Orzeł bielszy niż gołębica
- Kategoria:
- fantasy, science fiction
- Seria:
- Zwrotnice Czasu
- Wydawnictwo:
- Narodowe Centrum Kultury
- Data wydania:
- 2013-01-20
- Data 1. wyd. pol.:
- 2013-01-20
- Liczba stron:
- 424
- Czas czytania
- 7 godz. 4 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788363631055
- Tagi:
- powstanie styczniowe steampunk
Książka Konrada T. Lewandowskiego to utrzymana w klimatach steampunkowych opowieść o alternatywnych losach powstania styczniowego. Ignacy Łukasiewicz, znany wynalazca lampy naftowej, konstruuje „lądowe lokomobile”, w których czynnikiem roboczym i jednocześnie paliwem jest nafta. Użycie czołgów w walce zmienia losy powstania, Polakom udaje się odzyskać niepodległość. W kraju panuje euforia, rząd powstańczy nawiązuje współpracę z naukowcami, wśród których pojawia się James Maxwell czy Daniel Tesla, młodszy brat Nicoli. Szczęście z odzyskania niepodległości burzy wiadomość o skonstruowaniu czołgów przez zaborcę. Rosjanie szykują odwet. Jak potoczą się dalsze losy powstańców?
Powieść steampunkowa Konrada T. Lewandowskiego to 11. Tom serii „Zwrotnice czasu. Historie alternatywne”.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Twardochodem po niepodległość
Połączenie historii alternatywnej z fantastyką na gruncie literackim wydaje się wielce obiecującym mariażem — a skoro pisarz decyduje się na zmianę przebiegu wydarzeń czy ubarwienie losów znanych postaci, czemu by przy okazji nie dodać do tego pierwiastka nadprzyrodzonego, wprowadzić do scenerii elementy czy to fantasy, czy to fikcji naukowej? Albo retrofantastyki, wśród której niepodzielnie króluje steampunk. Ten ostatni skusił szeroką gamą swoich możliwości także Konrada T. Lewandowskiego do opowiedzenia nieco innej historii powstania styczniowego. Z okazji 150. rocznicy tego ważnego w naszych dziejach wydarzenia w wydawanej przez Narodowe Centrum Kultury ekskluzywnej serii „Zwrotnice czasu. Historie alternatywne” ukazał się „Orzeł bielszy niż gołębica”.
Zanim czytelnik będzie miał szansę zagłębić się w lekturze, nie może nie zachwycić się oprawą wizualną. Narodowe Centrum Kultury przyzwyczaiło odbiorców „Zwrotnic czasu” do wydań wysokiej jakości, często uzupełnionych o ilustracje czy pieczołowicie przygotowane dodatki. Nie inaczej jest w tym przypadku. Na okładce „Orła...” dumnie prezentuje się twardochód, owoc polskiej myśli technicznej, napędzany naftą pojazd będący skrzyżowaniem lokomotywy z czołgiem o wielu działach. W przedstawione w powieści realia historyczne wprowadzi odbiorców strona z Tygodnika Ilustrowanego, przybliżająca tak znane nam z historii losy powstania styczniowego, jak i jego dzieje alternatywne. Nie zabrakło też dodatku w postaci biogramów najważniejszych postaci połowy XIX wieku — przywódców i naukowców. Rolę wstępu pełni zaś tekst stylizowany na artykuł z francuskiego dziennika, a posłowia — dwa eseje poświęcone historii i technologii. Tak przygotowany czytelnik może bez obaw zasiąść do zgłębiania opowieści właściwej.
Rozpoczyna się ona w 1866 roku, w trzecią rocznicę powstania styczniowego, które wcale nie zakończyło się klęską. Dzięki wspomnianym twardochodom opracowanym przez Ignacego Łukasiewicza wojska polskie zyskały znaczną przewagę nad rosyjskimi siłami i wyparły zaborcę z ziem centralnej Polski. Nie oznacza to jednak końca wojny; dalsze losy konfliktu będziemy śledzić na bieżąco wraz z młodym porucznikiem Edwardem Starosławskim, adiutantem samego Romualda Traugutta, obecnego regenta Królestwa Polskiego. Jako że Rosjanie nie zasypiają gruszek w popiele i wytężenie pracują nad skonstruowaniem własnych twardochodów, rozpoczyna się wyścig zbrojeń. Starosławski, wraz z chemikiem Karolem Olszewskim i fizykiem Zygmuntem Wróblewskim usiłuje przeforsować najbardziej obiecujące projekty trafiające do Departamentu Inżynierii Nowej. Nie będzie to jednak prostym zadaniem — także w tej wersji historii Polska musi zmierzyć się z niekompetencją wojskowych, złą organizacją, brakiem zasobów, upadkiem morale i pracującymi dla zaborców zdrajcami.
Elementów skłaniających do lektury znajdziemy na kartach „Orła...” bez liku. Fascynuje przede wszystkim aspekt naukowy powieści, pomysł uczynienia z Łukasiewicza nie tylko wynalazcy lampy naftowej, lecz także dużo bardziej złożonej pędni — czyli silnika w twardochodach. A to nie jedyne novum w stosunku do stanu myśli technicznej w połowie XIX wieku. Pojawiają się choćby lekkochody (napędzane naftą powozy, przypominające wyglądem pierwsze samochody), husaria ogniowa czy telegraf bez drutu skonstruowany przez Jamesa Clerka Maxwella. Co szczególnie godne pochwały, steampunkowa otoczka nie pełni w powieści roli tła, a wszystkie pomysły autora doczekały się odpowiedniego wykorzystania w fabule. Niekiedy bywa ono co prawda dość przewidywalne, a nowa broń w krytycznym momencie przechyla szalę zwycięstwa na stronę Polaków, ale zdarzają się też momenty pełne dramaturgii, gdy mimo posiadania najnowocześniejszych pocisków nie wszystko idzie po myśli walczących.
Interesujące jest także obsadzenie realnie istniejących postaci w roli książkowych bohaterów. Szczególnie dużą rolę do odegrania mają Romuald Traugutt oraz Emilia Plater. Choć oboje w roku 1866 nie powinni już żyć, u Lewandowskiego mają się dobrze i dalej wpływają na losy historii. Szczególnie generał Plater ukazana została w sposób niezwykle barwny, choć z punktu widzenia niektórych czytelników być może także nieco kontrowersyjny. Z kolei Traugutt pełni raczej funkcję pewnego symbolu, jest ostoją opanowania i mądrości, zawsze podejmuje trafne decyzje i nie zawaha się przed poświęceniem dla dobra narodu. Zabrakło w nim bardziej ludzkiego pierwiastka. Na szczęście granica odpowiednich dawek patosu nie została w powieści przekroczona, a choć chwilami autor potrafi uderzyć w patriotyczne, wzniosłe nuty, to ostatecznie udało mu się zachować we wszystkim umiar.
Nieco słabiej wypadają bohaterowie fikcyjni, czyli Edward Starosławski i jego ukochana Jadwiga. Wątek miłosny przywodzi tu na myśl romanse rodem z powieści Sienkiewicza, gdzie postaciom wystarczy kilka ukradkowych spojrzeń i parę zamienionych zdań, by zapałać do siebie wielką miłością do grobowej deski. Mało to wiarygodne, a zabiegi, które wybaczamy pisarzom sprzed dwóch wieków, nie bronią się w prozie współczesnej, nawet jeśli mamy do czynienia z retrofantastyką. Na szczęście motyw ten nie gra w utworze pierwszych skrzypiec. Pozostałe poczynania porucznika śledzi się z zainteresowaniem i napięciem, a kibicowanie mu w starciu z twardogłową generalicją przychodzi odruchowo. Nieco razi jego naiwność i dobroduszność, ale łatwo zrzucić to na karb młodego wieku.
Fabuła prowadzona jest jednowątkowo, a narrator trzecioosobowy skupia się przede wszystkim na poczynaniach Starosławskiego. Konrad T. Lewandowski pisze w sposób potoczysty, tworzy żywe dialogi, a język ubarwia trącającą myszką leksyką, przydającą wiarygodności wypowiedziom bohaterów. Opisy wynalazków wypadają niezwykle plastycznie i wyobrażanie sobie twardochodów nie stanowi najmniejszego problemu — aczkolwiek to po części także zasługa wydrukowanych po wewnętrznych stronach okładki planów oraz klimatycznych ilustracji Tomasza Piorunowskiego.
Choć książka ukazuje alternatywne losy Polski, niekoniecznie jest to historia lepsza czy szczęśliwsza. Sprawne przygotowanie powieściowej insurekcji robi ogromne wrażenie — ale warto pochylić się nad zakończeniem utworu i szerszym kontekstem zwycięstwa bądź porażki dla narodowych dziejów. Oczywiście, dziś pozostaje nam tylko snucie przypuszczeń i gdybanie, co by było... Ale wersja Lewandowskiego to gdybanie naprawdę godne uwagi. Co prawda bohaterom można zarzucić jednowymiarowość, a fabule — w niektórych momentach — przewidywalność, nie zmienia to jednak faktu, że to lektura wciągająca i oczarowująca swoją koncepcją oraz bogactwem technicznych szczegółów w steampunkowej (naftpunkowej?) otoczce. Dodajmy do tego dbałość Narodowego Centrum Kultury o jakość wydania, a otrzymamy pozycję, którą warto postawić na półce.
Marta "Oceansoul" Najman
Książka na półkach
- 149
- 83
- 29
- 4
- 3
- 3
- 3
- 2
- 1
- 1
Opinia
Choć należę do tych czytelników, którzy totalnie przerzucili się na elektroniczne wersje książek, wciąż istnieje jedna seria wydawnicza, którą chętnie kupowałem w wersji papierowej. Chodzi mi o świetnie wyglądające na półce “Zwrotnice czasu”, o którym to cyklu przypomniałem sobie ostatnio przy okazji awarii czytnika. Robiąc z konieczności przerwę w lekturze kilku tytułów sięgnąłem po ostatni, jak na razie tom serii, napisany przez Konrada T. Lewandowskiego, którego prozę tak naprawdę dopiero odkrywam, głównie dzięki wznowieniu Ksina. I od razu mogę powiedzieć, że tak, jak w swojej najbardziej znanej serii fantasy, tak i w historii alternatywnej człowiek ten spisuje się doskonale - “Orzeł bielszy niż gołębica” to solidna opowieść, która świetnie spełnia swoje zadanie. Po pierwsze daje sporo radości z lektury, z samej historii, a po drugie - i chyba w przypadku tego cyklu ważniejsze - wyzwala w czytelniku pragnienie konfrontowania wydarzeń z książki z tymi prawdziwymi, czyli powoduje wzmożone zainteresowanie powstaniem styczniowym, jego przebiegiem, przyczynami klęski i wpływem na kolejne zrywy narodowowyzwoleńcze.
Całość koncepcji została umieszczona w niezwykle popularnej ostatnimi czasy konwencji steampunk, jednak nie dlatego, że jest to modne, ale dlatego, że pisarz faktycznie miał pomysł genialnie tkwiący w alternatywnym przebiegu rewolucji przemysłowej. Historia zaczyna się w momencie, gdy Królestwo Polskie zostało w pewnej mierze odtworzone z ziem zaboru rosyjskiego, a stało się to możliwe dzięki polskiej myśli technicznej - wynalazkowi za którym stoi Ignacy Łukasiewicz. U nas wynalazca lampy naftowej, u Lewandowskiego wynalazca pędni, siły za którą stoi koncepcja tak zwanych twardochodów, czyli czegoś co najprościej można by nazwać połączeniem lokomotywy z czołgiem, w dodatku takim z wieloma działami. Bohaterem powieści jest młody Edward Starosławski, powracający ze studiów we Francji żołnierz, który staje się bliskim współpracownikiem dwóch postaci, których los w naszej wersji rzeczywistości potoczył się zupełnie inaczej: dyktatora Romualda Traugutta oraz generał Emilii Plater, mocno już zaawansowanej wiekiem, narysowanej w sposób dość romantyczny. Zresztą cały “Orzeł…” z każdej niemal strony uderza romantyzmem, ale nawet czytelnicy, którzy za tego rodzaju sposobem przedstawiania historii (Bóg, honor, ojczyzna, mesjanizm) nie przepadają i tak będą raczej zadowoleni (widzę po sobie).
Poznawanie historii Królestwa Polskiego jest tym ciekawsze, że na scenie pojawia się całkiem sporo postaci znanych z historii. Wróblewski, Olszewski, czy Tesla, choć nie Nikola, a Daniel - jest przyjemnością oglądanie sposobów, w jaki autor postaci historyczne wykorzystał. Jakby tego było mało okazuje się, że zostało otwarte przejście między alternatywnymi rzeczywistościami, i bohaterowie mogą poznać naszą historię powstania styczniowego. I tu następuje wielkie zaskoczenie, bo dotąd interesująca, romantyczna historia pełna przygód, tych mniejszych i tych większych zupełnie niespodziewanie staje się świetnym dramatem. Na ostatnich stronach powieści obserwujemy decyzje, które z tej jednak raczej lekkiej powieści robią coś mocniejszego, coś, co skłania do zadumy, co wywołuje na tyle mocne wrażenie, by uznać “Orła…” za nie tylko powieść rozrywkową, jak “Gambit Wielopolskiego” czy “Wallenrod” z tej samej serii. Niezła jest ta końcówka, wciąż mocno romantyczna, ale i tak niezła, mocne uderzenie, zadane z zaskoczenia. Dobra książka, zdecydowanie polecam.
Choć należę do tych czytelników, którzy totalnie przerzucili się na elektroniczne wersje książek, wciąż istnieje jedna seria wydawnicza, którą chętnie kupowałem w wersji papierowej. Chodzi mi o świetnie wyglądające na półce “Zwrotnice czasu”, o którym to cyklu przypomniałem sobie ostatnio przy okazji awarii czytnika. Robiąc z konieczności przerwę w lekturze kilku tytułów...
więcej Pokaż mimo to