Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

"Umowa na miłość" Falon Ballard to książka, po którą sięgnęłam z polecenia. Wprawdzie długo to trwało, bo czekała na półce od zeszłego roku, ale w końcu zdecydowałam się dać jej szansę. Czy słusznie? Jak doskonale wiemy, z wszelkiego rodzaju publikacjami jest tak, że to, co podoba się komuś, niekoniecznie wpasuje się w Wasz indywidualny gust. Nawet w przypadku, kiedy w przeszłości przeczytaliście sterty tych samych książek i oceniliście je bardzo podobnie. Czy zatem lektura "Umowy na miłość" okazała się strzałem w dziesiątkę, czy wręcz przeciwnie? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Główną bohaterką historii jest Sadie. Dziewczyna pracuje w branży finansowej i nie może doczekać się awansu. Niestety, kiedy na jej wymarzone stanowisko zostaje wybrany ktoś spoza firmy, Sadie nie kryje swojego oburzenia, przez co ostatecznie zostaje zwolniona. Rozżalona i zawiedziona tym, co się wydarzyło, spotyka się z przyjaciółmi, aby odreagować ciężki dzień. Gdy upojona procentami wraca do domu, decyduje się na zalogowanie na portalu randkowym, by umówić się na spotkanie następnego dnia. Sęk w tym, że w rzeczywistości dziewczyna pomyliła aplikacje i nie umówiła się na randkę, tylko na spotkanie z właścicielem urokliwej kamienicy na Brooklynie, który szuka współlokatora.

Chociaż Jack na pierwszy rzut oka wydaje się nudnym i nieciekawym facetem. Sadie postanawia obejrzeć pokój do wynajęcia, ponieważ oferta wydaje się bardzo atrakcyjna pod względem finansowym i zakochuje się we wnętrzach kamienicy od pierwszego wejrzenia. Czy mieszkanie pod jednym dachem zbliży do siebie Jacka i Sadie? Czy dziewczynie uda się spełnić swoje marzenia o otwarciu własnej firmie florystycznej? Co wydarzy się, kiedy na jaw wyjdą wszystkie tajemnice, które skrywa jej nowy współlokator? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.

Muszę przyznać, że miałam bardzo duże oczekiwania względem tej historii, ale niestety bardzo szybko okazało się, że losy Sadie i Jacka nie do końca przypadły mi do gustu.

Falon Ballard w swoim debiucie literackim postanowiła skupić się na głównej postaci kobiecej. Stworzyła więc dziewczynę pełną pasji, która po utracie pracy, której poświęcała niemal każdą minutę swojego życia, postanawia postawić na realizację swoich młodzieńczych marzeń. I naprawdę mocno trzymałam kciuki za to, aby jej się udało, szczególnie że los postawił na jej drodze osobę, która, chociaż była dla niej zupełnie obca, od razu mocno wspierała ją w dążeniu do celu. I właśnie tutaj pojawił się problem, ponieważ mam nieodparte wrażenie, że postać Sadie zdominowała całą historię. Była tak absorbująca, że czasami zupełnie zapominałam o Jacku, a przecież bez niego cały fabuła nie miałaby najmniejszego sensu. Dodatkowo bardzo irytowały mnie wszystkiego rodzaju ksywki, którymi bohaterowie się do siebie zwracali. I chociaż "Jacka Placka" i "Jacka Jackpota" dało się jeszcze jakoś przeboleć, tak zwrot "Groszku pachnący" doprowadzał mnie do szewskiej pasji... I przysięgam, że gdyby facet to do mnie się tak zwracał, dostałby w łeb i to bez ostrzeżenia.

Kolejną rzeczą, która w mojej ocenie wyszła nieco słabiej, jest też fakt, że autorka nie rozwinęła kwestii traum, z którymi mierzyli się główni bohaterowie. Wydaje mi się, że ten temat został potraktowany przez nią trochę po macoszemu, ponieważ poza krótkimi informacjami o tym, że kiedyś korzystali z terapii, nie mamy dosłownie nic. A po ich wycofaniu, ilości spożywanego alkoholu i przemyśleniach głównej bohaterki, można wywnioskować, że naprawdę potrzebują pomocy specjalisty.

Myślę, że największym plusem tej historii jest siła przyjaźni. Sadie trafiła w swoim życiu na cudowne osoby, które wspierały ją w każdym wyborze, którego dokonała. Bez wątpienia za ten wątek autorce należy się z pewnością dodatkowy plus. Jednak jest to dosłownie kropla w morzu potrzeb.

Chociaż historia opisana w "Umowie na miłość" nie wywołała u mnie szybszego bicia serca, należy pamiętać, że jest to debiut literacki autorki, więc można mieć nadzieję, że jej kolejne książki będą zdecydowanie lepsze. Chętnie to sprawdzę, gdy tylko pojawią się na polskim rynku wydawniczym, a tymczasem zachęcam Was do samodzielnego zapoznania się z tą historią i wyrobienia sobie własnego zdania na jej temat.

"Umowa na miłość" Falon Ballard to książka, po którą sięgnęłam z polecenia. Wprawdzie długo to trwało, bo czekała na półce od zeszłego roku, ale w końcu zdecydowałam się dać jej szansę. Czy słusznie? Jak doskonale wiemy, z wszelkiego rodzaju publikacjami jest tak, że to, co podoba się komuś, niekoniecznie wpasuje się w Wasz indywidualny gust. Nawet w przypadku, kiedy w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Gamerka. To tylko gra" Katarzyny Wycisk to książka, która swego czasu wyskakiwała z każdego możliwego miejsca w bookmediach. Między innymi dlatego długo zastanawiałam się nad tym, czy w ogóle po nią sięgać. Ostatecznie moja sympatia do piłki nożnej (choć bardziej tej tradycyjnej) jednak wygrała i postanowiłam dać publikacji szansę. Czy zatem wykorzystanie motywu e-sportu w książce zdało egzamin? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Głównymi bohaterami historii są Kilian — wicemistrz świata w grze FIFA znany pod pseudonimem "MadHatter" i Wiktoria używająca nicka "WhiteRabbit" — dziewczyna, która jest na najlepszej drodze to tego, aby stać się jednym z najlepszych graczy, jednak z powodu dyskryminacji płciowej musi ukrywać swoją tożsamość pod maską białego królika.

Ich drogi przecinają się przy okazji startu w Mistrzostwach Polski organizowanych w Warszawie, jednak problem polega na tym, że mieli okazję poznać się podwójnie. Zarówno jako gracze, jak i prywatnie. Chociaż Wiktoria doskonale wie, kim jest Kilian, on nie ma pojęcia, że dziewczyna podziela jego pasję i w rzeczywistości jest jego rywalem podczas turnieju. Czy chłopak kiedyś pozna prawdę?

Jedno jest pewne. Zanim do tego dojdzie, oboje będą już bardzo zaangażowani we wzajemną relację. Czy Kilian wybaczy ukochanej, że oszukiwała go przez tak długi czas? Czy uda im się połączyć życie prywatne i zawodowe? Czy ich miłość pokona wszystkie przeciwności losu? Co wydarzy się, gdy na ich drodze pojawią się osoby, które nie życzą im najlepiej? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.

Muszę przyznać, że bardzo trudno było mi ocenić tę książkę w skali od 1 do 10. Normalnie nie mam z tym większego problemu, ale końcówka pierwszej części historii Wiktorii i Kiliana sprawiła, że musiałam się nad tym mocno zastanowić. Dlaczego? Bardzo nie spodobało mi się zachowanie głównego bohatera, który od razu założył pewien scenariusz, ponieważ uroił sobie, że czeka go podzielenie losu jednego z członków jego rodziny, ale... No właśnie. Scena zapoczątkowana w klubie jest opisana w taki sposób, że każdy zorientowałby się, co się tak naprawdę stało. Wszyscy, tylko nie Kilian, czego zupełnie nie rozumiem, ale być może zostanie to jakoś sensownie wytłumaczone w kolejnej części.

Myślę, że na duży plus zasługuje research, jaki autorka zrobiła, aby zgłębić temat e-sportu i rozgrywek w FIFĘ. Akurat znam trochę temat, więc uważam, że wyszło to naprawdę dobrze!

Bardzo podobały mi się również nawiązania do "Alicji w Krainie Czarów" i to, w jaki sposób ten motyw został dodatkowo wykorzystany w publikacji. Jest on swego rodzaju spoiwem pomiędzy wirtualnym a prawdziwym życiem bohaterów. I jestem bardzo ciekawa, jak zostanie poprowadzony w drugim tomie.

Chociaż zakończenie tego tomu niespecjalnie przypadło mi do gustu, jestem bardzo ciekawa, jak potoczą się dalsze losy głównych bohaterów, dlatego z pewnością nie będę zbyt długo zwlekać z sięgnięciem po kontynuację. A jak ostatecznie zdecydowałam się ocenić pierwszą część serii "Gamerka"? Dałam jej 7/10.

"Gamerka. To tylko gra" Katarzyny Wycisk to książka, która swego czasu wyskakiwała z każdego możliwego miejsca w bookmediach. Między innymi dlatego długo zastanawiałam się nad tym, czy w ogóle po nią sięgać. Ostatecznie moja sympatia do piłki nożnej (choć bardziej tej tradycyjnej) jednak wygrała i postanowiłam dać publikacji szansę. Czy zatem wykorzystanie motywu e-sportu w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Final Proposal" to ostatnia odsłona serii "S.I.N" K.Bromberg, skupiająca się na historii miłosnej środkowego z braci Sharpe — Forda i jego partnerki biznesowej Ellery. Jak w mojej ocenie wypada ona na tle dwóch poprzednich tomów? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Fordham Sharpe to bez wątpienia ten z braci, który stanowi idealne połączenie obojga rodziców. Jest tym, który potrafi załagodzić każdy konflikt i znaleźć wyjście z każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji. Przez lata był tym, który scalał całą rodzinę. Zatem dlaczego nagle poczuł się odrzucony?

Wszystko za sprawą zbliżającej się premiery wydania książki biograficznej o jego ojcu i tego, jak został w niej opisany. Mężczyzna jest rozgoryczony tym, że ojciec opisał go jedynie jednym krótkim sformułowaniem — "Po prostu Ford", dlatego po kłótni z rodzeństwem jedzie tylko w sobie znanym kierunku, by przełknąć gorycz w samotności. Niestety nagłe nałamanie pogody zmusza go do spędzenia nocy w hotelowym barze, gdzie poznaje tajemniczą i intrygującą kobietę. Czy to spotkanie będzie miało wpływ na dalsze życie Forda? Tak — i to całkiem istotne, ponieważ jakiś czas później zostaną biznesowymi partnerami. Czy wspólny interes zbliży ich zatem do siebie? Czy Ford w końcu pogodzi się z tym, co napisano o nim w biografii ojca? Co wydarzy się, kiedy on i Ellery tymczasowo zamieszkają w przebudowywanym przez siebie hotelu? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.

Muszę przyznać, że "Final Proposal" jest najmniej lubianą przeze mnie częścią trylogii "S.I.N.". Zanim zagłębiłam się w lekturze historii Forda i Ellery, byłam przekonana, że będzie to najlepszy tom, jednak teraz, gdy jestem po lekturze, muszę stwierdzić, że jednak moje założenia były mylne. Nie znaczy to jednak, że jest to zła książka. Jest po prostu inna.

Mam trochę wrażenie, że tym razem autorka nie skupiła się w stu procentach na rozwoju relacji między głównymi bohaterami, tylko na wszystkim, co było wokół. Na remoncie hotelu oraz na osobistych bolączkach i pragnieniach wykreowanych przez siebie postaci. I nie chodzi mi o to, że należałoby pozbyć się tych fragmentów z książki, ponieważ bez nich cała historia nie miałaby sensu, ale w pewnym momencie zaczęły mnie już irytować powtarzające się w kółko fragmenty o tym, jak Ford przeżywa treść biografii ojca, a Ellery wspomina o swoim strachu przed miłością i tym, że nie wierzy w szczęśliwe zakończenia.

Zabrakło mi też w tej historii takiego standardowego epilogu, jakie pojawiły się w publikacjach o pozostałych braciach. Rozumiem zamysł autorki, który nawiązywał do jednej z obaw Ellery, ale jednak wolałabym standardowe rozwiązanie. Jednak, jak to mówią: jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, więc muszę pogodzić się z tym, że historia zakończyła się tak, a nie inaczej.

Pomimo że "Final Proposal” w mojej ocenie wypadł nieco słabiej w porównaniu do poprzednich tomów i tak uważam, że cała seria "S.I.N." jest godna uwagi, dlatego, jeżeli jeszcze nie mieliście okazji poznać trojaczków Sharpe, serdecznie Was do tego zachęcam.

"Final Proposal" to ostatnia odsłona serii "S.I.N" K.Bromberg, skupiająca się na historii miłosnej środkowego z braci Sharpe — Forda i jego partnerki biznesowej Ellery. Jak w mojej ocenie wypada ona na tle dwóch poprzednich tomów? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Fordham Sharpe to bez wątpienia ten z braci, który stanowi idealne połączenie obojga rodziców. Jest tym, który...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Korzystając z okazji, że pierwszy tom serii "S.I.N." przypadł mi do gustu, postanowiłam iść za ciosem i przeczytać kolejne części jedna po drugiej. I tak po zapoznaniu się z historią Callahana i Sutton, przyszedł czas na poznanie tej należącej do Ledgera i Asher. Czy ich losy również skradły moje serce? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Ladger to najstarszy z trojaczków Sharpe, który jest również tym najbardziej podobnym do zmarłego ojca. Po tym, jak bracia podjęli decyzję o stworzeniu luksusowego hotelu marki S.I.N. w Cedar Falls — miejscu odwiedzanym przez nich w dzieciństwie, nie spodziewali się, że będą musieli mierzyć się z lokalną władzą, która stawia im niedorzeczne warunki. Kiedy okazuje się, że aby załagodzić konflikt, jeden z braci musi spędzić w Montanie najbliższe dwa miesiące, wybór pada na Ladgera. Jak mężczyzna zareaguje, kiedy los ponownie postawi Asher na jego drodze?

Od poprzedniego spotkania tej dwójki minęło piętnaście lat, a ich młodzieńczy związek zakończył się złamanym sercem i nagłym rozstaniem. Czy gdy spotkają się po latach, ich uczucie rozkwitnie na nowo? Co wydarzy się, kiedy odkryją, że przed laty zostali umyślnie rozdzieleni? I dlaczego Asher nadal mieszka w Cedar Falls, chociaż od zawsze chciała opuścić to miejsce? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.

Muszę przyznać, że im więcej czytam romansów z motywem drugiej szansy, tym bardziej go lubię, chociaż w życiu prywatnym wyznaję zasadę, iż nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Jednak uważam też, że czytanie powinno być odskocznią od codziennego życia, więc często mam tak, że coś, co niespecjalnie przemawia do mnie w realu, jest akceptowalne w publikacjach.

Chociaż po przeczytaniu pierwszej odsłony serii "S.I.N." miałam nieco mieszane uczucia względem Ladgera, w "On One Condition" bardzo go polubiłam i nie patrzę na niego już przez pryzmat jego podobieństwa do zmarłego ojca, a tego, jak zachowywał się w stosunku do kobiety, którą od lat kocha. Jeżeli chodzi natomiast o Asher, z początku myślałam, że będzie to stereotypowa dziewczyna z prowincji. Jednak bardzo szybko przekonałam się, że drzemie w niej coś więcej, a jej wyobcowanie jest jedynie maską, którą przywdziała wiele lat temu.

Bardzo podobało mi się, że autorka oprócz aktualnych wydarzeń, przedstawiła również te, która miały miejsce na początku znajomości głównych bohaterów. Cofnięcie się do tych wydarzeń pozwoliło lepiej zrozumieć to, co wydarzyło się w przeszłości. I myślę, że był to strzał w dziesiątkę, ponieważ bez tego, historia Ladgera i Asher byłaby w mojej ocenie niekompletna.

Chociaż "On One Condition" podobało mi się nieco mniej niż "Last Resort" i tak świetnie bawiłam się podczas czytania, więc uważam, że jest to lektura godna uwagi, szczególnie dla tych, którzy lubią motyw drugiej szansy i kochają książki, które rozgrywają się w małych miasteczkach.

Korzystając z okazji, że pierwszy tom serii "S.I.N." przypadł mi do gustu, postanowiłam iść za ciosem i przeczytać kolejne części jedna po drugiej. I tak po zapoznaniu się z historią Callahana i Sutton, przyszedł czas na poznanie tej należącej do Ledgera i Asher. Czy ich losy również skradły moje serce? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Ladger to najstarszy z trojaczków Sharpe,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Chociaż K.Bromberg ma na swoim koncie wiele napisanych książek, nie miałam wcześniej okazji przeczytać ani jednej, która wyszła spod jej pióra. Mam jednak w swojej domowej biblioteczce serię S.I.N., więc z racji tego, że postanowiłam w tym roku dołączyć do akcji czytelniczej #RomantycznymiSłowami organizowanej przez @prostymislowami, doszłam do wniosku, że romantyczne perypetie trojaczków Sharpe będą idealnym początkiem tej czerwcowej przygody.

Na pierwszy ogień poszła zatem historia Callahana, najbardziej rozwiązłego z braci Sharpe, dla którego jednonocne przygody z kobietami stały się swego rodzaju hobby. Do czasu, aż na jego drodze stanęła kobieta inna niż wszystkie. Sęk w tym, że nie podała mu swojego prawdziwego imienia. Czy zatem gdy nadejdzie świt Callahan złamie swoje zasady i postanowi spędzić z tajemniczą nieznajomą więcej czasu? Czy po powrocie z ważnego spotkania, znajdzie ją w apartamencie, który zajmowali w nocy? A może los zaplanował dla nich coś zupełnie innego? Tego dowiecie się, zagłębiając się w lekturze książki "Last Resort".

Muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tą publikacją Mogłoby się wydawać, że będzie to kolejna płytka historia o obrzydliwie bogatym i przystojnym mężczyźnie, który zupełnym przypadkiem uwiódł biedną szarą myszkę, która miała stać się tylko kolejną pozycją na jego długiej liście podbojów. Nic bardziej mylnego, ponieważ to, co miało być tylko jednorazowym numerkiem, przerodziło się w przygodę życia.

Bardzo podobało mi się, jak autorka opisała chemię między głównymi bohaterami, nie ograniczając się tylko i wyłącznie do scen zbliżeń między nimi, ale skupiając się przede wszystkim na wzajemnym odkryciu prawdziwego oblicza każdego z nich, które tak znakomicie maskują przed światem. Myślę, że to, w jaki sposób autorka ubarwiła ich relację, przy pomocy pewnego rodzaju rywalizacji oraz dużej ilości rozmów i przekomarzań sprawił, że ich historia skradła moje serce.

"Last Resort" to lekka, przyjemna i pełna humoru historia, która rozgrywa się w głównej mierze na Wyspach Dziewiczych. I chociaż nigdy tam nie byłam, podczas czytania czułam ten wyjątkowy nadmorski klimat, który towarzyszył głównym bohaterom podczas ich wspólnej pracy nad projektem firmy należącej do Sharpe'ów.

Dlatego, jeżeli szukacie książki, która pozwoli Wam się zrelaksować po ciężkim dniu lub po prostu kochacie romanse, w których występują pikantniejsze sceny, "Last Resort" może się okazać świetnym wyborem!

Chociaż K.Bromberg ma na swoim koncie wiele napisanych książek, nie miałam wcześniej okazji przeczytać ani jednej, która wyszła spod jej pióra. Mam jednak w swojej domowej biblioteczce serię S.I.N., więc z racji tego, że postanowiłam w tym roku dołączyć do akcji czytelniczej #RomantycznymiSłowami organizowanej przez @prostymislowami, doszłam do wniosku, że romantyczne...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ali Hazelwood to autorka, po której książki sięgam w ciemno. I to dosłownie, ponieważ przestałam czytać opisy jej kolejnych publikacji, bo wiem, że o czym by nie pisała, kupię i przeczytam każdą publikację, która wyszła spod jej pióra. "Szach-mat" to jej najnowsza powieść, która doczekała się polskiego tłumaczenia oraz jedna z pokaźnej kolekcji książek, która kupiłam sobie podczas tegorocznej edycji @targi_vivelo. Czy opowieść, która jest zupełnie inna, niż wszystkie poprzednie dzieła Ali również skradła moje serce? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Muszę przyznać, że historia opisana w tej powieści znacznie różni się od tych, do których Ali Hazelwood przyzwyczaiła swoich czytelników. Ale czy to znaczy, że była gorsza od tych, które pokochałam całym sercem? Absolutnie nie, a nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że była to bardzo miła odmiana, ponieważ mogłam zobaczyć inne oblicze jednej z moich ulubionych autorek romansów.

W swojej najnowszej książce Ali po raz kolejny porusza kwestię dyskryminacji kobiet ze względu na płeć, tym razem biorąc na tapet zdominowane przez mężczyzn środowisko szachowe. I chociaż zupełnie nie znam się na tej grze (choć w podstawówce chodziłam na dodatkowe zajęcia, z których zrezygnowałam po dwóch czy trzech spotkaniach), naprawdę wczułam się w ten specyficzny klimat i dosłownie chłonęłam każdą kolejną stronę tej opowieści.

Bardzo podobała mi się kreacja bohaterów. Mallory i Nolan, choć są jeszcze bardzo młodzi, dźwigają na swoich barkach ogromny ciężar. Panna Greenleaf urzekła mnie swoją determinacją, by zrobić wszystko, aby jej rodzinie żyło się lepiej. Myślę, że jej postawa jest godna podziwu, chociaż nie popieram tego, że nie przyznała się najbliższym, czym tak naprawdę zajmuje się, zarabiając na życie. Jeżeli natomiast chodzi o Sawyera, oczarował mnie tym, jaki był w stosunku do swoich najlepszych przyjaciół oraz Mallory. Będąc z nimi, pokazywał bowiem zupełnie inną twarz, niż tą, którą jego rywale i kibice mogli obserwować podczas turniejów. W ich towarzystwie nie był już tym chłodnym i skrytym szachistą, tylko ciepłym i uroczym młodym mężczyzną, który roztaczał wokół siebie wyjątkową aurę.

Myślę, że połączenie romansu i rywalizacji szachowej było genialnym pomysłem i chylę czoła przed autorką, ponieważ w życiu nie wpadłabym na takie fabularne połączenie. Sądzę również, że teraz, kiedy pokazała swoim czytelnikom, że równie dobrze czuje się w młodzieżówkach, jak i w historiach skierowanych wyłącznie do dorosłych odbiorców, jeszcze nie raz zaskoczy czytelników tym, co dla nich przygotuje. I szczerze powiedziawszy, nie mogę się doczekać, żeby zagłębić się w kolejnych lekturach jej książek, na których polskie wydania będę czekać z niecierpliwością.

Ali Hazelwood to autorka, po której książki sięgam w ciemno. I to dosłownie, ponieważ przestałam czytać opisy jej kolejnych publikacji, bo wiem, że o czym by nie pisała, kupię i przeczytam każdą publikację, która wyszła spod jej pióra. "Szach-mat" to jej najnowsza powieść, która doczekała się polskiego tłumaczenia oraz jedna z pokaźnej kolekcji książek, która kupiłam sobie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Księga drzwi" Garetha Browna to książka, która chodziła za mną od czasu premiery, dlatego bardzo ucieszyłam się, kiedy została wylosowana jako kolejna publikacja do przeczytania w ramach akcji @czytaniezwiedzmami. Czy ostatecznie książka o książkach przypadła mi do gustu? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Muszę przyznać, że z początku miałam dość mieszane uczucia, ponieważ początek książki nieco mi się dłużył i bardzo ciężko było mi wgryźć się w tę historię. Jednak nie chciałam spisywać na straty kolejnej książki, która została wybrana do przeczytania w ramach instagramowego klubu książki, więc mimo lekkiego zniechęcenia postanowiłam brnąć do przodu i przeczytać ją do końca choćbym miałaby to być męczarnia stulecia. I w sumie dobrze się stało, bo im głębiej zagłębiałam się w losy Cassie i innych bohaterów, których spotykała na swojej drodze, tym byłam pod coraz większym wrażeniem tego, co siedziało w głowie Garetha Browna, kiedy tworzył tę historię.

Myślę, że sam pomysł na fabułę i fakt wykorzystania w niej książek były genialnym posunięciem, ale... No właśnie! Jeżeli chodzi o wykonanie, niestety nie było już tak kolorowo, bo w mojej ocenie "Księga drzwi" jest bardzo nierówna i niestety od razu widać, że jest to debiut literacki autora.

Po niezbyt ciekawym początku pojawiły się w niej fragmenty, które dosłownie skradły moje serce i sprawiły, że zaczęłam czytać tę książkę z prawdziwą przyjemnością. Niestety do czasu, ponieważ zupełnie nie mam pojęcia, co wydarzyło się na końcu, bo zapanował tam istny chaos. Zbyt dużo informacji, w zbyt małej objętości tekstu, jakby autor nagle postanowił wystartować w sprincie na sto metrów i pokusić się o pobicie rekordu świata, by zakończyć swoje dzieło jak najszybciej. Szkoda, bo tekst miał naprawdę ogromny potencjał, który w mojej ocenie nie został do końca wykorzystany. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że "Księgę drzwi" można było podzielić na dwie części i zadbać o rozwinięcie niektórych istotnych wątków.

Jeżeli chodzi natomiast o bohaterów, bardzo polubiłam Cassie i Drummonda. Uważam, że tworzyli świetny duet i trochę żałuję, że autor nie opisał w epilogu tego, co stało się z nimi po latach i nie zaspokoił mojej ciekawości, odnoście tego, czy Biblioteka Foxa ostatecznie została wzbogacona o kolejne niezwykłe książki. Ale niestety, jak to mówią — nie można mieć wszystkiego. Niemniej jednak uważam, że główna bohaterka zasługuje na uwagę, chociażby ze względu na to, jaki progres poczyniła, zmieniając się na kartach tej publikacji.

Chociaż tak, jak już wspominałam powyżej — "Księga drzwi" nie jest dziełem wybitnym, myślę, iż przypadnie do gustu osobom, które lubią w książkach motyw podróży w czasie oraz tych, którzy po prostu kochają książki o książkach.

"Księga drzwi" Garetha Browna to książka, która chodziła za mną od czasu premiery, dlatego bardzo ucieszyłam się, kiedy została wylosowana jako kolejna publikacja do przeczytania w ramach akcji @czytaniezwiedzmami. Czy ostatecznie książka o książkach przypadła mi do gustu? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Muszę przyznać, że z początku miałam dość mieszane uczucia, ponieważ...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Chociaż dylogia "Above" nie była w mojej ocenie wybitnym dziełem literatury, darzę ją niesamowitą sympatią, nie tylko ze względu na to, że akcja rozgrywa się w moim ukochanym Paryżu, ale również z powodu tego, jak zakończył się ten burzliwy romans. Dlatego, gdy dowiedziałam się, że pojawi się dodatek do niej, w którym pierwsze skrzypce będzie grał syn Natana i Mili — Alex, byłam bardzo podekscytowana. Co zatem poszło w tej historii nie tak, że otrzymała ona ode mnie tak niską ocenę? Chciałoby się powiedzieć, że wszystko, ale jednak nie jestem aż tak krytyczna!

Muszę przyznać, że w przeciwieństwie do poprzedniego tomu, tutaj po prostu wieje nudą. Właściwie oprócz dwóch fragmentów — jednego rozgrywającego się w szpitalu i drugiego, który jest zakończeniem tej książki, nie działo się w tej publikacji nic interesującego. Mam trochę wrażenie, że autorka nie bardzo wiedziała, o czym właściwie chciałaby pisać, bo każdemu z rozpoczętych w tej części wątków zabrakło zarówno rozwinięcia, jak i zakończenia.

Być może znajdziemy to wszystko w kontynuacji losów Alexandra i Charlene, bo epilog zasugerował, że powstanie kolejna część, tylko naprawdę nie wiem, czy chcę marnować swój czas i energię, na jej przeczytanie. Chociaż znając życie, pewnie okaże się o wiele lepsza niż ta, którą właśnie ukończyłam, więc będę musiała tę kwestię porządnie przemyśleć.

Myślę, że największym plusem tej historii jest pokazanie tego, jakimi wspaniałymi rodzicami są Mila i Natan. W zasadzie od samego początku wiedziałam, że tak właśnie będzie, więc cieszę się, że moja intuicja mnie nie zawiodła. Miłe jest również to, że mimo upływu lat, nadal trzymają się ze swoją starą paczką, chociaż wszyscy założyli już swoje rodziny i mają zdecydowanie mniej czasu na to, by pielęgnować swoje młodzieńcze przyjaźnie.

Chociaż lektura "Above love" nie przypadła mi do gustu, myślę, że znajdą się osoby, które będą nią zachwycone, dlatego zachęcam Was do samodzielnego zapoznania się z tą historią i wyrobienia sobie własnej opinii na jej temat. Ja tymczasem, zabieram się za kolejną książkę, która mam nadzieję, okaże się zdecydowanie lepsza niż ta.

Chociaż dylogia "Above" nie była w mojej ocenie wybitnym dziełem literatury, darzę ją niesamowitą sympatią, nie tylko ze względu na to, że akcja rozgrywa się w moim ukochanym Paryżu, ale również z powodu tego, jak zakończył się ten burzliwy romans. Dlatego, gdy dowiedziałam się, że pojawi się dodatek do niej, w którym pierwsze skrzypce będzie grał syn Natana i Mili — Alex,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie ulega wątpliwości, że Agatha Christie to niekwestionowana królowa kryminałów. Jej twórczość jest jednak dość specyficzna, ponieważ powstała w innym wieku, niż ten, w którym obecnie żyjemy, więc jej powieści różnią się od tych, które zalewają aktualny rynek wydawniczy. Ja jednak uważam, że każdy wielbiciel gatunku, prędzej czy później powinien jednak zapoznać się z dziedzictwem Christie.

Swoją przygodę z książkami Agathy rozpoczęłam, będąc jeszcze nastolatką, a moją pierwszą przeczytaną książką było "Morderstwo w Orient Expressie". Jednak dzisiaj przychodzę do Was z recenzją jej powieściowego debiutu, czyli "Tajemniczej historii w Styles".

Muszę przyznać, że kiedyś miałam już okazję czytać tę książkę, ale kiedy odkryłam te piękne jubileuszowe wydania, nie mogłam się oprzeć i stwierdziłam, że muszę uzbierać całą kolekcję, a co za tym idzie, zrobić sobie reread tych, które czytałam kilkanaście lat temu. Postanowiłam więc zacząć od tej, w której osobliwy detektyw Hercules Poirot pojawia się po raz pierwszy.

I chociaż niewątpliwie "Tajemnicza historia w Styles" nie należy do grona moich ulubionych książek autorstwa Christie, myślę, że trzeba zapoznać się z jej debiutem, aby zrozumieć fenomen jej twórczości oraz zaobserwować progres, jaki poczyniła na przestrzeni lat, przez które tworzyła.

W swoim powieściowym debiucie autorka zabiera nas do starej angielskiej posiadłości mieszczącej się w hrabstwie Essex, gdzie miejsce ma tajemnicze morderstwo. Otóż pewnej nocy Emilia Inglethorp umiera w tajemniczych okolicznościach. Czy była to śmierć z przyczyn naturalnych, czy jednak ktoś pomógł staruszce opuścić ziemski padół? Tego będzie próbował dowieść Herkules Poirot, który zostanie poproszony o przyjrzenie się sprawie przez przebywającego w posiadłości — Arthura Hastingsa.

Największym plusem tej historii nie jest to, jak autorka kręci, co chwile rzucając podejrzenie na kogoś innego, ale sama postać Herkulesa, który bez pomocy dostępnej w dzisiejszych czasach technologii potrafi zdobyć i przeanalizować materiał dowodowy w taki sposób, aby bezbłędnie wskazać mordercę.

Jeżeli natomiast miałabym wskazać to, co najmniej podobało mi się w tej publikacji, to niestety, ale muszę przyznać, że była to postać Hastingsa, który był narratorem całej historii i okropnie mnie w tej roli irytował.

A jakie są Wasze doświadczenia z lekturą książek Agathy Christie? Lubicie, czy uważacie je za przereklamowane?

Nie ulega wątpliwości, że Agatha Christie to niekwestionowana królowa kryminałów. Jej twórczość jest jednak dość specyficzna, ponieważ powstała w innym wieku, niż ten, w którym obecnie żyjemy, więc jej powieści różnią się od tych, które zalewają aktualny rynek wydawniczy. Ja jednak uważam, że każdy wielbiciel gatunku, prędzej czy później powinien jednak zapoznać się z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Potyczki z panem Knightem" to trzecia i zarazem ostatnia odsłona serii "London Mister" autorstwa Rosy Lucas.

Gdy w zeszłym roku sięgałam po pierwszą część tej trylogii, zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. I szczerze powiedziawszy, nie przeczuwałam, że kiedy przyjdzie mi przeczytać ostatnią stronę ostatniej książki, dojdę do wniosku, że trochę smutno jest mi żegnać się z Dannym, Tristanem i Jackiem. Jednak zanim ostatecznie pożegnam się z bohaterami serii, podzielę się z Wami wrażeniami po lekturze ostatniego tomu.

Tym razem miałam okazję poznać historię Jacka — londyńskiego biznesmena, który nie dość, że trzyma całe miasto w garści, to w dodatku uchodzi za playboya oraz Bonnie — ambitnej i zdolnej pani architekt, która robi wszystko, by dostać upragniony awans. Chociaż Jack i Bonnie znają się nie od dziś, ich drogi rozeszły się dawno temu. Czy ich ponowne spotkanie na ślubie przyjaciółki Bonnie i kuzyna Jacka okaże się katastrofą? Czy wspólna praca przy jednym z dużych projektów zbliży ich do siebie? Co wydarzy się, kiedy na jaw wyjdą tajemnice z przeszłości? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.

Muszę przyznać, że po przeczytaniu "Potyczek z panem Knightem" odczuwam pewien niedosyt. Z jednej strony bardzo mi się ona podobała, a z drugiej zabrakło mi w niej nieco więcej tych tytułowych potyczek. W mojej opinii relacja między Bonnie a Jackiem rozwinęła się trochę zbyt szybko. Myślę, że gdyby autorka wydłużyła nieco historię i opóźniła romans między głównymi bohaterami, wyszłoby zdecydowanie lepiej, ale oczywiście jest to tylko i wyłącznie moje zdanie.

Postacie stworzone przez Rosę Lucas po raz kolejny przypadły mi do gustu. Chociaż Jack pojawił się już w poprzednich częściach, dopiero teraz miałam możliwość poznania jego prawdziwego oblicza. Chociaż mężczyzna w pracy jest bezwzględnym biznesmenem, który rozstawia swoich podwładnych po kątach, prywatnie dał się poznać, jako niezwykle ciepły i uroczy mężczyzna. Natomiast Bonnie wydaje się trochę taką zagubioną łanią. Jest świadoma swoich umiejętności i tego, że świetnie wykonuje swoją pracę, jednak obawia się zmian i pomimo rozstania z byłym narzeczonym, nadal pracuje jako jego podwładna, licząc na upragniony awans. Czy ostatecznie go dostanie? Tego nie zdradzę, ale mogę Was zapewnić, że będziecie się doskonale bawić, podczas odkrywania odpowiedzi na to pytanie.

Jeżeli lubicie historie, w których humor, romans biurowy i pikantne sceny grają pierwsze skrzypce, będzie to lektura, która z pewnością przypadnie Wam do gustu. Myślę, że osoby, które miały okazję poznać i polubić poprzednie części serii "London Mister" będą zadowolone z tego, jak zakończyła się cała trylogia. Natomiast tym, którzy jeszcze nie mieli okazji poznać trzech przyjaciół z Londynu, polecam zacząć swoją przygodę od "Poskromienia pana Walkera".

"Potyczki z panem Knightem" to trzecia i zarazem ostatnia odsłona serii "London Mister" autorstwa Rosy Lucas.

Gdy w zeszłym roku sięgałam po pierwszą część tej trylogii, zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. I szczerze powiedziawszy, nie przeczuwałam, że kiedy przyjdzie mi przeczytać ostatnią stronę ostatniej książki, dojdę do wniosku, że trochę...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Współpraca reklamowa @editio.red

Chociaż Camille Gale ma na swoim koncie dość sporo książkę, ja sięgnęłam po jej twórczość dopiero pierwszy raz za sprawą jej najnowszej książki „Dziewczyna zza ściany”. Czy zatem publikacja reklamowana jako mroczny i nieoczywisty dark romance z elementami thrillera przypadł mi do gustu? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Muszę przyznać, że sięgając po tę książkę, byłam bardzo ciekawa tego, czy autorce w ogóle uda się sensownie połączyć romans z thrillerem, ponieważ po przeczytaniu opisu miałam pewne obawy, czy aby opisana historia nie będzie opierać się głównie na próbie romantyzowania syndromu sztokholmskiego. Jednak w tej kwestii miło się zaskoczyłam. Dlatego za to autorce należy się ogromny plus!

Książka wciągnęła mnie już od pierwszej chwili. Ma niesamowity klimat i zawiera wiele elementów, które jako fanka kryminałów i thrillerów bardzo lubię.

„Dziewczyna zza ściany” to nie tylko historia dwojga ludzi, których los postawił na swojej drodze, ale przede wszystkim opowieść o przeciwnościach ludzkiego życia, podejmowaniu trudnych decyzji oraz radzeniu sobie ze stratą.

Myślę, że na uwagę zasługuje również kreacja bohaterów, a w szczególności Knoxa. Przyznam, że dawno nie spotkałam się z tak nieoczywistą postacią i szczerze powiedziawszy, do samego końca nie byłam pewna tego, jakie zakończenie szykuje dla niego autorka.

Czy spodziewałam się tego, jak finalnie potoczą się losy Knoxa i Hope? W jednej kwestii tak, ponieważ chyba nie można było inaczej, chociaż osobiście jest mi trochę przykro z tego powodu. Natomiast jeżeli chodzi o tę drugą kwestię opisaną w epilogu to była dla mnie trochę creepy, ale dla kogoś innego może okazać się świetnym rozwiązaniem!

Jeżeli miałabym podsumować tę książkę to, jako thriller bardzo mi się podobała, natomiast jeśli chodzi o dark romans, zabrakło mi w niej nieco erotyki i bardziej rozbudowanych scen zbliżeń.

Niemniej jednak uważam, że książka jest godna polecenia, dlatego, jeżeli nie mieliście jeszcze okazji się z nią zapoznać, serdecznie Was do tego zachęcam. Ja natomiast z pewnością w niedalekiej przyszłości zapoznam się z pozostałymi książkami autorki, ponieważ jestem bardzo ciekawa, czy są równie dobre i trzymające w napięciu.

Współpraca reklamowa @editio.red

Chociaż Camille Gale ma na swoim koncie dość sporo książkę, ja sięgnęłam po jej twórczość dopiero pierwszy raz za sprawą jej najnowszej książki „Dziewczyna zza ściany”. Czy zatem publikacja reklamowana jako mroczny i nieoczywisty dark romance z elementami thrillera przypadł mi do gustu? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Muszę przyznać, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Pokaż mi, kim jesteś” to drugi tom serii "Chicago" autorstwa Anny Falatyn. Tym razem poznajemy historię przyjaciela znanego z poprzedniej części Zachary’ego — Williama Reeda oraz Audrey Evans. Czy lektura drugiego domu również przypadła mi do gustu? Już spieszę z wyjaśnieniem!

Muszę przyznać, że odkąd odkryłam twórczość autorki za sprawą „Mecenasa”, kupuje jej książki w ciemno, ponieważ wiem, że będzie to doskonały wybór! Dlatego ani trochę nie jestem zaskoczona faktem, że „Pokaż mi, kim jesteś” okazała się kolejną publikacją, która skradła moje serce i trafiła do grona moich ulubieńców.

Bardzo duży wpływ na to miała bez wątpienia kreacja bohaterów. Chociaż Williama zdarzyłam polubić już w poprzedniej części, dopiero teraz miałam okazję poznać go z każdej możliwej strony i odkryć jego prawdziwą naturę. Bo tak naprawdę kto mógł się spodziewać, że ten bezwzględny prezes koncernu farmaceutycznego i pracoholik może okazać się tak uroczym i ciepłym człowiekiem, szczególnie w kontaktach z kimś, kto tak strasznie zalazł mu za skórę. Jeżeli chodzi natomiast o postać Audrey, przyznaję, że intrygowała mnie od pierwszej chwili. Bardzo współczułam jej z powodu tego, jak była traktowana przez swoją rodzinę i mocno kibicowałam jej, aby udało jej się odciąć od tego toksycznego środowiska, w którym przyszło jej tkwić. Czy jej się to udało? Przekonacie się o tym, sięgając po najnowszą część serii "Chicago".

W swoich książkach Anna Falatyn zawsze porusza tematy, które są, ogólnie rzecz ujmując, uznawane za trudne. I za każdym razem wychodzi jej to świetnie! Nie inaczej było również tym razem, chociaż na koniec zabrakło mi, chociażby wzmianki na temat tego, że Audrey skorzystała z pomocy psychologa, który pomógłby jej przepracować to, czego doświadczyła.

W mojej ocenie „Pokaż mi, kim jesteś” to kolejna fantastyczna i godna polecenia książka autorki, dlatego serdecznie zachęcam Was do jej przeczytania! Natomiast ja z niecierpliwością będę wypatrywać premiery trzeciej odsłony serii „Chicago” i opisanej w niej historii Benjamina! Mam nadzieję, że nie będę musiała na nią czekać zbyt długo!

„Pokaż mi, kim jesteś” to drugi tom serii "Chicago" autorstwa Anny Falatyn. Tym razem poznajemy historię przyjaciela znanego z poprzedniej części Zachary’ego — Williama Reeda oraz Audrey Evans. Czy lektura drugiego domu również przypadła mi do gustu? Już spieszę z wyjaśnieniem!

Muszę przyznać, że odkąd odkryłam twórczość autorki za sprawą „Mecenasa”, kupuje jej książki w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Współpraca reklamowa @editiored

"Spętani przeznaczeniem" to debiut literacki Zuzanny Dominik i zarazem pierwszy tom serii "The Thomas Family". Debiuty literackie to dość specyficzny rodzaj książek, ponieważ sięgając po dzieło nowego autora, nigdy nie wiemy, czego możemy spodziewać się w środku. Nie inaczej było również w tym przypadku, ale ci, którzy czytają moje opinie nie od dziś, doskonale wiedzą, że uwielbiam ten dreszczyk emocji, który towarzyszy poznawaniu "świeżynek". Czy teraz kiedy jestem już po lekturze, mogę zaliczyć "Spętanych przeznaczeniem" do debiutów, które podbiły moje serce? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Głównym bohaterem historii jest Archer Thomas — wdowiec, który wychowuje trzy córeczki. Na co dzień Archer zajmuje się odziedziczonym po zmarłym ojcu ranczem, na którym mieszka od urodzenia. Życiowy dobytek Thomasów znajduje się w niezwykle atrakcyjnym miejscu, na które chrapkę ma jedna z firm skupująca nieruchomości. Czy zatem Archer otrzyma propozycję sprzedaży rodzinnej spuścizny?

Pewnego dnia na jego ziemi pojawia się niespodziewany gość. Brooklyn przyjechała na rancho, by przekonać Thomasów do sprzedaży swojej ziemi, jednak po tym, jak spektakularnie wylądowała w błocie i nie zrobiła dobrego pierwszego wrażenia na Archerze, postanawia nie przyznawać się do tego, w jakim faktycznie celu przybyła na jego ziemię. Dlatego, gdy mężczyzna zaproponował jej pobyt w swojej posiadłości w zamian za pomoc przy drobnych pracach domowych, nie wahała się ani chwili. Czy kobiecie uda się dogadać ze wszystkimi członkami rodziny Thomasów? Czy między Brooklyn a Archerem dojdzie do czegoś więcej? Co stanie się, gdy najstarszy z braci dowie się, jaki był prawdziwy powód pojawienia się Brooklyn w jego życiu? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.

Muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym debiutem. Podczas czytania "Spętanych przeznaczenia" miałam trochę takie wrażenie, jakbym wybrała się z wizytą do starych dobrych znajomych, szczególnie że kiedyś miałam okazję oglądać film o podobnej tematyce, który również przypadł mi do gustu.

Bardzo spodobało mi się to, że autorka wprowadziła do historii motyw samotnego ojca. I to taki dość hardcorowy zwarzywszy na to, że dzieciaki Archera to trzy dziewczynki, z których dwie to nastolatki. Jednak jego postać i relację z córkami zostały opisane w taki sposób, że ani przez chwilę nie miałam wrażenia, że jest to tylko i wyłącznie fikcja literacka. Zresztą podobne odczucia miałam w stosunku do Brooklyn. Kreacja jej postaci również mnie zachwyciła, szczególnie jej przemiana z zahukanej przez apodyktycznych rodziców, zagubionej kobiety, w tę zdająca sobie sprawę z własnej wartości.

Myślę, że na uwagę zasługuje również fakt, że w książce pojawia się wiele pobocznych postaci, a przede wszystkim to, iż mamy okazję poznać braci Archera, którzy jak można się spodziewać po zapowiedzi drugiej części, po kolei staną się głównymi bohaterami kolejnych tomów serii. Dlatego z niecierpliwością będę wypatrywać premier ich historii.

"Spętani przeznaczeniem" to lekka, przyjemna i poruszająca książka, którą czyta się bardzo szybko, dlatego mam nadzieję, że pomimo iż jest to debiut literacki, dacie jej szansę i docenicie jej prostotę i niezwykły klimat, który w niej panuje.

Współpraca reklamowa @editiored

"Spętani przeznaczeniem" to debiut literacki Zuzanny Dominik i zarazem pierwszy tom serii "The Thomas Family". Debiuty literackie to dość specyficzny rodzaj książek, ponieważ sięgając po dzieło nowego autora, nigdy nie wiemy, czego możemy spodziewać się w środku. Nie inaczej było również w tym przypadku, ale ci, którzy czytają moje opinie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Satan's Affair" to pierwsza książka H.D.Carlton, którą miałam okazję przeczytać. I w sumie dobrze się stało, że nie sięgnęłam najpierw po "Haunting Adeline", ponieważ okazało się, że "Satan's Affair" to prequel tej historii. Seria "Cat and Mouse Duet" wywołuje bardzo wiele emocji wśród czytelników. Jedni ją kochają, drudzy uważają, że puka do dna od spodu. A jak będzie w moim przypadku? Czas pokaże, ale jestem dobrej myśli.

Główną bohaterką nowelki będącej wprowadzeniem do całej serii jest Sibel Dubois, którą przyjaciele mogą określać jako Sibby. Sibel jest młodą kobietą, która otrzymała wyjątkowy dar. Poprzez swoje wewnętrzne oko, widzi, które z osób pojawiających się na jej drodze, ma na swoim koncie nikczemne uczynki, a tym samym ich dusze są zgniłe. Czy degeneraci wychodzą cało ze spotkania z nią?

Jedno jest pewne. W nawiedzonym domu, pełnym ukrytych w nim potworów, do którego Sibel zwabia swoje ofiary, wszystko może się zdarzyć. Szczególnie że dziewczyna ma do pomocy swoich wiernych pomocników, którzy są na każde jej skinienie. Jednak kim tak naprawdę jest Sibel? Zwykłym mordercą czy zbawicielem świata? Czy panna Dubois powinna obawiać się wymiaru sprawiedliwości? Co stanie się, gdy na jej drodze stanie nowy pomocnik? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.

Muszę przyznać, że "Satan's Affair" to jedna z tych historii, w której trup ściele się gęsto. Sięgając po tę książkę, byłam przekonana, że będzie to dark romans, jakich na rynku wydawniczym wiele, a tymczasem otrzymałam publikację, którą bardziej określiłabym mianem teksańskiej masakry piłą mechaniczną. Dlatego z pewnością nie jest to lektura dla osób niepełnoletnich oraz tych o słabych nerwach.

Chociaż po przeczytaniu pierwszych rozdziałów miałam nieco mieszane uczucia, co do mojej oceny tej lektury, którą można by określić jako horror z licznymi elementami erotycznymi, ostatecznie bardzo mnie ta historia zaintrygowała. Szczególnie sama jej końcówka, kiedy na jaw wychodzą pewne sprawy, które wcale nie były oczywiste na samym początku.

Autorka stworzyła bardzo brutalną, ale niezwykle interesującą rzeczywistość, która aż prosi się o rozwinięcie, bo te kilka rozdziałów, które liczyła ta nowelka to dla mnie zdecydowanie za mało. Chętnie dowiedziałabym się więcej na temat dzieciństwa Sibby i jej życia w stworzonej przez jej ojca społeczności oraz na temat tego, jak wyglądała jej codzienność w miejscu, do którego ostatecznie trafiła.

Niemniej jednak lektura "Satan's Affair" sprawiła, że jeszcze bardziej jestem ciekawa tego, co wydarzy się w "Haunting Adeline" i "Hunting Adeline", więc myślę, iż te dwie pozycje nie będą już zbyt długo zalegać na mojej półce w oczekiwaniu na przeczytanie.

"Satan's Affair" to pierwsza książka H.D.Carlton, którą miałam okazję przeczytać. I w sumie dobrze się stało, że nie sięgnęłam najpierw po "Haunting Adeline", ponieważ okazało się, że "Satan's Affair" to prequel tej historii. Seria "Cat and Mouse Duet" wywołuje bardzo wiele emocji wśród czytelników. Jedni ją kochają, drudzy uważają, że puka do dna od spodu. A jak będzie w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"We're just enemies" to kolejna publikacja autorstwa Leny M. Bielskiej, która wchodzi w skład uniwersum Arkansas. Jest to historia córki bohaterów "We're just friends" — Charlie Walker oraz Reeda Westa — syna bohaterów "Pana Westa". Obie te książki, przypadły mi do gustu, więc nie mogłam się doczekać, kiedy zagłębię się w losy drugiego pokolenia. Czy zatem "We're just enemies" trafiło na moją półkę dobrych publikacji? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Charlie Walker to dziewczyna, której adrenalina towarzyszy niemal każdego dnia, szczególnie gdy wsiada na swój motocykl i uczestniczy w wyścigach, których organizatorem jest jej były partner. Niestety, nie jest to jedyne nielegalne zajęcie, do którego chłopak ją zmusza. Przed dwoma laty Charlie uczestniczyła w kradzieży kolii, ale ostatecznie to nie ona została oskarżona o jej przywłaszczenie. Kto zatem został o to obwiniony?

Reed West wziął winę na siebie, ale poprzysiągł zemstę. Czy jego powrót po pobycie w ośrodku dla trudnej młodzieży przysporzy Charlie problemów? Czy chłopakowi uda się zemścić się na pannie Walker? Co wydarzy się, kiedy na jaw wyjdą wszystkie okoliczności kradzieży sprzed lat? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.

Muszę przyznać, że jestem trochę zaskoczona tym, co znalazłam w tej książce. Lenę M. Bielską znam z historii, których fabuła kręci się głównie wokół romansu. Autorka zdążyła przyzwyczaić mnie do tego, że jej książki są pełne namiętności i zbliżeń pomiędzy bohaterami. Natomiast tutaj pierwsze skrzypce grało, coś zgoła innego. Jest to historia, która zdecydowanie skłania do refleksji na temat tego, że decyzje, które podejmujemy w swoim życiu, zawsze niosą za sobą jakieś konsekwencje.

Bardzo podobała mi się kreacja bohaterów, którzy, chociaż są jeszcze bardzo młodzi, niosą na swoich barkach ogromny ciężar, który potrafiłby przytłoczyć niejednego dorosłego i bardziej doświadczonego bohatera.

Motyw enemies to lovers, który został wykorzystany w tej publikacji, był świetnie poprowadzony. Za każdym razem, kiedy West wypowiadał się, czy chociażby myślał niepochlebnie na temat panny Walker, czułam tę nienawiść i chęć zemsty, która była jego motorem napędowym. Jednak najbardziej urzekła mnie zmiana relacji między głównymi bohaterami, kiedy to do głosu zaczęły dochodzić emocje i skrzętnie skrywane uczucia, którymi oboje się darzyli.

Myślę, że na uwagę zasługuje również scena rozprawy sądowej, która miała miejsce pod koniec książki. Chociaż nie miałam nigdy okazji być w amerykańskim sądzie, poczułam ten niezwykły i tak różny od polskich realiów klimat, znany mi jedynie z seriali i produkcji filmowych. Nie wiem, czy w rzeczywistości wygląda to podobnie, ale autorka kupiła mnie tym na tyle, że jest to dla mnie wysoce prawdopodobne.

"We're just enemies" to kolejna historia Leny M. Bielskiej, która przypadła mi do gustu, więc myślę, że wielbiciele stworzonego przez nią uniwersum Arkansas będą zadowoleni z lektury. A jeżeli nie mieliście jeszcze okazji się z nim zapoznać, polecam zacząć od historii rodziców Charlie, która była początkiem tego uniwersum.

"We're just enemies" to kolejna publikacja autorstwa Leny M. Bielskiej, która wchodzi w skład uniwersum Arkansas. Jest to historia córki bohaterów "We're just friends" — Charlie Walker oraz Reeda Westa — syna bohaterów "Pana Westa". Obie te książki, przypadły mi do gustu, więc nie mogłam się doczekać, kiedy zagłębię się w losy drugiego pokolenia. Czy zatem "We're just...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Tron Królowej Słońca" to kolejna książka, którą miałam okazję przeczytać w ramach akcji @czytaniezwiedzmami. Czy publikacja zawierająca motyw rywalizacji przypadła mi do gustu? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Główną bohaterką historii jest Lor — młoda kobieta, która doskonale wie, czym jest przemoc, strach o własne życie oraz uczucie głodu. Wraz ze swoim rodzeństwem od dwunastu lat przebywa w Nostrazie — więzieniu, znajdującym się na terytorium królestwa Zorzy. Czy kiedykolwiek uda jej się wydostać z niewoli?

Podczas odbywania jednej z najgorszych kar, które można wymierzyć tym, którzy przebywają w Nostrazie, los postanawia dać jej szanse na zmianę swojego beznadziejnego położenia. Lor niespodziewanie trafia pod skrzydła Atlasa — Króla Słońca, w którego królestwie będzie musiała zmierzyć się z dziewięcioma innymi kobietami w zawodach, których tradycja została zapoczątkowana ponad osiem tysięcy lat temu. Czy Lor zostanie triumfatorką turnieju? Czy dzięki pobytowi w królestwie Słońca, uwierzy, że jej życie może być lepsze niż to, które wiodła w Nostrazie? Czy Król Zorzy będzie chciał ściągnąć ją z powrotem do swojej krainy? Jakie tajemnice kryje Uranos i jaki związek mają z nimi artefakty każdego z królestw? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.

Muszę przyznać, że książka Nishy J. Tuli już od samego początku bardzo mnie zaintrygowała. Pomimo iż nie otrzymałam zbyt wiele informacji na temat świata, który został wykreowany przez autorkę, jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało w odbiorze. Dlaczego? W swojej książce Nisha J. Tuli postanowiła bowiem nie podawać wszystkiego na złotej tacy, tylko dawkować swoim czytelnikom pewne istotne informacje tak, aby zostały odkrywane powoli, w miarę jak fabuła posuwa się do przodu, co bardzo mi się podobało.

Motyw turnieju czy rywalizacji, który został wykorzystany w tej historii, również przypadł mi do gustu, ale osobiście uważam, że został potraktowany trochę po macoszemu. Myślałam, że skoro jest to jeden z głównych elementów książki, zostanie w znacznym stopniu rozbudowany i przede wszystkim opisany bardziej szczegółowo, a tymczasem miałam wrażenie, że autorka bardziej skupiła się na relacji między Lor a Królem Słońca, niż na samej walce o tytuł królowej. I chociaż kocham romanse, w tym konkretnym przypadku byłam nastawiona na więcej rywalizacji i niestety trochę się przeliczyłam.

Jeżeli chodzi natomiast o bohaterów, przyznaję, że Lor polubiłam już od samego początku. Lubię takie zadziory, a ona idealnie pasowała mi do opisywanej historii. Co do pozostałych postaci, nie będę się wypowiadać, bo niestety byłby to dość duży spoiler.

Myślę, że "Tron Królowej Słońca" jest dość dobrym początkiem serii "Artefakty Uranosa", dlatego z chęcią sięgnę po kolejne części, aby przekonać się, jak dalej potoczą się losy Lor oraz innych bohaterów.

"Tron Królowej Słońca" to kolejna książka, którą miałam okazję przeczytać w ramach akcji @czytaniezwiedzmami. Czy publikacja zawierająca motyw rywalizacji przypadła mi do gustu? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Główną bohaterką historii jest Lor — młoda kobieta, która doskonale wie, czym jest przemoc, strach o własne życie oraz uczucie głodu. Wraz ze swoim rodzeństwem od...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Współpraca reklamowa @editiored

"Wpadka" to jeden z tych debiutów literackich, na który czekałam z niecierpliwością. Bardzo zaintrygował mnie ten tytuł nie tylko ze względu na opis historii, ale również z powodu samej autorki, której konto z recenzjami obserwuje od 2022 roku. Chociaż Katarzyna Lewandowicz dzieli się swoim literackim talentem na wattpadzie, nie miałam wcześniej okazji zajrzeć na jej konto, więc byłam bardzo ciekawa tego, jak osoba, która zazwyczaj znajduje się po drugiej stronie, poradzi sobie w nowej roli. Czy zatem "Wpadce" udało się skraść moje serce? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Główną bohaterką historii jest Maria, kobieta przed trzydziestką, na którą wszyscy mówią Majka. Dziewczyna jest autorką felietonów, które pisze dla jednej z wrocławskich gazet. Maja nie ma stałego partnera, ale marzy o tym, by mieć rodzinę. Taką, która będzie przeciwieństwem tej, w której się wychowała. Czy jej się to uda?

Pewnego dnia na jej życiowej drodze pojawia się nowy sąsiad — Tomek, który zajął mieszkanie jej przyjaciela Aleksa, który wyjechał na staż za ocean, zaraz po tym, jak spędził z Mają upojną noc. Czy Tomek okaże się tym wymarzonym mężczyzną, na którego Maja czeka już od tak dawna? Czy fakt, że nowy sąsiad jest nieco młodszy od głównej bohaterki, będzie miało wpływ na ich relację? Co wydarzy się, kiedy Maja zorientuje się, że jest w ciąży z Aleksem? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.

Muszę przyznać, że lektura "Wpadki" dość mocno mnie wymęczyła. W mojej ocenie historia jest dość nierówna. Ma wiele dobrych i interesujących fragmentów, ale również mnóstwo takich, które sprawiały, że wywracałam oczami i miałam ochotę dać sobie spokój z dalszym czytaniem.

Instant love to motyw, który nie należy do moich ulubionych, ale nie raz zdarzało mi się trafić na publikację z tym wątkiem, które skradły moje serce. Tutaj niestety tak nie było. Myślę, że w dużej mierze było to spowodowane tym, że bohaterowie byli w mojej ocenie bardzo niedojrzali. Rozumiem, że zarówno jedno, jak i drugie doświadczyło w swoim życiu wiele złego, ale podczas czytania cały czas miałam wrażenie, że żadne nie wyciągnęło wniosków z tego, czego mieli okazję doświadczyć.

Maja wiecznie obrażała się na cały świat i gdy coś działo się nie po jej myśli, uciekała, by uniknąć właściwej konfrontacji. Natomiast Tomasz miał duże problemy ze szczerością, które wiecznie doprowadzały do tego, co napisałam powyżej, przez co miałam trochę wrażenie, jakby ktoś umieścił mnie w sali kinowej i w kółko odtwarzał ten sam film.

Historia tak naprawdę zaczęła mnie wciągać dopiero około trzydziestego rozdziału i nie wiem, czy gdyby nie była to książka ze współpracy, doczytałabym ją do końca. W zasadzie najlepiej wspominam fragmenty, które umiejscowione były w Karpaczu i trochę żałuję, że nie było ich nieco więcej.

"Wpadka" miała naprawdę duży potencjał, by stać się świetną historią o trudach codziennego życia, przeciwnościach losu oraz konsekwencjach wyborów, które podejmujemy każdego dnia. W mojej ocenie nie został on jednak w pełni wykorzystany. Jednak należy również pamiętać, że jest to debiut literacki, a jak doskonale wiemy, rządzą się one swoimi prawami, więc można nieco przymknąć oko, na niektóre mniejsze niedociągnięcia.

Jeżeli autorce uda się wydać kolejną książkę, z pewnością zdecyduje się na jej przeczytanie, aby sprawdzić, czy jej pisarska kariera nabiera tempa.

Współpraca reklamowa @editiored

"Wpadka" to jeden z tych debiutów literackich, na który czekałam z niecierpliwością. Bardzo zaintrygował mnie ten tytuł nie tylko ze względu na opis historii, ale również z powodu samej autorki, której konto z recenzjami obserwuje od 2022 roku. Chociaż Katarzyna Lewandowicz dzieli się swoim literackim talentem na wattpadzie, nie miałam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Po przeczytaniu pierwszej odsłony serii "Rule Breaker" autorstwa J.Wilder, wiedziałam, że sięgnę po kolejne tomy, gdy tylko zostaną wydane, a "Zasady gry" to właśnie drugi tom wspomnianej serii. Czy historia Piper i Lucasa urzekła mnie podobnie jak losy Sidney i Jaxa? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Lucasa — kapitana uczelnianej drużyny hokejowej i Piper — młodszą siostrę, jego najlepszego przyjaciela, mieliśmy już okazję poznać w "Zasadzie numer pięć". Chociaż wtedy byli jedynie pobocznymi bohaterami, mogliśmy towarzyszyć im podczas jednego z radośniejszych wydarzeń, w życiu każdej pary, które miało znaczący wpływ na ich dalsze, wspólne życie. Jednak, jak to się stało, że w ogóle zostali parą? Czy znajomość z dzieciństwa naturalnie przerodziła się w miłość? Czy zawsze razem pokonywali wszystkie przeciwności losu? I dlaczego tak naprawdę musieli przez pewien czas żyć z dala od siebie? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury "Zasad gry".

Muszę przyznać, że podczas czytania tej historii bawiłam się jeszcze lepiej niż wtedy, gdy zgłębiałam się w tej, należącej do Sidney i Jaxa. Już wielokrotnie wspominałam, że książki, w których przynajmniej jedna z postaci jest powiązana ze sportem, zawsze są bliskie mojemu sercu, jednak nie ukrywam też, że moim numerem jeden są te, które wywołują wiele różnorakich emocji. W "Zasadach gry" otrzymałam obie te rzeczy, więc jestem podwójnie ukontentowana.

Relacja głównych bohaterów była niezwykle piękna. Po przeczytaniu pierwszej części wiedziałam, że tworzą świetną parę, ale poznanie podwalin ich związku i towarzyszenie im w tej długiej i wyboistej drodze, pełnej bólu, zwątpienia, wzruszeń i odrzucenia, było niezwykłym doświadczeniem, które z pewnością zostanie w mojej pamięci jeszcze przez dłuższy czas.

Historię opisaną w "Zasadach gry" czyta się bardzo płynnie i szybko, a losy głównych bohaterów wciągają czytelnika w zasadzie od pierwszej chwili. Mam też wrażenie, że autorka wzięła sobie do serca wszystkie uwagi zagranicznych czytelników, co do pierwszej odsłony serii, a jej literacki warsztat trochę ewoluował pomiędzy napisaniem pierwszej i drugiej części, za co z pewnością należy się jej duży plus. Szkoda tylko, że w tłumaczeniu, które poszło do druku, znalazło się tak wiele literówek i kilka przekręconych słów, bo nieco zepsuło mi to odbiór całości.

Niemniej jednak "Zasady gry" wysunęły się na prowadzenie, jeżeli chodzi o moją prywatną klasyfikację poszczególnych części serii "Rule Breaker". Teraz z niecierpliwością będę wyczekiwać premiery kolejnego tomu, który wydaje mi się, że będzie najbardziej pikantny ze wszystkich.

Po przeczytaniu pierwszej odsłony serii "Rule Breaker" autorstwa J.Wilder, wiedziałam, że sięgnę po kolejne tomy, gdy tylko zostaną wydane, a "Zasady gry" to właśnie drugi tom wspomnianej serii. Czy historia Piper i Lucasa urzekła mnie podobnie jak losy Sidney i Jaxa? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Lucasa — kapitana uczelnianej drużyny hokejowej i Piper — młodszą siostrę,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Milestones" to moje drugie podejście do twórczości Magdaleny Szponar. Za pierwszym razem sięgnęłam po jej książkę z gatunku fantasy i niestety bardzo mocno się zawiodłam, ale postanowiłam nie skreślać autorki i przeczytać jeden z jej romansów. Czy był to dobry wybór? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Zacznę od tego, że motywy romansu biurowego i różnicy wieku, to wątki, które należą do grupy moich ulubionych, dlatego zdecydowałam się sięgnąć właśnie po "Milestones". Główną bohaterką historii jest dwudziestosześcioletnia Veronica Hale. Młoda i niezwykle ambitna kobieta, która próbuje dojść do siebie po śmierci ukochanego ojca. Dziewczyna jest przekonana, że przejmie jego obowiązki prezesa w wydawnictwie Callan & Hale. Jednak czy będzie jej to dane?

Jedno jest pewne. Droga do objęcia wymarzonego stanowiska nie będzie wcale taka prosta, szczególnie że ojciec Veroniki zostawił bardzo szczegółowy testament, który dodatkowo został podzielony na kilka części. Czy panna Hale uszanuje wolę ojca? Czy kumpel z dzieciństwa — Kane Callan, pod którego okiem ma przejść szkolenie, będzie dla niej bardziej przyjacielem, czy wrogiem? Co wydarzy się, kiedy Hale i Callan przyznają się do swoich skrzętnie skrywanych uczuć? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.

Muszę przyznać, że podczas czytania tej książki bawiłam się świetnie, ponieważ pierwsze skrzypce grają tutaj emocje. I to takie, które poruszają człowieka dogłębnie. Już od samego początku towarzyszymy głównej bohaterce w najtrudniejszych chwilach jej życia, czyli momencie pożegnania z ukochanym ojcem. Jako że jestem osobą, która jest bardzo wrażliwa na takie kwestie, oczywiście nie obyło się bez uronienia kilku łez, więc już na początku mojej przygody z tą książką byłam przekonana, że będzie to książka, która przypadnie mi go gustu.

Czy tak ostatecznie było? Zdecydowanie tak, chociaż nie mogę ukryć, że w niektórych momentach historia była bardzo przewidywalna. Jednak przy takiej ilości książek, jakie pochłaniam w ciągu roku, raczej trudno mnie czymś zaskoczyć. Ale przyznaje, że motyw podzielonego na części testamentu było dla mnie czymś nowym, szczególnie w takiej formie, ponieważ w pewnym momencie sama nie wiedziałam, czy zamiary Kane'a są naprawdę tak krystaliczne, jak mi się od początku wydawało, czy jednak autorce udało się wyprowadzić mnie w pole, więc chyba jednak można mnie jeszcze czymś zaskoczyć!

Jeżeli chodzi o głównych bohaterów historii, to bardzo ich polubiłam! Połączenie żywiołowej i pełnej energii dziewczyny, ze stanowczym i nieco gburowatym przedstawicielem płci męskiej, zawsze raduje moje serduszko. Nie będę się jednak więcej rozpisywać na ich temat, ponieważ nie chciałabym niepotrzebnie zepsuć komuś frajdy z samodzielnego odkrywania tego, co w nich najlepsze.

Pomimo iż pierwsza przeczytana przeze mnie książka autorki zupełnie nie przypadła mi do gustu, lektura "Milestones" pozwoliła mi uwierzyć, że mógł być to jedynie wypadek przy pracy, dlatego z pewnością skuszę się jeszcze sięgnąć po inne książki autorki.

"Milestones" to moje drugie podejście do twórczości Magdaleny Szponar. Za pierwszym razem sięgnęłam po jej książkę z gatunku fantasy i niestety bardzo mocno się zawiodłam, ale postanowiłam nie skreślać autorki i przeczytać jeden z jej romansów. Czy był to dobry wybór? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Zacznę od tego, że motywy romansu biurowego i różnicy wieku, to wątki, które...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Nielat" Piotra Kościelnego to książka, która trafiła do mnie w ramach BookToura organizowanego przez @villanelle_lu. Wcześniej nie miałam okazji sięgnąć po publikacje autora, ale cztery widniały na mojej liście do przeczytania. Czy zatem pierwsza książka Piotra Kościelnego, którą miałam okazję przeczytać, przypadła mi do gustu? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Historia opisana w książce rozgrywa się w latach dziewięćdziesiątych. Policjanci z wydziału zabójstw komendy miejskiej we Wrocławiu mają ręce pełne roboty. Nie dość, że prowadzą sprawę zabójstwa znanego polskiego aktora, który został znaleziony w melinie w centrum miasta. To jeszcze otrzymują informacje o znalezieniu zwęglonych zwłok nastolatka. Czy jest to zupełny zbieg okoliczności, że te dwie sprawy ujrzały światło dzienne niemal jednocześnie?

Jedno jest pewne. Komisarz Nawrocki, który zajmie się rozwiązaniem tych spraw, jeszcze nie wie, że te śledztwa będą należeć do najtrudniejszych w jego dotychczasowej karierze. Czy nastolatek musiał zginąć? Czy nieżyjący aktor był w coś zamieszany? Czy obie te śmierci są w jakiś sposób powiązane z tym, co dzieje się na wrocławskim dworcu? Co się stanie, kiedy na jaw wyjdą wszystkie okoliczności tych dwóch brutalnych zbrodni? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.

Muszę zacząć od tego, że Wrocław jest bliski mojemu sercu. Przez kilka lat miałam okazję tam mieszkać i mogę powiedzieć, że bardzo dobrze znam to miasto. Chociaż w latach dziewięćdziesiątych byłam smarkulą, doskonale pamiętam, jak wyglądał stary dworzec i jacy ludzie kręcili się zarówno we wnętrzu, jak i w jego okolicy. I nie mówię tutaj o podróżnych. Dlatego powiem Wam tyle — wszystko to, co zostało opisane na jego temat w tej historii, jest prawdą.

Chociaż głównym wątkiem historii jest zabójstwo znanego aktora, Kościelny zwraca uwagę czytelnika na inny, bardziej złożony i o wiele bardziej poruszający problem. W książce zderzają się ze sobą dwie linie czasowe. Zatem w jednej chwili towarzyszymy policjantom z wydziału zabójstw komendy miejskiej w czynnościach mających na celu doprowadzenie do rozwiązania prowadzonych śledztw, a w drugiej poznajemy historię Michała — nastolatka, który przeżył piekło na ziemi.

I właśnie ten powrót do przeszłości najbardziej mnie poruszył. Chociaż nie mam własnych dzieci, historia Michała mocno mną wstrząsnęła, szczególnie że mam świadomość, że w naszym kraju nadal jest wiele patologicznych rodzin, w których opisane sytuacje są w zasadzie na porządku dziennym.

Myślę, że "Nielat", chociaż nie jest typowym kryminałem, jest książką godną polecenia. Chociaż z pewnością nie dla ludzi o słabych nerwach, ponieważ porusza wiele tematów, które nie są społecznie akceptowalne.

"Nielat" Piotra Kościelnego to książka, która trafiła do mnie w ramach BookToura organizowanego przez @villanelle_lu. Wcześniej nie miałam okazji sięgnąć po publikacje autora, ale cztery widniały na mojej liście do przeczytania. Czy zatem pierwsza książka Piotra Kościelnego, którą miałam okazję przeczytać, przypadła mi do gustu? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Historia opisana...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to