Zaginiony chłopiec Nicole Trope 7,7

ocenił(a) na 61 tydz. temu Są takie książki, które początkowo wydają się nudne, mało kreatywne, między tekstem a czytelnikiem nie ma klasycznej chemii. Tak właśnie było, gdy czytałam „Zaginionego chłopca” Nicole Trope. Autorka nie była mi dotąd znana, dlatego nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Wiem jednak, że bardo lubi tematykę zaginionych dzieci, bo to nie jedyna książka tego typu, którą napisała. Moje zniesmaczenie zniknęło się dopiero podczas czytania końcowych rozdziałów, ale dobre i to. Cieszę się, że dotrwałam, bo dzięki temu wszystkie niewiadome wyjaśniły się, a ja inaczej oceniłam postępowanie konkretnych postaci.
Megan, jedna z najważniejszych postaci, to kobieta, która zawsze ma pod górkę. Początkowo przeżywa dramat ze swoim mężem Gregiem. Manipulant, kłamca i ktoś, kto notorycznie sprawdza swoją żonę na pewno nie jest dobrym materiałem na męża. Co więcej, wojna między małżonkami toczy się także o syna Daniela. Gdy chłopiec ma 6 lat, zostaje uprowadzony. Najgorsze, że czynu tego dopuścił się jego własny ojciec. Megan robi wszystko, by odzyskać swoje dziecko- dziś dostęp do mediów ma przecież każdy, a każda informacja jest cenna. Musi minąć jednak sześć długich lat, by kobieta znowu zobaczyła swojego synka. Tyle miesięcy zmienia człowieka, tym bardziej bardzo młodego, który nie wie jeszcze, co to manipulacja i mocne kłamstwo.
Powrót Daniela nie wygląda na klasyczny happy end. Daniel ma już dwanaście, a nie sześć lat, wygląda inaczej, a jego myślenie o własnej matce jest wręcz koszmarne. Gdzie przez cały czas przebywał Daniel? Dlaczego jest taki małomówny, a jeśli już coś powie, to kolosalnie rani Megan? Warto się tego dowiedzieć i prześledzić zdruzgotaną psychikę młodego człowieka.
Fabuła książki zmusza też czytelnika do zadania sobie ważnego pytania: czy czas leczy rany? Jest to bardzo stereotypowe stwierdzenie, niemniej jednak w obliczu tragedii trzeba żyć, pracować, jeść czy spać. Czy Megan może zostać skrytykowana za to, że podczas sześciu lat nieobecności Daniela znalazła nową miłość, urodziła córeczkę? Czy nie wolno jej się uśmiechać? Myślę, że jest to kwestia do głębokiej analizy.
Ocenę książki zaniża forma narracji. Jest ona trzecio osobowa, a o wiele lepiej by było, gdyby pisarka zdecydowała się pisać w pierwszej osobie. Momentami czułam się, jak gdybym czytała jakiś scenariusz, a nie powieść z mocnym akcentem psychologicznym. Powieść ma też wiele literówek, ale to już wina wydawcy i osoby odpowiedzialnej za korektę.
Uważam, że jest to dobra, ale na pewno nie rewelacyjna książka. Dobrze, że pisarka postanowiła zostawić typową wisienkę na torcie, dzięki czemu na pewno będę chciała zapoznać się z innymi jej propozycjami.