Preparator
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Na F/Aktach
- Wydawnictwo:
- Od deski do deski
- Data wydania:
- 2015-03-26
- Data 1. wyd. pol.:
- 2015-03-26
- Liczba stron:
- 232
- Czas czytania
- 3 godz. 52 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788365157997
Czy śmierć weszła na świat przez zawiść diabła? A może wiara w nadnaturalne pochodzenie Złego i zła jest zbyteczna? Bo ludzie i tak sami potrafią zdobyć się na każdą niegodziwość? Co do tego nie mam ostatecznej pewności. Jednak to właśnie te dwie myśli bezustannie prześladowały mnie podczas pisania Preparatora.
Po raz pierwszy w Polsce, 30 marca, w ręce czytelnika trafia seria powieści dokumentalnych, gatunek literacki, który zyskał światową sławę dzięki słynnemu dziełu Trumana Capote "Z zimną krwią" z 1966 roku. Rzeczywiste tragedie, prawdziwe historie i zbrodnie, które naprawdę popełniono, stały się kanwą dla fabularnych powieści, porywających czytelnika w świat tamtych wydarzeń. "Preparator" rozpoczyna serię powieści dokumentalnych "Na F/Aktach", inspirowanych autentycznymi wydarzeniami z ostatnich dekad, które napiszą cenieni polscy autorzy, m.in. Wojciech Kuczok (głośna historia romansu i morderstwa na Podlasiu), Łukasz Orbitowski (historia seryjnego mordercy z Bydgoszczy) oraz Janusz Wiśniewski (zabójstwo Andrzeja Zauchy).
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Konfesja zimnego doktora
Katarzyna Bonda niedawno dość trafnie stwierdziła w jednym z wywiadów, że prawdziwa literatura powinna podejmować tematy, z którymi czytelnik nie styka się w normalnym życiu, że winna dostarczać uniwersalne historie, że jej celem nie jest krzepić, a zadawać trudne pytania, generując przy tym skrajne emocje, by wyrywać odbiorcy literatury flaki. W ten właśnie sposób dosadnie, acz kolokwialnie, autorka „Florystyki” rzecz ujęła. I taka mocno uniwersalna jest ostatnia powieść Dobrzanieckiego. Człowiek, o którym Hubert Klimko-Dobrzaniecki pisze był zawsze blisko śmierci, ponieważ pracował w zawodzie preparatora zwłok, przygotowując je do złożenia w trumnie. Wcześniej pracował jako grabarz, a od dzieciństwa lubił fotografować nagrobki i cmentarze. Kondensacja tematów tabu w powieści autora „Pornogarmażerki” każe postawić „Preparatora” blisko tych wstrząsających opowiadań wydanych w roku 2013.
Powieść, której bohatera Hubert Klimko-Dobrzaniecki wzorował na osobie łódzkiego, znienawidzonego przez opinię publiczną dewianta, zawiera w sobie wiele elementów stanowiących wyznaczniki jego znakomitego pisarstwa. Na poziomie formalnym – oszczędny styl i błyskotliwa fraza, zaś na płaszczyźnie tematycznej prozaik obraca się po orbicie tematów dla siebie typowych. I dobrze, bo za to właśnie cenię jego twórczość, która przy stałym rezerwuarze tematycznym i tak jest bardzo zróżnicowana, bowiem to proza rozpięta pomiędzy zagadnieniami związanymi z wymiarem egzystencjalnym jednostki a warstwą etyczną porządkującą życie człowieka. Dobrzaniecki w swej literaturze uporczywie drąży tę tematykę i rozpatruje ją z różnych perspektyw, wskazując na ambiwalencje, paradoksy, niejednoznaczności i komplikacje. W „Preparatorze” to chaos zdaje się rządzić losem głównego bohatera, a brak porządku popycha go ku ostatecznej katastrofie. Ale po kolei.
Klimko-Dobrzaniecki akcentuje rolę dzieciństwa w rozwoju osobowości człowieka, szczególnie zaś – po freudowsku – kładzie nacisk na traumy, upokorzenia i klęski doznane w tym okresie życia. Przywiązuje także szczególną wagę do rzeczy pierwszych, obsesyjnie wręcz w jego prozie eksponowanych, pełniących funkcję – nazwijmy ją – rytuałów przejścia, które w jego mniemaniu decydują o kształcie osobowości bohatera, przesądzając o tym czy jego życie naznaczone będzie spełnieniem czy przeciwnie, stanie się pasmem niepowodzeń i udręk. Kreuje w końcu stanowcze, zdecydowane, i co najważniejsze, silne kobiece bohaterki, jakie znamy z wcześniejszych jego tekstów, a których przeciwieństwem są słabi, emocjonalnie okaleczeni i stłamszeni przez nie mężczyźni.
W związku z powyższym należy powiedzieć kilka słów o głównym bohaterze, który najprawdopodobniej w czasie przesłuchania dostaje możliwość odsłonięcia swego wnętrza. Obnaża swe emocje, by przybliżyć czytelnikowi swe przerażająco smutne, frustrujące życie, w istocie zwieńczone rujnującą wszystko tragedią, by w ostateczności wskazać na czynniki – w jego mniemaniu – decydujące o tym, dlaczego stał się potworem w ludzkiej skórze. Dysfunkcyjna rodzina to temat w polskiej prozie najnowszej znany i dość często podejmowany – choćby nawet wskazać kapitalny „Gnój” Wojciecha Kuczoka, oryginalną w swej formie powieść „Tabu” Kingi Dunin czy niezłą „Szopkę” Zośki Papużanki. Tak, rodzinne piekiełko ma swój walny udział w kształtowaniu patologicznej osobowości bohatera. Brak relacji z matką i dość powierzchowna z ojcem przełożyły się w dorosłym życiu zimnego doktora na jego nienawiść do swojej rodzicielki. Ich wzajemne stosunki zdominowała pogarda i wzajemna niechęć ewoluująca w kierunku skrajnej wręcz wrogości. Ojciec w jego życiu czasem się pojawiał, ale w praktyce do pewnego momentu był nieobecny. Nieliczne ojcowsko-synowskie wyjścia na ryby nie mogły przecież zrekompensować lat rodzicielskiej obojętności. To on jednak dokonuje tak ważnego, nie tylko w „Preparatorze”, ale także i w innych tekstach Dobrzanieckiego aktu inicjacji, on oswaja go ze śmiercią, on wtajemnicza w zawód, który wymaga wyjątkowej odporności psychicznej. I w istocie syn powtarza schemat życia ojca, stając się jego lustrzanym wręcz odbiciem. W moim przekonaniu, do rangi symbolu urasta scena, w której syn dokłada wszelkich starań, by po śmierci ojca przygotować swego rodzica w ostatnią podróż.
Życie naszego bohatera sprowadza się do ciągłej utraty. W Czechosłowacji jako dojrzewający chłopak po raz pierwszy zetknął się z wtajemniczeniem w sferę seksualną i przez pryzmat Wiery, kobiety która uczyniła go mężczyzną, będzie postrzegał wszystkie swoje późniejsze partnerki, a podobieństwo leżącego na prosektoryjnym stole trupa młodej kobiety do pierwszej kochanki stanie się katalizatorem prowadzącym do eksplozji tkwiącego w nim ładunku nieuświadomionego wcześniej zła. Główna postać „Preparatora” stała się ofiarą różnorako pojmowanej, zewnętrznej opresji, co dodatkowo podkreślone zostało swoistą teorią przyszłego mordercy zakładającą, że zło nie jest immanentną częścią osobowości człowieka, że tkwi na zewnątrz, poza nim, do pewnego momentu nie dotyka go bezpośrednio. Podkreśla to każdorazowo snując swój dygresyjny monolog, de facto dominujący w warstwie formalnej. Jego interlokutor odzywa się bowiem rzadko, czasem odpowiada krótkimi sformułowaniami, bądź zadaje lapidarne pytania mające na celu dalej pociągnąć aktualnie poruszony w rozmowie wątek.
Umysłowość bohatera też została przez autora „Bornholm, Bornholm” – używając określenia związanego z jego zawodem w prosektorium – odpowiednio spreparowana. W swych nostalgicznych, wskrzeszających przeszłość wspomnieniach porusza się on po bardzo zróżnicowanych kwestiach, problemach i tematach, jednak co tu dużo mówić, pisarz zamknął wizję świata swej literackiej konstrukcji w stereotypach i utartych myślowych przeświadczeniach. Pomimo iż jego wywód miejscami może wydawać się atrakcyjny, a poglądy oryginalne, w praktyce myśli on schematami. Ładunek życiowej frustracji, niepowodzeń następujących na każdym niemal polu życiowego doświadczenia wynikał przede wszystkim ze wspomnianej już przeze mnie opresji. Opresyjne było wszystko, z czym się zetknął. Zaborcza, pozbawiona w stosunku do niego jakichkolwiek macierzyńskich uczuć matka, narzucona religia, nosząca znamiona kazirodztwa seksualność, ale także skrajnie roszczeniowa erotyczna popędliwość nieatrakcyjnej żony bohatera, czy wreszcie niemożliwa do samotnego zmierzenia się z nią codzienność, która bohaterowi przysparzała coraz to nowych komplikacji materialnych i kłopotów napędzających machinę zła.
Najnowszą powieść twórcy „Kołysanki dla wisielca” można odczytać jako wielopoziomowy traktat o złu właśnie, o tym, jak rodzi się w człowieku bestia, o tym kiedy pojawia się ów punkt krytyczny, który sprawia, że ludzkie życie nieodwracalnie pęka i rodzi się coś nieuniknionego, fatalnego i wyniszczającego zarazem. To także książka podejmująca problem przesuwania granic normatywnie pojętej etyki, ale i jest to narracja odsłaniająca niszczącą siłę bierności oraz niemocy. „Preparator” mieści się w tym rodzaju bolesnej, fabularnej fikcji, która wstrząsa czytelnikiem podwójnie: po pierwsze, z racji tematu, z jakiego autor utkał fabułę powieści, a po wtóre, paraliżująca jest świadomość, że podstawą fikcyjności tekstu były jednak makabryczne, autentyczne zdarzenia, że materia faktów była dla pisarza w procesie twórczym stałym punktem odniesienia. Truizmem będzie stwierdzenie, że najbardziej przerażające scenariusze pisze właśnie życie, ale cóż poradzić, w tym przypadku trudno cokolwiek innego, tak trafiającego w sedno, powiedzieć.
Justyna Anna Zanik
Oceny
Książka na półkach
- 691
- 591
- 201
- 15
- 12
- 11
- 9
- 9
- 8
- 8
Opinia
"Myślenie odtwórcze"
Kolejna książka z serii "Na F/aktach i kolejny niewypał, choć niewypał, co warto podkreślić, całkiem nieźle skonstruowany. Że Hubert Klimko-Dobrzaniecki umie pisać, to wiedziałam już po zapoznaniu się z dwoma jego opowiadaniami: "Krysuvik" i "Dom Róży", "Preparatorem" tylko to potwierdza. Ale co z tego, że umie? Wojciech Kuczok też umie, a popełnił "Czarną". Sam fakt, że obaj, nie najgorsi przecież pisarze ponoszą porażkę, o czymś świadczy. Początkowo myślałam, a raczej winą obarczałam: i ich, i siebie. Ich - za to, że możliwości pisarskie nie pozwalają na udźwignięcie tematu, siebie - że jestem chodzącą encyklopedią polskiej kryminologii i wszystkie te opisywane zbrodnie są mi bardziej lub mniej znane, przynajmniej na tyle, że łatwo mi oddzielić fikcję literacką od autentycznych wydarzeń. Wytłumaczenie całkiem zgrabne, ale nie do końca satysfakcjonujce. Mamy przecież "Inną duszę" Łukasza Orbitowskiego. Oczywiście, można by to podpiąć pod zasadę: wyjątku potwierdzającego regułę. Można by, ale to byłby jedynie zgrabny i niepotrzebny unik, tym bardziej że chyba już wiem, co jest nie tak z tą serią, a że coś jest nie tak, to nie ulega wątpliwości. Skąd taki wniosek? Ano stąd, że czytając "Czarną", czytając "Preparatora", czytając "I odpuść nam nasze..." Janusza Leona Wiśniewskiego (pomijam w tym miejscu odmienny styl) mam wrażenie, że czytam jedną i tę samą książkę, więcej: czytam książkę, która wpisuje się w jeden z dwóch ogólnonarodowych światopoglądów, wykrystalizowanych na przestrzeni kilkunastu lat i którym to trzeba z maniakalnym uporem się dzielić wszędzie tam, gdzie to tylko możliwe, a nawet tam, gdzie to jest niemożliwe. Chyba muszę w tym miejscu zaznaczyć, by zostać dobrze zrozumianą, że nie odbieram nikomu prawa do własnego, czy nie do końca własnego, ale z takich czy innych powodów przyjętego, a może narzuconego odgórnie światopoglądu. Nie obchodzi mnie to, w co, kto wierzy, kogo popiera, przed kim klęka na kolana, a do kogo odwraca się plecami. Sięgam po te książki, naiwnie wierząc, że autorzy są na tyle samodzielni intelektualnie, że nie potrzebują uciekać się do propagandy (a w tych kategoriach postrzegam nakreślone tła tych opowieści; tła, które spychają właściwy temat na boczny tor lub całkowicie go wykolejają), zwłaszcza że podejmowana problematyka tego nie wymaga. Wymaga jedynie porządnego zgłębienia dostępnych materiałów (już samo to, że autor może wcielić się w policjanta, prokuratora, sędziego, psychologa sądowego, dziennikarza śledczego jest przecież samo w sobie fascynujące, a przynajmniej takie powinno być, zwłaszcza dla osoby spoza tego kręgu zawodowego), wyobraźni i warsztatu pisarskiego na przyzwoitym poziomie. Tylko tyle, ale wychodzi na to, że aż tyle. Po co zgłębiać, po co, niezglębialne uzupełniać własną wyobraźnią, jak można czytelnika poczęstować sieczką propagandową. W końcu ci z przeciwnego obozu też tak robią, więc siłą rzeczy grzechem byłoby nie skorzystać z okazji. I w ten sposób (zarówno jedna, jak i druga strona) częstuje czytelników coraz bardziej trudnymi do przełknięcia zakalcami. No bo ileż można czytać, o tym samym i to niezależnie od tego, czy jest się klerykałem, antyklerykałem, ateistą, agnostykiem, katolikiem, zwolennikiem tej czy innej opcji politycznej etc., etc. Takie taniutkie i zupełnie niepotrzebne szukanie, uwypuklanie i wyolbrzmianie różnic między ludźmi, dzielenie ich na wrogie sobie obozy i próby przeciągnięcia ich na swoją stronę, bo "swoja" równa się jedynie właściwa.
Klimko-Dobrzaniecki - jak podkreślił w jednym z wywiadów - chciał pisać o zupełnie innej sprawie, ale ze względu na utajnienie dokumentów musiał zrezygnować i tym sposobem jego wybór padł na Adama D., brutalnego mordercę z Łodzi (wnikliwych czytelników zachęcam, jak zwykle zresztą, do zapoznania się z artykułami prasowymi, na ich podstawie spokojnie można ustalić, co jest fikcją, a co dokumentem, a co za tym idzie zobaczyć, ile autor włożył wysiłku w przedzieranie się przez przebogaty materiał źródłowy). Zbrodnia jak to często bywa, ale jak to często trudno ludziom zaakceptować (zazwyczaj chcemy dostać odpowiedź na pytanie: dlaczego?), niczym szczególnym się nie wyróżniała, spośród innych podobnego typu zbrodni. No, może oprócz tego, że: sprawca był wyjątkowo brutalny, z ofiarami łączyły go więzi rodzinne, jego zachowanie po dokonaniu morderstw przeczyło linii obrony o rzekomym działaniu pod wpływem silnego wzburzenia. Co niektórzy owej dziwności mogą upatrywać w wykonywanym zawodzie (preparator medyczny) i tym, że sprawca przynależał do Chrześcijańskiego Zboru Świadków Jehowy (w końcu myślenie stereotypami nie wymaga myślenia). Klimko-Dobrzanieckiemu daje to okazję do skrytykowania... (ależ niespodzianka!) polskiego hipokryzją podszytego katolicyzmu. Forma dialogu, a w zasadzie monologu, bo rola słuchacza ma tu marginalne znaczenie (a szkoda, bo można było ów zabieg lepiej wykorzystać) pozwala na takie czy inne dygresje. Trzeba oddać sprawiedliwość, że autor zgrabnie składa je w całość, tylko, że ta całość nie przekonuje, głównie z jednego powodu (ten sam błąd pojawia się też i u Kuczoka, i u Wiśniewskiego): autor usilnie próbuje "uczłowieczyć" sprawcę. To akurat samo w sobie chwalebne założenie (ach, ta banalność zła) prowadzi zwykle do "odczłowieczenia" ofiar. U Klimko-Dobrzanieckiego schemat jest prosty. Sprawca zabija, bo: żyje w katolickim kraju, miał może nie najgorsze, ale też nie najlepsze dziecinstwo (dominująca matka i faworyzowanie przez nią siostry); zmienił się ustrój polityczny (kiedyś żyło się prościej, łatwiej, lepiej), a w nowym ustroju trudno mu się odnaleźć; w młodości przeżył nieszczęśliwą miłość; związek małżeński nie okazał się zbyt satysfakcjonujący, zwłaszcza seksualnie; nie udało mu się zrealizować swoich zawodowych marzeń; przytłoczyła go szara, nudna rzeczywistość, którą "ubarwiała" jedynie praca i spotkania z siostrą (o szczegółach tych "ubarwień" nie napiszę, bo zdradziłabym zbyt wiele, napomknę jedynie, że za mocno autor pofolgował swojej wyobraźni).
Czy udało mu się uzyskać zamierzony efekt, tj. czy czytelnik mógłby do pewnego momentu utożsamiać się z bohaterem książki i wierzyć, że odpowiedzialność za zło ponosi nie tylko sam sprawca, ale społeczeństwo (pomijam fakt, że w rzeczywistości Adam D. został skazany na dożywocie, a sąd nie uwzględnił żadnych okoliczności łagodzących, pomijam fakt, że motywy sprawcy są nadal nieznane i kryją się w zdaniu "coś we mnie pękło", pomijam fakt, że nie doszło do spotkania autora z Adamem D.) Nie. To zgrabnie napisana, ale mało przekonująca historyjka, z mniej lub bardziej interesującymi i pasującymi do tematu dygresjami.
Sięgając po tę serię liczyłam, że autorzy będą trzymać się ściślej dokumentu, a miejsca, w których dokument milczy uzupełni pisarska wyobraźnia. Co dziwne, wyobraźnia nie dość, że dominuje w tych utworach, to dodatkowo jest mało twórcza.
"Myślenie odtwórcze"
więcej Pokaż mimo toKolejna książka z serii "Na F/aktach i kolejny niewypał, choć niewypał, co warto podkreślić, całkiem nieźle skonstruowany. Że Hubert Klimko-Dobrzaniecki umie pisać, to wiedziałam już po zapoznaniu się z dwoma jego opowiadaniami: "Krysuvik" i "Dom Róży", "Preparatorem" tylko to potwierdza. Ale co z tego, że umie? Wojciech Kuczok też umie, a popełnił...