Życie seksualne kanibali
- Kategoria:
- literatura podróżnicza
- Tytuł oryginału:
- The Sex Lives of Cannibals. Adrift in the Equatorial Pacific
- Wydawnictwo:
- W.A.B.
- Data wydania:
- 2017-06-14
- Data 1. wyd. pol.:
- 2017-06-14
- Data 1. wydania:
- 2004-01-01
- Liczba stron:
- 320
- Czas czytania
- 5 godz. 20 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788328036161
- Tłumacz:
- Małgorzata Glasenapp
- Tagi:
- podróże Pacyfik Oceania egzotyka humor książka podróżnicza literatura faktu literatura podróżnicza obca kultura podróż przygoda wyspa
Według CNN to jedna z najdowcipniejszych książek podróżniczych, jakie kiedykolwiek powstały!
Tropikalny raj, gdzie delfiny igrają w lagunach, słońce malowniczo zachodzi nad oceanem, mieszkańcy to sympatyczni luzacy, a nieskażona przyroda zachwyca bujnością? Tak – choć niezupełnie.
Kiedy J. Maarten Troost i jego dziewczyna Sylvia ruszali w podróż na Tarawę – główny atol wyspiarskiego kraju Kiribati – nie bardzo wiedzieli, czego się spodziewać. Ale na pewno nie oczekiwali gęstości zaludnienia większej niż w Hongkongu, przeterminowanej żywności prosto z Australii oraz ministerialnych konkursów pieśni i tańca. Nie mówiąc już o suszach, widmie chińskiej inwazji, Macarenie rozbrzmiewającej z każdego głośnika i o zupełnym braku kawy… Jednak, mimo wszystko, czy warto wracać do cywilizacji?
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Wyspa jak wulkan gorąca
Wszyscy znamy magiczne określenie – a może rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady? Czasy się zmieniają, obiekty problemów ewoluują, ale niech rzuci kamieniem ten, kto choć raz nie przytoczył go, gdy ciężar egzystencji stał się wprost nie do wytrzymania. Wydaje mi się, że wszędzie na świecie istnieje jakiś podobny slogan, który uosabia tęsknotę za tym, by teleportować się do innego życia. Jednak naprawdę ciekawie dzieje się wtedy, gdy ktoś podejmuję rękawice tego wyzwania.
Jegomość, do którego będę pił w tej recenzji zwie się J. Maarten Troost. Określając go pokrótce, można by rzec, że to lekkoduch poszukujący siebie. Bywał na wojażach tu i ówdzie, łapał się bardziej i mniej dorywczych prac, ale nigdzie szczególnie nie zagrzał miejsca. Za to narobił sobie cokolwiek pokaźnych długów i znalazł się praktycznie pod ścianą. Jego wybawieniem miała się okazać oferta pracy dla dziewczyny/wkrótce żony Sylvii, która miała ich oboje wyrwać hen daleko na kresy dobrze znanych map.
Jak mniemam powiem Kiribati, wy powiecie – że co? – potem zarzucę Tarawa, a w odpowiedzi uzyskam - jaka trawa/tratwa? Nie zdziwi mnie to kompletnie. Każdemu kto kojarzy powyższe nazwy, winszuje niezbicie, reszcie postaram się pokrótce to wyjaśnić. Najprościej rzecz ujmując Kiribati jak prawi popularna internetowa encyklopedia, to państwo wyspiarskie na Oceanie Spokojnym w którego skład wchodzą 33 wyspy koralowe. Tarawa jest jedną z nich.
Wybaczcie te przydługą ekspozycję, ale już ruszamy z impetem. Zapewne wyobrażając sobie wysepkę na Pacyfiku widzicie wspaniałą, nasyconą błękitem wodę. Zniewalające zachody słońca i jedyny w swoim rodzaju tropikalny klimat. Nie zamierzam pozbawiać nikogo tych wizualizacji, bo owszem, ocean jest przepiękny, słońce robi wrażenie, a temperatura poniżej pewnej skali nie schodzi. Sęk w tym, że to tylko część prawdy.
Wszystko ładnie pięknie, ale główny bohater wraz z małżonką szybko przekonuje się, że ten raj na ziemi ma swoje paranoje i problemy. Samo pożywienie w którym świeże owoce i warzywa to luksus potrafi dać w kość. Dodajmy do tego masę chorób, nieznośnych owadów, defekacji do wielkiej wody i problemy z pozbywaniem się odpadów, a obrazek jak z pocztówki znacząco się wyciera. Nie wspominając o tym, że to początek wyliczanki kłopotów.
Nic tylko siąść i płakać, prawda? No niekoniecznie, mamy dwie strony medalu i nieocenionego autora, który sprawia, że te wszelkie uprzejmości i przeciwności losu łączą się w soczystą i nierozerwalną całość. Głównie opowiada on o swojej wyspiarskiej codzienności, choć czasem pokusi się o historyczny rys, który przybliża odkrycie wyspy i jej dzieje na przełomie lat. Najważniejsze, choć oczywiście istotne, jest nie to o czym Maarten pisze, ale jak to robi.
Wierzcie mi, czyni to znakomicie. Całość poddaje w lekki i wysoce uzależniający sposób. Czytając trudno pozbyć się wrażenia, że siedzi tuż obok i z butelką czegoś chłodniejszego w dłoni opowiada swoje dzieje z pobytu na końcu świata. Do tego jest niesłychanie zabawny. Jego humor jest uniwersalny, chwilami pythonowski, innym razem kpiarski, czasem zaś uroczo-ironiczny. Zresztą wystarczy spojrzeć na sam tytuł, by dostać namiastkę tego z czym mamy do czynienia.
„Życie seksualne kanibali” absolutnie mnie uwiodło. I tak, wiem, jak dziwacznie to brzmi, ale jakże mógłbym zaprzeczać prawdzie? Ta książka jest jak wyjazd na wakacje z najzabawniejszym przewodnikiem na pokładzie. Nawet jeśli warunki wycieczki kuleją, ten wodzirej potrafi zamienić wszystko w złoto. Z autorem jest podobnie, tylko że nie musi ubarwiać rzeczywistości. Wystarczy, że mistrzowsko oddaje realia i doprawia je jedyną w swoim rodzaju humorystyczną perspektywą. To wystarczy z naddatkiem na wypasiony wypoczynek, po którym powrót do rzeczywistości będzie smutną koniecznością.
Patryk Rzemyszkiewicz
Oceny
Książka na półkach
- 661
- 326
- 87
- 22
- 20
- 18
- 16
- 16
- 15
- 12
Cytaty
Książki takie jak ta - o charakterze podróżniczym, przygodowym, humorystycznym i pamiętnikarskim - z reguły wyjaśniają powody czy szlachetne pobudki skłaniające autora do podjęcia nietypowej podróży. [...] Prawda jest taka, że nie mogłem usiedzieć na miejscu, najpewniej z powodu niezadowolenia z dotychczasowych kolei mojego życia - i jeśli istnieje lepszy powód, by rzucić wszys...
Rozwiń
Opinia
Dziękuje Patrykowi Rzemyszkiewiczowi, autorowi oficjalnej recenzji książki w LC, za powinszowanie mi wiedzy ;-) Rozumiem, że poziom wiedzy Polaków generalnie leci na łeb, na szyję, ale bez przesady. Można nie znać nazwy państewka Kiribati, ale nazwa Tarawa już mówi znacznie więcej, jeśli ktoś choć odrobinę interesował się zmaganiami wojennymi na obszarze Pacyfiku. A takich wcale nie jest tak mało. Ale dość osobistych dywagacji. Przejdźmy do rzeczy.
W książce o kanibalach praktycznie nic nie ma, poza niewielką wzmianką o dość dawnej historii wysp, na których leży Kiribati. O seksie również mniej więcej tyle samo. Tak więc chyba autor tytułem poleciał chcąc przykuć uwagę potencjalnych czytelników. Jeśli ktoś oczekuje więc pikantnych szczegółów z życia mieszkańców wysp, srogo się zawiedzie. O czym generalnie jest książka, mówi wystarczająco blurb i inne recenzje, więc nie będę się powtarzał. Początek irytuje i rozczarowuje trochę chaotycznością treści. No, chyba że autor chce pokazać jaki chaotyczny jest on sam. Podróżuje to tu, to tam, imając się różnych zajęć podczas kiedy odsetki od różnych zadłużeń mu wciąż rosną. Trochę przez przypadek trafia ze swoją dziewczyną na Tarawę, gdzie spędza dwa lata. Styl opowieści przypomina mi nieco Brysona, zwłaszcza „Śniadanie z kangurami”. Tyle, że Bryson jest spontaniczny, nieco rubaszny i luzacko autoironiczny. Humor Troosta wydaje się być nieco wymuszony i trzeba doń przywyknąć. Kiedy już przyzwyczaimy się do humoru autora (mnie to zajęło jakieś 30 stron) i dość luźnej narracji, okazuje się, że książka tylko pozornie skrzy się od dowcipu. Gdy zajrzeć nieco głębiej, ironia i dowcip autora okazują się gorzkie i nie napawają optymizmem. Bo oto mamy wizję raju, który rajem nigdy nie był i już nigdy nie będzie. Nawet na krańcach świata zagubiona wysepkę wśród fal oceanu dopada globalizacja, korupcja, współczesny neokolonializm gospodarczy, zanieczyszczenie środowiska w dosłownym znaczeniu, rywalizacja mocarstw etc. Obok problemów światowych autor jednocześnie pokazuje, jak potwornie jesteśmy uzależnieni od naszego codziennego środowiska. Patryk Rzemyszkiewicz swoją recenzję rozpoczyna od stwierdzenia, że chyba każdy z nas choć raz miewał myśli, żeby wszystko rzucić w cholerę i pojechać w Bieszczady. Jakże to naiwne , wręcz głupie porównanie do tego, co naprawdę ma okazję poznać autor. Bo czymże jest choćby i dwumiesięczny, niechby i półroczny survival w bieszczadzkiej głuszy, kiedy – jeśli zajdzie potrzeba w 24-48 godzin, choćby pieszo, jesteśmy w stanie dotrzeć do jakiejś cywilizacji, dotrzeć do pożywienia, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, w razie problemów możemy wezwać pomoc. A tu bryndza. Wyjazd na wyspę na środku Pacyfiku to właściwie więzienie. Zwyczaje mieszkańców kompletnie odmienne od tego, co przeciętny Europejczyk czy Amerykanin może sobie wyobrazić. Dieta? Zapomnijcie o znanych owocach czy warzywach, na miejscu praktycznie tylko ryby i… ryby. No i jeszcze morskie ogórki. Niech was jednak to nie uspokaja. To nie są żadne warzywa :D Wręcz przeciwnie. Jesteście przyzwyczajeni do bycia w miarę na bieżąco z wiadomościami ze świata? Zapomnijcie. Prąd? Częściej go nie ma niż jest, więc możecie nie móc naładować swojego smartfona. Zresztą Internetu tez może nie być. Zapomnijcie o ulubionej muzyce, o książkach i większości tego, do czego jesteście przyzwyczajeni. Dobrowolna czy przymusowa banicja na Kiribati nie różni się specjalnie od wyprawy na Marsa. Warto i o tym pomyśleć podczas lektury. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma…
Fajna rozrywkowa lektura z przesłaniem. Jest szansa, że – jeśli znajdę czas pośród innych lektur – zajrzę do innych książek Troosta.
Dziękuje Patrykowi Rzemyszkiewiczowi, autorowi oficjalnej recenzji książki w LC, za powinszowanie mi wiedzy ;-) Rozumiem, że poziom wiedzy Polaków generalnie leci na łeb, na szyję, ale bez przesady. Można nie znać nazwy państewka Kiribati, ale nazwa Tarawa już mówi znacznie więcej, jeśli ktoś choć odrobinę interesował się zmaganiami wojennymi na obszarze Pacyfiku. A takich...
więcej Pokaż mimo to