Ostrze elfów Nik Pierumow 6,3
67/100
Przeczytałem naprawdę dużo Tolkiena i trafiła się taka okazja, że w końcu mogłem przeczytać/przesłuchać te oto książkę Nika Pierumowa.
Pierwszy raz z panem Pierumowem zetknąłem się za sprawą książki o jakże drętwej nazwie "Brylantowy miecz drewniany miecz", która to okazała się być naprawdę niesamowitą przygodą czytelniczą, niestety wydano tylko 1 część w Polsce ze względu na słabą sprzedaż (ciekawe dlaczego słabą... może okładka i tytuł coś mają do powiedzenia?).
Ostrze Elfów, czyli 1 część trylogii Pierumowa, kontynuacji raczej jakże znanej książki jaką jest "Władca Pierścieni". Akcja dzieje się 300 lat po zniszczeniu pierścienia, w Śródziemiu które jest kompletnie inne, elfów prawie nie ma, ludzie dominują. Nasz główny bohater to Folko Brandybuck - typowy Gary Sue, czyli od 0 do wielkiego boga (no może przesadzam, ale tak nasz bohater czego się nie dotknie, to robi wspaniale).
Fabuła książki stara się za na każdym kroku prezentować nam dobrze znane lokacje, przywoływać wielkie nazwiska, raz jesteśmy w Bree, nagle Moria, tu spotykamy Radaghasta, Drzewca, jednak to nie jest Tolkien. Pierumow to inny pisarz, inny styl i niestety jak ktoś spodziewa się stylu Tolkiena, wielce się zawiedzie - 300 lat po pokonaniu Saurona, spokój w Śródziemiu zaczyna być znowu psuty, coś stało się w Morii, Angmar się burzy, ludność Arnoru jest nękana przez bandytów, ktoś donosi o działalności Orków. Nasz mały bohater zostaje przypadkiem uwikłany (tak samo jak Bilbo czy Frodo) w zdarzenia odmieniające Śródziemie.
Jako że jest to 1 część z 3, nie będę się skupiał na fabule, jest prosta i widać (powtórzę),że autor stara się "imitować" Tolkiena. Mimo wszystko, Śródziemie nigdy wcześniej nie było tak ŻYWE jak u Pierumowa, podczas podróży z krasnoludami Folko co chwile spotyka wioski, karczmy, innych ludzi, na każdej stronie coś się dzieje, gdzie u Tolkiena bohaterowie maszerowali pół roku (tak wiem, przez ostępy i niegościnne rejony) i nie spotykali nikogo, tutaj natomiast to wszystko przywodzi na myśl żywego świata. Pierumow skrupulatnie przestudiował Władce, Silmarillion i inne wielkie książki Tolkiena, bowiem znalazłem bardzo mało pomyłek, a jak już jakieś znalazłem, to tylko dlatego, że czytałem Historię Śródziemia i po prostu wiem, że dopiero te książki poprawiają niektóre aspekty Silmarillionu, albo klasyczny przykład - Góry Księżycowe (Ered Luin to Góry Błękitne),Luin Sindarskie słowo zostało zapożyczone przez hobbitów i zrobili z tego Lhûn - Lune i nazwali tak rzekę, a polscy tłumacze przetłumaczyli to - jako księżyc, co jest błędem, ale tu trzeba znać już dobrze cały skomplikowany proces tłumaczeń Tolkiena i innych rzeczy, więc nie uważam tego za potężny błąd ;).
Bohaterowie może i sztampowi w dużej mierze, są bardzo przyjemni i każdy ma swój charakter. Autor wprowadza sporo nowych nazw własnych, które gryzą się z nazwami jakie podał Tolkien, niestety tutaj zrozumienie Śródziemia zawiodło pisarza.
Mimo wszystko, momentami czułem się jakbym czytał zapętlającą się historię będącą monologiem samych myśli Folka, czuje że świat to Śródziemie, ale istoty zamieszkujące go już nie, pod rozbrykanym kucykiem jawił mi się jak pijacki pub w Londynie, Moria niczym wyprawa po nic, bez celu i sensu, więc raz czytało mi się to przyjemnie, by po chwili nudzić się i sięgać po audiobook żeby coś tam w tle mi gadało przy np. sprzątaniu.
Lektor - pan Krzysztof Plewako-Szczerbiński, nie wiedzieć mi czemu czyta tak dziwnie nazwy własne. Shire to .. nie Szajer, tylko właśnie tak jakbyśmy literowali s h i r e. Khazad Dum to nagle Hazad du, Bree to nie Bri tylko B r e e... no komicznie to brzmi i wsłuchując się w to naprawdę niejednokrotnie kręciłem głową, bo nie wiem czy to problem z prawami autorskimi wymusił taki sposób odczytywania, czy lektor niezbyt wiedział jak.
Mimo wszystko, książka oberwała niesamowicie od miłośników Tolkiena, nie jest to może super niesamowite fantasy, ale Pierumow daje naprawdę porządną historię i stara się żeby działo się DUŻO, bowiem więcej tu akcji niż spokojnego gadania, co akurat mi się spodobało.