Zderzenie światów

Okładka książki Zderzenie światów Immanuel Velikovsky
Okładka książki Zderzenie światów
Immanuel Velikovsky Wydawnictwo: Paradigma ezoteryka, senniki, horoskopy
356 str. 5 godz. 56 min.
Kategoria:
ezoteryka, senniki, horoskopy
Wydawnictwo:
Paradigma
Data wydania:
2010-07-09
Data 1. wyd. pol.:
2010-07-09
Liczba stron:
356
Czas czytania
5 godz. 56 min.
Język:
polski
ISBN:
9781906833305
Tagi:
pseudonauka
Średnia ocen

6,8 6,8 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,8 / 10
13 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
612
569

Na półkach:

O bredniopisarstwie tym była mowa przy omawianiu wytworów Menziesa, Geryla i Zillmera.
Podstawowym twierdzeniem jest „przekształcenie komety w planetę” (s. 155).
A planetą tą miała być Wenus (s. 160).
Co jest brednią z uwagi na odmienny skład, masę itp. komet i planet.

„Utrzymujemy”
Jacy my?
„że jedna planeta – Wenus – poprzednio była kometą i że dołączyła do rodziny planet za pamięci ludzkości, oferując tym samym wyjaśnienie, jak powstała jedna z planet. Założyliśmy, że kometa Wenus pochodzi z planety Jowisz” (s. 343)

Mniemane „zostanie planetą przez kometę” wygląda jak przeróbka „porwania Księżyca” Bellamy'ego w gorszym wykonaniu. To „porwanie” Velikovsky też gdzieś tam powielił.

„Greccy autorzy opisali narodziny Ateny (planety Wenus) mówiąc, że wyskoczyła z głowy Zeusa.” (s. 168)
„Afrodyta, bogini Księżyca, chciała wziąć udział w walce, ale Zeus, przewodzący boskiemu Olimpowi, powiedział: "Dzieła wojenne, córeczko, to nie jest twoja dziedzina. Zajmij się lepiej miłością i małżeńskimi sprawami, Ares gwałtowny niech myśli o wojnie oraz Atena." Zatem bóg planety Jowisz upomniał boginię Księżyca aby opuściła pole walki, żeby mogli ją rozstrzygnąć bóg planety Mars i bogini planety Wenus.” (s. 231)
Z czego to „zatem” ? Gdzie Afrodyta jest utożsamiona z Księżycem ? Od kiedy Wenus nie jest Afrodytą ?
Personifikacją Księżyca (w wielu językach, w tym po grecku, rodzaj żeński) była Selene utożsamiana na ogół z Artemidą, czasem z Ateną.
„nazywają go Artemidą i Ateną” ὁμοῦ μὲν Ἄρτεμιν καὶ Ἀθηνᾶν ἀνακαλοῦντας (Plutarch „O obliczu widniejącym na tarczy Księżyca” 5, tłum. Zofia Abramowiczówna) „Księżyc, zwany Ateną i będący nią” τὴν Σελήνην, Ἀθηνᾶν λεγομένην καὶ οὖσαν (tamże 24, zamiast „Księżyc” należało może napisać „Luna”).

„Narodziny Ateny przypisuje się na połowę drugiego tysiąclecia [p.n.e.]. Augustyn napisał: "Minerwa {Atena}, jak podają, pojawiła się... w czasach Ogygesa (Minerva [Athene] is reported to have appeared in the times of Ogyges)". To stwierdzenie, że planeta Wenus zmieniła swój tor i kształt w czasach Ogygesa, znajdujemy w "Mieście Boga", księdze zawierającej cytaty z Varro.” (s. 166, tłumaczenie „miasto” jest mylne)
Tekst ten („De Civitate Dei” 18, 8) brzmi :
Minerva vero longe his antiquior; nam temporibus Ogygi ad lacum, qui Tritonis dicitur, virginali apparuisse fertur aetate, unde et Tritonia nuncupata est; multorum sane operum inventrix et tanto proclivius dea credita, quanto minus origo eius innotuit.
Co znaczy:
„Minerwa jest znacznie dawniejsza od powyższych bogów. Albowiem zjawiła się, jak powiadają, za czasów Ogigiusza, w wieku dziewczęcym, obok Jeziora Trytońskiego; dlatego też nazywa się Trytonia. Wynalazczyni to, jak wiemy, wielu dzieł.” (tłum. Władysław Kubicki) O (braku) wiedzy Augustyna świadczy, że żadna „Trytonia” tylko Τριτυγένεια („Urodzona z Trytona” ?). „Jako miejsce wydarzenia podawano często wybrzeże jeziora Tritonis w Libii, co jednak mogło być szczegółem dopiero wtórnie wywiedzionym ze zdobiącego tradycyjnie (już u Homera) tę boginię epitetu Tritogeneia, wywiedzionym mylnie. W epitecie dźwięczy raczej ten sam pierwiastek trit, który słyszymy w imionach Triton i Amphitrite. Już mówiliśmy, iż jest on może przedgrecki. Niektórzy jednak etymologowie łączą go – w uniwersum indoeuropejskim – ze staroirlandzkim triath, dopełniacz trethan, „morze”; grecki zaś składnik gen oznacza narodzenie.” (Zygmunt Kubiak „Mitologia Greków i Rzymian” rozdział „Atena”) O Jeziorze Tritonis vide „Ocaleni z Atlantydy”.

Gdzie Augustyn utożsamia Atenę z Wenus ? Ani nigdzie.
Gdzie pisze o pojawieniu się Ateny na niebie. Też nigdzie.

„W książce "Miasto Boga" [św.] Augustyna napisane jest: "Z książki Marcusa Varro, zatytułowanej »De vita populi Romani«, cytuję słowo w słowo następujący przykład: »Zdarzył się niezwykły niebiański cud; jako że Castor pisze, iż u świetlistej gwiazdy Wenus, zwanej przez Plauta – Vesperugo, a przez Homera ślicznym Hesperusem, zdarzyły się dziwne cuda, gdyż zmieniła ona kolor, wymiar, kształt, bieg, co nigdy przedtem, ani odtąd się nie zdarzyło. Adrastus z Cyzicus i Dion z Neapolu, sławni matematycy, powiedzieli, że zdarzyło to się za panowania Ogygesa«".” (s. 155)

Jak była mowa przy „Jak przeżyć kataklizm roku 2012” co miało to znaczyć, nie wiadomo. Warron nie pisał jednak o pojawieniu się Wenus.

„Nasza planeta obraca się z zachodu na wschód. Czy zawsze tak było? W czasie tego obrotu z zachodu na wschód widzimy, że Słońce pojawia się na wschodzie i ginie na zachodzie. Czy wschód jest pierwotnym i jedynym miejscem pojawiania się Słońca? Istnieją świadectwa, pochodzące ze wszystkich części świata, że ta strona, która obecnie zwrócona jest ku wieczorowi, kiedyś zwrócona była w stronę poranka.” (s. 111)
Dowód ?
„Otóż, jak opowiadali, podczas tych 11 340 lat nie zjawił się żaden bóg w postaci ludzkiej, ale także ani przedtem, ani później, za dalszych królów Egiptu, jak utrzymywali, nic podobnego się nie zdarzyło. W tym zaś przeciągu czasu, opowiadali, Słońce cztery razy wzeszło nie od zwyczajnej swej strony: gdzie ono teraz zachodzi, stąd dwa razy wzeszło, a skąd teraz wschodzi, tam dwa razy zaszło (ἐν τοίνυν τούτῳ τῷ χρόνῳ τετράκις ἔλεγον ἐξ ἠθέων τὸν ἥλιον ἀνατεῖλαι· ἔνθα τε νῦν καταδύεται, ἐνθεῦτεν δὶς ἐπαντεῖλαι, καὶ ἔνθεν νῦν ἀνατέλλει, ἐνθαῦτα δὶς καταδῦναι)” (Herodot „Dzieje” II, 142 tłum. Seweryn Hammer)
oraz
„Egipcjanie utrzymują, że są najstarszym narodem świata. Według ich kronik godnych wiary do czasów Amazysa panowało 330 królów, a upłynęło ponad 13 000 lat. Przechowała się u nich wiadomość, że od czasu istnienia Egipcjan gwiazdy cztery razy zmieniły swój bieg, a Słońce już dwa razy zachodziło, tam gdzie wschodzi (Ipsi vetustissimi ut praedicant hominum trecentos et triginta reges ante Amasim, et supra tredecim milium annorum aetates certis annalibus referunt mandatumque litteris servant, dum Aegyptii sunt, quater cursus suos vertisse sidera ac solem bis iam occidisse unde nunc oritur)” (Pomponiusz Mela „O położeniu krajów świata” 1, 59 tłum. Marian Golias)

Czego ma to dowodzić ? Słońce rzekomo „wzeszło po innej stronie” zamiast np. od tamtego czasu wschodzi po innej stronie niż przedtem. Herodot czy Mela milczą, czy przy tym miały miejsce jakieś powodzie, trzęsienia ziemi itp.

Zwłaszcza, że dalszy ciąg tekstu Herodota, przez Velikovsky'ego przypadkiem zapewne pominięty, brzmi :
„A jednak nic ze stosunków w Egipcie przez ten czas nie zmieniło się – ani płody ziemi, ani wylewy rzeki, ani choroby, ani wypadki śmierci.”

Zatem pewno zmiana pozornego ruchu Słońca była przenośnią.

Przypomniało mi to, co twierdzić miał Heraklit „Słońce bowiem nie przekroczy swych granic, gdyby zaś chciało, odszukają je Erynie, pomocnice Sprawiedliwości (Ἥλιος γὰρ οὐχ ὑπερβήσεται µέτρα εἰ δὲ µή, Ἐρινύες µιν ∆ίκης ἐπίκουροι ἐξευρήσουσιν)” (Plutarch „O wygnaniu” 11, tłum. Zofia Abramowiczówna)

Bzdury, jakoby w dialogu „Timaios”: „kula ziemska wykonywała różne ruchy ‘do przodu i do tyłu, i znowu na prawo i na lewo, w górę i w dół, wędrując wszędzie, we wszystkich sześciu kierunkach’.” (s. 116) Cytat został oczywiście przekręcony, o czym była mowa przy „Atlantydzie odnalezionej” Menziesa, czerpiącego „wiedzę” z Velikovsky'ego:
„Dusze, wpuszczone w wielki nurt ciała, ani zapanować nad nim nie umiały, ani mu nie ulegały całkowicie, ale gwałtowny prąd je ponosił i one ponosiły, tak że się cała istota żywa poruszała bez porządku, w byle jakim kierunku, szła bez żadnego sensu, a miała wszystkich sześć rodzajów ruchu. Jeden ku przodowi i wstecz i znowu w prawo i w lewo, w dół i do góry i na wszystkie strony chodziły błąkając się w sześciu kierunkach. Bo wielka fala napływała i odchodziła – ta, która pożywienie przynosiła – a jeszcze większy niepokój wywoływały podniety zewnętrzne, kiedy się ciało zetknęło z jakimś ogniem obcym zewnętrznym albo z twardością ziemi, albo ze śliskością wód, albo z pędem wiatrów, które powietrze niosło; wszystko to wywoływało ruchy, które za pośrednictwem ciała celowały i trafiały w duszę.” („Timaios” 43 B, tłum. Władysław Witwicki)

Podobna „wiedza” o kalendarzu Majów:
„Inkowie w Peru, w Ameryce Południowej i Majowie oraz Toltekowie w Ameryce Centralnej wykorzystywali obroty synodyczne Wenus i rok wenusjański jako dodatek do roku słonecznego. Liczyli również lata wenusjańskie grupami, po pięć lat, równych ośmiu latom po 365 dni. Podobnie jak Egipcjanie i Grecy, Majowie liczyli czteroletnimi cyklami od najniższej do najwyższej i od najwyższej do najniższej koniunkcji Wenus.” (s. 187n)
Oczywiście nie „lata Wenus” a okresy synodyczne po 584 dni.
Skąd „cykle czteroletnie” ?
Powołuje się na J. E. Thompson, “A Correlation of the Mayan and European Calendars”, Field Museum of Natural History Anthropological Series, Vol. XVII, przezornie pomijając stronę.
Bowiem próżno tam szukać czegoś choćby zbliżonego.
https://www.mesoweb.com/publications/Thompson/Thompson1927-OCR.pdf

Gdyby chodziło o powtarzanie się co 4 lata pierwszego dnia roku: Bakal, Lamat, Ben lub Eznab (vide komentarz do „Jak przeżyć kataklizm roku 2012”) to i tak związek z Wenus byłby żaden.

Jeszcze bardziej niedorzeczna „wiedza” o kalendarzu egipskim.
„Egipcjanie w drugiej połowie pierwszego tysiąclecia przed naszą erą przestrzegali roku wenusjańskiego. Dekret opublikowany w języku egipskim i greckim, przez zgromadzenie kapłanów, które miało miejsce w miejscowości Kanopus za rządów Ptolemeusza III (Euergetesa) w 239 r. p.n.e., miało na celu reformę kalendarza "zgodnie z obecnym układem świata" i "poprawienie błędów nieba", zastępując rok regulowany przez wschód gwiazdy Izis [Izydy] – a Pliniusz twierdzi, że Izis to planeta Wenus – rokiem regulowanym przez wschód stałej gwiazdy Sotis (Syriusza); tworzy to różnicę jednego dnia w ciągu czterech lat, a więc, jak mówi dekret, "święta zimowe nie powinny wypadać w lecie z powodu zmiany, o jeden dzień na cztery lata, wschodu gwiazdy Izis". Reforma zamierzona przez Dekret Kanopy nie zakorzeniła się, ponieważ ludzie i konserwatyści wśród kapłanów wierzyli w Wenus i obchodzili Nowy Rok oraz inne święta w dniach regulowanych kalendarzem wenusjańskim.” (s. 186n)
Święta w Egipcie był wyznaczane na podstawie heliakalnego wschodu Syriusza, a nie Wenus, i to od tysięcy lat.

„Nic nie jest bardziej nużące, niż wyjaśnianie czegoś, co każdy wiedzieć powinien.” (Leopold Łabędź „Bez złudzeń” Londyn 1989 s. 107)

Platona też do tego zdołał wplątać.
„Platon, opierając się na pracach mędrców egipskich, przypisał potop i pożar świata działaniu ciała niebieskiego, które – zmieniwszy swą ścieżkę – przeszło blisko Ziemi, i nawet wymienił planety jako przyczynę okresowych katastrof nawet świata. Greckim określeniem kolizji planet jest synodos, które, według współczesnego tłumacza, wymaga spotkania w przestrzeni, jak też kolizji planet.” (s. 252 „Plato, on the authority of the Egyptian sages, ascribed the deluge and conflagration of the world to the action of a celestial body that, changing its path, passed close by the earth, and he even pointed to the planets as the cause of periodic world catastrophes. The Greek term for the collision of planets is synodos, which, in the words of a modern interpreter, requires a meeting in space and also a collision of planets” s. 271 wydania z 1950)
Zdanie to brzmi :
ἀληθές ἐστι τῶν περὶ γῆν κατ᾽ οὐρανὸν ἰόντων παράλλαξις καὶ διὰ μακρῶν χρόνων γιγνομένη τῶν ἐπὶ γῆς πυρὶ πολλῷ φθορά
czyli
„prawdą jest zbaczanie ciał biegnących około Ziemi i po niebie, i co jakiś długi czas zniszczenie tego, co na Ziemi, od wielkiego ognia” („Timaios” 22 D tłum. Władysław Witwicki). Brak tam tam „planet” (πλανήτες αστέρες „gwiazdy wędrujące”) czy σύνοδος („zebranie”),po za tym „objaśnienie” tego ostatniego jako „kolizji” jest wybitnie bałamutne.

Nawet nie dziwi mnie, że plącze sprawy dla jego „teorii” obojętne. „Strabon i Pliniusz uważali, że historia Atlantydy była wymysłem starego Platona.” (s. 145 „Strabo and Pliny thought that the story of Atlantis was an illusion of the elderly Plato” s. 153)

Strabon napisał dokładnie na odwrót:
ὀρθῶς κεῖται παρ᾽ αὐτῷ: πρὸς ὃ καὶ τὸ τοῦ Πλάτωνος εὖ παρατίθησιν, ὅτι ἐνδέχεται καὶ μὴ πλάσμα εἶναι τὸ περὶ τῆς νήσου τῆς Ἀτλαντίδος, περὶ ἧς ἐκεῖνος ἱστορῆσαι Σόλωνά φησι πεπυσμένον παρὰ τῶν Αἰγυπτίων ἱερέων, ὡς ὑπάρχουσά ποτε ἀφανισθείη, τὸ μέγεθος οὐκ ἐλάττων ἠπείρου: καὶ τοῦτο οἴεται βέλτιον εἶναι λέγειν ἢ διότι ὁ πλάσας αὐτὴν ἠφάνισεν, ὡς ὁ ποιητὴς τὸ τῶν Ἀχαιῶν τεῖχος.
co znaczy
„[Posejdonios] słusznie postąpił, powołując się na zdanie Platona, że "tradycja dotycząca wyspy Atlantydy może być odbierana jako coś więcej niż zwykła fikcja, ponieważ Solon opowiedział na podstawie autorytetu egipskich kapłanów, że ta wyspa, prawie tak duża jak kontynent, kiedyś istniała, chociaż teraz zniknęła". Uważa, że lepiej to zacytować, niż powiedzieć: mur Achajów.” („Geografia” 2, 3, 6, tłum. Piratka)
Chodzi tu mur z „Iliady” (12, 4n) jako przykład wizji artystycznej wedle Arystotelesa, jednak czy Arystoteles przyrównał Atlantydę do tego muru poozstaje przypuszczeniem, vide
https://www.jasoncolavito.com/blog/strabo-and-aristotle-on-atlantis-what-alternative-historians-dont-know

W innym miejscu Strabon przedstawiając poglądy Eratostenesa pisze „że jeśli ogrom Morza Atlantyckiego (μέγεθος τοῦ Ἀτλαντικοῦ πελάγους) nie przeszkodziłby” można by opłynąć kulę ziemską od Iberii do Indii „chociaż może się zdarzyć, że w tej samej strefie umiarkowanej istnieją w rzeczywistości dwa zamieszkałe obszary (δύο οἰκουμένας εἶναι),a nawet więcej (ἢ καὶ πλείους)” („Geografia” 1, 4, 6 tłum. Piratka). Z pewnością nawiązanie do platońskiego „tamto morze jest prawdziwe i ta ziemia, która je ogranicza całkowicie, naprawdę i najsłuszniej może się nazywać lądem stałym.” („Timaios” 25 A tłum. Witwicki)

W encyklopedi Pliniusza mowa o „in totum abstulit terras primum omnium ubi Atlanticum mare est, si Platoni credimus, inmenso spatio”
czyli
„pochłanianiu lądu przez morze zwłaszcza na wielkiej przestrzeni Morza Atlantyckiego, jeśli wierzyć Platonowi” (2, 92 tłum. Piratka),zdanie wprawdzie warunkowe, lecz gdyby był przeciwny, zapewne pisałby inaczej, np. „contra Platonis” (wbrew Platonowi).

„Lukian nie jest świadom, że Atena jest boginią planety Wenus” (s. 235) a z czego „świadom” tego Velikovsky ?
„Grecy wybrali na swoją protektorkę Atenę, boginię planety Wenus” (s. 236) Brednia nawet sto razy powtórzona prawdą się nie stanie.

Z jedno czy drugie jakby dorzeczne, a i tak zabawne, zdanie :
„To, że planety są w stanie zmienić bieg komet, znane jest nie tylko z obserwacji, ale zostało wyliczone z wyprzedzeniem. W 1758 r. Clairaut przewidział opóźnienie komety Halleya w czasie jej pierwszego powrotu przepowiedzianego przez Halleya, o okres 618 dni, ponieważ musiała przejść obok Jowisza i Saturna. Opóźniła się ona prawie dokładnie o wyliczony czas.” (s. 31)
Zupełnie jakby oddziaływania grawitacyjne były czymś dotąd nowym, a nieznanym.
Co prawda jego pojęcia o grawitacji też były osobliwe. W 1946 ogłosił „Gravitation is an electromagnetic phenomenon” (grawitacja jest zjawiskiem elektromagnetycznym) http://www.giurfa.com/cosmos_without_gravitation.pdf

PS. „Moreover the theory is ridiculous from the point of view of physics and mechanics. Comets are not planets and do not evolve into planets; instead they are loose aggregations of meteors with total masses less than a millionth that of the earth. Such a mass – about that of an ordinary mountain – could perhaps devastate several counties or a small state if it struck, but could not appreciably affect the earth's orbit, rotation, inclination, or other components of movement. If a mass big enough to reverse the earth's rotation hit die earth, the energy of the impact would completely melt both bodies; if it didn't hit it wouldn't change the earth's rotation enough to matter. And the gas of which a comet's tail is composed is so attenuated that if the tail of a good-sized comet were compressed to the density of iron, I could put the whole thing in my briefcase!”
czyli
„teoria ta jest śmieszna z punktu widzenia fizyki i mechaniki. Komety nie są planetami i nie ewoluują w planety; zamiast tego są luźnymi skupiskami meteorów o całkowitej masie mniejszej niż jedna milionowa masy Ziemi. Taka masa – mniej więcej taka jak zwykła góra – mogłaby zniszczyć kilka hrabstw lub mały kraj, gdyby uderzyła, ale nie mogłaby znacząco wpłynąć na orbitę Ziemi, obrót, nachylenie lub inne elementy ruchu. Gdyby masa wystarczająco duża, aby odwrócić obrót Ziemi, uderzyła w Ziemię, energia uderzenia całkowicie stopiłaby oba ciała; gdyby nie uderzyła, nie zmieniłaby obrotu Ziemi na tyle, by mieć znaczenie. A gaz, z którego składa się warkocz komety, jest tak rozrzedzony, że gdyby warkocz sporej komety został skompresowany do gęstości żelaza, mógłbym włożyć całość do walizki!” (Lyon Sprague de Camp „Lost Continent” New York 2012, s. 94, tłum. Piratka)

O bredniopisarstwie tym była mowa przy omawianiu wytworów Menziesa, Geryla i Zillmera.
Podstawowym twierdzeniem jest „przekształcenie komety w planetę” (s. 155).
A planetą tą miała być Wenus (s. 160).
Co jest brednią z uwagi na odmienny skład, masę itp. komet i planet.

„Utrzymujemy”
Jacy my?
„że jedna planeta – Wenus – poprzednio była kometą i że dołączyła do rodziny...

więcej Pokaż mimo to

avatar
106
28

Na półkach:

Tam, gdzie autor pozostaje etnologiem czy religioznawcą, czyta się całkiem przyzwoicie. Ale gdy zaczyna się odlot w stronę teorii paleoastronautycznych, czytanie można sobie odpuścić. W książce jest kilka całkiem do rzeczy rozdziałów z religioznawstwa porównawczego. Na resztę zasłońmy zasłonę milczenia ;) Dlatego 5/10

Tam, gdzie autor pozostaje etnologiem czy religioznawcą, czyta się całkiem przyzwoicie. Ale gdy zaczyna się odlot w stronę teorii paleoastronautycznych, czytanie można sobie odpuścić. W książce jest kilka całkiem do rzeczy rozdziałów z religioznawstwa porównawczego. Na resztę zasłońmy zasłonę milczenia ;) Dlatego 5/10

Pokaż mimo to

avatar
342
319

Na półkach:

Bajkopisarstwo zupełnie niekompetentnego fantasty - coś dla fanów Dänikena, Sitchina czy Bieszka.

Bajkopisarstwo zupełnie niekompetentnego fantasty - coś dla fanów Dänikena, Sitchina czy Bieszka.

Pokaż mimo to

avatar
170
170

Na półkach:

Niesamowita lektura. W sposób jakże odmienny od powszechnie obowiązującego ukazuje, jak bardzo burzliwe były ( nie tak bardzo odległe ) losy naszej planety. Autor w przystępny i w miarę przejrzysty sposób opisuje kosmiczne kataklizmy, które doprowadziły Ziemię do stanu, jaki widzimy obecnie. Velikovsky, łącząc opisy ze starych ksiąg z mitami ze wszystkich stron świata, dochodzi nieraz do zatrważających wniosków. Wszystko, co już kiedyś zdarzyło się w kosmicznej otchłani nie tylko bowiem rzutuje na otaczający nas świat, ale i może w przyszłości...powtórzyć się. Poprzednie (niemałe) perturbacje m.in. wydłużyły o 5 dni dobę ziemską, a na niebie pojawiła się nowa planeta- Wenus. Co w takim razie czeka nas w przyszłości?...

Niesamowita lektura. W sposób jakże odmienny od powszechnie obowiązującego ukazuje, jak bardzo burzliwe były ( nie tak bardzo odległe ) losy naszej planety. Autor w przystępny i w miarę przejrzysty sposób opisuje kosmiczne kataklizmy, które doprowadziły Ziemię do stanu, jaki widzimy obecnie. Velikovsky, łącząc opisy ze starych ksiąg z mitami ze wszystkich stron świata,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
158
110

Na półkach:

Książka ta jest po części książką naukową, po części historyczną, aczkolwiek wielu twierdzi, że zupełnie pseudonaukową, którą należało by spalić aby nie zatruwała już więcej ludzkich umysłów. Cóż, mój umysł już został skażony i czuję się z tym dobrze póki co. W ogólnym ujęciu, książka przedstawia interpretację wydarzeń opisanych w świętych pismach pierwszych cywilizacji władających umiejętnością pisania. Wielkie katastrofy opisane przykładowo w Bibli jak Potop, Plagi Egipskie czy przejście Izraelitów przez Morze Czerwone, które rozpostarło się przed narodem wybranym, jest interpretowane od wieków jako alegoryczne przypowieści czy metafory, obrazowo opisujące zaprzeszłe wydarzenia. Autor tymczasem twierdzi, że opisane przełomowe wydarzenia o ogólnoświatowym zasięgu miały miejsce dosłownie tak, jak jest to opisane w świętych pismach. Porównując zapiski ludów z różnych zakątków świata, stara się jak najdokładniej określić datę ich powstania, w celu porównania zapisów z tych samych okresów czasu, które opisują to samo zjawisko widziane przez odizolowane od siebie kultury różnych kontynentów. A to tylko główny wątek, albowiem autor stara się również wykazać co było przyczyna tych zamierzchłych wydarzeń i robi to nadzwyczaj zręcznie. W książce poruszane jest wiele zagadnień z różnych dyscyplin nauki. Astronomia, geologia, geografia, klimatologia, paleontologia. Doprawdy zaczyna się niewinnie i bardzo szybko wciąga czytelnika w fantastyczne i w większości logiczne w moim odczuciu ścieżki dedukcji (piszę jako osoba amatorsko zajmująca się astronomią i posiadająca nieznacznie większą wiedzę, niż przypadkowo mijana na ulicy osoba). Książki tego rodzaju, wymagają od czytelnika naprawdę otwartego umysłu. Stawiane hipotezy niejednokrotnie stają w opozycji do współczesnych opisów naukowych i historycznych, co nie znaczy, że należy je automatycznie odrzucić. Myślę, że książki tego typu, są zdecydowanie bardziej przystępne dla przeciętnie wykształconych ludzi, nie mających ścisłego i kierunkowego wykształcenia w jednej z poruszanych dyscyplin naukowych, albowiem takie osoby nie muszą konfrontować swojej ciężko nabytej wiedzy, niejednokrotnie z dużym dorobkiem naukowym (czy po prostu uregulowanym już światopoglądem) z niemal zupełnie przedefiniowaną wersją świata Velikovskiego.
Autor to nie domowy skryba ale człowiek wszechstronnie wykształcony, władający kilkoma językami i przyjaźniący się wiele lat z wybitnymi umysłami jego czasów jak choćby Albert Einstein a to daje już wiele do myślenia. W internecie można znaleźć listy jakie pisywali do siebie i pomimo, iż Albert w zdecydowanej większości odrzucał pomysły Velikowskiego, to niejednokrotnie przyznawał, że są one naprawdę interesujące, ale niestety stojące w sprzeczności z obecnie przyjętymi „prawdami”. Przypominam, że książka ukazała się w połowie lat 50-tych a powstawała jeszcze dużo wcześniej!
Z czasem książka ta wywarła tak wielkie kontrowersje, że duża część społeczności akademickiej odrzucała jego teorie i zupełnie odcinając się od Velikowskiego. Powstała nawet kontr-książka jako zbiór „wykładów” potępiających czy udowadniających elementarne błędy w teoriach Velikowskiego. Jednak z upływem czasu oraz nauki, coraz więcej osób przekonywało się do prób redefinicji odległych wydarzeń i nawet jeśli nie zaprzeczali im w zupełności, to wielu twierdziło, że dają wiele do zastanowienia wobec kolejnych odkryć naukowych POTWIERDZAJĄCYCH wcześniejsze teorie autora.
Cóż, osobiście myślę, że gdyby teorie naukowe Velikowskiego były zupełnie błędne, to po co ten ogromny raban świata naukowego ówczesnych lat? Coś jest na rzeczy...
Książka bardzo podobna w stylu do książek Zecharia Sitchin'a aczkolwiek zdecydowanie lepiej udokumentowana wieloma przytaczanymi źródłami.

Książka ta jest po części książką naukową, po części historyczną, aczkolwiek wielu twierdzi, że zupełnie pseudonaukową, którą należało by spalić aby nie zatruwała już więcej ludzkich umysłów. Cóż, mój umysł już został skażony i czuję się z tym dobrze póki co. W ogólnym ujęciu, książka przedstawia interpretację wydarzeń opisanych w świętych pismach pierwszych cywilizacji...

więcej Pokaż mimo to

avatar
85
76

Na półkach: , ,

Doskonała odtrutka na dogmatyczny paradygmat nauki głównego nurtu. Nie oznacza to jednak, iż należy wierzyć autorowi w 100% we wszystko, co opisuje. Z tego względu, iż książka została ukończona w latach 50-tych XX wieku, należy podchodzić do pewnych spraw z rezerwą. Mimo wszystko autor wykonał kawał porządnej i ciężkiej pracy, analizując oraz łącząc ze sobą informację z wielu dziedzin nauki oraz źródeł. Efektem tego jest doskonała publikacja przedstawiająca w niezwykły sposób wydarzenia z przeszłości naszej planety. Polecam!

Doskonała odtrutka na dogmatyczny paradygmat nauki głównego nurtu. Nie oznacza to jednak, iż należy wierzyć autorowi w 100% we wszystko, co opisuje. Z tego względu, iż książka została ukończona w latach 50-tych XX wieku, należy podchodzić do pewnych spraw z rezerwą. Mimo wszystko autor wykonał kawał porządnej i ciężkiej pracy, analizując oraz łącząc ze sobą informację z...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    68
  • Przeczytane
    19
  • Posiadam
    7
  • 2018
    1
  • Teraz czytam
    1
  • PozaToCoWidać - chcę przeczytać
    1
  • Beletrystyka
    1
  • Z polecenia
    1
  • Szukam e-booka
    1
  • Teorie spiskowe, ezoteryka, duchowość
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Zderzenie światów


Podobne książki

Przeczytaj także