Ulica wiecznej szczęśliwości. O czym marzy Szanghaj

Okładka książki Ulica wiecznej szczęśliwości. O czym marzy Szanghaj
Rob Schmitz Wydawnictwo: Czarne Seria: Reportaż reportaż
384 str. 6 godz. 24 min.
Kategoria:
reportaż
Seria:
Reportaż
Tytuł oryginału:
Street of Eternal Happiness: Big City Dreams Along a Shanghai Road
Wydawnictwo:
Czarne
Data wydania:
2018-06-08
Data 1. wyd. pol.:
2018-06-08
Liczba stron:
384
Czas czytania
6 godz. 24 min.
Język:
polski
ISBN:
9788380496880
Tłumacz:
Hanna Pustuła-Lewicka
Tagi:
architektura Chiny ekonomia gospodarka kultura literatura faktu mentalność obyczaje obyczajowość reportaż Szanghaj sztuka tradycja wspomnienia życie codzienne
Średnia ocen

                7,4 7,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,4 / 10
250 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
381
380

Na półkach:

Ulica Wiecznej Szczęśliwości. O czym marzy Szanghaj
Street of Eternal Happiness: Big City Dreams Along a Shanghai Road (2016)

„Schmitz przygląda się Chinom przez pryzmat jednej szanghajskiej ulicy i podążając za historiami kilkorga bohaterów, wnikliwie opowiada o problemach całego kraju” (Karolina Bednarz, autorka „Kwiatów w Pudełku”, tył książki).

Jeśli komuś podobały się reportaże Petera Hesslera* (np. „Przez drogi i bezdroża”) czy Liao Yiwu („Prowadząc umarłych”), ta książka także przypadnie mu do gustu**. Poza fatalną manierą do powtórzeń (robionych jak się zdaje rozmyślnie i nie, z braku wiary w pamięć czytelnika oraz z powodu niedopatrzeń w obróbce tekstu), książka napisana jest bardzo przystępnie. Przybliża zachodniemu odbiorcy*** problemy zwykłych mieszkańców rozrastającego się Szanghaju, którzy przybyli tu w różnych okresach swojego życia, pozostawiając rodzinne strony i zaczynając wszystko praktycznie od zera.

Adresy na ulicy Długiego Szczęścia**** które autor odwiedza regularnie to: bar kanapkowy CK, kuchnia wujka Fenga i cioci Fu, kwiaciarnia Zhao oraz leżące po sąsiedzku Maggie Lane, w którym została garstka starych mieszkańców, osiadłych tam jeszcze w czasach gdy karty rozdawali Europejczycy. CK reprezentuje młodą generację, Chińczyków urodzonych w latach 80-tych, dorastających w czasach dobrobytu zapoczątkowanych przez reformy Deng Xiaopinga. Kwiaciarka należy do pokolenia rodziców CK, które doświadczyło gwałtownych zmian gospodarczych na własnej skórze, i miało szansę zarobić pierwsze, duże pieniądze. Feng i Fu to tzw. stracone pokolenie, ludzie których młodość przypadła na czasy formowania się ChRL, kolejne kampanie Mao i kurioza codzienności ówczesnego reżimu – nie mogący samodzielnie planować swojego życia, często pozbawieni wykształcenia i perspektyw. W Maggie Lane, na terenie dawnej koncesji francuskiej, poznamy ludzi których pozbawia się dachu nad głową (kiedy w grę wchodzi użycie koparki można to rozumieć bardzo dosłownie), odcina prąd i gaz, a wszystko po to by nieco zarobić, budować kolejne osiedla, biurowce i centra handlowe – „burmistrz” Chen należy do pierwszych mieszkańców kolonii. Oprócz wymienionych bohaterów, autor przygląda się bliżej losom ich krewnych oraz sąsiadów. Wiele przedstawionych świadectw ukazuje Chiny jako kraj sprzeczności, w którym próżno szukać poszanowania praw jednostki czy elementarnej przyzwoitości. Zważywszy na skalę zjawiska i znaczenie dzisiejszych Chin, jest to bardzo niepokojące.

Często pojawiający się w tekście zwrot mei banfa jest odpowiednikiem japońskiego shikata ga nai, którego najbliższy polski odpowiednik to: nic nie zrobisz. Niekiedy laobaixing (zwykłemu szaremu człowiekowi) nie pozostaje już nić poza taką konstatacją, i zaakceptowaniem swojego położenia lub wyparciem uwłaczających godności faktów.

Scenki z udziałem autora zaczynają się 2010 i trwają w kolejnych latach (przebywa w Szanghaju z żoną i synem, potem pojawia się kolejne dziecko), ale historie które opisuje sięgają czasów Mao Zedonga. Jako reporter zajmujący się sprawami gospodarczymi, ma trzeźwy ogląd na to co działo i dzieje się Państwie Środka, zna mandaryński, rozróżnia i dialekty, dzięki temu może swobodnie zbiera informacje i prowadzi rozmowy, bez krępującego pośrednictwa tłumacza. Dlatego prócz walorów literackich, książka ma też dużą wartość poznawczą, która pomaga przymknąć oko na niedociągnięcia redakcyjne. Mówi o tym co przeciętnego użytkownika chińskiej importowanej elektroniki mało obchodzi, a co jednak ma duży wpływ na jego życie.

Jest sporo analogii między tym co doświadczali mieszkańcy ChRL i PRL-u, bo czerwony zamordyzm wszędzie działa tak samo. Kiedy czytałem starsze wspomnienia, stawały mi przed oczami kadry z filmu „Żyć!” (Huo Zhe, 1994). Są tu też wątki rodem z naszych dzikich lat dziewięćdziesiątych oraz całkiem współczesne bolączki społeczeństw rozdartych między tradycją a nowoczesnością, pogoń za pieniądzem i pozycją. Tematy jakie podejmuje Schmitz mogą być znane z innych reportaży czy filmów dokumentalnych, nie można więc mówić tu o żadnej pionierskości, niemniej autor się przyłożył.

Tłumaczenie Hanny Pustuły-Lewickiej wypada zgrabnie.

Książka ma kiepskie oceny, bo jej nabywcy spodziewali się chyba większej ilości historii dotyczących tylko i wyłącznie współczesnego Szanghaju, jakiegoś ujęcia statystycznego i osobliwości jakie kojarzymy z reportażami poświęconymi np. Tokio czy Seulowi, wejścia do świata konsumentów współczesnej popkultury i odpowiednika tamtejszych salarymanów. A autor oferuje znacznie szersze spojrzenie, dodatkowo (bardzo rozsądnie) skupia się na kilku bohaterach, i pisze nie tylko o tytułowych big city dreams, ale także o koszmarach (nierzadko przeżywanych na jawie), obawach, celach, zobojętnieniu – wygranych i przegranych.



* W podziękowaniach pada nazwisko Petera Hesslera, który podobnie jak autor znalazł się w Chinach jako wolontariusz Korpusu Pokoju, i pomagał przy redakcji tej książki.
** To są pozycje z wydawnictwa Czarne. O zbliżonym profilu.
*** Targetem pierwotnego wydania są rodacy autora. Poza standardowym dla Amerykanów porównywaniem powierzchni innych terytoriów do konkretnych stanów, i kilkoma przykładami jak pewne chińskie problemy rozwiązuje się w USA, nie ma tu nic co po translacji zawężałoby reporterowi grono odbiorców.
**** Przemianowanej przez niego na Wiecznego Szczęścia, a przez naszą tłumaczkę na Wiecznej Szczęśliwości. Polski tytuł (w oryginale: Ulica Wiecznego Szczęścia: marzenia wielkiego miasta [rozsiane] wzdłuż szanghajskiej drogi/ulicy) sugeruje delikatnie odmienną treść. Angielski jest konkretniejszy.



Mniej więcej w połowie książki Schmitz komunikuje nam jak wymawia się chińskie X czy Q, mimo iż wcześniej padają nazwy i imiona zawierające i X (Si) i Q (ćsi), a także ZH (dż) czy W (ł), Y (j/i), Z (dz), C (cs), J (dzi), CH (czh), SH (SZ), R (ż/łer) oraz ONG (ung), IAN (jen), UE (jłe), UAN (jłeen), UN (jłen), ER (ar), UI (uej), UN (uen). Jeśli się na to zdecydował (w głównym tekście), powinien być konsekwentny i robić to od początku – choć o wiele lepszym rozwiązaniem byłby przypisy.

Ostatnio słuchałem audiobooka („Koniec jest moim początkiem” – rozmowy TT z synem) gdzie lektor czyta Xinjiang nie jako Sinkiang/Sinciang (jak to zresztą przyjęło się u nas zapisywać) ale KSINYANG*...

Portowe WENZHOU to oczywiście ŁENCZOU, a kwiaciarka Zhao to DŻAO. Sinolog pewne przedstawiłby to subtelniej, i przedłożył liczne niuanse wymowy, tony i tak dalej, ale to tylko wymowa przybliżona.

Jeśli ktoś zastanawiał się czemu kiedyś w encyklopediach Mao Zedong był Mao Tse-Tsungiem, odpowiedź ma powyżej. (W Polsce mamy sporo Wietnamczyków, wietnamski tak samo jak mandaryński czy kantoński jest językiem tonalnym, konstrukcyjnie i brzmieniowo zbliżonym – więc jeśli komuś osłuchał się podczas wizyt na dawnym Stadionie X-lecia czy licznych w Warszawie knajpach, nie będzie miał problemu ze zrozumieniem wymowy tych wyrazów i tak różnego ich zapisu).

* Być może drugą cześć słowa udało mu się odczytać prawidłowo (tj. -dziang), ale tak to zapamiętałem.


Fragmenty kwalifikujące się do redakcji + uwagi: str. 11 – „na drzewie” – do usunięcia, zakłóca rytm zdania, zbędne; + powtórzenie informacji ze str. 8; str. 12 – pisze o tych platanach tak jakby nie wspominał o nich wcześniej (skleroza?); str. 17 – powtórzenie informacji ze str. 15 (że chłopak jest jedynakiem) + powtórzenie informacji o miejscu pracy babki chłopca; str. 78 – autor ponownie podaje tłumaczenie pozdrowienia (zao), tym razem jako „dzień dobry” (wcześniej jako „dobry” – tj. odpowiednik naszego niechlujnego ...dobry/...bry); str. 80 – porównanie powierzchni Sinkiangu do obszaru jakie zajmuje kilka konkretnych stanów w ojczyźnie autora dobitnie wskazuje dla kogo książka została napisana; str. 95-96 – autor cofa się narracyjnie, znów idą do kościoła, i znów do niego wchodzą; str. 119 – najmłodszego syna, wedle tego co pada w narracji wcześniej jedynego syna (reszta to córki); str. 131 – błąd w składzie tekstu (dialog); str. 147 – autor przypomina informacje nt. rodziny kwiaciarki, które czytelnik dobrze pamięta; str. 157 – kolejne powtórzenie (o dostarczaniu kwiatów w deszczu); str. 168 – Midwest, tj. Middle West – Środkowy Zachód; str. 196 – go wepchnęli (wepchnęli go); str. 211 – powtórzenie informacji o imiennym zawiadomieniu; po str. 213 czytelnik dostaje przypomnienie informacji nt. rodziny osadzonego Wang Minga (uzasadnione); str. 268 – powtórka informacji o WeChatowej znajomości i życiorysie Dużego Suna; str. 299 i 297 – autor pisze dwukrotnie o autostradzie na pylonach; str. 299 – ponownie powtórka info, że to „kraina ryb i ryżu”; str. 323 – powtórne przetłumaczenie terminu jiade; str. 332 – „Prowincja Gansu leżała w północno-zachodniej części kraju, na północnym zachodzie kraju” – tutaj chyba tłumaczka nie dokonała wyboru co brzmi lepiej, i jednocześnie umknęło to redakcji; str. 333 i 334 – mowa jest o nowej ojczyźnie, a przecież ojczyzna to kraj ojca... tłumacząc na polski to co padło tam w oryginale warto brać pod uwagę znaczenie tego słowa (jednoznacznego z angielskim fatherland, którego na pewno tam nie użyto); str. 338 – powtórka z życiorysu CK (+ str. 339 – ale tym razem zasadnie); str. 345 – ponownie zapoznajemy się z życiorysem dużego Suna; str. 346 – repeta informacji nt. Zhao. Do tej listy trzeba jeszcze dodać niekonsekwencje w podawaniu wskazówek do wymowy chińskich nazwisk i imion.

Ulica Wiecznej Szczęśliwości. O czym marzy Szanghaj
Street of Eternal Happiness: Big City Dreams Along a Shanghai Road (2016)

„Schmitz przygląda się Chinom przez pryzmat jednej szanghajskiej ulicy i podążając za historiami kilkorga bohaterów, wnikliwie opowiada o problemach całego kraju” (Karolina Bednarz, autorka „Kwiatów w Pudełku”, tył książki).

Jeśli komuś podobały...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    667
  • Przeczytane
    359
  • Posiadam
    57
  • 2019
    20
  • Chiny
    15
  • Teraz czytam
    13
  • Reportaże
    12
  • Azja
    10
  • Reportaż
    9
  • 2021
    7

Cytaty

Więcej
Rob Schmitz Ulica wiecznej szczęśliwości. O czym marzy Szanghaj Zobacz więcej
Rob Schmitz Ulica wiecznej szczęśliwości. O czym marzy Szanghaj Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także