Na krańcu świata. Najsłynniejsza wyprawa na biegun południowy
- Kategoria:
- literatura podróżnicza
- Seria:
- Człowiek Poznaje Świat
- Tytuł oryginału:
- The Worst Journey In the World
- Wydawnictwo:
- Zysk i S-ka
- Data wydania:
- 2012-03-14
- Data 1. wyd. pol.:
- 2012-03-14
- Data 1. wydania:
- 2003-10-06
- Liczba stron:
- 488
- Czas czytania
- 8 godz. 8 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788375066401
- Tłumacz:
- Jacek Spólny
- Tagi:
- Antarktyda odkrywcy wyprawy
"Na krańcu świata" to przejmująca relacja z heroicznej wyprawy na biegun południowy w latach 1910-1913, którą kierował kapitan Robert Scott – jeden z ostatnich wielkich odkrywców geograficznych. Nie da się zapomnieć tej opowieści widzianej oczami najmłodszego uczestnika ekspedycji, Apsleya Cherry’ego-Garrarda. Doświadczył on wraz z towarzyszami najbardziej srogiego klimatu na Ziemi: skrajnie niskich temperatur, wielotygodniowych ciemności, potwornych śnieżyc czy zapadających się lodowych nawierzchni.
"Na krańcu świata" to historia fascynującej podróży do paszczy rozszalałego żywiołu i próby sił w obliczu bezlitosnej potęgi natury!
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Wszystko za biegun
Antarktyda jest jak kobieta fatalna: ma serce z lodu. Odznacza się w równym stopniu okrucieństwem, jak i surowym pięknem. Wiecznie spowita w biel rozpala wyobraźnie, mrozi krew w żyłach i raz po raz rzuca wyzwanie śmiałkom. Następnie obnaża ich bezradność i słabości; wie gdzie uderzyć, by zabolało. Jednak nadal nie brakuje chętnych do podbicia tego mroźnego kontynentu i jego chłodnego serca. Mimo kłopotów z opisaniem rozlicznych darów, jakimi ów czysty Ląd Południa może obsypać tych, którzy starają się o jego względy, należy powiedzieć, że najważniejszym z tych darów jest piękno.
Czas w przeciwieństwie do Antarktydy był łaskawy dla kapitana Scotta i jego ludzi. Ekspedycja brytyjska na biegun dotarła jako druga w historii (miesiąc po Amundsenie),a droga powrotna odebrała im resztki sił, a w konsekwencji także życie. Jednak to właśnie wyprawa Scotta na zawsze wpisała się do zbiorowej wyobraźni oraz przeszła do legendy. Scott w swoim dzienniku tak wspomina dotarcie na biegun: Wielki Boże, co za okropne miejsce, a dla nas tym straszniejsze, że mimo ogromnego wysiłku, jaki włożyliśmy, żeby tu dotrzeć, ominęła nas nagroda w postaci świadomości, że byliśmy tu pierwsi. Na czym polega więc fenomen tej wyprawy, skoro nawet sam dowódca widział w niej niemal porażkę? Najlepszą odpowiedź na to i wiele innych pytań związanych z Antarktydą można znaleźć w książce Cherry’ego-Gerrarda.
Apsley Cherry-Garrard był jednym z najmłodszych, najbardziej nieprzygotowanych i niedoświadczonych członków wyprawy polarnej 1910-1913. Jednak to właśnie wydana w 1922 roku książka jego autorstwa cieszy się największym uznaniem – pozycja ta uchodzi za klasykę w swoim gatunku. Cherry zaczyna swoją relacje od momentu wypłynięcia załogi „Terra Nova” z Anglii w sześciomiesięczny rejs ku Antarktyce. Kończy w minorowym nastroju 3 lata później. Udała nam się pierwszorzędna tragedia, pisze w ostatnim rozdziale.
By wyprawić się na biegun potrzeba było wielu ekspedycji poprzedzających. W książce znajdziemy więc opis całego szeregu pośrednich wypraw, które były strategiczne z punktu widzenia powodzenia właściwej podróży. Ekipa Scotta stanęła przed wielką szansą poznania Antarktydy i starała się wykorzystać swój pobyt tam jak najlepiej. Niejednokrotnie z narażeniem życia zajmowano się geologią, meteorologią, geodezją czy fauną. Warto wspomnieć, że Cherry nie brał udziału w ostatnim etapie wyprawy na biegun oraz w feralnej podróży powrotnej dlatego też opisuje te wydarzenia głównie ze swojej perspektywy. W kwestii technicznej polecam zaopatrzenie się podczas lektury w mapkę (łatwo dostępną w sieci) ze wszystkim wspomnianymi punktami. Niestety ta załączona w książce jest dość nieprecyzyjna
Cherry pisał, że wyprawa polarna, w której brał udział przekracza możliwości językowe człowieka. Ja jestem zdania, że wielokrotnie przekracza, ale możliwości ludzkiego organizmu. Trudny teren, ciemności, temperatury dochodzące do -60°C, ogromny wysiłek fizyczny… Nawet wyobraźnia zawodzi. Na Antarktyce linia pomiędzy życiem a śmiercią staje się niebezpiecznie cienka. W pewnym momencie Cherry pisał tak: doszedłem w cierpieniu do punktu, w którym było mi wszystko jedno, bylebym tylko mógł umrzeć bez nadmiernego bólu.
"Na krańcu świata" to książka, która zapiera dech w piersiach i niesie ze sobą wielkie emocje. Cherry w oryginale zatytułował swoją książkę Najgorsza podróż na świecie (The worst journey in the world ). To nie przesada czy zabieg marketingowy - ta wyprawa naprawdę przyprawia o dreszcze, wywołuje szok oraz wprawia w niedowierzanie, że człowiek dobrowolnie, choć w imię nauki jest w stanie skazać się na takie niedogodności i męki. A na końcu pozostawia trwały ślad w pamięci przypieczętowany solidną dawką wzruszenia i smutku.
Anna Aniszczenko
Cytaty:
"Na krańcu świata. Najsłynniejsza wyprawa na biegun południowy" A. Cherry-Garrard, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2012 r.
"Ostatnia wyprawa Scotta" R.F. Scott, Wydawnictwo Sport i Turystyka,1960 r.
Książka na półkach
- 222
- 63
- 33
- 3
- 2
- 2
- 2
- 2
- 2
- 2
Cytaty
Wojna pod jednym względem przypomina Antarktydę. Nie można wyjść z niej honorowo, dopóki jest się w stanie iść o własnych siłach.
Za odbycie podróży zimowej czeka was nagroda, byle tylko zależało wam wyłącznie na jajku pingwina.
OPINIE i DYSKUSJE
Bardzo nudna książka. Ledwo dobrnęłam do końca, omijając przy tym wiele nic nie wnoszących fragmentów. Przede wszystkim nie jest to żadna "powieść przygodowa", jak ktoś ją zaklasyfikował w serwisie, tylko literatura faktu. Warto byłoby zwrócić na to uwagę, przy zatwierdzaniu książki.
Ad rem: autor na wielu stronach rozpisuje się o nudnych detalach wyprawy, takich jak: opisy pogody, ilości przebytych kilometrów, spożywanego jedzenia, czy tego, że ktoś wpadł do szczeliny, a ktoś został z niej wyciągnięty. O kucach, psach i mułach dowiadujemy się więcej niż o ludziach - uczestnicy tej wyprawy byli dla mnie tylko nazwiskami (nic mi nie mówiącymi),bo autor w ogóle ich nie opisał, nie przypisał im żadnych ciekawych ról w swojej opowieści. Nie miałam pojęcia kto jest kto i co tam w ogóle robi. Trudno czytając coś takiego, odczuwać jakiekolwiek emocje. Większość książki poświęcona jest różnym wyprawom pobocznym, o tym, jak wyglądała ta właściwa wyprawa na biegun - nie dowiadujemy się niczego. Śmierci Scotta i jego towarzyszy poświęcono kilka zdań.
Brakowało mi:
1. wyjaśnienia jaki był plan tej wyprawy, jej organizacja - dlaczego wybrano taką, a nie inną trasę, dlaczego ekipa siedziała kilka miesięcy na Antarktydzie przed podjęciem podróży na biegun - autor opisuje to tak, jakby to było oczywiste;
2. mapy!!! konia z rzędem temu, kto zna topografię Antarktydy i potrafi zorientować się w tym, o czym pisze Cherry-Garrard, podając liczne nazwy geograficzne. I nie tylko geograficzne, ale też punktów, które wyprawa sama sobie ustaliła na swojej trasie, np. Skład Jednej Tony, Skład Sucharów, Cypel Baraku, itp. Czytając to nie miałam zielonego pojęcia o jakim miejscu mowa i jak by to można było umiejscowić na mapie. Co w zasadzie przekreślało jakąkolwiek możliwość wyobrażenia sobie trasy tej wyprawy;
3. rzeczowego wyjaśnienia dlaczego wyprawa Scotta poniosła porażkę, skoro była tak dobrze przygotowana i pełna nieustraszonych ludzi - jak co chwilę podkreśla autor. Jedyne w zasadzie jego wyjaśnienie to pech oraz tłumaczenie się tym, że była to wyprawa nie tyle mająca na celu zdobyć biegun, co naukowa, w czym oczywiście była jej "moralna" przewaga nad Amundsenem. Mnie zaś wydało się, że zadufani w sobie Anglicy po prostu chcieli złapać zbyt wiele srok za ogon.
Trudno spodziewać się obiektywności po członku ekspedycji, a Scott jest tu mocno wyidealizowany. To pomnik, nie człowiek. Peany jak to Anglicy zginęli ku chwale ojczyzny wydają mi się po prostu śmieszne - zwłaszcza w kontekście tego, co znajdziemy na samym końcu: kilku gorzkich słów o tym, jak to Scott musiał żebrać o finansowanie tej podróży, a ich statek był nędzną łajbą niedostosowaną do tego typu żeglugi. Gdyby to wydarzyło się dziś, przeprowadzono by w tej sprawie drobiazgowe śledztwo. Dobrze oddaje to następujący fragment:
"Z jednej strony Amundsen jedzie prosto do celu, dociera tam pierwszy i wraca nie tracąc ani jednego człowieka i nie narażając się na trudności większe, niż jest to nieuniknione podczas wypraw polarnych. (...) Z drugiej strony nasza ekspedycja: podejmująca niesamowite ryzyko, odznaczająca się nadludzką wytrzymałością, osiągająca nieśmiertelną sławę, upamiętnioną górnolotnymi kazaniami i posągami na śródmiejskich placach. Lecz po dotarciu na biegun dowiadujemy się, że cała ta okropna podróż była na nic, i zostawiamy po drodze swoich najlepszych ludzi. "
Najciekawsze fragmenty tej relacji dotyczyły obserwacji pingwinów i innych zwierząt, żyjących na Antarktydzie.
Bardzo nudna książka. Ledwo dobrnęłam do końca, omijając przy tym wiele nic nie wnoszących fragmentów. Przede wszystkim nie jest to żadna "powieść przygodowa", jak ktoś ją zaklasyfikował w serwisie, tylko literatura faktu. Warto byłoby zwrócić na to uwagę, przy zatwierdzaniu książki.
więcej Pokaż mimo toAd rem: autor na wielu stronach rozpisuje się o nudnych detalach wyprawy, takich jak:...
Historia tragicznej wyprawy Scotta i jego przegranej z Amundsenem z pewnością jest ciekawa, ale ta książka nie jest dobrą o niej opowieścią. Zupełnie nie rozumiem dlaczego została wybrana przez National Geographic za najlepszą książkę podróżniczą w historii.
Z plusów - niektóre fragmenty były ciekawe. Z minusów - te ciekawe fragmenty to tylko parę procent książki. Większość jej treści zajmują dokładne dane ile i jakiego pożywienia, produktów posiadano, powtarzające się opisy kolejnych dni wędrówki, w których nie działo się nic ciekawego. Poza tym autor szeroko opisuje wyprawę dostarczającą zapasy (w której uczestniczył) przed właściwą wyprawą na biegun (w której nie uczestniczył),zaś o tej drugiej nie dowiadujemy się zbyt wiele z tej książki. Próżno więc szukać w niej szczegółów zdobycia bieguna oraz historii z ostatnich tygodni życia grupy biegunowej. Bardzo brakuje też mapki, na której można by zobaczyć, gdzie znajdują się miejsca często wspominane, nie wiadomo więc gdzie był skład, do którego zostało Scottowi kilkanaście km podczas powrotu, gdzie i kiedy umierali pierwsi towarzysze Scotta itp. - jest co prawda jedna "mapka", ale raczej jest to wizja artystyczna, nieprzydatna do wyznaczania tych najistotniejszych miejsc. Ostatni zarzut dotyczy idealizowania kapitana Scotta - z tej książki można odnieść wrażenie, że ta wyprawa zakończyła się tragicznie tylko z powodu ogromnego pecha, gdyż wszystko było przygotowane perfekcyjnie. Tymczasem z innych doniesień można dowiedzieć się, że przygotowanie logistyczne było nienajlepsze (za słaba odzież, stawianie na konie zamiast psów itd.). Autor stwierdza, że gdy Scott dotarłszy na biegun dowiedział się, że jest drugi, ta wiadomość wcale go nie poruszyła. Tymczasem z samych dzienników Scotta wiadomo, że doprowadziło go to niemal do depresji.
Paradoksalnie jednymi z ciekawszych fragmentów tej książki są opisy zachowań pingwinów - które w tamtych czasach były zupełnie niepoznanym jeszcze zwierzęciem.
Smutne jest też to, że więcej na temat wyprawy Scotta można dowiedzieć się z pierwszego lepszego artykułu w internecie (z mapką!). National Geographic, wstydź się!
Historia tragicznej wyprawy Scotta i jego przegranej z Amundsenem z pewnością jest ciekawa, ale ta książka nie jest dobrą o niej opowieścią. Zupełnie nie rozumiem dlaczego została wybrana przez National Geographic za najlepszą książkę podróżniczą w historii.
więcej Pokaż mimo toZ plusów - niektóre fragmenty były ciekawe. Z minusów - te ciekawe fragmenty to tylko parę procent książki....
O książce Apsleya Cherry-Garrarda, w krajach anglosaskich, nieraz mówi się "arcydzieło literatury polarnej". W żadnym wypadku, nie jest to przesadzona opinia. Tę książkę kupiłem i przeczytałem kilka lat temu, kiedy jeszcze nie było polskiego wydania i niejednokrotnie do niej wracam. Nie wiem, nie czytałem polskiego tłumaczenia, dlatego też, nie wypowiem się, jak bardzo jest trafne. Nawet jeżeli faktycznie się udało, nie mogło dorównać plastyczności angielszczyzny Cherry-Garrarda.
Książka jest opowieścią najmłodszego członka wyprawy Scotta z 1911 roku. Apsley Cherry-Garrard, był asystentem zoologa, obdarzonym ciekawością świata i bardzo lekkim piórem. Opisuje podróż na Antarktydę, a później zimę, spędzoną w cieśninie McMurdo. Wówczas to, dr Edward Wilson, pełniący również obowiązki biologa, zapragnął zdobyć do badań kilka jaj pingwinów cesarskich. Gnieżdżą się one w środku zimy, toteż Wilson, wraz z Cherry-Garrardem oraz "Birdie" Bowersem, wyruszyli na Przylądek Croziera, gdzie gniazdowały.
Droga była daleka i trzej mężczyźni, ledwo wrócili z życiem. Stąd też autor wziął pomysł na tytuł książki, bo tak po powrocie ochrzcili tę wyprawę po pingwinie jaja.
Później Garrard opisuje tragiczne losy grupy Scotta i znalezienie ich zamarzniętego namiotu. To jeden z najdramatyczniejszych momentów w tej książce.
Jednak, trzeba pochwalić za język. Mamy do czynienia z przepiękną, plastyczną angielszczyzną (jeśli komuś niestraszne słownictwo z początków XX stulecia). Ta książka, momentami sprawia wrażenie wręcz poetyckiej.
O książce Apsleya Cherry-Garrarda, w krajach anglosaskich, nieraz mówi się "arcydzieło literatury polarnej". W żadnym wypadku, nie jest to przesadzona opinia. Tę książkę kupiłem i przeczytałem kilka lat temu, kiedy jeszcze nie było polskiego wydania i niejednokrotnie do niej wracam. Nie wiem, nie czytałem polskiego tłumaczenia, dlatego też, nie wypowiem się, jak bardzo jest...
więcej Pokaż mimo toNa krańcu świata to odtworzona, tym razem na kartach powieści, wyprawa na biegun południowy, w której uczestniczył właśnie Apsley Cherry-Garrard. Kim był? Sam mówił o sobie, że jest podróżnikiem i pisarzem. Jak znalazł się na liście uczestników ekspedycji pod kierownictwem kapitana Roberta Scott’a? Sam mówił wprost, że to uczestnictwo dosłownie sobie wykupił. Był jednym z najmłodszych i absolutnie najmniej doświadczonym uczestnikiem tej wyprawy. Nie miał sprecyzowanego zadania, choć oficjalnie był asystentem zoologa. Życie pokazało, że w rzeczywistości jego zadanie było zupełnie inne. Miał upamiętnić wyprawę kapitana Scotta. I to zadanie wykonał celująco.
Nie tylko wiernie odtworzył warunki, w jakich spędzili długie i trudne trzy lata (tyle trwała ekspedycja),ale też opisał prace naukowo-badawcze przeprowadzane przez pozostałych członków wyprawy. W książce możemy znaleźć również szczegółowe informacje dotyczące zaopatrzenia takiej wyprawy. Co i w jakich ilościach składało się na ich pożywienie. Jakie rozwiązania sprawdziły się w praktyce. Co było błędem. Jak ich organizmy reagowały na niezwykle trudne warunki panujące na Antarktydzie. Jak wyglądał ich dzień pracy. Ile kilometrów dziennie byli w stanie przejść. Z jakimi przeciwnościami się borykali. Co było dla nich największym zagrożeniem. Jakie wrażenia wywarła na nich kraina wiecznego lodu, srogiego klimatu, wielotygodniowych ciemności. I wszędzie ta bezkresna biel… By na końcu złożyć hołd ludziom, których szanował, z którymi przeżył największą przygodę swojego życia, którzy nie wrócili tak jak on szczęśliwie do domu.
Relacja Apsleya Cherry’ego-Garrarda skupia się nie tylko na tej konkretnej wyprawie, w której uczestniczył, ale uświadamia czytelnikom, że to był końcowy etap poprzedzony licznymi wyprawami pomocniczymi. To był cały długoletni proces, który oprócz walorów naukowych miał zostać zwieńczony niebywałym sukcesem – zdobyciem bieguna południowego. I ten cel został poniekąd osiągnięty. Kapitan Scott z wybranymi członkami załogi dotarł na biegun południowy 17 stycznia 1912 roku. Ale nie byli pierwsi, tylko drudzy. Ubiegł ich Roald Amundsen. Norweg był szybszy zaledwie o cztery tygodnie.
Ta wyprawa skończyła się tragicznie. Grupa, która zdobyła biegun straciła życie w dramatycznych okolicznościach. Najbardziej wstrząsający jest fakt, że tak niewiele zabrakło im do dotarcia do Składu Jednej Tony. Być może wtedy by ocaleli…
Na krańcu świata to nie tylko wspomnienia Apsleya Cherry’ego-Garrarda. To także kompilacja dzienników i innych członków ekspedycji. Myślę, że to świetny zabieg pozwalający spojrzeć na tę historyczną wyprawę z kilku perspektyw.
Dla mnie to była rewelacyjna podróż czytelnicza. Plastyczne opisy pięknej, a zarazem okrutnej przyrody. Bezradność człowieka wobec potęgi natury, a zarazem ta ludzka ciekawość i siła, aby odkrywać świat nie bacząc na niebezpieczeństwo. Hart ducha polarników i dążenie do celu do samego końca. Bilans podejmowanych decyzji, aby kolejne ekspedycje mogły czerpać wiedzę z doświadczenia swoich poprzedników. Gdzieś zupełnie na końcu ludzka rywalizacja. Nie wierzę, że Anglicy nie byli rozczarowani, gdy dotarło do nich, że na biegunie pojawili się nie pierwsi, drudzy.
Do tego wszystkiego wkrada się i filozofia. Dopiero w ekstremalnych warunkach do człowieka dociera, co jest istotne nie tylko w sferze duchowej i intelektualnej, ale także w sferze materialnej. Czasem otaczamy się wieloma zbędnymi rzeczami, których nawet nie potrzebujemy...
https://monikaolgaczyta.blogspot.com/
Na krańcu świata to odtworzona, tym razem na kartach powieści, wyprawa na biegun południowy, w której uczestniczył właśnie Apsley Cherry-Garrard. Kim był? Sam mówił o sobie, że jest podróżnikiem i pisarzem. Jak znalazł się na liście uczestników ekspedycji pod kierownictwem kapitana Roberta Scott’a? Sam mówił wprost, że to uczestnictwo dosłownie sobie wykupił. Był jednym z...
więcej Pokaż mimo toCiężko się czyta ale dla amatorów tematu idealna.
Ciężko się czyta ale dla amatorów tematu idealna.
Pokaż mimo toKu mojej rozpaczy zostało mi niewiele ponad sto stron. Jeśli ktoś nie wierzy, że książkę o tym, jak się idzie przez lód, można czytać z zapartym tchem, niech sięgnie po Garrarda.
Początek był mało obiecujący: brytyjsko powściągliwy, rzeczowy, wystawiający na próbę cierpliwość czytelnika, brnącego przez nielitościwy geograficzny opis odległości baz, składów żywności i przylądków oraz odległości między nimi. W całym opisie przygotowań i drogi na południe niknie w zasadzie tekst telegramu informującego Scotta, że Amundsen także zmierza na południe.
I nagle czwarty rozdział przynosi taki opis sztormu, z którym zmierzyła się załoga Terra Nova, że czyta się z zapartym tchem i w zasadzie nie wiadomo, gdzie znika nagle trzydzieści, czterdzieści stron.
Cała ta książka jest właśnie taka: fragmenty wystawiające cierpliwość czytelnika na próbę swoją skrupulatnością żeby nie powiedzieć - nużącą drobiazgowością, jak opisy zakładania składów czy podróży grup pomocniczych, przemieszane z tymi, które czyta się jak, nie przymierzając, jak czystą fantastykę. Przyznaję, że podchodziłam do tej książki z nastawieniem "Powinna być na temat Scotta, a nie żeby jakiś szaraczkowaty pomocnik odcinał kupony od cudzej zasłużonej sławy" i przyznaję, że spodziewałam się ze strony autora poniekąd zrozumiałej bufonady. Aż doszłam do miejsca, gdzie przedstawił koleje wyprawy trzech mężczyzn w samym środku antarktycznej nocy do lęgowisk pingwina cesarskiego, aby dla celów naukowych pozyskać jaja tych ptaków. Warunki, z jakimi się zmagali i hart ducha, z jakim je znosili po prostu przekraczają możliwości wyobraźni przeciętnego człowieka. A przecież Garrard nie kreuje się na bohatera i herosa, wręcz przeciwnie - zachowuje niezwykłą skromność, podkreślając przede wszystkim zalety swoich niezwykłych towarzyszy, Wilkesa i Bowersa. Lektura tej części książki jest naprawdę niezwykła z jeszcze jednego powodu: pozwala przez chwilę spojrzeć na tak zwane "szczęście" z nieco innej perspektywy niż zwyczajna możliwość spełniania swoich pragnień czy dostatniego życia - może się okazać, że to wszystko znaczy niewiele wobec księżyca wyłaniającego się zza chmury w najbardziej wskazanym momencie albo graniczące z cudem odzyskanie namiotu. Kto nie wierzy, że namiot można cenić bardziej niż luksusowe wakacje w jakimś egzotycznym a ciepłym kraju, niech sięgnie po tę książkę.
Jak wspomniałam, są tu dłużyzny, są męczące fragmenty, są chwile, kiedy brak bardzo dokładnej mapy przeszkadza, boli i frustruje.
Ale ta książka zasługuje na wysokie oceny i uznanie szerszego grona czytelników nie dla swojej merytorycznej wartości - choć nie można jej przecenić - ani dla lekkości pióra czy gładkiego stylu. To, co jest w niej i najcenniejsze i najpiękniejsze to to, jaką wiarę w człowieka daje, jak przedstawia w człowieku to, co najszlachetniejsze, jak daje nadzieję, że możemy być Kimś Więcej.
Ku mojej rozpaczy zostało mi niewiele ponad sto stron. Jeśli ktoś nie wierzy, że książkę o tym, jak się idzie przez lód, można czytać z zapartym tchem, niech sięgnie po Garrarda.
więcej Pokaż mimo toPoczątek był mało obiecujący: brytyjsko powściągliwy, rzeczowy, wystawiający na próbę cierpliwość czytelnika, brnącego przez nielitościwy geograficzny opis odległości baz, składów żywności i...
Nie wiem czy wiecie, ale stoi do dzisiaj na Przylądku Evansa barak stanowiący głowną bazę tej wyprawy. Zachował się też pojawiający się na kartach tej książki barak postawiony na przylądku Roydsa przez Shackletona kilka lat wcześniej. Można je zobaczyć w google maps: (http://maps.google.com/help/maps/streetview/gallery/antarctica/scotts-hut-cape-evans-on-ross-island.html, http://maps.google.com/help/maps/streetview/gallery/antarctica/shackletons-hut-cape-royds-on-ross-island.html). Polecam tym, którzy przeczytali. Tym, którzy się wahają też - może ich zachęci.
Nie wiem czy wiecie, ale stoi do dzisiaj na Przylądku Evansa barak stanowiący głowną bazę tej wyprawy. Zachował się też pojawiający się na kartach tej książki barak postawiony na przylądku Roydsa przez Shackletona kilka lat wcześniej. Można je zobaczyć w google maps: (http://maps.google.com/help/maps/streetview/gallery/antarctica/scotts-hut-cape-evans-on-ross-island.html,...
więcej Pokaż mimo toJeszcze żadna książka nie wzbudziła we mnie tak ambiwalentnych odczuć jak ta. Z jednej strony, jest to wspaniała opowieść o odwadze, wytrwałości, przekraczaniu własnych ograniczeń. O majestatycznych krajobrazach, które są nagrodą za nieludzkie warunki panujące na tym kontynencie. O tym, że pewnych rzeczy nie da się przełożyć na pieniądze, a na pytanie "po co'? nasuwa się tylko jedna odpowiedź: żeby poszerzyć zasób ludzkiej wiedzy. Wspaniała filozofia poznania dla samego poznania.
Z drugiej zaś to okropnie nudna i męcząca relacja, powtarzająca ciągle te same fakty dotyczące śnieżyc, temperatury, kuców i całej tej otoczki - niewątpliwie potrzebne - ale które do przetrawienia musiałyby zostać skrócone, co najmniej o połowę. Świetny poradnik dla polarników (taki chyba też był jeden z celów Autora) i męka dla laika. Ogromnym mankamentem książki jest brak szczegółowej mapy obszaru, po którym poruszali się członkowie ekspedycji. W pewnym momencie czytelnik może się zgubić i nie mieć pojęcia co jest czym i gdzie właściwie polarnicy w danym momencie byli. Od połowy książki jedyną moją myślą było: "ile jeszcze do końca"? z równoczesnym czytaniem na bardzo duże raty.
Książka dla tak samo wytrwałych "polarników', jak Ci, którzy byli jej bohaterami.
Jeszcze żadna książka nie wzbudziła we mnie tak ambiwalentnych odczuć jak ta. Z jednej strony, jest to wspaniała opowieść o odwadze, wytrwałości, przekraczaniu własnych ograniczeń. O majestatycznych krajobrazach, które są nagrodą za nieludzkie warunki panujące na tym kontynencie. O tym, że pewnych rzeczy nie da się przełożyć na pieniądze, a na pytanie "po co'? nasuwa się...
więcej Pokaż mimo toKsiążka bardzo ciekawa, jednak są momenty w których troszkę wieje nudą. Mimo iż opowiada historię wyprawy na biegun południowy, to mi najbardziej w pamięci utrwaliła się wyprawa po jaja pingwinów. Opis tej ekspedycji jest zarówno piękny jak i przerażający. Autor wraz z przyjaciółmi wyrusza na najgorszą wyprawę swojego życia. Osobiście doświadcza skrajnie niskich temperatur. Było tak zimno, że po nieprzespanej nocy panowie wychodzili z namiotu, następnie mieli około 15 sek, aby w wygodnej pozycji ustawić swoje ubranie. Po tych 15 sekundach ubranie zamarzało i było niczym zbroja.
Jedyne co mnie w większym stopniu rozczarowało, to brak dokładnego opisu wyprawy zdobywającej sam biegun, bo trzeba pamiętać, że książka opisuje 2 letnią wyprawę, a zdobycie bieguna to tylko jeden z etapów. Autorem jest świadek naoczny i wszystko co w tej książce się znajduje widział na własne oczy. Towarzyszył on grupie mającej zdobyć biegun tylko do pewnego momentu, potem gdy zawrócił nie wiemy co dzieje się z resztą. Dopiero gdy wraz z autorem wyrusza wyprawa ratunkowa zdobywamy informacje o zdobywcach bieguna.
"Podróże antarktyczne rzadko są tak ciężkie, jak się je maluje. Ale ta wyprawa przerasta nasze możliwości językowe: jej groza jest nie do opisania"
Apsley Cherry-Garrard
Książka warta przeczytania.
Książka bardzo ciekawa, jednak są momenty w których troszkę wieje nudą. Mimo iż opowiada historię wyprawy na biegun południowy, to mi najbardziej w pamięci utrwaliła się wyprawa po jaja pingwinów. Opis tej ekspedycji jest zarówno piękny jak i przerażający. Autor wraz z przyjaciółmi wyrusza na najgorszą wyprawę swojego życia. Osobiście doświadcza skrajnie niskich temperatur....
więcej Pokaż mimo to