Profesorka Uniwersytetu Szczecińskiego, literaturoznawczyni, krytyczka literacka, poetka i prozaiczka. W latach 1999-2012 redaktorka naczelna Szczecińskiego Dwumiesięcznika Kulturalnego „Pogranicza”. Członkini jury Nagrody Literackiej Nike w latach 2010-1013, prezeska Polskiego Towarzystwa Autobiograficznego.
Będę się upierał, że jeśli jakaś nowa polska proza chce nas zabrać do stolicy, to literacko nie będzie tam nic ciekawego. Ucieczka poza stolicę oczywiście nie gwarantuje od razu wielkich przeżyć czytelniczych, ale daje jasny sygnał, że autorka lub autor przynajmniej spróbują opowiedzieć ciekawą historię nie zasłaniając się kosztownymi dekoracjami. W przypadku Ingi Iwasiów sprawa jest o tyle ciekawsza, gdyż uznana pisarka, co nie unieważnia przecież potencjalnych zaskoczeń, których akurat mamy tu całkiem sporo.
Dodać warto, że jej „Późne życie” wywala nas daleko na północ pod sam Bałtyk. Opowieść tworzy wielogłos bohaterek, które w taki czy inny sposób znalazły się w sąsiedztwie wielkiego H`oteliska rzucającego cień na całą miejscowość, w którego kręgu toczą się ich niełatwe historie. Relacje tych postaci nakładają się na siebie, ale nie tylko to ich łączy. Otóż każda opowiada swoją historię i robi to w sposób dosadny. Błędy zostają nazwane, krzywda wskazana, a całość prowadzi nas właśnie do późnego życia, czyli w większości przypadków stopniowej rezygnacji, rosnącego niezadowolenia, aczkolwiek pisarka ustrzegła się przed dosłownością i wpychaniem historii do czarnego dołu.
Psychologia bohaterek odpowiada – owszem – pewnym typom ludzkim, ale Iwasiów uzbraja swoje bohaterki w pewną zaradczość na przekór losów, na które wpływ bywa umiarkowany. Marzenia o lepszym życiu pojawiają się, gdyż życie wiedzione należy do nienajlepszych, o braku sprawiedliwości nie wspominając. Jeśli potraktować książkę jako portret zbiorowy nas dziś, to sprawa nie wygląda dobrze. Choć autorka ucieka od dosłowności, to w tle daje znaki jak np.: umieranie meduz w Bałtyku. Sprawy nie idą w dobrym kierunku.
Postacie z powieści "Późne życie" myślą, śnią i fantazjują
o życiu, ale jest w tym jedynie codzienność i bylejakość. W Osadzie przebywa około 120 osób. Nie wiadomo, co stało się z mieszkańcami i turystami, dlaczego wszystkich ogarnia niezrozumiały marazm, dlaczego czas przecieka ludziom przez palce, a bohaterowie niby coś robią, ale sami nie wiedzą, po co. Strach tak paraliżuje? Stąd leki i używki, co skutkuje brakiem emocji? Czytamy o lęku, pustce, spowolnieniu, unieruchomieniu, rutynie, samotności. Coraz częstsze zaniki internetu i obecność tych samych reklam luksusowego urlopu w nowoczesnym H'otelisku, w którym nie ma gości, dopełniają obraz niedziania się mimo pozorów ruchu. Książki, których pełno wokół, nie pomagają w opanowaniu smutku. Piasek na plaży kojarzy się z brnięciem po nim, ze śmieciami w nim zagrzebanymi i z tragicznymi historiami. Wszyscy cierpią na jakiś rodzaj półamnezji, mijają się, nie słyszą pytań, zmyślają. Wizja końca świata?
Tak wygląda nasze życie? Już nie da się naprawić ekosystemu i zmienić życia przepełnionego gromadzeniem przedmiotów, kłamstwem, plastikiem, cynicznymi reklamami, pozornym luksusem, nadmiarem leków i codziennymi drinkami? Nie widzę w tym obrazie otuchy ani nadziei na zmianę. Książka Ingi Iwasiów może być ciekawym punktem wyjścia do dyskusji o stanie współczesnego świata.