Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Uff, skończyłem. Ale to kolejna książka, która byłaby świetna, gdyby nie cośtam. Ogólnie świetny pomysł: szaleni, źli (bardzo źli) alchemicy, chcący zdobyć władzę nad światem za pomocą swoich tajnych alchemicznych knowań. Ale jak to w życiu bywa, coś nie idzie po ich myśli i jest szansa na ocalenie.

Wkręciłem się. Ale momentami czytało się średnio. Książka dosyć prosta, choć Autorka trochę zamąciła chronologię, a mimo to miałem problem z utrzymaniem uwagi. Może to ja, a może trochę odpuściłem, gdy wyszło, że książka jest w zasadzie o superbohaterach. A może dlatego, że nastawiałem się na szybką lekturę, jak w przypadku "Wayward Children", a na kindlu nie było widać, że książka ma ponad 500 stron.

No więc o czym jest książka? Śledzimy historię pary dzieciaków, nie do końca bliźniąt, "hodowanych" przez Bardzo Złych Alchemików w celu zdobycia władzy nad światem. I bardzo dobrze wchodzi, kiedy śledzimy je w krótkich oknach czasowych podczas dorastania, gdy powoli odkrywają swoje "supermoce". Potem następuje nieuchronny kontakt z rzeczywistością (wspomniani alchemicy) i, paradoksalnie, robi się mniej ciekawie, bo odtąd mamy już książkę akcji, z nieuchronnie szczęśliwym zakończeniem. A może nie?

Marudzę trochę, ale prawda jest taka, że po odłożeniu trudno było mi się zabrać do dokończenia. Ale jak czytałem, to było dobrze, miejscami bardzo dobrze.

Książka zawiera fragmenty fikcyjnej książki dla dzieci, która okazuje się że nie jest fikcyjna. Tyle że napisała ją prawdziwa Seanan McGuire, nie wymyślona A. Deborah Baker. Jest też sporo nawiązań do prawdziwej popkultury. Fajnie. Czekam na tom drugi.

Uff, skończyłem. Ale to kolejna książka, która byłaby świetna, gdyby nie cośtam. Ogólnie świetny pomysł: szaleni, źli (bardzo źli) alchemicy, chcący zdobyć władzę nad światem za pomocą swoich tajnych alchemicznych knowań. Ale jak to w życiu bywa, coś nie idzie po ich myśli i jest szansa na ocalenie.

Wkręciłem się. Ale momentami czytało się średnio. Książka dosyć prosta,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ciekawa rzecz. Niby retelling "Beowulfa", ale "w bonusie" dostajemy trochę filozofowania a trochę postmodernizmu, zwłaszcza w postaci smoka. I choć rozmowa ze smokiem to chyba najlepszy rozdział książki, to może dobrze że nie rozmawiali częściej...

Sam Grendel to taki dziki nastolatek, bogate życie wewnętrzne, ale aspołeczny i trochę niezrozumiany, według własnej opinii o sobie, taki to retelling. Ale może chodzi o to, że zabija i zjada krowy i ludzi, nie wiem. Relikt przeszłości, gdy potwory chodziły po ziemi, ale uważa, że mentalnie przewyższa Hrothgara i jego ludzi czy kapłanów. Myśli o ludziach dość krytyczne, wytyka im to i owo, wiadomo, zawsze się coś znajdzie. No ale potwór. Pewnie można to zrzucić na matkę, która u Gardnera nie jest taka fajna, jak Angelina Jolie w filmie.

I nie dowiedziałem się jak miała na imię matka Grendela, pozostanie więc Mamą Grendela, podobnie jak Mama Muminka.

Ciekawa rzecz. Niby retelling "Beowulfa", ale "w bonusie" dostajemy trochę filozofowania a trochę postmodernizmu, zwłaszcza w postaci smoka. I choć rozmowa ze smokiem to chyba najlepszy rozdział książki, to może dobrze że nie rozmawiali częściej...

Sam Grendel to taki dziki nastolatek, bogate życie wewnętrzne, ale aspołeczny i trochę niezrozumiany, według własnej opinii o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Z jednej strony tytuł, który dał jakieś tam podwaliny pod współczesną s-f. Z drugiej, trochę źle się zestarzało, i nie chodzi o część naukową. Choć bardziej niż fizycznymi podstawami podróży w czasie Wellsa zajmuje stan społeczeństwa i ewentualne przyczyny ewentualnego rozdzielenia na Morloków i Elojów.

Generalnie trzeba znać, ale jakoś wolę "Wojnę światów".

Z jednej strony tytuł, który dał jakieś tam podwaliny pod współczesną s-f. Z drugiej, trochę źle się zestarzało, i nie chodzi o część naukową. Choć bardziej niż fizycznymi podstawami podróży w czasie Wellsa zajmuje stan społeczeństwa i ewentualne przyczyny ewentualnego rozdzielenia na Morloków i Elojów.

Generalnie trzeba znać, ale jakoś wolę "Wojnę światów".

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka trochę jest naukową autobiografią Paabo, który genetyką ewolucyjną zajmuje się od lat 80, trochę opisem metod stosowanych we współczesnej biologii i genetyce, a trochę opisem rewolucji, do której doszło w latach 80 i 90-tych XX wieku, i która umożliwiła odkrycia, których dokonał Autor ze swoim zespołem.

Czyta się gładko, tak do połowy jest to fascynująca historia "robienia nauki" od środka, żmudnego szukania kości po Europie, korzystania z odkryć innych, jak "odzyskiwanie" DNA z kopalnych szczątek lub nawet krwi z komarów zatopionych w bursztynie (pamiętacie "Park Jurajski" Crichtona?). Temat jest o tyle ciekawy, że oczywiście DNA z czasem się rozkłada, nie można po prostu pobrać krwi takiemu neandertalczykowi... ale są sposoby, choć potrzeba też trochę szczęścia.

Potem robi się trochę bardziej hermetycznie, bo gdy okazuje się, że tak, można to zrobić, że tak, mamy materiał do badań, zaczyna się żmudna, naukowa praca: prawdopodobieństwa, PCR-y, hipotezy, odniesienia... Jednocześnie Paabo jest chyba tego świadomy, bo często robi krótkie podsumowania, które trochę rozjaśniają czytelnikowi, dlaczego akurat TO ma znaczenie. Ale nie będę udawał że wszystko zrozumiałem. Jest też sporo o debacie, która "czy homo sapiens krzyżowali się z neandertalczykami", która dość głośna była swego czasu, teraz już przycichła, ale właśnie dzięki wynikom badań zespołu. Ale przy okazji wyniki trochę zmieniły w paru rzeczach jak mitochondrialna Ewa czy hipoteza multiregionalna.

Ogólnie polecam, kawał nauki, a na dodatek ciekawie opisane. Szkoda że przy okazji nagrody Nobla nie wznowiono polskiego wydania i człowiek musi szukać po amazonach.

Książka trochę jest naukową autobiografią Paabo, który genetyką ewolucyjną zajmuje się od lat 80, trochę opisem metod stosowanych we współczesnej biologii i genetyce, a trochę opisem rewolucji, do której doszło w latach 80 i 90-tych XX wieku, i która umożliwiła odkrycia, których dokonał Autor ze swoim zespołem.

Czyta się gładko, tak do połowy jest to fascynująca historia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Hmm... Nie jest właściwie kryminał, bardziej paranormal romance. Za to to z kryminalnym pretekstem fabularnym, żeby bohaterka miała co robić poza ciągłym rozkminianiem uczuć do anioła i diabła, i którego bardziej, i czy w ogóle.

Niewiele się spodziewałem, ale audiobook wszedł gładko i szybko, mimo że irytowało mnie, że bohaterka jest taka super, super, i to w każdym możliwym aspekcie. Pewnie pomogło że słuchałem w darmowym abonamencie. Bo jak wiadomo, za darmo to i ocet słodki.

Rzecz raczej typowo dla pań, ale może kiedyś pociągnę "heksalogię" dalej. Jeśli mi wpadnie kod z empiku. I nie będzie czegoś ciekawszego.

Hmm... Nie jest właściwie kryminał, bardziej paranormal romance. Za to to z kryminalnym pretekstem fabularnym, żeby bohaterka miała co robić poza ciągłym rozkminianiem uczuć do anioła i diabła, i którego bardziej, i czy w ogóle.

Niewiele się spodziewałem, ale audiobook wszedł gładko i szybko, mimo że irytowało mnie, że bohaterka jest taka super, super, i to w każdym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kontynuacja "Proximy", spowodowana wejściem bohaterów w kolejną "króliczą norę" w ostatnim rozdziale. Znowu dużo się dzieje, znowu mam wrażenie że za dużo, Baxter nie potrafi okiełznać swojej niewątpliwie bujnej wyobraźni. Tu dodatkowo okazuje, że Baxter często myśli o Imperium Rzymskim. Jak my wszyscy.

Trochę znowu nie wiem, czy książka miała być bardziej przygodówką, czy czymś więcej. Bo głównie śledzimy perypetie bohaterów "Proximy", tłukących się po okolicach Układu Słonecznego z częścią rzymskiego dziewięćdziesiątego (!) Legionu "Victrix" w statku kosmicznym "Młot Jezusa". I dzięki kolejnym przeskokom, nie tylko fabularnym, naparzających się z kolejną cywilizacją którą Autor postanowił umieścić w przestrzeni kosmicznej. Ale... gdy już ta przygodowa fabuła się rozwinie, dostajemy nagle filozoficzne "skąd jesteśmy, dokąd idziemy?" z tą obowiązkową panspermią odmienianą przez wszystkie przypadki.

W trakcie lektury bałem się, czy autor dostarczy nam sensownego zakończenia, bo wiele takich książek kończyło się "nie z hukiem, a skowytem". Autor sam chyba nie wiedział w trakcie, bo gdy już byłem prawie pewny, że to miała być jednak książka akcji, wrzuca... poglądy św. Tomasza z Akwinu na temat czasu. Na końcu przychodzi jednak opamiętanie, akcja zwalnia i Autor w końcu może wyłożyć Czytelnikowi, o co mu chodziło. I ostatecznie uważam, że może i się to z grubsza klei. Powiedzmy...

Czy warto przeczytać? Otóż... nie wiem. Książka ma w sobie "to coś", ale uważam, że mogłaby być lepsza, znacznie lepsza, gdyby tylko Baxter lepiej pisał. I potrafił się trochę hamować. Czasem też pojawiają się niespójności, np. SI czasem są traktowane przez [niemogępowiedziećkogo] jako "osoby ludzkie", czasem nie. No ale mamy Imperium Rzymskie, zwłaszcza w osobie Tytusa Waleriusza z siódmej kohorty, więc samo to może kogoś zachęci. Prawdziwi Rzymianie w kosmosie, nie jakieś warhammerowe podrabiańce. A, i bardzo spodobał mi się koncept "niestarannego dbania o spójność rzeczywistości".

Słuchane było, znowu Roch Siemianowski. Trochę lepie niż Proximaj, ale nie pomagał, podejrzewam, że też nie wiedział, o co tu chodzi, a takie rzeczy trudno się czyta.

Kontynuacja "Proximy", spowodowana wejściem bohaterów w kolejną "króliczą norę" w ostatnim rozdziale. Znowu dużo się dzieje, znowu mam wrażenie że za dużo, Baxter nie potrafi okiełznać swojej niewątpliwie bujnej wyobraźni. Tu dodatkowo okazuje, że Baxter często myśli o Imperium Rzymskim. Jak my wszyscy.

Trochę znowu nie wiem, czy książka miała być bardziej przygodówką, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka zaczyna się jak te stare powieści ze Złotej Ery SF o kolonizacji innych planet. Tak po dwóch godzinach zacząłem się zastanawiać nad przerwaniem słuchania (lektor nie pomagał), ale powoli zaczęło się robić ciekawiej, choć niekoniecznie ciekawie.

Ostatecznie mamy tu dość klasyczne dla sf tropy: egzoplanety, artefakty, kryzys ludzkości i konflikty w Układzie Słonecznym. Baxter dodaje do tego świadome SI, jakoś to wszystko miesza ze sobą, dodaje jeszcze jeden, całkiem fajnie pomyślany twist, i proponuje nam "Proximę". Fabularnie jest więc może bez szału, ale bohaterowie dają się lubić, więc jakoś dojechałem do końca i słucham kontynuacji. Myślę że byłoby mi łatwiej słuchać lektora, który bardziej przykłada się do pracy niż Roch Siemianowski.

Książka to taki solidny średniak, z kilkoma ciekawymi pomysłami (może jest ich nawet zbyt dużo) ale Baxter jednak wybitnym pisarzem nie jest, a lektor dodatkowo psuje odbiór. Roch Siemianowski w ogóle nie "czuje" tekstu, przerywa, urywa, zawiesza się, gubi kontekst. Wersję audio raczej odradzam, szkoda nerwów.

Książka zaczyna się jak te stare powieści ze Złotej Ery SF o kolonizacji innych planet. Tak po dwóch godzinach zacząłem się zastanawiać nad przerwaniem słuchania (lektor nie pomagał), ale powoli zaczęło się robić ciekawiej, choć niekoniecznie ciekawie.

Ostatecznie mamy tu dość klasyczne dla sf tropy: egzoplanety, artefakty, kryzys ludzkości i konflikty w Układzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobre czytadło, acz niewiele więcej. Długie, choć proste, czyta się gładko, nie jest to zarzut a zaleta. Bohaterowie albo dobrzy, i życie ich chłoszcze, albo źli, i liczymy że zasłużona kara spotka ich wcześniej niż w życiu wiecznym. Dobre chyba osadzenie fabuły w historii, nie jestem historykiem, ale czasy są dawne, niedługo po Wilhelmie Zdobywcy. Królowie i królowe są jak najbardziej prawdziwi i arcybiskup Thomas Beckett też. Sporo scen seksu, aż przypomniałem sobie, że Follet lubi, choć niekoniecznie umie...

Na plus - fragmenty o architekturze - widać że autora to bawi. Jednych szybkie samochody, innych myśliwce z II wojny światowej, a Folleta katedry, transepty, przypory... Bardzo dobrze to wyszło, acz złośliwi mogliby napisać, że cała książka jest pretekstem do opowiedzenia historii o zawleczeniu na Wyspy stylu gotyckiego. Ale nabrałem chęci zwiedzenia Saint-Denis - może inne są nowsze, piękniejsze, ale skoro Follet poleca...

Dobre czytadło, acz niewiele więcej. Długie, choć proste, czyta się gładko, nie jest to zarzut a zaleta. Bohaterowie albo dobrzy, i życie ich chłoszcze, albo źli, i liczymy że zasłużona kara spotka ich wcześniej niż w życiu wiecznym. Dobre chyba osadzenie fabuły w historii, nie jestem historykiem, ale czasy są dawne, niedługo po Wilhelmie Zdobywcy. Królowie i królowe są jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Biografia napisana przez Roba Wilkinsa - wieloletniego osobistego asystenta, którego Pratchett zatrudnił, gdy został bestsellerowym autorem i potrzebował asystenta. Spodziewałem się wiele, dostałem wiele - a i tak więcej niż się spodziewałem.

Mamy małego Terrence'a chodzącego do szkoły i regularnie odwiedzającego babcię, która osobiście znała G. K. Chestertona i prawdopodobnie przeczytała "Lające miasta" Blisha, które podsunął jej wnusio. Dowiemy się, przy jakiej książce "zaskoczyło" młodemu czytanie (wcześniej matka płaciła mu od strony), skąd brał pierwsze czasopisma s-f, jak poznał swojego ziomeczka Neila Gaimana czy swoją żonę (historia rodem z Autostopem przez Galaktykę; swoją drogą, niesamowita jest ta historia spotkań Pratchetta i Adamsa). Jest o jego pracy jako dziennikarza w lokalnej gazecie i w Ge­ne­ral­nej Dy­rek­cji Ener­ge­tyki (chodzi o energetykę jądrową), np. o tym jaki miał udział w wypadku pociągu wiozącego radioaktywne odpady. Jest o tym, jak i dlaczego postanowił, że będzie utrzymywał się z pisania i co z tego wynikło, i jak zostaje się autorem bestsellerów. I o tym, dlaczego nie powstał żaden hollywoodzki film, ani dlaczego Tiffany nie została księżniczką Disneya, a plastikowa Śmierć na Pimpusiu nie stoi na półce obok modeli X-wingów. Jest też oczywiście o chorobie, o tym jak wyglądała praca pomimo choroby i ile jeszcze udało się "wyrwać" (np. "Nację").

Tak że tak.... Nostalgia weszła mocno*, pamiętam pierwsze pratchetty czytane jeszcze w liceum, przestawienie się na angielski (warto!), pamiętam te ostatnie, czytane już na kindle, i to wrażenie, że "ostatni gasi światło". Absurdalne uczucie czytania "Making Money" w środku trwającego kryzysu finansowego. Nie potrafiłem czytać-słuchać książki obiektywnie, więc wasza opinia może się różnić, ale myślę że fani docenią pracę, frazę i humor Roba Wilkinsa. Audiobooka po angielsku czyta sam Autor, polecam ten sposób zapoznania się.

*) Ale taka prawdziwa nostalgia, nie to co teraz.

Biografia napisana przez Roba Wilkinsa - wieloletniego osobistego asystenta, którego Pratchett zatrudnił, gdy został bestsellerowym autorem i potrzebował asystenta. Spodziewałem się wiele, dostałem wiele - a i tak więcej niż się spodziewałem.

Mamy małego Terrence'a chodzącego do szkoły i regularnie odwiedzającego babcię, która osobiście znała G. K. Chestertona i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie dałem rady tym razem. Przesłuchałem dokładnie do połowy. Książka strasznie przegadana, a cała intryga obalenia systemu taka nie za sensowna.

Kiedyś przeczytałem pierwszy tom trylogii, zabawne że niewiele dziś pamiętam, poza niegłupim pomysłem allomancji. Chciałem dać drugą szansę, dokończyć całość, zapoznać się z ideą Cosmere, ale już nie chcę. Samej fabuły nie zapamiętam, bo jest jej niewiele, wszyscy tylko gadają, gadają, gadają, ple, ple, ple. Ale dlaczego ja mam tego słuchać? Otóż nie muszę. Brandon napisał 700 stron, audiobook to 24 godziny, a to dopiero pierwszy tom - łącznie miałbym do przesłuchania 76 godzin - nie, dziękuję. Dodatkowo zmęczyła mnie nadmierna interpretacja lektora.

Słabo napisana książką, nie zdołała mnie przez prawie 13 godzin zainteresować, rozbawić, ani przestraszyć. Nie polubiłem też ani nie znienawidziłem nikogo, bardzo mi wszystko jedno.

Nie dałem rady tym razem. Przesłuchałem dokładnie do połowy. Książka strasznie przegadana, a cała intryga obalenia systemu taka nie za sensowna.

Kiedyś przeczytałem pierwszy tom trylogii, zabawne że niewiele dziś pamiętam, poza niegłupim pomysłem allomancji. Chciałem dać drugą szansę, dokończyć całość, zapoznać się z ideą Cosmere, ale już nie chcę. Samej fabuły nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobra książka, ale taka że się trzeba wódki napić.

Tym razem nie wrażenia z wojaży po "Europie B", a historia z drugiej wojny światowej, wieś gdzieś nad Bugiem czy Wieprzem (nazwy trochę pozmieniane), w której, tak się zdarzyło, stoją niemieckie wojska. A na drugim brzegu rzeki - sowieckie, bo rok 1941, akurat jeszcze przed operacją Barbarossa.

Przewozem przez rzekę zajmuje się jeden z bohaterów, Stasiuk daje nam tych bohaterów kilku, takich bardziej i mniej fajnych, każdy ciekawy, każdy z jakaś historią. Opowiada też nowa historię, może trochę opartą na prawdziwych wydarzeniach, a może nie. Dużo się dzieje, bo wojna, nie dość że tu Niemcy, tam Ruscy, to jeszcze pojawiają się polscy partyzanci i trochę psują biznes, czyli ten przewóz.

Czyta Andrzej Grabowski, dobrze czyta, choć jak czasem proza po stasiukowemu meandruje, to zdarza mu się może nie przysnąć, a zawiesić. Ale do wybaczenia, wiadomo jak jest ze Stasiuka prozą, każdemu się zdarza.

Dobra książka, ale taka że się trzeba wódki napić.

Tym razem nie wrażenia z wojaży po "Europie B", a historia z drugiej wojny światowej, wieś gdzieś nad Bugiem czy Wieprzem (nazwy trochę pozmieniane), w której, tak się zdarzyło, stoją niemieckie wojska. A na drugim brzegu rzeki - sowieckie, bo rok 1941, akurat jeszcze przed operacją Barbarossa.

Przewozem przez rzekę...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Niezwyciężone. Antologia opowiadań science fiction Ewa Białołęcka, Bartek Biedrzycki, Krystyna Chodorowska, Marta Kisiel, Magdalena Kucenty, Romuald Pawlak, Magdalena Świerczek-Gryboś, Jakub Szamałek, Jakub Żulczyk
Ocena 6,7
Niezwyciężone.... Ewa Białołęcka, Bar...

Na półkach: , ,

Dość przeciętne opowiadania, a większość sprawia wrażenie pisanych na kolanie jako klasyczna nawet nie chałtura, a chałturka. Czasem nawiązania do Lema dość wprost, jak u Jakuba Szamałka, który nawet sam początek próbował "pożyczyć" z Niezwyciężonego i napisać po swojemu, ale ostatecznie wyszło coś zaledwie poprawnego, jakby wypracowanie na temat. Czasem nawiązania są zupełnie nieoczywiste, jak u Romualda Pawlaka, ale jednak mają coś z nieuchwytnego ducha i humoru twórczości pana Stanisława z Krakowa. Parę opowiadań jest o zmianach klimatycznych, ale u Krystyny Chodorowskiej dobry "risercz" nie klei się ze średnio opowiedzianą historią. Z kolei Magdalena Kucenty zabrała się za paradoksy czasowe i poległa, próbując przykryć nieścisłości przegadaniem. Opowiadanie Jakuba Żulczyka, mimo że słuchane jako ostatnie, to już nie pamiętam o czym było...

Ostatecznie (poza Pawlakiem) najbardziej podeszły mi opowiadania Ewy Białołęckiej i Magdaleny Świerczek-Gryboś.

Przesłuchane w appce empik go, dostałem jakiś kod na miesiąc, wybór niewielki, głównie podcasty i takie produkcje własne. Tu wyszło słabiej.

Dość przeciętne opowiadania, a większość sprawia wrażenie pisanych na kolanie jako klasyczna nawet nie chałtura, a chałturka. Czasem nawiązania do Lema dość wprost, jak u Jakuba Szamałka, który nawet sam początek próbował "pożyczyć" z Niezwyciężonego i napisać po swojemu, ale ostatecznie wyszło coś zaledwie poprawnego, jakby wypracowanie na temat. Czasem nawiązania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Calvino trochę rozprawia się z etosem rycerskim i tymi wszystkimi chansons de geste. A trochę z tego żartuje. Ubiera ten etos w białą zbroję, sadza na konia i każe walczyć z saracenami. Obdarza rycerza dość przykrym charakterem, ale nie fizycznym ciałem; brak ciała w niczym nie przeszkadza rycerzowi nieistniejącemu. W żadnej sytuacji, serio. Już bardziej ten charakter.

Ale mamy parę innych postaci, bardziej sympatycznych, które też jeżdżą po świecie i jak na mikre rozmiary książki przeżywają całkiem sporo przygód. Takich typowo rycerskich, ale jednak z przymrużeniem oka.

Pięknie napisane, świetnie przetłumaczone. Bardzo mi się podobają pierwsze zdania książki. "Na tle czerwonych murów Paryża stanęło w szyku wojsko Francji. Karol Wielki miał dokonać przeglądu swoich paladynów."

Wczesna twórczość Calvino, zanim jeszcze zaczął eksperymentować, można czytać bez bólu ;)

Calvino trochę rozprawia się z etosem rycerskim i tymi wszystkimi chansons de geste. A trochę z tego żartuje. Ubiera ten etos w białą zbroję, sadza na konia i każe walczyć z saracenami. Obdarza rycerza dość przykrym charakterem, ale nie fizycznym ciałem; brak ciała w niczym nie przeszkadza rycerzowi nieistniejącemu. W żadnej sytuacji, serio. Już bardziej ten charakter....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Antologia polskiego cyberpunka Paweł Majka, Łukasz Orbitowski, Tobiasz Piątkowski, Robert J. Szmidt, Robert M. Wegner
Ocena 7,1
Antologia pols... Paweł Majka, Łukasz...

Na półkach: , ,

Taka to sobie antologia, tylko pięć opowiadań, za to bardzo dobrych (Wegner, Majka) lub dobrych (Orbitowski, Piątkowski). Szmidt okazuje się trochę zwyrolem, za to bez fantazji i polotu, najdłuższe opowiadanie jest zarazem najsłabsze.

Nie jest to wybitnie ambitna literatura, typowy cyberpunk ze strzelaniem i hakowaniem, albo hakowaniem i strzelaniem, ale to też można zrobić lepiej lub gorzej, tu jest naprawdę dobrze. Orbitowski jak zwykle włącza nam nostalgię lat 90-tych, tyle że z twistem. Majka jak zwykle krakowskie klimaty, tym razem z wycieczką gdzieś na Podhale. Ciekawie wybrnął Wegner, raczej bliższa przyszłość, ale jest wszystko co trzeba. Piątkowskiego nie znałem, a dostajemy całkiem zgrabne opowiadanie, faktycznie wyglądające na początek czegoś większego. Najbardziej ze wszystkich kojarzy się też z grą komputerową. Gość według LC wygląda bardziej na komiksiarza, opowiadanie faktycznie ktoś mógłby narysować. EDIT: ojezu, przecież ja go znam z "48 stron" ;) Co do Szmidta - nawet Edyta Olszówka sprawia wrażenie zażenowanej tym, co czyta, choć "cyberpunkowo" jest całkiem OK.

Audiobook dostępny w empik go, dostałem czemuś miesiąc gratis, ogólnie było warto. Czytają różni lektorzy, ładnie zrobione dźwiękowe efekty tła.

Taka to sobie antologia, tylko pięć opowiadań, za to bardzo dobrych (Wegner, Majka) lub dobrych (Orbitowski, Piątkowski). Szmidt okazuje się trochę zwyrolem, za to bez fantazji i polotu, najdłuższe opowiadanie jest zarazem najsłabsze.

Nie jest to wybitnie ambitna literatura, typowy cyberpunk ze strzelaniem i hakowaniem, albo hakowaniem i strzelaniem, ale to też można...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Moja ulubiona scena, to gdy O'Brien trzyma pewne zdjęcie w ręku i mówi Winstonowi, że to zdjęcie nie istnieje i nigdy nie istniało...

Fabularnie w sumie taka sobie, ale naiwny ten Winston, aż chce się powiedzieć pod nosem. Trochę nużą długie manifesty, "sprzedane" czytelnikowi jako książka czytana przez Winstona. Orwell krytykuje totalitarną władzę państwową, nie przewidział wzrostu znaczenia prywatnych korporacji. Z drugiej strony, mnóstwo rzeczy jest dziś aktualnych, zawsze będzie, choć książka powstała jako krytyka brytyjskiej polityki społecznej, napisana niedługo po wojnie. Zabawne, że zarówno z lewej jak i prawej strony sceny politycznej znajdą dziś w 1984 argumenty na poparcie swoich tez. Bo całość wciąż robi wrażenie, nie dziwcie się, gdy politycy kłamią w żywe oczy, niektórzy wręcz traktują 1984 jak podręcznik, O'Brien dobrze tłumaczy, czym jest władza dla władzy.

Dostępne za w serwisie Wolne Lektury w nowym tłumaczeniu Julii Fiedorczuk. Tłumaczenie w zasadzie OK, choć wyłapałem parę "kwiatków", jak nazwa kraju, będącego kiedyś Wielką Brytanią. Tłumaczenie Airstrip One jako "Pas powietrzny" jest dosyć niefortunne. Poza tym zmęczył mnie dodatek z regułami nowomowy, raz że trochę inną wersję znam i pamiętam z innych wersji, dwa że nie kupuję końcówek -ful, są trochę za bardzo kalką z angielskiego.

Moja ulubiona scena, to gdy O'Brien trzyma pewne zdjęcie w ręku i mówi Winstonowi, że to zdjęcie nie istnieje i nigdy nie istniało...

Fabularnie w sumie taka sobie, ale naiwny ten Winston, aż chce się powiedzieć pod nosem. Trochę nużą długie manifesty, "sprzedane" czytelnikowi jako książka czytana przez Winstona. Orwell krytykuje totalitarną władzę państwową, nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka o nie napisanej książce Lidii Ostałowskiej. Autor w dużym stopniu opiera się na notatkach, które Ostałowska zbierała do książki o Monice Osińskiej, jednej z trojga maturzystów, skazanych na dożywocie za zabójstwo Jolanty Brzozowskiej. Była ona jednocześnie pierwszą w Polsce kobietą skazaną na dożywocie. Dlaczego książka nie powstała, wszystko się wyjaśni w trakcie.

Książka też o samej Lidii Ostałowskiej, reportażystce Gazety Wyborczej, zmarłej w 2018 roku. Mamy więcej niż suchą biografię, poznajemy też powody, dla których "wzięła" ona tę sprawę.

Książka wreszcie jest głosem w dyskusji o karze dożywocia, szczególnie stosowanej wobec młodych ludzi. Jest w ogóle taka debata w kraju, czy ciągle jeszcze dyskutujemy o karze śmierci? Jest i o tym konkretnym procesie, w którym według obojga Autorów sąd się nie popisał, i ogólnie o zasadności stosowania najwyższego obecnie wymiaru kary.

Rzecz zdecydowanie warta przeczytania, przesłuchania nawet jeśli nie do końca się z tezami zgadzamy, wtedy tym bardziej.

Audiobook, doskonale przeczytany przez Maję Ostaszewską.

Książka o nie napisanej książce Lidii Ostałowskiej. Autor w dużym stopniu opiera się na notatkach, które Ostałowska zbierała do książki o Monice Osińskiej, jednej z trojga maturzystów, skazanych na dożywocie za zabójstwo Jolanty Brzozowskiej. Była ona jednocześnie pierwszą w Polsce kobietą skazaną na dożywocie. Dlaczego książka nie powstała, wszystko się wyjaśni w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Reportaż, opisujący rzeczy dziejące się 100 lat temu, podtytuł "Zabójstwa Osagów i narodziny FBI" dobrze opisuje co i jak. Mamy więc lata 20 XX wieku, stan Oklahoma (graniczący z Teksasem, co trochę ma znaczenie), czas prohibicji, ostatnie podrygi Dzikiego Zachodu, ale też czasy bezprawia, strzelanin, przesiedlenia Indian, ale i ogólnie traktowanie Indian w Stanach 100 lat temu. W tle ropa naftowa i wielkie bogactwo z nią związane, ale niestety też powód całej afery.

Grann opisuje spisek, którego najlepsi eksperci od teorii spiskowych by nie wymyślili. Zaczynają się tajemnicze śmierci (zabójstwa?) Indian z plemenia Osage, przesiedlonych na skaliste nieużytki Oklahomy z żyznych ziem, oddanych białym osadnikom. Stanowe władze okazują się bezsilne, więc do akcji wkraczają najpierw prywatni detektywi, później świeżo powstałe Federalne Biuro Śledcze - FBI. Śledztwo prowadzi funkcjonariusz Biura, wyznaczony przez samego Edgara J. Hoovera, a z czasem okazuje się, że w historii jest też lokalny odpowiednik Ala Capone. Dostajemy pojedynek tych dwóch, choć nie bezpośredni (bo jednak spisek), z dobrze zarysowanym przez Granna tłem, jak wyglądały tzw. organy ścigania w USA na początku XX wieku.

Słuchałem audiobooka, liczba nazwisk, świadków, podejrzanych jest przytłaczająca, ale Autor dobrze prowadzi swoją opowieść i z czasem, z biegiem śledztwa, destyluje kluczowe osoby. Dzięki temu, mimo dość dużego skomplikowania sprawy, jesteśmy w stanie nadążyć i pilnować kto jest kim.

Autor, poza doskonałym opisaniem wydarzeń sprzed stu lat, prowadzi też własne śledztwo. I z czasem dochodzi do zaskakujących wniosków, a może wcale nie zaskakujących.

Reportaż, opisujący rzeczy dziejące się 100 lat temu, podtytuł "Zabójstwa Osagów i narodziny FBI" dobrze opisuje co i jak. Mamy więc lata 20 XX wieku, stan Oklahoma (graniczący z Teksasem, co trochę ma znaczenie), czas prohibicji, ostatnie podrygi Dzikiego Zachodu, ale też czasy bezprawia, strzelanin, przesiedlenia Indian, ale i ogólnie traktowanie Indian w Stanach 100 lat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Barista fantasy. Chciałem przeczytać, to przeczytałem i trochę mam za swoje. Spodziewałem się takiego trochę Pratchet-wannabe, i w sumie trochę jest, ale książka jest... prostsza. W sensie naprawdę prosta, a przede wszystkim wyprana z pratchettowego, czy raczej jakiegokolwiek, humoru. Fabularnie jest wybitnie klasycznie: mamy orczycę, najemniczkę na "emeryturze", ale nie musi wykonać tego ostatniego zadania, nikt nie dzwoni, że porwał jej dziecko, tylko faktycznie... otwiera kawiarnię. I wszystko toczy się wręcz wspaniale, nie ma kontroli z urzędu skarbowego, przerwanych łańcuchów dostaw, upierdliwych klientów... choć oddaję sprawiedliwość, jest to jakoś (jakoś) fabularnie uzasadnione. Oczywiście gdy już wszystko idzie w dobrym kierunku, wtem! dzieje się coś złego. Ale nasza bohaterka dzięki Sile Przyjaźni (TM) wychodzi z kłopotów jeszcze silniejsza. Tak, wszystko jest wręcz wyjęte z kreskówek o kucykach, choć mam silne przekonanie że znajdzie się parę odcinków MLP o bardziej skomplikowanej fabule, np. ten o komunistycznej utopii. Ale rozumiem że taka ta książka miała być, nieprzypadkowo określana jest jako "cosy fantasy", czyli coś, co ma dać czytelnikowi ukojenie i schronienie przed przeciwnościami świata.

Dlaczego więc przesłuchałem książkę do końca, wliczając w to nawet dodatkowe opowiadanie, chyba jeszcze prostsze, wtórniejsze i nudniejsze? Otóż... nie wiem, podejrzewam że chodzi o kawę. Cały czas parzą kawę, mówią o zapachu kawy, a regularnie modyfikowane menu za każdym razem powodowało u mnie zwiększone wydzielanie śliny. Nie oceniajcie. Książka będzie idealna, jeśli jesteś fanem, czy bardziej fanką przesiadywania w kawiarni z kawą i koniecznie czymś słodkim, opisy słodkości też zajmują sporo miejsca.

Przesłuchałem za darmo dzięki akcji Czytaj PL i w sumie samego czasu nie żałuję, ale wydanych pieniędzy bym żałował. Solidne 4/10, jeśli lubicie kawę to 5/10. Mam trochę za swoje, biorąc się za coś określanego jako "tiktokowy fenomen" ;)

Barista fantasy. Chciałem przeczytać, to przeczytałem i trochę mam za swoje. Spodziewałem się takiego trochę Pratchet-wannabe, i w sumie trochę jest, ale książka jest... prostsza. W sensie naprawdę prosta, a przede wszystkim wyprana z pratchettowego, czy raczej jakiegokolwiek, humoru. Fabularnie jest wybitnie klasycznie: mamy orczycę, najemniczkę na "emeryturze", ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Duże zaskoczenie, bo Autorki nie znałem zupełnie, wziąłem na próbę audiobook z Czytaj PL, bo za darmo, i wsiąkłem.

Książka świetnie miesza fikcję z rzeczywistością (a może nie?), mamy kilka różnych, powoli ujawnianych historii. Mamy historię życia naszej bohaterki, jej poszukiwania przyjaciółki z dzieciństwa, jej praca jako dziennikarki. A wszystkie te historie ostatecznie łączą się w Puszczy Białowieskiej, w strefie którą zamknięto, gdy nasz wschodni sąsiad otworzył biuro turystyczne dla obywateli tzw. Trzeciego Świata. I wszystko tu ma znaczenie, wszystko jest istotne; a książka, mimo że dość krótka, jest zaskakująco kompletna i spójna, może dlatego.

Rzecz bardzo "tokarczukowa", zarówno w formie jak i treści, nie jest to jednak zarzut, bo historie Fiedorczuk bronią się same, nie jako podobne do innych. Ale gdybym miał napisać zachęcającego blurba na okładkę to pewnie że 'Dla fanów "Biegunów" i "Domu dziennego"'. Jest też znacznie przystępniejsza od "Biegunów".

Plus przewijająca się "Uczta" Platona, czytane było niedawno, miło że nie tylko przeze mnie ;)

Duże zaskoczenie, bo Autorki nie znałem zupełnie, wziąłem na próbę audiobook z Czytaj PL, bo za darmo, i wsiąkłem.

Książka świetnie miesza fikcję z rzeczywistością (a może nie?), mamy kilka różnych, powoli ujawnianych historii. Mamy historię życia naszej bohaterki, jej poszukiwania przyjaciółki z dzieciństwa, jej praca jako dziennikarki. A wszystkie te historie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W sumie zabawna historia, całkiem niedawno, ograniczając e-bookowe zakupy, próbowałem oszacować, ile książek jestem w stanie przeczytać, zakładając realistycznie, "robienie" jednej książki tygodniowo. No i wyszło mi w przybliżeniu, że te (około) 75 lat daje (około) 4000 tygodni. Już nie wnikam w szczegóły (tak naprawdę to ~77 lat) ale niedługo potem oczy moje na LC ukłuła książka o tytule "Cztery tysiące tygodni". Przypadek?

Książka trochę jest poradnikiem, ale trochę nie, choć autor udaje że nie jest, to między ogólnymi myślami rozrzuca po książce różne praktyczne rady. Jak "ogarnąć" zadania w pracy czy walczyć z prokrastynacją, choć może nie do końca walczyć, a zaakceptować, że... itd. itp. Ale to jedna strona medalu, bo dostajemy też sporo przemyśleń na temat innej organizacji pracy, czy nawet życia. Krytykuje też różne metody zarządzania czasem, jak GTD i snuje teorie, dlaczego nie zawsze się one sprawdzają. 

Autor idzie bardziej w stronę "masz cztery tysiące tygodni", ale na szczęście nie dostajemy złotych myśli typu "dziś jest pierwszy dzień reszty twojego życia", a bardziej "zastanów się, co naprawdę chcesz zrobić z tym czasem". Czyli popularny obecnie life-work balance i krytyka, pardon, "kultury zapierdolu", w tym znanego paradoksu, że jak pracujesz wydajnie, to z czasem będziesz miał więcej, nie mniej pracy. Nie ukrywa też, że inspiracją go zmiany, które zaszły na początku roku 2020. Choć miewałem wrażenie, że podział na rozdziały jest trochę umowny, a dobór przykładów i rady czasem chaotyczne, ale może to kwestia tego, że książki słuchałem, nie czytałem.

Słuchało się o tyle dobrze, że ze do sporej części rzeczy o których Burkeman pisze doszedłem już sam, praktycznie, i to zarówno tych dobrych, jak i złych. A zawsze miło, gdy ktoś mądry w książce (czy audiobooku) potwierdzi naszą opinię, prawda?

Książka pewnie nie zmieni twojego życia, zarysowuje rozwiązania, nie daje gotowców, ale ostatecznie uważam, że jest całkiem niegłupia (może właśnie dlatego). Poza tym w listopadzie 2023 można ją przeczytać/posłuchać jej za darmo (Woblink i akcja Czytaj PL).

W sumie zabawna historia, całkiem niedawno, ograniczając e-bookowe zakupy, próbowałem oszacować, ile książek jestem w stanie przeczytać, zakładając realistycznie, "robienie" jednej książki tygodniowo. No i wyszło mi w przybliżeniu, że te (około) 75 lat daje (około) 4000 tygodni. Już nie wnikam w szczegóły (tak naprawdę to ~77 lat) ale niedługo potem oczy moje na LC ukłuła...

więcej Pokaż mimo to