Mariana Zapata began writing love stories soon after she learned how to spell. She probably shouldn’t admit that she started sneaking romance novels from her aunt’s bookshelves way before she was old enough to even understand what it meant when a man flipped up a woman’s skirt… don’t tell her mom. Luckily, she stuck to stories about princesses and princes for a while. In her teens, she wrote boy band fanfiction (there’s still a website up somewhere on the internet with those masterpieces),and in her early twenties, she picked it back up again with Sookie Stackhouse and Twilight. Eventually, her significant other finally told her to do what she wanted to do and she began working on her original work. Her novels tend to include potty humor, bodily functions, and bad words.
Mariana lives in a small town called Pagosa Springs, Colorado with her husband/best friend, Chris Letchford, and their two well-beloved (and emotionally manipulative) Great Dane children, Dorian and Kaiser. When she’s not pretending to write, she’s reading sci-fi, fantasy, steampunk or historical romance novels. You can usually find her harassing her dogs, being a hermit at home or cracking jokes at the expense of her family members.
Ludzie będą Cię osądzać niezależnie od tego, co będziesz robić, Sal. Nie słuchaj ich, bo ostatecznie to ty musisz żyć ze swoimi wyborami i z...
Ludzie będą Cię osądzać niezależnie od tego, co będziesz robić, Sal. Nie słuchaj ich, bo ostatecznie to ty musisz żyć ze swoimi wyborami i z tym, dokąd cię zaprowadzą. Nikt nie przeżyje życia za ciebie.
Po skończeniu tej książki w głowie pojawiła mi się tylko jedna myśl - że Luna miała naprawdę ciężką przeprawę z Ripem. Tak jak uwielbiam gburków tworzonych przez Zapatę, tak tutaj moja cierpliwość zastała nadszarpnięta, bo głowny bohater nieraz przekroczył granicę i stawał się zwyczajnym bucem, którego nie dało się lubić. I jasne, trzeba wziąć pod uwagę wszystko co go spotkało w przeszłości, niemniej jednak Luna, będąca istnym słoneczkiem o wielkim sercu, nie zasługiwała na to, co jej fundował.
Ich relacja rozwija się, jak to u Zapaty bywa, bardzo powoli. To właściwie jeden krok naprzód i dwa w tył, ale tym bardziej doceniam, jak prawdziwie wypada ten wątek. Autorka ma też ogromny talent do tworzenia cegiełek, które ani przez chwilę się nie dłużą. W ogóle nie odczułam tych ponad 600 stron, a to zdarza mi się bardzo rzadko.
Ta książka dostarczyła mi dużo frajdy, chociaż były też momenty, w których pękało mi serce. Jestem pełna podziwu dla Luny, która może i czasem była uroczo niedomyślna, ale przeszła w życiu tak wiele, a jednak nawet przez myśl nie przeszło jej, aby się poddać. Czasami wręcz frustrowała mnie jej dobroć i wybaczanie wszystkiego jak leci, ale miałam też ogromną ochotę mocno ją za to wyściskać.
Ta historia nie została moją ulubioną, jeśli chodzi o książki Zapaty, niemniej jednak i tak ją polecam. Miejcie tylko na względzie, że na romantyczne gesty i słowa trzeba trochę poczekać.
On miał żonę i wroga nastawionego do świata brata.
Ona samotnie wychowywała dwóch chłopców.
On od początku był do niej wrogo nastawiony.
Ona chcąc zjednać sobie sąsiadów, postanowiła dać mu ciasteczka.
Od niechęci, poprzez sąsiedzką pomoc, do przyjaźni.
Lekko, ciepło, przyjemnie, emocjonalnie i wciągająco.
Bardzo mile spędzony czas w klimacie małomiasteczkowego slow.