Opowieść o miłości i mroku

Okładka książki Opowieść o miłości i mroku
Amos Oz Wydawnictwo: Rebis Ekranizacje: Opowieść o miłości i mroku (2016) literatura piękna
656 str. 10 godz. 56 min.
Kategoria:
literatura piękna
Tytuł oryginału:
Sipur al ahawa wa-choszech
Wydawnictwo:
Rebis
Data wydania:
2016-03-15
Data 1. wyd. pol.:
2008-01-01
Data 1. wydania:
2005-01-01
Liczba stron:
656
Czas czytania
10 godz. 56 min.
Język:
polski
ISBN:
9788378185376
Tłumacz:
Leszek Kwiatkowski
Ekranizacje:
Opowieść o miłości i mroku (2016)
Tagi:
Leszek Kwiatkowski Żydzi Kresy Palestyna Izrael literatura izraelska
Średnia ocen

                8,0 8,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,0 / 10
518 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
181
75

Na półkach: , , ,

Melancholijna, nostalgiczna, sentymentalna podróż w czasie. Lektura raczej do niespiesznego sączenia niż łapczywego połknięcia kilkoma haustami.

Poetycka opowieść o rodzinie, nadziei, rozpaczy, samotności, wściekłości, przemianie, konfrontacji, burzeniu i budowaniu na gruzach. Przepełniona tęsknotą za czymś nieuchwytnym, czymś minionym, czymś być może nigdy nie istniejącym, ale też czymś co nie ma szans na zaistnienie, za miejscem, "którego nie ma na ziemi".

Barwna biografia rodziny Klausnerów i Mussmanów; kolekcja opowieści rodzinnych przytaszczonych do Palestyny wraz z całym bagażem traum, niechęci, lęków, niczym nie uzasadnionych aspiracji z "wspaniałej i zabójczej zarazem" Europy.

I tak poznajemy dwie babcie. Jedna z nich - na zdjęciach zawsze "wyszykowana jak okręt wojenny" - po przybyciu do Palestyny, ogarnięta obsesją "lewantyńskich epidemii", tyfusu, egzemy, infekcji, mikrobów całymi latami dręczy dziadka "bezdusznym ostrzem miecza higieny". Druga - nie wiadomo po co, raz do roku stroi się "jak carska kareta" i idzie w nieznanym kierunku. Widzimy dziadka, który "gdziekolwiek dostrzegał poniewierający się obowiązek - rodzinny, społeczny czy moralny - zaraz schylał się i brał go na własne barki. Potem natomiast jęczał i uskarżał się na swoje ciężkie brzemię". Ojca, który "wprost kipiał cytatami i aforyzmami, zawsze z radością wyjaśniał i recytował, z entuzjazmem zasypywał rozmówców w jednej chwili całym bogactwem swej wiedzy, dzielił się szczodrze skarbami erudycji". Matkę, której życie "nie spełniło żadnej z obietnic młodości", spowitą przez "mglisty woal rzewnego rozmarzenia, tajemnych wzruszeń i romantycznych udręk." Możemy posiedzieć przy herbatce u sąsiadów i ciotek; w domach kapiących od brązu, zastawionych masywnymi meblami, tłoczącymi się komodami, kredensami, pełnymi muślinowych serwetek, koronkowych firanek, haftowanych poduszek, przesyconych zapachem lizolu, naftaliny, gotowanych ryb z marchewką, przedmiotów ze srebra, porcelany i kryształu.

Większość kart książki jest oczywiście poświęcona rodzicom autora. "Oboje przybyli do Jerozolimy wprost z krajobrazów XIX-wiecznych". Tak jak w wielu tzw. dobrych domach, w szczególności w tamtych czasach, mamy tu kulturalne, ciche i niewidzialne rodzinne "piekiełko". Ojciec mimo iż ma wyrobione zdanie na każdy temat, jest "niezwykle biegły w literaturze obcej i hebrajskiej (...) sumienny, pracowity, dokładny jak linijka", jest również całkowicie zaślepiony własnymi kompleksami, niemożliwymi do zrealizowania ambicjami. Mimo niewyczerpanych pokładów erudycji i wiedzy, nie jest w stanie uchronić najbliższych przed totalną pustką emocjonalną. Matkę natomiast charakteryzuje "jadłospis introwertyczny, melancholijny, samotniczo-minorowy, zaprawiony udrękami zawiedzionej miłości osób wyalienowanych o bogatym wnętrzu, przesiąknięty jesienny woniami dekadencji i fin de siecle'u." Ojciec, chociaż jest "niestrudzonym gadułą" i jak ognia unika milczenia, nie mówi tak naprawdę o niczym ważnym, prawdziwym. Nie dostrzega powolnego oddalania się, gaśnięcia, znikania żony. Głosząc niemal maniakalnie peany na temat zależności między jednym, piątym a setnym słowem w języku hebrajskim, funduje rodzinie totalną ascezę emocjonalną. Syna zatwardziale trzyma na dystans. Nie rozmawia nawet o samobójstwie żony/matki. Autor przyznaje: "Gdybym chciał tu wyliczyć wszystko, o czym z ojcem nie rozmawialiśmy, wystarczyłoby tego na dwie książki. Ojciec wciąż pozostaje dla mnie nierozwikłaną tajemnicą." O swoim dzieciństwie pisze: "...począwszy już od trzeciego albo czwartego roku życia, jeśli nie jeszcze wcześniej, jestem monodramem. Teatrem jednego aktora. Nieustannym przedstawieniem. Samotną gwiazdą, która musi cały czas improwizować, fascynować, wzruszać, zadziwiać i bez ustanku bawić widownię. Od świtu do zmroku jestem zmuszony ciągle wybijać się na pierwszy plan."

Książka jest skąpana w bezgranicznej, namiętnej, wręcz zmysłowej miłości do książek. Można by ją jednak przekornie określić miłością bezrefleksyjną, obsesyjną, chorobliwą, tylko pozornie godną naśladowania, bowiem wydaje się, że w rzeczywistości dla każdego z członków tej rodziny, książki stanowią strawę dla fantasmagorii z przeszłości lub najzwyczajniej w świecie mniej lub bardziej świadomą ucieczkę przed traumami, bólem, samotnością.

Oprócz wątków rodzinnych Oz porusza tu szereg równie ważnych zagadnień historyczno-polityczno-socjologiczno-przyrodniczo-kulturowych. Właściwie każda z tych cząstek mogła by być kanwą oddzielnej powieści.

Dla czytelnika polskiego jednym z bardziej istotnych będzie pewnie wątek antysemityzmu. Czytamy, że "w antysemickiej Polsce pod koniec lat 20-tych Żydzi właściwie nie mieli wstępu na uniwersytety", że "Wilno znajdowało się w owych latach w rękach Polski, toteż agresywny, sadystyczny antysemityzm, który od zawsze unosił się nad tym miastem, z roku na rok stawał się coraz bardziej zajadły". Dalej pisze - dość oryginalnie, jak na treści do których przywykliśmy w Polsce, że ów tłum, motłoch, którym tak pogardzamy i za który tak się kajamy jest dokładnie taki sam w każdym kraju. "... przez cały czas najbardziej obawiano się motłochu. Tego, co może się stać między jedną władzą a drugą. Jeśliby na przykład przepędzono Polaków, a w ich miejsce przyszliby komuniści. Obawiano się, że wtedy znów pojawią się bandy Ukraińców, Białorusinów albo rozjuszony tłum Polaków, a bardziej na północ - Litwinów. To był wulkan, z którego nieustannie wypływała lawa i ciągle unosił się zapach dymu. "Po zmroku ostrzą noże", mówiło się u nas, ale nie mówiło się kto, bo mogli to być równie dobrze jedni jak i drudzy. Tłum. Tak samo jest u nas w kraju, jak się okazuje. Żydowski tłum też potrafi być potworem.
Tylko Niemców za bardzo się u nas nie obawiano. (...) w trzydziestym piątym było jeszcze u nas sporo takich, co wzdychali "oby przyszedł Hitler, u niego przynajmniej jest prawo i dyscyplina, i każdy zna swoje miejsce. To nie takie ważne, co on mówi, ważne, że on tam, w Niemczech, zaprowadza porządek jak trzeba i że motłoch się go boi. Ważne, że u Hitlera nie ma przynajmniej zamieszek ulicznych ani anarchii" - wtedy jeszcze uważano, że anarchia to dla nas najgorsza z możliwych sytuacji." Ciekawa w tym jest postać Żabotyńskiego, który ostrzegał Żydów z tej części Europy żeby jak najszybciej emigrowali z Europy, bo ze strony Niemiec zagraża im niebezpieczeństwo na nieznaną dotychczas skalę, ale twierdzili, że jest to tylko plotki antysemitów, którzy chcą się ich pozbyć.

Pisze o dojmującej tęsknocie Żydów, którzy zdążyli emigrować do Palestyny, za umiłowaną, przed-hitlerowską Europą. "Europa była dla nich zakazaną ziemią obiecaną, z jej utęsknionym krajobrazem bogatym w dzwonnice i rynki wyłożone zabytkowymi płytami z kamienia, tramwaje, mosty i kościelne wieże, zapadłe wioski, uzdrowiskowe zdroje, lasy, śniegi i pastwiska, błonia, pradawne góry (...) miejskie bulwary smagane deszczem, wysokie krzesła przy kontuarach hotelowych barów zatopionych w półmroku, skwery, na które przyjeżdżali Cyganie (...) doliny bywały wąwozami albo jarami, a w tych jarach szemrały potoki i strumienie, krynice, ruczaje i zdroje." "Słowa szałas, pastwisko i gęsiarka nęciły mnie i emocjonowały przez całe dzieciństwo. Miały w sobie zmysłowy zapach prawdziwego świata, beztroskiego, odległego od pokrytych kurzem blaszanych dachów... od wyschniętych na pieprz stoków Jerozolimy, ledwo dyszącej pod jarzmem rozżarzonego do białości lata."

Z drugiej strony niesłychanie barwnie, sugestywnie odmalowuje ówczesną Jerozolimę stanowiącą buzujący kocioł językowo-kulturowo-narodowościowy. Widzimy miasto "skwarnych chamsinów, biedy i plotkarstwa" ale również miasto "kamiennych murów i okratowanych okienek, gzymsów i ciemnych ścian, Jerozolimę milczącą, dumną i okrytą woalem, miasto etiopskie, muzułmańskie, otomańskie, miasto pielgrzymów i misjonarzy, obce i niesamowite, pełne intryg miasto krzyżowców i templariuszy, miasto greckie, ormiańskie i włoskie, anglikańskie i prawosławne, miasto klasztorne, koptyjskie, katolickie, luterańskie, szkockie, sunnickie, szyickie, sufickie i alawickie, rozbrzmiewające dźwiękami dzwonów i zawodzeniem muezinów, porośnięte bujnymi sosnami, jednocześnie straszne i pociągające w swym nieuchwytnym uroku, w gęstym labiryncie swoich mrocznych zaułków, zakazanych dla nas i rzucających nam z ciemności nienawistne spojrzenia, miasto, co kryje w sobie tajemnicę, knujące coś złego, brzemienne w nieszczęścia, miasto, którego ulicami niby mroczne cienie przesuwają się wzdłuż kamiennych murów rozmaici pielgrzymi i kapłani w czarnych habitach i czarnych kapturach oraz kobiety w czarnych sukniach i kwefach."

W Jerozolimie byli "ortodoksi, niechętni syjonizmowi komuniści oraz cała menażeria inteligencji, karierowiczów, egocentrycznych artystów, łamiących konwenanse ekscentryków (...) szemranych nihilistów, imigrantów z Niemiec, którzy nie zdołali uleczyć się ze swych niemieckich nawyków, a także wszelkiej maści anglizujących się snobów, bogatych Sefardyjczyków, ..., Jemeńczyków, Gruzinów, Kurdów, przybyszów z Maghrebu i z Salonik. Wszyscy oni byli jak najbardziej naszymi braćmi, wszyscy bez wyjątku stanowili bardzo obiecujący materiał ludzki, ale przyjdzie nam w nich jeszcze zainwestować wiele cierpliwości i wysiłku, cóż począć.
Prócz nich wszystkich byli też uchodźcy i nielegalni imigranci, ludzie uratowani z Holocaustu, ocalała reszta, niczym głownia wyciągnięta z pożogi, do których odnoszono się u nas zazwyczaj trochę z politowaniem, a trochę ze wstrętem: udręczeni nieboracy sponiewierani przez życie. Czyja to wina, że przy całej swojej mądrości siedzieli tam spokojnie i czekali na Hitlera, zamiast przyjechać tutaj póki czas? Dlaczego pozwolili się prowadzić na rzeź jak owce, zamiast zorganizować się i odpowiedzieć walką? Niechby już raz na zawsze przestali tutaj szwargotać w tym swoim żałosnym jidysz i nie opowiadali nam ciągle o wszystkim, co tam z nimi robiono, bo ani im, ani nam nie przysparza to chwały."

Było to miasto, w którym "dyplomowanych specjalistów od literatury było znacznie więcej niż studentów (...) prawie każdy był poetą, pisarzem, naukowcem albo myślicielem bądź naprawiaczem świata"; "cała Jerozolima co wieczór zasiadała pochylona nad kartką, poprawiała i skreślała, dopisywała i cyzelowała". Sporo tu Bialika, Agnona, Czernihowskiego, Klausnera, Zabotyńskiego, Czechowa, Tołstoja.

Był to również czas Dawida Ben Guriona i Menahema Begina. Czas kształtowania się państwa Izrael. Czas Cherutu, Hagany, Irgunu, wysadzenia hotelu King David, rezolucji ONZ w sprawie podziału Palestyny, wojny izraelsko-arabskiej, masakry Palestyńczyków w Dajr Jasin, "czas fedainów i działań odwetowych poprzedzających operację Kadesz", czas w którym modlitwy muezina zza nowo wytyczonej granicy brzmiały jak rozpaczliwy lament i nie dawały spać.

Radio rozbrzmiewało żarliwymi pieśniami zagrzewającymi do walki: "Nie zdobywa się skalistego szczytu, nie zostawiając mogił na stokach!". Doświadczenie Holocaustu na nic się nie zdało, a Żydzi bardzo łatwo weszli w rolę kata. "Kardynał Richelieu drzemie w każdym człowieku", nawet w żydowskich żołnierzach. "Miejsca po setkach tysięcy wysiedlonych Arabów zajęły setki tysięcy żydowskich uchodźców z krajów zachodnich. Wystrzegano się słowa wypędzenie. Rzeź wioski Dajr Jasin przypisywano "nieodpowiedzialnym elementom ekstremistycznym".

Autor przez długi czas pragnął wyrwać się z rodzinnego środowiska ludzi udręczonych, gadatliwych, targanych żądzami, trawionych przez idee.

Chciał zacząć wszystko na nowo tam, gdzie jest "rasa ludzi smagłych, krzepkich, małomównych i pragmatycznych, w niczym nie przypominająca Żydów z diaspory". Chciał raz na zawsze "odwrócić się od uczonego i rozdyskutowanego świata", z którego przyszedł. Przełomową rolę w jego życiu odegrał kibuc. Tam uzmysłowił sobie jak bardzo przez całe swoje dotychczasowe życie nasiąkał nacjonalizmem, fanatyzmem, szowinizmem. Tam przeistoczył się z chłopca w mężczyznę - "pewna wychowawczyni z kibucu wylała strumienie purpury, szkarłatu i błękitu, wysypała garście pereł przed małego wieprza, który nie wiedząc co z nimi począć, połknął je bez gryzienia", tam odnalazł swoje "centrum wszechświata", tam zrozumiał, że pochodzi "z luźnego splotu smutku i pretensjonalności, tęsknoty i komizmu, miernoty i prowincjonalnego napuszenia, sentymentalnego wychowania, dawno przebrzmiałych ideałów, tłumionych lęków, służalczości i rozpaczy. Rozpaczy cierpkiej, tej domowej. (...) z okolic, gdzie drobni blagierzy pozowali na groźnych terrorystów i heroicznych bojowników o wolność, nieszczęśliwi introligatorzy obmyślali formuły uniwersalnego zbawienia"

Melancholijna, nostalgiczna, sentymentalna podróż w czasie. Lektura raczej do niespiesznego sączenia niż łapczywego połknięcia kilkoma haustami.

Poetycka opowieść o rodzinie, nadziei, rozpaczy, samotności, wściekłości, przemianie, konfrontacji, burzeniu i budowaniu na gruzach. Przepełniona tęsknotą za czymś nieuchwytnym, czymś minionym, czymś być może nigdy nie...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    1 930
  • Przeczytane
    655
  • Posiadam
    189
  • Teraz czytam
    64
  • Ulubione
    37
  • Chcę w prezencie
    14
  • 2018
    10
  • Izrael
    8
  • Literatura piękna
    8
  • E-book
    8

Cytaty

Więcej
Amos Oz Opowieść o miłości i mroku Zobacz więcej
Amos Oz Opowieść o miłości i mroku Zobacz więcej
Amos Oz Opowieść o miłości i mroku Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także