-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2013-07-08
2013-06-09
2012-07-08
2013-09-29
2013-08-08
2012-11-16
2012-12-20
2013-01-19
2013-08-07
2012-11-25
2013-08-10
Bradin Rothfeld jest dziewiętnastoletnim rockmanem. Kobiety w całej Europie wzdychają do jego brązowych oczu i cudownej, niemal dziewczęcej urody. Wracając z trasy koncertowej Brade spóźnia się na przesiadkę i spędza noc na opustoszałym lotnisku. Jeszcze nie wie, że będzie to najdziwniejsza noc w jego życiu. Spotyka wtedy Ally Hanningan. Tajemniczą Amerykankę, która go nie rozpoznaje. Spędzają ze sobą kilka magicznych, niezapomnianych godzin. A późnej wspaniała noc się kończy.
I oboje już wiedzą, że nie spotkają się więcej.
Nigdy więcej.
Bo zbyt mocno czują, co rodzi się między nimi.
Żadne z nich nie może się teraz zakochać.
Ally jest zajęta – uwikłana w dziwny związek, z którego na razie nie może się wyplątać, a Brada obowiązuje kontrakt płytowy, który mówi – „prasa nie może odkryć twoich kobiet”. Brade jednak używa podstępu i ciągnie tę znajomość. Pozostaje tylko jeden szkopuł. Ally nadal nie ma pojęcia, kim jest Bradin.
I również skrywa pewien sekret.
Co zrobi Bradin, pragnąc dziewczyny, której nie powinien nawet tknąć?
"I oto jestem. Chodzę ulicami miasta, które znam tak dokładnie. Mijam kawiarenki i sklepy. Kolejne migające szyldy zmieniają się przed moimi oczami jak wtedy, kiedy przechodziłam obok nich codziennie. Wędrowałam tą samą drogą przez lata. Trzy lata. Trzy lata mojego życia. Tak ważne i tak nieznaczące. Trzy już nie dziecięce lata, choć jeszcze nie do końca dorosłe.
Idę, a ludzie mijają mnie tak zwyczajnie, nie zatrzymują wzroku, w natłoku swoich spraw śpieszą się gdzieś, pokonują kolejne metry, a ja z nimi. Moja ręka, złożona w jego dłoni, prawie się nie zaciska. Jakbym go nie czuła. Jakby szedł niby ze mną, niby obok, ale był dokładnie tak samo obcy, jak ci bezimienni, mijający nas przechodnie."
Na samym początku historia wydawała się dość banalna. Dwójka ludzi zakochuje się w sobie i potem walczą o łączące ich uczucie. Co w tym specjalnego? Przede wszystkim ta dwójka bohaterów: Ally i Bradin. I z pewnością nie byli idealni, co muszę zaznaczyć na wstępie. Popełniali błędy, czasem głupie, ale na tym to polega - potrafili wyciągnąć z nich jakąś naukę. Są oni postaciami oryginalnymi, niesamowicie dopracowanymi, kochającymi, bystrymi, posiadającymi osobowość (co jest dla mnie bardzo ważne, bo co mi po kolejnej bohaterce, która jest po prostu nijaka i nudna?) - mogłabym wymieniać zalety tworzenia postaci przez autorkę bardzo długo. I to nie tylko tych głównych. Bardzo ciekawymi postaciami okazali się także Christophe/Christopher (nie pamiętam), gitarzysta zespołu, Tom Rothefeld czy psychopatyczna fanka nękająca grupę.
„NASZ jeden dzień będzie trwał zawsze, dopóki ono bije dla ciebie...”
Jedyną rzeczą, która mi się nie podobała było przeskakiwanie wśród bohaterów opowiadających historię. Czułam się nieco skołowana, kiedy Ally wyrażała swoje zdanie o jakiejś rzeczy, a w następnym zdaniu ni stąd ni zowąd pojawiał się Bradin jadący na koncert. Takie pomieszanie z poplątaniem się wkradło, ale jestem w stanie przymknąć na to oko. Przejdźmy do dalszych kwestii.
Już sama walka o uczucie była świetnie przedstawiona. Mimo przeciwności, ta dwójka młodych ludzi darzy się przyjaźnią przeradzającą się w coś więcej. Musieli uporać się z wieloma problemami, jak chociażby odległość dzieląca ich, rodzice Ally, kłamstwa, inne związki, zazdrość... Pani Reichter tak przedstawiła tę walkę, że dosłownie nie czułam pochłanianych kolejnych stron. Pomimo innych zajęć nie mogłam się powstrzymać przed nie przeczytaniem chociaż tej jednej następnej strony.
"Czasami w życiu dokonujesz wyborów i ja dokonałam, chociaż nie chcę się zastanawiać czy ten jest właściwy."
Powodował to także język używany przez autorkę. Nie był on typowo młodzieżowy, jeśli wiecie, co mam na myśli. Całość była tak skonstruowana, że czasem bohaterowie wyrażali się typowo młodzieżowo, ale jeśli wymagała tego sytuacja potrafili być dorośli i poważni. Nie zabrakło też sytuacji bardzo zabawnych, do czego przyczynili się Tom oraz Bobi i rzucane przez nich komentarze, czy smutnych. To połączenie mnie dosłownie urzekło. Można tu znaleźć wszystko: humor, utratę, miłość, przyjaźń... Całość jest perfekcyjnie dopracowana. Uwaga, to wciąga!
"-Śniadanie!- zawołała za nim Katherine.
-Głupota odbiera mi apetyt!- powiedział, nie odwracając się nawet, i odszedł."
Sam pomysł także wydaje mi się dość oryginalny. Na samym początku, kiedy czytałam opis byłam sceptyczna. Taka tam kolejna łzawa historyjka o wielkiej miłości, hit internetu. To samo odnosiło się do "Piosenek dla Pauli", za które do tej pory nie umiem się ponownie zabrać (odłożyłam po 10 stronach), więc jestem ostrożna jeśli chodzi o miano tego typu hitu. Ale ta powieść na nie zasługuje po prostu. Nie spotkałam się jeszcze z historią o rockmanie i zwykłej dziewczynie, co nie oznacza oczywiście, że wcześniej takich powieści nie było. Bardzo dobrym rozwiązaniem było sugerowanie piosenek podczas czytania niektórych rozdziałów. Sama tego nie spróbowałam, bo nie umiem się wtedy skupić, ale wydaje się bardzo fajne.
Warto także wspomnieć o oprawie graficznej. Jest ona udana, przód trochę kolorowy, przez co przyciąga wzrok. Podoba mi się bardziej jej tył. I chyba tyle.
Do gustu przypadło mi także zwalające z nóg zakończenie. Było ono zupełnie niespodziewane i zachęca do sięgnięcia po kolejną część. Jednocześnie kocham i nienawidzę za nie autorki. Jak można zakończyć książkę w taki sposób i kazać czekać czytelnikom tyle czasu aż dowiedzą się, co będzie dalej?! Muszę skądś wziąć ten drugi tom, najlepiej od razu! Nie mogę sobie pozwolić na wyobrażanie dwóch możliwych zakończeń, bo jedno z nich wyjątkowo nie przypada do gustu.
"Jak się czujesz, kiedy wiesz, że coś tracisz? Uciekasz od tego biegiem czy stąpasz powoli? Szła, słysząc stukot swoich butów (…) Jej kroki były zdecydowane, gdy oddalała się pośpiesznie."
Jeśli jeszcze nie miałaś/miałeś (choć myślę, że ta powieść jest skierowana głównie do dziewcząt) okazji zapoznać się z historią zawartą na kartach "Ostatniej spowiedzi", zrób to czym prędzej. Chociaż skończyłam czytać już jakieś 2,5 tygodnia temu i jestem już w innej książce, innym świecie, historia Ally i Bradina dalej żyje gdzieś tam w moich myślach. Nie mogę się wydostać z ich świata.
Moja ocena: 9/10
Bradin Rothfeld jest dziewiętnastoletnim rockmanem. Kobiety w całej Europie wzdychają do jego brązowych oczu i cudownej, niemal dziewczęcej urody. Wracając z trasy koncertowej Brade spóźnia się na przesiadkę i spędza noc na opustoszałym lotnisku. Jeszcze nie wie, że będzie to najdziwniejsza noc w jego życiu. Spotyka wtedy Ally Hanningan. Tajemniczą Amerykankę, która go nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-08-30
2013-07-18
2012-11-03
2012-08-06
Szesnastoletnia Hazel choruje na raka i tylko dzięki cudownej terapii jej życie zostało przedłużone o kilka lat.
Jednak nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół, nie funkcjonuje jak inne dziewczyny w jej wieku, zmuszona do taszczenia ze sobą butli z tlenem i poddawania się ciężkim kuracjom. Nagły zwrot w jej życiu następuje, gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje niezwykłego chłopaka. Augustus jest nie tylko wspaniały, ale również, co zaskakuje Hazel, bardzo nią zainteresowany. Tak zaczyna się dla niej podróż, nieoczekiwana i wytęskniona zarazem, w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania: czym są choroba i zdrowie, co znaczy życie i śmierć, jaki ślad człowiek może po sobie zostawić na świecie.
„- Okay - powiedział, gdy minęła cała wieczność. - Może "okay" będzie naszym "zawsze". - Okay - zgodziłam się.”
Nie wiem, jak wy, ale ja dopiero po raz pierwszy zetknęłam się z książką opowiadającą o osobach chorych na raka. Znam jedną dziewczynę, która żyje z taką chorobą - nie jest łatwo. Po części więc wiedziałam, czego się mogę spodziewać po powieści Pana Greena. Próbowałam w jakiś sposób przewidywać zakończenie - myślałam, że będzie ono jak najbardziej szczęśliwe, jak to bywa w młodzieżówkach. W żadnym razie nie przewidziałam obrotu wydarzeń, jaki miał miejsce w kultowej już "Gwiazd naszych wina".
Książka Johna Greena wywołała we mnie burzę emocji. Była jednym z nielicznych dzieł, po których miałam tzw. kaca książkowego. Znacie pewnie ten stan. Przeczytało się właśnie coś takiego, co wywołało na tobie tak wielkie wrażenie, że jeszcze przez kilka godzin lub dni nie możesz wziąć się za coś innego, bo nadal żyjesz TĄ powieścią. Potrzebujesz czasu, żeby ochłonąć i przemyśleć wszystko, co się wydarzyło. Dopiero potem potrafisz ją zrozumieć. Wryje się głęboko w twoją pamięć, naprawdę głęboko. Taka właśnie jest "Gwiazd naszych wina" - oddziałuje niesamowicie na odbiorcę.
„- Czujesz się lepiej? - Nie - wymamrotał Isaac, ciężko dysząc. - Tak to jest z bólem - odpowiedział Augustus, a potem spojrzał na mnie. - Domaga się, byśmy go odczuwali.”
Jest to powieść napisana w lekki sposób, co nie przeszkadza nam zagłębić się w nią od pierwszej strony. Pełna nadziei, miłości, marzeń, przemyśleń, smutku i obaw. Dochodzi do tego jeszcze humor, który poprawia dość przygnębiający nastrój. Mimo całego smutku zawartego jak i w dziele Greena, tak też w tematyce wybranej przez niego, potrafiłam się uśmiać z trafnych uwag Augustusa i wielu innych rzeczy. Książka jest szczera do bólu, dzięki czemu jeszcze bardziej realna.
Bohaterowie nie kryją się ze swoimi chorobami, starają się je akceptować. Nikt tu się nad sobą nie użala, bo zawsze może być gorzej, prawda? W jednym dniu jemy sobie spokojnie śniadanie przed telewizorem, a w drugim już nas nie ma. Taki jest świat. Zadziwiało mnie podejście do życia Hazel, Augustusa i Isaaca. Na początku nie potrafiłam sobie wyobrazić, że można tak łatwo zaakceptować rzeczywistość, ba, nawet sobie z niej żartować. Wraz z upływem kartek przyzwyczajałam się jednak do ich specyficznych stosunków między sobą bohaterów i humoru. Naprawdę ich polubiłam: przeżywałam wraz z nimi każdy kryzys, każde drobne zwycięstwo, każdą nostalgię. Odnalazłam w z nich cząstkę siebie.
Pomimo łączącej ich choroby, każde jest inne. Mamy lekko próżnego, przystojnego, z wisielczym poczuciem humoru, kochającego metafory Augustusa; naturalną, nie użalającą się nad sobą, a jednak przygotowaną na śmierć Hazel; niewidomego, inteligentnego i zabawnego Isaaca. Każdy z nich ma coś uświadomić czytelnikowi.
Połączyła ich wspólna tragedia - nie rozdzieliła nawet śmierć.
„W miarę jak czytał, zakochiwałam się w nim tak, jakbym zapadała w sen: najpierw powoli, a potem nagle i całkowicie.”
Wątek miłosny jest po prostu mistrzowski. Chociaż ta książka jest w większości o umieraniu, nastolatkom jakoś udaje się spędzić razem trochę czasu. Hazel i Augustus są świetną parą. Uczucie łączące ich jest niesamowicie mocne i zadziwiająco prawdziwe. Ani razu mnie nie nużyło, ba, sprawiało, że jeszcze bardziej wciągałam się w lekturę.
Dużym plusem było poprowadzenie narracji z punkty widzenia Hazel. Nie zanudza o swojej chorobie, nie chce litości, a nieplanowaną miłość przeżywa co raz mocniej z każdym dniem. Jest silną dziewczyną, którą strasznie chciałabym być. Znosi swoją chorobę w spokoju i stara się o niej nie myśleć. Historia sama w sobie wydaje się niesamowicie realna. Nie mogłam uwierzyć, że jest to w pełni fikcja literacka. Postaciom jak i wydarzeniom po prostu nie sposób zarzucić nierealność.
Jej się nie czyta, ją się pochłania. Piękny język i styl autora, wiele metafor, wątek autora ulubionej książki Hazel, pytania filozoficzne, ironia, wątek rodziców dziewczyny - to tylko niektóre z atutów tej powieści. Podróż od pierwszej do ostatniej strony "Gwiazd naszych wina" wiele mi uświadomiła. Każe zadawać sobie pytania o sens życia, o to, czy śmierć jest końcem, a może jednak początkiem czegoś nowego...
„Na tym świecie jest tylko jedna rzecz okropniejsza niż umieranie na raka w wieku szesnastu lat, a jest nią posiadanie dziecka, które na tego raka umiera.”
Szczerze mówiąc, na samym początku nie miałam pojęcia, że "Gwiazd naszych wina" (dziwny tytuł, ale osoby, które czytały, już rozumieją dlaczego wybrano taki, a nie inny) będzie tak wspaniałą książką. Tak dojrzałą. Myślę, że jest ona napisana specjalnie dla osób, które wymagają od lektury czegoś więcej niż tylko spędzenia z nią kilku godzin i bezmyślnego czytania kolejnych stron. John Green podjął się trudnego zadania opisania życia z chorobą, co wyszło mu genialnie. Napisał książkę, która zostawia ślad. Bo przecież o to chodzi, prawda? Żeby zostawić po sobie ślad.
Szesnastoletnia Hazel choruje na raka i tylko dzięki cudownej terapii jej życie zostało przedłużone o kilka lat.
więcej Pokaż mimo toJednak nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół, nie funkcjonuje jak inne dziewczyny w jej wieku, zmuszona do taszczenia ze sobą butli z tlenem i poddawania się ciężkim kuracjom. Nagły zwrot w jej życiu następuje, gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej...