Ogrody Księżyca
- Kategoria:
- fantasy, science fiction
- Cykl:
- Malazańska Księga Poległych (tom 1)
- Tytuł oryginału:
- Gardens of the Moon
- Wydawnictwo:
- Mag
- Data wydania:
- 2012-07-13
- Data 1. wyd. pol.:
- 2012-07-13
- Liczba stron:
- 608
- Czas czytania
- 10 godz. 8 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788374802581
- Tłumacz:
- Michał Jakuszewski
- Tagi:
- Malazańska Księga Poległych
Barwna, epicka opowieść, oszałamiająca rozmachem kreowanej wizji, bogactwem świata i mnogością pomysłów. Krwawa i wyczerpująca wojna trwa już dwanaście lat. Rządzone twardą ręką Imperium Malezańskie podbija jedno wolne miasto po drugim.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
W ponurych barwach
„Malazańska Księga Poległych” to cykl, który osiągnął już miano kultowego w fantastycznym światku literackim. Z jednej strony trudno się temu dziwić, gdyż dziesięć opasłych tomiszczy robi wrażenie i zdaje się obiecywać powieść pisaną z rozmachem i pieczołowitością. Z drugiej jednak, choć powyższe cechy rzeczywiście charakteryzują „Ogrody Księżyca” otwierające cykl, trudno uniknąć rozczarowania, jeśli czytelnikowi po książkę sięgającemu zdarzyło się wcześniej przeczytać na przykład zachwycająco barwną i żywiołową „Pieśń Lodu i Ognia” Martina. Cały problem z „Ogrodami Księżyca” można bowiem sprowadzić do kwestii barw – książkę odmalowano z użyciem bardzo ograniczonej, chłodnej i monotonnej palety kolorów.
Bez większych ceregieli Erikson wrzuca czytelnika w wir wojny. Brutalnej i surowej, w której próżno szukać lśniących przebłysków bohaterstwa i chwały (za to bez problemu znaleźć można przebłyski magii). Powody tego konfliktu także są boleśnie prozaiczne – wszystkiemu winna jest zachłanność Imperium Malazańskiego, pod wodzą nowej cesarzowej, dążącego do ciągłego wchłaniania nowych terytoriów, całych kontynentów, z samej tylko chęci panowania i posiadania.
Z chaosu wojennej zawieruchy z wolna wyłaniają się bohaterowie, którzy będą towarzyszyć czytelnikowi we wszystkich ważniejszych wydarzeniach, i z perspektywy których będzie można je obserwować. Bo postaci jest tu mnogość. Występuje w książce nawet coś w rodzaju bohatera zbiorowego – niegdyś elitarny, a teraz mocno przerzedzony pod względem stanu osobowego oddział Podpalaczy Mostów pod wodzą sierżanta Sójeczki. To wokół niego i osób z nim związanych koncentruje się ta część fabuły, która dotyczy bezpośrednio poczynań Imperium, sprowadzających się pokrótce do stopniowego opanowywania kolejnego kontynentu. Tym razem jest to Genabackis ze swymi siedmioma Wolnymi Miastami, z których realnie wolnym pozostaje już tylko jedno – Darudżystan, perła w koronie, największe i najwspanialsze miasto eriksonowego świata.
W pewnym momencie akcja powieści opuszcza oblężone, a następnie zdobyte Pale, by odtąd toczyć się dwutorowo, także w obrębie Darudżystanu, gdzie dzieją się rzeczy znacznie ciekawsze, niż na zasłanym trupami polu bitwy. Tam na czytelnika czeka kolejna grupa bohaterów, tym razem nie żołnierzy, a szpiegów, skrytobójców, złodziei i generalnie ludzi szemranych profesji, skupionych wokół alchemika Baruka i maga Kruppego.
Jak nietrudno się domyślić, losy pierwszej i drugiej grupy dążą nieuchronnie do skrzyżowania się, ale nim to nastąpi, każdy bohater uwikłany zostanie w sieć wydarzeń przedziwnych oraz intryg, zarówno tych knutych przez żądnych władzy i wpływów śmiertelników, jak i kierowanych wcale nie bardziej wyrafinowanymi pobudkami Ascendentów, tworzących przebogaty panteon przyjmujący obrazową postać Talii Smoków.
Z tymi spiskami i intrygami jest jednak pewien problem – ich istnienie jest tajemnicą jedynie pomiędzy bohaterami książki i tylko dla nich stanowi element zaskoczenia. Erikson zazwyczaj gra z czytelnikiem w otwarte karty, a wszelkie niespodziewane wydarzenia wynikają nie bezpośrednio z dotychczasowych poczynań bohaterów, a z faktu nagłego wyjmowania z rękawa (żeby nie powiedzieć brzydko, choć byłoby to uzasadnione) zupełnie nowych, dotąd niewystępujących nawet w napomknieniach, graczy.
Tej nieszczególnie wciągającej gry nie ratują niestety pionki w niej użyte. Bohaterowie powieści Eriksona to w większości imię i nazwisko, garść skąpo zarysowanych cech, pokrótce (i nie zawsze) przedstawione i bardzo uproszczone cele oraz dążenia. Z tak płaskimi postaciami trudno się zżyć, wydobyć z siebie jakiekolwiek względem nich emocje, z przejęciem ich losami włącznie. Oczywiście, jest od tej reguły kilka wyjątków, na czele z Kruppem, kryjącym za zasłoną słusznej tuszy i pocieszności nieprzeciętnie bystry umysł, nie są one jednak w stanie naprawić złego wrażenia dotyczącego ogółu książkowych bohaterów.
Nie trzeba zbyt mocno zagłębiać się w książkę, by natrafić na istotne mankamenty. Pierwszym rzucającym się w oczy jest bardzo wysoki próg wejścia w świat powieści. Wiele stron trzeba przerzucić, by móc wreszcie zacząć swobodnie się po nim poruszać. Nie lubię sytuacji, w których pisarz wykazuje się kompletną niedbałością o czytelnika, czy to podejrzewając go o ubytki w intelekcie i prowadząc za rękę, coby przypadkiem nie musiał do niczego dochodzić samodzielnie, czy, jak to zrobił Erikson, wrzucając na głęboką wodę i zupełnie nie zawracając sobie głowy umieszczeniem choćby obietnicy stałego lądu na horyzoncie.
Jak już zostało powiedziane we wstępie, „Ogrodom Księżyca” nie można odmówić rozmachu. Mnogość bohaterów, bytów nadprzyrodzonych, ras ludzkich i nieludzkich, miejsc i wydarzeń, ciekawe spojrzenie na magię, historia sięgająca nawet nie tysiące, a dziesiątki tysięcy lat wstecz – wszystko to może zachwycać i intrygować, a przede wszystkim sprawia, że książkę trudno nazwać jednoznacznie złą. Ciekawe tło nie ratuje jednak pozbawionej głębi i często zwyczajnie nudnej fabuły, nie nadaje wielopłaszczyznowości kartonowym bohaterom. Nie znaczy to jednak, że zamierzam zakończyć swoją przygodę z „Malazańską Księgą Poległych” na pierwszym tomie. Erikson zasługuje na kolejną szansę, chociażby przez sam fakt rozbudzenia we mnie ciekawości historią i dalszymi losami wykreowanego przez siebie świata.
Agata Rugor
Oceny
Książka na półkach
- 5 484
- 3 630
- 1 062
- 237
- 183
- 166
- 152
- 45
- 35
- 32
Opinia
Punkt wejścia w świat Malazu jest bardzo wysoki. Steven Erikson nie daje większych szans w tym starciu, czytelnik od razu jest rzucony w sam środek epopei i musi się szybko orientować, żeby nie zginąć. "Ogrody księżyca" to nie tylko 600 stron zbitego, maciupeńkiego druku, to przede wszystkim skondensowana dawka wątków fabularnych, postaci, mitologii, krain i ludów świata przedstawionego, magii, akcji i interakcji. Na tych 600 stronach nie ma zbędnych elementów, tutaj każde słowo, każdy przecinek ma znaczenie dla któregoś z miliona wątków. Przez długi czas sprawia to odpychające wrażenie i co bardziej wygodniccy czytelnicy, liczący na linearną, jednowątkową fabułę, zwyczajnie się od dzieła Eriksona odbiją. Pomimo tego że "Malazańska księga poległych" to literatura stricte rozrywkowa, to z uwagi na skomplikowanie fabuły i złożoność świata przedstawionego, dla czerpania pełnej przyjemności z lektury nie da się tego czytać bez maksymalnego skupienia i poświęcenia uwagi wyłącznie lekturze. Czytanie w tramwajach, autobusach, czy okazyjnie nie wchodzi w grę, zwyczajnie nie da rady. Ale jak kto woli.
Co nieco o fabule - prologiem "Ogrodów księżyca" jest noc, kiedy prawowity władca Imperium Malazańskiego Kellanved i jego doradca Tancerz giną w zamachu stanu dokonanym przez Laseen. Ten fakt jest jakby kręgosłupem całej historii, chociaż niekoniecznie stanowi odrębny wątek. Po prostu działania i motywacje bohaterów orbitują wokół tego zdarzenia. Następnie właściwa akcja toczy się kilka lat później na kontynencie Genabackis, gdzie trwa inwazja Imperium Malazańskiego na Wolne Miasta Genebackis, nie powiązane ze sobą, samodzielne twory quasi-państwowe. Z uwagi na wspólne zagrożenie ze strony imperium Wolne Miasta zawiązały sojusz i wezwały do pomocy lud Tiste Andii pod wodzą charyzmatycznego Anomandera Rake'a, dowodzącego latającą fortecą Tiste Andii, Odpryskiem Księżyca (stąd i tytuł powieści). Do walki w imieniu Imperium staje zastęp Dujka Jednorękiego oraz elitarna dywizja Podpalaczy Mostów. To jest jeden wątek, który też nie jest tak oczywisty, jak to może wyglądać.
Drugim wątkiem jest tajemnicza batalia pomiędzy cesarzową Laseen, a Annamasem i Kotylionem, tzw.
ascendentami Wielkiego Domu Cienia. Ci drudzy z niewiadomych dla czytelnika powodów pałają żądzą zemsty i obmyślają makiaweliczny plan wyrównania niejasnych rachunków z Laseen, angażując do tego demoniczne Ogary Cienia oraz opętując niewinną nastolatkę z rybackiej wsi, która ma stać się zbrojnym ramieniem Kotyliona. Ta nastolatka, o imieniu Żal (w wersji angielskiej Sorry) przenika w szeregi Podpalaczy Mostów, zdziesiątkowanych przez zdradę cesarskiego maga Tayschrrena. Wątek ten jest oczywiście sto razy bardziej złożony niż ja to tutaj przedstawiłem.
Do tego dochodzą dziesiątki innych wątków, z których większość będzie kontynuowana w kolejnych tomach. W każdym razie wymienię kilkanaście głównych postaci:
Ganoes Paran - szlachcic-żołnierz, wysłany przez przyboczną Lorn na kontynent Genabackis w celu przejęcia dowództwa nad resztką Podpalaczy Mostów oraz zabicia Żal,
Sójeczka - dowódca Podpalaczy Mostów,
Kalam - były Szpon, skrytobójca Podpalaczy Mostów,
Szybki Ben - mag tychże,
Młotek - lekarz tychże,
Tattersail - inny cesarski mag,
Lorn - przyboczna Laseen,
Loczek - szalona marionetka, inkarnacja duszy cesarskiego maga (najlepszy wątek powieści!),
Toc Młodszy - agent Szponu (tajnej organizacji cesarzowej),
Skrzypek - saper Podpalaczy Mostów,
Kruppe (fałszywie skromny karciarz), Crokus (romantyczny złodziej), Rallick (skrytobójca), Baruk (mag), Onos T'oolan (Imass)
K'rul - zapomniany bóg
Raest - starożytny tyran (Jagh)
Epizodycznie pojawiają się także Felisin i Tavore, siostry Ganoesa Parana oraz zasygnalizowana została obecność Icariuma i Mappo, tajemniczych odwiecznych wędrowców. Postaci te pojawią się szerzej już w "Bramach Domu Umarłych".
Każdy z bohaterów opowiada swoją własną historię, ich losy będą się nawzajem przenikać i tworzyć często zaskakujące sploty wydarzeń. Do tego dochodzą wątki magiczne (magia Malazu to tzw. groty, których jest całe multum) i nadprzyrodzone, oprócz batalii pomiędzy ludźmi i innymi istotami śmiertelnymi, dochodzą jeszcze potyczki ascendentów, których też jest od groma i trochę, starożytne batalie pomiędzy starożytnymi ludami nieludzi (były cztery takie rasy), tajemniczy Tiste Andii, Talia Smoków (Wielkich Domów m.in. wspomnianego Domu Cienia), ascendenty itp. Normalnie cud, miód i maliny dla czytelnika high fantasy.
A jak się w ogóle czyta "Ogrody księżyca"? Przede wszystkim czuć toporną, niewprawioną rękę pisarza. To nie tylko brak właściwego wprowadzenia czytelnika, który ląduje w świecie Malazu jak narkoman na plantacji koki, ale także ciężkim piórem pisane poszczególne wątki, gubienie pewnych wyjaśnień. Kilka wątków ma charakter fragmentaryczny, jakby autor obmyślił je sobie, a następnie podzielił na trzy części, a do powieści wrzucił tylko pierwszą i trzecią część. Stąd wrażenie m.in. niezwykłej kondensacji treści powieści, o której wspominałem na początku. To wymaga od czytelnika nieustannego pozostawania w stanie najwyższej uwagi, bo zwyczajnie można zgubić wątki.
Ale poza tymi mankamentami i niektórymi niezbyt czytelnymi rozwiązaniami fabularnymi, "Ogrody księżyca" czyta się świetnie, jak rasową, klasyczną przygodówkę fantasy. Erikson nie leje wody, jego dzieło jest maksymalnie treściwe, czytelnik dostaje mrowie różnych wrażeń, do tego akcja i wątki są zróżnicowane, a postacie, pomimo ich mnogości, posiadają w większości jakieś swoje cechy charakterystyczne, które pozwalają je od siebie odróżnić.
Już teraz po "Ogrodach księżyca" mogę powiedzieć, że świat Malazu mnie wciągnął i zamierzam podjąć trud związany z przeczytaniem całego cyklu. Przeraża mnie to jednak trochę, bo każda kolejna powieść jest grubsza, od tomu 5 każda powieść jest dwa razy grubsza od "Ogrodów księżyca". Na razie "Ogrodom księzyca" z czystym sumieniem wystawiam ocenę 7/10 i przystępuję do lektury "Bram Domu Umarłych".
Punkt wejścia w świat Malazu jest bardzo wysoki. Steven Erikson nie daje większych szans w tym starciu, czytelnik od razu jest rzucony w sam środek epopei i musi się szybko orientować, żeby nie zginąć. "Ogrody księżyca" to nie tylko 600 stron zbitego, maciupeńkiego druku, to przede wszystkim skondensowana dawka wątków fabularnych, postaci, mitologii, krain i ludów świata...
więcej Pokaż mimo to