rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Wielkie rozczarowanie. Jeśli ktoś spodziewa się, że książka ukaże mu historię interesujących państw afrykańskich, jak Wielkie Zimbabwe, Ghana, Mali, Aksum, czy Kongo, to srogo się zawiedzie. Mamy do czynienia ze zbiorem krótkich esejów na przeróżne, zazwyczaj bardzo szczegółowe tematy, pokroju odnalezionej złotej figurki lub jakiejś kopalni soli. Tłumacz potrafi uraczyć czytelnika koszmarnymi konstrukcjami, pokroju
"Nie zapominajmy jednak, że jej wartość jest niewielka: oprócz niepewnego opisu geograficznego, podane szczegóły etnologiczne ujawniają sinocentryzm obserwatora i tracą praktycznie całą wartość poznawczą, bowiem nie wiemy, do jakiego obszaru - bo w grę wchodzi rejon kilku tysięcy kilometrów - naprawdę się to odnosi."

Nie zaszkodziłoby podzielić kilku podobnie głębokich myśli zawartych w dziele Fauvelle'a na choćby dwa oddzielne zdania.

Najczęściej pojawiające się tutaj słowa to "prawdopodobnie" i "być może". Niestety, niemal całkowity brak źródeł uniemożliwia lepsze poznanie zagadnienia średniowiecznej Afryki i jej domniemanych "złotych wieków". Niewielka wiedza jaką wyniesie się z lektury Złotego Nosorożca nie jest więc do końca winą autora, choć jestem pewien, że można było inaczej podejść do omawianego zagadnienia.

Jeśli kogoś interesuje tematyka afrykańskich "imperiów" lepiej zrobi, czytając wpisy na anglojęzycznej Wikipedii.

Wielkie rozczarowanie. Jeśli ktoś spodziewa się, że książka ukaże mu historię interesujących państw afrykańskich, jak Wielkie Zimbabwe, Ghana, Mali, Aksum, czy Kongo, to srogo się zawiedzie. Mamy do czynienia ze zbiorem krótkich esejów na przeróżne, zazwyczaj bardzo szczegółowe tematy, pokroju odnalezionej złotej figurki lub jakiejś kopalni soli. Tłumacz potrafi uraczyć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najlepsze jest to, że wbrew tej propagandzie o bestsellerach w setkach tysięcy egzemplarzy, geniuszu i czołowym pisarzu europejskim, (niestety, lubimyczytać też się nie popisał kopiując ściemę na jego temat w opisie) Cabre jest znany wyłącznie w Polsce. Dystrybutorzy zrobili mu świetną reklamę, jakby był drugą Rowling i napisał drugiego Pottera. Tymczasem, na wikipedii angielskiej, czy hiszpańskiej(!!!) jego "Wyznaję" nie ma nawet swojej strony. Na goodreads wszystkie jego bestsellery mają ponad 1000 czytelników, sporo Polaków rzecz jasna. Jego strona na facebooku też ma trochę ponad tysiąc lajków, 99% to Polacy :D Niesamowite jak media potrafią dziś kreować rzeczywistość. Nie podważam walorów jego powieści, ale to jak zostaliśmy zmanipulowani jest po prostu straszne.

Najlepsze jest to, że wbrew tej propagandzie o bestsellerach w setkach tysięcy egzemplarzy, geniuszu i czołowym pisarzu europejskim, (niestety, lubimyczytać też się nie popisał kopiując ściemę na jego temat w opisie) Cabre jest znany wyłącznie w Polsce. Dystrybutorzy zrobili mu świetną reklamę, jakby był drugą Rowling i napisał drugiego Pottera. Tymczasem, na wikipedii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jako fan literatury marynistycznej miałem spore oczekiwania w stosunku do tej książki. I co się okazało? Bohater bezbarwny i płytki. Książka nudzi, ciągnie się jak flaki z olejem. Na jedną przygodę przypada sto stron opisów żagli, masztów i innych takich. Wiele stron zapisanych "wykładami" o budowie ówczesnych okrętów, miejscu i przeznaczeniu każdego najmniejszego żagielka. Masy opisów technicznych, nieciekawych i nieprzydatnych dla konstrukcji fabuły. Tylko dla hardkorów. We wstępie wspomniano, że autor jest po lekturze archiwów, dzienników okrętowych i tym podobnych oryginalnych zapisków. Taka podstawa jest bezwzględnie potrzebna, ale w tym wypadku książka jest przykładem na zebranie i skopiowanie materiałów źródłowych i nieudolnym skleceniem z tego powieści.

Jako fan literatury marynistycznej miałem spore oczekiwania w stosunku do tej książki. I co się okazało? Bohater bezbarwny i płytki. Książka nudzi, ciągnie się jak flaki z olejem. Na jedną przygodę przypada sto stron opisów żagli, masztów i innych takich. Wiele stron zapisanych "wykładami" o budowie ówczesnych okrętów, miejscu i przeznaczeniu każdego najmniejszego żagielka....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po bardzo dobrej Diunie, kompletnie nieudany drugi tom. Nic ciekawego się nie dzieje, postacie jakieś takie oddalone, wszystko się ogląda jakby z dalszej perspektywy, masa filozofii i mało akcji. Paul rządzi już od ładnych paru lat i zostajemy rzuceni w środek jego panowania. Nie wiadomo skąd, gdzie, co i jak. Nie wiadomo czemu cała sytuacja jest taka, a nie inna. Dowiadujemy się, że Hitler to nędzne zero przy Paulu, który wymordował ileśtam miliardów ludzi, a jego parszywe araby narzuciły całemu kosmosowi swoją chorą wiarę. Nie wiadomo dlaczego w tym podbitym wszechświecie wszystko zaczyna się psuć, Paul jest w niebezpieczeństwie, z którego sobie nic nie robi. Jest to wszystko totalnie bezsensowne - Paul wie, że czyhają na jego życie, ale nie widać żadnych podjętych środków zaradczych. Wydaje się totalnie bezsilny i niezdolny niczemu zapobiec. A przecież chwilę wcześniej czytamy, że rządzi całym wszechświatem i ma miliony żołnierzy! Jeśli w pierwszym tomie robił niezłe wrażenie jako wojownik, przywódca arabusów, to teraz jest jak nędzna, szmaciana lalka z przebłyskami jasnowidzenia. Nikogo pewnie nie zniechęcę do tej pozycji, bo wszyscy się tu w komentarzach masturbują nad Mesjaszem Diuny, ale może ktoś mimo wszystko zwróci uwagę na to jak beznadziejnie jest poprowadzona i przedstawiona ta historia.

Po bardzo dobrej Diunie, kompletnie nieudany drugi tom. Nic ciekawego się nie dzieje, postacie jakieś takie oddalone, wszystko się ogląda jakby z dalszej perspektywy, masa filozofii i mało akcji. Paul rządzi już od ładnych paru lat i zostajemy rzuceni w środek jego panowania. Nie wiadomo skąd, gdzie, co i jak. Nie wiadomo czemu cała sytuacja jest taka, a nie inna....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z początku trudno było mi wgryźć się w tą książkę - jakieś gadki w stylu new age, jakieś nadświadome stany umysłu- ogólnie, nie dla mnie. Dałem jednak powieści szansę i rzeczywiście się opłaciło. Dostrzegam tu duże podobieństwo do serii Gwiezdne Wojny, choć jest mniej akcji, a większy nacisk położono na pseudofilozofie i wielkie moce mentalne. Może to przeszkadzać, może się podobać, mnie się to średnio podobało. Historia, mimo że sztampowa i przewidywalna, jest wciągająca, ale można przyczepić się do tego, że gdzie na końcu ma być wielka, emocjonująca standardowa bitwa, na którą wszyscy czekają, jest parę strzałów i tyle. Główny bohater jest po jakimś czasie tak odczłowieczony, że po prostu nieludzki i nie sposób go darzyć sympatią. Dodatkowo, może dziwić fakt, że ludzkość opanowała kosmos, a obok rusznic laserowych nadal walczy na noże i lance, odziana (przynajmniej duża jej część) w arabskie burnusy. Skupiłem się na wadach, ale generalnie od Diuny nie sposób się oderwać, bo jest tak dobrze napisana i tak wciągająca.

Z początku trudno było mi wgryźć się w tą książkę - jakieś gadki w stylu new age, jakieś nadświadome stany umysłu- ogólnie, nie dla mnie. Dałem jednak powieści szansę i rzeczywiście się opłaciło. Dostrzegam tu duże podobieństwo do serii Gwiezdne Wojny, choć jest mniej akcji, a większy nacisk położono na pseudofilozofie i wielkie moce mentalne. Może to przeszkadzać, może się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uważam, że drugi tom jest zdecydowanie lepszą powieścią niż pierwszy. Dzieje się tak głównie dlatego, że mamy tu tylko kilku Pinariuszy, a nie kilkunastu, w dodatku tym razem trochę mniej niż 95% z nich nosi imię Lucjusz. Mniej bohaterów, więc łatwej się z nimi zżyć i polubić. Chętnie przeczytałbym jeszcze tom nr 3 gdyby pan Saylor zechciał napisać o schyłku imperium rzymskiego.

Uważam, że drugi tom jest zdecydowanie lepszą powieścią niż pierwszy. Dzieje się tak głównie dlatego, że mamy tu tylko kilku Pinariuszy, a nie kilkunastu, w dodatku tym razem trochę mniej niż 95% z nich nosi imię Lucjusz. Mniej bohaterów, więc łatwej się z nimi zżyć i polubić. Chętnie przeczytałbym jeszcze tom nr 3 gdyby pan Saylor zechciał napisać o schyłku imperium...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Żeby taka kilkusetletnia panorama była naprawdę dobra, musiałaby mieć ze 12 tomów, by dokładnie wszystko przedstawić. Tak nie jest, więc jak już trochę poznamy i przyzwyczaimy się do jednego bohatera, następuje cięcie i przechodzimy do losów jego syna, czy wnuka. Mimo to, jest to ciekawa lektura, pozwalająca w przystępny sposób pogłębić wiedzę na temat starożytnego Rzymu.

Żeby taka kilkusetletnia panorama była naprawdę dobra, musiałaby mieć ze 12 tomów, by dokładnie wszystko przedstawić. Tak nie jest, więc jak już trochę poznamy i przyzwyczaimy się do jednego bohatera, następuje cięcie i przechodzimy do losów jego syna, czy wnuka. Mimo to, jest to ciekawa lektura, pozwalająca w przystępny sposób pogłębić wiedzę na temat starożytnego Rzymu.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytałem wcześniej cały cykl o przygodach Gordianusa i pozostaję jego wiernym fanem. Tym większe było moje rozczarowanie po zetknięciu z "Siedmioma Cudami", które powiastką są nudną, płytką i kiepsko napisaną. Mamy tu główny wątek podróży w celu obejrzenia wszystkich cudów starożytnego świata. Tak się dziwnie i wygodnie dla fabuły składa, że przy każdym z cudów Gordianusa spotyka jakaś przygoda, która pozwoli mu wykazać się wrodzonymi zdolnościami detektywistycznymi. Z racji objętości książki każda przygoda jest króciutka, niestety dzięki temu miałem nieodparte wrażenie płytkości fabuły. Intrygi są proste, bohaterowie zarysowani w trzech słowach, zakończenia nie powalają. Wygląda to bardziej na zbiór opowiadań licealisty z zacięciem historycznym, a nie powieść doświadczonego pisarza.

Przeczytałem wcześniej cały cykl o przygodach Gordianusa i pozostaję jego wiernym fanem. Tym większe było moje rozczarowanie po zetknięciu z "Siedmioma Cudami", które powiastką są nudną, płytką i kiepsko napisaną. Mamy tu główny wątek podróży w celu obejrzenia wszystkich cudów starożytnego świata. Tak się dziwnie i wygodnie dla fabuły składa, że przy każdym z cudów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O czym opowiada "Mansfield Park"? Po kolei: poznajemy główną bohaterkę będącą wariacją na temat baśniowego Kopciuszka, wziętą na wychowanie przez zamożnych krewnych Bertramów, by odciążyć jej ubogich biologicznych rodziców; następnie oglądamy angielską rezydencję wraz z przyległymi ogrodami i parkami; głowa rodziny - Sir Thomas wyjeżdża na Antiguę doglądać swych posiadłości tamże; reszta rodziny szuka sobie rozrywek i planuje założyć mały domowy teatrzyk oraz wystawić sztukę; jak już są prawie gotowi, wraca Sir Thomas i kładzie kres tym bezecnym rozrywkom; kilka wizyt towarzyskich, jeden bal, Kopciuszek odrzuca oświadczyny pewnego dżentelmena, parę finałowych perypetii i rozwiązanie akcji. Jak kogoś pociąga czytanie podobnie pasjonujących powieści, to podziwiam. Co do zarzutów względem książki, postacie bohaterów uważam za słabo zarysowane, mało o nich wiadomo i przyznam, że przeszkadzało mi to we wciągnięciu się w fabułę. Z tych głównych mamy zatem najświętszego i niepokalanego Kopciuszka oraz równie świętego i czystego jak łza wyprana w proszku Vizir młodego Edmunda Bertrama, szykującego się do zostania pastorem. Wiadomo co ostatecznie spotka taką kryształową parę, choć przyznam, że przez krótki czas miałem nadzieję na inne rozwiązanie. Te dwie postacie irytowały mnie od początku do końca. Kopciuszek (o którym dziś powiedzielibyśmy, że ma nerwicę i skorzystałby na paru wizytach u psychiatry) żyje w ciągłym lęku, stresie i napięciu. Owszem, rodzina trochę Kopciuszka wykorzystuje, ale też nic strasznego mu nie robi i ogólnie dba o jego dobre wychowanie i takie tam inne. Kopciuszek jest za to tak wrażliwy, że nie skrzywdziłby muchy, ogólnie nie nadaje się do życia, o czymś takim jak jego prawa, dbanie o swoje interesy nie ma zielonego pojęcia, za to świetnie wychodzi mu milczenie i pochlipywanie w kącie z najbardziej absurdalnych przyczyn. Święty Edmund, kuzyn Kopciuszka, jest postacią na wskroś szlachetną i dbającą o przestrzeganie wszelkich ówczesnych zasad i konwenansów, jak i o swoją biedną przygarniętą kuzynkę. Przytoczę tu fragment powieści, który sprawił, że pięści mi się zacisnęły i wyrzuciłem z siebie kilka nieprzyzwoitych jak na Austenowe standardy słów pod adresem św. Edka. Rodzinka chce urządzić przedstawienie, brakuje im jednego mężczyzny do obsadzenia roli i brat Edmunda chce do przedsięwzięcia zaprosić dalszego sąsiada, dodam, dżentelmena. Edek się temu wielce sprzeciwia:
"Nie wiem co robić. Te teatralne projekty stają się coraz gorsze, sama widzisz. Wybrali najbardziej niewłaściwą sztukę, a teraz by rzecz doprowadzić do końca, mają prosić o pomoc młodego człowieka, znanego nam bardzo powierzchownie. To jest wyjście poza nasze prywatne grono, to jest przekroczenie granicy dobrych obyczajów, o których z początku mówiono. Nic mi złego nie wiadomo o Charlesie Maddoksie, lecz zażyłość jaka będzie z konieczności wynikiem tego rodzaju wejścia do naszego towarzystwa jest wysoce niewłaściwa - to będzie nawet więcej niż zażyłość, wręcz konfidencja. Nie mogę spokojnie o tym myśleć; wydaje mi się to tak wielkim złem, że należy mu się, jeśli to możliwe, przeciwstawić."
Edek póki co odmawia udziału w przedstawieniu, uważa je za coś potwornie złego i niestosownego, ale jak słyszy, że rodzina chce zaprosić sąsiada, zdobywa się na w swoim mniemaniu heroizm i decyduje się sam zagrać, byle nie zapraszać nikogo innego. Ręce opadają po prostu. Dwójka najbardziej irytujących bohaterów wszechczasów.
Takie to właśnie problemy stały przed XIX-wieczną arystokracją i takie fascynujące wyzwania dnia codziennego nierobów-snobów-wielkich-panów opisane są w powieści, można się normalnie pochlastać. Jak komuś się marzy życie w czasach Jane Austen, bo się naoglądał Colina Firtha, czy Keiry Knightley w przeróżnych ekranizacjach, to wytrzymałby w tym świecie może ze dwa dni: przytłaczające konwenanse, nuda i bezczynność szybko by go wykończyły. Co by jednak nie mówić, książka jest niezła, da się to czytać, a momentami nawet lekko wciąga. Mam jednak wrażenie, że jej ocena na tym portalu jest ostro zawyżona przez klub miłośników Jane Austen.

O czym opowiada "Mansfield Park"? Po kolei: poznajemy główną bohaterkę będącą wariacją na temat baśniowego Kopciuszka, wziętą na wychowanie przez zamożnych krewnych Bertramów, by odciążyć jej ubogich biologicznych rodziców; następnie oglądamy angielską rezydencję wraz z przyległymi ogrodami i parkami; głowa rodziny - Sir Thomas wyjeżdża na Antiguę doglądać swych posiadłości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytało się miło, choć niemożliwie wprost długo, a wynika to nie tyle ze sporej objętości, ale z tego, że każda strona wypełniona jest tekstem do maksimum. Praktycznie zero dialogów; elegancka opowieść o tytułowych faworytach i ich królewskich kochankach. Można się z czasem pogubić w natłoku bohaterów, których są dziesiątki, a zwłaszcza w następcach tronu, przy każdej faworycie innych, a za każdym razem nazywanych jednakowo "delfinami". Ciekawostką są liczne przykłady piosenek i pamfletów, choć nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w oryginale były one rymowane, a tłumacz się coś niespecjalnie postarał, ale mogę się mylić. Współczesnemu czytelnikowi z pewnością może brakować pikantnych opisów scen miłosnych, czy jakże modnego obecnie wyciągania brudów i odbrązowiania pomników, jednak mnie to nie przeszkadzało w lekturze. Autorka ma specyficzny styl, do którego się trzeba przyzwyczaić, trochę jakby sama była XVIII-wieczną arystokratką. No i mimo, że nie jest to jakaś dogłębnie historyczna analiza, ciężko wczuć się w położenie bohaterów, sympatyzować z nimi, czy wprost odwrotnie, nienawidzić ich.

Czytało się miło, choć niemożliwie wprost długo, a wynika to nie tyle ze sporej objętości, ale z tego, że każda strona wypełniona jest tekstem do maksimum. Praktycznie zero dialogów; elegancka opowieść o tytułowych faworytach i ich królewskich kochankach. Można się z czasem pogubić w natłoku bohaterów, których są dziesiątki, a zwłaszcza w następcach tronu, przy każdej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobre, choć pewnie popełniłem błąd, przygodę z Jo Nesbo zaczynając od "Policji", która jest naprawdę wysmakowanym arcydziełem kryminału. Widać, że w czasach, gdy powstawały "Karaluchy" warsztat autora jeszcze nie był idealny. Przypomina to Agatę Christie z lepszą akcją. Wątek zbrodni przez całą powieść i tradycyjna pogadanka na koniec z opisem jak to detektyw wpadł na właściwy ślad, wszystko krok po kroku, co jest moim zdaniem mało odkrywcze.

Dobre, choć pewnie popełniłem błąd, przygodę z Jo Nesbo zaczynając od "Policji", która jest naprawdę wysmakowanym arcydziełem kryminału. Widać, że w czasach, gdy powstawały "Karaluchy" warsztat autora jeszcze nie był idealny. Przypomina to Agatę Christie z lepszą akcją. Wątek zbrodni przez całą powieść i tradycyjna pogadanka na koniec z opisem jak to detektyw wpadł na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pasjonująca historia o czasach, kiedy w piłkę nożną grali ludzie, nie atleci, a pieniądze nie były dla zawodników na pierwszym planie. Ciekawa pozycja dla każdego fana piłki nożnej, można poznać nie tylko koleje losu Mersona, ale i dostrzec przepaść jaka dzieli współczesną piłkę od tej sprzed nawet 10-15 lat. Autor przestrzega też przed uzależnieniem od alkoholu i hazardu, na przykładzie własnego życia, pokazując do jakich nieszczęść może to doprowadzić.

Pasjonująca historia o czasach, kiedy w piłkę nożną grali ludzie, nie atleci, a pieniądze nie były dla zawodników na pierwszym planie. Ciekawa pozycja dla każdego fana piłki nożnej, można poznać nie tylko koleje losu Mersona, ale i dostrzec przepaść jaka dzieli współczesną piłkę od tej sprzed nawet 10-15 lat. Autor przestrzega też przed uzależnieniem od alkoholu i hazardu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ponowna możliwość zagłębienia się w wiedźmiński świat to przyjemność z rodzaju tych większych. Czekam niecierpliwie na grę Dziki Gon, a w międzyczasie zaskakuje mnie wydanie kolejnej książki pana Sapkowskiego. Jest dobrze, choć mam pewne zastrzeżenia. Czyta się -rzecz jasna- błyskawicznie, fabuła wciąga, akcja do najwolniejszych nie należy, ale... Czy to jeszcze jest prawdziwy Wiedźmin? Odniosłem wrażenie, że autor trochę odcina kupony od własnej sławy. Tak naprawdę, czego by nie napisał, książka będzie bestsellerem. Nawet jeśli Wiedźmin okaże się wyjątkowo niemrawy, w decydującym momencie zachowa się jak ostatni frajer (mówię o akcji z Sorelem) - można to przeboleć, bo to taki chwyt, żeby nie skończyć wątku zbyt szybko. Nawet jeśli Geralt będzie jakiś mniej elokwentny, cyniczny i dowcipny. Nawet jeśli przez prawie całą powieść będzie pozbawiony swoich słynnych mieczy, które wyróżniają go na tle innych bohaterów tego typu literatury. Nawet jeśli pomysł na fabułę, choć niezły, nie może równać się z dawnymi pomysłami, a potwory jakieś takie niewyraźne i gdzie im do sławetnej Strzygi. O ile w poprzednich książkach o Wiedźminie, rozkoszowałem się filozoficznymi wstawkami, świetnymi dialogami, czy ciętymi ripostami, w Sezonie Burz bardzo mi tego brakuje. Owszem, autor stara się, sypie swoimi kultowymi monosylabowymi odpowiedziami, ale jakieś to wszystko sztuczne i naciągane, widać kompletny brak pomysłów na wzbogacenie dialogów, tym z czego słynęły poprzednie tomy. Nie znajdziemy tu fantastycznych opisów typu "Byli dziećmi czasu pogardy. I tylko pogardę mieli dla innych. Liczyła się dla nich tylko siła. Sprawność we władaniu bronią, której prędko nabyli na gościńcach. Zdecydowanie. Szybki koń i ostry miecz". Nie znajdziemy rubasznego humoru spod znaku "Widzieliście go? Rycerz chędożony! Herbowy! Trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!". Ze świecą szukać wspaniale cynicznych uwag typu "Król bezgranicznie kochał swą małżonkę, królową, a ona całym sercem kochała jego. Coś takiego musiało skończyć się nieszczęściem." Sezon Burz cierpi na zanik wiedźmińskiego klimatu - takim Geraltem może być praktycznie każdy wojownik z kart dowolnej powieści fantasy, brak tu oryginalności i świadomości, że mamy do czynienia z bohaterem jedynym w swoim rodzaju. Brak też wielkiej polityki, wielkiej dyplomacji i równie wielkich bitew, ale to wynika ze spokojnych czasów, w jakich toczy się akcja. Niemniej, poprzednie tomy wyznaczyły pewien standard i głupio schodzić poniżej tegoż.

Ponowna możliwość zagłębienia się w wiedźmiński świat to przyjemność z rodzaju tych większych. Czekam niecierpliwie na grę Dziki Gon, a w międzyczasie zaskakuje mnie wydanie kolejnej książki pana Sapkowskiego. Jest dobrze, choć mam pewne zastrzeżenia. Czyta się -rzecz jasna- błyskawicznie, fabuła wciąga, akcja do najwolniejszych nie należy, ale... Czy to jeszcze jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oceniając tę książkę nie sposób uniknąć porównań do Sienkiewiczowskiego "Ogniem i Mieczem", które mimo wszystko pozostaje niedoścignionym wzorem dla tego typu literatury zahaczającej o konflikty polsko-kozackie. O ile u Sienkiewicza znajduję wszystko, czego wymagam od powieści historyczno-przygodowej, czyli wartką akcję, wyraźnie zarysowane postacie, niesamowity klimat, który czuje się na każdym kroku, to troszkę brakuje mi tego u Komudy. Owszem, "dzieje się" w książce, ale słabo zarysowani bohaterowie i tło historyczne sprawiają, że czytelnik nie czuje się jakby wehikułem czasu wylądował na Dzikich Polach i zaglądnął krwawemu Bohunowi w oczy. Swoją drogą, wspomnianego Bohuna jest w powieści na tyle mało, że spokojnie można było ją inaczej zatytułować, no ale prawa marketingu są nieubłagane. Komuda dość sprawnie stylizuje język na sposób XVII-wiecznej mowy, choć uważam, że zdarzają mu się pewne niedociągnięcia, a postacie czasami - jak na mój gust - używają słów i pojęć, które powinny być im obce. Być może się mylę, ale z lubością przywoływana przez polską szlachtę Bastylia raczej nie powinna być jej znana do czasów Rewolucji Francuskiej, a już na pewno nie jako ogólnie zrozumiały symbol. Ilość wulgaryzmów jest miłym zaskoczeniem po sienkiewiczowskich "psubratach" i "oczajduszach", choć pewnie trudno stwierdzić jak naprawdę na co dzień mówili ludzie w tych czasach.
Wielkim plusem powieści jest przedstawienie bitwy pod Batohem, o której mało kto słyszał w Polsce, a jej historię warto poznać, by lepiej zrozumieć chociażby przyczyny upadku Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W tym miejscu trzeba jednakże zaznaczyć, że opisany przez Komudę wątek szpiegowski oraz umowa jakoby podpisana z Kozakami to czysta fikcja tak samo jak działania hetmana Kalinowskiego pod koniec powieści. Faktem jest nasza nieudolność i niezgoda prowadząca do klęski oraz wymordowanie 3,5 tysiąca polskich jeńców po zakończonej bitwie, czym zresztą nasi przyjaciele Ukraińcy się szczycą wybijając ten fakt na jubileuszowych monetach. Nie warto zatem odnosić się do "Bohuna" jako źródła opisującego prawdę i tylko prawdę na temat bitwy pod Batohem, natomiast jest to interesująca pozycja, która być może skłoni niektórych czytelników do zapoznania się z faktycznym przebiegiem tego krótkiego acz dramatycznego epizodu naszej historii.

Oceniając tę książkę nie sposób uniknąć porównań do Sienkiewiczowskiego "Ogniem i Mieczem", które mimo wszystko pozostaje niedoścignionym wzorem dla tego typu literatury zahaczającej o konflikty polsko-kozackie. O ile u Sienkiewicza znajduję wszystko, czego wymagam od powieści historyczno-przygodowej, czyli wartką akcję, wyraźnie zarysowane postacie, niesamowity klimat,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dla każdego fana pozycja obowiązkowa. Dla kandydatów na technicznych w rockowych zespołach z pewnością także. Ale tak naprawdę nie trzeba się interesować Queen ani nawet samą muzyką, by sięgnąć po tę pozycję. Czyta się ją doskonale, jest lekko napisana, z humorem, nie sposób się nudzić. Aż dziwne, że prosty techniczny był w stanie tak zgrabnie podsumować swoje życie u boku Queen. Gdyby nie obowiązujące prawnicze klauzule, z pewnością dowiedzielibyśmy się więcej ciekawych rzeczy na temat zespołu, ale i tak nie ma na co narzekać. Do tego dostajemy trochę unikalnych fotografii, częściowo (a może i w całości) zrobionych przez autora.

Dla każdego fana pozycja obowiązkowa. Dla kandydatów na technicznych w rockowych zespołach z pewnością także. Ale tak naprawdę nie trzeba się interesować Queen ani nawet samą muzyką, by sięgnąć po tę pozycję. Czyta się ją doskonale, jest lekko napisana, z humorem, nie sposób się nudzić. Aż dziwne, że prosty techniczny był w stanie tak zgrabnie podsumować swoje życie u boku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ciekawa pozycja. Niech nikogo jednak nie zmyli tytuł sugerujący, że jest to biografia. O tytułowej Katarzynie Wielkiej nie dowiemy się za wiele, gdyż fabuła skupia się na przygodach polskiej dwórki parającej się szpiegostwem w Sankt Petersburgu. Katarzyna jest tylko tłem i mimo, że pojawia się dość często (z czasem, bo przez większość powieści przewija się jej poprzedniczka caryca Elżbieta), to trudno o niej powiedzieć cokolwiek konkretnego. Owszem, dowiemy się, że potrafi płakać, kłamać, mścić się, zjednywać sympatię i ogólnie podążać wąską makiaweliczną ścieżką, ale jest to wrażenie pobieżne. Katarzyna nie jest tu główną bohaterką, na której skupia się cała uwaga. Nie byłby to zarzut, gdyby tytuł nie sugerował dogłębnej analizy życia carycy. Warto zwrócić też uwagę na jedną rzecz - książka liczy sobie 500 stron, a kończy się koronacją Katarzyny. Można więc sobie wyobrazić ile nie do końca potrzebnej fabuły autorka zawarła w tych kilkuset stronach, by na samym końcu ukoronować swoją drugoplanową bohaterkę, de facto rozpoczynając właściwą historię w punkcie, gdzie tom pierwszy dobiega końca. Za kompletnie niepotrzebne uważam zamieszczenie na okładce informacji, że jest to "historia romansów, intryg i spisków jednej z najodważniejszych kobiet w dziejach". Tak, znajdą się tu intrygi, znajdą się romanse, na końcu powieje spiskiem, ale takie to jakieś bez wyrazu i lakoniczne. Gwarantuję, że żadne z wymienionych nie wzbudzi w czytelniku większych emocji. Nikt nie poczuje się jakby sam snuł nić intrygi albo podglądał kochanka wkradającego się do carskiej sypialni. Powieść nosi wyraźny ślad kobiecej ręki - skupiamy się na uczuciach bohaterki (nie Katarzyny!), szyjemy suknie i gramy w pałacowe gry. I choć toczą się wojny, rozgrywane są bitwy, nie ma ani słowa opisu czegokolwiek bardziej brutalnego niż kilka batów na jakie skazano pewną wredną babę. Uważam, że przez to, książka w dramatyczny sposób traci na dynamice. Tak ciekawe i burzliwe czasy. Aż prosi się o przybliżenie jakichś batalii z wojny prusko-rosyjskiej. Zwłaszcza, że bohaterowie powieści biorą w nich udział! Ale skoro lepiej po raz dziesiąty pisać, jak to polska dwórka masuje stopy carycy Elżbiecie i coś tam niby podsłuchuje... Mimo wszystko, naprawdę warto przeczytać "Grę o Władzę". Czyta się ją naprawdę dobrze i choć nie wywoła dreszczu emocji ani nie sprawi, że będziemy się identyfikować z bohaterką (powtarzam, nie jest to Katarzyna), to na chłodne wieczory jest to lektura idealna. Coś, czego nie potrafię określić, sprawia, iż chce się przerzucać kartki i dlatego mimo wszystkich wyliczonych wad, oceniam tę pozycję jako dobrą. Przez moment kusiło mnie wystawienie nawet 7/10, ale zadałem sobie pytanie, czy kiedyś wrócę do dzieła pani Stachniak i wątpliwości się rozwiały.
PS. Myślę, że książkę doceni głównie płeć piękna ;)

Ciekawa pozycja. Niech nikogo jednak nie zmyli tytuł sugerujący, że jest to biografia. O tytułowej Katarzynie Wielkiej nie dowiemy się za wiele, gdyż fabuła skupia się na przygodach polskiej dwórki parającej się szpiegostwem w Sankt Petersburgu. Katarzyna jest tylko tłem i mimo, że pojawia się dość często (z czasem, bo przez większość powieści przewija się jej poprzedniczka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka dobra, a byłaby jeszcze lepsza, gdyby więcej miejsca poświęcono realiom Domu Towarowego z czasów jego świetności - więcej historii z tego okresu, anegdot i opisów. Tą część czyta się najprzyjemniej, porównując ówczesne niezwykłe standardy panujące w handlu z tym co dzisiaj mamy w galeriach handlowych, gdzie ochroniarze w każdym widzą złodzieja. Wstęp i końcówka to opis batalii Jabłkowskich o odzyskanie budynku skradzionego najpierw przez komunistów, a potem cwanych kapitalistycznych oszustów - dla mnie było to mniej interesujące. Wolałbym w "Sześciu Piętrach" więcej "Lalki", a mniej współczesnych utarczek z sądami i hochsztaplerami. Niemniej, książka warta przeczytania i polecenia każdemu, bo napisana przystępnie i ciekawie.

Książka dobra, a byłaby jeszcze lepsza, gdyby więcej miejsca poświęcono realiom Domu Towarowego z czasów jego świetności - więcej historii z tego okresu, anegdot i opisów. Tą część czyta się najprzyjemniej, porównując ówczesne niezwykłe standardy panujące w handlu z tym co dzisiaj mamy w galeriach handlowych, gdzie ochroniarze w każdym widzą złodzieja. Wstęp i końcówka to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka interesująca, jeśli pominie się niezrozumiały naukowy bełkot o psytronach, na szczęście jest go niewiele. Inkwizytor wciąga i przyprawia o dreszczyk niepokoju swoimi wątkami okultystycznymi. Aż sam nie wiem, czy wolę Eymericha, czy naszego lokalnego Mordimera Madderdina. Co ciekawe, książka wydana we Włoszech w 1994, a w 2012 w naszych kinach wyświetlano film Ridleya Scotta "Prometeusz", który chyba zapożyczył pewne wątki z książki - kapitan Prometeusz, planeta, na której szukają naszych "stwórców", wielkie głowy tych bogów - brzmi znajomo?

Książka interesująca, jeśli pominie się niezrozumiały naukowy bełkot o psytronach, na szczęście jest go niewiele. Inkwizytor wciąga i przyprawia o dreszczyk niepokoju swoimi wątkami okultystycznymi. Aż sam nie wiem, czy wolę Eymericha, czy naszego lokalnego Mordimera Madderdina. Co ciekawe, książka wydana we Włoszech w 1994, a w 2012 w naszych kinach wyświetlano film...

więcej Pokaż mimo to