polskę. Wiadomości te nie schodziły z czołówek w prasie i telewizyjnych ramówek programów informacyjnych.
Potem mass-media zainteresowały się bardziej aktualnymi doniesieniami. Dziennikarze w poszukiwaniu tematów zastępczych opisywali wybuchy bom umieszczanych na klatkach schodowych.
Dla reporterów opisywanie rzeczywistości to chleb powszedni. Dla zdesperowanych ludzi to powód do paniki, ponieważ niebezpieczeństwo mogło grozić każdemu.
Plastikowe torby zwracały uwagę, a po zainteresowaniu się nimi przez przypadkowe ofiar wybuchały, a poszkodowani byli dotkliwie okaleczeni.
„ Jedyną rzeczą, której powinniśmy się bać, jest sam strach” Franklin Delano Roosevelt
Wyobrażacie sobie horror, jaki przeżywali mieszkańcy bloków, gdy wchodzili do klatki schodowej i widzieli pozostawiony pakunek. Pomyśleć tylko, że dziecko mogło trzymać to w rączkach.
Takimi dylematami nie przejmował się „Rurabomber”, który był pomysłodawcą bomb w torebkach plastikowych. Krewny opisuje go tak:
„Mariusz, jako dziecko był wstydliwy, zakompleksiony, małomówny, nie potrafił się cieszyć. Nie naturalnym zachowaniem było to, że nie można było go dotknąć, gdyż po dotknięciu zaraz się przebierał, ciągle mył ręce, nie można było dotknąć żadnej jego rzeczy” (1)
W równie rzeczowy sposób, jak dociekanie motywów działania Rurabombera. Autorzy dołożyli starań by objaśnić nam w szczegółach zagadkowe atrapy kilkunastu bom zlokalizowanych w centrum stolicy.
Celem prowodyrów było zwrócenie uwagi. To się im nie udało. Dziennikarze współpracowali z policją i nie informowali opinii publicznej o listach od pseudo-zamachowców. Do tej pory nie wiadomo, jaki skutek miały odnieść atrapy.
Obnaża to jednak słabość aparatu ścigania. Mimo zdjęć sprawcy ujawnionego w książce nikt nie został skazany prawomocnym wyrokiem.
Inne rozwiązanie znalazł głośny proces Ryszarda Cyby. Wszedł on do biura europosła partii prawicowej i z zimną krwią zastrzelił pracownika biura Marka Rosiaka, a drugiego pracownika Pawła Kowalskiego ciężko ranił nożem. Na stronach autorzy opisali zachowanie oskarżonego w rozmowie z policjantami.
„Chętnie zająłby wieloosobową celę, aby mógł w niej kogoś zamordować, przy czym nie ma znaczenia, kim byłaby potencjalna ofiara” (2)
Aktywność Ryszarda Cyby można uznać za jedne z niewielu przykładów zamachów porównywanych do morderstwa prezydenta Gabriela Narutowicza.
Mimo upływu lat szokuje nie tylko poziom agresji, ale łatwość, z jaką przychodzi osobom postronnym dostęp do miejsc i osób, które ze względu na pełnioną funkcję powinny być bardziej chronione.
Przypominam sobie wydarzenie, gdy premierem był Jarosław Kaczyński otrzymał on listem trzy naboje. Jeśli pamiętacie był one przeznaczone dla niego, jego matki i kota. Nie ujawniono dalszego postępowania w tej sprawie, więc przypuszczam, że nikogo nie oskarżono.
W książce Krzysztof Liedel i Andrzej Mroczek przywołują także postać, która moim zdaniem mogłaby być pierwowzorem Maty Hari. Nieznanego i na pierwszy rzut oka niewzbudzającego podejrzeń Brunona K.
Doktora, który wykładał na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie. Za pomocą internetu nawoływał on do wysadzenia w powietrze gmachu reprezentującego demokrację w Polsce.
„Jak wynikało z przekazanych informacji Brunon K. planował użyć w ilości 4 ton. Ładunek wybuchowy miał zostać umieszczony w zaimprowizowanym samochodzie ciężarowym, który z kolei zamierzał podstawić i zdetonować przed budynkiem Sejmu przy ul. Wiejskiej w Warszawie” (3)
Po przeczytaniu książki zastanowiło mnie, że wymieniłbym tylko kilka służb koordynujących i kontrolujących poziom eskalacji terroru w Polsce. Byłaby to Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Służba Graniczna i Policja. Samych instytucji mających podobne prerogatywy jest kilkadziesiąt!
Budzi zaskoczenie tak duża liczba agend. Pytanie jakie samo się nasuwa, to czy jako obywatele poczujemy się tym faktem bezpieczniejsi. Prawdą jest, że nikt nie wiedział o tym, iż Ryszard Cyba zamierza wejść do biura europosła z intencją by mordować.
Trudno przewidzieć to skoro sam zamachowiec nie mówił o swoich planach. Jednak już aktywność Brunona K. i szybkie podjęcie działania można uznać za dowód czujności i odpowiedniej reakcji służb.
Książka jest świetnie przygotowana wręcz poraża dawką napięcia dzięki opatrzeniu jej w zdjęcia ładunków wybuchowych, terrorystów i miejsc zdarzeń. Zobaczycie między innymi, jak wyglądał dom po głośnej sprawie Magdalenki. Nie znajdziecie tego w żadnej innej pozycji. Warto zauważyć, że partnerem wydania jest Collegium Civitas.
Za możliwość recenzji książki dziękuję Wydawnictwu Difin
(1) Tamże, str. 92
(2) Tamże, str. 172
(3) Tamże, str. 186
Opublikowane także w: http://illumien.blogspot.com/2013/03/terror-w-polsce-krzysztof-liedel.html
http://www.facebook.com/ZapachKsiazek?ref=hl
W ostatniej dekadzie wydrukowano sporo książek na temat metod terrorystycznych wzbudzających w ludziach lęk. Jest to pewien trend w literaturze, który jest fenomenem w społeczeństwie. Krzysztof Liedel i Andrzej Mroczek podążając tym tropem przybliżają nam tematy, od których włosy jeży się na karku.
W książce „Terror w Polsce” znajdziecie wyjaśnienie spraw kryminalnych,...
2012-12-09
Spotykamy je codziennie na ławce w parku, w trakcie czytania książki czy też w kawiarni, jak popijają espresso i nikt nie podejrzewałby, że mają sponsorów. W kręgach wtajemniczonych kobiet to tajemnica Poliszynela. Tak jest łatwiej i dla żon, narzeczonych biznesmenów oraz dla kum(1). Układ jest prosty osoba do towarzystwa za to ma opłacone studia, mieszkanie, a także hojne kieszonkowe na inne wydatki. Budzi to niesmak i poirytowanie w społeczeństwie. Takie wykorzystywanie pozycji sponsora wobec trudnej sytuacji na rynku pracy.
Do czasu przeczytania książki Zjawisko Sponsoringu sam fenomen kojarzyłem z ekskluzywną formą prostytucji. Z założenia kobiecie płacą za stosunki seksualne, ale są one rzadsze i bardziej kosztowne. To przedmiotowe sprowadzanie kobiety do urządzenia sprawiającego rozkosz mężczyźnie zafałszowuje prawdę o relacjach łączących sponsora i jego kochanki. Całą prawdę o tym biznesie można usłyszeć od samych zainteresowanych, a jak napisała autorka książki nie jest łatwo je skłonić do mówienia. Osaczone i wykorzystywane seksualnie przez ojców, gwałcone i poniewierane doprowadzone do stanu, w którym jedynym wyjściem jest płatny seks. Mają obnażyć swoją cielesność by przeżyć w materialistycznym świecie nieoczekującym od nich zbyt wiele.
Pani Gardian postawiła sobie za cel dojście do prawdy o tym, dlaczego młode atrakcyjne kobiety szukają sponsorów. Już na pierwszym kroku zaskakujący jest fakt, że one nie tyle wychodzą z inicjatywą, co są nagabywane przez biznesmenów, którzy są rządni wrażeń. Odbywa się to zazwyczaj na przystankach autobusowych, przy kawie, w dyskotece. Jedno spojrzenie luźna rozmowa i podana wizytówka ze stanowiskiem i numerem telefonu. Zamożny mężczyzną z ustabilizowana pracą i na eksponowanym stanowisku oczekuje od atrakcyjnych kobiet, że na nowo sprawią by zapłonął w nich ogień seksualnego podniecenia. Są gotowi bardzo dużo poświęcić za tą chwilę. Zazwyczaj są to mężczyźni po trzydziestce, mają rodziny i podstawowym warunkiem takiego układu jest to, że o ich relacjach nie mogą dowiedzieć się żony i rodziny. Cena nie gra roli czy to będzie opłacenie studiów, hojne kieszonkowe na fatałaszki, a może wynajęcie mieszkania. Nie dziwi fakt, że tak nie brakuje chętnych, bo nie zanosi się na to by młode i zdolne kobiety miały ułatwiony start w dorosłym życiu.
Świadomość kobiet odnośnie ponoszonego ryzyka jest spora, ale niezbyt dojrzałe spojrzenie na swoją osobowość nie pozwala w pełni ocenić sytuacji.
„Też ryzyko, ale zawsze staram się sobie wyliczyć. Poza tym licho złego nie bierze(uśmiech). Ewentualnie skrobanka, jak się zdarzy” (1)
Takie podejście kobiet, które mają sponsorów nie jest odosobnione. W razie wpadki one nie mają nic i nie mogą liczyć na pomoc sponsora, który z pewnością szybko znajdzie sobie kolejną dziewczynę do towarzystwa. Kobiety często godzą życie osobiste ze sponsoringiem i choć to można trudne do wyobrażenia niejednokrotnie partnerzy kobiet nie mają pojęcia o drugim życiu partnerek.
„ Ze sponsorem widzę się o ustalonych porach w ciągu tygodnia, czasem, gdy wróci z podróży zostaję, u niego na noc. Wtedy mówię mojemu partnerowi, że jadę do domu lub coś w tym rodzaju. Jest w stanie w to uwierzyć, gdyż wie, jak często rozmawiam z rodzicami i rodzeństwem przez telefon.” (2)
Sami sponsorzy nie mają wyrzutów sumienia dla nich często to kwestia relacji stricte biznesowej jest popyt i podaż. W tym wypadku nietypowym towarem jest seks i czas, jaki poświęcają sobie obcy ludzie.
Polecam tą książkę by zrozumieć jak cienka linia dzieli sponsoring od prostytucji. Ten temat budzi kontrowersje i nie jest akceptowany przez opinię społeczną. To jednak może się zmienić z czasem podobnie przecież było z najstarszym zawodem świata. Pozytywną stroną sponsoringu jest fakt, że jedna z respondentem spotykała się z klientem za pieniądze, a teraz planują wspólne życie..
Dziękuję Oficynie Wydawniczej Impuls za możliwość zrecenzowania tej książki
(1) inaczej nałożnica, konkubina
(2) Tamże, str. 88
(3) Tamże, str. 112
Opublikowane na: http://illumien.blogspot.com/2012/12/zjawisko-sponsoringu-jako-forma.html
Opublikowane także na: http://www.facebook.com/ZapachKsiazek
Spotykamy je codziennie na ławce w parku, w trakcie czytania książki czy też w kawiarni, jak popijają espresso i nikt nie podejrzewałby, że mają sponsorów. W kręgach wtajemniczonych kobiet to tajemnica Poliszynela. Tak jest łatwiej i dla żon, narzeczonych biznesmenów oraz dla kum(1). Układ jest prosty osoba do towarzystwa za to ma opłacone studia, mieszkanie, a także hojne...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-08-27
Przystępując do pracy nad recenzją książki ważne jest dla mnie kilka spraw. Treść, forma dialogu z czytelniczką/kiem i okładka opiniowanej pozycji. Zazwyczaj mam nie lada problem z rozpoczęciem od słowa wstępu. Nie w tym wypadku, bo przejrzysty i doskonale skompilowany tekst cieszy oko, uwzniośla duszę i pobudza szare komórki by szybciej przetwarzały dane. Za spraw a tej publikacji naukowej chłoniesz wiedzę niczym gąbką. Przykładem jest jeden z wielu cytatów, które można tutaj przytoczyć.
„Tanoreksja(pragnienie posiadania całorocznej, intensywnej opalenizny, utożsamianie opalenizny z atrakcyjnym wyglądem i codzienne korzystanie z solarium w tym celu), bigoreksja( dążenie do powiększenia masy mięśniowej i sprawności fizycznej przez możliwie najczęstsze wizyty w siłowni, wielogodzinne treningi w dyscyplinach sportowych i przyjmowanie preparatów wzmacniających i przyśpieszających przyrost masy mięśniowej) czy ortoreksja( restrykcyjne przywiązanie do spożywania jedynie starannie wyselekcjonowanych produktów żywnościowych, najczęściej tzw. zdrowej żywności.”*
Swoją drogą połowa książki jest moim zdaniem godna przytoczenia. Natomiast opisywanie drugiej połowy odbierałoby przyjemność z czytania, gdyby zdradzić najciekawsze informacje przygotowane przez obojga autorów. Radość z recenzowania książki jest tym większa, bo tekst spełnia rolę drogowskazu, którym można się kierować w życiu. Autorzy Pani Magda Karkowska i Pan Tomasz Skalski uczynili tą pozycję bogatą nie tylko w zasób słów z dziedzin kultury, socjalizacji i tożsamości. Wyjątkowa metoda, jaką posłużyli się autorzy przeprowadza czytelnika przez szczeble wiedzy tajemnej, jaką jest dla laika tożsamość.
„Do kompleksów na punkcie wyglądu wśród nastolatków przyczyniają się seriale młodzieżowe. Nagminne jest zatrudnianie do grania postaci nastolatków bardzo atrakcyjnych i znacznie starszych aktorów, których wygląd jest niemożliwy do osiągnięcia przez człowieka w wieku licealnym.
W niezwykle popularnym serialu młodzieżowym, jak Beverly Hills 90210 aktorzy grający licealistów mieli już w czasie kręcenia pierwszego sezonu średnio po 25 lat.”**
Wiele czynników składa się na tematy poruszane przez naukowców. Nie można tego opisywać zbyt trudnym językiem, bo kto by to zechciał przeczytać. W prezentowanej pozycji strony książki napisane są dla ludzi i przede wszystkim do nich skierowany jest przekaz o otaczającej i przenikającej nas kulturze. Ta przeplata się z socjalizacją i tożsamością tak mocno, że nie można już rozróżnić podziału na czas i przestrzeń dziejowej ewolucji myśli. Można oczywiście dla ułatwienia wprowadzić kategorię wieku i pod tym względem uporządkować postęp myśli społecznej. Pragnę tylko zauważyć, że wiele aspektów tej wiedzy się zdezaktualizowała. Nie wszystko można spisać na straty i wprowadzenie struktur w tak delikatną materię, jaką jest humanizm czyni z niej dziedzinę niedostępna dla ogółu.
Do znudzenia powtarzane i udowadniane tezy o powiązaniach socjalizacji, kultury i tożsamości w innych publikacjach tego typu wyczerpuje temat. W recenzowanej pozycji widać oryginalność i otwartość umysłu na nietuzinkowe rozważania o człowieku. Para wykładowców stworzyła rozdziały z pasją i dbałością o szczegóły. Zaskoczyła mnie przede wszystkim uwspółcześniona wiedza o tym jak w przyszłości może pracować „spreparowany” mózg. Za pewne kojarzycie film o policjancie Robocopie. Miał on całe ciało wykonane z metalu, aluminium i mechanizmów umożliwiających poruszanie się. Jedyne, co miał żywe to mózg. Zdaniem dwojga naukowców w przyszłości ciało będzie żywe, ale mózg będziemy mieli całkowicie mechaniczny. Powstanie on od podstaw z połączenie komórek nerwowych przewodami spełniającymi rolę szybkich przekaźników. Ten zabieg sprawi, że zdolności mózgu będzie o wiele większa. Teoria ta nie jest już tematem sci-fiction. Bardziej raczej przykładem rozważań, kiedy światu będzie ogłoszony doniosły fakt o „zbudowaniu” mózgu z komórek macierzystych.
Na jeszcze jeden fragment z książki chciałbym zwrócić Waszą uwagę, co tak naprawdę w chwili obecnej oznacza tożsamość? W tym momencie na arenę wkracza kultura, której rola jest nie do przecenienia. Swoim wpływem zarazem spaja cywilizację, dyktuje techniki socjalizacji oraz kształtuje tożsamość. Nikt nic nie traci, a wręcz przeciwnie wszyscy zyskują.
Po przeczytaniu tej książki przeorientujecie się ze swoją wiedzą o was samych i Waszej roli we współczesnym świecie, która dopiero teraz w XXI wieku nabiera znaczenia tak jak nigdy przedtem.
*tamże, str. 176
**tamże, str. 153
Recenzowana z uprzejmości OFICYNY WYDAWNICZEJ IMPULS
opublikowane na: http://illumien.blogspot.com/2012/08/kultura-socjalizacja-tozsamosc.html
Przystępując do pracy nad recenzją książki ważne jest dla mnie kilka spraw. Treść, forma dialogu z czytelniczką/kiem i okładka opiniowanej pozycji. Zazwyczaj mam nie lada problem z rozpoczęciem od słowa wstępu. Nie w tym wypadku, bo przejrzysty i doskonale skompilowany tekst cieszy oko, uwzniośla duszę i pobudza szare komórki by szybciej przetwarzały dane. Za spraw a tej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-06-14
Pamiętam jakby to było wczoraj, gdy podejmowałem się pisania pracy magisterskiej z Cyberbullingu. Nie mogłem nawet podejrzewać, że Jacek Pyżalski już ten temat opisał. Zrobił to tak świetnie, że chłonąłem jego słowa niczym gąbka wsiąka wodę. Jego obserwacje były tak trafne, że trudno było mi pojąć jak świat ewoluował. Jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku mało kto by przypuścił, że Internet stanie się dla wielu tak łatwo dostępny. Tym bardziej nie można było zakładać jego katastrofalnych skutków. Sama przemoc w internecie nie wzięła się znikąd. Jej istnienie umożliwili sami ludzie tworzący strony propagujące ludzką głupotę. Jak inaczej nazwać umieszczanie filmików w znanym portalu, których celem jest wyszydzanie słabszych ku uciesze masy. Jest jeden cel jaki motywuje do takiego postępowania. Łatwa dostępność do informacji i coraz większe zainteresowanie portali upublicznianiem takich materiałów przyczynia się do popularyzacji patologii. Nawet teraz korzystając z sieci o globalnym zasięgu moje posty mogą zarówno być czytane w najdalszych zakątkach Ziemi jak i w zaciszu domowych czterech kątów. Problem powstaje wtedy, gdy pozyskaną informację użyje się w złych intencjach przeciwko drugiemu człowiekowi. Ta pozycja książkową uzmysławia, że granica jest niezwykle cienka. Wyznacza ją między innymi kontakt z "kolejną klasyfikacją w postaci homo sapiens digital ("cyfrowy człowiek myślący") lub digital human digital (cyfrowa istota ludzka")*
Coraz częściej mamy do czynienia z ludźmi "podłączonymi" do sieci, do tego stopnia z nią się identyfikującą, że nie potrafią funkcjonować poza światem wirtualnym. Przykładów nie trzeba szukać daleko - gracze Tibi, Second Life czy użytkownicy chatroomów. Przytaczane przykłady w książce nie tak bardzo odbiegają od życiowych rozterek. Dwóch mężczyzn pokłóciło się, gdyż jeden pożyczył drugiemu pieniądze w grze o charakterze Second Life. Facet chciał odzyskać pieniądze w postaci pliku banknotów. Dochodzi do sytuacji, że ludzie grający są tak uzależnieni, że potrafią zabić najbliższą osobę jak matkę by móc w spokoju kontynuować grę. Wykorzystywanie internetu stało się tak powszechne, że trudno wyobrazić sobie życie bez surfowania. To jedno z kilku objawów zacierani się granicy między rzeczywistością a światem wirtualnym. To zdaniem Pyżalskiego nowe społeczne wyzwanie dla ludzi zajmujących się wychowywaniem dzieci w szkołach i domach. Nie dotrze się do młodych ludzi argumentami, skoro ich cały świat do wirtualna rzeczywistość bardziej realna od życia. Tym bardziej niemożliwe jest zrozumienie cyberprzemocy bez rozważenia wszechobecnej brutalizacji życia codzienne w telewizji, filmach, grach "promujących" mordowanie i gwałty.
"Technologia staje się coraz bardziej wyrafinowana, pomagając nam podejmować moralne i etyczne wybory, a także decyzje o charakterze pragmatycznym- co powoduje, iż konstrukt, który nazywamy "cyfrową mądrością" osiąga nowy poziom" ** . W poszukiwaniu wyjątkowości wielu młodych ludzi brnie w zachowania antyspołeczne i budzące grozę zachowania kryminogenne. Negowanie tego faktu w mediach spowoduje nieodwracalne skutki powstania "pokolenia bez przyszłości". Jedynym celem tej generacji będzie uprzyjemnianie sobie życia kosztem innych. Społeczeństwo bez przyszłości to niebyt. Wielu młodych ludzi jest zagubionych w sieci. Ta książka może uzmysłowić wielu rodzicom, pedagogom i samym "zainteresowanym" wpływem Internetu na ludzką psychikę, że jeśli nie zmienią się to ich przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Dla wszystkich wahających się czy warto sięgnąć po tą książkę mówię, że warto. Napisana przystępnym i łatwym językiem, który bardzo wiele wnosi do poznania otaczającego nas świata bardziej realnego niż nierealnego.
Opublikowane także na: http://illumien.blogspot.com/2012/06/agresja-elektroniczna-i-cyberbulling.html
Pamiętam jakby to było wczoraj, gdy podejmowałem się pisania pracy magisterskiej z Cyberbullingu. Nie mogłem nawet podejrzewać, że Jacek Pyżalski już ten temat opisał. Zrobił to tak świetnie, że chłonąłem jego słowa niczym gąbka wsiąka wodę. Jego obserwacje były tak trafne, że trudno było mi pojąć jak świat ewoluował. Jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku mało kto by...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wiedzę na temat kobiet w epoce wiktoriańskiej czerpiemy z powieści, przekazów historycznych i filmów dokumentalnych.
To jednak jak udowadnia Agnieszka Gromkowska-Melosik w swojej książce jest tylko częścią obszernej prawdy o tym okresie, który okryty jest opasłą, jedwabną kotarą niepamięci.
Autorka przytacza wiele przykładów wydarzeń historycznych przetłumaczonych z literatury anglojęzycznej.
Uzmysłowi nam, że czasy panowania królowej Wiktorii nie były okresem, w którym kobiety miały cokolwiek do powiedzenia. Były one wtłoczone w formę żywcem przypominającą gombrowiczowską znaną, jako „upupić” z powieści „Ferdydurke”.
„Jeśli kto kocha tyl¬ko piękno i czys¬tość, to kocha za¬led¬wie połowę istoty.” (1)
Cytat Witold Gombrowicza określa samą esencję tożsamości kobiet, które były oceniane za powierzchowny wygląd i umiejętność dopasowania się do rzeczywistości zdominowanej przez mężczyzn.
Gentelmeni nie oczekiwali od swoich wybranek miłości i wzajemnej adoracji. Kobiety miały być posłuszne i dobrze wytrenowane.
Siadały i jadły, kiedy im kazano, milczały, gdy przemawiali mężczyźni i pozostawały obojętne, gdy mężowie spełniali swój „obowiązek” w ślubnej alkowie.
Królowa Wiktoria doskonale zdawała sobie sprawę z dyskryminacji kobiet w swoim Imperium.
„ W tym kontekście zdumiewająco świadome i pełne przenikliwości są słowa zamieszczone przez królową Wiktorię w liście do córki Vicky:
„Jesteśmy biednymi stworzeniami urodzonymi dla przyjemności i rozrywki mężczyzn i przeznaczonymi do przechodzenia przez niekończące się cierpienia i procesy[…]; mężczyźni są bardzo samolubni, a poświęcenie kobiet jest zawsze rodzajem poddaństwa, które powoduje, że położenie naszej płci nie jest godne pozazdroszczenia” (2)
Rolą mężatki było rodzić wiele dzieci i doglądać „ognisko domowe”, które miało stanowić zacisze dla pracującego męża, głowy rodu.
Nie miała zabiegać o względy małżonka, ani tym bardziej pracować, bo to nie należało do jej obowiązków.
Zasadniczym zadaniem kobiety z wyższych sfer oraz klasy średniej w epoce wiktoriańskiej było upiększenie swoją osobą otoczenia, tak by inni mężczyźni postrzegali jej małżonka, jako człowieka o odpowiednim statusie społecznym.
„ Oto idealna kobieta tamtej epoki powinna mieć „maleńkie i delikatne dłonie i stopy oraz smukłą figurę”. Wzorce te miały świadczyć nie tylko o delikatności jej natury, ale także o jej całkowitej niezdolności do podjęcia jakiejkolwiek pracy. Tylko taka kobieta mogła symbolizować bogactwo swojego męża” (3)
Interesujące jest także to, że ograniczenie kobiet przez mężczyzn nie polegało tylko na ścisłym określeniu jej miejsca w strukturze społecznej.
Kobieta musiała także poddać się operacji chirurgicznej usunięcia jajników.
„Usuwanie jajników odpowiedzialnych za produkcję estrogenu przywracało kobietom- jak wówczas wierzono- równowagę psychiczną”. (4)
O ile w kwestii kobiet zbytnie pobudzenie seksualne kojarzono z jednostką chorobową, o tyle u mężczyzn ta sama przypadłość była nie groźnym zjawiskiem, które nie wymagało interwencji chirurgicznej.
Zazwyczaj żonaci gentelmani udawali się do przybytku podfruwajek o lekkich obyczajach, gdzie skosztowali grzesznego „owocu”.
W ten sposób w epoce wiktoriańskiej mężczyźni mogli zaznać spełnienia seksualnego. Nie było wskazane oczekiwać tego od dobrze wychowanych małżonek.
Kobiety, które przeżywały orgazm bądź same do niego doprowadzały były podejrzane o skłonności do epilepsji.
Książka jest fascynującym stadium, w jaki rola kobiet sprowadzała się do tego, że żona była piękna i dobrze ubraną, zadbaną „niewolnicą”, która na skinięcie palca wykonują polecenia swojego pana i „właściciela” mógł to być ojciec lub mąż.
O relacjach damsko-męskich dowiadujemy się z reprodukcji obrazów zamieszczonych w książce. Zawierają one konteksty, w jakie uwikłana była płeć piękna.
Papier jest bardzo dobrego gatunku, a oprawa książki sprawia dużą przyjemność w poznawaniu zakurzonych zakamarków historii ludzkich uniesień i dramatów.
Polecam tą pracę szczególnie tym, którzy oczekują odpowiedzi na pytania jak było naprawdę w epoce wiktoriańskiej.
Z pewnością zdziwi was nie jeden fakt. Uważam, że książka jest bardzo
dobrze przygotowana pod względem merytorycznym i zaspokoi głód wiedzy nie jednego bibliofila.
Zapraszam serdecznie do wyruszenia w przeszłość do czasów nie tak odległych, ale mimo wszystko mało znanych.
Recenzja opublikowana dzięki uprzejmości Oficyny Wydawniczej IMPULS
(1) http://www.cytaty.info/autor/witoldgombrowicz.htm
(2) Tamże, str. 61
(3)Tamże str. 65
(4) Tamże str. 113
Opublikowane także na:
http://illumien.blogspot.com/2013/09/agnieszka-gromkowska-melosik-kobieta.html
https://www.facebook.com/ZapachKsiazek?ref=hl
Wiedzę na temat kobiet w epoce wiktoriańskiej czerpiemy z powieści, przekazów historycznych i filmów dokumentalnych.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTo jednak jak udowadnia Agnieszka Gromkowska-Melosik w swojej książce jest tylko częścią obszernej prawdy o tym okresie, który okryty jest opasłą, jedwabną kotarą niepamięci.
Autorka przytacza wiele przykładów wydarzeń historycznych przetłumaczonych z...