rozwińzwiń

Sztuka noszenia masek

Okładka książki Sztuka noszenia masek Hubert Fryc
Okładka książki Sztuka noszenia masek
Hubert Fryc Wydawnictwo: JanKa literatura piękna
212 str. 3 godz. 32 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
JanKa
Data wydania:
2021-11-25
Data 1. wyd. pol.:
2021-11-25
Liczba stron:
212
Czas czytania
3 godz. 32 min.
Język:
polski
ISBN:
9788362247820
Tagi:
powiescpsychologiczna rodzina twórczość trauma przeznaczenie prozapolska prozawspółczesna
Średnia ocen

7,4 7,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Nowa Fantastyka 414 (03/2017) Ray Bradbury, Hubert Fryc, Marcin Jamiołkowski, Rich Larson, Łukasz Malinowski, Redakcja miesięcznika Fantastyka
Ocena 6,6
Nowa Fantastyk... Ray Bradbury, Huber...
Okładka książki Nowa Fantastyka 386 (11/2014) Igor Awilczenko, John Barnes, Hubert Fryc, Piotr Górski, Theodora Goss, Redakcja miesięcznika Fantastyka, Julia Zonis
Ocena 6,3
Nowa Fantastyk... Igor Awilczenko, Jo...
Okładka książki Szortal na wynos #19 lipiec 2014 Bartłomiej Balcerzak, Krzysztof Baranowski, Bruce Boston, Aleksandra Brożek, Mateusz Cioch, Justyna Czerniawska, Aleksander Daukszewicz, Maria Dunkel, Hubert Fryc, Ewa Grim, Jarosław Grzędowicz, Anna Klimasara, Grzegorz Kopiec, Paulina Kuchta, Aleksander Kusz, Agnieszka Kwiatkowska, Jakub Lizak, Agata Matusewicz, Damian Dawid Nowak, Karol Pajdak, Grzegorz Paterka, Hubert Przybylski, Robert Rusik, Maciej Rybicki, Rafał Sala, Marek Ścieszek, Redakcja Szortal.com, Szymon Teżewski, Jeff Vander Meer, Jason Verch, Dawid Wiktorski, Jacek Wilkos, Clint Wilson, Jakub Winiarski, Justyna Wiśniewska, Damian Zdanowicz
Ocena 8,3
Szortal na wyn... Bartłomiej Balcerza...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,4 / 10
27 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
899
854

Na półkach:

Najpierw oglądnęłam rozmowę z autorem i sięgając po książkę miałam nadzieję m że zrobi na mnie tak samo duże wrażenie jak wypowiedzi Huberta Fryca . Niestety , tak się nie stało. Początek był bardzo obiecujący, ale dalsza fabuła tak boleśnie podobna do współczesnej ekshibicjonistycznej literatury , tak schematyczna powtarzalna w opisie rzeczywistości, tak nieodkrywcza w obserwacji zjawisk społecznych, tak powielająca kalki zrzucania odpowiedzialności na rodziców.... Hubert Fryc mówił w wywiadzie, że początkowo chciał stworzyć "złego bohatera" a potem trochę się to zmieniło. I niestety jego bohater jest tylko odnoszącym sukcesy , egotycznym człowiekiem, któremu łatwiej obwiniać swoje dzieciństwo i "wyrzygiwać " się poprzez literaturę niż zmierzyć się z prawdziwą terapią .

Najpierw oglądnęłam rozmowę z autorem i sięgając po książkę miałam nadzieję m że zrobi na mnie tak samo duże wrażenie jak wypowiedzi Huberta Fryca . Niestety , tak się nie stało. Początek był bardzo obiecujący, ale dalsza fabuła tak boleśnie podobna do współczesnej ekshibicjonistycznej literatury , tak schematyczna powtarzalna w opisie rzeczywistości, tak nieodkrywcza w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
0
0

Na półkach:

„Sztuka noszenia masek” Huberta Fryca to historia chłopca, chłopaka, dorosłego mężczyzny „narodzonego z ojca alkoholika” i narodzonego z samotności. Pokoleniowa rodzina, gdzie każdy mierzy się ze swoim losem albo tylko wypełnia coś, co jest z góry zaplanowane i przesądzone. To pajęczyna powiązań między bohaterami i zdarzeniami. To książka o skomplikowanych relacjach rodzinnych i bezustannym poszukiwaniu prawdy o sobie.

Poznajemy głównego bohatera na różnych etapach jego życia – jako małego chłopca, ucznia szkoły podstawowej, później ucznia liceum, studenta prawa i w końcu dorosłego mężczyznę. Widzimy jak zbiera zło świata, w jakim przyszło mu żyć i próbuje to zło zrozumieć, oswoić, przetrawić, a może oddać innym. Sam o sobie z czasem mówi: „Nic mi nie było i było mi wszystko, bo byłem synem mężczyzny o szalonych oczach i słabej kobiety, i wnukiem zimnego skurwiela, i chorej babusi. Nic mi nie było i było mi wszystko”.

Mały chłopiec, (choć może trzeba by powiedzieć, taki mały-stary),nie mając oparcia w dorosłych, znajduje powiernika w postaci psa Brutusa. Czworonogi przyjaciel staje się jego całym światem, ucieczką od problemów i jedyną radością. To jemu zdaje relację ze swojego życia, opowiada, co mu się przydarzyło i co czuje. W nim znajduje ciepło i oparcie, a raz zdobyte, ogrzewają go nawet po jego śmierci. Przez wiele jeszcze dni chodzi na jego własnoręcznie wykopany kopczyk, aby kontynuować spowiedź, dzielić się swoimi przemyśleniami. Mówi mądre i dojrzałe słowa jak na tak małego chłopca.

„...żadna śmierć nie jest przypadkowa, tak jak narodziny nie są po prostu ślepym trafem. (…) Nic nie idzie na marne. Ani twoje życie, ani moje, ani życia twoich bliskich, ani nawet życie mojej smutnej matki i szalonego ojca, i babci, która zapomniała, że jest babcią i że jest kimkolwiek, ani dziadka, zimnego i niedostępnego”.

Przejmujące porównanie swoich bliskich do kuli u nogi, która uwiera, człowiek się od niej uzależnia i nie może ruszać swobodnie spod krępujących go więzów, nie może żyć.

Taka kula w postaci matki, wiecznie zapłakanej, którą zepsuł „ciągle pijany ojciec”, nieumiejącej cieszyć się i radować (tak jakby za szczęściem stało coś złego),wszystko robiącej na „pół gwizdka”. Rodzi się od razu pytanie, dlaczego jej męczeństwo jest ważniejsze niż zadbanie o zdrowie psychiczne syna? Można ją tłumaczyć, że nie umiała inaczej jak tylko biernie trwać i skupić się na łzach, ale można też nie rozumieć łez, które tak ukazane, wcale nie powodują zrozumienia, że „ze łzami się nie dyskutuje”. Syn też tego zrozumienia nie ma. Biernie je przyjmuje.

Niezwykle ciekawe są metafory u Fryca, których nagromadzenie neutralizuje trudną historię. Tak jak jest zło musi być i dobro, jak jest pamięć musi być i zapomnienie. Tylko gdzie mieszka nadzieja?

„Miasto Chorych Dusz”

„Miasto Porzuconych Ludzi”

„Nigdy Niedokończony Dom”

Taki „Nigdy Niedokończony dom” – jest określeniem dla pustostanu, który w książce nie jest odrażającym straszydłem budowlanym a wyobrażeniem jedynego domu, tego prawdziwego, w którym nigdy nie jest zimno. Jest marzeniem małego chłopca. Do takiego domu chciałoby się wracać. Inaczej dom rodzinny, w którym dwa inne domy mają swoją przestrzeń złożoną z pokoju, łazienki i kuchni. Mieszkając w trzyosobowej rodzinie, można żyć pod jednym dachem, a jakby osobno. W takim domu „Dzień dobry” i „Dobry wieczór” nie wybrzmiewają. Gości w nim smutek, samotność, izolacja. Domownicy, jak spuszczone ze sznurków kukiełki, przemykają do swojego świata by z nowym dniem znów dobrze zagrać swoje role.

Różne role przyjmujemy w rodzinie. Rodzina materializuje się w konkretnych członkach rodziny i w wydarzeniach, jakie im się przytrafiają, skupia przeszłość i przyszłości. Rodzą się pytania: Ile mamy wpływu na swoje życie? A może niesie nas przeznaczenie? Czy można odciąć się zupełnie od przeszłości, od której otrzymaliśmy w spadku bagaż cech i nawyków? A co z wyborem dziecka, czy ono też je ma? Odnoszę wrażenie, że Hubert Fryc, jak co najmniej znawca psychologii, przedstawił nam rolę samotnego bohatera, jedynaka, który sam musi zmierzyć się z życiem. Musi trwać w tym życiu, w takiej rodzinie, ale też poszukuje alternatywnego świata. „Chęć startu od zera jest niewyobrażalnie kusząca. Palisz mosty, zaczynasz zapisywać czystą kartkę…”.

Bohater Fryca jak w ciągu narkotykowym, szuka wszelkiej możliwości wygadania się, wyrzucenia z siebie dręczących go myśli. Szuka i znajduje, a gdy już jedna czy druga forma nie wystarcza, szuka dalej. Sam nie umie słuchać innych, nie jest tym zainteresowany. Przebywając wśród ludzi skupionych na sobie, staje się ich lustrzanym odbiciem. Przemyka do swojego pokoju i tam buduje świat na spisanych kartkach pamiętnika, w listach pisanych do osoby, równie „innej” jak on sam siebie postrzega. Próbuje się przyjaźnić, próbuje kochać i te próby tak pokazane przez autora są niezwykle ciekawe, takie nieoczywiste.

Z jednej strony szuka wsparcia i ciepła dla towarzyszącego mu przez cały czas przejmującego ciało i duszę zimna, a z drugiej nie dopuszcza do siebie zmiany wyjścia z narzuconych reguł gry. Uważa, że „…wiedzieć o kimś wszystko, to zdecydowanie za dużo (…) …nikomu nie powinno się pozwalać wejść sobie do głowy, choćby się nie miało niczego do ukrycia. Bo to sfera najprywatniejsza. Tam w środku mieszka prawdziwa nagość i obezwładniający wstyd, i wszystko, co najpiękniejsze, i wszystko, co najbrzydsze”.

„Nikt mnie tego nie nauczył „; „Bo tak mnie nauczono” - powtarza raz za razem słowa „wytrych” bezimienny bohater. Mam wrażenie, że Fryc celowo uczynił taki zabieg, aby każdy sam mógł wstawić tu odpowiednie imię. Bo, mimo że książka dotyczy problemu alkoholowego i wszystkich związanych z tym konsekwencji, to spokojnie można przenieść treści na inne nałogi i problemy, jakie spotykamy na swojej (lub kogoś nam znanego) drodze. Mamy tu do czynienia z negliżem bohatera, z portretem psychologiczny dziecka zaniedbanego emocjonalnie przez dorosłych. Autor pokazując czytelnikowi wszystkie zakładane przez bohatera świadomie i podświadomie maski, uczynił swego rodzaju wiwisekcję, w której każdy może zobaczyć siebie z drugiej strony. Jest tu prawda w najczystszej postaci, lustro duszy człowieka.

Zaskoczył mnie Hubert Fryc, dając swojemu bohaterowi możliwość wygadania się na głos przed obcymi ze swojego życia, swoich planów i wylania wszystkich ciemności duszy. Jak w pisanie o traumach z dzieciństwa i koszmarze życia w destrukcyjnej rodzinie łatwo mi uwierzyć, tak odwaga słowa mówionego mnie zaskoczyła. Przyjmuję, że przed obcymi może być łatwiej się wygadać, bo obcy przyjmują słowa tak jak słyszą, a jak już zadają pytania, to one mogą być odkrywcze dla opowiadającego. Tu wszystkie maski można zdjąć, bo za chwilę obcy będzie jeszcze bardziej obcy, bo nieobecny.

„Życie jest jak jazda pociągiem”. Dorosły bohater znajduje zapomnienie w pisaniu, które początkowo traktuje jak terapię. Odkrywa, że w pociągu pisze mu się najlepiej. Ma wtedy najlepsze pióro. Pisze książki, jedna za drugą. Na pustych kartkach może się wygadać, wylać wszystko co go trapi, pisać między innymi o ludziach złamanych przez tragedie domowe. To pisanie traktuje jak przyjaciela, sprawia mu nawet radość( swoją drogą, ciekawie ukazane studium dla piszących).

Ale jest też lustro, w którym przegląda się każdego dnia…i co tam widzi?

„Sztuka noszenia masek” przeznaczona jest dla czytelnika, który nie boi się trudności i niewygodnych tematów, który stawia pytania i szuka odpowiedzi, który nie odwraca głowy przy pierwszej niewygodnej treści. Trochę wygląda to tak, jakby główny bohater otworzył przed nami swoją książkę życia i powiedział – czytaj. I czytasz, ale nie dla samego czytania, ale dla zrozumienia. Czytając tę książkę, nie da się przyjąć żadnej maski - jesteśmy my i słowa autora. Niejeden kadr z życia bohatera nas dotyka i chcemy wiedzieć jak to jego życie potoczyło się dalej. Słowo kadr bardzo tu pasuje, bo książka aż prosi się o scenariusz, gdzie w klimacie filmów Krzysztofa Kieślowskiego, ktoś ukazałby świat walki człowieka z przeznaczeniem, jego upadki, dźwiganie się z kolan i szukanie (wręcz filozoficzne) sensu życia.
Książka nie jest gruba, bo zaledwie na 206 stronach mamy dobrze skrojoną historię podzieloną na dwie części - na czas przyjmowania życia takiego, jakie się dostało, próbę poradzenia sobie z nim i czas odnalezienia się w swojej przyszłości. W książce nie ma ani jednego zbędnego zdania. Dużo tu za to przecinków, które dają chwilę wytchnienia na prawidłowy odbiór trudnych, pełnych emocji słów. To chyba Mariusz Szczygieł powiedział na jednym ze spotkań z czytelnikami - „…tyle czytamy…a ile z tych książek w nas zostaje, ile zapamiętujemy?". Fryc tak przedstawił swojego bohatera, że nie da się o nim zapomnieć. Wszystkie swoje postacie nakreślił bardzo wyraziście.

„Każdy człowiek na świecie, nosi w sobie jakieś braki i jakąś pustkę”

„Ktoś jest piękny na zewnątrz, a w środku zgliszcza (…),ktoś w środku jest piękny, a na zewnątrz wybrakowany…”

Nie ukrywam, że były momenty, że nie lubiłam głównego bohatera, bardzo mi się nie podobały jego ciągłe słowa "wymówki". Ale nie mogę powiedzieć, aby mnie męczyło jego ciągłe narzekanie na świat i mówienie tylko o sobie. Chciałam go zrozumieć. Musiałam w pewnym momencie przyjąć swego rodzaju dystans, tak jak się czyta biografię kogoś znanego, by móc dostrzec więcej. Nie raz miałam wrażenie, że czytam współczesną wersję bajki Andersena „Dziewczynka z zapałkami”, tylko tu głównym bohaterem był chłopiec. Raz czułam się jak obca, raz jak najbliższy przyjaciel. Raz wściekałam się na bohatera za jego zimno i wyrachowanie a raz tłumaczyłam jego postępowanie bo czy to jego wina, że zimno przyciąga zimno a ból przyciąga ból? Jak w kołowrotku bez wyjścia. „…zgrzeszyłem myślą, uczynkiem i zaniedbaniem, ale czy to moja wina? (…),no, bo przecież gdyby ojciec, gdyby matka, albo gdybym ja wtedy wiedział (…). Szukamy pocieszenia, usprawiedliwienia. Odpychamy grzechy, szukamy sojuszników w drodze na manowce”.

Książka Huberta Fryca ze mną rozmawiała, stawiała mi pytania, które nasuwały się w trakcie czytania by na kolejnych swoich kartach wskazać mi odpowiedzi. Może, dlatego, że odbierałam słowa autora, przez pryzmat ostatnio przeczytanych książek, które wkradały się tu zupełnie podstawnie. Mamy tu Kraków, życie i pisanie w pociągu i wiele snujących się cieni i przemilczeń między „Szczelinami” jak u Szostaka. Jest trochę Nataszy Socha z opowiadania „Pokraka”, gdzie główna bohaterka raz za razem mówi, że „nie kocha swojej matki”. Znalazłam też odpowiedź na pytanie postawione przez Mariusza Szczygła: „…, czy nie ma?”. Niesamowite to ostatnie, bo przecież odpowiedź w innym kontekście niż zamierzony. Czułam tu wiele lęków, czającej się mroczność, z każdą kolejną przewracaną stroną, jak w filmie „Szadź” czy „Belfer”. I to, co mnie najbardziej zaskoczyło – znalazłam w tej książce prawdę, której nie spotkałam nigdy wcześniej w żadnej książce, poruszającą problematykę alkoholizmu w rodzinie. Najbrutalniejsza prawda widziana z punktu widzenia dziecka, dorastającego chłopca i dorosłego mężczyzny.

„…czuć to trochę więcej niż wiedzieć…” - tak mnie nauczono…

PS

„Pociąg relacji Suwałki – „Miasto Chorych Dusz”. Młody mężczyzna opowiada swoje życie. Właściwie to wyrzuca z siebie osobiste słowa przed obcymi ludźmi. Czuć, że płyną prosto z serca, tak jakby wraz z jego słowami, opadły wszystkie maski, które zakładał przez całe życie. Obcym łatwiej jest powiedzieć wszystko. Obcy nie zadają pytań. Obcy nie dają rad jak bliscy, którzy sprawdzają czy już wszystko jest dobrze. Obcy rozumieją. Obcy wysłuchają i zaraz zapomną. Wszystko zostanie w niepamięci za zamkniętymi drzwiami pociągu wieńczącego metę podróży. Obcy…

Obca kobieta w średnim wieku słucha chłopaka, a jej myśli wędrują do czerwonego pamiętnika, który zostawiła na biurku, zupełnie na wierzchu, bez okrycia, bez maski bezpieczeństwa, a tam przecież…

***
Dom dziadków …Mała dziewczynka, ale umiejąca już czytać. Druga dziewczyna Duża, prawie dorosła. Duża lubi sprzątać, ciągle przegania Małą z kąta w kąt, aby jej nie przeszkadzała. Mała w tych wysprzątanych kątach znajduje, białe pogięte karteczki, zapisane niebieskim długopisem. To spisane grzechy Dużej. W punktach. Wiele tych punktów. Mała nie rozumie, ale czuje, że to tajemnica. Co tydzień kolejna, pognieciona karteczka i tak przez całe wakacje. Mała zbiera te karteczki, wkłada do książki, aby je wygładzić, wyprostować…

***

Mała idzie do Pierwszej Spowiedzi. Mówi słowa… wygładzone, wyprostowane…”

„Sztuka noszenia masek” Huberta Fryca to historia chłopca, chłopaka, dorosłego mężczyzny „narodzonego z ojca alkoholika” i narodzonego z samotności. Pokoleniowa rodzina, gdzie każdy mierzy się ze swoim losem albo tylko wypełnia coś, co jest z góry zaplanowane i przesądzone. To pajęczyna powiązań między bohaterami i zdarzeniami. To książka o skomplikowanych relacjach...

więcej Pokaż mimo to

avatar
5
2

Na półkach:

Moje pierwsze zerknięcie z literatura tego autora. Poruszająca, głęboka opowieść o poszukiwaniu siebie, zatraceniu, o próbie zmierzenia się z przeznaczeniem. Fenomenalnie poprowadzone zakończenie, które pozostawiło mnie w literackiej sytości. Stawiam najwyższą notę.

Moje pierwsze zerknięcie z literatura tego autora. Poruszająca, głęboka opowieść o poszukiwaniu siebie, zatraceniu, o próbie zmierzenia się z przeznaczeniem. Fenomenalnie poprowadzone zakończenie, które pozostawiło mnie w literackiej sytości. Stawiam najwyższą notę.

Pokaż mimo to

avatar
243
173

Na półkach:

Napradę niezła ksiązka, udało mi sie przeczytać jednym tchem , nie nudziłam się , mocna .

Napradę niezła ksiązka, udało mi sie przeczytać jednym tchem , nie nudziłam się , mocna .

Pokaż mimo to

avatar
424
137

Na półkach:

Kiedy główny bohater był młodym chłopcem, on i jego matka uciekli od ojca i męża alkoholika. Ich nowym domem stał się dom dziadka protagonisty, a ojca jego matki. Chłopiec jest zamknięty w sobie, nie potrafi nawiązywać znajomości, a jego jedynym spowiednikiem jest ukochany pies Brutus. Przeżycia z dzieciństwa i trauma jaką spowodował ojciec mocno na niego wpływają. Przede wszystkim obawia się, że stanie się swoim ojcem bo jak sam mówił ojciec miał szaleństwo w oczach i on również to szaleństwo ma. Jego drugą główną maksymą w życiu było, że wszystko jest z góry ustalone, a my jako ludzie nie mamy na nic wpływu, będąc jedynie aktorami w przedstawieniu zwanym życiem. Pod to wszystko buduje swoje życie i relacje. Przede wszystkim jego samotność odbija się w jego potrzebie spowiadania się innym. Lubi być sam ale szuka ludzi, którzy będą go słuchali. Jedną z takich osób zostaje bibliotekarka Hanna, z którą nawiązuje bliższą relację. Cała książka jest w zasadzie wewnętrzną walką pomiędzy wiarą w z góry ustalony los, a próbą wybicia się z tego schematu.

Głównego bohatera nie da się niestety lubić. Można mu współczuć ale ja nie poczułam do niego sympatii. Jego przeżycia sprawiły, że stał się egoistyczny, zgorzkniały i przekonany o własnej wyjątkowości i wyższości. Ludzi z którymi się stykał traktował z góry i szukał tylko takich, którzy będą chcieli słuchać jego wyznań, samemu ignorując ich potrzeby. Rozumiem jednak, że przeżycia z dzieciństwa sprawiły, że stał się takim człowiekiem, a on sam próbował z tym walczyć.

Książka również pokazuje jak ludzie potrafią zmieniać siebie i swoje oblicza w zależności od sytuacji, nosząc właśnie wspomniane tytułowe maski.

Kiedy główny bohater był młodym chłopcem, on i jego matka uciekli od ojca i męża alkoholika. Ich nowym domem stał się dom dziadka protagonisty, a ojca jego matki. Chłopiec jest zamknięty w sobie, nie potrafi nawiązywać znajomości, a jego jedynym spowiednikiem jest ukochany pies Brutus. Przeżycia z dzieciństwa i trauma jaką spowodował ojciec mocno na niego wpływają. Przede...

więcej Pokaż mimo to

avatar
951
871

Na półkach: , , , ,

"Wstყd to ρraᥕ­dzι­ᥕყ roz­ρᥙsz­ᥴzaᥣ­ᥒιk grzᥱ­ᥴhóᥕ"

Strach, nieufność, samotność.
Autor świetnie oddaje wszystkie te uczucia, które kotłują się w głowie głównego bohatera.

Któż z nas nie zakłada maski?
Kto z nas zawsze jest sobą, bez względu na okoliczności i towarzystwo?
...
Czas rzucić maski, bo żadna maska nie sprawi, że staniemy się kimś innym.

Bardzo dobra proza.
Polecam serdecznie.

"Wstყd to ρraᥕ­dzι­ᥕყ roz­ρᥙsz­ᥴzaᥣ­ᥒιk grzᥱ­ᥴhóᥕ"

Strach, nieufność, samotność.
Autor świetnie oddaje wszystkie te uczucia, które kotłują się w głowie głównego bohatera.

Któż z nas nie zakłada maski?
Kto z nas zawsze jest sobą, bez względu na okoliczności i towarzystwo?
...
Czas rzucić maski, bo żadna maska nie sprawi, że staniemy się kimś innym.

Bardzo dobra...

więcej Pokaż mimo to

avatar
50
46

Na półkach:

Bohatera powieści nie poznajemy z imienia i nazwiska, dowiadujemy się tylko tego, co chce o sobie powiedzieć. Jego wyznanie raz przypomina list, innym razem spowiedź, a treść jest pierwszoosobową relacją z najważniejszych wydarzeń życia; dotyczy dzieciństwa, przyjaźni, stosunków z członkami rodziny, znajomymi, kobietami, wreszcie z czytelnikami. Zwierzenie ostatecznie przybiera kształt powieści człowieka, który wiele przeżył, uznał własne doświadczenie za wyjątkowe, stał się autorem bestsellerów, więc tym samym czuje się namaszczony na mentora. Pytanie, czy w którymś momencie swojego życia - i opowieści - czuje satysfakcję, czy że w efekcie należy do elity ludzi spełnionych, szczęśliwych.
Hubert Fryc konstruuje go jako swego rodzaju prowokację. Szczęśliwy? Nieszczęśliwy? Spełniony? Niespełniony? Upokorzony, ale i upokarzający, żeby odreagować to, czego doświadczył sam? Historia się rozwija, ale opiera na cyklicznych powtórzeniach, świadczących o tym, że jakiś wewnętrzny głód zemsty pozostaje niezaspokojony. W wywiadzie autor wyznaje, że chciał stworzyć i pokazać człowieka złego. Pewnie dlatego w trakcie opowieści dzieje się tak, że im bardziej bohater utwierdza się w swoim mentorstwie, tym mocniej wystawia na próbę empatię wnikliwego czytelnika.
Napisany kunsztownie i precyzyjnie utwór Fryca wwierca się w mózg tym skuteczniej, im czytelnik jest wrażliwszy na literackość. Opowieść jest wirtuozowska, skonstruowana perfekcyjnie jako zwierzenie. Uwodzi transowy, emocjonalny styl, klimat otwartości, stopniowego wtajemniczania w zło, bezwstydnej szczerości w odsłanianiu ciemnych zakamarków duszy, których korzeniem jest pragnienie sprzeczne z naszą tradycją, naruszające kulturowe i religijne tabu - pragnienie zabicia ojca. Ojca jako człowieka, który spłodził, dał życie - to jasne i oczywiste, organizujące warstwę dosłowną i napięcie w opowieści. Ale też ojca jako uosobienia ważnych wartości, figury symbolicznej, obrośniętej w naszej kulturze wieloma znaczeniami, o których pisać aż strach i wstyd.
Jeśli czytelnik uwierzy, że ojciec jest potworem - bo na takiego wygląda w oczach syna, na takiego został przez niego wykreowany - to i w nim zrodzi się bunt i pełna solidarność z bohaterem skrzywdzonym przez los-przeznaczenie-urodzenie-wychowanie. I ugruntuje się przekonanie, że wolność można odzyskiwać tylko przez założycielskie okrucieństwo, przez zniszczenie tego, co się uznaje za ograniczenie.
Autor jednak tworzy sceny i zdarzenia, które są przeciwwagą, co sprawia, że wymowa opowieści staje się oksymoroniczna. Żeby nie zdradzać zbyt wiele, wspomnę tylko o opowieści matki, która przyznaje się do nielojalności względem syna, reakcji słuchaczy w pociągu czy powtarzalnej wspinaczce i noclegu pod drzwiami pewnego mieszkania w Suwałkach, rodzinnym mieście, puentującej epizod upodobniania się do ojca.
Dlatego w czytelniku uważnym musi się zrodzić dystans do mentorstwa

Bohatera powieści nie poznajemy z imienia i nazwiska, dowiadujemy się tylko tego, co chce o sobie powiedzieć. Jego wyznanie raz przypomina list, innym razem spowiedź, a treść jest pierwszoosobową relacją z najważniejszych wydarzeń życia; dotyczy dzieciństwa, przyjaźni, stosunków z członkami rodziny, znajomymi, kobietami, wreszcie z czytelnikami. Zwierzenie ostatecznie...

więcej Pokaż mimo tovideo - opinia

avatar
1562
1544

Na półkach:

Część z nas wierzy, że nasze działanie, nasze aktywności, podejmowane decyzje, mają realny wpływ na naszą przyszłość. Poczucie sprawstwa daje siłę, pozwala wzrastać w wierze, że człowiek jest w stanie kształtować swój los, że miejsce, w którym się w danym momencie znajdujemy, to wynikowa naszych starań, że to my jesteśmy kowalami swojego losu. A jeśli coś idzie źle, wówczas możemy zawsze stwierdzić, że nie staraliśmy się zbyt mocno i zintensyfikować działania, albo nawet zmienić obraną drogę.
Są też osoby, które zdecydowanie wolą wierzyć, że jesteśmy zaledwie trybikami w maszynie życia, zaś patrząc na naszą egzystencję z perspektywy czasu - że przypomina ona raczej występ w teatrze lalek. Tak ujmując naszą sytuację, stajemy się niemal bezwolnymi kukłami, a cokolwiek byśmy zrobili (lub nie zrobili),to i tak znajdziemy się w danym miejscu i czasie. Coś bowiem nami steruje, a niezależnie od tego, czy nazwiemy to boskim planem, karmą czy też siłą wyższą, to tak naprawdę zwalniamy się nie tylko z konieczności działania, ale też z odpowiedzialności za ewentualną aktywność.
Tak właśnie robi bohater powieści pt. „Sztuka noszenia masek”, autorstwa Huberta Fryca. Opublikowana nakładem Wydawnictwa JanKa książka, to refleksyjna, ale i wstrząsająca opowieść, która zżera nas niczym robak, przewierca się przez nasz umysł i serce, prowokuje do zadawania pytań i poszukiwania odpowiedzi. To powieść będąca jednocześnie osobistą historią, spowiedzią, wiwisekcją, a jednocześnie pewną drogą, zarówno drogą życia, jak i drogą do swojego prawdziwego Ja. To wreszcie książka o skomplikowanych relacjach rodzinnych, o przemocowych związkach, o trwaniu u boku oprawcy, o DDA i o schematach powielanych pomimo strachu i wstydu.
Bohater powieści jest właśnie takim Dorosłym Dzieckiem Alkoholika, który doświadczył w domu wszystkiego, czego żaden człowiek doświadczyć nie powinien. Spirala picia i agresji po wypiciu stała się pętlą, która zaciskała się wokół szyi chłopca i jego bezwolnej, depresyjnej matki coraz mocniej. Aż dziw, że w pewnej chwili kobieta postanowiła odciąć się od tego wszystkiego i uciec z jedenastoletnim wówczas bohaterem do swojego ojca. Ale fizyczny dystans dzielący ofiarę i oprawcę to złudzenie, bardziej liczy się związek emocjonalny, swego rodzaju uzależnienie, które staje się determinującym czynnikiem upadku.
Im bardziej upada matka bohatera, pogrążając się w swoim świecie, tym bardziej wzrastać musi bohater, choć droga do złudnej wielkości jest długa i kręta. On jest jednak cierpliwy, znosi wszystko bez słowa, dorastanie z agresywnym alkoholikiem nauczyło go wiele, „wdrukowało” w niego pewien wzorzec zachowań. Milczenie i cierpliwość – trzeba mieć jej dużo, by w ciszy czekać na kolejny ruch przeciwnika, na potencjalny cios. W szkole bohater wygrał, nie tylko intelektualnie przewyższając rówieśników, ale również emanując tajemnicą oraz grozą. Dalszy wybór szkoły był zaledwie wypadkową pewnych zdarzeń i faktów – według bohatera takie rzeczy nie mają przecież znaczenia, bowiem nasz los jest z góry przesądzony. Teorię tę potwierdza jeszcze widok w lustrze – ilekroć bohater spogląda na swoje odbicie, widzi to kim się staje, widzi szalone oczy swojego ojca, a docelowo, nawet jego samego.
Mimo wszystko jednak pewne działania świadczą o tym, że nie do końca poddaje się on woli przeznaczenia. Książki, które pozwalają bohaterowi odnieść sukces, są pewną formą oczyszczenia się z brudu, a zatem… wyzwolenia? Podobnie jak próby bycia w związkach, choć nieudane, to jednak są przejawem człowieczeństwa. Wbrew temu, na jakiego potwora usiłuje kreować się bohater. W trakcie lektury zapominamy bowiem, że mamy do czynienia z powieścią, a co więcej – zaczynamy mieć wątpliwości, czy to powieść rzeczywiście, a nie spowiedź. Jedno jest pewne, ma ona działanie terapeutyczne, a jeśli nawet nie jesteśmy do końca przekonani, jak wpływa ona na bohatera, to doskonale czujemy, jak mocno wpływa ona na nas. Kto wie, być może pod jej wpływem zdecydujemy się nawet na zdjęcie masek?

Część z nas wierzy, że nasze działanie, nasze aktywności, podejmowane decyzje, mają realny wpływ na naszą przyszłość. Poczucie sprawstwa daje siłę, pozwala wzrastać w wierze, że człowiek jest w stanie kształtować swój los, że miejsce, w którym się w danym momencie znajdujemy, to wynikowa naszych starań, że to my jesteśmy kowalami swojego losu. A jeśli coś idzie źle, wówczas...

więcej Pokaż mimo to

avatar
6142
3443

Na półkach:

„Myślałem o tym, że życia ludzkie bywają do siebie bardzo podobne i układają się w schematy, we wzory i szablony. Jakbyśmy wcale nie przeżywali indywidualnych, pojedynczych losów, ale trwali posortowani, połączeni niewidzialnymi nićmi, zaszufladkowani: grupa ludzi o życiu dobrym albo niedobrym, tragicznym, perfekcyjnym, popsutym, ojciec potwór, matka chora, babka chora, dziadek chory -albo na abarot, ojciec silny i sprawiedliwy, matka silna i ciepła, i babka dobra jak chleb, i dziadek normalny, zwyczajny, siwy i mądry, i poukładany, i służący radą”.
Człowiek to istota społeczna – od starożytności przekonują nas filozofowie. Współczesność przyniosła też spostrzeżenie, że ludzie grają w różne gry i noszą maski, odgrywają role w teatrze życia codziennego. Czy będąc częścią społeczeństwa i jej produktem można czuć się samotnym? Oczywiście. Inną kwestią jest poziom i długość trwania tej samotności, a raczej poczucia osamotnienia, bo pozornie możemy znajdować się wśród wielu ludzi. Mogą być wokół nas tłumy, a my i tak możemy czuć pustkę i bezgraniczne zimno, którego nikt nie będzie potrafił zrozumieć. Czy odgrywane role mogą unieszczęśliwiać? Czy można nosić inne maski, skryć siebie, swoje uczucia pod maską sukcesu i silnego człowieka? Czy małe, bezbronne dziecko może przeżyć metamorfozę i obrosnąć w pancerz nie do przebicia? Zdecydowanie tak. To udowadnia nam bohater książki Huberta Fryca „Sztuka noszenia masek”.
Maski w naszej kulturze to z jednej strony przedmiot pozwalający ukryć prawdziwą twarz, odgrywać rolę, poddawać otoczenie złudzeniom, ale z drugiej pozwalająca na wchodzenie w role społeczne, naturalne przyjmowanie ich, wyobrażenie o powinnościach. I właśnie o tych dwóch skrajnych pojęciach jest historia wykreowanej przez Huberta Fryca postaci, bohatera, który w pewien sposób jest bezimiennym Everymanem będącym DDA mówiącym o sobie: „byłem synem mężczyzny o szalonych oczach i słabej kobiety, i wnukiem zimnego skurwiela, i chorej babusi”. W chodzimy w świat alkoholizmu i jego skutków. W literaturze często widzimy zapijanie problemów, jako coś normalnego. Promowanie w ten sposób alkoholizmu, w kraju, w którym każdą okazję wykorzystuje się do napicia. A piją wszyscy i wszędzie: uczniowie, studenci, robotnicy, intelektualiści, emeryci. Pije się z radości, ze smutku, żeby oblać sukces lub niepowodzenie, narodziny, chrzciny, wesela, śmierć, przed wizytami w przybytkach kultu, po wizytach. Pije się dużo i często. I właśnie obraz takiego pijącego ojca wyłania się ze wspomnień bohatera. Alkohol wyzwala w nim demona pastwiącego się nad bliskimi, osobę, której nie można kochać tylko nienawidzić: „Niemiałem wątpliwości, że temu potworowi należy się śmierć. Ale czasami życie jest większą karą, straszniejszą, bo trwa w najgorsze, bo łaje i sprawia, że każdy dzień to biczowanie, niesienie krzyża”.
Widzimy przestraszone dziecko, znękaną i pobitą matkę, która ma tak niskie poczucie własnej wartości, że nie ma siły uciekać, a jednak w końcu odważa się. Zmiana miejsca zamieszkania nie przynosi wielkiego przewrotu. Zamieszkują u dziadków: alkoholika i „esbeka z powołania” oraz chorej na alzheimera babcię. Do tego zniszczona, wyssana matka z depresją, łkająca za drzwiami swojej sypialni:
„Ciekawe, myślałem, patrząc przez okno toczącego się pociągu, ilu jest na świecie ludzi takich jak mama. Przeżutych, wyżętych z życia. Niby zdrowych, bo serce sprawne i głowa sprawna, i całe ciało w dobrym stanie -ale przecież konwencjonalne badania, wykresy, wymazy, prześwietlenia i rezonanse tak mało mówią o człowieku, więcej zaciemniają. Gdzie indziej przebiega linia dzieląca zdrowego od niezdrowego, silnego od słabego. Można mieć nowotwór i być silnym, a można być okazem zdrowia i żyć jak cień człowieka. I to ojciec tak wyżął matkę, jak szmatę. Popsuł ją na całe życie, zwichrował, rozstroił”.
Znajdujący się w trójkącie zajętych sobą dorosłych bohater musi sobie radzić sam, aby po latach podzielić się z nami swoją historią. Pierwszy rozdział to poniekąd wyłaniające się z mroków wspomnień okoliczności związane z wyjazdem z domu. Pewne rzeczy zapamiętane lepiej, inne słabiej. Pamięć potrafi płatać figle. A później jest już lepiej. Bohater staje na delikatnych, chudych nóżkach i uczy się kroczyć w nowym świecie, odnaleźć w nowych warunkach. Wie, że pozycję buduje się odpowiednią postawą, zaskoczeniem, siłą. Co on – mały, chudy, zaniedbany – może zrobić? Stopniowo zmieniać się. Ale tak, aby inni nie dostrzegli jego rośnięcia w siłę, aby już więcej nie musiał się nikogo bać, bo „Strach jest najgorszym wrogiem człowieka, bo krępuje ruchy”.
Pierwszoosobowa relacja początkowo przywodzi na myśl bitwę słabego ptaka z drapieżnikiem. Widzimy obraz bezbronnego chłopaka próbującego odnaleźć się w brutalnym świecie. Nie jest to łatwe. Zwłaszcza, że jest niższy, chudszy, a do tego nosi kiepskie ubrania. Patrząc na niego można by powiedzieć, że jest typowym dzieckiem z patologicznej rodziny i nie ma, co wróżyć mu sukcesu. Zagubiony w świecie i wśród swoich myśli ma jednego przyjaciela, któremu może się zwierzyć: jest nim pies skutecznie zastępujący bliskość z krewnymi. Z tego mroku dzieciństwa, wyrasta coraz pewniejszy siebie młodzieniec, podstępny uczeń, który może nie jest gwiazdą sportu, ale za to potrafi dobrze kalkulować i negocjować oraz wykorzystywać posiadaną wiedzę. Zdobywa informacje, po których większość załamałaby się mówiąc „nawet mój przyjaciel mnie nie lubi”, a on wiedzę o jego słabościach wykorzystuje do zbudowania własnej pozycji, przywdziania maski przywódcy. Jednak to nie założenie jej jest ważne, ale umiejętność noszenia takiej maski.
Razem ze zmianą pozycji społecznej przychodzi inny tonu monologu. Z zahukanego dziecka narrator staje się moralizatorem pozującym na jednostkę silną i oceniającą ludzkie słabości. Mamy tu swoiste nawoływanie do zmiany życia, pokazanie, że można być silnym. Wystarczy tylko chcieć. A jeśli nie chce się podjąć trudu to jest się słabym, pełnym wad, bo tylko wyjątkowe jednostki są w stanie zapanować nad swoimi słabościami. Kojarzy Wam się to z czymś? I bardzo dobrze.
Opowieść Everymana DDA to pewnego rodzaju list-spowiedź osoby, która chce wyznać swoje winy, zrzucić ciężar błędów, podzielić się swoim sukcesem i upadkiem. Niektóre rzeczy ciągnące go w dół nie zależą od niego, są „kulami u nogi” stworzonymi przez otoczenie, danymi przez los, będącymi bagażem budującym osobowość. Nie może się ich pozbyć, bo to one sprawiły, że jest taki, jakim jest. W tym podejściu mamy dużą świadomość znaczenia każdego doświadczenia, istoty ciągłego trwania wszystkiego w ruchu. Jest w tym swoiste echo heraklitejskiego „panta rhei”: nie możemy dwa razy być tą samą osobą, nie możemy bez wcześniejszych wód być tą samą rzeką, bo osobowość to nie tylko to, co dane jest nam w teraźniejszości. Jest ona zakorzeniona w przeszłości, w relacjach i doświadczeniach z ojcem, matką, dziadkami, psem, rówieśnikami. Człowiek jest więźniem doświadczeń i skazany jest na oglądanie się w lustrze minionych rzeczy. Od niego tylko zależy czy będzie umiał też spojrzeć w przyszłość, bo nikt nie jest wolny od złych przeżyć, „każdy nosi w sobie jakiś brak i jakąś pustkę”.
Niby wiemy, że relacje opowiedziane są z perspektywy osoby dorosłej, więc też nieco wykrzywionej przez czas, wypaczonej przez słowa bliskich, podkreślone przez niedomówienia, ale sprawiają wrażenie żywych, namacalnych, dających nam wrażenie obserwowania i współuczestniczenia w złych wydarzeniach, przemianach. Towarzyszymy przestraszonemu chłopcu siedzącemu z podkurczonymi nogami, zaciśniętymi powiekami, by stopniowo towarzyszyć młodzieńcowi potrafiącemu rozpychać się silnymi barami w życiu. Dawnym wspomnieniom towarzyszy bieda, bylejakość, rozklekotany stary duży fiat, dom śmierdzący ciałami starych ludzi, później wkradającej się technologii. Lata 90 XX to czas brutalny, w którym posiadanie określa bycie, ale też świat szans dla wykluczonych i przedsiębiorczych, upartych, pracowitych. I taki jest też bohater. Obserwujemy jego zmianę z chłopca w silnego mężczyznę borykającego się z przeszywającym chłodem, który jest tu przejawem braku relacji społecznych, więzi z bliskimi, na których mógłby polegać. Każdy jest tu zajęty sobą, swoimi emocjami, problemami. Wydawałoby się, że może uratować go miłość, ale czy w świecie, w którym każdy ma swoją „kulę u nogi” jest to możliwe? Czy w świecie traum miłość jest możliwa? Czy związki są sumą wypadkową rozbieżnych interesów i kompromisów? Czy jesteśmy skazani na popełnianie błędów rodziców? Czy w świecie, którym rządzi kultura zapicia możliwa jest wolność?
Opowieść Huberta Fryca pełna jest metafor, porównań, obrazów, które mają nam pomóc lepiej wczuć się w skórę bohatera. Monolog okraszony w sugestywne scenki z życia sprawia, że czujemy się uczestnikami wydarzeń, współprzeżywającymi, bo możemy w jego doświadczeniach znaleźć wiele własnych, przypomnieć sobie świat, który minął, a stanowi część naszych dziecięcych i młodzieńczych wspomnień.
„Sztuka noszenia masek” to z jednej strony powieść inicjacyjna o dorastaniu, kolejnych inicjacjach, przeobrażeniach bohatera i historia narastającej samotności objawiającej się marznięciem. Ci, którzy mają dobre relacje z innymi nie marzną. Chłód wewnętrzny przejawia się jako ten dotykający człowieka z zewnątrz, a każde zimno może nas zabić. Także to wewnętrzne. A może zwłaszcza ono, bo jest nieuchwytne, niedostrzegalne dla innych, zabijające ukradkowo tak jak alkohol, który rozbija rodziny, niszczy nie tylko ludzi pijących, ale związanych z alkoholikami. Hubert Fryc pokazuje nam problem rozbitych rodzin, w których maltretowane fizycznie, psychicznie i ekonomicznie kobiety nawet po ucieczce od tyrana są wydmuszkami niezdolnymi do życia, bo wszystko, co dobre zostało z nich wyssane, a im pozostają tylko łzy, pustka, ciężar i konieczność radzenia sobie z samotnym macierzyństwem. Porusza też problem szukania tożsamości, naśladowania osób, które nienawidzimy, bo jesteśmy skazani na płynięcie w kierunku, w którym oni nas popchnęli. Pojawia się powtarzające pytanie o to, czy możemy się od tego uwolnić: „czy w nurcie przeznaczenia można płynąć pod prąd?”. Zwłaszcza, że: „Świat nie może być zbiorem przypadków, bo wówczas byłby nie do zniesienia. Byłby chaosem, workiem pełnym kosmicznych śmieci, dziurą na odpadki, zużyte przedmioty, idee i ludzi; byłby piekłem”.

„Myślałem o tym, że życia ludzkie bywają do siebie bardzo podobne i układają się w schematy, we wzory i szablony. Jakbyśmy wcale nie przeżywali indywidualnych, pojedynczych losów, ale trwali posortowani, połączeni niewidzialnymi nićmi, zaszufladkowani: grupa ludzi o życiu dobrym albo niedobrym, tragicznym, perfekcyjnym, popsutym, ojciec potwór, matka chora, babka chora,...

więcej Pokaż mimo tovideo - opinia

avatar
6020
1386

Na półkach: ,

Bohater „Sztuki noszenia masek” jest przekonany, że człowiek rodzi się z gotowym planem od losu, który skrupulatnie wypełnia. Że od niego samego niewiele zależy. A czytelnik powieści Huberta Fryca uparcie czeka, kiedy nastąpi przełom i chłopak uwierzy w siebie, kiedy to emocje podporządkują sobie tę wiarę w zaplanowany scenariusz przeznaczenia. Kto w finale poczuje ulgę? Czy ta dramatyczna historia, swoista kolekcja nieszczęść, może w ogóle przynieść jakieś ukojenie? Nie mam pewności. Wiem natomiast, że Hubert Fryc - profil autorski proponuje książkę niebanalną, bardzo wyrazistą, która pozostawia trwały ślad w czytelniku. To zjawiskowo napisana lektura obowiązkowa.

Więcej: http://dajprzeczytac.blogspot.com/2021/11/sztuka-noszenia-masek-hubert-fryc.html

Bohater „Sztuki noszenia masek” jest przekonany, że człowiek rodzi się z gotowym planem od losu, który skrupulatnie wypełnia. Że od niego samego niewiele zależy. A czytelnik powieści Huberta Fryca uparcie czeka, kiedy nastąpi przełom i chłopak uwierzy w siebie, kiedy to emocje podporządkują sobie tę wiarę w zaplanowany scenariusz przeznaczenia. Kto w finale poczuje ulgę?...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    89
  • Przeczytane
    31
  • Posiadam
    5
  • 2021
    2
  • 2022
    2
  • Ebook
    1
  • Teraz czytam
    1
  • Dramaty, kryminały, opowieści, lit. piękna itd.
    1
  • Biblioteka Główna
    1
  • Jeszcze raz!
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Sztuka noszenia masek


Podobne książki

Przeczytaj także