Bardzo martwy sezon. Reportaże naoczne
- Kategoria:
- reportaż
- Seria:
- Reportaże
- Wydawnictwo:
- Wielka Litera
- Data wydania:
- 2016-02-17
- Data 1. wyd. pol.:
- 2016-02-17
- Liczba stron:
- 408
- Czas czytania
- 6 godz. 48 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788380320734
- Tagi:
- reportaż prowincja
Oto mrożące krew w żyłach historie o Polsce, która siedzi z piwem w ręce i pilotuje telewizor.
Marcin Kołodziejczyk jest specem od Polski – zarówno tej prowincjonalnej, jak i wielkomiejskiej. Pierwszą portretował w docenionym zbiorze tekstów „B. Opowieści z planety prowincja”. Pod podszewkę wielkomiejskiej klasy średniej zaglądał w świetnie przyjętej „Dysforii. Przypadkach mieszczan polskich”, książce badającej horyzonty życiowe, mentalne i językowe nowych „strasznych mieszczan”.
„Bardzo martwy sezon” to reporterska opowieść o szansach utraconych i tych nigdy nie zyskanych. Zachwyca precyzją i wnikliwością. Z pozornie mało znaczących historii codziennego życia i drastycznych sensacji, którymi żyła cała Polska, wyłania się gorzka prawda o nas samych i o naszym kraju. Kołodziejczyk kolejny raz udowadnia, że jest jedną z najjaśniejszych gwiazd polskiego reportażu.
Teksty w jego nowej książce układają się w opowieść o tym, jak Polska stara się być częścią bogatego i kulturalnego Zachodu, ale często znajduje się gdzieś indziej - wszędzie i nigdzie, w toku wiecznej zmiany. To oda do niedziania się wielkich rzeczy i do codzienności, a czasem jednak do rzeczy najistotniejszych. Bo najbardziej tajemnicze jest stawanie się, a nie osiąganie celów.
Wiejskie klany skłócone tajemniczą śmiercią młodego chłopaka, mężczyźni pijący pod sklepem nalewkę Ambasador za 6,50 zł, młodzież, która ucieczki od nudnej codzienności Więcborka szuka w podnoszeniu ciężarów, powiatowi aktorzy porno, bywalcy dyskoteki w popegeerowskiej wsi, ale też dziewczyny z wielkiego miasta, które chcą robić teatr alternatywny – oto bohaterowie książki Marcina Kołodziejczyka. Reporter znajduje ich na obrzeżach głównego nurtu życia, gdzie nie docierają kamery telewizyjne. Podsłuchuje swoich bohaterów zarówno pod wiejskim sklepem, jak i na berlińskim dworcu. Ich głosy tworzą nieoczywisty, choć prawdziwy obraz Polski.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Polska numer B
Jak to dobrze, że są książki. Jak to dobrze, że są takie książki, które składają się z tekstów prasowych, które zbierają felietony i reportaże z wielu lat. Gazet dziś mało kto czyta, starych gazet zupełnie nikt, a taka lektura jest jak wejście po raz drugi do tej samej rzeki, opis świata, który przeminął, ale który stworzył ten nasz dzisiejszy. Czy ten obecny świat jest lepszy? Nie wiemy, ale z tych starych reportaży dowiadujemy się, że ten miniony nie był taki zły, gdy spojrzeć nań z dystansu. Tak jest w przypadku książki Marcina Kołodziejczyka „Bardzo martwy sezon”, zbioru reportaży, które pierwotnie ukazywały się w rubryce „Na własne oczy” Tygodnika Polityka w latach 2000-2014.
Ciekawi mnie inspiracja Kołodziejczyka dla jego reportaży. Pierwszy tekst prezentowany w książce pochodzi z 2000 roku, natomiast w 1998 roku powstał film dokumentalny Ewy Borzęckiej zatytułowany „Arizona”. Film przedstawiał mieszkańców popegeerowskiej wsi Zagórki, którzy czekają na Godota i spożywają wino marki „Arizona”. Ten reporterski dokument stał się inspiracją dla wielu dzieł. Mówiąc, że stał się inspiracją, mam na myśli to, że był pierwszy. Później powstawały takie filmy jak na przykład „Pieniądze to nie wszystko” Machulskiego czy „Zmruż oczy” Jakimowskiego (zresztą o aktorze innego filmu Jakimowskiego „Sztuczki” jest jeden z reportaży „Bardzo martwego sezonu”),gdzie wyrażona została już swego rodzaju moda, by ludzie kultury i biznesu nieśli swój kaganek oświaty i postpozytywistycznie ulepszali, edukowali, naprawiali polską wieś. Reportaże Kołodziejczyka idą tym tropem.
„Sceny kulturalne we wsi mazurskiej”, „Pod sklepem”, „Porno dla ubogich”, „Opakuj i sprzedaj swoją wieś” to tylko niektóre tytuły tych reportaży. Już one wprowadzają nas w świat prowincjonalnych tematów, które zawsze polskiego czytelnika będą cieszyć, bo „wsi spokojna, wsi wesoła” jak wiadomo z serialu „Ranczo”. W tych reportażach jest nadzieja i beznadzieja, jest dobro i małe, wredne wiejskie zło, jest inny, zacofany świat jak z kart Stasiuka i jest pragnienie zmiany i nowoczesności.
Teksty, składające się na ten tom, nie są poświęcone jedynie tematyce wiejskiej. Pojawia się tutaj także krajobraz postindustrialnych zgliszcz, pozostałych po upadłych zakładach, które także są widmami słusznie minionego okresu PRL. Zawsze za tymi obrazami stoi pytanie, co się tutaj wydarzy, co będzie dalej. Kołodziejczyk w kilku tekstach podąża śladem ludzi, którzy ruszają z miejsca, podróżują, by odnaleźć swoje nowe miejsce w życiu, by wyrwać się z beznadziei, która może i jest poetycka, ale tylko dla kogoś, kto patrzy na to z boku. „Z daleka widok jest piękny” - tak zatytułował swój film o polskiej wsi Wilhelm Sasnal i to jest dobry tytuł.
Tak już mam, że jak film lub książka jest o wsi to jestem kupiony. „Chłopów” czytałem trzy razy, a „Ziemia obiecana” to była droga przez mękę. Kocham „Wesele” Wyspiańskiego, Wajdy i Smarzowskiego. Jestem typische polnische redneck, który inhaluje się disco-polo, klubami bara bara riki tiki tak, statuą ze Świebodzina, Radiem Maryja, Sanktuarium w Licheniu i całym tym pisowskim wstrząśniętym niezmieszanym folklorem Polski numer B, C, a nawet D. To dlatego lektura reportaży Marcina Kołodziejczyka sprawiła mi dziką rozkosz. I wszystkim tym, którzy kochają polskie antysielanki książkę tę polecam i zachwalam.
Tylko jak czerw drąży me mroczne korytarze pytanie, po co polski inteligent, literat jedzie na wieś? Zobaczyć tę prawdę polską i siermiężną, zmierzyć się z nią i z samym sobą? A może wybić się na fejmie polskiej wiochy? Czepiam się, bo „Bardzo martwy sezon” to dobra literacka robota, a to przecież najważniejsze.
Dobrze się stało, że takie teksty trafiają do książek, dobrze się dzieje, że możemy powrócić do tych lat całkiem niedawnych ale przecież odległych, by zobaczyć jak zmienił się polski krajobraz. Takie spojrzenie z dystansu ma dużą moc i dużo potrafi nam uświadomić.
Sławomir Domański
Oceny
Książka na półkach
- 450
- 332
- 83
- 13
- 11
- 8
- 7
- 6
- 6
- 6
OPINIE i DYSKUSJE
teksty kołodziejczyka oscylują wokół naszego kraju i polskości jako-takiej. są nierówne i mocno od siebie oderwane, bo zostały wydane jako książka, choć są zamkniętymi całościami jako teksty prasowe. napisane na przestrzeni lat 2000-2014 dziś się już zestarzały, ale coś nie gra nawet wtedy, gdy odpuścimy sobie porównania z latami bieżącymi.
po pierwsze: czuć, że autor ma proste przekonanie — polskość jest przaśna, wstydliwa, boleśnie niedoganiająca zachodu. jedzie więc badać ją na prowincję, gdzie znajduje historie wyłącznie tę tezę potwierdzające. jest opowieść o bezdomnym dziecku zbierającym puszki, żeby utrzymać niezaradnych rodziców, o hotelu robotniczym dla słabo opłacanych pielęgniarek, o bezdomnych emigrantach, którzy muszą się odnaleźć w innym kraju, o pracy listonosza. owszem: niektóre nasze cechy narodowe zostały słusznie zauważone i cynicznie opowiedziane, ale teksty same w sobie są płaskie i pobieżne. po drugie: brakuje w nich tła kulturowego, wyjaśnienia choć jednego zjawiska tej prowincjonalnej współczesności. dlaczego autor uważa, że w polskości są ci, którzy reprezentują ją lepiej od pozostałych? z czego mogą wynikać ewentualne rozbieżności? chłopacka gawęda patrzącego z politowaniem mieszkańca większego miasta wydaje mi się tutaj wyjątkowo krzywdząca. pojawia się egalitaryzm, wybiórczość, łatwizna. przykłady potwierdzają tezę, ale w żaden sposób autor sam jej już nie pogłębia. choć książka ma tłumaczyć polską mentalność, pokazuje tylko wąski horyzont reportera.
teksty kołodziejczyka oscylują wokół naszego kraju i polskości jako-takiej. są nierówne i mocno od siebie oderwane, bo zostały wydane jako książka, choć są zamkniętymi całościami jako teksty prasowe. napisane na przestrzeni lat 2000-2014 dziś się już zestarzały, ale coś nie gra nawet wtedy, gdy odpuścimy sobie porównania z latami bieżącymi.
więcej Pokaż mimo topo pierwsze: czuć, że autor ma...
Ta książka jest LUDZKA. I to jest jej siła, bo przy bardzo zręcznym warsztacie autora, jest też niezwykle autentyczna. Po prostu szczerze wierzy się w to, co jest tam napisane. Czyta się to przy tym dość lekko, bo poszczególne rozdziały są długości artykułów w Polityce.
Ta książka jest LUDZKA. I to jest jej siła, bo przy bardzo zręcznym warsztacie autora, jest też niezwykle autentyczna. Po prostu szczerze wierzy się w to, co jest tam napisane. Czyta się to przy tym dość lekko, bo poszczególne rozdziały są długości artykułów w Polityce.
Pokaż mimo toTrzeba mieć dobry wzrok, dobry słuch i dobre pióro, żeby być dobrym reporterem. Najczęściej potrzebny jest również dobry (sprawny) samochód i (jednak) dobre buty. Marcin Kołodziejczyk wszystko to ma. Nie jestem pewna, co do samochodu, ale reszta się zgadza.
Ta książka to taka mozaika. Kalejdoskop, jeśli ktoś woli. Nie może być inaczej skoro jest to zbiór reportaży z dobrych kilku lat. Jest i 2006 i 2009, 2011 i 2014. I jest prowincja – słowo o zabarwieniu pejoratywnym w odbiorze większości. Tylko, że prowincja to my.
„ W Pokrzywnie uważa się o Unii, że raczej nie rozumie delikatnych kontekstów codzienności” mówi jeden z bohaterów, jednego z reportaży. W Pokrzywnie, wtedy…, ale gdyby tę „Unię” zamienić na „Świat”, a Pokrzywno na „u nas” – to nadal wszystko by się zgadzało.
A Kołodziejczyk w te konteksty wchodzi i rozumie.
Inny mój ulubiony cytat to „ (…) ale w 1989 zaatakowała wolność (…)” i jeśli chcecie wiedzieć, rozumieć co się wtedy działo to czytajcie.
I nie uważam, żeby tak bardzo się to wszystko zdezaktualizowało. To o ludziach jest, nie tylko o wydarzeniach. Ludzie się nie dezaktualizują.
Miłośnicy efektownych cytatów - kajecik, ołówek i notować! Można potem zabłysnąć w towarzystwie. Takim przy piwie zwłaszcza
Więc jeszcze raz - czytajcie
Trzeba mieć dobry wzrok, dobry słuch i dobre pióro, żeby być dobrym reporterem. Najczęściej potrzebny jest również dobry (sprawny) samochód i (jednak) dobre buty. Marcin Kołodziejczyk wszystko to ma. Nie jestem pewna, co do samochodu, ale reszta się zgadza.
więcej Pokaż mimo toTa książka to taka mozaika. Kalejdoskop, jeśli ktoś woli. Nie może być inaczej skoro jest to zbiór reportaży z...
Jest to zbiór , wybór reportaży zamieszczanych na przestrzeni kilku lat w "Polityce ".
Dzięki nim możesz być wszędzie . Tym razem jest to polska prowincja ( polska współczesność prowincjonalna - jak to ujął sam autor ) , nie licząc krótkiego wypadu do Berlina .
Poznajemy ludzi , naszych rodaków , sąsiadów , a może i nas samych z naszymi pasjami , problemami , wzlotami i upadkami. Niby różnorodnie i kolorowo , a jednak monochromatycznie i raczej smutno.
Prawdziwy obraz naszego życia , realne spojrzenie na nas , bez filtrów i fotoszopa ( sic!) .
Porusza i daje do myślenia .
Jest to zbiór , wybór reportaży zamieszczanych na przestrzeni kilku lat w "Polityce ".
więcej Pokaż mimo toDzięki nim możesz być wszędzie . Tym razem jest to polska prowincja ( polska współczesność prowincjonalna - jak to ujął sam autor ) , nie licząc krótkiego wypadu do Berlina .
Poznajemy ludzi , naszych rodaków , sąsiadów , a może i nas samych z naszymi pasjami , problemami , wzlotami i...
Teksty bardzo nierówne, choć niektóre naprawdę celne i warte przeczytania.
Teksty bardzo nierówne, choć niektóre naprawdę celne i warte przeczytania.
Pokaż mimo toNie czytałem poprzednich książek tego autora, więc nie mam porównania czy lepsza, czy gorsza od nich. Same reportaże może i trochę straciły na aktualności, wszak opisują zdarzenia sprzed 20-30 lat. Nie przeszkadza mi też ciut przygnębiający klimat zbioru, ale taka była rzeczywistość czasów transformacji i tuż po niej, więc trudno o jakiś przesadny optymizm przy ich opisie. Dla mnie styl autora jest dość ciekawy i przystępny. Całkiem dobrze się to czytało.
Nie czytałem poprzednich książek tego autora, więc nie mam porównania czy lepsza, czy gorsza od nich. Same reportaże może i trochę straciły na aktualności, wszak opisują zdarzenia sprzed 20-30 lat. Nie przeszkadza mi też ciut przygnębiający klimat zbioru, ale taka była rzeczywistość czasów transformacji i tuż po niej, więc trudno o jakiś przesadny optymizm przy ich opisie....
więcej Pokaż mimo toMoja trzecia po „ B. Opowieściach z planety prowincja” i „Dysforii”. Chyba najsłabsza z tych trzech. Początkowo bardzo wciągająca, z czasem zaczęła być nużąca. Styl idealnie oddaje monotonię i marazm życia w popegeerowskich czasach polskiej wsi, jednak 400 stron pisanych w tym klimacie zdaje się być ciut przesadzone.
Niemniej reportaże/opowiadania(?) świetnie potrafią wprowadzić w ówczesny nastrój i klimat przemian.
W planach mam kolejne książki Marcina Kołodziejczyka do przeczytania.
Moja trzecia po „ B. Opowieściach z planety prowincja” i „Dysforii”. Chyba najsłabsza z tych trzech. Początkowo bardzo wciągająca, z czasem zaczęła być nużąca. Styl idealnie oddaje monotonię i marazm życia w popegeerowskich czasach polskiej wsi, jednak 400 stron pisanych w tym klimacie zdaje się być ciut przesadzone.
więcej Pokaż mimo toNiemniej reportaże/opowiadania(?) świetnie potrafią...
W "Bardzo martwym sezonie" Marcina Kołodziejczyka niestety wszystko poszło nie tak. I nie jest to moim zdaniem wina samego autora, ale przede wszystkim wydawnictwa. Ta książka jest przykładem na to, że nie powinno się łączyć artykułów prasowych z literaturą faktu. Reportaże Marcina Kołodziejczyka na pewno bronią się opublikowane w "Polityce", ale nie bronią się w formie książki. Niespójna forma reportaży, nagłe wrzucanie kolejnych, nowych postaci do fabuły, wybór miejsc totalnie przypadkowy, nielogiczny, niezrozumiały i przede wszystkim umiejscowienie w czasie - lata od 2000 do 2014. Nie da się zespolić rzeczywistości ludzi bez perspektyw w tak rozciągniętej przestrzeni czasowej. Po przeczytaniu "B: opowieści z planety prowincja" spodziewałam się kolejnej, dobrej publikacji, mądrze opisującą rzeczywistość, której często nie znamy. Niestety bardzo się zawiodłam, a wydawnictwo Wielka Litera nigdy nie powinno wydawać książek w całości opartych na tekstach prasowych...
W "Bardzo martwym sezonie" Marcina Kołodziejczyka niestety wszystko poszło nie tak. I nie jest to moim zdaniem wina samego autora, ale przede wszystkim wydawnictwa. Ta książka jest przykładem na to, że nie powinno się łączyć artykułów prasowych z literaturą faktu. Reportaże Marcina Kołodziejczyka na pewno bronią się opublikowane w "Polityce", ale nie bronią się w formie...
więcej Pokaż mimo toKsiążka „Bardzo martwy sezon” jest to zbiór 27 reportaży, opowiadających o różnych zdarzeniach, odbywających się w różnych miejscach i w różnym czasie. Wszystkie sytuacje dzieją się w Polsce, między 2000 a 2014 rokiem.
Jeśli chodzi o tematykę przedstawionych przez autora sytuacji, to rzeczywiście, są to zdarzenia które dotyczą garstki osób, lub lokalnych wydarzeń – nie są to tematy dotyczące spraw oddziałujących na ludzi w skali międzynarodowej lub globalnej. Czy są to sprawy ważne, czy warte uwagi… no cóż na pewno dla kogoś tak. Czy zainteresują czytelnika – to sprawa indywidualna.
Moje odczucia w stosunku co do tej książki są mieszane. Nie chcę ujmować ważności spraw, które zostały tu przedstawione, ale nie zawierają informacji, które w jakiś sposób by mną wstrząsnęły, lub w jakikolwiek sposób byłyby ze mną powiązane. Większość przeczytanych historii zdążyły się już trochę zatrzeć w mojej pamięci, a przecież dopiero co skończyłam czytać tę książkę. Myślę że zebrane teksty znacznie bardziej bronią się w formie reportaży zamieszczonych w rubryce „Na własne oczy”, w tygodniku „Polityka”, niż w formie książkowej.
Największe zastrzeżenia mam do formy, w której autor przedstawił opisywane zdarzenia. Choć nie znajdziemy tu wprost rzuconych ocen lub opinii, wszystkie zdarzenia, czy to patologiczne czy też nie, przedstawione są w negatywnej tonacji. Nie wiem czy to tylko moje odczucia, ale autor zdarzenia opisywał tak, iż bohaterowie przedstawiani byli jako małomiasteczkowi, zaściankowi, nieobyci, niezbyt inteligentni ignoranci opisani lekko sardonicznie, przez człowieka patrzącego z inteligenckiego piedestału. Nie jest to tożsame z moim podejściem do życia, przeszkadzało mi to bardzo w odbiorze tekstu i sprawiało, że lektura książki męczyła mnie i nużyła – i jest to moim zdaniem najgorszy aspekt „Bardzo martwego sezonu”.
Cóż więcej dodać. Doceniam wartość książki jako zbioru reportaży – jednak tematyka, nad którą pochyla się autor, a przede wszystkim pryzmat, przez który widzi opisywane zdarzenia oraz ludzi sprawia, że nie mam wielkiej ochoty zapoznawać się z innymi jego tekstami.
Książka „Bardzo martwy sezon” jest to zbiór 27 reportaży, opowiadających o różnych zdarzeniach, odbywających się w różnych miejscach i w różnym czasie. Wszystkie sytuacje dzieją się w Polsce, między 2000 a 2014 rokiem.
więcej Pokaż mimo toJeśli chodzi o tematykę przedstawionych przez autora sytuacji, to rzeczywiście, są to zdarzenia które dotyczą garstki osób, lub lokalnych wydarzeń – nie są...
Ciężko się to czyta, ale może tak miało być.
Może ciężko, nie dlatego ,że styl pisania nudnawy, jakby na odpierdziel...a może ciężko, bo gdzieś z tyłu głowy kołacze myśl,że niektórzy mają takie życie i że w tej naszej Polsce tak naprawdę jest nieciekawie, tylko trzeba zejść z utartych szlaków i spojrzeć tam gdzie "turyści się nie zapuszczają".
M.
Ciężko się to czyta, ale może tak miało być.
Pokaż mimo toMoże ciężko, nie dlatego ,że styl pisania nudnawy, jakby na odpierdziel...a może ciężko, bo gdzieś z tyłu głowy kołacze myśl,że niektórzy mają takie życie i że w tej naszej Polsce tak naprawdę jest nieciekawie, tylko trzeba zejść z utartych szlaków i spojrzeć tam gdzie "turyści się nie zapuszczają".
M.