rozwińzwiń

Słowo honoru

Okładka książki Słowo honoru Nelson DeMille
Okładka książki Słowo honoru
Nelson DeMille Wydawnictwo: Rebis kryminał, sensacja, thriller
667 str. 11 godz. 7 min.
Kategoria:
kryminał, sensacja, thriller
Tytuł oryginału:
Word of honor
Wydawnictwo:
Rebis
Data wydania:
2008-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2008-01-01
Liczba stron:
667
Czas czytania
11 godz. 7 min.
Język:
polski
ISBN:
978-83-60192-54-2
Tłumacz:
Dorota Malinowska-Grupińska
Tagi:
wojna
Średnia ocen

7,7 7,7 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,7 / 10
178 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
778
660

Na półkach:

Słowo honoru
Nelson DeMille
Dorota Malinowska (Translator)
Henryk Pijanowski (Narrator)

Powieść fenomenalna. Jedna z najlepszych o wojnie ever. Tutaj Wietnam, choć główny wątek dotyczy wydarzeń w sądzie dwadzieścia lat po wojnie. Niestety wydanie audio tragiczne - dosłownie setki(!) błędów. Końcówki, zmienione wyrazy ewidentnie niepasujące do kontekstu, rozpacz po prostu. Nie wiem, czy to wina lektora, który ciągle się mylił, czy niechlujnego wydania drukiem z którego czytał, ale jest jak jest. Na szczęście książka i tak się broni. Must read nawet dla ludzi nie interesujących się tematyką wojenną.

Słowo honoru
Nelson DeMille
Dorota Malinowska (Translator)
Henryk Pijanowski (Narrator)

Powieść fenomenalna. Jedna z najlepszych o wojnie ever. Tutaj Wietnam, choć główny wątek dotyczy wydarzeń w sądzie dwadzieścia lat po wojnie. Niestety wydanie audio tragiczne - dosłownie setki(!) błędów. Końcówki, zmienione wyrazy ewidentnie niepasujące do kontekstu, rozpacz po prostu....

więcej Pokaż mimo to

avatar
26
27

Na półkach:

Bardzo ciekawa, polecam.

Bardzo ciekawa, polecam.

Pokaż mimo to

avatar
146
41

Na półkach:

Kapitalna książka... Łzy, pot, krew, śmierć, deszcz, błoto, pijawki... I to ciągłe zmaganie się ze znalezieniem sensownej odpowiedzi na pytanie "co ja tu robię, w tej zapomnianej przez świat dżungli?". Szkoda że nie było więcej tych "smaczków" życia codziennego z perspektywy zwykłego piechura US Army. Polecam.

Kapitalna książka... Łzy, pot, krew, śmierć, deszcz, błoto, pijawki... I to ciągłe zmaganie się ze znalezieniem sensownej odpowiedzi na pytanie "co ja tu robię, w tej zapomnianej przez świat dżungli?". Szkoda że nie było więcej tych "smaczków" życia codziennego z perspektywy zwykłego piechura US Army. Polecam.

Pokaż mimo to

avatar
185
99

Na półkach:

Super...trzymająca w napięciu

Super...trzymająca w napięciu

Pokaż mimo to

avatar
2472
697

Na półkach:

Gdyby chcieć oceniać li tylko temat, można by dać 9 czy nawet 10 gwiazdek, ale oceniając wykonanie... Wynudziłem się okropnie. Niesamowity temat. Coś, co powinno trzymać w napięciu i targać do trzewi, ale... kompletnie skopane. Po prostu rozwlekłe z całą masą scen, które zupełnie nic nie wnoszą. Gdyby chcieć zekranizować książkę dokładnie scena po scenie, poza wojennymi reminiscencjami, finałową rozprawą sądową (średnio porywającą) i początkiem, powstałby serial niczym "Niewolnica Isaura". Gdyby tak skrócić o połowę... Pomijam już fakt, że finał był dość mocno przewidywalny. Jak na tego autora, spodziewałem się czegoś bardziej porywającego.

Gdyby chcieć oceniać li tylko temat, można by dać 9 czy nawet 10 gwiazdek, ale oceniając wykonanie... Wynudziłem się okropnie. Niesamowity temat. Coś, co powinno trzymać w napięciu i targać do trzewi, ale... kompletnie skopane. Po prostu rozwlekłe z całą masą scen, które zupełnie nic nie wnoszą. Gdyby chcieć zekranizować książkę dokładnie scena po scenie, poza wojennymi...

więcej Pokaż mimo to

avatar
771
348

Na półkach:

Książka z cyklu rozliczeniowych się Amerykanów z wojną wietnamską.Dla mnie wybitna .Sięgam po nią co jakiś czas. Najlepsza tego autora .Bardzo polecam !!!

Książka z cyklu rozliczeniowych się Amerykanów z wojną wietnamską.Dla mnie wybitna .Sięgam po nią co jakiś czas. Najlepsza tego autora .Bardzo polecam !!!

Pokaż mimo to

avatar
524
364

Na półkach: ,

Za dużo stron. Za dużo niepotrzebnego zbaczania na miłosne tory, denerwujące. Niezrozumiała dla mnie postawa Bena przez wiekszość książki. To wszystko postrzegałam jako sprzeczność z honorem i powodowało to moją antypatię do głownego bohatera. Autentycznie i nietuzinkowo wypada natomiast jego żona. Moje emocje były nijakie, chciałam przerwać czytanie, ale dotrwałam i ostatnie 20% ksìążki wystarczyłyby za całość, mamy nareszcie sąd i do akcji wkracza adwokat Corva.
O 1968 w Wietnamie czytałam wcześniej w "Prędkości światła", w której autor mocno potrząsa czytelnikiem i to tę niezwykle napisaną opowieść polecam.

Za dużo stron. Za dużo niepotrzebnego zbaczania na miłosne tory, denerwujące. Niezrozumiała dla mnie postawa Bena przez wiekszość książki. To wszystko postrzegałam jako sprzeczność z honorem i powodowało to moją antypatię do głownego bohatera. Autentycznie i nietuzinkowo wypada natomiast jego żona. Moje emocje były nijakie, chciałam przerwać czytanie, ale dotrwałam i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2446
2372

Na półkach:

Nelson DeMille (ur. 1943) - służył w Wietnamie, początkowo w wywiadzie wojskowym, potem w piechocie w stopniu porucznika, po zakończeniu służby pracował jako korespondent "Law Officer Magazine". Pisał też jako Jack Cannon, Kurt Ladner, Brad Matthews.

Tematem jest proces byłego porucznika, odpowiedzialnego za masakrę w szpitalu w Wietnamie, nagłośnioną w książce opublikowanej 18 lat po zbrodniczych wydarzeniach, w której wykorzystano wspomnienia dwóch żołnierzy plutonu dowodzonego przez głównego bohatera. Jest to jedna z wielu zbrodni wojennych podobnych do tej słynnej w My Lai i z nią porównywanych. W związku z tym konieczne jest przypomnienie (Wikipedia):

„Masakra w My Lai - zbrodnia wojenna dokonana 16 marca 1968 roku przez armię amerykańską, która zmasakrowała w wiosce My Lai w południowym Wietnamie setki nieuzbrojonych cywilów. Masakra wywołała oburzenie na całym świecie i przyczyniła się do spadku publicznego poparcia dla wojny wietnamskiej w USA.
....Porucznik William Calley został w 1971 roku skazany na karę dożywotniego więzienia za morderstwo z premedytacją, jednak dwa dni później prezydent Richard Nixon rozkazał wypuścić go z więzienia. Calley otrzymał 3,5 roku aresztu domowego w swojej kwaterze w Fort Benning (Georgia),a potem został zwolniony decyzją sądu federalnego. Calley utrzymywał zawsze, że wypełniał rozkazy swojego kapitana, Ernesta Mediny, który jednak zaprzeczył wydaniu takiego rozkazu. Nie było już żadnych innych aktów oskarżenia..."

To porównywanie dwóch zbrodni przeciwko ludzkości pozwala na przewidywanie happy endu, bo zwycięzców się nie sądzi, a cyrk odstawia się dla zachowania twarzy. Wprawdzie wojnę wietnamską USA przegrały, lecz ich potęga pozwala na skuteczne sianie propagandy o amerykańskiej sprawiedliwości, która w tej książce jest skutecznie ośmieszona. Co gorsza, jak wskazują wydarzenia w następnych wojnach, dalsze amerykańskie zbrodnie są popełniane, jak np. w Iraku, gdzie oprócz mordowania odbierano jeńcom godność obnażając ich wobec rodziny i zmuszając do sodomii.

Intencją autora było przedstawienie rozmytej odpowiedzialności za te zbrodnie, a właściwie zrzucenie jej na wojnę „samą w sobie”, bez wnikania, kto ją wywołał. Choć nie, jest inaczej. Przyczyną są złe reżimy: komunistyczne, sunnickie albo szyickie, albo Assada czy też Kadafiego lub innej cholery, a Stany Zjednoczone interweniują by przynieść pokój i wolność. I tak wbrew autorowi książka jest demonstracją amerykańskiej buty, poczucia wyższości nad innymi narodami i pogardy nad nimi.

Niepokojące jest już wspomnienie Norymbergi (s.643):
"..- Podniosło się tylko kilka głosów przeciwko trybunałowi aliantów. Nie należałem do tych mądrych, którzy potrafili dostrzec, że to, co robimy, to nie wymierzanie sprawiedliwości, tylko zemsta. A kiedy już to zrozumiałem, nie miałem dość cywilnej odwagi, by powiedzieć o tym głośno...."

A im dalej, tym gorzej. Amerykanie gardzili Indianami czy Murzynami, teraz wykazują rasizm wobec Azjatów (s. 744):
"...- Myślisz, że byłbym tu teraz, dwadzieścia lat po tej całej historii, gdyby chodziło tylko o wioskę zamieszkaną przez kilkuset żółtków? Kitajców? Kurdupli? Ryżojadów? Jak jeszcze na nich mówiliśmy? Jak ty ich nazywałeś? W każdym razie na pewno nie „istoty ludzkie pochodzenia wschodniego”. Ale ja jestem upieprzony na dobre. Zabiłem czternastu prawdziwych ludzi...."

Morderstwa są dla nich chlebem powszednim. Jedno z nich wspomina adwokat Corva (s. 843):
"... - Facet obsługujący karabin maszynowy ściął trzech żołnierzy nieprzyjaciela, kiedy zbliżali się do nas z białą flagą. Było mi po tym przez tydzień niedobrze. Troje dzieciaków Mieli już dość i chcieli się poddać. Ściął ich, jakby byli niczym… niczym...."

A nasz bohater Ben snuje refleksję, ale teraz, po 20 latach, gdy strach mu zajrzał do d... (s. 847):
"...- Boże, czy wszyscy mamy na rękach krew? - powiedział cicho do siebie. - Czy ktokolwiek wrócił stamtąd z nie splamionym honorem?"

Zakrawa to na kpinę, bo do wywołującej skandal publikacji, Ben żył szczęśliwie i pogodnie i wyrzutów sumienia nie miał.

Mimo moich uwag, książkę czyta się świetnie, choć e-book liczy aż 1321 stron i ją gorąco polecam, bo poznać amerykańską mentalność warto

Nelson DeMille (ur. 1943) - służył w Wietnamie, początkowo w wywiadzie wojskowym, potem w piechocie w stopniu porucznika, po zakończeniu służby pracował jako korespondent "Law Officer Magazine". Pisał też jako Jack Cannon, Kurt Ladner, Brad Matthews.

Tematem jest proces byłego porucznika, odpowiedzialnego za masakrę w szpitalu w Wietnamie, nagłośnioną...

więcej Pokaż mimo to

avatar
357
330

Na półkach: , , ,

Nie wiem czy arcydzieło czy rewelacyjna czy bardzo dobra. Wiem na pewno, że przez wiele dni nie przestawałam o niej myśleć...
Bo książka jest przede wszystkim bardzo emocjonalna i inteligentna. Trudny temat, niebanalne błyskotliwe przemyślenia, genialne dialogi i sensowni bohaterowie.

Dylematy moralne nie do rozwiązania, bo wszystko wydaje się łatwe i przewidywalne gdy siedzi się w wygodnym fotelu i pije ciepłą herbatę. Z drugiej strony nie może być przyzwolenia na zło...- nic nie jest jednoznaczne.

Główny bohater też nie stara się usprawiedliwiać wobec prawa, od czasu do czasu prywatnie powie coś żonie lub adwokatowi co tylko jeszcze bardziej zaskakuje czytelnika i wprowadza kolejne etyczne rozterki.

Właściwie każda z wielu pobocznych postaci jest stworzona mistrzowsko, nie ma żadnej osoby, która wprowadzałby nudę na karty powieści.
Język też rewelacyjny, czasami żołniersko dosadny, czasami pełen humoru lub sarkastyczny, a pewnie dlatego powieść zajmuje tyle stron bo autor nie poskąpił nam opisów sal sądowych, przyrody, cech Wietnamu, szpitala itd, pozwalając nam poczuć miejsca w których dzieje się akcja.

Nie wiem czy arcydzieło czy rewelacyjna czy bardzo dobra. Wiem na pewno, że przez wiele dni nie przestawałam o niej myśleć...
Bo książka jest przede wszystkim bardzo emocjonalna i inteligentna. Trudny temat, niebanalne błyskotliwe przemyślenia, genialne dialogi i sensowni bohaterowie.

Dylematy moralne nie do rozwiązania, bo wszystko wydaje się łatwe i przewidywalne gdy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
699
135

Na półkach: , , , , , ,

Nelson DeMille gościł na moim blogu kilka miesięcy temu, gdy zachwycałam się jego „Szkołą wdzięku”. W tamtej recenzji wspomniałam o służbie autora w wojsku, o tym, jak bardzo jego doświadczenia wpłynęły na realizm powieści opowiadającej o zimnej wojnie. I wciąż tak myślę. Niemniej jednak to, co autor był wstanie zrobić z historią dziejącą się w wojnie w której sam brał udział (Wietnam, ofensywa Tet w 1968 roku),jest nie do opisania. „Słowo honoru” nie bez powodu jest lekturą obowiązkową w wielu college’ach w stanach, choć to, jak twierdzi autor, oprócz kilku ogólnych faktów - powieść całkowicie fikcyjna.

Ben Tyson to weteran wojenny wojny w Wietnamie. Zasłużony, odznaczony, ranny podczas akcji. Dobry mąż, ojciec, biznesmen. Wiedzie mu się dobrze, jest szczęśliwy, niezmiennie zakochany w swojej żonie. Wszystko w jego życiu układa się perfekcyjnie. Niestety tylko na pozór. Jak wielu żołnierzy Ben ma swoje tajemnice. Koszmarne tajemnice, których przysiągł nigdy nie wyjawić. I miał zamiar dotrzymać słowa. Problem w tym, że pisarz Andrew Picard wydaje książkę – „Hue. Zagłada miasta” w której znajduje się obszerny opis tego, jak żołnierze dowodzeni przez porucznika Benjamina Tysona wymordowali w wietnamskim szpitalu ponad setkę mężczyzn, kobiet i dzieci – pacjentów, żołnierzy, pielęgniarki, lekarzy… Ktoś złamał przysięgę milczenia, to jest jasne. Bardziej mglista jest natomiast przyszłość Bena. Jako porucznik, wedle wojskowego prawa, odpowiada za swoich ludzi, a zarzut morderstwa nie podlega przedawnieniu. Co gorsze, karą za podobną zbrodnie może być nawet rozstrzelanie. Opinia publiczna jest podzielona, tak samo jak środowisko wojskowe. Zbrodnia, która miała miejsce prawie dwie dekady temu dla wielu zdaje się zwyczajnie abstrakcyjna. Ben odmawia wyjaśnień, natomiast władze międzynarodowe domagają się sprawiedliwości. Proces jest nieunikniony, tak samo jak rozliczenie się z przeszłością.

Nic nie jest jednak tak oczywiste, jak można przypuszczać, skoro nie ma absolutnie żadnych fizycznych dowodów na to, że cokolwiek w tamtym szpitalu się wydarzyło. Słowo przeciwko słowu, a raczej domniemanie przeciwko milczeniu, bo Ben oficjalnie nie mówi nic. Zaledwie prywatnie daje kilka odpowiedzi, czym wprawia czytelnika w konsternacje. Z jednej strony mamy tu sympatycznego człowieka, typowego, szorstkiego wojaka o czułym sercu, z drugiej mężczyznę, który ewidentnie coś ukrywa i do samego końca nie bardzo wiadomo, jak go ocenić. Co stało się w tamtym szpitalu? Dlaczego istnieje więcej niż jedna wersja tamtego jednego dnia? Kto kłamie, a kto mówi prawdę? Kto jest tym dobrym, a kto złym, a może nie ma tu ani jednych, ani drugich…?

Szczerze mówiąc nie bardzo wiem jak powinnam się odnieść do „Słowa honoru”. Jak o tej książce napisać, by zachować dystans i obiektywizm, skoro wciąż szarpią mną sprzeczne emocje. Oceniać ją jako powieść, gdzie styl, bohaterowie i akcja mają znaczenie, czy może skupić się na aspektach psychologicznych i moralnych, które z pewnością ta książka posiada? Czy mam prawo oceniać głównego bohatera i wszystkich pozostałych, niby to fikcja, pamiętam, ale czy podobne rzeczy nie mogły, albo nawet nie wydarzyły się gdzieś indziej? Może nawet dzisiaj, gdzieś tam na świecie podobny koszmar właśnie się wydarza. To przerażające.


Myślę, że oceną tej historii pod względem moralnym mógłby się podjąć tylko i wyłącznie inny żołnierz, weteran wojenny, ktoś, kto poznał co to wojna na własnej skórze. Bo można sobie czytać książki, oglądać filmy, słuchać niezliczonych wojennych wspomnień, a i tak pewne kwestie na zawsze pozostaną gdzieś poza naszym zrozumieniem. I może skończę ten wątek słowami mojego nowego ulubionego adwokata (o nim później),tym bardziej, że sam autor również je przytacza w przedmowie:

„Coś panu powiem i będzie to największa prawda na temat wojny, panie Tyson. Ostatecznie wszystkie historie wojenne to gówno. Niezależnie czy opowiadają je generałowie, czy szeregowcy: to wszystko gówno. Od Iliady do Grenady: gówno. Nigdy nie zdarzyło mi się usłyszeć prawdziwej historii wojennej i nigdy takiej nie opowiedziałem, pan też nie.”

Co do kwestii technicznych… Nelson DeMille po raz kolejny spisał się świetnie. Uwielbiam jego styl. Bywa konkretny w chwilach, gdy liczy się pośpiech, zamieniając się w gawędziarza opowiadającego o smakach, zapachach i kolorach, gdy potrzebne to jest do wczucia się w miejsce, do którego nas zabiera. Autor stworzył niebywale wielowarstwowego głównego bohatera, przedstawiając go tak, by każdy z czytelników mógł go osobiście ocenić. Nie odnosi się do niczego, zadaje jedynie pytania, na które odpowiedzi znamy tylko my sami. Uwielbiam, gdy tak ciężkie tematycznie książki pozostawiają mi możliwość wyboru i niczego nie narzucają. Są przez to jeszcze bardziej naładowane emocjami, ale to tylko świadczy o nich dobrze.

Otaczający Bena ludzie, jego żona, syn, towarzysze broni, ludzie odpowiedzialni za przeprowadzenie śledztwa, obrońcy i oskarżyciele, przyjaciele i wrogowie – absolutnie wszyscy w tej książce to odrębne jednostki, które przeżywają wszystko na swój własny sposób. Jedni rozumieją z tego więcej, inni mniej, dla jeszcze innych to z kolei zaledwie kolejna mało chwalebna historia amerykańskiej armii.

Ale żeby nie było tak ciężko, poważnie i smutno, DeMille postanowił w tym całym koszmarze dorzucić mały promyk słońca w postaci adwokata Tysona – Vincenta Corvy. Dawno już się tak nie uśmiałam, co w obliczu całości bywało po prostu surrealistyczne. Nigdy nie zapomnę czytania pierwszej rozprawy. Pan Corva doprowadził mnie do głośnego śmiechu, a potem spoważniał i dostałam kolanem w brzuch. Taki właśnie jest Corva, zabawny do chwili, kiedy nie zapragnie dać ci w zęby.

Co do wad, to tak samo jak w przypadku „Szkoły wdzięku”, kwestie uczuciowe, stricte romansowe niekoniecznie są mocną stroną autora. Nie rozumiem po co je na siłę wciska, ale trudno, jestem wstanie mu to wybaczyć, choć akurat w tym przypadku jeszcze mocniej ten wątek namieszał w ocenie głównego bohatera. Być może taki był cel, a jednak miałam często poczucie niedosytu. Reakcje, emocje, uczucia – niby były, ale jakby pojawiały się znikąd. A może to po prostu typowe męskie podejście?

Podsumowując; „Słowo honoru” to przerażająca historia człowieka, który wcale się nie prosił o nic, co go spotkało, a jednak nie można go tak po prostu nazwać niewinnym. To historia o żołnierzach i wojnie jaka zebrała swoje żniwo w więcej, niż jednym znaczeniu tego słowa. Historia o miłości żony do męża, syna do ojca, patrioty do swojego kraju. Opowieść o honorze, dobru, złu – ponownie, w wielu jego odsłonach. Ta książka rozdzierała mi serce wiele razy. Choć toczy się dość niespiesznie, ciężko się oderwać, a ostatnie 200 stron (całość liczy ponad 600),zwyczajnie się połyka na raz. Czy muszę mówić, że poluję już na kolejne książki autora? ;)

Gorąco polecam!

----
http://vegaczyta.blogspot.com/2015/04/sowo-honoru-nelson-demille.html

Nelson DeMille gościł na moim blogu kilka miesięcy temu, gdy zachwycałam się jego „Szkołą wdzięku”. W tamtej recenzji wspomniałam o służbie autora w wojsku, o tym, jak bardzo jego doświadczenia wpłynęły na realizm powieści opowiadającej o zimnej wojnie. I wciąż tak myślę. Niemniej jednak to, co autor był wstanie zrobić z historią dziejącą się w wojnie w której sam brał...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    216
  • Chcę przeczytać
    159
  • Posiadam
    34
  • Ulubione
    8
  • Teraz czytam
    3
  • Nelson DeMille
    3
  • Kryminał, sensacja, thriller
    2
  • 2011
    2
  • 2015
    2
  • Audiobooki
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Słowo honoru


Podobne książki

Przeczytaj także