Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez. Powieść mińska
- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- Аўтамат з газіроўкай з сіропам і без
- Wydawnictwo:
- KEW
- Data wydania:
- 2015-02-19
- Data 1. wyd. pol.:
- 2015-02-19
- Liczba stron:
- 244
- Czas czytania
- 4 godz. 4 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788378931133
- Tłumacz:
- Jakub Biernat
- Tagi:
- komunizm literatura białoruska manipulacja Mińsk młodzieńczy bunt Nikita Chruszczow opozycja polityka przemoc przyjaźń wspomnienia ZSRR
- Inne
„Złoty pył młodości, który rozprzestrzenia się w przenikniętej światłem przestrzeni mińskiej powieści Uładzimira Niaklajewa, jest esencją tej książki. Nawet jeśli nie wszystko było tak, jak opisał to autor, jednak ten romantyzm naszej młodości, czystość naszych porywów, przyjaźń, miłość, muzyka, poezja – wszystko było właśnie takie. I oprócz smaku wody gazowanej z syropem, czytając powieść, poczułem jeszcze smak tamtego powietrza – w Mińsku początku lat sześćdziesiątych, „ostatnich lat odwilży, której wiosenny zapach dotarł już z Moskwy do Mińska (…)”.
Z posłowia Wiktara Ledzieniewa
Uładzimir Niaklajeu – białoruski poeta, prozaik, opozycjonista, kandydat na prezydenta Białorusi w wyborach w 2010 roku.
Laureat Nagrody im. Jerzego Giedroycia za najlepszą książkę prozatorską w języku białoruskim w 2012 roku za powieść „Automat na wodę gazowaną z syropem i bez. Powieść mińska". Dotychczas po polsku wyszedł tom jego wierszy „Poczta gołębia" w tłumaczeniu Adama Pomorskiego (Wydawnictwo KEW, 2011).
„Automat..." jest pierwszą powieścią Niaklajewa przełożoną na język polski.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Dzieci przegranej rewolucji
Na początku tej recenzji powrócę do pytania, które – w zatrzęsieniu skróconych opisów, wszędobylskich blurbów i okładkowych komentarzy, udających recenzje streszczeń – często pomija się podczas mówienia o książkach, mimo że jest ono fundamentalne. O czym jest „Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez. Powieść mińska”?
Odpowiedź zacznę od tytułu, bo ten jest zarówno oryginalny, jak i długi, opisowy, a w dodatku bardzo mocno współgrający zarówno z treścią, jak i problematyką (tak!) powieści. Uładzimir Niklajeu rzeczywiście pisze o stojącym na jednej z mińskich ulic automacie, do którego można było pójść, aby kupić wodę gazowaną. I choć podobno do wody tej można było zażyczyć sobie syropu, to wyduszenie go z przeklętej maszyny bywało niezwykle trudne. Tytułowe urządzenie nie stanowi co prawda centralnego punktu kompozycji, ale doskonale ilustruje jeden z najważniejszych tematów książki – przemijanie, ulotność chwili i bezsensowną walkę. Choć pojawienie się automatu było tylko początkiem problemów, które dotknęły sprzedającego wcześniej wodę z syropem sklepikarza, to Niklajeu ze stonowaną, choć naznaczoną fatalizmem melancholią pyta: na co to komu było? Po co odbierać Sałamonowi Majsiejewiczowi chleb od ust, po co niszczyć jeden z symboli Mińska – choćby i był to symbol ważny tylko dla parunastu osób – skoro nikomu na zimnej i milczącej obecności maszyny nie zależy? Pisarz z lirycznym zrezygnowaniem sprowadził walkę nowego ze starym do bardzo niepokojącej, choć niby banalnej sytuacji: na rogu staje nagle nowoczesny automat. I nie działa.
Choć „Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez” jest powieścią bardzo krótką, to obraz młodości oglądany przez soczewkę starości stanowi zaledwie część jej problematyki. Dla wielu czytelników z pewnością ważniejsze będą jej bliskie związki z historią Białorusi. Szybko okazuje się, że grupa młodych ludzi skupionych wokół afery z automatem wcale nie stanowi wzorowych obywateli ZSRR. Mimo iż wcale nie mają w planie walki z ustrojem (no, z jednym wyjątkiem), ustrój postanawia walczyć z nimi – minimalna dawka młodzieńczej ciekawości wystarczy, aby rozwścieczyć urzędniczego potwora. Początkowo wszystkie perypetie bohaterów wydają się romansować z absurdem: kagebista nazywa się przyjacielem ludzi, których aparat władzy karze za każde najmniejsze odstępstwo od normy, co chwila tłucze się ze wzdychającym do tej samej dziewczyny przedstawicielem szczeniackiej kontrkultury; członkiem ich kliki jest szczerze wierzący w komunizm Amerykanin Alik, a w końcu część postaci trafia do psychiatryka i na plan filmowy… Prawdziwym szokiem jest moment, w którym tak wiele z tych zdarzeń okazuje się prawdą: o zbrodniczej działalności KGB Uładzimir Niklajeu jako kontrkandydat Aleksandra Łukaszenki może wypowiadać się z całą pewnością, a mińska opozycja – czasem dojrzała, czasem realizująca się w głupich porywach nastolatków – rzeczywiście walczy o najmniejsze strzępy wolności od niepamiętnych czasów. Och, byłbym zapomniał: wspomniany już Alik znany był pod tym imieniem tylko w czasie swojego sowieckiego epizodu, bo naprawdę nazywał się Lee Harvey Oswald. Stronice powieści pełne są bohaterów barwnych, niezwykłych, zaskakujących – a o ich młodzieńczych losach opowiada człowiek doprawdy nietuzinkowy.
„Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez” to powieść, którą przeczytać powinni wszyscy zainteresowani losami obszaru postradzieckiego i jednego z jego najgorętszych punktów: Białorusi. Tekst Niklajeu ma wielką wartość historyczną, a przy tym jest wyrafinowany pod względem literackim – warto zmierzyć się z jego lekturą.
Bartosz Szczyżański
Książka na półkach
- 121
- 50
- 13
- 5
- 3
- 2
- 2
- 2
- 2
- 2
Opinia
W zasadzie należy to raczej do rzadkości, kiedy poeta, zaczynający pisać prozę okazuje się być również utalentowanym prozaikiem. Uładzimir Niaklajeu (ur. 1946) większym prozatorskim utworem „Łabuch” (Grajek), debiutował dosyć późno, bo w roku 2003, po powrocie z emigracji w Finlandii, gdzie zresztą książka powstała. Jednakże na potrzeby prozatorskiego debiutu w Polsce wybrana została inna powieść, pod poetyckim tytułem „Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez” (2012), w świetnym, nawiasem mówiąc, tłumaczeniu Jakuba Biernata.
Autor opisuje Mińsk lat sześćdziesiątych XX w., wówczas stolicę Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, a zatem czasy swojej młodości. Prototypami większości bohaterów książki są przyjaciele i znajomi alter ego autora, których zresztą przez dziwnie brzmiące ksywy i imiona nie sposób wszystkich zapamiętać, nawet będąc przyzwyczajonym do imion w białoruskim brzmieniu. Niaklajewowi udaje się to, co nie udaje się wielu autorom piszącym o komunizmie (np. Swietłanie Aleksijewic) mianowicie ukryć sentyment do tamtych czasów. U Niaklajewa przeszłość w zasadzie harmonijnie zlewa się z teraźniejszością, nawet toponimika ówczesnego Mińska do dziś pozostaje bez większych zmian, a historie z młodości zaczynają coraz bardziej przeplatać się z historią najnowszą, czyli kandydowaniem Nieklajewa w ostatnich wyborach prezydenckich, w 2010 roku. Jego pobicie w dzień wyborów, późniejsze zniknięcie i długi, przynajmniej jak na dzisiejsze standardy areszt, zaczynają paralelnie współgrać z młodzieńczym uczestnictwem w fikcyjnej antyrządowej grupie, planującej zamach na Chruszczowa i innymi perypetiami szalonych lat 60.
Niektórym pisarzom, jak na przykład Sergiuszowi Piaseckiemu, znacznie lepiej wyszło pisanie o rzeczach które im się przydarzyły. „Powieść mińska”, a taki jest podtytuł utworu, i autobiograficzność historii wydają się w tym przypadku być dla Niaklajewa przeszkodą. Zwariowane przygody grupy przyjaciół stają się często zbyt hermetyczne, aby mogły zainteresować przypadkowego, tym bardziej, niebiałoruskiego czytelnika. W celu zuniwersalizowania białoruskiej historii autor wplątuję w narrację Lee Harvey Oswalda, późniejszego zabójcę Kennedy’ego. To, że Oswald mieszkał przez jakiś czas w Mińsku jest prawdą, jednak w to, że kiedykolwiek był członkiem ekipy opisywanej przez Niaklajewa, tym bardziej gdy zna się choć trochę ówczesną rzeczywistość, jakoś się jednak wierzyć nie chce, mimo że przynajmniej teoretycznie ich losy mogły się w jakiś tam sposób przeplatać.
Mińsk, jako miejsce akcji, nie dorównuje Joyce’owskiemu Dublinowi ani na chwilę, choć czasami wydaje się być miastem nawet sympatycznym. Lata Chruszczowowskiej odwilży jakoś ciężko opisać wyłącznie z humorem, bądź jedynie z goryczą i osiągnięcie pewnego balansu Niaklajewowi akurat się udaje. Książka nie jest zabawną historią 20latków, nie jest też wiernym opisem przymusowej psychiatrii, która na skalę masową zastąpiła łagry podczas rządów Chruszczowa. Swoista mieszanka śmiechu i goryczy jest czasami bardzo trafiona:
„ - Społeczeństwo jest wydzieloną częścią przyrody – do szafki z książką w ręce podszedł syn Krupskiej i Hitlera. – W tej wydzielonej części są mniejsze wydzielone cząstki. Dlatego towarzysz Lenin dojrzał możliwość zbudowania socjalizmu w konkretnym państwie. A towarzysz Chruszczow – komunizmu w konkretnym szpitalu. W przybliżeniu na dwieście pięćdziesiąt milionów ludzi. Podliczyłem… - wyciągnął z książki papierek – przy normie sześciu metrów kwadratowych na człowieka powierzchnia szpitala komunizmu powinna wynieść jeden miliard pięćset milionów kilometrów kwadratowych. To jeden procent ziemskiego suchego lądu ogółem. W przybliżeniu.”
Młodość zazwyczaj jawi się w różowych barwach, jednak lata 60. są zaledwie o jedno pokolenie oddalone od drugiej połowy lat 30. i naturalne jest, że zbyt kolorowo być po prostu nie powinno. Mimo to atmosfera z ZSRR zaczyna się, choć nieznacznie, zmieniać i dla Niaklajewa tę zmianę uosabia młodzieżowa grupa subkulturowa stiljadzy (której, jak zaznacza tłumacz, w Polsce odpowiadali bikiniarze).
Mimo, że przygody Kostka Worana, Guryka, Edzika, Pułkownika, Wiła i Biga, a także dwóch zmiennych muz towarzystwa, Neli i Asi, są opisane w sposób finezyjny i utalentowany, to autor podjął się chyba jednak zadania zbyt ambitnego: opisania epoki, napisania mińskiej powieści jednocześnie na potrzeby autobiografii, jak również wypełnienia niszy powieści miejskiej w literaturze białoruskiej, a jednocześnie wyniesienia tejże literatury poza kontekst białoruski.
Czytając ma się wrażenie, że do jednego worka wrzucono zbyt wiele: stiljagów, Chruszczowa, Oswalda, mińskich żydów, tatarów, murzyna gwałciciela z Gwinei, Louisa Armstronga, a także tuzin kagebistów, szpiegów i im podobnych. Jak zaznacza autor powieść powstawała w różnych okresach, w 2008, 2009 i 2011 roku i ma to swoje odbicie również w samej strukturze książki. Pierwsza część jest trochę nudnawa. Młodzi bohaterowie powieści chodzą z myślą o dwóch panienkach i popijają wodę mineralną, nieważne z syropem czy bez. Zdecydowanie ciekawiej czyta się o tym, jak jednoosobowy bohater Wieniczka popija coś bardziej konkretnego w „Moskwie-Pietuszki” Jerofiejewa. W drugiej części, napisanej przez Nieklajewa już po burzliwych przejściach osobistych i kampanii prezydenckiej, historia jakby przyspiesza i nabiera polotu. Można odnieść wrażenie, że autor uchwycił coś dotychczas dla siebie nieuchwytnego.
„Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez”, w odróżnieniu od pierwszej, wybitnej zresztą powieści autora, „Łabuch” (Grajek), jest książka dość sztandarową, poprawną powieścią z misją społeczno-literacką. W „Łabuchu” Niaklajeu jest człowiekiem wolnym, wielostronnym pisarzem o mnogich talentach. W „Automacie…”, można niestety dostrzec kandydata, który przegrał, możliwie a priori nierówną, ale walkę ze swoim politycznym przeciwnikiem. Duża ilość panoramicznych zdjęć Mińska jedynie dodaje powieści nieuniknionej szarości. Dużo ciekawiej o czasach komunizmu piszą jednak narody, które w systemie partycypowały, a nie te, dla których Bolszewizm, komunizm a później socjalizm, od samego początku były ciałem obcym.
I może szkoda, że debiutem prozatorskim Niaklajewa w Polsce nie stał się właśnie „Grajek”, ale to akurat "Automat..." ma wszelkie szanse na (choć i sztandarowe i koniunkturalne) uznanie, jeśli na razie nie w całej, to przynajmniej środkowej Europie. Myślę, że powieść będzie prowadzona na przyszłorocznego Angelusa i jako powieść nomenklaturowa, będzie miała wszelkie szanse na jej uzyskanie.
W zasadzie należy to raczej do rzadkości, kiedy poeta, zaczynający pisać prozę okazuje się być również utalentowanym prozaikiem. Uładzimir Niaklajeu (ur. 1946) większym prozatorskim utworem „Łabuch” (Grajek), debiutował dosyć późno, bo w roku 2003, po powrocie z emigracji w Finlandii, gdzie zresztą książka powstała. Jednakże na potrzeby prozatorskiego debiutu w Polsce...
więcej Pokaż mimo to