-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2024-01-22
2024-01-18
Są takie książki, których wielkość uświadamiamy sobie dopiero po ich przeczytaniu. Wczoraj tak właśnie się stało. Czytałam tę niepozorną z wyglądu książeczkę kilka godzin, niemal bezustannie i dopiero zakończenie uświadomiło mi, z jakim diamentem miałam do czynienia.
Podtrzymać zainteresowanie czytelnika fabułą, w której niewiele jest akcji, to dla autora powód do dumy. Wątek sensacyjny, związany z brutalnymi morderstwami dzieci, przykuwa większą uwagę, ale paradoksalnie usytuowany jest na drugim planie. To, co najistotniejsze to niezdrowe relacje ojca z synem, relacje, których dramatyzm rozwija się z różnym nasileniem, aż do tragicznego finału. I ten finał, genialny, choć dla mnie niejednoznaczny i zmuszający do roztrząsania poprzednich wydarzeń, finał, którego nadejście zapowiada coraz większe napięcie i coraz to potężniejsza groza, ten finał to nie tylko prawdziwy majstersztyk literacki, ale i element, który stanowi o wartości tej powieści.
Z początku nic nie zapowiadało, że będzie to powieść niezapomniana. Ot zwykłe życie dorosłego już ucznia ostatnich klas szkoły średniej z dobrze sytuowanej rodziny, relacje z kolegami, spotkania w kawiarniach. W dodatku cała masa powtórzeń, które może trochę denerwowały, choć w ogólnym rozrachunku dobrze spełniły swoje zadanie.
Ale pozorna młodzieńcza radość ma jednak drugie dno. I to ono tworzy cały klimat tej książki. Jest nim cała gama negatywnych uczuć - niepokój, gniew, złość, pragnienie odwetu, a w końcu ucieczki z domu. Obserwujemy katusze psychiczne chłopaka wychowywanego samotnie przez despotycznego, zasadniczego ojca, szefa krajowej policji, tytułowego radcę Heumanna. Dom jawi się jako więzienie, rygor jest nie do wytrzymania, niewspółmiernie ostry w stosunku do postępowania syna.
Głęboka i wnikliwa analiza psychologiczna obu mężczyzn, obu dramatis personae, zasługuje na wielkie uznanie.
W tle tych patologicznych stosunków sprawa, która radcy nie daje spokoju, a którą musi on rozwiązać, bo takie jest jego posłannictwo jako obrońcy prawa. Przedłużające się poszukiwania sprawcy morderstw dokonanych na dzieciach, wrogie opinie prasy o nieskuteczności policji nie pozostają bez wpływu na radcę, który za punkt honoru stawia sobie dbałość o swoją reputację i o honor rodziny. Do czego doprowadziło tak rozumiane poczucie obowiązku musicie przeczytać, a zapewniam, że będzie to absolutny szok!
Język powieści nie epatuje przesadną elokwencją, nie ma w nim słów górnolotnych, może też niektórym czytelnikom nieco trącić myszką, bo książka ma już ponad 50 lat, ale czytałam tę powieść zachłannie, z dużym zainteresowaniem. Gęsta atmosfera, rosnące napięcie i finalne poczucie coraz to większej grozy zapowiadające spektakularne zakończenie uruchomiły, po skończeniu lektury, całą lawinę ochów i achów, ale też zmusiły do głębokiej zadumy.
Dzisiaj obejrzę polską ekranizację tej powieści. Liczę na taką samą gamę emocji .
Klasyka z górnej półki. Polecam!
Są takie książki, których wielkość uświadamiamy sobie dopiero po ich przeczytaniu. Wczoraj tak właśnie się stało. Czytałam tę niepozorną z wyglądu książeczkę kilka godzin, niemal bezustannie i dopiero zakończenie uświadomiło mi, z jakim diamentem miałam do czynienia.
Podtrzymać zainteresowanie czytelnika fabułą, w której niewiele jest akcji, to dla autora powód do dumy....
2023-07-26
Któż z nas nie zna niedoścignionego Sherlocka Holmesa czy to z literackiego pierwowzoru, czy też z wielokrotnie wznawianych ekranizacji powieści Arthura Conan Doyle’a. Od dawna czekał u mnie na swoją kolej zbiór ośmiu opowiadań z niedoścignionym detektywem pod tytułem “Pożegnalny ukłon” Wydawnictwa Olesiejuk z 2017 roku. W oryginalnej wersji angielskiej znany jako “Jego ostatni ukłon” i wydany po raz pierwszy równo sto lat wcześniej. Znalazłam w nim sprawy prowadzone przez Holmesa w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku i na początku XX wieku.
Jakkolwiek każda sprawa wydaje się być dziełem sił nadprzyrodzonych Holmes ze swym analitycznym umysłem udowadnia, że bynajmniej to całkowicie naturalne dzieła ludzkich - chciwych, zazdrosnych, albo owładniętych chęcią zemsty - umysłów.
Archaiczny nieco język wymaga jednak koncentracji.
Ale geniusz Holmesa wynagradza wszystkie niedoskonałości pióra.
Bo czym innym, niż geniuszem, wyjaśnić rozwiązanie nierozwiązywalnych na pierwszy rzut oka zagadek?
Szczególnie spektakularne jest śledztwo wokół “horroru kornwalijskiego” opisane w opowiadaniu “Diabelskie kopyto” . Holmes niczym myśliwski pies nawet na bezludnych wrzosowiskach Kornwalii wytropi każdy ślad i rozwikła sprawę, która dla miejscowych, na czele z pastorem, musi być dziełem diabła, bo nie da się jej racjonalnie wytłumaczyć. Oczywiście do czasu, kiedy zajmie się nią słynny detektyw.
Jednakowoż Holmes rzadko uderza w inne rejony niż aglomeracja Londynu. Tu na Baker Street 221b ma prawdziwe centrum dowodzenia. Jak sam mówi do doktora Watsona: “Scotland Yard czuje się osamotniony beze mnie i powoduje to niezdrowe podniecenie wśród przestępców” (s.185). Bardzo słusznie. Detektywi londyńskiej policji jakże marnie wypadają przy genialnym Sherlocku Holmesie. W starciu z najprzebieglejszymi i najbrutalniejszymi przestępcami bez jego pomocy nie mają wielkich szans.
Klasa sama w sobie!
Któż z nas nie zna niedoścignionego Sherlocka Holmesa czy to z literackiego pierwowzoru, czy też z wielokrotnie wznawianych ekranizacji powieści Arthura Conan Doyle’a. Od dawna czekał u mnie na swoją kolej zbiór ośmiu opowiadań z niedoścignionym detektywem pod tytułem “Pożegnalny ukłon” Wydawnictwa Olesiejuk z 2017 roku. W oryginalnej wersji angielskiej znany jako “Jego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-07-20
Z czasów największego lockdownu spowodowanego pandemią pozostała we mnie sympatia do strony Chmura Czytania. Znalazłam tam krótką, bo liczącą 140 stron, powieść fantastyczną Antoniego Lange z roku 1923. W swoim gatunku, jako utwór fantastycznonaukowy, jest to prawdziwe arcydzieło. Autor czerpie garściami z kultury i filozofii Wschodu, dzieł Szekspira, Campanelli i Nietzschego.
Bohater, niejaki Jan Podobłoczny, aresztowany w czasie pierwszej wojny światowej przez Rosjan, zesłany w okolice jeziora Bajkał, po wybuchu rewolucji bolszewickiej zwolniony, przez Chiny i Japonię próbujący wrócić do ojczyzny trafia na nieznaną mu cywilizację nietypowych ludzi na wyspie Rakaszima. Ich kraj bohater nazywa Suriawastu to znaczy Gród Słońca, albo Republiką Słoneczną, a jego mieszkańców Słońcogrodzianami. Dodajmy, że Jan Podobłoczny jest wielkim fanem seansów spirytystycznych, zna kilka dam uchodzących za medium i nieobce są mu dzieła z zakresu metafizyki.
Republika Słońca to państwo niemal idealne. Mieszkańcy zawsze młodzi i piękni, są nieśmiertelni, dysponują bardzo zaawansowanymi możliwościami np. umieją latać w powietrzu, porozumiewać się telepatycznie, widzieć, słyszeć i pamiętać bez ograniczeń czasu i przestrzeni. Obok tej boskiej natury mają również znakomitą broń, odporną na jakąkolwiek stworzoną przez ówczesnego człowieka, ale jest to broń, która nie zabija, tylko wprowadza zaatakowanych w pewien rodzaj snu. Doskonały ustrój, w którym wprawdzie istnieje opozycja, ale wszyscy słuchają swoich argumentów, nie ma konfliktów politycznych i wojen domowych. Z powszechnym potępieniem spotyka się egoizm, chciwość i agresja, zaś celebruje się miłość, pracę i zgodę. Cudzoziemcy nastawieni pokojowo, jak choćby na przykładzie naszego bohatera, podejmowani są z wielką otwartością i życzliwością. Dzieci kształcone i wychowywane są przez państwo w poszanowaniu pokoju, szacunku do osiągnięć nauki i kultury. Wszystkim kierują jedynie trzej ministrowie: Mądrości, Miłości i Potęgi. Marzenie dzisiejszych czasów, prawda?
Czytelnika współczesnego może jednak to dziełko zniechęcać prawie naukowym stylem, nafaszerowanym terminologią filozoficzną, metafizyczną czy spirytualną. Bardzo dużo rozważań o dwóch naturach człowieka: cielesnej i duchowej, z których ta duchowa ma tu zdecydowaną przewagę. Wymaga skupienia i koncentracji. Sama idea nieskażonego złem państwa jest jednak fascynująca, choć pozostaje, mimo upływu lat, w sferze marzeń.
Z czasów największego lockdownu spowodowanego pandemią pozostała we mnie sympatia do strony Chmura Czytania. Znalazłam tam krótką, bo liczącą 140 stron, powieść fantastyczną Antoniego Lange z roku 1923. W swoim gatunku, jako utwór fantastycznonaukowy, jest to prawdziwe arcydzieło. Autor czerpie garściami z kultury i filozofii Wschodu, dzieł Szekspira, Campanelli i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-20
Aktualnie czytam liczącą sobie prawie osiemset stron powieść "Wyznaję" Jaume Cabré. Za mną 3/4 utworu. Ale kiedy siedzę przy komputerze nie mogę sobie odmówić znajdowania krótkich opwiadań na stronie chmuraczytania.pl
Tym razem zaintrygowana ciekawą okładką z niemowlęciem skusiłam się na Antoniego Lange. Czym może być tytułowy eksperyment w połączeniu z taką słodką kruszynką?
Niestety, tym razem się zawiodłam.
Bohater opowiadania Jan Klonowski - naukowiec odkrywający tajemnice hipnozy - postanawia użyć jej w celu wybadania skąd przybywa dusza nowo narodzonego dziecka. Nie wiem, czy można za pomocą hipnozy badać ludzkie dusze, oddzielając je i od ciała i od psychiki, ale Klonowski to właśnie robił. Kiedy więc ledwo ujrzał świat jego własny syn, korzystając z nieuwagi służącej i wykorzystując odpoczynek żony po porodzie zajął się dziecięciem w sobie właściwy sposób.
Niemoralne i niesmaczne pomysły moim zdaniem. Dobrze, że dzieciak wyszedł z tego bez szwanku na zdrowiu i psychice. Cóż tam jednak za androny opowiadał (tak, tak: mówił) szkoda pisać. Jedną rzecz tylko zapamiętałam, bo mnie zastanowiła. Otóż Ziemia jest Piekłem, na które przybywamy strąceni z Raju.
W sumie trudno się nie zgodzić, biorąc pod uwagę ciągłość dziejów człowieka..
Ale dla mnie ta lektura jest całkowicie chybiona, więc nie polecam.
Aktualnie czytam liczącą sobie prawie osiemset stron powieść "Wyznaję" Jaume Cabré. Za mną 3/4 utworu. Ale kiedy siedzę przy komputerze nie mogę sobie odmówić znajdowania krótkich opwiadań na stronie chmuraczytania.pl
Tym razem zaintrygowana ciekawą okładką z niemowlęciem skusiłam się na Antoniego Lange. Czym może być tytułowy eksperyment w połączeniu z taką słodką...
2022-06-05
Po pięciu tomach oderwałam się od Zawrocia Hanny Kowalewskiej by znowu przepaść w kolejnej posiadłości skrywającej rodzinne tajemnice i od nowa całkowicie stracić głowę. Tym razem autorka - Daphne du Maurier (1907-1989) - przeniosła mnie w czasie i przestrzeni do angielskiego Manderley w lata trzydzieste XX wieku. Powieść z roku 1938, która, jak zauważyłam, cieszy się, słusznie zresztą, sporym renesansem czytelniczym, przeniosła mnie w klimat starych, mrocznych rezydencji wypełnionych starożytną bronią i portretami przodków, klimat gotycki, niepokojący, pełen niedopowiedzeń i powodujący częstokroć ciarki na plecach.
Chociaż pozycja ma ponad osiemdziesiąt lat ani myśli trącić myszką. Wręcz przeciwnie. Tytułowa Rebeka, pierwsza pani na majątku de Winterów, prezentuje typ kobiety niezależnej, aż nadto pewnej siebie, wyzwolonej ponad oczekiwania współczesnej obyczajowości. Drugoplanowe bohaterki palą papierosy, prowadzą samochody, mają spory wpływ na swoich małżonków. Nieco inaczej na tym tle prezentuje się druga żona de Wintera. Ale ten zamysł autorki łatwo zrozumieć. Młodziutka żona nieśmiało i niepewnie stąpająca po pokojach posiadłości, jest w końcu tą drugą, przywiezioną nagle i nie wiadomo skąd. Nie może dorównać pierwszej – ani urodą, ani pewnością siebie, ani umiejętnością zarządzania domem. Żadna kobieta, w powszechnej opinii, nie mogła równać się ze zjawiskową Rebeką.
Przyznam, że autorka zbyt szybko rozkochała narratorkę w starszym o dwadzieścia lat de Winterze, zbyt szybko połączyła Winterów więzami małżeńskimi, a potem z kolei zbyt długo, bo przez prawie dwie trzecie powieści kazała uwierzyć w nieskazitelny obraz Rebeki. To trzy rzeczy, które niekoniecznie do mnie przemawiają. Jakże zwodniczy był to obraz, jakże przepełniony nienawiścią, która dla świata zewnętrznego nabywała lukrowanej twarzy pokazującej bezgraniczną miłość do męża i życzliwość wobec towarzystwa krewnych i znajomych. De Winter niczego nie ułatwiał. Nie wracał do wspomnień o zmarłej pierwszej żonie aż do pamiętnego wydarzenia, kiedy na skałach nadmorskich przy posiadłości rozbił się statek i na jaw wypłynęły nowe fakty związane ze śmiercią Rebeki.
Umiejętnie dawkowane napięcie, sceny z elementami grozy, znakomity klimat i doskonałe studium charakterologiczne każdej z postaci to wielkie atuty tej powieści. Nienawiść, miłość, zdrada i zbrodnia obecne na kartach powieści dają czytelnikowi sporo emocji. Czyta się tę książkę szybko, z dużym zainteresowaniem, a zakończenie zmusza do sięgnięcia po drugi tom pióra Susan Hill. Klasyka w najlepszym wydaniu, bez nudy i skomplikowanej stylistyki.
Po pięciu tomach oderwałam się od Zawrocia Hanny Kowalewskiej by znowu przepaść w kolejnej posiadłości skrywającej rodzinne tajemnice i od nowa całkowicie stracić głowę. Tym razem autorka - Daphne du Maurier (1907-1989) - przeniosła mnie w czasie i przestrzeni do angielskiego Manderley w lata trzydzieste XX wieku. Powieść z roku 1938, która, jak zauważyłam, cieszy się,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-06-12
Chciałabym mieć pewność, że “Moja kuzynka Rachela” to genialne studium męskiego zaślepienia i to w dwóch pokoleniach. Chciałabym wierzyć, że Ambroży i Filip Ashleyowie ulegli urokowi zręcznej manipulantki, kobiety niemoralnej, bez skrupułów czyhającej na ich majątek, posuwającej się nawet do zbrodni otrucia. A jednak zakończenie powieści nie dało mi możliwości całkowicie jednoznacznie potwierdzić moich przypuszczeń... W tej niejednoznaczności tkwi geniusz pisarski autorki.
Powieść Daphne du Maurier to kolejny po “Rebece” mistrzowsko poprowadzony thriller psychologiczny. Niespiesznie prowadzona akcja skupia się głównie na pokazaniu wzajemnych relacji między Filipem i jego opiekunem, a potem, po przybyciu wdowy Racheli do majątku Ashleyów w Kornwalii, do precyzyjnego zapisu uczuć Filipa miotającego się od nienawiści, przez dystans aż do bezgranicznego uwielbienia tytułowej bohaterki. Filip od mężczyzny obwiniającego Rachelę o przedwczesną śmierć swego opiekuna, stopniowo zmienia swe nastawienie do bohaterki, a w końcu coraz bardziej irytuje swoim zauroczeniem i oddaniem, niezmiennym nawet w sytuacji, kiedy docierają do niego niepokojące treści listów wuja. Odrzuca wszelkie niejasności i nieścisłości, burzy świetne kontakty ze swoim prawnikiem, jawnie wytykającym mu swe wątpliwości. Nie chce widzieć w Racheli kobiety rozrzutnej, dwulicowej i zręcznie nim manipulującej.
Czym Rachela ujęła obu Ashleyów? Czy była to sztuka prowadzenia konwersacji, poczucie humoru i aparycja niewinnej dziewczynki? Bo przecież uchodziła za piękność tylko w oczach zazdrosnych miejscowych, zahukanych panien. Nie wyróżniała jej ani nadzwyczajna uroda, ani wybitna inteligencja. W Kornwalii, w żałobie po mężu, nie mogła rozwinąć skrzydeł jako organizatorka balów i maskarad w których się lubowała, ale pokazała znawstwo sztuki ogrodniczej i zielarstwa. Tę ostatnią wiedzę wykorzystywała aż nadto gorliwie.
Daphne du Maurier nie pozwoliła mi oderwać się od lektury. Czytałam zachłannie nie mogąc nadziwić się naiwności obu Ashleyów i usiłując znaleźć potwierdzenie mojej opinii o Racheli. W moich oczach była demonem zła, przebiegłości i obłudy oraz morderczynią, po trupach dążącą do bogactwa. A jednak finalnie młody Ashley nie znalazł stuprocentowych na to dowodów, chociaż sama bohaterka poniosła najwyższą karę. Zakończenie pozostawiło mnie zatem w faktycznej rozterce. Czy Rachela pozbawiła życia Ambrożego i w ten sam sposób chciała pozbyć się Filipa, czy była jedynie rozrzutną wdową, szczerze opłakującą zmarłego męża i gorliwie pielęgnującą w chorobie jego wychowanka?
Powieść przepełniona klimatem tajemnicy, napisana wyszukanym, kunsztownym językiem, chociaż bez zawikłanej stylizacji, czaruje słowem i ujmuje głębią psychologicznych portretów bohaterów.
Chciałabym mieć pewność, że “Moja kuzynka Rachela” to genialne studium męskiego zaślepienia i to w dwóch pokoleniach. Chciałabym wierzyć, że Ambroży i Filip Ashleyowie ulegli urokowi zręcznej manipulantki, kobiety niemoralnej, bez skrupułów czyhającej na ich majątek, posuwającej się nawet do zbrodni otrucia. A jednak zakończenie powieści nie dało mi możliwości całkowicie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-03-06
Nieograniczony świat wyobraźni H.P. Lovecrafta zauroczył mnie i uwiódł.
Nowa Anglia jako matecznik przeczących ziemskim prawom fizyki, potwornych, kosmicznych sił to na szczęście wytwór literacki, chociaż autor robi wszystko, by przekonać nas do prawdopodobieństwa opisywanych niesamowitości. Z fantastyki, mającej swe źródła gdzieś w innych wymiarach czasoprzestrzeni, czyni fakty osadzając wydarzenia w ziemskiej rzeczywistości, w konkretnej lokalizacji geograficznej i czasowej, podając dokładne daty i miejsca wydarzeń, relacje świadków, a nawet cytując artykuły prasowe. Starożytne księgi i języki, kamienne rytualne kolumny i kręgi, badania wybitnych uczonych o analitycznych umysłach przywoływane są wielokrotnie przez autora. Podróże przez otchłanie kosmosu i czeluście Ziemi opierają się u Lovecrafta o najlepsze naukowe zaplecze.
Opowiadanie “Zgroza w Dunwich” może wywołać ciarki na plecach, wprowadzić w przerażenie i panikę, a istoty, wykreowane przez autora, są bardziej skomplikowane w swej fizyczności i mechanizmach działania niż bohaterowie najlepszych produkcji hollywoodzkich wizjonerów. Przekraczają nasze rozumienie bytu w znanych nam fizycznych jednostkach i prawach mechaniki.
Ja jednak popadłam w zachwyt nie nad złożonością i potwornością Przedwiecznych, ale nad ponadprzeciętną wyobraźnią autora i równie nieziemską erudycją, której daje swój popis na każdej stronie swych opowiadań.
Klasyka w mistrzowskim wykonaniu.
Nieograniczony świat wyobraźni H.P. Lovecrafta zauroczył mnie i uwiódł.
Nowa Anglia jako matecznik przeczących ziemskim prawom fizyki, potwornych, kosmicznych sił to na szczęście wytwór literacki, chociaż autor robi wszystko, by przekonać nas do prawdopodobieństwa opisywanych niesamowitości. Z fantastyki, mającej swe źródła gdzieś w innych wymiarach czasoprzestrzeni,...
2021-12-09
Całkiem niezła pozytywistyczna nowela z 1883 roku autorstwa pisarza, z którym dotychczas nie miałam styczności – Bronisława Teodora Grabowskiego (1841-1900). Natknęłam się na nią w tym tygodniu zupełnie przez przypadek w serwisie polona.pl podczas jakiejś kwerendy. Zaintrygował mnie tytuł, zupełnie niespotykany, i przyznaję, liczyłam na literaturę grozy. Owszem, trochę horroru, dostałam choćby poprzez opisy tytułowego cmentarza nocną porą, ale o wiele więcej w zakończeniu.
Sama fabuła dotyczy robienia interesów i kumulacji majątku. Na wskroś pozytywistyczne treści niosą jednak nieco negatywny wydźwięk. Chodzi bowiem o niesłuszne wzbogacanie się poprzez fingowanie bankructw. Pouczony o takich możliwościach polski kupiec Stefan Kobzik, mając na uwadze zdobycie zainteresowania u bogatej panny, ogłasza swe fałszywe bankructwo oddając sklep w ręce niejakiego Ernesta Franzthala, niemieckiego dorobkiewicza, który pod cmentarzem prowadzi karczmę licząc na zyski ze strony uczestników pogrzebów. Nieco naiwny w interesach Kobzik nie przypuszczał jednakże, że zostanie doszczętnie oszukany i skończy niemal jako bezdomny, zapijając się na śmierć. No cóż, kto mieczem wojuje… Jednakowoż cwaniaka Ernesta dosięga zemsta zza grobu…
Dobra, pouczająca rzecz o potrzebie moralności i uczciwości w prowadzeniu biznesu. O tym, że chciwość i zbijanie zysków nie popłaca, a serca nie trzeba szukać u panny „interesownej” ceniącej jedynie stan konta, bo to niczego dobrego nie wróży. Na trzydziestu sześciu stronach znalazłam kilka wcale mądrych zdań i dziwię się, że nie miałam dotąd styczności z takim dobrym autorem, a przecież nowele XIX wieczne uwielbiam.
Całkiem niezła pozytywistyczna nowela z 1883 roku autorstwa pisarza, z którym dotychczas nie miałam styczności – Bronisława Teodora Grabowskiego (1841-1900). Natknęłam się na nią w tym tygodniu zupełnie przez przypadek w serwisie polona.pl podczas jakiejś kwerendy. Zaintrygował mnie tytuł, zupełnie niespotykany, i przyznaję, liczyłam na literaturę grozy. Owszem, trochę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-10-16
Nowość wypatrzona na chmuraczytania.pl. Zainteresowała mnie szczególnie jako osadzony w dawnych czasach kryminał. Faktycznie jest to opowiadanie z 1819 roku uchodzące za jeden z pierwszych kryminałów. Jesień 1680 roku. Paryż z czasów epoki Ludwika XIV. Galeria postaci historycznych na czele z królem i jego faworytą: Madame de Maintenon. Realiów tamtych czasów mamy tu jednak stosunkowo niewiele.
Fabuła, zawierająca elementy grozy, skupia się na odtworzeniu serii morderstw dokonanych w mieście przez tajemniczego nożownika, którego nie sposób ująć na gorącym uczynku, ani tym bardziej znaleźć. Ofiarami są klienci najwybitniejszego złotnika tamtych czasów Cardillaca, którym morderca odbiera, po dokonaniu mordu, wszystkie drogocenne, precjoza. W rozwiązanie zagadki uwikłana zostaje tytułowa panna - Madeleine de Scudéry, postać autentyczna, skądinąd znana jako zdolna poetka i pisarka, a także znajoma króla.
Morderca, uchodzący w środowisku za wzór cnót wszelakich, przykład szlachetności i geniuszu artystycznego, chwalony przez ówczesną śmietankę towarzyską Paryża, okazuje się mieć dwoistą naturę, która z nastaniem nocy robi z niego prawdziwą bestię. Ciekawa historia, a sam Cardillac, genialny jubiler - morderca, stał się, na podstawie tego opowiadania, bohaterem licznych oper.
Wielbicielom historii i kryminału polecam, chociaż kryminał należy w tym przypadku ująć w cudzysłów.
Nowość wypatrzona na chmuraczytania.pl. Zainteresowała mnie szczególnie jako osadzony w dawnych czasach kryminał. Faktycznie jest to opowiadanie z 1819 roku uchodzące za jeden z pierwszych kryminałów. Jesień 1680 roku. Paryż z czasów epoki Ludwika XIV. Galeria postaci historycznych na czele z królem i jego faworytą: Madame de Maintenon. Realiów tamtych czasów mamy tu jednak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMarię Dąbrowską mogę czytać i oglądać pasjami (ekranizacje oczywiście).
Marię Dąbrowską mogę czytać i oglądać pasjami (ekranizacje oczywiście).
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
I co z tego, że ta wiktoriańska powieść ma już 160 lat, że nikt już nie pisze tak wzniośle, tak górnolotnie i składniowo w całkiem niedzisiejszy sposób, skoro przez dwie trzecie powieści serce w człowieku dosłownie zamiera ze strachu.
A mimo tego nie sposób tej opowieści porzucić, bo los biednej Maud Ruthyn z Knowl wyzwala w nas tyle emocji, tyle współczucia i tyle niepokoju, że gorączkowo wyczekujemy zakończenia, bo musimy sprawdzić jaki finał miały jej, przyprawiające o dreszcze, potyczki z diabolicznym stryjem Silasem.
To jedna z takich książek, które mało dają wytchnienia, tak są absorbujące. Może tych kilka scen z towarzyskich herbatek i spacerów, a może urokliwe opisy angielskich krajobrazów nieco rozładowują napięcie, ale poza tym na pięciuset stronach dominuje mrok, tajemnica i horror.
Stare angielskie dworzyszcza, pełne ciemnych amfilad i korytarzy, opuszczonych pokoi i tajemnych przejść, oświetlane jedynie nikłym światłem świec (rzecz dzieje się w latach 1844-1845), a w nich tyleż odpychających, i wyglądem, i charakterem, postaci to niewątpliwie wystarczająca mieszanka. Do tego intrygi, knowania, morderstwa i wszechogarniające poczucie czystego zła.
Niewątpliwie w swoim gatunku “Stryj Silas” to powieść najwyższych lotów, a autor dał znakomity popis swego krasomówstwa, kreacji bohaterów i budowania klimatu grozy. Nie oczekujcie jednak historii z użyciem mechanicznych pił, dekapitacji, krwawych tortur i innych historii wypełniających współczesne kryminały. Tu mamy starą, gotycką scenerię, podsycaną opowieściami o duchach, fałszywych, podstępnych ludzi i chytre plany pozbycia się niewygodnych osób.
Jakże się cieszę, że mam akurat ferie zimowe i mogę poświęcić się książkom, które czekały na swą kolej od miesięcy. Bo ta akurat nabyta jesienią, z uwagi na objętość, wymagała większej ilości czasu. Ale było warto!
Klasyka w najlepszym wydaniu. Jednakowoż nie radzę czytać przed snem, bo wiele scen i postaci może wywołać koszmary senne. Serio!
Znalazłam starą, czarno-białą ekranizację tej powieści w internecie. Ciekawa jestem, czy film odda w pełni wszystkie walory powieści.
Na tej jednej pozycji autora na pewno nie poprzestanę.
I co z tego, że ta wiktoriańska powieść ma już 160 lat, że nikt już nie pisze tak wzniośle, tak górnolotnie i składniowo w całkiem niedzisiejszy sposób, skoro przez dwie trzecie powieści serce w człowieku dosłownie zamiera ze strachu.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toA mimo tego nie sposób tej opowieści porzucić, bo los biednej Maud Ruthyn z Knowl wyzwala w nas tyle emocji, tyle współczucia i tyle...