-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać354
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik16
Biblioteczka
2013-09-10
2013-09-02
Po miesiącach rozłąki Aria i Perry znów się spotykają. Wreszcie mogą być razem i już chyba nic nie stoi im na przeszkodzie. Perry staje się nowym Wodzem Krwi plemienia Fal. Próbuje poradzić sobie z tym zadaniem, co niestety nie jest takie łatwe. Tym bardziej, że burze eterowe przybierają na swej gwałtowności. Natomiast Aria cały czas jest postrzegana jako Kret i mieszkańcy mają jej wiele rzeczy za złe, przez co nasi bohaterowie muszą się ukrywać ze swoim uczuciem. Jednak nie jest to największy problem: Talon jest w dalszym ciągu przetrzymywany w Reverie. A, jak się okazuje, nie jest to aż tak bezpieczne miejsce na jakie wygląda.
Aria i Perry muszą podjąć się zadania odnalezienia Wielkiego Błękitu, zanim burze eterowe zniszczą znany im świat. Czy przetrwają? I czy przetrwa łączące ich uczucie?
Zwykle bywa tak, że kontynuacje są gorsze od poprzedniczek. Autor nie jest w stanie sprostać wymaganiom czytelników co do następnej części. Kończy się to średnią powieścią, którą ludzie czytają tylko dlatego, żeby poznać dalsze losy ich ulubieńców. Pani Rossi wymyka się tutaj schematowi! Pierwsza część była bardzo dobrą, wciągającą lekturą. Druga jest pod tym względem do niej podobna, ale oczywiście nie taka sama. Mamy tu nowych bohaterów, a także poznajemy sekrety z przeszłości. "Przez bezmiar nocy" jest do granic wypełniony emocjami, zarówno pozytywnymi jak i negatywnymi. Uczucie łączące głównych bohaterów poddawane jest licznym próbom.
Wątek romantyczny w tej części jest znacznie bardziej skomplikowany niż w "Przez burze ognia". Przybywają nowe osoby, które kuszą przebywających z dala od siebie Arię i Perry'ego. Nie znajdziecie tutaj słodzenia czy wyznań miłosnych na każdej stronie. Uczucie łączące ich jest niesamowite, głębokie, ale nie jest najważniejszym elementem powieści. Duży plus.
Bohaterowie wykreowani przez autorkę nie raz was zadziwią, rozbawią do łez lub zasmucą. Pani Rossi tak zręcznie opisuje ich uczucia, że czytelnik nie ma prawa poczuć się z nimi niezwiązany. Są zróżnicowani: od tajemniczych i fałszywych do przyjacielskich i miłych. Widać że autorka poświęciła im wiele czasu i uwagi. Narracja jest prowadzona z punktu widzenia Arii i Peregrine'a. Jest to dobre rozwiązanie, po części dlatego, że bohaterowie przez jakiś czas są dość oddaleni od siebie. Nie można ich nie polubić, ale są też urzekające postacie drugoplanowe. Moje serce podbił (po raz kolejny!) zabawny, zdeterminowany i odważny Roar, który próbuje odzyskać ukochaną Liv z rąk władcy innego plemienia. Liv, siostra Perry'ego, jest jedną z nowych bohaterów. Możemy poznać także bliżej ojca Sorena, nowych ludzi w plemieniu (mi.n. Kirrę, która spróbuje namieszać) oraz samego Sorena.
Akcja w tej części powoli płynie swoim tempem. Niespodziewane zwroty? Są. Czy nudzi? Nie. Zaskakujące i zachęcające do sięgnięcia po trzecią część zakończenie? Pewnie! Jak widzicie, znalazłam tu elementy, których szukam w każdej książce. Cały czas coś się dzieje, ale czytelnik nie poczuje się przytłoczony. Opisy nie są zbyt długie, zawierają dokładnie to, co musimy wiedzieć o świecie przedstawionym. Niesamowitą przyjemność z czytania zawdzięczam niebanalnemu stylowi i językowi autorki. Teraz już rozumiałam większość sformułowań wykorzystywanych przez nią i nie musiałam się co parę stron zastanawiać o co chodzi.
Okładka książki jest w takim samym stylu jak ta poprzednia. Nie urzekła mnie, zwłaszcza ten mężczyzna, ale nie ma źle. Co mnie bardzo ucieszyło, nie ma na niej żadnych reklam czy fragmentów recenzji. I całe szczęście. Możemy skupić się na bardzo ładnie wykonanych napisach i już ciut mniej ładnej grafice. Tak samo jak w przypadku "Przez burze ognia", bardziej podoba mi się jej tył ;)
Czy warto sięgnąć po "Przez bezmiar nocy"? Zdecydowanie tak. Jest udaną kontynuacją, choć nie poznałam odpowiedzi na niektóre z nurtujących mnie pytań. Dla fanów antyutopii czy młodzieżówek będzie bardzo dobrą pozycją. A jeśli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z częścią pierwszą, zachęcam. Spróbujcie i przekonajcie się czy bylibyście w stanie przeżyć w świecie nękanym przez burze ognia.
Po miesiącach rozłąki Aria i Perry znów się spotykają. Wreszcie mogą być razem i już chyba nic nie stoi im na przeszkodzie. Perry staje się nowym Wodzem Krwi plemienia Fal. Próbuje poradzić sobie z tym zadaniem, co niestety nie jest takie łatwe. Tym bardziej, że burze eterowe przybierają na swej gwałtowności. Natomiast Aria cały czas jest postrzegana jako Kret i mieszkańcy...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-08-25
"Ślubuję wierność fladze wielkiej Republiki Amerykańskiej, naszemu Elektorowi Primo oraz naszym wspaniałym stanom. Ślubuję wspierać wysiłek zbrojny w wojnie przeciwko Koloniom aż po dzień rychłego zwycięstwa!"
Day i June, chcąc ratować Edena, dołączają do Patriotów.
Elektor Primo umiera. Władzę obejmuje jego syn – Anden. Kim jest? Wrogiem czy wybawcą?
"Ten człowiek to Republika."
Przywódca Patriotów jest pewien odpowiedzi i wierzy, że tylko krwawa rewolucja może uratować kraj. Day i June muszą podjąć decyzję, po której stronie barykady stanąć.
Day i June docierają do Vegas w chwili, kiedy staje się coś nieprawdopodobnego: Elektor Primo umiera, a jego syn – Anden – przejmuje rządy w Republice. W chwili kiedy kraj pogrąża się w chaosie, Day i June dołączają do Patriotów. W zamian za obietnicę odnalezienia Edena oraz przerzucenia ich do Kolonii, Day decyduje się na coś, czego unikał przez całe życie – razem z June wezmą udział w zamachu na nowego Elektora Primo.
"Przysięgam, że dochowam wierności Patriotom."
Śmierć Elektora to szansa na zmiany w kraju, w którym mieszkańcy zbyt długo byli zmuszani do milczenia.
Jednak kiedy June zbliża się do Elektora, zdaje sobie sprawę, że Anden w niczym nie przypomina swojego ojca. Dziewczyna jest rozdarta między tym, czego oczekują od niej Patrioci, a swoim przeczuciem: A jeśli to właśnie Anden jest nadzieją na nowy początek? Czy rewolucja nie powinna być czymś więcej niż zemstą pełną gniewu i krwi? A co jeśli Patrioci się mylą?
Przygodę z trylogią Marie Lu rozpoczęłam od "Rebelianta". Miałam okazję przeczytać go jakiś niecały rok temu i pamiętam, że bardzo mi się spodobał styl autorki i sam pomysł. Jak to bywa w książkowym świecie, kontynuacje są zwykle gorsze od pierwszych części. Czy i tym razem tak było? W żadnym razie! Marie Lu swoją powieścią wywarła na mnie ogromne wrażenie. "Wybraniec" jest idealną kontynuacją, miejscami był nawet lepszy od "Rebelianta".
Akcja dzieje się zaraz po wydarzeniach mających miejsce w "Rebeliancie". June i Day dołączają do organizacji Patriotów i mają zamiar zabić nowego Elektora, tym samym wzniecając rewolucję. Rozpoczynamy więc zaciekłą walkę o przetrwanie, zaplątywanie się w sieci kłamstw stworzonych przez rząd, rozważania na temat słuszności przyszłego zamachu (nie wszystko jest przecież takie, jakie się wydaje na pierwszy rzut oka), a także walkę o związek między bohaterami - to wszystko i jeszcze więcej można znaleźć na tych niepozornych 368 stronach. W "Wybrańcu" tempo akcji jest niesamowite, następuje wiele niespodziewanych zwrotów oraz mają miejsce ważne dla całej trylogii wydarzenia. Autorka świetnie poradziła sobie z ciężkim zadaniem, jakim było usatysfakcjonowanie czytelnika zachwyconego "Rebeliantem".
"Jesteś jedynym elementem układanki, której Republika nie jest w stanie kontrolować."
June i Day już w pierwszej części byli postaciami idealnie wpasowanymi w realia Republiki. Marie Lu skonstruowała ich od podstaw w pierwszej części, a w tej zagłębiła się w ich myśli, rozważania, lęki i pragnienia. Pokazała ich wnętrze. Mamy możliwość obserwować to, jak dojrzeli. Autorka bez problemu stawia przed głównymi bohaterami trudne do podjęcia decyzje czy co raz to nowe problemy. Miewają wątpliwości co do słuszności zadania, które mają wykonać, a także odczuwają niezliczoną ilość emocji porywające również czytelników. Znajdziemy tu gniew, zazdrość, niepewność, przyjaźń, a także miłość.
Wątek romantyczny w "Wybrańcu" także dojrzał. Rozwinął skrzydła, poszybował w górę, ale nie odleciał daleko. Na szczęście nie jest to jeden z takich cukierkowych, idealnych związków. Sprawy się mocno komplikują, a nasi bohaterowie zostają wystawieni na ciężką próbę. Dochodzą osoby trzecie; mam tylko nadzieję, że autorka nie zaprezentuje w trzeciej części czegoś w rodzaju "Mody na sukces". To by mocno zaniżyło moją opinię o "Legendzie" jako trylogii.
„Day, ów chłopiec z ulicy, którego całym bogactwem było brudne ubranie i szczerość w oczach, zawładnął moim sercem. Jest najpiękniejszy na świecie, zarówno ciałem jak i duszą. Jest srebrnym błyskiem w świecie ciemności. Jest moim światłem”.
Wspomnę jeszcze o zaskakującym finale, który zapowiada prawdziwe emocje w "Patriocie". Jednocześnie kocham i nienawidzę pani Lu za aż takie komplikowanie życia swoim postaciom. Wydaje się dramatyczne i negatywne. A miałam nadzieję na happy-end. Zobaczymy jak sytuacja się rozwinie.
Czymś, co rzuciło mi się bardzo w oczy podczas lektury było podobieństwo do drugiej części serii Delirium od Lauren Oliver. Wcześniej tego nie zauważałam, ale potem stało się aż nadto wyraźne. W "Pandemonium" mamy Alexa, który strasznie przypomina Day'a - chłopak buntownik, wiodący trudne życie, zakochuje się w normalnej dziewczynie. Tam była to Lena, tu mamy June, która poświęca wszystko i ucieka z nim - podobne, prawda? Był także Anden, który jest prawie kropka w kropkę Julianem. Syn kogoś ważnego, mający przejąć stery, ma zostać zabity, wyznaje odmienne idee od swego ojca, pragnie zmian oraz (Uwaga spoiler!)... zakochuje się w June/Lenie. Sama nie wiem, może tylko tak mi się wydawało.
Podobnie jak w "Rebeliancie" występuje tu narracja z punktu widzenia June i Daya. Są one ze sobą swobodnie przeplatane, ani razu nie zdarzyło mi się pogubić. Ułatwiła to zastosowana czcionka, która jest inna w danym rozdziale, dzięki temu całość prezentuje się czytelnie i przejrzyście. Napisane w 1 os. lp. rozdziały pomagają nam wczuć się w sytuację bohaterów.
"Kiedy człowiek chce się zbuntować, powinien to zrobić wewnątrz systemu."
Oprawa graficzna jest na tym samym poziomie, co ta w "Rebeliancie". Nieskomplikowana, ale przyciągająca wzrok. A widząc tego orła aż ma się ochotę pomacać ;) Graficy odwalili kawał dobrej roboty. Okładka świetnie pasuje do treści i jej klimatu.
Po "Wybrańcu" mam ochotę na jeszcze więcej i jestem niezmiernie ciekawa, co autorka zaprezentuje w ostatniej części. W USA premiera dopiero w listopadzie, więc w Polsce może na początku grudnia. Szkoda, bo już teraz mam niesamowitą ochotę poznać dalsze losy bohaterów oraz Republiki. Walczymy przecież o lepszą przyszłość.
"Ślubuję wierność fladze wielkiej Republiki Amerykańskiej, naszemu Elektorowi Primo oraz naszym wspaniałym stanom. Ślubuję wspierać wysiłek zbrojny w wojnie przeciwko Koloniom aż po dzień rychłego zwycięstwa!"
Day i June, chcąc ratować Edena, dołączają do Patriotów.
Elektor Primo umiera. Władzę obejmuje jego syn – Anden. Kim jest? Wrogiem czy wybawcą?
"Ten człowiek to...
2012-11-10
2012-11-16
2012-10-14
2012-10-05
"Julia Ferrars.
Dziewczyna, której dotyk jest śmiercionośny, która wysysa siły witalne i energię żywych ludzi i porzuca na ziemi ich bezwładne, sparaliżowane ciała. Dziewczyna, która większość swojego życia spędziła w szpitalach i izbach dla nieletnich przestępców. Dziewczyna, którą porzucili nawet rodzice. Dziewczyna uznana za chorą psychicznie i skazana na izolację w szpitalu psychiatrycznym, w którym szczury bały się żyć."
Julia z Adamem uciekają z kwatery Komitetu Odnowy i trafiają do Punktu Omega, przystani dla dzieci o szczególnych zdolnościach. Wreszcie są bezpieczni. Sielanka zakochanych trwa jednak krótko. Julia poznaje sekret, który może przekreślić ich wspólne marzenia o szczęściu…
Kontynuacja średniej powieści Tahereh Mafi "Dotyk Julii" nie wzbudziła we mnie zbyt wielu pozytywnych emocji. Może to ze mną jest coś nie tak, ale nie rozumiem fenomenu tej serii. Jest sobie nastolatka jakich wiele w dzisiejszej literaturze, tyle że posiada dar. Stara się nauczyć go wykorzystać, przez co robi wielkie zamieszanie. I tyle. Pamiętam jak napalona byłam na pierwszą część tymi głośnymi zapowiedziami, świetnymi opiniami, a tu co? Średnia książka w ładnej oprawie. Z "Sekretem Julii" było podobnie.
Najwięcej do zarzucenia mam tu samej Julii, która jest tak nijaką i tępą bohaterką, że aż mnie skręca od środka. I to jeszcze ona opowiada całą historię. Świetnie. Nie dość, że Julia jest po prostu nudna, to jeszcze (sic!) użala się nad sobą, non-stop mówi o cudownym uczuciu łączącym ją i Adama. Co oczywiście nie przeszkadza jej go zdradzać. Gdzie tu logika? Nóż mi się w kieszeni otwierał, kiedy po raz kolejny czytałam jej idiotyczne rozwodzenie się nad tym, kogo kocha, które (niestety) zajmowały jakieś 3/4 książki.
Wyglądało to mniej więcej tak:
"Adamie, jak ja cię kocham. Kocham cię naprawdę, całym sercem. Miłością prawdziwą i nieskończoną. Oh, jesteś dla mnie taki dobry, a ja jestem tak okrutną i nie zasługującą na życie istotą. Oh, Adamie, jak możesz mnie kochać. Ale muszę z tobą zerwać, zrozum to proszę. A może jednak powinniśmy być razem? Nie, jednak nie, ale Adamie jak ja za tobą tęsknię. Tak bardzo chciałabym, żebyś mnie teraz dotknął. Ale Warner... Nie rozumiem mojego uczucia do niego, ale jest taki dobry, trzeba mu współczuć. Co z tego, że kazał mnie torturować i zabiłam przez niego dziecko, ale on nakarmił bezdomnego psa. I jest taki sexy. Może jego też kocham."
"Ja nie funkcjonuję tak jak należy.
Jestem tylko konsekwencją katastrofy. Niczym więcej."
Kwestię bohaterów uratowali na szczęście zabawny, odważny i nieprzewidywalny Kenji oraz WARNER *.* I tu znowu muszę się poważnie zastanowić nad tym, co ze mną jest nie tak, skoro nie szaleję za pierwszym ukochanym naszej cudownej bohaterki, ale za jej oprawcą. To on uratował tą powieść w moich oczach. Co prawda nie jest już aż tak zły jak w "Dotyku", bo (niestety) musiał się zakochać w głównej bohaterce. Ale i tak jest najbarwniejszą z postaci wykreowanych przez autorkę. Nadaje powieści pikanterii, okrucieństwa, tajemnic... I wielu, wielu innych rzeczy. Wątkiem bijącym na głowę prawie całą książkę była kwestia jego dzieciństwa oraz rodziny. Zabawne, Pani Mafi najlepiej wyszedł właśnie bohater, którego nie powinniśmy lubić i nie powinniśmy się na nim aż tak skupiać.
„-Nie mam pojęcia, co ty widzisz w tym gościu – mówi – ale powinnaś spróbować z nim pomieszkać. Ten facet jest humorzasty, że hej.
– Nie jestem humorzasty…
– Taa, bracie – Kenji odkłada sztućce. – Jesteś humorzasty. Nic tylko „zamknij się, Kenji”, „idź spać, Kenji”, „nikt nie ma ochoty oglądać cię nago”. Tysiące ludzi marzy, żeby zobaczyć mnie nago. Mogę to udowodnić.”
Dobra, dość o postaciach. Teraz czas złajać autorkę za... nadawanie mocy praktycznie każdej postaci. W pierwszej części tylko Julia miała jakąś moc, jej dotyk zabijał. Okej, fajnie. Potem pojawił się Adam, który może ją dotknąć. No dobra, jestem to w stanie jeszcze przełknąć, z trudem, ale mogę. A następnie już z górki: dosłownie wszyscy. Jeszcze niektórych jestem w stanie zrozumieć. Ale po co dawać jakąkolwiek moc bratu Adama czy Warnerowi? Bez sensu. nagle wychodzi na to, że w każdym kryje się odrobina takiej "magii".
Schematyczny wątek miłosny też nie prezentował się zbyt dobrze. W pierwszym tomie byli tylko Julia i Adam. Zwykła parka, której związek nie jest łatwy, z jakiegoś powodu wyjątkowy, a jego podłoże było (co tu dużo mówić) po prostu naciagane. A tu nagle autorka sprezentowała mi (takie zaskoczenie normalnie) trójkącik! Nienawidzę trójkącików. Wiadomo jak to się kończy i nie inaczej było w tym przypadku. Ten wątek wyjątkowo kuleje. Oczywiście z winy Julii, która (jak Bella ze "Zmierzchu" i wiele jej następczyń) nie może się zdecydować, kogo by tu pokochać. I marudzi przez wszystkie strony, o czym już mówiłam. Mogłaby się wreszcie dziewczyna ogarnąć i zdecydować. Może w trzeciej części wreszcie to zrobi. Będzie to największe zaskoczenie.
Opisy, które bywały przydługie, też mnie nie zachwyciły. Już pomijając rozterki wewnętrzne głównej bohaterki, większość jej przeżyć czy opisów miejsc akcji można by skrócić o połowę, a książka i tak by na tym nie straciła. Może nawet by zyskała. Gdyby wszystko było konkretniejsze i rozwijało się szybciej.
"Ta planeta jest jak złamana kość, która nigdy nie została właściwie nastawiona, jak setki sklejonych odprysków kryształu. Zostaliśmy roztrzskani, a potem zrekonstruowani i poinstruowani, abyśmy każdego dnia udawali, że wciąż funkcjonujemy tak, jak należy. Ale to kłamstwo. Każdy człowiek miejsce myśl pogląd - to kłamstwo."
Tak samo sprawa ma się z akcją i ogólnie historią, która sama w sobie mogłaby być wciągająca. Seria Pani Mafi wygląda jak połączenie "Igrzysk śmierci" (gdzie walczymy o przetrwanie i staramy się przy okazji obalić rząd), "Delirium" (jesteśmy więzieni i terroryzowani przez rząd, godzimy się na to, ale potem zaczynamy przejrzewać na oczy) i może "Domu Nocy" (posiadamy moce). Brzmi ciekawie, ale ona nie umywa się do wcześniej wspomnianych. Na początku akcja ciągnie się, ciągnie i po jakichś 30 stronach miałam zamiar definitywnie odłożyć książkę. Potem na szczęście wystąpiło kilka przełomowych i zaskakujących momentów i zdecydowałam się dotrwać do końca, choćby nie wiem co! No i dla Warnera oczywiście.
W drugiej części miałam nadzieję dowiedzieć się czegoś więcej o tym zniszczonym świecie. I znowu pudło. Nadrzędnym punktem wydarzeń jak i opisów (poza uczuciami) jest Punkt Omega i niestety nie dowiadujemy się praktycznie niczego nowego o świecie po apokalipsie. Odniosłam wrażenie, że Julii zbytnio to nie interesuje, więc nie powinno też interesować czytelnika; że są kwestie ważniejsze.
Język pozostaje niezmienny, praktycznie niczym nie różni się od tego użytego w "Dotyku". Nie jest trudny w odbiorze, miejscami trochę zbyt się unosi. Szczególnie w momentach, kiedy Julia rozmyśla (i nie mówię tu o myśleniu o miłości). Jednych może zrazić, innych oczarować. Zależy od gustu. Liczne metafory, powtórzenia oraz wygląd graficzny można polubić. Nadal podobają mi się te przekreślone zdania. Mają swój urok i pokazują jak Julia próbuje wypierać niektóre myśli.
Trochę nie rozumiem wprowadzenia oryginalnej okładki. Pierwsza, którą wydawnictwo samo zrobiło, była naprawdę udana. Druga mogłaby być w podobnym typie, tak żeby się jakoś obie zgrały na półce. A tu jednak nie. Nie żeby mi się ta okładka jako sama grafika nie podobała, co to to nie. Jest jednym z niewielu plusów tej książki. Bardzo dopracowana i stonowana. Tyle, że po prostu nie pasuje do pierwszej.
Zakończenie zapowiada zmianę postawy bohaterki. Mogłaby to wreszcie zrobić, wydorośleć. Końcówka jest niesatysfakcjonująca, trochę zbyt otwarta, czym zachęca do sięgnięcia po ostatni już tom. Szczerze mówiąc, nie wiem czy to zrobię. Jestem już zbyt zmęczona biadoleniem Julii, nie wiem, czy zniosę kolejną dawkę emocji. Żeby tylko nie była tak śmiertelna jak dotyk głównej bohaterki.
"Przez całe życie usiłowałam być lepsza. Silniejsza. Bo w przeciwieństwie do Warnera nie chcę być postrachem. Nie chcę nikogo krzywdzić."
"Julia Ferrars.
więcej Pokaż mimo toDziewczyna, której dotyk jest śmiercionośny, która wysysa siły witalne i energię żywych ludzi i porzuca na ziemi ich bezwładne, sparaliżowane ciała. Dziewczyna, która większość swojego życia spędziła w szpitalach i izbach dla nieletnich przestępców. Dziewczyna, którą porzucili nawet rodzice. Dziewczyna uznana za chorą psychicznie i skazana na izolację w...