Dwumiesięczna podróż poślubna państwa Davenport to przede wszystkim seks. Teraz dodatkowo z nadzieją spłodzenia brata lub siostry małej Elary - na razie nieskutecznie, ale tylko do czasu, gdy jesienią ukaże się kolejny tom serii pt. Calamity Rayne Knocked Up.

Natomiast trasy ośmiotygodniowego maratonu mogliby pozazdrościć Rayne i Hale’owi nie tylko nowożeńcy w podróży poślubnej: Turks i Caicos na Bahamach, Malediwy, Seszele, Bora-Bora, St. Barth, Fiji, Amalfi, Hawaje … Osobiście nie bardzo się dziwię, że najlepiej czuła się Rayne na Wybrzeżu Amalfitańskim, ale wymienianie kuchni włoskiej jako główny powód swego zachwytu świadczy jednak przede wszystkim o jej kulinarnej obsesji. Do czego zresztą Rayne często już wcześniej się przyznawała i co w ogóle jest częstym motywem w amerykańskich romansach, bardzo dla mnie irytującym.

Ciekawe, że podsumowując ich honeymoon Rayne obwinia się o niespełnienie oczekiwań małżonka. Przypomina kompromitującą wpadkę podczas snorkelingu, pożar wzniecony przy próbie upichcenia śniadania czy zaproszenie męża na pożegnalną kolację do knajpy, która okazała się lokalem dla … swingersów. Na szczęście Hale’owi udaje się przekonać żonę, że wszystkie te przygody z pewnością wspominać będą kiedyś z sentymentem i humorem.

Ale i tak moim zdaniem największą zaletą tego tomu serii jest jego niewielka, nowelowa długość.

Dwumiesięczna podróż poślubna państwa Davenport to przede wszystkim seks. Teraz dodatkowo z nadzieją spłodzenia brata lub siostry małej Elary - na razie nieskutecznie, ale tylko do czasu, gdy jesienią ukaże się kolejny tom serii pt. Calamity Rayne Knocked Up.

Natomiast trasy ośmiotygodniowego maratonu mogliby pozazdrościć Rayne i Hale’owi nie tylko nowożeńcy w podróży...