Lubię zbory opowiadań czytane z doskosku, pomiędzy większymi lekturami. Są "jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz na co trafisz". W tym wypadku część czekoladek okazuje się brukselką zapakowaną w sreberko, a ja zachodzę w głowę jakie prądy galaktyczne spowodowały, że panowie "redaktorzy" zdecydowali się umieścić w tym zbiorze takie perły jak np opowiadanie o gangu kradnącym tuby (dobra - suzafony) z orkiestr dętych i przemycające je do Meksyku (sic!). Ogólnie są lepsze i gorsze, trafi się cukierasek z orzechem laskowym i z krochmalem. Na sam koniec mamy wisienkę od Martina: opowiadanie fundacyjne dla nowego serialu HBO (cały sezon na 32 stronach). Jest to o tyle ciekawe, że wygląda ono jak streszczenie lektury pisane przez czwartoklasistę dla facetki od poldona. Ogólnie - mocno bez szału!
Rzadko kiedy spotyka się w komiksach tak zgrabny plot twist, jaki znajduje się na końcu historii o Lexie Luthorze i Czarnym Pierścieniu. Ta ironia pozwala złapać w odpowiednią klamrę fakt, iż choć Luthor musiałby zmienić kilka "szczegółów", by zostać bohaterem, są one tak integralne dla jego osobowości, że stanięcie na stałe po dobrej stronie mocy nigdy nie było dla niego opcją.