-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2024-04-27
2024-04-24
Nuda jest tym, na co najczęściej narzekają dzieci. Kiedy we wspomnieniach wracam do lat dzieciństwa, doskonale pamiętam, jak wiele razy skarżyłam się mojej mamie, że mieszkając na wsi, nie mam możliwości ciekawego spędzenia czasu. Bardzo długo trwałam w przekonaniu, że gdybym mieszkała w mieście, moja dziecięca codzienność byłaby o wiele ciekawsza. Drogie dzieci, bo to głównie do was zwracam się tym razem, dziś już wiem, że to nie prawda. Niezależnie od tego, czy mieszkamy w mieście, czy na wsi przygoda może spotkać nas wszędzie. Przekonała się o tym główna bohaterka powieści przygodowej „Wszystko się może zdarzyć”, którą z myślą o swoich małych czytelnikach napisała autorka Elżbieta Stępień.
Małgosia, bo to o niej mowa właśnie rozpoczyna wakacje. Nie cieszy się jednak z tego, gdyż wszyscy gdzieś wyjechali, a ona jest przekonana, że wspólnie z siostrą spędzą kolejne nudne wakacje na wsi. Nie wie jeszcze, w jak wielkim jest błędzie. Tegorocznych wakacji na pewno nigdy nie zapomni. Wkrótce przekona się, że będą one magiczne, a ona sama przeżyje coś niesamowitego. Uwierzy w to, co niewiarygodne i pozna to, co niewyobrażalne.
A wszystko miało swój początek podczas wydawałoby się, zwykłej burzy. Jednak każdy, kto przeczyta książkę, przekona się, że wbrew pozorom, nie była to burza, jakich wiele. To właśnie ona sprowadzi na naszą planetę gości z innego wymiaru, którzy pojawią się w życiu dziewczynki. Ta niezwykła znajomość sprawi, że nasza bohaterka pozna światy o istnieniu, których my ludzie nie mamy pojęcia. Magiczny pyłek przeniesie Małgosię i jej przyjaciół do świata Axela. Chłopca, w którego świecie rośliny i zwierzęta mówią, a ludzie żyją z nimi w symbiozie. Wszyscy wzajemnie się wspierają i pomagają sobie. To w połączeniu ze szczyptą magii sprawia, że tutaj wszystko jest możliwe. Zachęcam was kochane dzieci do tego, abyście i wy dołączyli do waszych książkowych przyjaciół i wspólnie z nimi przeżyli pełną emocji podróż, podczas której poznacie przyjazne smoki i wyjątkową starą Lipę oraz podobnie jak Małgosia będziecie mogli nawiązać wielowymiarowe przyjaźnie.
Bądźcie jednak ostrożni, bo choć jest to bardzo przyjazna kraina, to jest ktoś, kto zagraża jej bezpieczeństwu. Kierowany chciwością i rządzą władzy absolutnej Amadeus może zniszczyć świat Alexa. Zdradzę wam, że to właśnie Małgosia okaże się jedyną osobą, która może pomóc w tej trudnej sytuacji. Koniecznie przeczytajcie książkę i sprawdźcie, czy znajdzie w sobie odwagę, by ratować ten niezwykły świat, a także czy się to uda.
Tutaj spełniają się marzenia i Małgosi dane będzie spełnić jedno z nich. Jednocześnie będzie musiała dokonać pewnego wyboru i podjąć niełatwą decyzją. Jest coś, czego bardzo pragnie, ale wie, że jeśli poświęci ofiarowany jej prezent na rzecz kogoś innego może na zawsze odmienić życie tej osoby, czyniąc je szczęśliwym. Na pewno jesteście ciekawi, co zdecyduje nasza bohaterka, więc musicie niezwłocznie przeczytać książkę.
„Wszystko się może zdarzyć” to bardzo wciągająca i angażująca młodego czytelnika w bieg toczących się na jej kartach wydarzeń książka. Choć jest adresowana do dzieci, to jednak śmiało można ją uznać za powieść familijną. Rodzice na pewno również przeczytają ją z ogromną przyjemnością ze swoimi pociechami. Macie moje słowo, że przygody grupy przyjaciół zafascynują całą rodzinę, a ciekawość tego, co wydarzy się za chwilę będzie rosła z każdą przeczytaną stroną książki.
Drodzy rodzice, z pewnością przykładacie dużą wagę do tego, aby do rąk waszych latorośli trafiały wartościowe książki. Takie, które nie tylko dostarczą im przyjemności z czytania, ale także takie, w których odnajdą cenne życiowe wartości, a autor zwróci ich uwagę na to, co naprawdę ważne. I zapewniam was, że „Wszystko się może zdarzyć" niewątpliwie taką książką jest. Autorka zwraca uwagę na kwestię ochrony środowiska. W książkowej rzeczywistości widzimy jak dbałość o rośliny jest tutaj ważna. Jak bardzo są one tutaj cenne. Podczas gdy niestety w naszym świecie, to właśnie głównie człowiek niszczy przyrodę. Ponadto w swojej książce Ela ukazuje ogromną moc przyjaźni i siły, jaka w niej drzemie. Na uwagę zasługuje również aspekt tego, jak bardzo może zmienić się człowiek, kiedy w życiu doświadczy naprawdę trudnych przeżyć. To piękna i poruszająca powieść, która na zasadzie kontrastu pokaże dziecku jak wiele dobrego może przynieść okazanie serca drugiej osobie. Dobry uczynek i bezinteresowny gest serca mają w sobie wielką moc. Z drugiej strony pisarka przemawia do świadomości dziecka pokazując jak wiele złego dzieje się wtedy kiedy jesteśmy chciwi i nie myśląc o innych chcemy zagarnąć wszystko dla siebie. To powieść, która da do myślenia nie tylko dzieciom, ale także skłoni do przemyśleń ich opiekunów. Bez wątpienia stanie się impulsem do wielu ważnych i ciekawych rodzinnych rozmów.
Śmiało mogę przyznać, że ta książka we mnie samej obudziła wewnętrzne dziecko, które staram się w sobie pielęgnować. Po jej przeczytaniu wspólne z siostrzeńcami zupełnie inaczej spojrzeliśmy na otaczający nas świat, na przyrodę. Na co dzień bowiem nie myślimy o tym, że przyroda żyje, czuje i przez postępowanie nas ludzi cierpi. Ze mną i moim siostrzeńcami ta barwna historia zostanie na bardzo długo. Książeczka zajmie szczególne miejsce na naszej półeczce z literaturą dziecięcą i na pewno niejednokrotnie będziemy do niej wracać. Cieszę się, że mogę promować i polecać wam tak wspaniałe książki.
PATRONAT MEDIALNY BLOGA KOCIE CZYTANIE.
[Materiał reklamowy] Autorka Elżbieta Stępień
https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/04/wszystko-sie-moze-zdarzyc-elzbieta_24.html
Nuda jest tym, na co najczęściej narzekają dzieci. Kiedy we wspomnieniach wracam do lat dzieciństwa, doskonale pamiętam, jak wiele razy skarżyłam się mojej mamie, że mieszkając na wsi, nie mam możliwości ciekawego spędzenia czasu. Bardzo długo trwałam w przekonaniu, że gdybym mieszkała w mieście, moja dziecięca codzienność byłaby o wiele ciekawsza. Drogie dzieci, bo to...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-22
"A gdybyś musiał zabić?" Karolina Osińska - Marcińczyk
Jesteś dobrym człowiekiem i nigdy nikogo byś nie skrzywdził, ale ktoś inny może zadecydować za ciebie i choć jeszcze o tym nie wiesz, za chwilę staniesz się narzędziem w rękach kogoś, kto chce zrealizować swój perfekcyjnie przemyślany plan. Plan, w którym ty masz stać się mordercą. Od teraz już nic nie będzie takie samo, będziesz musiał żyć z czyjąś krwią na rękach. Tylko, czy z takim piętnem w ogóle da się jeszcze normalnie żyć? To i wiele innych trudnych pytań zrodzi się w każdym, kto zechce sięgnąć po debiutancką książkę Karoliny Osińskiej – Marcińczyk „A gdybyś musiał zabić?”, do czego już teraz kochani serdecznie was zachęcam.
Zanim jednak przybliżę nieco bardziej samą fabułę książki, muszę wspomnieć o jej wręcz szokującym autentyzmie. Na kartach tej wciągającej i zajmującej powieści znajdziecie bowiem historię, która niestety może stać się częścią życia każdego z nas. Wystarczy tylko, że pojawimy się w niewłaściwym miejscu o nieodpowiednim czasie, a ktoś uzna, że idealnie pasujemy do jego wizji sposobu realizacji tego, co chce osiągnąć. Wówczas niezwiastujące niczego złego wyjście z domu może zakończyć się tragicznie, a nasze życie zamienić w koszmar.
Ciężar tej bolesnej prawdy bardzo dotkliwie odczuł główny bohater książki Piotr Łuczak. Mężczyzna jest strażakiem, a więc tym, który każdego dnia często z narażeniem własnego życia i zdrowia ratuje życie innych. W momencie, kiedy my czytelnicy przystępujemy do lektury książki, a tym samym wkraczamy w szczęśliwe i spokojne życie, które mężczyzna buduje wspólnie z żoną Moniką, wychowując dwumiesięcznego synka Wojtusia, nikt z nas, a tym bardziej sam Piotr nawet przez moment nie przypuszcza, że już za chwilę ten spokój zostanie mu odebrany. A dramat bohatera rozpoczyna się w momencie, kiedy on i jego najbliżsi stają się ofiarami porwania. Jednak porwanie to dopiero preludium koszmaru, który stanie się ich udziałem. Teraz to w rękach Piotra leży bezpieczeństwo tych, których kocha. Aby chronić życie żony i syna strzela do porywacza. Nie żyje człowiek, a on jest mordercą.
W tej książce nie odnajdziecie jednak typowego śledztwa zmierzającego do udowodnienia winy i wymierzenia kary, bowiem autorka skupiła się na ukazaniu kary w wymiarze psychologicznym. Kiedy tragizm sytuacji dociera do Piotra, dręczony wyrzutami sumienia nie potrafi poradzić sobie z kłębiącymi się w nim emocjami. Bieg tamtejszych wydarzeń niczym echo odbija się w jego głowie. Sytuacji nie ułatwia fakt, że zabił polityka, a więc osobę publiczną, której niewyjaśniona śmierć wzbudza sensację. Pisarka w bardzo dogłębny sposób ukazała niszczący wpływ tak traumatycznych przeżyć na psychikę człowieka. Oczywiście nie chcę zdradzać wam zbyt wiele, aby nie odbierać nikomu, kto zechce przeczytać książkę możliwości rozwikłania jej meandrów i złożoności, ale możecie mi wierzyć, że kara pozbawienia wolności jest niczym, w porównaniu do konsekwencji psychicznych, z jakimi zmaga się nasz bohater. Przy czym, warto zaznaczyć, że autorka fantastycznie wodzi swoich czytelników za nos, sprawiając, że czytając książkę, nigdy nie możemy być pewni, co jest faktem, a co tylko wytworem udręczonego umysłu, który owładnięty strachem i rosnącymi obawami nie potrafi poradzić sobie z tym, co się stało.
Zostawmy jednak na chwilę Piotra, gdyż zdecydowanie warto skupić się na szerszym aspekcie rozgrywających się w książce wydarzeń i zadać sobie pytanie, co może skłonić człowieka, do tego, by wykreować plan, według którego ktoś, kto chce umrzeć, dokona tego ręką drugiego człowieka, wbrew jego woli? Co może sprawić, że jesteśmy w stanie posunąć się do tak desperackiego kroku? Ja oczywiście już to wiem, a jeśli i wy chcielibyście poznać odpowiedzi na te intrygujące pytania, a jestem przekonana, że tak właśnie jest, to nie pozostaje wam nic innego, jak spędzić czas z tą emocjonującą książką. Dzięki temu, że została ona podzielona niejako na dwie części, a w drugiej, pisarka zastosowała zabieg retrospekcji wydarzeń, przenosimy się w czasie i mamy możliwość dowiedzieć się, co było podłożem tak drastycznej i ostatecznej decyzji. Jak się domyślacie, nie mogę napisać zbyt wiele, ale chcąc jeszcze bardziej zachęcić was do sięgnięcia po ten tytuł, uchylę rąbka tajemnicy i napiszę, że autorka dotknęła bardzo ważnych problemów, o których powinno mówić się dużo i głośno, a którym niestety wciąż poświęca się zbyt mało uwagi. Nie zwlekajcie zatem ani chwili dłużej i niezwłocznie przystąpcie do lektury, aby przekonać się, na jakie problemy zwraca naszą uwagę Karolina.
„A gdybyś musiał zabić?” to wciągająca i trzymająca czytelnika w nieustannym napięciu powieść kryminalna z mocno rozbudowanym wątkiem psychologicznym, którą gorąco wam polecam. Zdecydowanie warto spędzić swój wolny czas na jej lekturze. Macie moje słowo, że będzie to czas, który zapewni wam niezapomniane przeżycia czytelnicze, ale także ważne przemyślenia i refleksje. Z pewnością wszystko, o czym przeczytacie w książce, odniesiecie do własnego życia, zastanawiając się, jak wy poradzilibyście sobie, będąc na miejscu Piotra, ale także czy umielibyście znaleźć zrozumienie dla czynu samego polityka. A kiedy już odłożycie książkę na półkę, przekonacie się, że tutaj nie ma oczywistych i prostych odpowiedzi. W życiu nic nie jest tylko czarne albo białe i są sytuacje, kiedy nawet kwestia winy i kary przestaje być oczywista.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/04/a-gdybys-musia-zabic-karolina-osinska.html
[Zakup własny]
"A gdybyś musiał zabić?" Karolina Osińska - Marcińczyk
Jesteś dobrym człowiekiem i nigdy nikogo byś nie skrzywdził, ale ktoś inny może zadecydować za ciebie i choć jeszcze o tym nie wiesz, za chwilę staniesz się narzędziem w rękach kogoś, kto chce zrealizować swój perfekcyjnie przemyślany plan. Plan, w którym ty masz stać się mordercą. Od teraz już nic nie będzie takie...
2024-01-14
"Ostatnia wiadomość" Magdalena Krauze
Ktoś kiedyś powiedział mi, że o wartości związku, który tworzymy, nie świadczą piękne i szczęśliwe chwile, które przeżywamy z drugą połówką, a kryzysy, przez które jesteśmy w stanie przejść, aby być razem. Nie sztuką bowiem jest być ze sobą, kiedy jesteśmy szczęśliwi i wszystko układa się dokładnie tak, jak tego chcemy. Prawdziwym sprawdzianem dla trwałości fundamentu, na którym budujemy nasz związek, są te trudne chwile, które wystawiają go na często bardzo ciężką próbę. Dopiero wówczas tak naprawdę przekonujemy się o sile uczuć łączących nas z ukochaną osobą. Dziś opowiem wam o Jagodzie i Przemku, bohaterach najnowszej książki Magdalena Krauze - strona autorska „Ostatnia wiadomość”, którzy stają właśnie w obliczu takiej próby, choć jeszcze rok wcześniej nie przypuszczali, że coś podobnego mogłoby ich spotkać.
Para jest małżeństwem od ponad dekady i jeśli o jakimś związku można by powiedzieć, że było wzorcowe to właśnie o ich. Oboje wiedzą, że o związek trzeba dbać i jeszcze te kilkanaście miesięcy temu czerpali przyjemność ze wspólne spędzanego czasu. Razem jedzonych śniadań, oglądania telewizji, rozmów. Jednak w momencie, kiedy my czytelnicy wkraczamy w ich życie, to wszystko jest już tylko przeszłością zachowaną we wspomnieniach Jagody. Teraz jej ukochany mężczyzna, dla którego kiedyś była najważniejsza. Który był dla niej nie tylko mężem, ale także wspaniałym przyjacielem i kochankiem, przestał ją zauważać, a ich życie w domu można porównać do przebywania ze sobą współlokatorów. Kobieta chce walczyć ten związek, ale jej wszelkie starania nie przynoszą żadnych rezultatów. Wszystko wskazuje na to, że miejsce żony w życiu męża zajęła jego nowa pasja, dla której radykalnie zmienił tryb życia, ale przede wszystkim siebie. Tylko, czy na pewno wyłącznie pasja jest powodem tego, że nasza bohaterka stała się dla męża wręcz przezroczysta, a próby podjęcia dialogu kończą się kłótniami? O tym musicie przekonać się sami, sięgając po książkę, do czego już teraz gorąco każdego zachęcam.
W myśl powiedzenia głową muru nie przebijesz, Jagoda odpuszcza i wiedziona chwilą po jednym z kolejnych spięć z Przemkiem postanawia zapisać się na kurs krav magi, na którym kobiety uczą się samoobrony. A przyłącza się do niej przyjaciółka Renata, ku której zaskoczeniu okazuje się, że ich trenerem będzie jej dawny znajomy Jacek. I pewnie Jagoda trwałaby jeszcze długo w poczuciu odrzucenia, żyjąc z Przemkiem razem, a jednak osobno, gdyby nie pewna usłyszana przez nią rozmowa męża z tajemniczym mężczyzną. Wypowiedziane wówczas słowa sprawiają, że dotychczas pękający powoli fundament ich małżeństwa, który tracił swoje pojedyncze cegiełki, teraz już całkowicie runął. Koniecznie przeczytajcie książkę i sprawdźcie, czy nasza bohaterka zdoła podnieść się po, uwierzcie mi bolesnym ciosie, jaki otrzymała.
Zapewne wszyscy zgodzimy się z tym, że trudne przeżycia zmieniają ludzi. Tak też dzieje się w przypadku Jagody. Kobieta teraz postanawia nie skupiać się już tak bardzo na rodzinie, a zacząć bardziej myśleć o sobie. Ma już dorosłe dzieci, które układają sobie własne życie, a ona już wkrótce przekona się, że nadal może być dla kogoś atrakcyjną kobietą. Ten ktoś pokaże jej inne, niż to znane dotychczas oblicze uczuć. Pozwoli jej poczuć pewnego rodzaju świeżość i intensywność emocji łączących kobietę i mężczyznę. Tylko, czy naprawdę można i da się przekreślić dwadzieścia pięć lat wspólnego życia? Czy Jagoda naprawdę tego chce? Ja nic nie zdradzę, więc nie pozostaje wam, nic innego, jak tylko przeczytać książkę.
Gdyby ktoś poprosił mnie o wymienienie trzech przymiotników charakteryzujących twórczość Magdaleny Krauze, bez wahania powiedziałabym, że autorka oddaje w ręce swoich czytelników powieści życiowe, refleksyjne i zapadające głęboko w serce. I taka właśnie jest „Ostatnia wiadomość". To poruszająca historia o miłości, zdradzie, przebaczeniu i dawaniu drugiej szansy. I zdaję sobie sprawę z tego, że dla wielu z was zestawienie zdrady z wybaczeniem i dawaniem drugiej szansy wydaje się niemożliwe. Jednak pamiętajcie, wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono. Dopóki nie staniemy w obliczu podobnej sytuacji, nie możemy być do końca pewni, jakie decyzje byśmy podjęli. Wszystko wydaje się oczywiste, kiedy patrzymy na problem zdrady z perspektywy czyjegoś życia. Natomiast, gdy dotyka on nas samych, już takie oczywiste nie jest. Autorka bardzo obrazowo i wiarygodnie ukazała wewnętrzne dylematy wątpliwości, z którymi zmaga się bohaterka.
Jednak to jeszcze nie wszystko, o czym przeczytamy w książce, bowiem Magdalena Krauze zwraca naszą uwagę także na, to jak bardzo łatwo się pogubić ulegając wpływowi środowiska, którego jesteśmy częścią i pokładając w nim zbytnią ufność. W takich sytuacjach często zapominamy o tym, co jest w naszym życiu najważniejsze. Burząc tę hierarchię wartości, bądź też budując tę niewłaściwą, możemy naprawdę wiele stracić, co na własnej skórze odczuł Przemek.
To książka o wyjątkowej kobiecej przyjaźni. Takiej, w której możemy liczyć na przytulenie, kiedy trzeba, ale także na wylanie kubła zimnej wody, jeśli wymaga tego sytuacja. To właśnie ten wątek okrasza całą historię świetną dawką humoru, który pozwala czytelnikowi na chwilę wytchnienia od głównego wątku, który nie pozwala nam oderwać się od książki.
Bo musicie wiedzieć, że tej książki nie da się odłożyć, zanim nie dotrzemy do jej końca. Przez to, że jak wspomniałam już wcześniej, jest ona bardzo życiowa i autentyczna, a jej bohaterowie są zwykłymi ludźmi, takimi jak my wszyscy, ze swoimi wadami i zaletami, marzeniami i pragnieniami, przez cały czas podczas jej czytania stawiamy się na ich miejscu. Jestem pewna, że ta historia mogłaby być i na pewno jest historią wielu małżeństw. Popełniają błędy, dokonują trudnych wyborów i podejmują niełatwe decyzje, za które ponoszą często dotkliwe konsekwencje.
I kiedy myślicie, że już wiecie wszystko, za chwile dzieje się coś, co wami wstrząśnie, wzruszy do łez i pokaże wam, jak bardzo się myliliście. Takiego zaskakującego plot twistu na pewno się nie spodziewacie, ale nie wierzcie mi na słowo, tylko oczywiście sami się o tym przekonajcie.
Macie moje słowo, że to jedna z tych lektur, która pochłonie was bez reszty, tak, że przy jej czytaniu stracicie poczucie mijającego czasu. Tym kobietom, które po nią sięgną, autorka dmucha w skrzydła i przywraca wiarę w to, że mamy w sobie siłę, która pozwoli nam podnieść się z kolan po zdarzeniach, które zrujnowały nasz stabilny, poukładany świat. Ponadto przypomina nam o tym, aby nie odkładać ważnych rozmów, czy decyzji na później, gdyż nic w życiu nie jest nam dane na zawsze. Choć my myślimy, że na wszystko mamy jeszcze dużo czas. Bo przecież wiele go jeszcze przed nami. Warto jednak zaznaczyć, że to jak tę książkę odbierzemy, zależy od naszego doświadczenia życiowego. Czytelnik, który już trochę w życiu przeżył, na pewno odbierze ją pełniej i mocniej do niego trafi. Zabierajcie się więc niezwłocznie do czytania książki i sprawdźcie, jak będzie w waszym przypadku.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2024/01/ostatnia-wiadomosc-magdalena-krauze.html
"Ostatnia wiadomość" Magdalena Krauze
Ktoś kiedyś powiedział mi, że o wartości związku, który tworzymy, nie świadczą piękne i szczęśliwe chwile, które przeżywamy z drugą połówką, a kryzysy, przez które jesteśmy w stanie przejść, aby być razem. Nie sztuką bowiem jest być ze sobą, kiedy jesteśmy szczęśliwi i wszystko układa się dokładnie tak, jak tego chcemy. Prawdziwym...
2024-01-11
" Mam na imię Ola" Kamila Mytyk
Chcę mocno wierzyć w to, że każdy, kto przeczyta ten tekst, na moje pytanie: „co jest największym bogactwem w jego życiu”?, bez wahania odpowie, że jest nim rodzina. Jednak zarówno ja, jak i myślę, że my wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że są osoby, dla których ta największa życiowa wartość nie jest nią samą w sobie, a tylko elementem budowy pozornie idealnego wizerunku siebie i swojego życia. Takie osoby traktują swoich bliskich niczym marionetki, które mają żyć i postępować tak, aby perfekcyjnie wpasować się, w misternie tworzoną układa idealnego obrazka, który będą mogli oglądać ludzie z zewnątrz. Kiedy jednak wydarzy się coś, co w przekonaniu takiej osoby mogłoby być rysą na takim obrazku bez skazy, wówczas ten, kto za tę rysę jest odpowiedzialny, zostaje pozostawiony sam sobie. Nie mogąc liczyć na wsparcie i pomoc swoich najbliższych. Dla mnie i dla wielu z was na pewno również jest to wręcz niewyobrażalne, ale takie rzeczy dzieją się w życiu i nie wolno nam o tym zapominać i pozostawać wobec nich obojętnymi. W niezwykle poruszający i chwytający za serce sposób swoim czytelnikom przypomniała o tym Kamila Mytyk na kartach swojej debiutanckiej książki „Mam na imię Ola”.
Każdy, kto zechce spędzić czas na lekturze tej powieści, pozna trafiającą wprost do naszych serc historię dziewiętnastoletniej dziewczyny Oli, której wierną towarzyszką przez całe życie jest samotność. Mieszkała w domu, w którym miała wszystko, poza tym, co w życiu najważniejsze - rodzicielską miłości i wsparcia. Dziś, kiedy my czytelnicy zaczynamy towarzyszyć nastolatce w niełatwej drodze po lepsze życie, spotykamy ją w szpitalu, gdzie urodziła swoją córeczkę Zosię. Teraz już nigdy nie będzie sama, ale jej serce przepełniają obawy i lęk o to, co przyniesie przyszłość. Pragnie bezpiecznego i szczęśliwego życia dla córeczki, ale wie, że nie może liczyć na niczyją pomoc.
Jednak ku ogromnemu zaskoczeniu, a wręcz niedowierzaniu naszej bohaterki, ktoś z pewnością czuwa nad losem jej i maleńkiej Zosi, być może ukochana babcia Oli, która patrzy na wnuczkę z góry. Niespodziewanie dziewczyna otrzymuje propozycję pomocy, która przekracza wymiar jej nieśmiałych marzeń w obliczu sytuacji, w jakiej się znajduje. Oczywiście nie zdradzę wam, na czym ma polegać owa pomoc, powiem tylko, że dla samej Oli to, co zostaje jej ofiarowane, jest tak wielkim darem, że ma ogromne wątpliwości czy może go przyjąć. Wie jednak, że teraz nie może już myśleć tylko o sobie, więc musi schować dumę i wątpliwości do kieszeni.
I tak Ola trafia do zupełnie innego świata pozbawionego masek, sztuczności i konwenansów, w którym dotychczas żyła. To tutaj odkrywa, czym tak naprawdę są prawdziwe więzi rodzinne, przyjaźń i bezinteresowna pomoc. Cały czas ma jednak świadomość, że pobyt w tym bezpiecznym dla niej i jej dziecka azylu, który pozwolił jej, choć na chwilę odpocząć i odciąć się od wszelkich trosk i niepokojów jest tylko tymczasowy. Kiedyś życie, które zostawiła za jego drzwiami, upomni się o nią. Koniecznie przeczytajcie tę mądrą, niezwykle wartościową i nad wyraz autentyczną w swojej wymowie książkę i przekonajcie się, czy nastoletnia mama znajdzie w sobie siłę i odwagę, aby stawić mu czoła?
„Mam na imię Ola” to wciągająca czytelnika od pierwszych stron dziejących się w niej wydarzeń wielopłaszczyznowa opowieść, w której na pewno wielu z nas odnajdzie cząstkę siebie. Jak wspomniałam wcześniej, Ola będzie musiała stawić czoła dawnemu życiu, bo przecież nie da się przed nim ciągle uciekać, ale musi także znaleźć w sobie odwagę, aby przeciwstawić się tym, którzy chcą za nią napisać jej scenariusz życia. Często bowiem wiele osób nie jest w stanie zrozumieć i zaakceptować tego, że każdy z nas ma własną drogę życiową. Mamy prawo samodzielnie wybierać ścieżki, którymi chce kroczyć. Mamy prawo, żyć według własnych zasad i nikt nie powinien tego negować.
Nie chcę jednak, abyście odebrali tę historię, jako smutną i ciężką, gdyż, mimo że porusza ważne i niełatwe tematy takie, jak toksyczne relacje rodzinne, odrzucenie, osamotnienie, samotne nastoletnie macierzyństwo, czy też chorobliwe pragnienie pieniądza i pozycji w świecie kreowanym przez układy, znajomości i powiązania ukierunkowane wyłącznie na korzyści z nich płynące, to niesie ze sobą również pozytywny przekaz. Historia Oli jest dla nas swego rodzaju motywatorem do tego, żeby nigdy się nie poddawać i nie tracić nadziei na lepsze jutro, bo nawet jeśli teraz wizja naszej przyszłości jawi się w czarnych barwach, to w najmniej spodziewanym momencie może pojawić się ktoś, kto poda nam pomocną dłoń. Nie wahajmy się jej przyjąć, bo teraz ktoś pomoże nam, a być może kiedyś, my pomożemy komuś innemu. Autorka poprzez koleje losów Oli pokazała nam, że okazana nam pomoc może odmienić nie tylko nasze życie, ale także zaowocować czymś pięknym w życiu wielu innych osób. W książce doświadczymy oczyszczającego wpływu przebaczenia, wyjątkowej przyjaźni i pięknej miłości.
Koniecznie sięgnijcie po ten tytuł. Ta książka będzie dla wielu z nas niczym balsam kojący zranione serca i dusze. Otuli nas swoim ciepłem niczym kocyk i przebije się siłą miłości przez czarne chmury, które spowijają nasze życie. Jednak to jeszcze nie wszystkie powody, dla których warto przeczytać tę powieść. Poza zajmującą i niepozwalającą się nam od niej oderwać fabułą, kolejnym atutem bez wątpienia są również bardzo różnorodne i wyraziste kreacje bohaterów książki. Zarówno tych, których mamy ochotę udusić, jak i tych pozytywnych, którzy skradną nasze serca i staną się nam bardzo bliscy. Przez cały czas mocno trzymałam kciuki za ich szczęście, na które bardzo zasługują i z wielkim żalem się z nimi rozstawałam.
Cóż tu więcej pisać. Może na zakończenie przyznam się wam, że płakałam, czytając tę książkę. A to dlatego, że została nam ona przekazana tak bardzo prawdziwie, wręcz namacalnie autentycznie, że podczas lektury miałam wrażenie, że jestem częścią wszystkiego, o czym czytam. Co więcej, nie da się pozostać obojętnym wobec tej historii, gdyż nieustannie gdzieś w nas jest ta świadomość, że choć to, co zostało zapisane w książce, jest fikcją literacką, to jednak każdego dnia takie zdarzenia mają miejsce w realnym życiu. Być może gdzieś obok nas. Dlatego rozejrzyjmy się wokół siebie, gdyż nawet najmniejszy gest naszej dobrej woli może odmienić czyjeś życie. Macie moje słowo, że ta książka skłoni was do wielu refleksji i przemyśleń także na płaszczyźnie własnego życia i długo nie pozwoli o sobie zapomnieć.
Życzyłabym sobie i wszystkim czytelnikom wielu tak wspaniałych literackich debiutów. Gratuluję serdecznie Kamilo. Z niecierpliwością czekam na Twoją kolejną powieść.
[Materiał reklamowy] Autorka Kamila Mytyk
" Mam na imię Ola" Kamila Mytyk
Chcę mocno wierzyć w to, że każdy, kto przeczyta ten tekst, na moje pytanie: „co jest największym bogactwem w jego życiu”?, bez wahania odpowie, że jest nim rodzina. Jednak zarówno ja, jak i myślę, że my wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że są osoby, dla których ta największa życiowa wartość nie jest nią samą w sobie, a tylko elementem...
2023-11-27
"Magia Świąt Bożego Narodzenia" - Marek Marcinowski / recenzja patronacka
W myśl powiedzenia „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci” przed nami dorosłymi stoi bardzo ważne zadanie. Od najmłodszych lat wpajać naszym dzieciom cenne, życiowe przekonania, zwyczaje i tradycje, które już jako dorośli wyniosą z domu i będą kultywować we własnych rodzinach. Bez wątpienia jednymi z najważniejszych tradycji, które my Polacy chcemy pielęgnować i przekazywać z pokolenia na pokolenie są te, które tworzą magię świąt Bożego Narodzenia. Z powagi tego zadania doskonale zdaje sobie sprawę autor Marek Marcinowski - profil autorski, wspaniały tata dwóch chłopców. Dlatego też już 1 grudnia 2023 roku autor odda w ręce swoich małych czytelników i ich rodziców wspaniałą książeczkę „Magia świąt Bożego Narodzenia", która ukazuje wyjątkowość tego okresu, a także uczy, co tak naprawdę jest w tych świętach najważniejsze.
Zajrzyjmy więc do środka książeczki. Na jej stronach znajdziemy ciekawe i łatwe do zapamiętania krótkie rymowanki opatrzone pięknymi, barwnymi ilustracjami, które na pewno przyciągną uwagę i wzbudzą ciekawość dzieci. To, co bardzo ważne, to fakt, że pisarz kładzie nacisk na to, aby dzieci miały świadomość, iż najważniejsze jest to, aby zarówno oczekiwanie na święta, jak i je same przeżywać rodzinnie, z tymi których kochamy. Nie zapomina także o duchowym wymiarze tych świąt.
Gorąco polecam lekturę tej pięknej rymowanej książeczki nie tylko dzieciom. Niech będzie to lektura familijna. Przeczytajcie ją wspólnie, a na pewno umili wam oczekiwania na te cudowne dni, a także będzie idealna do przeczytania przy świątecznej choince.
Jeśli szukacie wartościowego prezentu na Mikołajki, czy też właśnie święta, ta książeczka będzie idealnym wyborem. Tym bardziej że Marek Marcinowski jak zawsze przygotował kilka kreatywnych świątecznych propozycji spędzenia wspólnego czasu. Pozwolą one rodzicom zatrzymać się w biegu codziennego życia i spędzić wspólny czas ze swoimi pociechami. Dzieci na pewno będą bardzo szczęśliwe, a te chwile pozostaną w ich sercach i pamięci na zawsze.
Ja podaruję tę książkę moim siostrzeńcom już szóstego grudnia i razem wykonamy wszystkie przygotowane zadania. Jestem pewna, że będą zachwyceni prezentem. Ich radość jest najlepszą rekomendacją dla książeczki.
PATRONAT MEDIALNY BLOGA KOCIE CZYTANIE
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/11/magia-swiat-bozego-narodzenia-marek.html
"Magia Świąt Bożego Narodzenia" - Marek Marcinowski / recenzja patronacka
W myśl powiedzenia „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci” przed nami dorosłymi stoi bardzo ważne zadanie. Od najmłodszych lat wpajać naszym dzieciom cenne, życiowe przekonania, zwyczaje i tradycje, które już jako dorośli wyniosą z domu i będą kultywować we własnych rodzinach. Bez...
2023-11-25
Za każdym człowiekiem kryje się historia jego życia, często spleciona z bardzo różnych i mocno złożonych kolei losów. Popełnionych błędów i podjętych decyzji, za które często pokutujemy latami, a nawet aż do śmierci. To właśnie bagaż życiowych doświadczeń i przeżyć czyni naszą teraźniejszość i nas samych takimi, jakimi jesteśmy. Tylko my wiemy, przez co przeszliśmy, i co skrywamy głęboko w sercu. Dlaczego więc inni ludzie dają sobie prawo do oceniania drugiego człowieka i trwania w przekonaniu, iż wiedzą lepiej od niego samego, jaki jest i jak powinien żyć? Przecież nikt z nas nie ma możliwości wejścia w buty kogoś innego i poznania historii jego życia od podszewki. Tylko jeśli zechcemy wysłuchać jej u źródła, możemy poznać prawdziwe oblicze danej osoby, a nie tylko to, nierzadko bardzo krzywdzące oparte na zasłyszanych strzępkach informacji. Przekonał się o tym jeden z głównych bohaterów książki Patrycji Żurek „Okruchy lodu”, z której recenzją dziś do was przychodzę.
My czytelnicy wspólne z Laurim, młodym fińskim policjantem, bo to o nim mowa trafiamy do małej podkarpackiej wioski, rodzinnych stron jego matki, które ta opuściła przed laty, pozostawiając w Polsce swoją siostrę. Ma nadzieję, że te odwiedziny u ciotki pozwolą mu ochłonąć i spojrzeć inaczej na niedawne wydarzenia, przez które przeszedł. Bardzo szybko przekonuje się, że niemalże każdy członek tej zamkniętej społeczności wie, czym jest codzienność naznaczona kłopotami, troskami i cierpieniem. Jednak największe zainteresowanie siostrzeńca Marysi wzbudza Jarzębina, kobieta, która przez tutejszych mieszkańców darzona jest swego rodzaju uwielbieniem. Jako osoba z zewnątrz Lauri zupełnie nie rozumie, co leży u podłoża tak wielkiej sympatii, tym bardziej, iż już wie, że ma ona za sobą kryminalną przeszłość. Koniecznie sięgnijcie po książkę i przekonajcie się, czy jego nieufność wobec Jarzębiny jest słuszna.
„Okruchy lodu” to bardzo wartościowa, poruszająca i dość trudna emocjonalnie powieść. Autorka mocno doświadcza swoich bohaterów, ale takie właśnie jest życie toczące się gdzieś bardzo blisko nas. Jestem przekonana, że właśnie dzięki dojmującej autentyczności wszystkiego, o czym w książce przeczytamy, wielu jej czytelników odnajdzie w niej cząstkę siebie i utożsami się z opisywaną w niej historią. Trudne przeżycia nie omijają jej bohaterów, ale w pewnym momencie to właśnie one zaczynają ich jednoczyć i budować relacje znacznie cenniejsze, niż te wynikające jedynie z faktu bycia mieszkańcem jednej wioski. A pojawienie się zagranicznego gościa, jego zawodowa ciekawość i dociekliwość staje się dla wielu zaczątkiem życiowych rozliczeń i zmian, które mają przywrócić do życia dotychczas skute lodem ludzkie serca i pozwolić im na nowo poczuć bardzo długo uśpione piękne i wyjątkowe uczucia. Nie będzie to jednak możliwe, dopóki nie znajdziemy w sobie siły i odwagi do stawienia czoła swoim własnym demonom, które nas niszczą.
A możecie mi wierzyć, że owych demonów do zwalczenia będzie w powieści naprawdę wiele. Patrycja skonfrontowała nas bowiem z bardzo bolesnymi aspektami życia, na które nikt z nas nie będzie potrafił pozostać obojętnym. Dowiemy się bowiem, jak trudno jest żyć w kajdanach nieustannego poczucia winy, każdego dnia próbując je odkupić i czując, że ciągle robi się zbyt mało. Poczujemy cierpienie bycia ofiarą przemocy sterowaną niczym marionetka przez oprawcę, który perfekcyjnie wykorzystuje swoją władzę i nasze słabości wynikające ze wpojonych nam w dzieciństwie przekonań i co się z tym wiąże obaw oraz lęków. Przekonamy się także, jak łatwo jest, wywodząc się z małej społeczności i wiedząc, czym jest ciężkie życie zatracić się w dążeniu do pokazania sobie i innym, że jesteśmy w stanie wiele osiągnąć. Niestety w konsekwencji niespodziewanie dla nas samych możemy stracić wszystko, co tak naprawdę powinno być dla nas najważniejsze, a życie na pewno boleśnie nam to uświadomi. Ale bywa również i tak, że mając bardzo wiele z pełną świadomością i na własne życzenie tracimy wszystko, o czym również przeczytamy w książce.
Gorąco zachęcam każdego do spędzenia czasu z tą wspaniałą książką, która z pewnością poruszy nawet najbardziej zlodowaciałe serca i znajdzie w nich dla siebie miejsce. Ja czytałam ją z ogromnym zaangażowaniem i poczuciem jedności z jej bohaterami. Z uwagi na to, że autorka nie skupia się wyłącznie na głównych postaciach powieści, ale także bohaterowie drugoplanowi mają swój znaczący wpływ i wkład w jej tworzenie, czytelnik poznaje całą gamę różnorodności ich charakterów, zachowań, postępowań. Jak to w życiu bywa, nie każdy z nich budzi sympatię, ale każdy jest wyrazisty, przez co od początku do końca książki towarzyszy nam wiele odczuć. A po skończonej lekturze, cała opisana w niej opowieść, żyje w nas jeszcze bardzo długo.
Jak widzicie, jest to bardzo mądra, wartościowa i mocno refleksyjna powieść, która dla wielu czytelników będzie impulsem do tego, aby zawalczyć o siebie i dać sobie szansę na bycie szczęśliwym. Wybaczyć sobie i zamknąć pewne etapy w naszym życiu, po to, by móc iść dalej. Wszyscy popełniamy błędy, a czasu nie da się cofnąć, ale nigdy nie jest za późno na bycie lepszym.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2023/11/okruchy-lodu-patrycha-zurek.html
Za każdym człowiekiem kryje się historia jego życia, często spleciona z bardzo różnych i mocno złożonych kolei losów. Popełnionych błędów i podjętych decyzji, za które często pokutujemy latami, a nawet aż do śmierci. To właśnie bagaż życiowych doświadczeń i przeżyć czyni naszą teraźniejszość i nas samych takimi, jakimi jesteśmy. Tylko my wiemy, przez co przeszliśmy, i co...
więcej mniej Pokaż mimo to
#Premierawydawnicza
"55, czyli Pamiętnik Wariatki" Elżbieta Stępień / Recenzja patronacka premierowa
Moi drodzy dziś porozmawiamy o życiowych zmianach i zastanowimy się, dlaczego w wielu z nas już sama myśl o nich budzi silne i często mocno sprzeczne emocje. Każdy z nas ich potrzebuje, ale jednocześnie bardzo się ich boimy, a co za tym idzie w naszej głowie rodzi się mnóstwo przeszkód i wątpliwości przed podjęciem próby wcielenia ich w nasze życie. Nie da się ukryć, że jednym z głównych czynników leżących u podłoża naszego strachu jest środowisko, w jakim żyjemy. Łatwiej jest bowiem zdobyć się na odwagę, by coś zmienić w swojej codzienności, będąc mieszkańcem dużej miejscowości, która w pewien sposób daje nam anonimowość i większą swobodę bycia sobą, niż w przypadku kiedy jesteśmy częścią niewielkiej społeczności. Wówczas wszyscy wszystko o sobie wiedzą, a sąsiedzi to darmowy monitoring, który patrzy na nas krytycznym okiem. Wtedy nachodzą nas myśli: "Co ludzie powiedzą? Czy w moim wieku, to jeszcze wypada, a może już za późno, żeby cokolwiek zmieniać?"
Jednak bez względu na to, jak usilnie bronimy się przed zmianami, są takie chwile, które skłaniają nas do swego rodzaju życiowych podsumowań, a także podjęcia nowych postanowień. Takim czasem zdecydowanie jest Sylwester i Nowy Rok. Wraz z nastaniem nowego roku tworzymy listę noworocznych postanowień i życzeń, które mają zmienić nasze życie i sprawić, że ten rok, będzie lepszy od poprzedniego. Pamiętajcie, jednak, by uważać, czego sobie życzycie, bo jeszcze się spełni, a wtedy... Zresztą co, ja wam będę pisała, poznajcie historię głównej bohaterki najnowszej powieści Elżbiety Stępień "55, czyli Pamiętnik Wariatki" - Moniki, która na własnej skórze przekonała się, jak wielką siłę sprawczą ma moc noworocznych życzeń i czym może skutkować ich urzeczywistnienie.
Zanim jednak opowiem wam o tym trochę więcej, a raczej opowie wam Monika, pozwalając poznać zapiski w swoim pamiętniku, pozwólcie, że opowiem wam o niej samej. Jest to 54-letnia kobieta, która od wielu lat samotnie idzie przez życie. Wspaniała matka dwóch dorastających synów, oddana przyjaciółka i przykładna pracownica. Słynie z ciętego języka i szalonych pomysłów, dlatego przyjaciółki Sylwia i Karolina często twierdzą, że jest wariatką. My czytelnicy poznajemy naszą bohaterkę w Sylwestra. Podczas gdy tego wieczoru ludzie się bawią ona, jak ma to miejsce od wielu lat i w tym roku spędza go samotnie. Życiowy bilans nie wypada najlepiej, a w sercu Moniki rodzi się pragnienie, by przeżyć coś nowego i ekscytującego, a przede wszystkim otworzyć się na miłość i kolejnego sylwestra spędzić z ukochaną osobą.
Jak się przekonacie czytając książkę, kobieta będzie musiała stoczyć walkę z samą sobą, ale podejmuje wyzwanie. I tak przypadek, a może przeznaczenie sprawia, że w życiu Moniki pojawia się Tymon. Ta znajomość przeradza się w płomienne uczucie, ale Monika i Tymon pochodzą z dwóch skrajnie różnych światów i odmiennych środowisk, co w pewnej mierze prowadzi do pewnego nieporozumienia, w którego skutek mężczyzna uznaje Monikę za kogoś, kim nie jest. Ta jednak decyduje się niczego nie wyjaśniać z obawy przed stratą ukochanego, w momencie kiedy ten pozna prawdę o jej zwyczajnym życiu i uzna, że nie pasuje do jego życia. Oczywiście nie zdradzę, co z tego postanowienia wyniknie, ale zapewniam was, że brak miejsca na szczerą rozmowę i szereg niedopowiedzeń sprawi, że ta historia nie okaże się bajką, a prawdziwym życiem, które nie szczędzi trosk, niepokojów i wielu rozterek bohaterom powieści.
Ta książka to zupełnie nowe oblicze twórczości Elżbiety Stępień, które wyraźnie pokazuje, jak bardzo warsztat twórczy autorki się rozwinął. "55, czyli Pamiętnik Wariatki", to w znacznej części romans, ale w książce odnajdziemy również elementy kryminału. Każdy z nas chce kochać i być darzony szczerą miłością, jednak niestety zdarza się, że to pragnienie odbiera nam zdolność prawidłowego osądu ludzi i ich intencji wobec nas, co może prowadzić do naprawdę niebezpiecznych sytuacji.
Decydując się na lekturę tego tytułu czytelnik spędzi czas z naprawdę wspaniałą książką, w której życiowe problemy, wybory i decyzje skłaniające nas do refleksji i przemyśleń także na płaszczyźnie własnego życia, przeplatają się ze świetnym humorem. Tutaj bardzo dużo się dzieje, a to, o czym napisałam wam do tej pory nie jest wszystkim, co czeka na czytelników na kartach powieści. Przeczytacie również o relacjach i miłości rodzicielskiej, poświęceniu dla dobra kogoś, kogo kochamy, a także kobiecej przyjaźni, która bywa dość osobliwa.
Wciągająca, niepozwalająca się nam oderwać od lektury książki fabuła w połączeniu z wyrazistymi i różnorodnymi portretami bohaterów, a także płynnym i bardzo przyjemnym stylem pisania autorki sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko. Natomiast zapewniam was, że długo o niej nie zapomnicie. Co więcej, na pewno wiele osób odnajdzie w tym pamiętniku cząstkę siebie, własnych potrzeb i pragnień. Nie jest to jednak historia adresowana wyłącznie kobietom, wszak wszyscy pragniemy uczucia i bliskości kogoś, komu ofiarowujemy swoje serce
Pisarka poprzez swoją powieść chce nam powiedzieć, że na miłość nigdy nie jest za późno, bo ona nie liczy lat. To my sami bardzo często ją komplikujemy, bojąc się zdobyć na szczerość i otwartość. A tylko na tak solidnym fundamencie możemy zbudować coś pięknego. Ela zdaje się mówić "Nie bójcie się zaryzykować dla miłości. Nikt nie obieca wam, że nie poznacie smaku cierpienia z jej powodu, ale ona, choć czasem wiedzie nas krętymi ścieżkami, to jeśli jest prawdziwa, pokona wszelkie przeciwności i zawsze nas odnajdzie. A nawet jeśli, coś nie wyjdzie, to każde doświadczenie czegoś uczy. Pozwala spojrzeć na siebie i swoje życie z zupełnie innej perspektywy, obudzić się z życiowego letargu i docenić siebie".
Z tym pięknym i niezwykle wartościowym przesłaniem płynącym z książki was kochani zostawiam, gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę powieść, a także do dzisiejszego świętowania jej premiery.
Na ten moment książkę możecie kupić bezpośrednio u autorki, a co za tym idzie, macie możliwość zdobycia egzemplarza z autografem i dedykacją. Jako ciekawostkę zdradzę wam, że na końcu książki znajdziecie strony, na których każdy może spisać swoje noworoczne postanowienia, marzenia, przemyślenia, po to, by za rok do nich wrócić i przekonać się ile z nich udało się zrealizować.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/11/55-czyli-pamietnik-wariatki-elzbieta_19.html
#Premierawydawnicza
"55, czyli Pamiętnik Wariatki" Elżbieta Stępień / Recenzja patronacka premierowa
Moi drodzy dziś porozmawiamy o życiowych zmianach i zastanowimy się, dlaczego w wielu z nas już sama myśl o nich budzi silne i często mocno sprzeczne emocje. Każdy z nas ich potrzebuje, ale jednocześnie bardzo się ich boimy, a co za tym idzie w naszej głowie rodzi się...
2023-11-12
"Za głosem nienawiści" Aneta Krasińska - recenzja patronacka przedpremierowa + trailer promocyjny
Często wracając we wspomnieniach do swoich młodzieńczych lat, myślimy sobie, że gdybyśmy wtedy wykazali się taką dojrzałością i życiową mądrością, jaką mamy dziś, na pewno nie podjęlibyśmy takich samych decyzji i nie dokonali takich samych wyborów, za które nierzadko wysoką cenę przychodzi nam płacić nawet przez wiele lat. Prawda jest jednak taka, że będąc młodą osobą, ulegamy emocjom i pokusom świata nęcącego nas wieloma perspektywami na drodze ku spełnianiu naszych życiowych marzeń i pragnień. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie konsekwencje na przyszłość będzie miało to, co teraz zdecydujemy. To dopiero czas i samo życie skutecznie, choć niekiedy bardzo boleśnie weryfikuje to, czy podjęte przez nas wówczas kroki były słuszne, a co za tym idzie, pozbawia nas młodzieńczych różowych okularów i sprawia, że już zupełnie inaczej wszystko postrzegamy. Na własnej skórze przekonała się o tym bohaterka cyklu Barwy uczuć autorstwa Anety Krasińskiej -Luiza, którą poznaliśmy w pierwszej części serii zatytułowanej „Za głosem miłości”. Dziś po upływie dziesięciu lat od tamtych wydarzeń wracamy do naszej bohaterki na kartach powieści „Za głosem nienawiści”, będącej kontynuacją wspomnianego cyklu. Książka w ręce czytelników trafi już 15 listopada 2023 roku nakładem wydawnictwa BookEnd.
Przystępując do lektury książki, przenosimy się do małej wioski na Podlasiu, dokąd z Warszawy przy wsparciu i pomocy przyjaciół uciekła Luiza. To tutaj szuka stabilizacji i spokoju utraconego po krzywdzie zaznanej ze strony mężczyzny, którego kochała i któremu bezgranicznie zaufała. Teraz poznajemy jej zupełnie nowe oblicze. Wszystko przez co do tej pory przeszłą sprawiło, że wyzbyła się młodzieńczej naiwności i bardzo dojrzała. Choć w Mielniku również problemów nie brakuje to teraz nie myśli już tylko o sobie, ale o dorastającym synu.
Ta relacja na płaszczyźnie matka - nastoletnie dziecko również przysparza rodzicielce trosk. Wychowywanie dziecka w pojedynkę już samo w sobie nie jest łatwe, a gdy do tego dodamy bunt nastolatka i jego próby wyrwania się spod kontroli rodzicielskiej to naprawdę bywa ciężko. Maciek jest dobrym dzieckiem, ale wszyscy wiemy, że młodość rządzi się swoimi prawami. Przez te wszystkie lata zawsze byli razem i to dla niego Luiza znalazła w sobie siłę, aby się nie poddać i walczyć o lepsze jutro. Chciałaby uciec od przeszłości i nigdy do niej nie wracać, wymazując z pamięci Grzegorza. Przez cały czas robiła wszystko, aby izolować syna od ojca w obawie przed tym, aby nie odziedziczył po nim skłonności do uzależnienia, w którego macki wpadł Grzegorz. I o i ile, dopóki Maciek, był dzieckiem, nie było to trudne, o tyle, teraz kiedy chłopak zadaje wiele pytań i chce o sobie decydować, jest to bardzo problematyczne. W sercu Luizy rodzi się wiele lęków i niepokojów, bo tylko ona zna o Grzegorzu całą prawdę, o której syn nie ma pojęcia. Koniecznie przeczytajcie tę niezwykle wartościową powieść i przekonajcie się, czy Luizie uda się uchronić Maćka przed wpływem ojca. Czy też może sprawdzi się powiedzenie, że niedaleko pada jabłko od jabłoni?
Problemy osobiste nie są jedynymi, które trapią Luizę. Praca w tamtejszej szkole, której jest niezwykle oddana, również spędza sen z powiek jej i innych nauczycieli, a także dyrekcji. A to za sprawą bardzo topornej pani wójt, która sprawuje niepodzielną władzę i może wszystko. Kobieta uważa, że szkoła jest nierentowna i grozi jej zamknięciem. Rozpoczyna się nierówna walka o ocalenie szkoły dla dobra najwyższego. Dobra dzieci, które są przecież najważniejsze. Czarę goryczy przelewa wybuch pandemii, która budzi strach i dominuje w każdej sferze życia ludzi.
Jak widzicie, codzienność Luizy niepozbawiona jest trosk, ale na szczęście nie jest sama. Ma wokół siebie dobrych i życzliwych przyjaciół, na których zawsze może liczyć. Wszyscy oni pragną, aby wreszcie zamknęła za sobą drzwi do przeszłości i odważyła się zaufać na nowo. Ale czy na pewno demony przeszłości już nigdy nie wrócą? Przecież przed przeszłością nie da się uciec, a stawienie jej czoła może naprawdę wiele kosztować.
„Za głosem nienawiści” to naprawdę bardzo dobra kontynuacja, którą czyta się z dużym zaangażowaniem i ciągle powtarzającym się pytaniem „Jak ja zachowałabym się, będąc na miejscu bohaterki książki”? A to dlatego, że tematyka książki porusza tematy i problemy bardzo życiowe i autentyczne, z którymi wiele osób zmaga się na co dzień, choć często są one w naszym społeczeństwie przemilczane bądź mówi się o nich bardzo niewiele. Mając w pamięci ostatnie sceny książki „Za głosem miłości”, do czytania jej kontynuacji przystąpiłam z bijącym sercem i od początku do końca bardzo chciałam, aby Luiza wreszcie zaznała wytchnienia, szczęścia i smaku prawdziwej miłości, na którą zasługuje, jak nikt inny.
Jeżeli nie szukacie banalnych zakończeń i przewidywalnych rozwiązań problemów, to "Za głosem nienawiści" jest idealną książką, która pozostanie w waszej świadomości na długo. Zapewniam, że nie będziecie rozczarowani, gdy sięgniecie po tę powieść.
PATRONAT MEDIALNY BLOGA KOCIE CZYTANIE.
Gdyby jednak ktoś z was jeszcze się wahał, to zostawiam wam trailer do książki przygotowany przez samą autorkę, który na pewno rozwieje wszelkie wątpliwości.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/11/za-gosem-nienawisci-aneta-krasinska_12.html
"Za głosem nienawiści" Aneta Krasińska - recenzja patronacka przedpremierowa + trailer promocyjny
Często wracając we wspomnieniach do swoich młodzieńczych lat, myślimy sobie, że gdybyśmy wtedy wykazali się taką dojrzałością i życiową mądrością, jaką mamy dziś, na pewno nie podjęlibyśmy takich samych decyzji i nie dokonali takich samych wyborów, za które nierzadko wysoką...
"Poza sezonem. Nowego początki" - Sylwia Markiewicz
Myślę, że każdy z nas miał w swoim życiu taki moment, kiedy przytłoczeni problemami i troskami dnia codziennego potrzebujemy, choć na chwilę się od nich oderwać. Zmienić otoczenie, odpocząć. Wszystko, co nas trapi jeszcze raz przemyśleć, nabrać dystansu i na swoje życie spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Wówczas najczęściej myślimy o wakacjach, na które wielu z nas czeka cały rok z utęsknieniem. Problem polega jednak na tym, że na wakacjach nie zawsze możemy liczyć na spokój, odprężenie i możliwość niczym niezakłócanych osobistych refleksji nad swoim życiem. Euforia letnich miesięcy, wszechobecny gwar, natłok turystów i wczasowiczów niestety skutecznie nam to utrudniają. Nie martwcie się jednak, gdyż wspólnie z autorką Sylwią Markiewicz i główną bohaterką jej najnowszej powieści „Poza sezonem. Nowego początki”, o której opowiem wam za chwilę kilka słów mamy dla was propozycję idealną. Zacznijmy jednak od początku.
Na kartach powieści przenosimy się do Chłopowa, gdzie poznajemy ciepłą i serdeczną starszą panią, która rozpoczęła nowy etap życia na emeryturze. Niestety Stenia nie może odnaleźć się w tej nowej dla siebie rzeczywistości. Coraz bardziej doskwiera jej samotność, gdyż dorosłe już dzieci mają swoje życie, a w domu rodzinnym są tylko okazjonalnymi gośćmi. Jedynym jej pocieszeniem i wsparciem jest mieszkający z nią wnuk Adam i bardzo pomysłowa sąsiadka o kąśliwym języku – Wiesia. Nasza Stenia nie chce w ten sposób spędzić reszty życia. Wie, że człowiek musi mieć powód, by wstać z łóżka, aby móc cieszyć się życiem. I ona sobie taki powód znalazła, podejmując się otwarcia niewielkiego pensjonatu. Nie będzie to jednak pensjonat, jakich wiele w miejscowościach turystycznych, ponieważ jego drzwi będą otwarte dla gości wyłącznie poza sezonem letnim, a więc od września do maja.
Pomysł seniorki nie spotyka się z aprobatą tych, którzy się o nim dowiadują. Odbierają go jako niedorzeczność, patrząc na całość przedsięwzięcia głównie pod względem zysków finansowych, które według nich mogą być znikome, bądź wręcz zerowe, bo kto będzie chciał przyjechać nad morze jesienią. Stenia jednak przy wsparciu Adama dopina swego i tak pod jej opiekę trafiają pierwsi goście. Bo jej właśnie nie zależy na zyskach, a na drugim człowieku. Chce, aby każdy, kto trafi do jej domu, czuł się zaopiekowany. Mógł poczuć, że dotarł do bezpiecznej przystani, której szukał.
I tak do nowo otwartego pensjonatu trafiają nastoletnia Klaudia i jej mama Wiktoria. Matka ma nadzieję, że to miejsce, bliskość morza i możliwość bycia razem z córką bez codziennego zabiegania i natłoku obowiązków pomoże im zbliżyć się do siebie i odbudować więzi, które od dłuższego czasu są zaniedbane. Ten wyjazd Wiktoria zorganizowała dla córki, to ona jest w nim najważniejsza. Teraz już wie, że hierarchia jej życiowych priorytetów nie do końca była właściwa i przez to nie dostrzegła w porę, że coś złego dzieje się z jej dzieckiem Dziś nastolatka zmaga się z poważnymi problemami zdrowotnymi, a matka stara się pomóc jej wyrwać z błędnego, koła, w którym się znalazła. Czy ten wyjazd będzie w stanie coś zmienić i czy rzeczywiście stanie się początkiem, czegoś nowego i dobrego? O tym musicie przekonać się już sami, do czego każdego serdecznie zachęcam.
Autorka w bardzo życiowy i realistyczny sposób nakreśliła aspekt relacji na płaszczyźnie matka – córka, jak również problemy samych nastolatków. Klaudia zawsze była odpowiedzialna i dobrze się uczyła, więc ze strony rodziców otrzymywała dużo swobody, co dla nich samych w pewien sposób było wygodne, gdyż mogli skupić się na pracy zawodowej i rozwoju osobistym. Sylwia Markiewicz uświadamia nam, że często my rodzice zapominamy, że nawet najbardziej odpowiedzialne i rozsądne dziecko nadal jest dzieckiem i wbrew pozorom potrzebuje naszej uwagi. To daje mu poczucie bezpieczeństwa i zainteresowania jego osobą. Biorąc pod uwagę różnice pokoleniowe, często my dorośli nie mamy pełnej świadomości tego, jak w dzisiejszych czasach życie nastolatków jest trudne. W dobie internetu i social mediów, na których skupia się ich codzienność, są ciągle oceniani, poddawani bezlitosnym osądom, a co za tym idzie, porównują się do innych i próbują im dorównać. Za sprawą zaburzonych i wręcz nierealnych do osiągnięcia kanonów piękna dzisiejsi nastolatkowie nie mają przestrzeni na bycie sobą, Starają się zrobić wszystko, by w żaden sposób nie odstawać od reszty i zyskać ich akceptację tak bardzo ważną w młodym wieku. A to wszystko może prowadzić do poważnych konsekwencji, o czym przeczytacie w książce.
To jednak nie wszystko, na co zwraca uwagę swoich czytelników Sylwia Markiewicz. Autorka doskonale zdaje sobie sprawę, że rodzicielstwo jest trudnym zadaniem i na przykładzie rodziców Klaudii zostawia nam cenną lekcję. Aby mogło ono przynieść obopólne zadowolenie zarówno matki, jak i ojca, dając wymierne korzyści dla dobra dziecka w postaci wiedzy na temat tego, co się w jego życiu dzieje, jakiej pomocy potrzebuje, czy po prostu wspólnie spędzonego czasu, oboje muszą działać niczym zgodny tandem. W sytuacji, gdy tylko matka jest obarczana wszelkimi obowiązkami, które stara się pogodzić z pracą zawodową i realizowaniem siebie, bardzo łatwo jest przeoczyć to, co naprawdę ważne, a z biegiem czasu na naprawę czegokolwiek może okazać się za późno. Koniecznie sięgnijcie po książkę i sprawdźcie, czy państwo Mazurscy wreszcie to zrozumieją i co najważniejsze, czy dla tej rodziny jest jeszcze szansa na poukładanie swojego życia i odbudowę więzi rodzinnych.
W powieści nie tylko goście pensjonatu będą musieli stawić czoła swoim problemom, ale także sama Stenia i jej dorosłe dzieci, które niespodziewanie dla niej również przyjeżdżają do domu. Nie będę oczywiście zbyt wiele wam zdradzała. Powiem tylko, że dorosłe dzieci często oczekują, iż w momencie, kiedy ich rodzice przejdą na emeryturę, będą do ich dyspozycji na zawołanie, kiedy tylko ci będą tego potrzebowali, przyzwyczajeni do tego, że przecież tak było zawsze. Tymczasem postać Steni jest dowodem na to, że emerytura nie musi być samotną, nudną stagnacją. Jest to czas, kiedy możemy jeszcze naprawdę wiele zdziałać i mamy do tego pełne prawo. To nasze życie i do końca możemy przeżywać je według własnego planu, a nasze dzieci muszą to zrozumieć, choć bywa to bardzo trudne. Nie zmienia to jednak faktu, że matka zawsze będzie martwić się o swoje dzieci. Jak się przekonacie, w sercu Steni również zagości niepokój o dobro jej Olgi i Tomasza, którzy pogubili się w tym swoim życiu i stoją przed podjęciem bardzo ważnych decyzji. Jakby tego było mało, list, który otrzymuje właścicielka pensjonatu, budzi rodzinne sekrety, z którymi trzeba będzie się zmierzyć.
Jak widzicie, jest to bardzo ważna tematycznie skłaniająca do refleksji i przemyśleń wielowątkowa książka, w której każdy znajdzie coś dla siebie i na co innego zwróci uwagę. Od zawsze wierzę w moc sprawczą książek i ufam, że na każdego czytelnika czeka taka, która może być impulsem do odnalezienia własnej drogi i tego, jak chcemy pokierować własnym życiem. Jeśli sięgniecie po „Poza sezonem. Nowego początki”, do czego zachęcam was bardzo gorąco, przekonacie się, że jedna z bohaterek powieści znalazła taką właśnie książkę życia. Koniecznie sprawdźcie, jaka to książka. A być może na kogoś z was to właśnie najnowsze literackie dziecko Sylwii tak mocno wpłynie na i nada kierunek waszym planom na przyszłość.
Zapewne czytając moją recenzję, odczujecie, że nie jest to łatwa lektura i to prawda, jednak pisarka zadbała o to, aby zrównoważyć te trudne i smutne emocje i całą historię wzbogacić o świetną dawkę humoru. A to dzięki wspomnianej już wcześniej przeze mnie sąsiadce Steni – Wiesi, jej niecodziennym sposobie bycia i zaskakującym pomysłom, które bawią czytelnika. Obie kobiety są przyjaciółkami od zawsze i choć nie spijają sobie z dzióbków, to zawsze mogą na siebie liczyć. Tym bardziej że tylko Stenia wie, przez jakie piekło przeszła w małżeństwie jej przyjaciółka. Po dziś dzień poświęca się w jej przekonaniu dla dobra wyższego. Naszła mnie taka refleksja, że postawa Wiesi może być sposobem na poradzenie sobie z tym, co przeżywa. Nie zawsze wszystko rzeczywiście jest takie, na jakie wygląda.
Na zakończenie mogę zapewnić was, że historię tę od pierwszych stron czyta się z ogromnym zaangażowaniem, czując się niemalże jej częścią, a kończy z poczuciem wspaniale spożytkowanego na lekturze czasu. Ja miałam wrażenie, że również jestem jednym z gości pensjonatu i kiedy przeczytałam ostatnie zdanie zapisane w książce, strasznie żałowałam, że nadszedł czas, aby go opuścić i rozstać się z moimi książkowymi przyjaciółmi, za których szczęście, mocno trzymałam kciuki. I po raz kolejny przekonałam się, że to w rodzinie tkwi największa siła. Tylko będąc razem, możemy pokonać wszelkie przeciwności losu.
[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Pascal
http://kocieczytanie.blogspot.com/2023/11/poza-sezonem-nowego-poczatki-sylwia.html
"Poza sezonem. Nowego początki" - Sylwia Markiewicz
Myślę, że każdy z nas miał w swoim życiu taki moment, kiedy przytłoczeni problemami i troskami dnia codziennego potrzebujemy, choć na chwilę się od nich oderwać. Zmienić otoczenie, odpocząć. Wszystko, co nas trapi jeszcze raz przemyśleć, nabrać dystansu i na swoje życie spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Wówczas...
2023-10-23
"Proszę, pokochaj mnie, mamo!" Marta Maciejewska/ Patronat medialny
Los ma to do siebie, że doświadcza nas bardzo mocno, kiedy najmniej się tego spodziewamy, a najczęściej nie spodziewamy się tego w ogóle. Nasze trudne przeżycia i emocje nie pozostają bez wpływu na nas samych, ale mogą też ukierunkować ważne aspekty naszego życia, a z biegiem czasu zaowocować, czymś wyjątkowym, co może pomóc wielu osobom. Dokładnie tak stało się w przypadku twórczości Marty Maciejewskiej w momencie, kiedy autorka została mamą. Marta i jej maleńka córeczka przeszły cieżką drogę w walce o życie i zdrowie. Pisarka podzieliła się z nami swoją trudną i poruszającą historią na kartach powieści „1200 gramów szczęścia”, którą już dla was recenzowałam. Dziś, chociażby na spotkaniach autorskich Marta mówi o tym, że po tym, co przeszła, w swoich książkach chce być bliżej kobiet, ich problemów i emocji, które przeżywają w trudnych chwilach, często musząc zmagać się z nimi w osamotnieniu. Piszę wam o tym, gdyż teraz chciałabym opowiedzieć wam o najnowszej książce Marty „Proszę, pokochaj mnie, mamo!”, która, choć jest zupełnie odrębną historią, to w pewien sposób jest niejako konsekwencją tego, co wydarzyło się w tym trudnym dla Marty czasie. Przy czym, już na wstępie chcę zaznaczyć, że tak, jak wszystko, o czym przeczytamy w „1200 gramów szczęścia”, napisało samo życie, tak najnowsze literackie dziecko autorki jest fikcją literacką.
Książkę rozpoczyna bardzo trudny i emocjonalny prolog, w którym młoda niespełna osiemnastoletnia dziewczyna będąca główną bohaterką powieści mówi matce, że jest w ciąży. Anka Zwolenkiewicz, bo to o niej mowa jest wzorową uczennicą. Wspólnie z matką wiele w życiu przeszły, co sprawiło, że nasza bohaterka musiała bardzo szybko wydorośleć. Teraz mają tylko siebie, a życie ich nie rozpieszcza. Obie wiedzą, czym jest skromna egzystencja i ciężka praca. Dla nich obu to właśnie matura Anki i jej studia miały być nadzieją na lepszą przyszłość. No właśnie miały być, bo teraz te wszystkie plany i marzenia legły w gruzach. Jedna nieprzemyślana decyzja podjęta pod wpływem młodzieńczego uczucia sprawia, że dziewczyna jest przekonana, iż jej życie się skończyło. Targana strachem, niepewnością, obawami i poczuciem winy zagubiona pozostaje ze swoim problemem zupełnie sama. Koniecznie sięgnijcie po książkę i przekonajcie się, jak sobie w tej sytuacji poradzi i czy znajdzie się ktoś, kto będzie chciał jej pomóc. Ja nic więcej nie zdradzę ponadto, że łatwo nie będzie, gdyż czarę goryczy przelewa tajemnica, którą ta młoda kobieta w sobie nosi.
Mogę natomiast zapewnić was, że lektura tej powieści dostarczy wam wielu silnych i często skrajnie różnych emocji, a to dlatego, że autorka pozwoliła czytelnikowi spojrzeć na problem nastoletniej ciąży z kilku różnych perspektyw. Poznamy tu bowiem wpływ tej szokującej wiadomości na relacje matki z córką, reakcje społeczne w małej zamkniętej społeczności niewielkiego miasteczka, którego częścią jest Anka, ale także przekonamy się, jak wielką pożywką dla okrucieństwa niedojrzałych rówieśników Anki okazała się sensacja o ciąży koleżanki. Dowiemy się także, czy szkoła stanie na wysokości zadania względem swojej uczennicy.
Jestem pewna, że większości czytelnikom nie uda się ustrzec oceniania reakcji na ciążę Ani wielu osób z jej otoczenia. Chociażby jej matki. Ulegamy przekonaniu, że doskonale wiemy, jak ta matka powinna postąpić, jak się zachować i jak zareagować, na to, co usłyszała od córki. Naszej oceny nie uniknie również sama Anka. Pamiętajcie jednak, że życie nie jest tylko czarne albo białe i tak naprawdę, nie możemy wiedzieć na pewno, jak my sami byśmy się zachowali w tożsamej sytuacji, dopóki nie stanie się ona częścią naszego życia. Właśnie to, że autorce udało się przedstawić cała historię Anki w sposób niezwykle autentyczny oraz daleki od oceniania decyzji i wyborów kogokolwiek sprawia, że osoby, które zechcą po tę książkę sięgnąć, bardzo mocno uwierzą w tę opowieść i będą czytać ją z zapartym tchem i duszą na ramieniu. Co najważniejsze wiele kobiet odnajdzie w perypetiach Anki cząstkę siebie, ponieważ to przez co ta dziewczyna przechodzi, zdarza się bardzo często, gdzieś obok nas. Ja bardzo mocno trzymałam kciuki za to, aby Ania odzyskała utracony spokój, poczucie własnej wartości, jak również za to, aby w jej sercu zrodziła się ta bezwarunkowa miłość matki do dziecka. Niewinnego dziecka, które swoim spojrzeniem chce powiedzieć „Proszę, pokochaj mnie, mamo!”
Pomimo że jest to książka trudna i na pewno tak, jak było to w moim przypadku, u was również wywoła łzy, to chcę, aby wybrzmiał także jej pozytywny przekaz. Tak, jak pisałam na początku recenzji, ta książka niesie ze sobą dobro. Przywraca nam kobietom siłę i nadzieję na to, że nawet jeśli teraz myślimy, że już nic dobrego nas w życiu nie czeka, to jednak mamy w sobie to światło, które jest w stanie rozproszyć każdy mrok. Bardzo ważne jest jednak, abyśmy mieli obok siebie kogoś, kto nas wesprze i spojrzy na nasz problem z boku. Wówczas bowiem może się okazać, że już nie jest on taki straszny i bez wyjścia, jak myśleliśmy. Wiem jednak, że nie każdy ma to szczęście mieć taką osobę w swoim życiu, dlatego właśnie powstała ta książka. Aby stać się takowym wsparciem i przywrócić wiarę w lepszą przyszłość i to, że damy radę zbudować nasz zdruzgotany świat na nowo.
W książce jednak nasza uwaga nie jest skupiona tylko na kwestii niechcianej nastoletniej ciąży, ale również macierzyństwa w ogólnym ujęciu. Mamy mają to do siebie, że często porównują się do innych mam i niestety najczęściej w swoim mniemaniu uważają, że inne mamy są lepsze od nich. Bo ich dzieci są zawsze czyste, one same zadbane, a ich domy lśnią czystością. Tymczasem Marta jako mama za sprawą bohaterki swojej książki uświadamia nam, że każdy z nas ma dwa oblicza. To piękne, wręcz perfekcyjne, które pokazujemy na zewnątrz i to ukazujące nasze słabości, naszą niedoskonałość, ale także marzenia i pragnienia, którym dzielimy się tylko z najbliższymi nam osobami. I prawda jest taka, że te dwa oblicza są od siebie zupełnie różne. Marta zostawia nam w książce cenną lekcję. O byciu dobrą matką nie przesądzają popełnione błędy, czy gorszy czas w życiu, a nasza obecność przy naszym kochanym skarbie. Miłość i oddanie, które mu ofiarujemy.
Nie jest to jednak książka, której grupą docelową są wyłącznie kobiety, które wiedzą, czym jest i z czym wiąże się zbyt wczesna ciąża zmuszająca nas do przewartościowania swojego życia. To książka dla każdego, gdyż poczucie końca naszego życia jest bardzo uniwersalne i każdy może przeżywać swój osobisty koniec świata na wiele sposobów. Jednak niezależnie od tego, co jest jego powodem, zawsze niezmiennie potrzebujemy wsparcia, akceptacji i zrozumienia.
Myślę, że nikogo nie muszę już zachęcać i przekonywać do tego, że warto spędzić czas z tą wspaniałą i niezwykle potrzebną społecznie książką. Zdecydowanie jest to jeden z tych tytułów, obok którego nie da się przejść obojętnie i który zostanie z czytelnikiem już na zawsze. Z pewnością trafi wprost do waszych serc i nie pozwoli o sobie zapomnieć już nigdy. Nawet jeśli po skończonej lekturze odłożycie książkę na półkę, to wszystko, co w niej przeczytacie, ciągle pozostanie w was żywe. Ja sama chciałabym, aby ta powieść trafiła do jak najszerszego grona odbiorców bo jestem pewna, że ma w sobie ogromną siłę sprawczą i naprawdę może pomóc wielu kobietom. Muszę przyznać, że jest to historia o wiele mocniejsza, niż myślałam, jednak mimo to, a może właśnie dlatego uważam, że powinna trafić do szkół średnich, jako lektura na zajęciach Wychowania Do Życia W Rodzinie, a także gabinetów terapeutycznych. Pamiętajcie, nikt nie ma prawa nas gnębić, upokarzać i niszczyć, Nie bójmy się prosić o pomoc.
Z pełnym przekonaniem mogę napisać, że jest to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam w tym roku.
PATRONAT MEDIALNY BLOGA KOCIE CZYTANIE.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/10/prosze-pokochaj-mnie-mamo-marta.html
"Proszę, pokochaj mnie, mamo!" Marta Maciejewska/ Patronat medialny
Los ma to do siebie, że doświadcza nas bardzo mocno, kiedy najmniej się tego spodziewamy, a najczęściej nie spodziewamy się tego w ogóle. Nasze trudne przeżycia i emocje nie pozostają bez wpływu na nas samych, ale mogą też ukierunkować ważne aspekty naszego życia, a z biegiem czasu zaowocować, czymś...
2023-10-08
"Święta w miasteczku Anielin" Iwona Mejza - Recenzja przedpremierowa/ Patronat medialny
Każdy z nas ma swoje tajemnice. Bywają takie, o których wolelibyśmy zapomnieć i nigdy do nich nie wracać. A najlepiej udawać, że pewne wydarzenia w naszym życiu nigdy nie miały miejsca. Jednak zapewne wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to niemożliwe. Nawet jeśli my pewne rzeczy przemilczymy, to nasza pamięć, której wystarczy niewielki impuls, skojarzenie, aby pobudzić niechciane wspomnienia, nie pozwoli nam zaznać spokoju. Jedyne co możemy wtedy zrobić, to zmierzyć się z przeszłością i oddać sprawiedliwość prawdzie. Wie o tym doskonale autorka Iwona Mejza, która już po raz ostatni zaprasza nas do odwiedzenia urokliwego miasteczka Anielin znanego nam czytelnikom ze wspaniałego cyklu Miasteczko Anielin. To ciepłe i klimatyczne miejsce będziecie mieli okazję odwiedzić na kartach finalnej jego części „Święta w miasteczku Anielin” 11 października 2023 roku, kiedy to powieść ta będzie miała swoją premierę pod opieką wydawnictwa Dragon. Jednak ja jako patronka medialna powieści już dziś mam przyjemność opowiedzieć wam o wydarzeniach rozgrywających się na jej kartach, a tym samym mam nadzieję jeszcze bardziej podsycić waszą ciekawość i chęć jej przeczytania.
Posłuchajcie zatem. Wszystko, o czym tym razem przeczytamy, ma swój początek w okresie przedświątecznym i rozpoczyna się przykrym wypadkiem Marianny Stawskiej, wskutek którego starsza elegancka pani trafia do szpitala. To właśnie to zdarzenie budzi w kobiecie pragnienie przeżycia jak najlepiej jesieni swojego życia w poczuciu spełnienia i wewnętrznego spokoju. Marianna wie jednak, że nie będzie to możliwe, dopóki całej prawdy o sekretach jej rodziny nie poznają ci, którzy mają do tego prawo, choć oni sami jeszcze nie mają o niczym pojęcia. Tylko Marianna zna prawdę, od której wolałaby uciec, a która niczym bumerang wraca do niej każdego roku w okresie świąt Bożego Narodzenia. Nadszedł czas, aby zmierzyć się z tym, co trudne i bolesne, by móc zamknąć na zawsze drzwi przeszłości i cieszyć się teraźniejszością. Aby tak się stało, konieczny jest powrót do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Dlatego też Marianna musi wrócić do Anielina, do którego wolałaby nie wracać już nigdy. Jednak nie tylko o nią tutaj chodzi. Prawdę o tym, co przez wiele lat było przed nimi ukrywane, bądź przedstawiane w nie do końca prawdziwym świetle musi poznać kilka młodych osób, które jeszcze nie wiedzą, że niespodziewany telefon od notariusza może zmienić naprawdę wiele w ich życiu. Jestem pewna, że jesteście ciekawi, jakie tajemnice wyjdą na jaw, więc już teraz gorąco zachęcam was do sięgnięcia po książkę.
Dzięki sprowadzeniu do Anielina Malwiny i Krzysztofa, bo to o nich mowa autorka tym razem pokazuje nam to miasteczko z zupełnie innej perspektywy. Widzimy je bowiem oczami ludzi, którzy nie są częścią tej zamkniętej i zżytej ze sobą małej społeczności, a przyjeżdżają tu z zewnątrz, nie będąc zupełnie związani z tym miejscem emocjonalnie. Co więcej, decydują się przyjechać do Anielina niechętnie. W ich domu o tym miejscu się nie mówiło i nie wiedzą, co ich tu spotka. Oczywiście nie zdradzę wam, czego się dowiedzą, ale mogę was zapewnić, że ta podróż w nieznane wpłynie znacząco na każdego z nich.
Od autorki wiem, że ona sama nie planowała wracać do miasteczka Anielin, ale ja jako czytelniczka bardzo się cieszę, że jednak się na to zdecydowała, gdyż w moim odczuciu jest to bardzo ważna część cyklu, która zrodziła we mnie przekonanie, że dopiero teraz, kiedy światło prawdy rozjaśniło mrok demonów przeszłości, wszystko jest dokładnie tak, jak być powinno. To właśnie w tej części Iwona Mejza kładzie duży nacisk na więzi rodzinne, nawet te, o których istnieniu dotychczas nie mieliśmy pojęcia. Pisarka uświadamia nam, że rodzina to nie tylko ta, z którą łączą nas więzy krwi. Rodzina to także te osoby, które sprawiają, że przy nich czujemy się szczęśliwi, którzy wyciągają do nas pomocną dłoń, akceptują nas takimi, jakimi jesteśmy i dostrzegają w nas to, co dobre. Rodzina może być również świadomym wyborem.
Oczywiście spotkamy tutaj również starych i lubianych przez nas stałych mieszkańców miasteczka pogrążonych w ferworze przygotowań do świąt Bożego Narodzenia. Anielin otula niezwykłą atmosferą tego wyjątkowego czasu, który każdy chce spędzić z osobami bliskimi naszemu sercu. Przekonajcie się koniecznie dla kogo ten najbardziej rodzinny okres w roku stanie się początkiem życiowych zmian i postanowień, a może ktoś właśnie w Anielinie znajdzie tak bardzo poszukiwane przez każdego z nas swoje miejsce na ziemi. Tego oczywiście dowiecie się spędzając święta w Anielinie, do czego gorąco każdego namawiam. Możecie mi wierzyć, że lektura tej książki nie pozostanie bez wpływu na nas samych. Tych z was, którzy spędzą swój czas z tą książką skłoni do wielu refleksji i przemyśleń także o życiu waszym i waszej rodziny. No i oczywiście poczujecie tę niepowtarzalną, niezwykłą świąteczną atmosferę.
Całość czyta się niezwykle łatwo i przyjemnie, co w połączeniu z bardzo ważnymi i życiowymi aspektami, jakie zostały w książce zawarte sprawia, że mocno poruszony przez bieg dziejących się wydarzeń czytelnik niepostrzeżenie dociera do końca wspaniałej historii. Bardzo żałuję, że to już ostateczne pożegnanie z miasteczkiem Anielin i jego mieszkańcami, gdyż wszyscy oni stali mi się bardzo bliscy, ale opuszczam ich ze spokojem w sercu. Każdy koniec jest początkiem czegoś nowego, dlatego jestem ciekawa, czym już wkrótce Iwona Mejza zaskoczy swoich czytelników.
WCZEŚNIEJSZE CZĘŚCI CYKLU MIASTECZKO ANIELIN:
"Przyjaciółka",
"Sprawy rodzinne",
"Miejsce na ziemi".
Już teraz książkę możecie czytać i słuchać na platformie Legimi.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/10/swieta-w-miasteczku-anielin-iwona-mejza.html
"Święta w miasteczku Anielin" Iwona Mejza - Recenzja przedpremierowa/ Patronat medialny
Każdy z nas ma swoje tajemnice. Bywają takie, o których wolelibyśmy zapomnieć i nigdy do nich nie wracać. A najlepiej udawać, że pewne wydarzenia w naszym życiu nigdy nie miały miejsca. Jednak zapewne wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to niemożliwe. Nawet jeśli my pewne...
2023-09-16
Saga Klonowego Liścia "Kanadyjski raj" Anna Stryjewska
Jesteśmy chwilę po premierze trzeciej i niestety ostatniej części wspaniałego cyklu Saga Klonowego Liścia „Kanadyjski raj” autorstwa Anny Stryjewskiej, który to cykl trafił na nasz rynek wydawniczy pod opieką wydawnictwa Skarpa Warszawska. Ci z was, którzy poznali wcześniejsze jego odsłony tj. „Łódzką przystań” i „Warszawską garsonierę” wiedzą, że chwile spędzone na jego lekturze są wyjątkowym przeżyciem, gdyż wszystko, o czym przeczytamy na kartach tej trylogii, jest zapisem niezwykle poruszającej historii opartej na autentycznych wydarzeniach z życia wielopokoleniowej rodziny. Zarówno ta historia, jak i jej bohaterowie stała się bliska bardzo wielu czytelnikom. Wszyscy mocno trzymaliśmy i nadal trzymamy kciuki za szczęście tej rodziny, bo o czym mogliśmy przekonać się, towarzysząc im na kartach obu wcześniejszych części, oni już naprawdę wiele przeszli i jak najbardziej na to szczęście zasługują. Przyznam szczerze, że do czytania „Kanadyjskiego raju” zasiadłam z ogromną ciekawością, nadzieją na to, że wreszcie odzyskają oni utracony spokój, ale też z niepokojem, gdyż życie nie zawsze daje nam to, na co zasługujemy.
Zajrzyjmy zatem do książki. Tym razem dziejące się w niej wydarzenia mają miejsce w połowie lat 90. My czytelnicy przemieszczamy się wspólnie z bohaterami pomiędzy Polską i Kanadą. W Polsce bowiem towarzyszymy wspaniałej seniorce Stefanii, od której losów ta cała rodzinna opowieść się zaczęła. Niezwykle silna i mądra kobieta przeżywa jesień swojego życia, będąc wsparciem dla swoich dzieci, które wiodą już własne życie i szukają dla siebie perspektyw na lepsze jutro. To właśnie pragnienie lepszej przyszłości skłoniło Antoniego i jego rodzinę do podróży do Kanady, która miała stać się ich nowym miejscem na ziemi. Jak sam tytuł książki wskazuje, miał być to kanadyjski raj, jak wówczas jawiła się wielu ludziom Kanada.
Wydawać, by się mogło, że teraz już wszystko będzie dobrze, ale pamiętajcie, to nie jest fikcja literacka, a prawdziwe życie, które dla Aliny i Antoniego oraz ich córek Julii i Antoniny szykowało jeszcze wiele przeciwności. Pierwszą z nich okazał się kilkuletni pobyt w Niemczech, który stał się ich przystankiem w drodze do miejsca docelowego. Ja jednak powiedziałabym, że te kilka lat pobytu w Niemczech było przedsionkiem piekła na drodze do obiecanego raju. Tego nie można nazwać życiem, to była wegetacja. O tym jednak przeczytajcie już sami.
Czy jednak w istocie Kanada okazała się owym rajem dla rodziny Ostrowskich? Znacie powiedzenie „Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”? Tak, w kilku słowach można by określić zderzenie wyobrażeń i marzeń z rzeczywistością, która tam na nich czekała. Nie będę oczywiście zbyt wiele zdradzała, gdyż chcę, żebyście mogli wspólnie z bohaterami przeżywać wszystko, przez co przechodzą. Chciałabym natomiast skupić się na tym, co jest największym trudem dla każdego emigranta. Mianowicie tęsknocie za ojczyzną, za tymi, których zostawiliśmy w ojczyźnie oraz za życiem, które dotychczas wiedliśmy.
Nie będzie spojlerem, bo możemy przeczytać o tym już na okładce książki, że Antoni nie potrafił odnaleźć się w swoim nowym życiu, a chwil zapomnienia szukał w alkoholu, co wpłynęło bardzo destrukcyjnie na jego relacje rodzinne, a szczególnie na życie małżeńskie. Mężczyzna odczuwał dojmującą tęsknotę za matką, ojczyzną, a także uznaniem, jakim cieszył się, pracując w Polsce.
Sytuacji nie ułatwiały również niespodziewane przez najbliższych decyzje i wybory Julii. Czas zamieszkania przez Ostrowskich w Kanadzie przypadł na okres dorastania obu dziewczyn i okazało się, że starsza córka nie chce żyć według planu, jaki dla ich rodziny ułożyła matka. Ta przebojowa, temperamentna i odważna młoda kobieta wie, że to jest jej życie i tylko ona ma prawo o nim decydować. Nie bez powodu napisałam, że był to plan Aliny, gdyż to ona była inicjatorką wyjazdu z Polski. Teraz już nie jest przekonana o słuszności tego kroku, ale stało się i trzeba żyć dalej. Zanim jednak zaczniecie w jakikolwiek sposób oceniać wybory i decyzje bohaterów, to weźcie pod uwagę realia tamtych czasów, które w książce zostały wspaniale oddane, ale także różnice pokoleniowe, które mają ogromny wpływ na to, jak odnajdujemy się w nowym życiu. Nie da się bowiem zaprzeczyć, że dla osoby młodej, u progu dorosłego życia, będzie to o wiele łatwiejsze, niż dla osoby starszej. Dlatego też zdaję sobie sprawę z tego, że my ludzie nieżyjący w tamtych czasach możemy nie przyjąć ze zrozumieniem pewnych kwestii, o których przeczytamy w powieści. Koniecznie sięgnijcie po „Kanadyjski raj” i przekonajcie się, czy Ostrowscy odnajdą miejsce, które będą mogli nazwać swoim domem.
Nie myślcie, jednak że „Kanadyjski raj” jest wyłącznie smutną i gorzką historią, gdyż absolutnie tak nie jest. W książce naprawdę bardzo dużo się dzieje i na nas czytelników czeka wiele zwrotów akcji, także tych pozytywnych i pięknych. Nie zabraknie w niej miłości, na którą nigdy nie jest za późno i której narodziny mogą zaskoczyć nas samych. To piękna i poruszająca historia o ludziach z krwi i kości, którzy jak my wszyscy popełniają błędy, ale nigdy się nie poddają i walczą do końca o to, co w życiu najważniejsze; rodzinę i miłość. Ci ludzie naprawdę wiele wycierpieli, ale cóż takie jest życie. Najważniejsze jest to, aby bez względu na to, co przeżywamy i czego doświadczamy być z tymi, których kochamy. Ze sobą i dla siebie. Bo nawet jeśli teraz jest ciężko, to dopóki żyjemy, wszystko jest możliwe.
Serdecznie zachęcam każdego do lektury „Kanadyjskiego raju”, jak również młodszych sióstr tej części trylogii, jeśli jeszcze ich nie czytaliście. Ja strasznie żałuję, że to już koniec, gdyż bardzo mocno zżyłam się z bohaterami Sagi Klonowego Liścia i przykro jest mi ich opuszczać. Mnie samej ta historia dodała wiary i nadziei w to, że nigdy nie jest za późno na to, aby nasze życie mogło być lepsze. Musimy przejść przez to, co trudne, po to, aby docenić to, co mamy. Życie wystawia nas na wiele prób i tylko od nas zależy, jak przez te próby przejdziemy i jakie lekcje z nich wyciągniemy. Jestem głęboko poruszona tą częścią historii. Wywołała we mnie wiele refleksji i przemyśleń, a także silnych emocji. Samo zakończenie sprawiło, że po mojej twarzy popłynęły łzy. Nie próbowałam ich jednak powstrzymać, gdyż dla mnie miały one oczyszczającą moc. Mimo że, na ostatniej stronie książki odnajdziemy słowo „KONIEC”, to przecież ta historia trwa do dzisiaj.
Tymczasem na zakończenie chcę serdecznie podziękować Blance za piękne świadectwo życia swojej rodziny, a także swojego, które na zawsze zachowam w głębi serca. Podziękowania należą się również autorce. Możecie mi wierzyć, że do tego, co skrywają karty każdej z trzech książek, nie da się podejść bez emocji. Na pewno dla Ani nie było łatwym zadaniem, aby sobie z nimi poradzić i jak najwierniej oddać to, co usłyszała od Blanki. Jednak w połączeniu ze swoim niezwykłym talentem pisarskim i wielką wrażliwością ze swojego zadania wywiązała się wspaniale.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/09/saga-klonowego-liscia-kanadyjski-raj.html
Saga Klonowego Liścia "Kanadyjski raj" Anna Stryjewska
Jesteśmy chwilę po premierze trzeciej i niestety ostatniej części wspaniałego cyklu Saga Klonowego Liścia „Kanadyjski raj” autorstwa Anny Stryjewskiej, który to cykl trafił na nasz rynek wydawniczy pod opieką wydawnictwa Skarpa Warszawska. Ci z was, którzy poznali wcześniejsze jego odsłony tj. „Łódzką przystań” i...
2023-05-04
Życie potrafi nas bardzo mocno doświadczyć, zadawać bolesne ciosy i nierzadko zmusza nas do tego, abyśmy wzięli je we własne ręce szybciej, niż byśmy tego chcieli, mimo że nie jesteśmy na to gotowi. Wówczas mamy tylko dwie możliwości wyboru: albo się poddamy i to, co nas spotkało po prostu nas złamie, albo wręcz przeciwnie, wszystkie te trudne chwile i przeżycia przekujemy w swoją siłę do walki o siebie i swoje marzenia. Nie bez kozery mówi się, że każdy jest kowalem swojego losu. Dziś opowiem wam historię pewnego mężczyzny - Aleksandra, który swoim życiem udowadnia, jak bardzo prawdziwe jest wszystko to, co do tej pory napisałam. Poznajemy go na kartach najnowszej powieści Magdaleny Krauze „Taką sobie ciebie wymarzyłem”, o której chcę wam teraz opowiedzieć kilka słów.
Kiedy przystępujemy do lektury książki i zaczynamy poznawać obecne życie głównego bohatera, mamy wrażenie, że jest ono właśnie takie, o jakim marzy każdy z nas. Alek jest właścicielem wypożyczalni samochodów. Interes świetnie prosperuje, pracownicy darzą go szacunkiem i uznaniem, a oczy kobiet błyszczą na jego widok. Nic dodać, nic ująć, facet w czepku urodzony, któremu pozazdrościć mogłoby wielu. No właśnie często z zazdrością patrzymy na życie innych, nie zastanawiając się jaką drogę musieli przejść, aby teraz mogło ono być takie, a nie inne. Z jak wieloma przeciwnościami i trudnościami musieli stanąć twarzą w twarz, by teraz znajdować się w takim, a nie innym miejscu na mapie swojego życia.
Aleksander już jako dziecko doświadczył największego bólu, jakim jest śmierć rodzica. Mama odeszła, powierzając swojego syna siostrze, która miała zaopiekować się chłopcem i stworzyć mu bezpieczny, ciepły dom, w którym zostanie otoczony opieką i miłością. Bardzo szybko jednak na jego barki spada kolejny cios, gdyż obietnica ciotki złożona na łożu śmierci siostry przestaje mieć znaczenie, kiedy staje się ona dla kobiety niewygodna. Odrzucenie ze strony jedynej bliskiej dziecku osoby skutkuje tym, że Aleksander trafia do domu dziecka.
Oczywiście nie zdradzę tego, co dalej się z nim dzieje, abyście czytając książkę, sami mogli niemalże poczuć te trudne do przeżycia zwłaszcza dla dziecka emocje.
Powiem tylko, że autorka na kartach swojej powieści pozostawia nam piękne przesłanie. Jeśli tylko weźmiemy je sobie do serca, na pewno doda nam wiary w to, że możemy osiągnąć bardzo wiele niezależnie od tego, jak trudny był nasz życiowy start. Pobyt w domu dziecka nie naznacza człowieka, nie skreśla go i nie stygmatyzuje. Nie definiuje go jako przegranego życiowo. Jest to pewien etap w życiu, który trzeba po prostu przetrwać.
Do czasów, kiedy codzienność Aleksandra była naznaczona wieloma wyrzeczeniami wracamy już tylko w jego wspomnieniach. Dziś jest mężczyzną ustabilizowanym zawodowo i tej stabilizacji pragnie doznać także w życiu prywatnym. Chce kochać i być kochanym, a swoje życie związać z kobietą, u boku której zazna spokoju i szczęścia. Ma nadzieję, że będzie nią Monika, ale wszyscy poza nim samym widzą, że to nie jest kobieta, z którą Alek mógłby zbudować szczęśliwy związek i wspólną, stabilną przyszłość. Tutaj również nie będę zdradzała zbyt wielu szczegółów, ale warto nadmienić, że w odniesieniu do tego wątku historii, Magdalena Krauze przypomina nam, że nigdy nie możemy być pewni, iż do końca znamy osobę, z którą się związaliśmy. Miłość bywa ślepa, a kiedy już klapki spadną nam z oczu, może okazać się, że do tej pory postrzegaliśmy tę osobę tak, jak sami chcieliśmy ją widzieć. Zderzenie z prawdą było bolesne, bowiem Monika okazała się być doskonałą aktorką odgrywającą perfekcyjnie swoją rolę dla własnych korzyści. O tym do czego jeszcze zdolna jest Monika musicie przeczytać już sami sięgając po książkę, do czego już teraz gorąco was zachęcam.
Po rozstaniu Aleksander nie chce mieć nic więcej wspólnego z wyrachowaną i pozbawioną skrupułów egoistką, jaką okazała się jego była. Nie wie jednak jeszcze, że to nie koniec zmian i zawirowań, które na niego czekają. Pewnego dnia w drzwiach jego mieszkania staje kobieta z kilkuletnim chłopcem. Pola szuka Moniki. Siostry, z którą od lat nie utrzymuje kontaktu. Dlaczego siostry, choć płynie w nich ta sama krew, nie są ze sobą blisko? Tego dowiecie się oczywiście czytając powieść. Nietrudno się jednak domyślić, że w ich przypadku również przeszłość odegrała znaczącą rolę.
To niespodziewane spotkanie Aleksandra i Poli odmieni ich życie. Zaskakująco dla nich samych relacja, która się między nimi rodzi ma szansę przerodzić się w taką, jakiej oboje pragną i taką, o której marzył Aleksander. Nie myślcie jednak, że teraz będzie już sielankowo. Nic podobnego. Najbardziej zajadłym i niebezpiecznym wrogiem dla rodzącego się uczucia naszej dwójki stanie się chora zazdrość i nienawiść, która bywa bezwzględna. Sprawdźcie sami.
Mam nadzieję, że każdy, kto przeczyta moją recenzję, nie będzie miał wątpliwości, że jest to bardzo życiowa i wartościowa książka. Jednak aby docenić jej wartość, musimy nauczyć się czytać między wierszami. Jeśli przeczytacie tę książkę bez chwili przemyślenia i refleksji nad tym, o czym czytacie, dostaniecie przyjemną powieść obyczajową. Ale jeśli dostrzeżecie jej głębie i bardzo życiowe aspekty, spędzicie czas z bardzo wartościową, refleksyjną i prawdziwą w swojej wymowie książką, która poruszy wasze serca i sprawi, że łza pojawi się w oku. Dla mnie samej i w moim odczuciu jest to bardzo mądra książka, która mówi o życiu takim, jakie ono jest naprawdę. Doświadczamy w niej wzlotów i upadków, smutków i radości.
Choć już napisałam na temat tego tytułu dość dużo, to jednak nie mogłabym pominąć bez słowa odnośnie dwóch bardzo istotnych życiowych prawd, o których zapominamy bądź je bagatelizujemy albo wręcz z premedytacją nie chcemy o nich pamiętać. Pierwsza z nich to zadufanie w swojej pozornej dojrzałości. Młodzi ludzie żyją w przeświadczeniu, że to oni sami wiedzą co dla nich najlepsze. Tymczasem Magda pokazuje nam, o ile lepsze i łatwiejsze mogłoby być życie młodych, gdyby zechcieli czerpać z życiowego doświadczenia i mądrości ludzi starszych. Zarówno Aleksander, jak i Pola mają to niezwykłe szczęście, że w ich życiu są takie osoby i oboje doskonale wiedzą, jak wiele im zawdzięczają. W momencie, kiedy świat wali się w posadach, a my stoimy na życiowym rozdrożu, taki ktoś to skarb. Jeśli macie w swoim życiu kogoś takiego, doceńcie to i wysłuchajcie, co ma wam do powiedzenia.
Kolejna prawda dotyczy pokory. Niestety wielu z nas jej brakuje. Przez całe życie żyjemy myśląc tylko o sobie. Za nic mając uczucia innych i świadomość, tego, że takim postępowaniem ich krzywdzimy. Jednak ja mocno wierzę w karmę i wiem, że prędzej, czy później ona do nas wróci i owej pokory nas nauczy. Pamiętajcie jednak, że życie na tym świecie jest tylko jedną krótką chwilą i w momencie, kiedy zrozumiemy to, jak źle postępowaliśmy, może być już za późno, żeby móc cokolwiek naprawić i wynagrodzić.
Jeszcze raz gorąco zachęcam Was moi kochani do przeczytania tej książki. Jestem jedną z tych czytelniczek, która przeczytała wszystkie książki tej autorki i śmiało mogę powiedzieć, że doskonale widać jak wspaniale się ona rozwija. Mamy tutaj wspaniale wykreowane postacie bohaterów, z którymi w pewien sposób możemy się utożsamić, a w kolejach ich losów odnaleźć cząstkę siebie i własnych przeżyć, ale mamy też świetnie zbudowaną postać czarnego bohatera, który w czytelnikach budzi silne i skrajne emocje. W całej fabule nie zabraknie też elementów zaskoczenia i scen, które sprawiają, że serce zaczyna szybciej bić nie tylko z miłości, ale i z niepokoju o to, co za chwilę się wydarzy. To wszystko sprawia, że książkę czyta się z ogromnym zaangażowaniem i wręcz nie można się od niej oderwać. A kiedy niepostrzeżenie docieramy do ostatniego zdania zapisanego w książce pojawia się żal, że to już koniec, co jest według mnie najlepszą rekomendacja dla książki. Nie zwlekajcie, więc ani chwili dłużej moi drodzy, tylko zabierajcie się za czytanie.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/05/taka-sobie-ciebie-wymarzyem-magdalwna.html
Życie potrafi nas bardzo mocno doświadczyć, zadawać bolesne ciosy i nierzadko zmusza nas do tego, abyśmy wzięli je we własne ręce szybciej, niż byśmy tego chcieli, mimo że nie jesteśmy na to gotowi. Wówczas mamy tylko dwie możliwości wyboru: albo się poddamy i to, co nas spotkało po prostu nas złamie, albo wręcz przeciwnie, wszystkie te trudne chwile i przeżycia przekujemy...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-27
Podobnie jak Zbigniew Wodecki *lubię wracać tam, gdzie byłam już. Jeśli o mnie chodzi, słowa tej zapewne większości z was znanej piosenki mają odniesienie nie tylko do miejsc, czy wspomnień, ale także do książek i ich bohaterów. Jeśli mam możliwość sięgnąć po kontynuację książki, w której poprzedniej części rozstałam się z postaciami, które w pewien sposób mnie, jako czytelniczce stały się bliskie. Ich dalsze losy nie tylko mnie ciekawią, ale też leżą mi na sercu, to bardzo chętnie po nią sięgam. Chcę dowiedzieć się, jak życie, a ściślej rzecz ujmując, sam autor pokieruje ścieżkami ich losów. Mówię wam o tym nie bez powodu, gdyż dziś chcę wspólnie z wami wrócić do niewielkiej turystycznej miejscowości Jemierzyce, w której Stefan Górawski osadził miejsce akcji swojego kryminalno – obyczajowego cyklu Komisarz Ireneusz Waróg. Cykl ten bardzo mocno mnie wciągnął i zaangażował czytelniczo. W tę książkową podróż wybrałam się już po raz trzeci, gdyż właśnie o trzeciej jego części zatytułowanej „Klątwa włoskiego orzecha” chcę wam teraz opowiedzieć kilka słów.
Głównego bohatera i jego bliskich mogliśmy poznać już w poprzednich odsłonach cyklu „Sekret włoskiego orzecha” oraz „W cieniu włoskiego orzecha”, jednak jeśli trafiłaś/trafiłeś na tę recenzję bez ich znajomości, to pokrótce wspomnę, że Ireneusz Waróg, bo to właśnie on jest wspomnianym głównym bohaterem, to emerytowany stróż prawa, który po nieudanym małżeństwie i rozwodzie stara się rozpocząć życie na nowo. Jego bezpieczną przystanią miały stać się właśnie Jemierzyce. I pewnie tak by się stało, bo los postawił na jego drodze wspaniałą kobietę. Kochająca i oddana Ireneuszowi Irenka jest mieszkanką tutejszej wioski. Ma za sobą również niełatwą przeszłość i teraz jedyne czego pragnie to spokój u boku Irka, ale... No właśnie, ale Irek nie może mentalnie przejść w zasłużony stan zawodowego spoczynku, gdy dowiaduje się o niewyjaśnionych sprawach kryminalnych, które miały miejsce w wiosce i sam postanawia dociec prawdy. To, co odkrywa, otwiera puszkę pandory i generuje kolejne tragiczne wydarzenia, w których ofiarami padają także niewinni, a w niebezpieczeństwie jest nie tylko sam Ireneusz, ale także osoby mu najbliższe. O tym jednak przeczytajcie sami.
Autor przyzwyczaił nas do tego, że każdą z części rozpoczynał sielsko i anielsko, by dopiero w późniejszych rozdziałach pozbawić nas złudzeń, że Jemierzyce to taka spokojna wioska. Tym razem bieg rozgrywających się na kartach „Klątwy włoskiego orzecha" wydarzeń rozpoczyna bardzo tragiczne zdarzenie, które przelewa czarę goryczy w życiu naszego bohatera. Zawsze postrzegany przez wszystkich jako twardy i spokojny człowiek, Ireneusz staje się apatyczny, szuka ucieczki w samotność, traci chęć do życia i działania. Choć rzeczywisty stan tego, co się z nim dzieje temu przeczy, on wmawia sobie, że sam sobie poradzi. Tymczasem Irenka widzi, że jej małżonek potrzebuje fachowej pomocy. Gdyby nie determinacja i stanowczość kobiety podyktowana miłością mogłoby dojść do kolejnej tragedii. Irek trafia do szpitala i potwierdzają się przypuszczenia jego małżonki. Zostaje przyjęty na oddział z rozpoznaniem depresji. My czytelnicy towarzyszymy mu w całym procesie terapeutycznym i staraniach o odzyskanie dawnego siebie.
Niestety mężczyzna nie może w pełni skupić się na tym, aby spokojnie zadbać o swoje zdrowie psychiczne, gdyż ktoś ewidentnie chce, aby poniósł odpowiedzialność za nie swoje winy odnośnie do zdarzeń opisanych w pierwszej scenie tej części historii. Wszystko jednoznacznie wskazuje na niego, jako winnego. Nawet wymiar sprawiedliwości nie daje wiary jego niewinności. W takiej sytuacji, po raz kolejny będzie musiał wziąć sprawy w swoje ręce i zawalczyć o oczyszczenie się z wszelkich podejrzeń. Nie będzie to jednak łatwe, gdyż jest wiele osób w tej hermetycznie zamkniętej społeczności, które na małżeństwo Warógów patrzy z niechęcią, a wręcz wrogością. Ireneusz jest w ciągłym niebezpieczeństwie. Ktoś bardzo dosadnie pokazuje, że jego obecność we wsi, a nawet na świecie jest mu bardzo nie na rękę. Rozpoczyna się wyścig z czasem. Jeśli Irek nie odkryje, kto i dlaczego chce mu zaszkodzić, wówczas sam trafi za kratki.
Koniecznie musicie poznać całą prawdę, która na pewno was zaskoczy.
Podczas rozmowy ze znajomą na temat „Klątwy włoskiego orzecha” wyraziła ona zdziwienie, dlaczego autor połączył postać głównego bohatera z problemem depresji. Przecież policjant kojarzony jest z twardym facetem, silnym psychicznie, a tu nagle depresja. Moi kochani ja uważam, że pisarz zrobił bardzo dobrze, sprawiając, że depresja wyciągnęła swoje macki po Ireneusza. Zadał w ten sposób kłam przeświadczeniu, że jest to choroba ludzi słabych i uświadomił czytelnikom, że może ona dotknąć każdego. Jesteśmy tylko ludźmi i każdy z nas ma określoną wytrzymałość na ciosy zadawane nam przez życie. Przygniatani przez traumatyczne doświadczenia życiowe popadamy w poczucie winy, marazm i otępienie. W takiej sytuacji niezbędne jest wsparcie i miłość, tych, którzy nas kochają i chcą dla nas jak najlepiej, a także pomoc specjalistów, którzy pomogą nam przepracować wszystko, co nas dręczy, budzi niepokój i niszczy wewnętrznie, abyśmy mogli na nowo odzyskać chęć do życia. Nie bójmy się o tę pomoc prosić.
Mogę was zapewnić, że Stefan Górawski nie daje ani chwili wytchnienia swoim bohaterom. Do samego końca rzuca im kłody pod nogi, a ujawniona w tej opowieści prawda nigdy nie jest oczywista. Zarówno czytelnik, jak i sam Ireneusz już nie raz przekonali się, że tu nikomu nie można ufać, gdyż pozory mogą mylić. Bądźcie czujni.
Bardzo żałuję, że to już koniec. Dla mnie był to jeden z najlepszych cykli kryminalno – obyczajowych, jakie miałam okazję czytać, dlatego rozstaję się z nim z żalem. Na pewno jednak kiedyś jeszcze do niego wrócę.
*Fragment tekstu piosenki Zbigniewa Wodeckiego "Lubię wracać tam, gdzie byłem".
http://kocieczytanie.blogspot.com/2023/04/klatwa-woskiego-orzecha-stefan-gorawski.html
Podobnie jak Zbigniew Wodecki *lubię wracać tam, gdzie byłam już. Jeśli o mnie chodzi, słowa tej zapewne większości z was znanej piosenki mają odniesienie nie tylko do miejsc, czy wspomnień, ale także do książek i ich bohaterów. Jeśli mam możliwość sięgnąć po kontynuację książki, w której poprzedniej części rozstałam się z postaciami, które w pewien sposób mnie, jako...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-17
Nie bez przyczyny mówi się, że lepiej mieć wielu przyjaciół, niż jednego wroga. Problem ten staje się o wiele bardziej złożony i niebezpieczny, kiedy negatywne emocje kogoś w stosunku do nas przeradzają się w obsesję, a rosną w siłę podsycane niepohamowanym pragnieniem zemsty. Osoba owładnięta tym destrukcyjnym uczuciem staje się nieprzewidywalna, a tym samym bardzo niebezpieczna. Nie cofnie się bowiem przed niczym, aby osiągnąć swój cel i dokonać odwetu. Już wkrótce przekona się o tym na własnej skórze, choć jeszcze o tym nie wie emerytowany policjant Komisarz Ireneusz Waróg, którego poznaliśmy w pierwszej części cyklu Komisarz Ireneusz Waróg „Sekret włoskiego orzecha” autorstwa Stefana Górawskiego. Nie chcąc spojlerować fabuły pierwszej części tym z was, którzy jeszcze jej nie czytali, powiem tylko, że nasz bohater jest mężczyzną po przejściach, który świeżo po rozwodzie chcąc odpocząć i cieszyć się przejściem na emeryturę przyjeżdża na zasłużone wakacje do niewielkiej miejscowości Jemierzyce. Pobyt ten nie ma jednak zbyt wiele wspólnego z prawdziwym wypoczynkiem, gdyż zawodowe nawyki nie pozwalają mu przejść obojętnie obok dwóch niewyjaśnionych spraw kryminalnych, które koniec końców udaje mu się doprowadzić do końca. Wydawać by się mogło, że teraz już w życiu Ireneusza zagości spokój i będzie on mógł cieszyć się miłością rodzącą się między nim a jedną z mieszkanek wioski, Ireną. Miałam nadzieję, że autor pozwoli Irkowi wreszcie odetchnąć i czerpać radość z nowego lepszego życia u boku ukochanej. Kiedy przystąpiłam do lektury drugiej części wspomnianego cyklu zatytułowanej „W cieniu włoskiego orzecha”, na początku wszystko wskazywało na to, że moje nadzieje się spełniły.
W pierwszych rozdziałach książki możemy ulec wrażeniu sielankowego życia pary. Mężczyzna będący pod wpływem gorącego uczucia czuje się niczym nastolatek z motylami w brzuchu. Powoli zaczyna czuć się częścią tej małej społeczności, a jego wybranka serca robi wszystko, aby jej dom zaczął traktować również jako swój. Życie biegnie niespiesznie. Jest jednak coś, co od czasu do czasu zasiewa niepokój w sercach Ireny i Ireneusza. Są to, wrogie, a wręcz nienawistne spojrzenia kierowane w ich stronę przy każdej nadarzającej się okazji przez kogoś, kto od momentu rozwiązania zagadki dwóch zbrodni i ujawnienia ich sprawcy stał się jej największym wrogiem. Naszego bohatera nie jest łatwo zastraszyć i stara się też uspokoić Irenkę. Sprawa komplikuje się jednak o wiele bardziej, kiedy dochodzi do zdarzeń zagrażających bezpieczeństwu, a nawet życiu nie tylko jego, ale kogoś bliskiemu jego sercu. Łatwo się domyślić, że w obliczu takiego zagrożenia były policjant nie może pozostać obojętnym. Prowadzone przez miejscową policję dochodzenie nie przynosi większych rezultatów, więc Irek w myśl zasady „umiesz liczyć, licz na siebie” postanawia przeprowadzić własne śledztwo.
Oczywiście nie zdradzę Wam dokąd ono doprowadzi, powiem tylko, że okaże się ono siecią wielu powiązań, a w momencie, kiedy nadejdzie kulminacyjny moment, gry chorego umysłu pragnącego zasmakować zemsty, nam czytelnikom na kilka chwil dosłownie zatrzyma się serce pełne strachu, o to, co wydarzy się za chwilę. O tym jednak musicie przeczytać już sami, sięgając po książkę, do czego gorąco zachęcam.
Wątek kryminalny nie stanowi jednak całej osi, na której opiera się fabuła książki. Mamy w niej również szeroko rozbudowaną warstwę obyczajową opisującą próbę połączenia dwóch światów kobiety po przejściach i mężczyzny z przeszłością w jedno. Nie jest to łatwe, ponieważ sama była żona Ireneusza tego nie ułatwia, a i dzieci, choć są prawie dorosłe to nieustannie pokazują że prawie robi wielką różnicę nie mogąc pogodzić się z rozpadem małżeństwa rodziców. Koniecznie przeczytajcie książkę i przekonajcie się, czy Irkowi uda się na nowo uporządkować swoje życie osobiste i poukładać je tak, by on sam i wszyscy, których kocha mogli cieszyć się szczęśliwym życiem.
Książkę oczywiście gorąco polecam. Jest to życiowa i bardzo autentyczna historia, o ludziach takich, jak my wszyscy. Bardzo prawdopodobne jest, że gdzieś obok nas żyją ludzie, którzy borykają się z podobnymi problemami, jakie mają bohaterowie cyklu. Rozpad rodziny, niełatwa przeszłość nieumiejętność pogodzenia się z prawdą o kimś, kogo kochamy, która prowadzi na skraj przepaści obłędu. Ale także potrzeba kochania i bycia kochanym, próba ułożenia sobie życia na nowo i dania szansy na przeżycie czegoś pięknego. Czyż to nie jest samo życie. Bohaterowie tutaj nie są kryształowi i bez skazy, ale któż z nas jest. To sprawia, że są autentyczni i wyraziści. Ja z wielką przyjemnością sięgnęłam po tę, jak również poprzednią część cyklu. Przyznaję, że dałam się zwieść tej wręcz leniwej atmosferze pierwszej części książki, by potem przypomnieć sobie, że Stefan Górawski nie jest autorem, który głaszcze bohaterów swoich książek po głowach. Wręcz przeciwnie, zapewnia im wiele nieoczekiwanych zwrotów w życiu i mocno doświadcza. To wszystko w połączeniu z przystępnym stylem pisania autora oraz barwnym językiem, którym się posługuje, sprawia, że książkę czyta się z dużym zaangażowaniem i ciekawością tego, co wydarzy się za chwilę. Na uwagę zasługują również dwa inne atuty książki. Pierwsza to fakt, że pisarz świetnie oddał klimat zamkniętej społeczności, w której wszyscy się dobrze znają, ale nie chcą zbyt wiele o sobie wzajemnie zdradzać. A może tylko wydaje im się, że dużo o sobie wiedzą? Sprawdźcie sami. Natomiast drugi aspekt to zauważalne w książce walory turystyczne miejscowości oraz epizody historyczne, co warto docenić.
Mam nadzieję, że zaciekawiłam was tą historią i sami będziecie chcieli również ją poznać. Ja już się cieszę, że na mojej półce czeka część trzecia, za której czytanie niezwłocznie się zabieram.
[Materiał reklamowy] Autor Stefan Górawski.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/04/w-cieniu-woskiego-orzecha-stefan.html
Nie bez przyczyny mówi się, że lepiej mieć wielu przyjaciół, niż jednego wroga. Problem ten staje się o wiele bardziej złożony i niebezpieczny, kiedy negatywne emocje kogoś w stosunku do nas przeradzają się w obsesję, a rosną w siłę podsycane niepohamowanym pragnieniem zemsty. Osoba owładnięta tym destrukcyjnym uczuciem staje się nieprzewidywalna, a tym samym bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Finalistka" - Magdalena Majcher.
W naszym społeczeństwie funkcjonuje przekonanie, że piękne kobiety mają łatwiejsze i lepsze życie. Uroda otwiera wszystkie drzwi do sławy, sukcesów i uznania w oczach „znaczących” ludzi naszego kraju, a nawet świata. I owszem, coś w tym jest. Uroda może być darem, ale jak większość rzeczy w naszym życiu, również i ten aspekt ma drugą stronę, która już nie jest tak optymistyczna. Wręcz przeciwnie, może budzić strach, poczucie dyskomfortu, a nawet stać się przekleństwem sprowadzającym na nas zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa, a nawet życia. Tego rodzaju przemyślenia i refleksje wzbudziła we mnie książka Magdalena Majcher „Finalista”, z której recenzją dziś do was przychodzę.
Już teraz muszę się wam kochani przyznać, że nie jest mi łatwo opowiedzieć o tej książce, gdyż reprezentuje ona gatunek true crime, czyli taki, w którym autor przedstawia i wyjaśnia prawdziwe sprawy kryminalne. Świadomość autentyczności i niestety, jak się za chwilę przekonacie ponadczasowości wszystkiego, o czym w książce przeczytamy, sprawiła, że ja czułam dojmujące poczucie smutku i bezradności, wobec tragedii, która wydarzyła się we Wrocławiu lat dziewięćdziesiątych. Tym razem inspiracją do napisana tej powieści dla Magdaleny Majcher stała się głośna wówczas sprawa zabójstwa Agnieszki Kotlarskiej. Młodej i pięknej wrocławianki, która otrzymała tytuł Miss Polski, a już kilka miesięcy później, jako pierwsza Polka w historii została wybrana na Miss International.
Na kartach powieści poznajemy ją, jako Agatę Szklarską. Młodą skromną i ambitną, a przy tym niezwykle mądrą i rozważną dziewczynę, która zaczyna wkraczać w dorosłe życie. Pasją nastolatki jest modeling, który bardzo szybko staje się początkiem dla rozwoju jej kariery. W momencie, kiedy my czytelnicy zaczynamy poznawać jej historię, dziewczyna dzieli swój czas pomiędzy naukę i przygotowania do wyborów w konkursie Miss Polski, do którego zakwalifikowała się, zdobywając tytuł Miss Dolnego Śląska. Nie chcę zbyt wiele zdradzać, abyście sięgając po książkę, sami mogli poznać tę historię. Powiem tylko, że Wrocław bardzo cieszy się z sukcesów swojej krajanki i dopinguje jej karierze, śledząc zdobywane przez nią kolejne jej szczeble.
Agata nawet przez chwile nie przypuszcza, że nadmierne zainteresowanie jej osobą może zniszczyć jej życie, a nawet pozbawić jej go na zawsze. A wszystko zaczyna się od pokazu sukni ślubnych, którego przypadkowym uczestnikiem jest Darek Wilczyński. Trzydziestokilkuletni mężczyzna wówczas po raz pierwszy widzi Agatę. Zauroczony jej urodą, delikatnością i wdziękiem, nie potrafi przestać o niej myśleć. Bardzo szybko zauroczenie przeradza się w obsesję. Mężczyzna zaczyna śledzić Agatę i choć tylko raz zamienili ze sobą kilka słów, to snuje wizje wielkiej miłości i wspólnej przyszłości ich dwojga. Robi wszystko, aby móc ją spotkać. Wystaje pod jej domem, wydzwania do niej, pisze listy. Agata nie reaguje i nie odpowiada na jego starania o jej uwagę i względy, co wzbudza jego złość. Sytuacja nie ulega zmianie, nawet kiedy kobieta wyjeżdża z kraju. Powrót po kilku latach zza oceanu i kolejne próby spotkania prowadzą do kumulacji, agresji. O tym jednak przeczytajcie już sami.
Tymczasem skupmy się na samym Darku. Jak czytamy w książce, miłość od nienawiści dzieli tylko cienka linia. I o ile w życiu nie są to uczucia tak bardzo skrajne, bowiem w nim nic nie jest tylko czarne, albo tylko białe. Jeśli kogoś kochamy, to musi nas bardzo mocno skrzywdzić, żebyśmy poczuli do tej osoby nienawiść, o tyle w przypadku osoby zaburzonej osobowościowo, jaką niewątpliwie jest prześladowca Agaty, ta linia rzeczywiście jest bardzo cienka. Darek został zdiagnozowany jako osobowość paranoidalna - jest poważnym zaburzeniem struktury osobowościowej, powodującej zaburzenia w sferze funkcjonowania indywidualnego i społecznego, skutkiem dysfunkcjonalnego stylu związków i relacji z innymi.
Żebyście mieli pogląd na to, jakimi cechami charakteryzuje się ten rodzaj osobowości, pozwolę sobie wymienić kilka z nich. Przy czym wymienię tylko te, które miały odzwierciedlenie w postępowaniu i zachowaniu Darka opisanym w powieści.
Przeżywanie braku akceptacji.
Podejrzliwość i nieufność w kontaktach z innymi - (Darek już w szkole spotykał się z brakiem akceptacji, co stało się początkiem jego problemów w nawiązaniu relacji z innymi. Jest samotnikiem, nie potrafi zbudować związku).
Stała tendencje do interpretowania obojętnych bądź przyjaznych codziennych zdarzeń i zachowań innych, jako celowo wrogie, pogardliwe, uwłaczające i poniżające.
Tendencja do długiego przeżywania poczucia skrzywdzenia, niesprawiedliwości czy zlekceważenia.
Poczucie krzywdy i odrzucenia może wyzwalać zachowania agresywne, natarczywe żądania i domaganie się „swoich praw”.
Nadwrażliwość na niepowodzenia.
Mężczyzna bezsprzecznie wykazywał wszystkie te cechy, a ich kumulacja doprowadziła do najgorszego.
„Finalistka” to bardzo przejmująca i poruszająca historia chorej miłości i obsesji, ale autorka zwraca w niej również naszą uwagę i uczula nas na ciągle aktualny i w dobie wszechobecnej ery internetu, komunikatorów oraz różnego rodzaju portali internetowych problem stalkingu, czyli uporczywego nękania bądź prześladowania ofiary. W latach dziewięćdziesiątych pojęcie to nie było jeszcze znane i uznawane za przestępstwo. Wówczas takie osoby, jak Darek nazywano psychofanami. To właśnie fakt, tego, że dziś każdy z nas może znaleźć się na miejscu Agaty, przeraża najbardziej.
Jestem pełna podziwu i uznania, ale także wdzięczności dla autorki za podjęcie się napisania tej książki. Z pewnością nie było to łatwe zadanie, nie tylko ze względu na ogromny wkład pracy włożony w samo pisanie, ale także gromadzenie materiałów dotyczących tej wstrząsającej sprawy kryminalnej i wierne ich odzwierciedlenie. To, co trzeba zaznaczyć i podkreślić, to fakt w pełni profesjonalnego podejścia do opowiedzenia nam tej historii. Próżno szukać w niej osobistych odczuć i osądów tego, co się wydarzyło przez Magdalenę Majcher.
Mam nadzieję i mocno w to wierzę, że ta książka będzie swego rodzaju przestrogą dla nas wszystkich, aby być czujnym i nie bagatelizować, a niezwłocznie reagować, jeśli staniemy się ofiarą stalkingu.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/01/finalistka-magdalena-majcher.html
"Finalistka" - Magdalena Majcher.
W naszym społeczeństwie funkcjonuje przekonanie, że piękne kobiety mają łatwiejsze i lepsze życie. Uroda otwiera wszystkie drzwi do sławy, sukcesów i uznania w oczach „znaczących” ludzi naszego kraju, a nawet świata. I owszem, coś w tym jest. Uroda może być darem, ale jak większość rzeczy w naszym życiu, również i ten aspekt ma drugą...
2022-11-25
"Zanim mnie zabijesz" Paula Er
Jeśli już choć trochę śledzicie moją działalność internetową i to, o jakich książkach wam opowiadam, to wiecie, że najczęściej mój wybór pada na te, które dotykają prawdziwych tematów. Często bardzo trudnych i bolesnych ludzkich problemów oraz przeżyć. Nie ukrywam, że już nie raz czytelnicy mojego bloga pisali do mnie z zapytaniem, dlaczego sięgam po tak trudne tematycznie książki, skoro, jak zawsze podkreślam, ich czytanie kosztuje mnie naprawdę wiele silnych emocji, które nierzadko zostają ze mną na długo po odłożeniu danej książki na półkę? Przecież mogłabym wybierać dla siebie takie powieści, przy których mogłabym poprawić sobie humor się pośmiać. Zawsze wtedy odpowiadam, że uważam, iż książki są świetną formą terapii dla osób, które je czytają i w jakikolwiek sposób utożsamiają się z przeżyciami ich bohaterów. Mogą być impulsem do tego, aby zawalczyć o to, co powinno być zawsze dla nas wartością nadrzędną, o siebie samych. Bo nawet jeśli fabuła czytanej przeze mnie książki, jest fikcją literacką, to najczęściej inspiracją dla autora, aby podjąć się trudnego tematu w swojej książce, jest samo życie. Te wszystkie straszne rzeczy, o których bardzo wielu z nas boi się, chociażby tylko czytać dzieją się naprawdę. Być może bardzo blisko nas. Za każdym razem, kiedy piszę recenzję takiej książki mam wielką nadzieję, że znajdzie się, chociażby jedna osoba, która ją przeczyta, i z chwilą, kiedy odnajdzie w niej cząstkę własnego życia, zadziała mechanizm łańcuchowy. Przeczyta tę książkę, a potem dzięki niej znajdzie w sobie siłę, aby zawalczyć o swoje lepsze jutro.
Dziś chciałaby porozmawiać z wami o toksycznych przemocowych związkach. A rozważań na ten trudny i niestety ponadczasowy temat podejmę się na podstawie przeczytanej przeze mnie w ostatnim czasie książki Pauli Er „Zanim mnie zabijesz”.
Na jej kartach poznajemy Julię. Kobietę, której siedemnaście lat temu udało się wyrwać z rąk swojego oprawcy. Teraz już jej codzienność jest spokojna i bezpieczna, swoją przeszłość skryła w najgłębszych zakamarkach pamięci. Nie chce do niej wracać i nie pozwoli, by cokolwiek zburzyło jej obecne zbudowane na nowo życie. Kiedy przystępujemy do lektury powieści, Julia jawi się nam jako osoba, która jak sama twierdzi, nie jest już tą wystraszoną Julią z przeszłości. Metamorfoza, którą przeszła, nie wiąże się tylko z zupełną zmianą wyglądu, ale przede wszystkim osobowości. Teraz poznajemy silną, pewną siebie kobietę. Ale czy, na pewno, to, co widoczne dla ludzkich oczu jest stanem faktycznym, odpowiadającym temu, co czuje i kim jest, kiedy nikt nie patrzy?
Nasza bohaterka nie wie jeszcze, że już wkrótce przeszłość ponownie da o sobie znać i już wtedy nie będzie możliwości, by przed nią uciec. Zarówno my, czytelnicy, jak i ona sama przekonamy się, w jakim stopniu ta wewnętrzna przemiana jest prawdziwa i jakie decyzje oraz kroki podjęte przez Julię będą się z nią wiązały. A może rzeczywiście teraz to jej prześladowca powinien się bać? O tym musicie przekonać się już sami, do czego serdeczne was zachęcam.
„Zanim mnie zabijesz” to bardzo potrzebna i wartościowa książka, która pokazuje nam cały schemat zachowań i postępowania toksycznej osoby w związku, a także odpowiada na wiele pytań, które padają w gabinecie psychologa, czy terapeuty, kiedy ofiara przemocy domowej znajdzie w sobie siłę, aby poprosić o pomoc. A uwierzcie mi, że dla takich osób nie jest to łatwy krok, nie tylko ze względu na strach przed przemocowcem, ale także ze względu na wstyd odnośnie do tego, co pomyśli o niej społeczeństwo, kiedy prawda ujrzy światło dzienne. Bo jaka kobieta, godzi się na bycie z kimś, kto ją poniża, upokarza i bije. Otóż facet to nie kiełbasa, nie da się wyczuć, czy będzie dobry. A musicie wiedzieć, że osoby toksyczne są dobrymi aktorami i mają wiele twarzy. Ich plan schwytania ofiary jest realizowany bardzo skrupulatnie i metodycznie. I tu dochodzimy do pytania „Dlaczego ten, który był dla nas tak bardzo czuły, kochający, opiekuńczy i troskliwy, tak nagle stał się kimś zupełnie innym"? Właśnie dlatego, że w ten sposób rozpoczynał pierwszy punkt planu „przywiązanie i uzależnienie od siebie kobiety”. Kiedy to już się stanie, zyskuje nad nią władze, manipuluje nią, kontroluje, niszczy psychicznie i fizycznie. A my wpadamy w pułapkę lęku i strachu. Zapytacie zatem, dlaczego tak trudno jest się wyrwać z takiego związku? Otóż większość z nas będąc w podobnej sytuacji, stara się znaleźć usprawiedliwienie dla agresywnych zachowań swojej drugiej połówki. Trudne dzieciństwo, problemy w pracy, a co najgorsze winy szukamy w sobie, do czego właśnie dąży przemocowiec. Takie myślenie w połączeniu z pozbawieniem nas poczucia własnej wartości prowadzi do tego, że nasze życie zamienia się w koszmar. Mimo to ofiara ciągle wierzy w to, że jest w stanie pomóc swojemu mężczyźnie w tym, aby się zmienił i wszystko było tak, jak na początku. Tymczasem trzeba powiedzieć sobie wprost. Niezależnie od tego, jak bardzo będziemy się starać pomóc takiej osobie, jak wielkie pokłady miłości i wsparcia będziemy jej ofiarować, ona się nie zmieni, jeśli sama nie będzie tego chciała i dobrowolnie nie uda się po pomoc. Takie osoby są chore.
Przyznaję, że kiedy Krzysztof, były partner Juli po latach znowu pojawił się w jej życiu, był bardzo przekonywający w swojej przemianie. Wszystko wskazywało na to, że zrozumiał swoje winy, wiele przepracował, żałuje swoich czynów i teraz jest zupełne innym człowiekiem. Czy tak w istocie jest, a może to tylko kolejny element jego perfekcyjnej gry? Koniecznie sprawdźcie to sami.
Jak widzicie, lektura tej książki skłoni was do wielu refleksji i przemyśleń. Choć jak możemy przeczytać w słowie „od autorki”, cała historia opisana na kartach książki jest fikcją literacką, a sama autorka nie jest psychologiem, to ja ze swojej strony chciałabym serdecznie podziękować za podjęcie trudu jej napisania. Na pewno nie było to łatwe zadane. Oddając ją w nasze ręce, autorka uświadamia nam, że choć byśmy nie wiem, jak bardzo tego chcieli od przeszłości, a przede wszystkim od siebie samych nie da się uciec. Nikt nie obiecuje nam, że będzie to łatwy proces, ale są osoby, które wiedzą, jak nam pomóc i na pewno to zrobią, jeśli tylko odważymy się powiedzieć dość i wyciągnąć rękę po pomoc. A im szybciej to zrobimy, tym lepiej dla nas samych, gdyż możemy zapobiec tragedii.
Nie muszę już chyba nikogo z was przekonywać, że po ten tytuł naprawdę warto sięgnąć. Ja książkę tę czytałam z ogromnym zainteresowaniem, analizując świetnie wykreowane portrety psychologiczne jej bohaterów. Choć starałam się przewidzieć ich zachowania i decyzje, wielokrotnie zostałam zaskoczona. Zaskoczyły mnie również zwroty akcji, a także sposób, w jaki autorka powiązała z dziejącymi się wydarzeniami postacie drugoplanowe. Mimo że książkę przeczytałam już jakiś czas temu, to nadal siedzi ona w mojej głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Bardzo zależy mi na tym, abyście przeczytali „Zanim mnie zabijesz” przemyśleli ją i rozejrzeli się wokół siebie, bo być może, gdzieś obok was jest ktoś, komu potrzebna jest wasza pomoc. Jestem ciekawa, jak wy odbierzecie tę książkę, gdyż uważam, że w dużej mierze będzie to uzależnione od waszych osobistych przeżyć i doświadczeń życiowych. Jednak jedno jest pewne, nikt nie powinien pozostać wobec tej książki obojętny.
[Materiał reklamowy] Autorka Paula Er.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2022/11/zanim-mnie-zabijesz-paula-er.html
"Zanim mnie zabijesz" Paula Er
Jeśli już choć trochę śledzicie moją działalność internetową i to, o jakich książkach wam opowiadam, to wiecie, że najczęściej mój wybór pada na te, które dotykają prawdziwych tematów. Często bardzo trudnych i bolesnych ludzkich problemów oraz przeżyć. Nie ukrywam, że już nie raz czytelnicy mojego bloga pisali do mnie z zapytaniem, dlaczego...
2022-06-18
Jedną z ulubionych form spędzania czasu każdego dziecka od najmłodszych lat jest rysowanie. Oczywiście powstające rysunki są zbiorem różnego rodzaju kolorów i nieokreślonych kształtów, które często dla nas rodziców, pomimo iż uważamy je za „dzieła sztuki”, są niezrozumiałe, a tym samym, nie są niczym więcej, niż tylko słodkimi bazgrołami. Tymczasem musimy pamiętać o tym, że dziecko nie potrafi tak jak dorosły nazwać tego, co czuje i co dzieje się w jego małym serduszku. To właśnie rysunki mogą być próbą wyrażenia przez nie swoich uczuć. Nie bez przyczyny psychologowie i psychiatrzy dziecięcy prowadzący terapię z dzieckiem chcą, aby ono coś narysowało. W ten sposób mają możliwość taki rysunek przeanalizować i zinterpretować, a co za tym idzie pomóc dziecku w wyrażeniu własnych emocji.
My rodzice również możemy pomóc córce bądź synowi w ich rozpoznawaniu i nazywaniu właśnie dzięki Wojtusiowi, którego rysunki stały się inspiracją dla powstania tej książki. Autor w bardzo prosty i przystępny sposób przedstawia małemu czytelnikowi podstawowe emocje takie jak: radość, smutek, strach, zdziwienie itd. oraz odnosi je do konkretnych przykładowych sytuacji, w których obliczu dziecko je odczuwa. Sytuacje te są typowymi z życia codziennego małego człowieka, więc na pewno będą one mu znane.
Marek Marcinowski doskonale zdaje sobie sprawę, że przy całej powadze tematu, konieczne jest wzbogacenie książki o coś, co zatrzyma dziecko na dłużej, niż tylko krótką chwilę. Wzbudzi jego ciekawość i skupi uwagę. Dlatego znajdziemy w niej bardzo kolorowe i wymowne ilustracje.
Mam nadzieje, że nie macie najmniejszych wątpliwości, że warto przeczytać ją wspólnie z dzieckiem, a potem z nim o niej porozmawiać. Pomożecie nie tylko swojemu małemu skarbowi, ale także wy sami będziecie mogli lepiej je zrozumieć. Ta książka będzie także wartościową pomocą dydaktyczną dla pań przedszkolanek, pedagogów i psychologów dziecięcych.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2022/06/wojtus-i-jego-potworki-emocje-u-dzieci.html
Jedną z ulubionych form spędzania czasu każdego dziecka od najmłodszych lat jest rysowanie. Oczywiście powstające rysunki są zbiorem różnego rodzaju kolorów i nieokreślonych kształtów, które często dla nas rodziców, pomimo iż uważamy je za „dzieła sztuki”, są niezrozumiałe, a tym samym, nie są niczym więcej, niż tylko słodkimi bazgrołami. Tymczasem musimy pamiętać o tym, że...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Proszę, pokochaj mnie, tato!" Marta Maciejewska / recenzja patronacka
Zaledwie dwa dni temu Marta Maciejewska oddała w ręce czytelników swoje najmłodsze literackie dziecko „Proszę, pokochaj mnie, tato!” Jest to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku. A to dlatego, iż powieść ta jest kontynuacją wspaniałej historii opisanej na kartach książki „Proszę, pokochaj mnie, mamo!”, która wówczas przez wielu z nas, w tym także przeze mnie została uznana za jedną z najlepszych książek, jakie mieliśmy okazję przeczytać w minionym roku. Zapewne zgodzicie się ze mną, że tak wysoka poprzeczka w momencie pisania kontynuacji jest dla autora dużym wyzwaniem. Mając to na uwadze, nie mogłam doczekać się chwili, kiedy przystąpię do lektury i przekonam się, co tym razem przygotowała dla nas Marta. I już teraz mogę wam powiedzieć, że ta kontynuacja jest jeszcze lepsza od swojej poprzedniczki. Jak to możliwe? Posłuchajcie zatem.
Ci z was, którzy czytaliście już pierwszą część tej dylogii, doskonale wiecie, że jej główna bohaterka, wtedy niespełna osiemnastoletnia dziewczyna Anka Zwolenkiewicz doświadczyła niewyobrażalnej krzywdy. Ktoś zniszczył ją i jej świat. Brutalnie odebrał nadzieję na spełnienie marzeń. Dziś, kiedy po raz kolejny wkraczamy w życie Anki, jest już dorosłą kobietą i wszystko wskazuje na to, iż życie wynagrodziło jej cierpienia, przez które przeszła. Teraz ma wszystko, a nawet o wiele więcej, niż kiedykolwiek mogłaby sobie wyobrazić. Wspólnie z kochającym i oddanym mężem wychowują dwójkę wspaniałych dzieci. Życie, jakie wiodą, jest spełnionym jej marzeniem, za które kobieta czuje ogromną wdzięczność. Szybko jednak przekonujemy się, że Anka robi wszystko, by właśnie w taki obraz jej życia uwierzyli wszyscy wokół. Tylko ona wie, że swoje szczęście zbudowała na kłamstwie. Wszak o człowieku wiemy tyle, ile sam zechce nam pokazać. W swoim sercu i pamięci skrywa sekrety, które postanowiła zabrać ze sobą do grobu. Teraz chce skupić się na rodzinie i wykorzystaniu szansy na spełnienie pragnień i ambicji zawodowych. Tylko czy, tak niestabilny fundament, który tworzą kłamstwa i tajemnice, może zapewnić podstawę dla trwałości szczęścia rodzinnego? To musicie sprawdzić już sami, czytając książkę, do czego każdego, kto teraz czyta moją recenzję, gorąco zachęcam.
Możecie mi wierzyć, że autorka nawet przez moment nie oszczędza swojej bohaterki. Jeszcze do niedawna, Anka była przekonana o tym, że udało jej się zamknąć bolesną i druzgocącą przeszłość. Teraz za wszelką cenę stara się by, prawda o niej nigdy nie ujrzała światłą dziennego, a ona sama nie chce do niej wracać. Nie wie jeszcze, że za chwilę bardzo dotkliwie przekona się, jak okrutna bywa ironia losu. Uświadomi jej, że demony przeszłości ciągle tkwią uśpione w jej wnętrzu, a ona będzie musiała stanąć z nimi oko w oko, walcząc o dobro najwyższe. Dobro własnego dziecka. A my czytelnicy będziemy przeżywać ten koszmar razem z nią.
Podobnie jak, miało to miejsce we wcześniejszej odsłonie tej historii, tak i tym razem ciężar wszelkich decyzji oraz dokonanych wyborów spada wyłącznie na barki Anki. Z tą różnicą, że dziś stawka jest o wiele wyższa, gdyż nie chodzi już wyłącznie o nią. Od tego, co zdecyduje, zależy przyszłość, a nawet życie najważniejszej dla niej istoty. Autorka stawia swoją bohaterkę w obliczu trudnego dylematu moralnego, który tak naprawdę dla matki, która dla swojego dziecka jest w stanie zrobić wszystko, tym dylematem przestaje być. I o tym właśnie w głównej mierze jest ta książka. Czytając ją, doświadczycie ogromnej siły miłości matki do dziecka, która bez wahania zdolna jest do największych poświęceń i ofiar, dla dziecka, które nosiła pod sercem. A jak się przekonacie podczas czytania książki, Anka będzie musiała znaleźć w sobie nadludzką siłę, aby zrobić to, co zrobić musi.
Na pewno jej decyzje i wybory podzielą czytelników, na tych którzy powiedzą, że będąc na jej miejscu, postąpiliby dokładnie tak samo i tych, którzy będą uważali, że mogła szukać innego wyjścia z sytuacji, w której się znalazła. Jednak uwierzcie mi, nie zrozumie jej wyłącznie ten, kto nie wie, co znaczy być matką. W życiu są bowiem sytuacje, kiedy tego wyboru niestety nie mamy i zmuszeni jesteśmy grać takimi kartami, jakie w danym momencie rozdał nam los. A ten niestety bywa bezlitosny.
Tak jak lektura „Proszę, pokochaj mnie, mamo!” rozłożyła mnie emocjonalnie na łopatki, tak ta część dosłownie wgniotła mnie w ziemię. Płakałam jak dziecko, czytając tę książkę. Ciężar i ból Anki stał się niemalże moim cierpieniem, ale jednocześnie nie mogłam oderwać się od czytania nawet na chwilę. Ja w pełni rozumiem decyzję bohaterki i przyznaję, że postąpiłabym dokładnie tak, jak ona, dlatego było mi strasznie ciężko ze świadomością bolesnych konsekwencji, jakie musiała ponosić za to, na co się zdecydowała. Piętrzące się kłamstwa wciągają ją niczym ruchome piaski, a ona z każdym dniem traci tych, którzy byli filarami jej szczęśliwego i bezpiecznego życia. Matczyne serce jednak wie, że nie mogła postąpić inaczej, a każde wypowiadane kłamstwo padło z jej ust, nie z myślą o sobie samej, ale po to, by chronić rodzinę. Koniecznie przeczytajcie tę niezwykle poruszającą, wstrząsającą i trafiającą wprost do serca każdego, kto zechce spędzić z nią swój wolny czas książkę, by przekonać się, czy zdruzgotane życie rodzinne Anki da się jeszcze poukładać. A przede wszystkim, zanim zaczniecie oceniać i ferować wyroki przemyślcie to wszystko, o czym przeczytacie w książce i zastanówcie się, czy ktokolwiek ma do tego prawo.
Przeżycia głównej bohaterki i jej najbliższych to jeszcze nie wszystko, o czym przeczytamy w książce. Jej wartością nadrzędną bez wątpienia jest moc tkwiąca w matczynej miłości. Marta przypomina nam jednak, że matka to nie tylko ta kobieta, która dziecko urodziła, ale także ta, która otworzyła swoje serce na dziecko, które z dużym prawdopodobieństwem nigdy wcześniej ciepła tej matczynej miłości nie zaznało. Ta, która je pokochała, otoczyła opieką, wychowała i stworzyła dla niego szczęśliwy dom. Autorka daje nam możliwość spojrzenia oczami kobiety, która matką być nie może na te, którym dar macierzyństwa został dany. Jednocześnie przywraca tym kobietom nadzieję, jaką niesie ze sobą adopcja.
„Proszę, pokochaj mnie tato!” to książka, o której mogłabym pisać wam bez końca, ale jednocześnie wiem, że nie mogę napisać zbyt wiele, nie tylko dlatego, że nie chcę zdradzić wam za dużo, ale przede wszystkim dlatego, że ciągle mam wrażenie, iż niezależnie od tego, co wam o niej napiszę, będzie to niczym w porównaniu do tego, czego doświadczycie i co przeżyjecie, sami zagłębiając się w tę historię. Bo tej książki się nie czyta, ją się przeżywa. I choć wzbudza w nas ogrom silnych, trudnych, a chwilami wręcz miażdżących nas emocji, to chcę, aby wybrzmiało to, iż jest to powieść bardzo wartościowa i potrzebna społecznie. Życiowość i autentyzm wszystkiego, o czym napisała Marta, sprawi, że wiele kobiet odnajdzie w niej cząstkę swoich przeżyć, kiedy to nic poza dobrem ich dziecka nie miało znaczenia. Kiedy właśnie dla niego poświęciły wszystko, by stoczyć najtrudniejszą walkę w swoim życiu.
PATRONAT MEDIALNY BLOGA KOCIE CZYTANIE.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/04/prosze-pokochaj-mnie-tato-marta.html
"Proszę, pokochaj mnie, tato!" Marta Maciejewska / recenzja patronacka
więcej Pokaż mimo toZaledwie dwa dni temu Marta Maciejewska oddała w ręce czytelników swoje najmłodsze literackie dziecko „Proszę, pokochaj mnie, tato!” Jest to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku. A to dlatego, iż powieść ta jest kontynuacją wspaniałej historii opisanej na kartach książki...