Bizancjum

Okładka książki Bizancjum Judith Herrin
Okładka książki Bizancjum
Judith Herrin Wydawnictwo: Rebis Seria: Historia historia
452 str. 7 godz. 32 min.
Kategoria:
historia
Seria:
Historia
Tytuł oryginału:
Byzantium: The Suprising Life of a Medieval Empire
Wydawnictwo:
Rebis
Data wydania:
2024-02-20
Data 1. wyd. pol.:
2024-02-20
Liczba stron:
452
Czas czytania
7 godz. 32 min.
Język:
polski
ISBN:
9788383381442
Tłumacz:
Norbert Radomski
Tagi:
Bizancjum historia Bizancjum starożytność średniowiecze bizantynologia
Średnia ocen

0,0 0,0 / 10
Ta książka nie została jeszcze oceniona NIE MA JESZCZE DYSKUSJI

Bądź pierwszy - oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
0,0 / 10
0 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
199
196

Na półkach:

Historia Bizancjum jest dla mnie opowieścią pisaną przez życie wielkich postaci, które tworzyły to długowieczne Imperium. Do moich ulubionych „dramatis personæ” należy niezwykły duet Justyniana Wielkiego i Teodory, Bazylego II Bułgarobójcy oraz Manuela I Komnena. Poznając czyny i motywacje tych ciekawych ludzi, łatwiej jest zrozumieć fenomen tej niezwykłej cywilizacji. Cywilizacji pełnej niesłychanej żywotności, ale także ogromnych sprzeczności.

Historia powstania tej książki jest dosyć nietypowa. Pewnego popołudnia dwóch robotników zapukało do uczelnianego gabinetu Judith Herrin z zapytaniem czym się zajmuje oraz prośbą o krótkie przedstawienie historii Bizancjum. Historyczka z niemałym trudem musiała streści tysiącletnią historię tego Imperium w kilkunastominutowej rozmowie. Spotkanie z tymi osobami, stało się dla niej impulsem do napisania niniejszej książki. Publikacja składa się z 28 rozdziałów podzielonych na cztery części. Na kartach swojej pracy angielska bizantynolog przedstawiła najważniejsze i najbardziej charakterystyczne wydarzenia, postacie, zwyczaje czy obrzędy związane z tym średniowiecznym imperium.

Nie chciałbym w tym miejscu omawiać wszystkich zagadnień, które poruszyła w swojej książce Judith Herrin. Skupię się na dwóch wątkach, które szczególnie mnie poruszyły. Pierwszym z nich jest przedstawienie postaci Anny Komneny (1083-1153/55),której dziedzictwem jest jedna z najlepszych średniowiecznych biografii łączących w sobie cechy pamiętnika, kroniki oraz dzieła literackiego. Mowa tutaj oczywiście o „Aleksjadzie”, która jest poświęcona postaci ojca Anny – Aleksemu I Komnenowi. Dzieło, które oczywiście jest bardzo mocno subiektywne wobec głównego bohatera, zawiera w sobie bardzo ciekawy opis ludzi, z którymi spotykał się Aleksy. Pióro Anny, niekiedy ostre jak brzytwa, interesująco przedstawia portrety charakterologiczne i wygląd fizyczny wielu bohaterów „Aleksjady”. To niezwykłe, że mimo upływu tysiąca lat, praca Anny Komneny wciąż zachowuje swój niezwykły walor poznawczy oraz pozawala wejść w „duszę” kobiety, która przelała swoje myśli na kartach pergaminu.

Drugim aspektem, który był dla mnie szczególnie ciekawy dotyczy szeroko rozumianej bizantyjskiej kultury, obyczajowości oraz religii. Fascynujące są te fragmenty książki, które dotyczą nazwijmy to bizantyjskiego „systemu edukacji”, gdzie wyższe wykształcenie przy odrobinie szczęścia i samozaparcia mógł zdobyć każdy uzdolniony chłopiec. Inwestycja Bizantyjczyków w edukacje pokoleń, dawała wymierny efekty, choćby w aspekcie prowadzania cesarskiej kancelarii, archiwum czy przepisywania antycznych dzieł. Bizantyjska administracja pozwalała przetrwać zawieruchy dynastyczne, wojny czy klęski żywiołowe. Można napisać, że pokolenia przemijały, ale bizantyjskie instytucje wciąż trwały aż do pamiętnego 1453 roku …

Książka Judith Herrin jest ciekawą opowieścią. Napisana przystępnym językiem, skierowana jest do osób, które chcą rozpocząć przygodę z poznawaniem dziejów tej niezwykłej cywilizacji. Powszechne skojarzenia słów „Bizancjum” lub „bizantyjski” mają pejoratywne znaczenia. Oznaczają ogromny przepych, wyniosłość czy bezwzględność. Po uważnej lekturze angielskiej historyk, każdy z pewnością zastanowi się dwa razy zanim użyje tych sformułowań jako synonimy czegoś negatywnego.

Imperium Bizantyjskie odcisnęło ogromny wpływ na dzieje naszej cywilizacji. Stanowi na pewno jednej z fundamentów europejskiej kultury oraz tożsamości. Czy zdajemy sobie sprawę, że tak proste, a jednocześnie niezbędne narzędzie jakim jest widelec zawdzięczamy właśnie Bizantyjczykom? Tym podobnych i innych ciekawych zaskoczeń jest całe mnóstwo w książce Judith Herrin, z którą na pewno warto się zapoznać.

Historia Bizancjum jest dla mnie opowieścią pisaną przez życie wielkich postaci, które tworzyły to długowieczne Imperium. Do moich ulubionych „dramatis personæ” należy niezwykły duet Justyniana Wielkiego i Teodory, Bazylego II Bułgarobójcy oraz Manuela I Komnena. Poznając czyny i motywacje tych ciekawych ludzi, łatwiej jest zrozumieć fenomen tej niezwykłej cywilizacji....

więcej Pokaż mimo to

avatar
143
142

Na półkach: ,

Negatywne konotacje wiążące się z przymiotnikiem „bizantyjski” na tyle mocno wrosły w język, że państwo, od którego pochodzi, najczęściej kojarzy się z rozpasaniem elit władzy i przesadnym przepychem, za którym jest więcej „formy” niż wartościowej „treści”. Sprowadzanie jedenastu wieków historii państwa na styku Europy i Azji wyłącznie do takich określeń jest oczywiście nadużyciem i niesprawiedliwością. Niewiedzy, której źródło pośrednio znajduje się w polskiej szkole, gdzie o Bizancjum mówi się zazwyczaj przy okazji podziału Rzymu na dwa cesarstwa czy też wspominając o upadku Konstantynopola w 1453 roku.

Czym więc właściwie jest „to Bizancjum”? Odpowiedź na to pytanie Judith Herrin, historyczka z londyńskiego King’s College, zaczęła przygotowywać po tym, jak dwóch robotników remontujących szacowną szkołę zainteresowało się tabliczką na jej drzwiach: „Profesor bizantynistyki”. Mediewistka postawiła sobie zadanie w postaci zgrabnego i atrakcyjnego przedstawienia dziejów imperium, średniowiecznej „Atlantydy”, rządzonego przez blisko setkę cesarzy, z jeszcze większą liczbą patriarchów, toczącego niezliczone wojny, o kontaktach handlowych obejmujących cały ówcześnie znany świat.

Herrin przygotowała książkę, która nie jest – na szczęście! – klasycznym, opasłym podręcznikiem, zręcznie omijając pokusy nadmiernego rozpisywania się, co nie było znowuż takie proste przy – podkreślmy raz jeszcze – ponad tysiącletniej historii Bizancjum. Książka jest podzielona na 4 części i 28 kilkunastostronicowych rozdziałów. Z pozoru są one ułożone chronologiczne, ale nie jest to główna rama wywodu brytyjskiej mediewistki, która woli koncentrować się na danym zagadnieniu, jak na przykład architektura, życie i spory religijne, rola kobiet, wybitne postacie, gospodarka. Wydawca, czyli poznański Rebis, który przygotował kolejne wydanie tej książki, uzupełnione o kolorowe ilustracje, mapy, chronologię dziejów oraz spis cesarzy. Pod kątem edytorskim nie ma się do czego przyczepić.

Wracając do negatywnych skojarzeń z Bizancjum, do pakietu można też dodać spiski, nagłe zmiany władzy połączone z okaleczeniami fizycznymi przeciwników politycznych w kontraście z potężnym bogactwem okraszonym złotem, drogimi kamieniami i kolorowymi, charakterystycznymi mozaikami. Ale czy w średniowieczu wyłącznie to państwo miało monopol na mroczną dwulicowość, zdrady, hipokryzję i fortunę? Oczywiście, że nie. Herrin podkreśla, że rządzone z Konstantynopola imperium wydało wielu rozumnych władców, błyskotliwych dowódców i nowatorskich teologów. Choć nie można powiedzieć, że było to państwo w pełni tolerancyjne, to w przeciwieństwie do Europy Zachodniej, nie powstała tutaj instytucja podobna do inkwizycji, a osób, które myślą inaczej, na stosach nie palono.

Zdaniem autorki, kultura bizantyjska zawiera się w pojęciu longue duree, wprowadzonym przez francuskiego historyka Fernanda Braudela, a oznaczającym „długie trwanie”. „Ugruntowane ramy jego kultury, potępianej jako konserwatywna, sławionej jako strażniczka tradycji, dawały wszystkim poczucie wspólnoty – pisze Herrin. – Tak wytworzyło się elastyczne dziedzictwo, które dowiodło, że potrafi zareagować, często z wielkim zdecydowaniem, aby powiększać, chronić i przeprowadzać cesarstwo przez liczne kryzysy”. Jedność i tożsamość Bizancjum umacniała ciągłość językowa łącząca jego uczonych z kulturą greckiego antyku. Teksty wielkich filozofów, matematyków, astronomów, geografów, historyków i doktorów były kopiowane, redagowane i zaopatrywane w komentarze, przenikając do świata arabskiego i zachodniej Europy, z czasem przyczyniając się do rozkwitu renesansu. Antyczne dziedzictwo połączone zostało z wiarą chrześcijańską, a po Rzymie odziedziczono system prawny i tradycję wojskową, które stanowiły podporę jego długich dziejów. Co ciekawe, sami mieszkańcy określali się mianem Rzymian, a Konstantynopol uznawano oczywiście za nowy Rzym. Można odnieść wrażenie, że w Europie niedoceniany jest wkład Bizancjum w powstrzymywanie przez wieki ekspansji islamu. Dominująca, powstała w oświeceniu narracja przedstawia cesarstwo jako wręcz państwo upadłe, będące nie wartą uwagi osobliwością. To z kolei ułatwiało na zachodzie bagatelizowanie skutków zdobycia Konstantynopola w 1204 roku przez uczestników czwartej wyprawy krzyżowej, podpuszczonych przez Wenecję, będącą z jednej strony handlową rywalką Bizancjum, co też i jego wytworem. Zniszczenie najwspanialszego chrześcijańskiego miasta ówczesnego świata usprawiedliwiano przebiegłością i licznymi zdradami Greków. Po grabieży i trwającej pół wieku okupacji stolicy wiele innych państw nigdy by już się z kolan nie podniosło, dlatego tym bardziej zaskakująca jest żywotność Bizancjum, które odrodziło się i istniało jeszcze przez dwieście pięćdziesiąt lat.

Zdaniem Herrin, Bizancjum z całą pewnością nie można zarzucić bierności. W jej ocenie było to państwo, które starało się ubierać swoje tradycje i dziedzictwo we wciąż nowe formy. Spadkiem i dziedzictwem średniowiecznej „Atlantydy” jest między innymi system imperialnych rządów opierający się na wyszkolonej administracji cywilnej, prawie rzymskim i podatkowym; program świeckiej edukacji z wieloma elementami klasycznego wykształcenia; prawosławną teologię, sztukę i tradycje duchowe pielęgnowane w Kościele greckim, a także rytuał koronacyjny i ceremoniał dworski, które znalazły wielu naśladowców w krajach epoki nowożytnej.

Jeśli chcecie się wybrać w podróż do nieistniejącego państwa i poznać jego sekrety to książka Judith Herrin wydaje się być idealnym przewodnikiem.

Negatywne konotacje wiążące się z przymiotnikiem „bizantyjski” na tyle mocno wrosły w język, że państwo, od którego pochodzi, najczęściej kojarzy się z rozpasaniem elit władzy i przesadnym przepychem, za którym jest więcej „formy” niż wartościowej „treści”. Sprowadzanie jedenastu wieków historii państwa na styku Europy i Azji wyłącznie do takich określeń jest oczywiście...

więcej Pokaż mimo to

avatar
174
48

Na półkach:

Świetna. Autorka trochę zbyt często odbiega od tematu, zbyt często ucieka w dygresje, ale dla czytalnika, który o Bizancjum wie niewiele albo nic (czyli dla znakomitej większości, do której ja także się zaliczam) pozycja jest obowiązkowa.

Świetna. Autorka trochę zbyt często odbiega od tematu, zbyt często ucieka w dygresje, ale dla czytalnika, który o Bizancjum wie niewiele albo nic (czyli dla znakomitej większości, do której ja także się zaliczam) pozycja jest obowiązkowa.

Pokaż mimo to

avatar
767
166

Na półkach: ,

Niezwykłe kompendium wiedzy. Odczarowuje stereotypy o Bizancjum, pokazuje najważniejsze postaci i wydarzenia. Wszystko to, co najważniejsze. Lektura tej pozycji zachęciła mnie do odwiedzenia Konstantynopola i Hagia Sofia. Niesamowite emocje.

Niezwykłe kompendium wiedzy. Odczarowuje stereotypy o Bizancjum, pokazuje najważniejsze postaci i wydarzenia. Wszystko to, co najważniejsze. Lektura tej pozycji zachęciła mnie do odwiedzenia Konstantynopola i Hagia Sofia. Niesamowite emocje.

Pokaż mimo to

avatar
197
1

Na półkach:

Pozycja jest idealna dla kogoś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z Bizancjum i potrzebuje czegoś na wprowadzenie. Herrin nie zalewa czytelnika datami, nazwiskami i miejscowościami, zamiast tego opisuje procesy, dorobek kulturowy i mentalność tamtych ludzi. Rozdziały ułożone głównie tematycznie, ale też są rozpisane tak, że i tak poruszamy się do przodu na osi czasu.

Do tego przede wszystkim bardzo przyjemna do czytania.

Polecam wszystkim, którzy chcą stopniowo się wprowadzać do świata Bizancjum.

Pozycja jest idealna dla kogoś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z Bizancjum i potrzebuje czegoś na wprowadzenie. Herrin nie zalewa czytelnika datami, nazwiskami i miejscowościami, zamiast tego opisuje procesy, dorobek kulturowy i mentalność tamtych ludzi. Rozdziały ułożone głównie tematycznie, ale też są rozpisane tak, że i tak poruszamy się do przodu na osi czasu.

Do...

więcej Pokaż mimo to

avatar
687
251

Na półkach: , , , , , , , , ,

Na przestrzeni ostatnich lat podchodziłem do tej książki kilkakrotnie i dopiero za trzecim razem udało mi się ją skończyć. W czym tkwił problem? Żeby rozwiać wątpliwości - to wartościowa pozycja, dobra powtórka dla osób zainteresowanych tematem, jednak niesamowicie gęsta w fakty i specyficznie napisana. Na zaledwie 400 stronach Herrin prezentuje ogromną liczbę zjawisk z ponad tysiącletniej historii Cesarstwa Wschodniego - od mozaik, hipodromu i murów Teodozjusza, przez monastycyzm, ikony, obrazoburstwo i schizmy, po ogień grecki, gwardię wareską, zelotów z Tesaloniki i dziesiątki innych. Każdy z nich jest ledwo zarysowany i zanim się nad nim zastanowimy od razu przechodzimy dalej, niczym w muzeum na wycieczce szkolnej. Konstrukcja książki ma charakter problemowy i rozdziały tylko częściowo idą zgodnie z chronologią. Wszędzie pełno rozmaitych dygresji wybiegających w różne tematy i okresy istnienia Bizancjum. Mam wrażenie, że ta skrótowość i jednoczesna próba upchania wszystkich ważnych wątków z dziejów cywilizacji bizantyjskiej sprawiła, że książkę pochłania się z mozołem. Przyznam, że o wiele więcej przyjemności z czytania miałem przyswajając podobną tematycznie, ale zdecydowanie większą objętościowo "Historię kultury bizantyńskiej" Haussiga. Warto porównać obie te prace, które wzajemnie się uzupełniają. Herrin prezentuje nowszy stan wiedzy, oddając np. cały rozdział na prezentację zjawiska eunuchów, swoją drogą to jeden z lepszych fragmentów książki. Literacko bardziej błyszczy jednak Haussig, który daje czytelnikom więcej oddechu. Styl Herrin przypomina nieco nudne akademickie wykłady w sterylnych salach. W przedmowie autorka pisze, że do napisania książki zainspirowali ją dwaj budowlańcy, którzy podczas remontu uniwersytetu zapytali ją czym jest Bizancjum. Przyznam, że ta próba wyjścia z akademicką wiedzą "pod strzechy" chyba nie do końca się udała i zawartość "Bizancjum" bardziej docenią osoby już zaznajomione z dziejami średniowiecza i cesarstwa w Konstantynopolu niż zupełni laicy. Jednak warto spróbować, bo pewnie nie prędko ktoś porwie się na równie ambitny cel, co szczegółowe opisanie dziejów i kultury cesarstwa istniejącego przez ponad 1100 lat na niecałych 400 stronach.

Na przestrzeni ostatnich lat podchodziłem do tej książki kilkakrotnie i dopiero za trzecim razem udało mi się ją skończyć. W czym tkwił problem? Żeby rozwiać wątpliwości - to wartościowa pozycja, dobra powtórka dla osób zainteresowanych tematem, jednak niesamowicie gęsta w fakty i specyficznie napisana. Na zaledwie 400 stronach Herrin prezentuje ogromną liczbę zjawisk z...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1592
99

Na półkach: ,

Bez wątpienia dzieło to reprezentuje rzadkie spojrzenie na dzieje Bizancjum. Autorka koncentruje się bowiem bardziej na historii kultury i historii gospodarczej, omawianego imperium niż na historii politycznej. Wydaje mi się jednak że dzieło to zbytnio idealizuje Bizantyńczyków. Jeżeli chodzi o stosunki łacińskiego Zachodu z Bizancjum to swoje grzechy miały obie strony. Jest oczywiście prawdą że w roku 1204 krzyżowcy podbili i ograbili Konstantynopol. Jest też jednak faktem że np w 1182 roku tłum bizantyński w Konstantynopolu, dopuścił się masakry na łacinnikach, co autorka zbywa zaskakująco oszczędnym komentarzem.

Bez wątpienia dzieło to reprezentuje rzadkie spojrzenie na dzieje Bizancjum. Autorka koncentruje się bowiem bardziej na historii kultury i historii gospodarczej, omawianego imperium niż na historii politycznej. Wydaje mi się jednak że dzieło to zbytnio idealizuje Bizantyńczyków. Jeżeli chodzi o stosunki łacińskiego Zachodu z Bizancjum to swoje grzechy miały obie strony....

więcej Pokaż mimo to

avatar
409
42

Na półkach: , , , , ,

Książka jest doskonałym punktem wyjścia do zgłębienia historii Bizancjum i państw, które powstały w wyniku jego rozpadu. Nie ma formy podręcznika, ale jest uporządkowana i przystępnie napisana.

Książka jest doskonałym punktem wyjścia do zgłębienia historii Bizancjum i państw, które powstały w wyniku jego rozpadu. Nie ma formy podręcznika, ale jest uporządkowana i przystępnie napisana.

Pokaż mimo to

avatar
618
139

Na półkach:

Po lekturze książki Judith Herrin mam mieszane uczucia. Po pierwsze, to wobec generalnie posuchy (w porównaniu do reszty świata) jeśli chodzi o książki dotyczące Bizancjum, dobrze się stało, że ta książka wyszła. Po drugie dobrze, że została napisana w takim a nie innym stylu. To faktycznie zbiór esejów dotyczących wybranych spraw związanych z dziejami Bizancjum a nie chronologiczny wykład na temat polityki, wojen czy gospodarki. Bardzo lekko napisane, łatwo się czyta i sporo zapamiętuje. Tak w ogóle uważam, że właśnie w ten sposób powinno się pisać książki historyczne. Czasy grubych cegieł opatrzonych tysiącem przypisów już minęły. Nikt prócz autora czy recenzenta tego nie przeczyta. Tu jest, jak powiedziałem, dobrze.
Mieszane uczucia spowodowane są nieukrywaną niechęcią do (prawie) wszystkiego co nie bizantyjskie. Szczególnie do wszystkiego związanego z chrześcijaństwem zachodnim, w jego katolickiej postaci.
Stron na których autorka zaznacza, że grabież przez łacinników Konstantynopola w 1204 roku była złem absolutnym, jest kilkanaście. Tak nawiasem mówiąc, z tego faktu zrobiono swego rodzaju fetysz. Bizantyjczycy przecież szli swoją prawosławną drogą od samego początku. Rok 1054 tak naprawdę nie wprowadził niczego nowego. Usankcjonował to co już istniało i co nie miało raczej szans na zmianę. I gdyby do zdobycia i rzezi Konstantynopola w 1204 roku nie doszło, w Bizantyjczykach nie dokonała by się żadna zmiana. Bo z jakiego powodu miałoby do takiej zmiany dojść? Prawosławni zmieniliby jednak zdanie i uznali prymat papieża? Z jakiego powodu?
Bizantyjczyk Łukasz Notaras miał stwierdzić: „Wolałbym widzieć turecki turban w mieście niż mitrę papieską”, co nie napawało optymizmem, jeżeli chodzi o stosunki Bizancjum z Rzymem. Takie słowa jak i postawa ówczesnych i dzisiejszych prawosławnych Greków tak w ogóle sporo mówią o ich postrzeganiu wiary, Kościoła czy samego Jezusa i Maryi (otaczanych wielką czcią przez prawosławnych). Jakim zacietrzewionym trzeba być, żeby wracać do roku 1204, widząc w nim przyczynę wszelkiego zła, i uznawać katolicyzm (tiara papieska) za coś gorszego od islamu (turecki turban)? I to w momencie gdy Turcy stali pod bramami Konstantynopola, a niezadługo go zdobyli doprowadzając do rzezi mieszkańców. Gdzie tu miejsce na miłosierdzie, nadstawianie drugiego policzka i inne chrześcijańskie treści? Co ze słowami „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem”? Bizantyjska pycha raczej niż szczera wiara.

Poniżej jeden z fragmentów:

„Punktem zwrotnym, jak starałam się wykazać, był rok 1204: haniebne grabienie chrześcijańskiego miasta przez krzyżowców rzekomo udających się na bój z niewiernymi i wywiezienie na Zachód olbrzymich łupów. Jedynym sposobem usprawiedliwienia zbezczeszczenia prastarych chrześcijańskich świątyń, morderstw, gwałtów i znęcania się nad wyznawcami tej samej wiary, oraz tak nieuczciwie zdobytych łupów, było potępienie Bizantyjczyków jako schizmatyków, heretyków, a nawet jeszcze gorzej. Trwające po dziś dzień systematyczne szkalowanie imperium bizantyjskiego zapoczątkowały próby krzyżowców usprawiedliwienia swej chciwości, która pchnęła ich do ograbienia chrześcijańskich współwyznawców”.

Na końcu książki autorka odnosi się do wystąpienia ówczesnego papieża Benedykta XVI, który w swojej wypowiedzi wykorzystał słowa bizantyjskiego cesarza na temat islamu. Z wypowiedzi autorki wynika, że właściwie Benedykt nie wie co mówi, bo z tym islamem nie jest i nie było tak źle. Poniżej przytaczam fragment książki:

„Być może dlatego właśnie posłużenie się przez papieża cytatem z chrześcijańskiego dialogu z islamem dla wykazania, że islam nie jest zdolny do rozumnej dyskusji, wydaje się chybione. Przez ponad siedemset lat Bizancjum toczyło rywalizację z różnymi muzułmańskimi państwami i społeczeństwami. Współżyło też z nimi, dostrzegało między nimi różnice i odcisnęło na nich własny ślad, najdobitniej zaznaczony w Turcji, ale także, na przykład, w mozaikowej dekoracji meczetów w Jerozolimie i Kordobie. Ta zewnętrzna spuścizna Bizancjum była odbiciem jego wewnętrznych dokonań, które uczyniły je tak odpornym.
Bizancjum z kolei również reprezentowało pewien konkretny nurt chrześcijaństwa, prawosławie, który współistniał z mnóstwem innych form. I choć cesarstwo było do głębi ukształtowane przez wiarę chrześcijańską, od średniowiecznego Zachodu odróżniały je także zachowane żywe pozostałości przedchrześcijańskiej kultury antyku”.


Dlatego napisałem wyżej, że Herrin kierowała się niechęcią prawie do wszystkiego co niebizantyjskie. Prawie, bo z takim islamem większego problemu nie miała. Wrzucam stosowny fragment:

„Mehmed Zdobywca nalegał także, by chrześcijańscy rzemieślnicy pozostali w mieście. Nie wszystkie ich kościoły zostały przekształcone w meczety. Bizancjum żyło nadal w nowym, tureckim przebraniu ze swą kosmopolityczną populacją, która mówiła wieloma językami i przyciągała kupców z dalekich stron. Konstantynopol odzyskał, a nawet przewyższył swą dawną świetność pod rządami wczesnych sułtanów, którzy wznieśli eleganckie nowe gmachy publiczne, imponujący pałac Topkapi oraz wspaniałe, zwieńczone kopułami meczety wzorowane na katedrze Hagia Sophia. Odnowione w ten sposób miasto ponownie stało się sercem potężnego śródziemnomorskiego imperium, tym razem osmańskiego. Uczyniło ono Turków spadkobiercami historii, która łączyła rozmaite tradycje i pozwoliła Grekom oraz innym chrześcijańskim mniejszościom, takim jak Ormianie, dowieść swych talentów jako kupcy, urzędnicy państwowi i dyplomaci. Gdy Żydzi sefardyjscy zostali w roku 1492 wygnani z Hiszpanii, znaleźli nowy dom w Konstantynopolu, który zaakceptował ich dialekt ladino i judaistyczne tradycje”.

I jeszcze jeden:

„Gdy podupadało (Imperium Osmańskie) w dziewiętnastym wieku, nazywano je wręcz „chorym człowiekiem Europy”. Kiedy ostatni sułtan leżał na łożu śmierci, inne europejskie mocarstwa stały przy nim, czekając, by wykroić z terytorium potężnego niegdyś imperium swe protektoraty. W Anatolii ich plany pokrzyżował Mustafa Kemal, dziś znany jako Atatürk, przywódca rewolty, która doprowadziła do powstania współczesnej Republiki Tureckiej. W reakcji na „chorobę” i słabość imperium osmańskiego wymusił przyjęcie narodowej, świeckiej konstytucji w europejskim stylu, która ustanawiała parlament i sądy, wprowadził
alfabet łaciński i zakazał noszenia fezu (tradycyjnego nakrycia głowy). Jego konstytucja obowiązuje w Turcji do dziś, pozwalając muzułmanom uczestniczyć w piątkowych modłach, ale zapewniając wszystkim wolne od pracy soboty i niedziele.
Jak zauważyli budowlańcy z londyńskiego Kings College, Bizancjum ma coś wspólnego z Turcją, a Turcja z pewnością ma coś wspólnego z Bizancjum. Bez względu na to, czy sądzimy, że bogata bizantyjska przeszłość Turcji uprawnia ją do zajęcia miejsca wśród innych państw Unii Europejskiej, czy też jej tego odmawiamy, coś z ducha i spuścizny średniowiecznego imperium nadal oddziałuje na świat z jego dawnych siedzib nad Bosforem i w całej Anatolii. Nawet dziś, z pierścieniem ciągnących się w nieskończoność przedmieść, z dwoma mostami łączącymi brzeg europejski z azjatyckim oraz powstającą właśnie siecią metra, Stambuł zachowuje wciąż swój bizantyjski charakter - przejawiający się nie tylko w obecności chrześcijan, ale także w okazałości miasta, jego ożywionej aktywności handlowej jako międzynarodowej metropolii oraz jego wielojęzycznej populacji”.

Zachodni chrześcijanie (katolicy) to ucieleśnienie zła, muzułmanie to sama tolerancja. Ba, na islamie to nawet papież Benedykt się nie zna. Symbolem dobra, piękna i prawdy staje się u Judith Herrin Atatürk....

Jakoś pani Herrin zapomniała, albo naprawdę nie wie, co się stało z ogromną większością chrześcijan zamieszkujących tereny dawnego Bizancjum a dzisiejszej Turcji. Nie wie biedaczka co się stało z Ormianami u progu I wojny światowej, którymi „zajął” się Atatürk i jego ludzie (a przed Atatürkiem nie było lepiej). Mogłaby sobie pani Herrin poczytać choćby „Pierwszy Holocaust XX wieku” prof. Grzegorza Kucharczyka, albo O. Joseph Naayem „Czy ten naród ma zginąć” czy William Darlymple „Ze świętej góry”. I wiele innych. Judith Herrin na pewno nie czytała prac prof. Feliksa Konecznego o cywilizacji bizantyjskiej. A powinna.
Dla takich Ormian Turcy byli (i są) tym czym dla Żydów byli Niemcy w okresie II wojny światowej. Ale przecież Atatürk załatwił wszystkim wolne soboty i niedziele...

Po lekturze książki Judith Herrin mam mieszane uczucia. Po pierwsze, to wobec generalnie posuchy (w porównaniu do reszty świata) jeśli chodzi o książki dotyczące Bizancjum, dobrze się stało, że ta książka wyszła. Po drugie dobrze, że została napisana w takim a nie innym stylu. To faktycznie zbiór esejów dotyczących wybranych spraw związanych z dziejami Bizancjum a nie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
588
25

Na półkach:

Książka zabiera nas w szybką podróż przez historię Cesarstwa Rzymskiego, opisując dzieje z okresu, który obecnie nazwany jestem Bizancjum. Napisana przystępnym językiem, bez podawania tysięcy dat i nazwisk, porusza wyobraźnię, turystyka w czasie. Polecam!

Książka zabiera nas w szybką podróż przez historię Cesarstwa Rzymskiego, opisując dzieje z okresu, który obecnie nazwany jestem Bizancjum. Napisana przystępnym językiem, bez podawania tysięcy dat i nazwisk, porusza wyobraźnię, turystyka w czasie. Polecam!

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    378
  • Przeczytane
    236
  • Posiadam
    118
  • Historia
    41
  • Teraz czytam
    18
  • Średniowiecze
    9
  • Bizancjum
    5
  • Historyczne
    5
  • Starożytność
    4
  • Chcę w prezencie
    3

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Bizancjum


Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne