Antoni Słonimski urodził się 15 listopada 1895 roku w Warszawie w rodzinie pochodzenia żydowskiego. Był synem Stanisława Słonimskiego i Marii Eugenii Goldman, wnukiem Chaima Zeliga Słonimskiego i prawnukiem Abrahama Jakuba Sterna. W 1917 roku ukończył Szkołę Sztuk Pięknych w Warszawie. Organizował wystawy swych prac plastycznych oraz współpracował z czasopismami artystycznymi, m.in. z miesięcznikiem Pro Arte.
W 1918 roku współtworzył kawiarnię literacką Pod Picadorem, a w roku 1919 grupę poetycką Skamander. Współpracował z nią, z przerwami, do wybuchu wojny. W latach międzywojennych współpracował także z Kurierem Polskim (1920–1923) i Wiadomościami Literackimi (1924–1939).
Jego teksty wykorzystywały m.in. kabarety Czarny Kot, Qui Pro Quo, Cyrulik Warszawski, Tip Top oraz rosyjski awangardowy Niebieski Ptak. Był członkiem Związku Zawodowego Literatów Polskich i polskiej sekcji PEN Clubu.
W działalności publicystycznej sprzeciwiał się zarówno postawom Narodowej Demokracji, jak i komunizmowi. Opowiadał się za racjonalizmem i demokracją. Od wczesnej młodości związany z PPS, popierał działalność Józefa Piłsudskiego aż do czasów utworzenia obozu w Berezie Kartuskiej.
W swoim dorobku ma także dwie powieści science-fiction: Torpeda czasu z 1924 roku i Dwa końce świata (1937). Widać w nich inspirację twórczością H.G. Wellsa, bardzo cenionego przez Słonimskiego. W książkach tych pisarz pokazywał groźne skutki militaryzmu i rozwoju totalitaryzmu.
13 kwietnia 1924 roku pojedynkował się na pistolety z Mieczysławem Szczuką, który chciał się zemścić za bezlitosną krytykę manifestu autorstwa jego przyjaciela, Henryka Berlewiego. Pojedynek odbył się w kawiarni, Słonimski wyszedł bez szwanku, Szczuka został ranny w nogę.
Podczas wojny na emigracji, początkowo w Paryżu (1939–1940),a po kapitulacji Francji – w Londynie. Współpracował z rozmaitymi periodykami emigracyjnymi, m.in. z Polską Walczącą i Wiadomościami Polskimi, Politycznymi i Literackimi. W roku 1942, na skutek różnicy poglądów, odszedł z Wiadomości i wraz z Karolem Estreicherem założył miesięcznik Nowa Polska (ukazujący się do roku 1946).
W swych artykułach opowiadał się za ideą Polski wielokulturowej i tolerancyjnej, opartej na zasadach wolności i równości.
Po zakończeniu II wojny światowej kierował do 1948 roku sekcją literatury UNESCO, następnie był do roku 1951 dyrektorem podlegającego władzom komunistycznym Instytutu Kultury Polskiej w Londynie. W 1948 roku wziął udział we wrocławskim Światowym Kongresie Intelektualistów w Obronie Pokoju podpisując jego rezolucję przyjętą po opuszczeniu kongresu przez część zachodnich intelektualistów. W 1951 roku powrócił na stałe do kraju.
Pisywał artykuły, wiersze i felietony do wielu gazet ogólnopolskich, m.in. do Nowej Kultury (1950–1962),Szpilek (1953–1973) i Przeglądu Kulturalnego. W 1954 poddał ostrej krytyce ówczesne podręczniki do historii literatury, przez co jego dzieła zostały wycofane z obiegu. W 1955 roku był jednym z założycieli Klubu Krzywego Koła.
Na fali odwilży w 1956 roku został wybrany na prezesa Związku Literatów Polskich. Funkcję tę pełnił do roku 1959.
Odsunięty przez Władysława Gomułkę od sprawowania funkcji publicznych, Słonimski poświęcił się działalności na rzecz rozmaitych inicjatyw opozycyjnych. W marcu 1964 roku wraz z Janem Józefem Lipskim zainicjował tzw. List 34 przeciwko polityce kulturalnej partii. Krytykował władze w związku z antysemicką nagonką po marcu 1968 roku. W 1975 roku był jednym z sygnatariuszy Memoriału 59 oraz Listu 14 w proteście przeciw planowanym zmianom w konstytucji PRL.
Z powodu działalności opozycyjnej jego dzieła ponownie wpisano na listę cenzorską. Od 1970 publikował w Tygodniku Powszechnym.
Antoni Słonimski zmarł 4 lipca 1976 roku w Warszawie w wyniku powikłań po wypadku samochodowym. Został pochowany z żoną Janiną Konarską-Słonimską na cmentarzu leśnym w Laskach. Testamentem zapisał autorskie prawa majątkowe swych utworów Zakładowi dla Niewidomych w Laskach.
Historyjki ze starych książek dla młodzieży /
Ataki na bagnety, koniki, mundury. /
Całą młodość kazano nam przeżyć /
W tym smrodzie krwi i ...
Historyjki ze starych książek dla młodzieży /
Ataki na bagnety, koniki, mundury. /
Całą młodość kazano nam przeżyć /
W tym smrodzie krwi i złej literatury. ["Oko w oko"]
Nostalgiczny zapis życia w przedwojennej Warszawie.
Jest dużo o ojcu, trochę o Skamandrze, o pracy redakcyjnej, o tułaczce po wybuchu II wojny światowej, o środowisku emigracyjnym w Londynie, ale o samej Warszawie niewiele.
Najbardziej podobały mi się wspomnienia z dzieciństwa, które podobnie jak u @Aguirre, przywiodły mi na myśl wspomnienia dzieciństwa Lema z "Wysokiego Zamku".
Nie są to rozbudowane, głębokie, pełne przemyśleń i analiz wspomnienia, powiedziałabym, że wręcz przeciwnie – bardzo powierzchowne. Czasy, w których zostały wydane raczej nie ułatwiały Słonimskiemu dzielenia się swoimi wszystkimi poglądami i przekonaniami wszem i wobec, i to daje się wyczuć.
Mamy więc migawki i refleksy z życia autora, napisane z humorem i sentymentem, ale nie oddają one w pełni jego możliwości twórczych.
WYZWANIE CZYTELNICZE VII 2022
Przeczytam cienką książkę (mającą maksimum 200 stron)
Zawsze można zadać pytanie, czy w swym trudzie poszukiwania czegoś wyższego a często nawet niezrozumiałego dla ludzkiej natury, Antoni Słonimski umiejętnie odbudowywał słowa i przywracał im nieskażony sens. Warto o to pytać, ponieważ zawsze jest po kim poprawiać, podczas przełomu epok można ciąć słowem jak nożem i oddzielać rządzące dziesięcioleciami dogmaty. Ten przykładający do wszystkiego etyczną miarę poeta postarał się o to, aby spostrzegać świat, co wcale nie musi być czymś tak oczywistym. Zdarza się, że piszący w pustkę poeci zbyt niechętnie sięgają do źródeł pamięci i mijają się z istotą i celem poezji. Tymczasem do Słonimskiego możemy mieć w tym wypadku jeden zarzut, a równie dobrze może to być przyczynek do bardziej obszernej debaty na temat twórczości poety związanego z warszawskim krajobrazem. Czy jego wiersze są jeszcze częścią literatury, czy może już fragmentem pełnego i nieograniczonego życia?
Jego poezja była dokumentem epoki w której przyszło mu oddychać. Żył z pasją ale ryzykownie. Jako sprzymierzeniec rozumu bronił wolności słowa i sytuacji w której słabość nie jest winą. Za swój nonkonformizm i duszę społecznika płacił wysoką cenę umniejszania przez innych jego moralnego autorytetu. Jednak posiadł przy tym sekret pielęgnowania w sobie dużej wrażliwości społecznej przy jednoczesnym wyczuwaniu nadchodzącej burzy. A to wszystko bez wewnętrznego lęku, którego nie dostrzegłem na kartach tego tomu poezji. Być może legitymizował nowy ład ale zawsze bronił jednostkowości przed totalnością. Odbudowywał więc słowa innych, samemu przy tym kreśląc nowe ich znaczenie. Dlatego też wyczułem u niego niebywałą mądrość o którą trudno podczas tak wielkich dramatów dziejowych w jakich przyszło mu uczestniczyć.
Zawarty w tych wierszach wrodzony głód sprawiedliwości pozwala mi wysnuć wniosek, że mam do czynienia z poezją występującą przeciwko ludziom krępującym wolność. Tu wyraźnie widać granice sporu a ataki Antoniego Słonimskiego na otaczający go ciemnogród świadczą o niebywałej ostrości pióra polskiego poety. Przy powolnym przesączaniu wspomnień przez czas, słychać melodię wiersza niekiedy smutnego a czasami wygrywającą świat jasny i czysty. Czy dostrzegłem u niego optymizm? Może niekoniecznie wtedy, gdy trzeba było zamknąć oczy zamordowanego Gabriela Narutowicza ale przy ogólnym założeniu, że przeszłość jest mieszkaniem pierwszego wyboru dla Słonimskiego, to i tak ta jego przysparzająca problemów ojczyzna wypadła całkiem dobrze.
Robi się jakoś cieplej, kiedy się widzi Antoniego Słonimskiego składającego serce pod rodzinnym progiem. Niby tylko wiatr kręci przy tym koła na piasku ale nie dzieje się to bez żadnego znaczenia. Czuć sumienie polskości a nawet całego świata. Pośród takich obrazów zachowam wspomnienie chodzącego po pustym mieszkaniu Antoniego Słonimskiego, odbiegającego myślami do wzgórz Kornwalii a z drugiej strony zdającego sobie sprawę z ryzyka zachłyśnięcia się życiem na emigracji. Wtedy należy powrócić i dać się usłyszeć ludziom potrzebującym otuchy. Bo tak jak i on, wielu spacerowiczów warszawskich uliczek poszukiwało w tych latach zapomnienia od siermiężnej rzeczywistości. Słonimski dał im czas na to, żeby przetrwać. Nie twierdził przy tym, że wystarczy tylko spać a czas przeminie. Sprowadził na ludzi coś więcej. Nadzieję na to, że jego wołający z kart poezji głos jeszcze się na coś przyda.