Książka Mikołaj Łoziński 6,6
ocenił(a) na 73 godz. temu Pana Łozińskiego sympatryczna, czuła i bardzo rodzinna książka o ludziach i przedmiotach. Tworzą kolaż zdarzeń i emocji, układankę, której elementy doskonale do siebie pasują, mówią wiele, a jednocześnie subtelnie nakierowują nas na skryte pod nimi smaczki i rodzinne sekrety.
Ci, którzy czytali o Stramerach, znajdą tu również linki łączące „Książkę”, autora i Tarnów.
A wracając do „Książki” - to książka też jest przedmiotem, a rozdziały w tej, o której odważyłem się napisać słów kilka, podzielone są rozdziałami-przedmiotami zupełnie zwyczajnymi. Ludzie zdają się być przerywnikami w opowieści – choć przecież to oni je (przedmioty) używali, oni nadawali rzeczom sens, a patrząc na nie i biorąc je do ręki, to ich się później przez nie wspomina (wyszło karkołomnie, przepraszam).
Nad książką krąży pytanie o to, co autor robi w życiu. Pisze – odpowiada – o rodzinie. Stał się przez to niebezpieczny – komentuje tę wstrząsającą zapowiedź jego matka. Trzeba teraz przy nim uważać na „każde słowo, każde zdanie, każdą rodzinną historię”, bo przecież niejedna rodzina chowa ciemnego humorzastego stwora w szafie, który potrafi wypełznąć w najmniej oczekiwanym momencie i przy obiedzie palnąć coś, o zgrozo, wstydliwego. A jeszcze jak się ma w domu pisarza, to klops zupełny - podsłucha, dopyta i przerobi po swojemu. Na koniec uwieczni po wsze czasy na kartkach papieru. I wyda.
I pan Łoziński bierze słowa swej matki na serio, a może nie. Może sam trochę tego stwora wyciąga za rogi, może go trochę kusi, że potwora dobrowolnie wypełza szczerząc zębiska i może pan Mikołaj napisał o tym, o czym chciał napisać, bo mógł, a może i o tym, czego mu zabroniono?
Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem - ale spędziłem bardzo przyjemne chwile z „Książką”.