rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

przesadził w końcówce

przesadził w końcówce

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

intryga utkana sprawnie, ale sama książka trochę płaska, bez duszy, brakuje opisów postaci

intryga utkana sprawnie, ale sama książka trochę płaska, bez duszy, brakuje opisów postaci

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mam mieszane uczucia. Jak zwykle King osiągnął mistrzostwo w opisie postaci. Połączenie zdarzeń przeszłych i przyszłych także ujął genialnie. Jednak mam wątpliwości co do zakończenia i cielesności dopiero wchodzących w nastoletni wiek dzieci.

Mam mieszane uczucia. Jak zwykle King osiągnął mistrzostwo w opisie postaci. Połączenie zdarzeń przeszłych i przyszłych także ujął genialnie. Jednak mam wątpliwości co do zakończenia i cielesności dopiero wchodzących w nastoletni wiek dzieci.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

za duzo wątków, za duzo bohaterow, jeden bohater ma nawet kilka ksyw i zdrobnien imienia, rozwiazanie zagadki nie laczy sie z trescia ksiazki, po raz trzeci bonda udowadnia ze zawod profilera jest bezsensu, a przynajmniej Sasza - glowna bohaterka,nie potrafi go wykonywac. poza tym, uzalezniona od alkoholu profilerka z problemami emocjonalnymi - nie, dziekuje, ostatniej czesci na pewno nie przeczytam

za duzo wątków, za duzo bohaterow, jeden bohater ma nawet kilka ksyw i zdrobnien imienia, rozwiazanie zagadki nie laczy sie z trescia ksiazki, po raz trzeci bonda udowadnia ze zawod profilera jest bezsensu, a przynajmniej Sasza - glowna bohaterka,nie potrafi go wykonywac. poza tym, uzalezniona od alkoholu profilerka z problemami emocjonalnymi - nie, dziekuje, ostatniej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

nie lubię infantylnych bohaterów

nie lubię infantylnych bohaterów

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mogłaby być nieco krótsza, wymęczenie materiału następuje ok 300 strony.

Mogłaby być nieco krótsza, wymęczenie materiału następuje ok 300 strony.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niestety, już od początku wiadomo "kto zabił".

Niestety, już od początku wiadomo "kto zabił".

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

2/3 książki super, później za duzo o Otaku...

2/3 książki super, później za duzo o Otaku...

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

uwielbiam Pana Nakatę

uwielbiam Pana Nakatę

Pokaż mimo to

Okładka książki Historia doktryn politycznych i prawnych Krystyna Chojnicka, Henryk Olszewski
Ocena 6,8
Historia doktr... Krystyna Chojnicka,...

Na półkach: ,

Tyle razy ją przedłużałam w bibliotece, że chyba ją odkupię.

Tyle razy ją przedłużałam w bibliotece, że chyba ją odkupię.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trzeba przebrnąć pierwsze 200 stron! Później wciąga :-)

Trzeba przebrnąć pierwsze 200 stron! Później wciąga :-)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobra książka, mimo że nie lubię kryminałów, w których od początku wiadomo kto zabił, a motywów można się domyślić już po 1/3.

Dobra książka, mimo że nie lubię kryminałów, w których od początku wiadomo kto zabił, a motywów można się domyślić już po 1/3.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pomnik cesarzowej Achai to początkowo miało być krótkie opowiadanie, podsumowujące całą trylogię. Z opowiadania przekształciła się powieść, która ma się przerodzić w kolejną trylogię. Na kontynuację cyklu o Achai czytelnicy czekali aż osiem lat. I pewnie spora ich część się zawiodła.
W powieści mamy dwa zupełnie różne wątki. Pierwszy rozgrywa się wiele set lat po śmierci Achai (pomnik w tytule ma znaczenie dosłowne, ale także symboliczne - autor przedstawia rzeczywistość cesarstwa, w którym Achai nie ma, ale ciągle trzyma piecze nad wszystkim co się dzieje), a główną jego bohaterką jest Kai, młoda czarownica, wysłana w swoją pierwszą misję. Natomiast drugi wątek (tu zaskoczenie) ma miejsce na podwodnym okręcie Rzeczpospolitej Polskiej. Nieznana jest dokładna data, jednak ma to swoje uzasadnienie - Polska jest potęgą militarną (czego w rzeczywistości raczej nie doświadczyliśmy, chyba że gdzieś ok. XV-XVII w., ale o okrętach raczej mowy wtedy być nie mogło). I niby oprócz Polski autor wspomina np. Niemcy i inne europejskie kraje i wydawałoby się, że porządek rzeczy jest ten sam, ale (i tu drugie zaskoczenie) nasz okręt pływa po wodach, gdzie w pewnym momencie zaczynają się góry tak wielkie, że niemożliwe do przejścia. Nikt nie wie, co jest po drugiej stronie, kto tam żyje i jeśli żyje, to na jakim poziomie rozwoju.
Pomysł ciekawy, jednak gdy myślę o Polsce, wodzie i górach, to wyobrażam sobie, że ten potężny masyw górski mieści się gdzieś na Bałtyku (o czym nie ma mowy w książce, geografia tamtejszego świata jest zupełnie nieprzedstawiona, nie wiadomo, który kraj istnieje, a który został usunięty na rzecz gór [bo któryś musiał zostać usunięty]), a to jednak ciężko pojąć, nawet dla osoby z wysoko rozwiniętą wyobraźnią. Ziemiański zupełnie tego nie dopracował. Świat 'po Achai' jest bardzo dobrze opisany, autor przedstawia precyzyjnie kolejne miejsca, gdzie rozgrywa się akcja, a w świecie 'polskim' tego brakuje. Z racji tego, że okręt jest Rzeczpospolitej, zupełnie inaczej odbiera się cały ten fantastyczno-mediewistyczny świat, a także akcja biegnie na swój specyficzny sposób (przywodzi to na myśl Oko Jelenia A. Pilipiuka). Książka jest lekka i dobrze napisana, jak na Achaję przystało. Większość czytelników razi ta wtrącona Polska, która faktycznie nie pasuje do rzeczywistości znanej im z pierwszej trylogii. Więcej grzechów nie pamiętam.

Pomnik cesarzowej Achai to początkowo miało być krótkie opowiadanie, podsumowujące całą trylogię. Z opowiadania przekształciła się powieść, która ma się przerodzić w kolejną trylogię. Na kontynuację cyklu o Achai czytelnicy czekali aż osiem lat. I pewnie spora ich część się zawiodła.
W powieści mamy dwa zupełnie różne wątki. Pierwszy rozgrywa się wiele set lat po śmierci...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka, którą chciałam przeczytać od dawna. Zatrzęsienie pozytywnych recenzji zachęca do jej przeczytania, jednak najbardziej atrakcyjną i pociągającą rzeczą w powieści jest... sam jej autor. Michel Houellebecq (w niektórych środowiskach znany jako HulaHula) to pisarz. Po przejrzeniu Internetu dowiadujemy się także, że jest poetą oraz autorem piosenek. Każda inna informacja staje pod znakiem zapytania, nawet jego data urodzenia (ze źródeł wiadomo, że urodził się w 1956, sam Houellebecq twierdzi, że w 1958). Postać enigmatyczna, lubiąca znikać tylko po to, aby móc się objawić światu z nowym, fascynującym Dziełem. Mapa i terytorium to jedyna jego książka, którą dotąd przeczytałam, ale tytuły pozostałych są dosć znane, chociażby Cząstki elementarne. Zresztą, czytając Mapę i terytorium od pozostałych powieści nie da się uciec - pisarz wspomina o nich na co 10 stronie w kontekście jednego z głównych bohaterów, którym jest on sam.
Jeśli czytaliście coś o kryminalnym wątku w Mapie i terytorium, to nie miejcie złudzeń - Houellebecq to nie Agatha Christie. Pierwsze dwie części książki (czyli jej zdecydowana większość) to świetne spostrzeżenia na temat tego, jak żyją i funkcjonują w swojej nierealnej rzeczywistości francuscy celebryci wyższej klasy, zwani artystami (choć cechy tych osób dla tego słowa są abstrakcyjne). Autor przytacza długie dialogi o sztuce, o gospodarce. W jednej chwili zastanawia się nad beznadziejnością dzieł Picassa, by zaraz zauważyć, jak wiele połączeń ma Ryanair z Polską i jakie to ma znaczenie dla Europy. Zbrodnia? Owszem. Ale bliżej mu do Stiega Larssona. Houellebecq nie owija w bawełnę, flaki są na każdej ścianie (co po drobiazgowych opisach prac głównego bohatera, zastanawianiu się nad ich alegorycznością, dla wrażliwego czytelnika może być druzgocące).

Książka, którą chciałam przeczytać od dawna. Zatrzęsienie pozytywnych recenzji zachęca do jej przeczytania, jednak najbardziej atrakcyjną i pociągającą rzeczą w powieści jest... sam jej autor. Michel Houellebecq (w niektórych środowiskach znany jako HulaHula) to pisarz. Po przejrzeniu Internetu dowiadujemy się także, że jest poetą oraz autorem piosenek. Każda inna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po raz kolejny Krajewski świetnie oddaje ducha czasów swoich bohaterów - teraz już nie tylko przedwojennego Lwowa, ale także powojennego Wrocławia. Żadne z nich nie zlewa się w jedno. Autor precyzyjnie opisuje swoich bohaterów, ich przyzwyczajenia, a co z tym związane także niuanse, które kojarzą się z przesiedleńcami: tęsknota za Lwowem, nowe zwyczaje modowe, próby ukrycia akcentu niemieckiego czy dostosowania się do nowej rzeczywistości. Jednak te zmiany Krajewski wyraźnie akcentuje na niekorzyść Wrocławia. U Krajewskiego to Lwów jest piękny, słoneczny, zielony. Wrocław za to jest spowity przez czarne chmury, brudny, gdzie każdy kombinuje jak może, a półświatek przestępczy staje na czele policyjnych władz nowego, komunistycznego kraju. Dla świeżej daty wrocławian, a także dla głównych bohaterów kryminału w tym Edwarda Popielskiego, dawniej szanowanego komisarza policji lwowskiej, a w powojennym Wrocławiu poszukiwany zdrajca, wspomnienie o dawnym życiu jest jedyną formą ucieczki od przerażających realiów obcego miasta, gdzie trudno znaleźć sobie miejsce.

Książka zamyka całkowicie wątek o poprzednim bohaterze powieści Krajewskiego - Eberhardzie Mocku, za to historia Popielskiego nadal pozostaje otwarta. Jednak, jak wynika z jednego z ostatnich wywiadów z autorem, kolejna książka będzie już zupełnie o kim innym i co najważniejsze, osadzona w innym mieście.

Po raz kolejny Krajewski świetnie oddaje ducha czasów swoich bohaterów - teraz już nie tylko przedwojennego Lwowa, ale także powojennego Wrocławia. Żadne z nich nie zlewa się w jedno. Autor precyzyjnie opisuje swoich bohaterów, ich przyzwyczajenia, a co z tym związane także niuanse, które kojarzą się z przesiedleńcami: tęsknota za Lwowem, nowe zwyczaje modowe, próby ukrycia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Terry dziś, a Terry z czasów "Koloru Magii" to dwie różne osoby. Oczywistym faktem jest wiek pisarza (początek Świata Dysku to rok 1983, czyli skończone 35 lat pisarza), co samo w sobie sprawia odmienność w nowych książkach. Obserwujemy rozwój wyimaginowanego świata, wraz z rozwojem i zmianami jakie się dzieją w samej osobie Stwórcy. A inny charakter ma książka, kiedy Stwórca myśli o sobie jak o istocie wiecznej, a jeszcze inny, gdy uświadomi sobie, że dzień, w którym postawi ostatnią kropkę jest pewny, nieuchronny i co najgorsze - bliski.

"Kolor Magii" to książka... Błaha. Już sam rozmiar powieści na to wskazuje (zaledwie 200 stron). Akcja dzieje się niesamowicie szybko, nie ma tu zbędnych opisów, wstawek autora, do których przyzwyczailiśmy w późniejszych dziełach, komentarzy, które bardzo często zupełnie nie związane są z wątkami książki. Dla mnie, osoby, która nie czyta 'Dysku' po kolei i bardziej zna tomy najnowsze niż te starsze, to swoisty szok. Aż chce się zagrzmieć "Gdzie jesteś Terry?". Przesadzam oczywiście, Terry jest tu w 100%. Terry jest w czarnym humorze, w podtekstach, w alegoriach bardzo gęsto zasianych i nie zawsze czytelnych. Dopiero Wikipedia uświadomiła mi, ile tam jest odniesień do Lovecrafta! Tak i znów Pratchett mówi o rzeczach ważnych (tutaj: turystyka), ale inaczej niż np. w ostatnio przeze mnie przeczytanym "Piekle pocztowym". W "Kolorze Magii" żart jest żartem. Śmiejemy się przez całą książkę i zamykając ją myślimy: No, to była dobra rozrywka. W nowszych powieściach jest inaczej. Tam żart ma głębię. Głębię w postaci filozoficznych przemyśleń. Po salwie śmiechu, Terry potrafi zafundować nam solidnego kopniaka, chwilę deprechy. Jasne, jest to dosłownie "chwila", ale jednak każe nam się zatrzymać, przemyśleć dany temat.

Terry jest genialnym Stwórcą dla każdego miłośnika fantasy. Nikt z nas nie chce myśleć o nim, jako o osobie, która dosłownie przemija, zaraz odejdzie, pozbawi nas swojego talentu, a naszej rozrywki. Jednak on sam nie pozwala nam o tym zapomnieć. Mówi o tym wprost na łamach gazet, w telewizji, radio. Przemyca swój świat, świat choroby, także do Świata Dysku. Choć czasem może zupełnie nieświadomie.

Na szczęście książki są wieczne i ciągle można wrócić bodaj do "Koloru Magii", błahej i prostej. Mimo to, tych nowszych tomów życzę Terry'emu jak najwięcej, choćby były przepełnione katastrofą, armagedonem i czterema jeźdźcami.

Terry dziś, a Terry z czasów "Koloru Magii" to dwie różne osoby. Oczywistym faktem jest wiek pisarza (początek Świata Dysku to rok 1983, czyli skończone 35 lat pisarza), co samo w sobie sprawia odmienność w nowych książkach. Obserwujemy rozwój wyimaginowanego świata, wraz z rozwojem i zmianami jakie się dzieją w samej osobie Stwórcy. A inny charakter ma książka, kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie chcę popadać w przesadę bądź słowa, które kojarzą się z nie wiadomo czym, bo uogólniają jakieś górnolotne idee, a tak naprawdę nie opisują tego, co autor miał na myśli. Z drugiej strony mówiąc o filozofii, o jej nurtach, trudno poprzestać na zdaniu "to było dobre" bądź "fajnie się czytało".
Jednak jedno jest pewne - tę książkę powinien przeczytać każdy. I rzuć w cholerę "Pana Tadeusza" i "Mistrza i Małgorzatę"! Nie to powinno być podstawową lekturą. Tak jak uważam, że każdy OBYWATEL danego państwa powinien napisać test z wiedzy o społeczeństwie zanim dadzą mu uprawnienia do brania udziału w powszechnych wyborach, tak uważam, że "Świat Zofii" powinien być przeczytany przez każdego CZŁOWIEKA. Wiedza w pigułce z tzw. 'polskiego', historii i co najważniejsze, filozofii. Ktoś powie - jak w pigułce, czyli pewnie i nic. I tu się myli! Bo kto ma teraz czas czytać "Dialogi" Platona, albo dzieła filozofów baroku. A tu masz, prosto i na temat, i nie pomyli Ci się już, czy to o teorii atomów mówił Demokryt czy Heraklit, a wszelkie wątpliwości związane z Freudem miną w trymiga. Książka nie jest encyklopedią, tylko dobrze napisaną powieścią, o Zosi i jej nowym znajomym - anonimowym filozofie, który uczy nastolatkę jak poznać świat poprzez zadawanie istotnych pytań i próbie odpowiedzi na nie.
Nie jest to książka na jeden, czy dwa wieczory, bo każda linijka książki przekazuje treściwą informację, która przekłada się na konkretną wiedzę. Jeśli ktoś ma ochotę mieć pożytek z przeczytania tej książki, to warto pomiędzy jednym a drugim filozofem czy wiodącą myślą zrobić przerwę, aby ta wiedza mogła się ułożyć i przyswoić. Aby książka nie przypominała podręcznika, dodano wątek typowy dla beletrystyki, który i tak nierozłącznie związany jest z filozofią.
Filozofia to bagatelka, polecam!

Nie chcę popadać w przesadę bądź słowa, które kojarzą się z nie wiadomo czym, bo uogólniają jakieś górnolotne idee, a tak naprawdę nie opisują tego, co autor miał na myśli. Z drugiej strony mówiąc o filozofii, o jej nurtach, trudno poprzestać na zdaniu "to było dobre" bądź "fajnie się czytało".
Jednak jedno jest pewne - tę książkę powinien przeczytać każdy. I rzuć w cholerę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

O tej książce napisano już tyle, że nie mam zamiaru się powtarzać! Powiem więcej - napisano o niej AŻ TYLE, że wielu wytrawnych czytelników stwierdziło, że nie będą tej pozycji czytać, bo jej komercyjność przypomina książki Paulo Coelho. Też tak myślałam, ale stwierdziłam, że zanim skreślę tę trylogię definitywnie (tak, tak, to jest trzytomowy cykl, ostatni dopiero co wydano o tytule Więzień Nieba), przeczytam najpopularniejszy i podobno najlepszy tom.
Dla mnie ta książka składa się z trzech faz: pierwsza faza (1/3 książki) to wprowadzenie + romans (i trochę nudy). Druga faza, czyli sam środek książki: dobra akcja + romans (zero nudy). Trzecia faza i ostatnie 150 stron książki: kiepska akcja + romans do potęgi drugiej (NUDA!).
Nie zagłębiając się w szczegóły:
- książkę warto przeczytać ze względu na nieźle wymyśloną historię z dreszczykiem, drugoplanowego bohatera-cynika (w filozoficznym i współczesnym znaczeniu tego słowa) Fermina oraz opisy Barcelony - deszczowej, tajemniczej, przedwojennej i tej odrobinie zrujnowanej po wojnie światowej i domowej,
- jeśli jesteś kobietą, to czy tego chcesz czy nie, wątek miłosny Cię wciągnie! Mimo to, sama końcówka jest już bardzo banalna i przypomina historię rodem z kiepskiego Harlequina (co zręcznie ominęłam),
- kolejne tomy przeczytam chyba tylko wtedy, kiedy nie będę mieć już nic do czytania (czytaj w domyśle: nigdy!). Zresztą, idąc za opinią mojego Taty, który jest po lekturze Gry Anioła, po prosto NIE WARTO!.

Podsumowując: nie kupuj! Pożycz w księgarni, albo kup wydanie kieszonkowe za 15 zł. Czytaj wtedy, kiedy masz ochotę odpocząć do literatury pięknej, bądź wtedy, kiedy musisz pisać pracę dyplomową/masz egzaminy/nie masz czasu na głębsze refleksje. Jak na czytadło - 4+.

O tej książce napisano już tyle, że nie mam zamiaru się powtarzać! Powiem więcej - napisano o niej AŻ TYLE, że wielu wytrawnych czytelników stwierdziło, że nie będą tej pozycji czytać, bo jej komercyjność przypomina książki Paulo Coelho. Też tak myślałam, ale stwierdziłam, że zanim skreślę tę trylogię definitywnie (tak, tak, to jest trzytomowy cykl, ostatni dopiero co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bez względu na to, co miało to symbolizować, Tokarczuk przesadziła z ilością zwłok w formalinie. Umiar jest na czasie.
Mimo to, niektóre wątki wciągają i aż żal, że po 3 stronach się kończą i zastępują je kilkunastostronicowe nudziarstwa.

Bez względu na to, co miało to symbolizować, Tokarczuk przesadziła z ilością zwłok w formalinie. Umiar jest na czasie.
Mimo to, niektóre wątki wciągają i aż żal, że po 3 stronach się kończą i zastępują je kilkunastostronicowe nudziarstwa.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Piekło pocztowe mogłabym skomentować jednym zdaniem, które według mnie, zachęca w 100% do przeczytania tej książki: "Proza absurdalno-groteskowa, pisarza mającego alzheimera, walczącego o legalną eutanazję, słynącego z, paradoksalnie, czarnego humoru".
Ale do rzeczy.
Kolejna książka, którą przeczytałam i jedna z nowszych Pratchetta na rynku polskim. I po raz kolejny - Świat Dysku mnie nie zawiódł! Kiedy mam ochotę odetchnąć od nauki, od rzeczywistości, czy choćby zrobić sobie przerwę po jakiejś 'ciężkiej' książce, zawsze sięgam po powieści Terry'ego. Szczególnie, że jestem zwolenniczką Świata Dysku niekontynuowanego, czyli takiego, w którym postacie się nie powtarzają w kolejnych tomach (Potworny Regiment, Piramidy). Tak jest i w przypadku Piekła pocztowego - główny bohater jest świeżynką (Moist von Lipwig) i powtarza się na razie tylko raz (w książce Świat finansjery).
W każdej książce Pratchetta mamy temat przewodni, myśl, która towarzyszy nam przez całą fabułę. Tym razem jest to poczta i cała machinacja związana z urzędami, hobby (w tym szpilkomania i filatelistyka) oraz konflikt pomiędzy starym i nowym, czyli jak znaczki próbują udowodnić swoją wyższość nad sekarami (dla niezorientowanych:w świecie rzeczywistym nazwalibyśmy to telegrafem z lekką domieszką Internetu). Poza wspomnianym Moistem, występuje znany wszystkim fanom ŚD, Vetinari i wspominana jest czasem Straż Miejska - co oznacza tylko jedno - Pratchett wykreował kolejną, świetną postać z dużym potencjałem, która z pewnością nie zakończy się na dwóch tomach (w przygotowaniu Raj podatkowy).

Piekło pocztowe mogłabym skomentować jednym zdaniem, które według mnie, zachęca w 100% do przeczytania tej książki: "Proza absurdalno-groteskowa, pisarza mającego alzheimera, walczącego o legalną eutanazję, słynącego z, paradoksalnie, czarnego humoru".
Ale do rzeczy.
Kolejna książka, którą przeczytałam i jedna z nowszych Pratchetta na rynku polskim. I po raz kolejny -...

więcej Pokaż mimo to